czwartek, 9 maja 2019

14. zamiast coraz bliżej, to coraz dalej xD


Przez kilka dni nie odrywałam nosa od Eliksirów. Cały weekend spędziłam w dormitorium, ucząc się namiętnie do poprawki. O tej porze cały pokój był pusty. Większość dziewczyn przesiadywała w pokoju wspólnym albo włóczyła się gdzieś po zamku.

Położyłam się wygodnie na swoim łóżku z wyciągniętym przed sobą podręcznikiem i piórem z notatkami. Większość materiału poprawkowego miałam już trochę opanowanego, ale postanowiłam przechytrzyć Snape'a i wykuć kilka rozdziałów do przodu. Byłam pewna, że mężczyzna będzie chciał mnie uwalić, dlatego musiałam być w tym przypadku mądrzejsza od niego.

Przez moment zatopiłam się w swoich myślach, przypominając sobie jak brunet potraktował mnie kilka dni temu i ponownie zrobiło mi się przykro, ale nie mogłam dać mu satysfakcji.

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Jęknęłam cicho, wstając powoli z łóżka. W progu stała Angelina Johnson. Ciemnoskóra dziewczyna z tego samego rocznika, co bliźniacy Weasley.

- Cześć, mogę? - Spytała niepewnie. Zamrugałam zdziwiona, ale wpuściłam Gryfonkę do środka.

- Wasza sypialnia niczym się nie różni od naszej - skomentowała, rozglądając się po pomieszczeniu. - Macie tylko mniej plakatów z chłopakami i kosmetyków.

- Przyszłaś z czymś konkretnym, czy...

- Widziałam cię ostatnio wieczorem jak wróciłaś do wieży - powiedziała, nie ociągając dłużej. - Płakałaś, co nie?

Spięłam się lekko.

- Chodzi o George'a? - Dopytywała dalej. - Bo wiesz, ja idę na bal z Fredem i wiem, że ty i George również idziecie razem, ale jeżeli płakałaś przez niego, to...

- Tak. Trochę się pokłóciliśmy - odparłam szybko, nie przemyślając tego w ogóle.

- Opowiesz mi, co się stało? Z tego, co wiem, to podobasz mu się i to bardzo.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież wcale nie chodziło o bliźniaka. Nawet zapomniałam o nim przez moment, skupiając się na ważniejszych rzeczach. Zerknęłam kątem oka na podręcznik, chcąc w końcu wrócić do nauki. Angelika również podążyła wzrokiem za mną.

- Uczysz się? - Zapytała, krzywiąc się. - Eliksiry? Słyszałam też, że zostałaś zawieszona w Quiddichu. Nie martw się. Olivier się wścieka, ale przejdzie mu. Musi to przeboleć.

- Może jak zdam test u Snape'a, to wrócę do drużyny. Chciałabym - westchnęłam głęboko. - A teraz wybacz, ale ja naprawdę muszę się uczyć. Snape zagroził mi, że jak nie zdam, to obleję rok.

- Przykro mi, ale pewnie to zdasz, skoro cały czas zakuwasz. Jeżeli jednak chodzi o George'a, to nie przejmuj się nim.

- Jest ok - mruknęłam, uświadamiając sobie, że właściwie Angelika mogłaby mi trochę pomóc. - Wiesz co... trochę nie iskrzy między nami. Nie wiem jak temu zaradzić.

- Więc o to chodzi - uśmiechnęła się cwanie. - Powiem ci tak. Jesteś kobietą i już sama powinnaś wiedzieć, co z tym zrobić.

Odwzajemniłam uśmiech, nie mając pojęcia, o co jej chodzi, ale nie chciałam ciągnąć tego tematu.

- Tylko nic mu nie mów - zagroziłam jej palcem.

- Nie powiem.

- Fredowi też - dodałam. - Nie było rozmowy.

Angelika kiwnęła głową i pożegnała się, wychodząc z dormitorium.

Przeszłam się kilka razy tam i z powrotem po pokoju, chcąc przez chwilę zastanowić się nad tym, co mówiła Angelika, ale po mojej głowie cały czas przesuwały się dziwne tabele z miksturami, jakieś formułki i działania matematyczne. Przystanęłam na moment, chwytając się za głowę. Paranoja! Niedługo ten pieprzony przedmiot wypali mi dziurę w głowie.

- Pieprzony Snape - mruknęłam do siebie, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, które wisiało na ścianie, na środku pokoju i nagle mnie olśniło. Stanęłam wyprostowana, obserwując swoje ciało. Od poprzedniego roku sporo urosłam i zamieniałam się w kobietę - cycki zrobiły się o rozmiar większe, wcięcie w talii stało się bardziej widoczne, a włosy urosły lekko poza ramiona.

Niestety, cała moja przemiana była mało widoczna przez ciuchy. Czemu ja nosiłam ciągle spodnie i niedopasowane podkoszulki? Przecież miałam co pokazać! Rzuciłam się do swojej szafy, wywalając wszystkie ubrania na dywan. W końcu udało mi się znaleźć kilka fajnych rzeczy. Przebrałam się szybko w to, co chciałam, ponownie oceniając swoje odbicie i tym razem miło się zaskoczyłam. Już wiedziałam, o co chodziło Angelinie! Teraz wyglądałam o wiele lepiej. Założyłam na siebie czarną, rozkloszowaną spódniczkę w czerwono - żółtą kratkę, która sięgała troszkę ponad kolano, a z brzegu miała wszyte czerwone godło ze złotym lwem w środku. Do tego ubrałam przylegającą do ciała białą koszulę, którą włożyłam pod spódnicę. Przez głowę przełożyłam krawat również w tym samym kolorze co nasze barwy, a na nogi wciągnęłam czarne podkolanówki.

Nagle do pokoju wpadła Klara, uśmiechając się od ucha do ucha. Gdy tylko mnie zobaczyła, przystanęła gwałtownie, otwierając usta ze zdziwienia.

- I jak? - Obróciłam się wokół własnej osi, a spódnica zafalowała mocno, odsłaniając trochę uda.

- Czy to przepisowe? - Spytała, nie będąc do końca pewna.

- Jak wyglądam, a nie... - powtórzyłam uparcie.

- Ładnie. Tak...

- Kobieco?

- Seksownie? - Klara poczerwieniała troszeczkę.

- Właśnie o to mi chodziło! - Pisnęłam podekscytowana, tańcząc do lustra. - A strój ten jest jak najbardziej przepisowy. Nawet spódniczka! Pansy nosi podobne i nikt jej nic nie mówi, prawda?

- Co mnie to obchodzi, co ona nosi - burknęła Klara. Machnęłam na nią ręką, zmieniając temat.

- Co cię tak cieszyło, zanim tu weszłaś? - Zapytałam po chwili, w dalszym ciągu nie spuszczając wzroku ze swojego odbicia w lustrze. Oglądałam siebie z każdej strony.

Dziewczyna na nowo się uśmiechnęła, siadając na swoim łóżku po turecku. Widziałam jej całą sylwetkę w tafli lustra.

- Byłam u profesora Moody'ego. Opowiadał mi o Śmierciożercach, zaklęciach Niewybaczalnych i w ogóle.

- To jak było? - Zaciekawiłam się.

Klara milczała przez chwilę. Zmarszczyłam brwi, odwracając się w końcu przodem do przyjaciółki. Chwyciłam krzesło, ustawiając je naprzeciwko dziewczyny i usiadłam na nim, zakładając nogę na nogę.

- No? - Ponagliłam ją. - Jak było? Opowiadaj coś!

- Moody mówił, że walka z nimi... ze śmierciożercami w sensie...

Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, co miała na myśli.

- Oni są straszni - szepnęła, robiąc poważną minę. - Moody opowiadał, co by zrobili, gdyby nas dorwali - taką mnie i na przykład ciebie.

- Domyślam się - skrzywiłam się lekko. - Tata mi opowiadał, że Śmierciożercy zabawiali się ze swoimi ofiarami, bo taki mieli kaprys. Gwałcili, torturowali.

- Dokładnie. Moody twierdzi, że Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać powróci pewnego dnia i zemści się na wszystkich swoich byłych Śmierciożercach, którzy się go wyparli.

- Skąd ta pewność niby, że on powróci? - Zdziwiłam się. - Przecież minęło 14 lat i co? Tak nagle ma się pojawić?

Klara wzruszyła ramionami.

- Wiesz, kto jest Śmierciożercą w szkole? - Zagadnęłam po chwili.

- Nie.

- Karkarow. On zdradził Sama - Wiesz - Kogo za wolność. To też wiem od taty. Brał udział w jego procesie, ale więcej nie chciał mi powiedzieć.

- O boże - pisnęła zdenerwowana dziewczyna. - Serio? I ktoś taki jest z nami w szkole? Dumbledore na to pozwala?!

- Wyluzuj, Klara - uśmiechnęłam się słabo, aczkolwiek poważnie. - Gdyby się okazało, że Sama - Wiesz - Kto powróci, Karkarow srałby pod siebie ze strachu, a nie wygląda na kogoś, kto obawia się o swoje życie.

- Racja. Cały czas chodzi taki dumny. - Dziewczyna wypięła pierś do przodu, parodiując dyrektora Durmstrangu.

Zachichotałyśmy obie.

- Dla kogo ten strój? - zagadnęła, dalej się uśmiechając.

- Dla George'a - wypaliłam bez zająknięcia. - Wiesz, zaprosił mnie na bal, ale jakoś nie wykazuje chęci, żebyśmy się bliżej poznali.

- W takim stroju, to cała szkoła będzie się za tobą oglądać - skwitowała.

Wyszczerzyłam się. Tak bardzo chciałam powiedzieć jej prawdę o Snape'ie. Miałam wyrzuty sumienia, że ją okłamuję, ale nie mogłam inaczej postąpić.

Rozmawiałyśmy jeszcze przez krótką chwilę, po czym Klara stwierdziła, że pójdzie raz jeszcze do biblioteki, popracować nad referatem na Historię Magii, chociaż tak naprawdę miała nadzieję, że zobaczy tam ponownie Draco, o którym wspomniała mi między jednym tematem a drugim. Ja w tym czasie, ściągnęłam z siebie swój nowy mundurek i złożyłam go delikatnie na krześle obok łóżka. Przebrałam się w stare ciuchy, ponownie zasiadając do książek. Miałam w planach zarwać trochę nocy, bo zaraz po weekendzie pierwszą naszą lekcją z rana były Eliksiry. Musiałam być przygotowana na wszystko.

Następnego dnia nie poszłam nawet na śniadanie. Coś czułam, że to właśnie dzisiaj Snape postanowi dać mi test poprawkowy, na który byłam przygotowana wyśmienicie. Znałam większy zakres materiału niż powinna, dlatego też miałam nadzieję, że mężczyzna nie zaskoczy mnie niczym.

Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w nowy strój, różdżkę schowałam wraz z podręcznikami do czarnej torby, którą następnie przewiesiłam przez ramię i wybiegłam z dormitorium wprost pod salę Eliksirów, pod którą stała już większość grupy.

- Ja cię pierniczę - skomentował Ron, widząc jak schodzę po schodach. - Kim jesteś i co zrobiłaś z Alex Lamberd?

- Wow - dodał Harry, który stał po drugiej stronie sali wraz z Hermioną. Dziewczyna tylko prychnęła cicho pod nosem.

Kilkoro Ślizgonów również zagwizdało z podziwem, a Pansy Parkinson zareagowała tak samo jak Granger.

- Siedzę z tobą - oznajmił nagle rudzielec, podchodząc do mnie i obejmując. - Zgadzasz się?

Spojrzałam na Klarę, ale dziewczynie było to obojętne. I tak całą sobą skupiała się na każdej lekcji i nie można było nawet porozmawiać z nią.

- Zgoda.

Nagle do lochów wszedł nie kto inny jak sam Snape. Spięłam się w sobie, bo przecież od ostatniej naszej rozmowy, nie miałam z nim kontaktu, a teraz musiałam spojrzeć mu w oczy, po tym, co wygarnął mi prosto w twarz.

"Głupia nastolatka, mała dziewczynka".

Przymknęłam na chwilę oczy, wpuszczając powietrze do ust.

Mężczyzna przeszedł koło nas, jak zwykł to robić. Otworzył klasę i wszedł do niej jako pierwszy.

- Chyba ma zły humor - szepnął Harry. - Pewnie mi się dostanie.

Ostatnia osoba zamknęła za sobą drzwi. Zaczęliśmy rozpakowywać swój ekwipunek na zajęcia: palenisko, kociołek, chochle, rękawiczki.

- Lamberd, do pierwszej ławki - rzekł nagle Snape aż wszyscy podskoczyli. Przeprosiłam wzrokiem Rona i usiadłam naprzeciwko biurka profesora. Niemal czułam jego wzrok na sobie. - Masz test do napisania.

Wyciągnęłam pióro, czekając aż mężczyzna poda mi arkusz. W tym czasie cała reszta klasy zasiadała w ciszy przy swoich stanowiskach pracy. Snape stanął przy mojej ławce, opierając dłoń o jej kant. Patrzyłam na nią w skupieniu. Wystarczyło wyciągnąć tylko swoją i delikatnie go dotknąć, nawet by nie poczuł.

- A wy - odezwał się nagle do uczniów swoim mrocznym tonem, a mnie ciarki przeszły po plecach - macie za zadanie uwarzyć najprostsze antidotum. W każdym z eliksirów mają się znaleźć przynajmniej dwa najważniejsze składniki.

Wszyscy zaczęli szurać krzesłami, przeszukiwać szafki ze składnikami i rozmawiać półszeptem między sobą.

- W ciszy - nacisnął i znowu zapanował spokój, po czym spojrzał na mnie z góry, wręczając mi test, który tym razem miał aż trzy strony, a nie tylko jedną jak ostatnio. Popatrzyłam na niego niepewnie, a ten uśmiechnął się cynicznie, wracając do swojego biurka.

Założyłam nogę na nogę, poprawiłam włosy i przejrzałam wszystkie trzy strony. Tak jak przypuszczałam, Snape chciał mnie zaskoczyć, układając pytania z rozdziałów, których jeszcze nie przerabialiśmy, ale na szczęście, wszystko miałam wykute na blachę. Odetchnęłam z ulgą, chwytając za pióro.

Nagle poczułam jego wzrok na sobie. Podniosłam głowę, ale Snape zapisywał coś w dzienniku. Skupiłam się więc ponownie na sprawdzianie, który wydawał się banalny, a niedawno przecież ten przedmiot był dla mnie czymś niezrozumiałym.

Po chwili nauczyciel wstał, zaczął przechadzać się pomiędzy ławkami i z dłońmi zaplecionymi na plecach, zaglądał do każdego kociołka. W pewnym momencie stanął za mną. Moje mięśnie spięły się samoistnie, a do nozdrzy dotarł zapach jego wody kolońskiej. Ręka zaczęła mi drzeć, więc odłożyłam pióro.

- Skończyłam - odparłam, wyciągając przed siebie test. Snape chwycił go szybko i odłożył na biurko.

W pewnym momencie coś huknęło, a zawartość kociołka Klary wybuchła, rozbryzgując wszystko wokół. Zrobiło się spore zamieszanie. Zauważyłam również jak Pansy chowa coś do kieszeni i szepcze coś do swojej przyjaciółeczki, która razem z nią próbowała skrzywdzić blondynkę.

- O nie! - Jęknęła Klara. - Nie mam pojęcia jak to się stało!

- Cisza! - Warknął Snape i machnął różdżką w powietrzu. Klasa została oczyszczona, a zawartość kociołka Klary zniknęła. - Co to ma znaczyć, Amber?

- To nie moja wina! - Jęknęła ze łzami w oczach. - Odwróciłam się tylko na chwilę i nagle mój kociołek oszalał!

- Może po prostu nie przygotowałaś się jak należy i chciałam odwlec w czasie swój marny eliksir - stwierdził mężczyzna.

- Nieprawda! - Załkała, cała czerwona ze strachu i zażenowania. - Miałam wszystko dobrze. Uczyłam się.

- To Pansy Parkinson - powiedziałam nagle, wstając.

- Siadaj, Lamberd - syknął Snape mierząc mnie od stóp do głów.- Nie pozwoliłem ci się odezwać.

Jednak ja nie mogłam dopuścić, żeby Klara dostała najgorszą ocenę przez jakąś głupią pizdę, która miała najwyraźniej nie po kolei w głowie. Podeszłam pewnym krokiem do Ślizgonki i siłą wyciągnęłam jej z kieszeni róg Buchorożca. Był to taki przedmiot, który po zderzeniu z czymkolwiek powodował eksplozję. To był właśnie powód zniszczonego eliksiru Gryfonki.

- Proszę spojrzeć - powiedziałam, podając Snape'owi znalezisko. - Róg Buchorożca. Mężczyzna przypatrywał się przez moment temu, co mu podałam, po czym kazał wszystkim przelać eliksiry do fiolek, oznaczyć imieniem, nazwiskiem i położyć u niego na biurku.

- Profesorze - podjęłam ponownie - a co z Klarą?

- Panie Malfoy, czy panna Parkinson wrzuciła ten składnik do kociołka Amber?

- Nie, profesorze - odpowiedział chłopak uprzejmie. - Myślę, że Amber nie miała na tyle odwagi by się przyznać, że nie nauczyła się niczego na dzisiejszą lekcję. Dziewczyna spojrzała na niego ze smutkiem w oczach.

- Przecież to nieprawda! - Warknęłam.

- Zamilcz, Lamberd. Amber, minus 10 punktów za brak gotowego antidotum.

- Co?! - Pisnęła zestresowana dziewczyna. - Przecież to nie moja wina!

- Ma pan dowód, że to Parkinson! - Zdenerwowałam się, zaciskając dłonie w pięści.

- Lamberd, zostajesz po lekcjach, ocenię twoją pracę, a ty Amber na następnych zajęciach uwarzysz dzisiejszy eliksir, a teraz wszyscy wynocha.

Ludzie zaczęli zbierać swoje rzeczy i wychodzić w ciszy. Harry i Ron poklepali po plecach Klarę, zgarniając ją ze sobą. W oddali słyszałam również głośne śmiechy dziewczyn ze Slitherinu. Miałam ochotę walnąć je w twarz, ale wiedziałam, że pogorszyłoby to moją sytuację.

Gdy wszyscy opuścili klasę, stanęłam na przeciwko biurka nauczyciela, czekając aż oceni moją pracę. Byłam tak wkurwiona, że miałam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, jakim jest beznadziejnym nauczycielem, mężczyzną i kretynem.

Snape w końcu odłożył pióro.

- Zdałaś - wykrztusił, chociaż widziałam, że przyszło mu to z trudem. Zerknęłam na ocenę, jaką wystawił - Zadowalający. Nie byłam do końca przekonana, co do systemu, jakim oceniał, ponieważ wydawało mi się, że zasłużyłam na coś więcej. Ba, ja to wiedziałam. Nie po to zarywałam kilka dni, żeby teraz nie być tego pewną, ale zważywszy, że były to Eliksiry, to cieszyłam się z wystawionej oceny.

- Dziękuję - odparłam, chcąc wyjść z sali, ale zostałam jeszcze na chwilę zatrzymana.

- Minus 10 punktów za strój.

Szczęka opadła mi do samej podłogi.

Dość. Miałam już serdecznie dość Snape'a i sposobu, w jaki mnie traktował. Wyszłam pospiesznie z sali, zamykając mocniej niż zwykle drzwi, po czym udałam się do przyjaciół, do wielkiej sali, gdzie czekała mnie kolejna przykra wiadomość - wyjec od rodziców.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz