czwartek, 30 maja 2019

28. bla bla


Siedziałam sama w Pokoju Wspólnym na parapecie przy długim, witrażowym oknie i z podkulonymi nogami rozmyślałam o poprzednim dniu. To, czego dopuściłam się z bliźniakami było idiotyczne. Byłam świadoma tego, że puściły mi hamulce po dość dużej dawce alkoholu, ale nie sądziłam, że pozwolę zbliżyć się do siebie obu chłopakom naraz. Czułam się z tym faktem okropnie, a jeszcze gorzej, kiedy nauczyciele wparowali do łazienki jak gdyby nigdy nic. Na samą myśl o tym, ponownie robiłam się zażenowana i czerwona zarazem. Nie chciałam nawet myśleć o tym, co sobie o mnie pomyśleli. Miałam ochotę nie wychodzić z wieży do końca życia, bo jeszcze nie znalazłam sposobu, żeby omijać ich szerokim łukiem, skoro czekały mnie zajęcia w ich klasach. W dodatku oboje widzieli mnie w samej bieliźnie, co było kolejnym powodem do wstydu. W tamtej chwili poczułam się jak najgorsze ścierwo pod słońcem. Gdyby jeszcze do łazienki wszedł sam Moody, jakoś bym to przeżyła. Mężczyzna zawsze nas rozumiał i raczej nie wrzeszczałby jak wariat, kiedy mnie zobaczył, ale Snape… zadrżałam niekontrolowanie na samo wspomnienie jego lodowatych oczu. Brunet wpadł w szał. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zachowywał się, jakby jednym ruchem różdżki chciał zamordować obu braci na raz.

Nagle obraz Grubej Damy przesunął się i przeszedł przez niego Ron razem z Harrym. Rudzielec, gdy tylko mnie zobaczył, cofnął się gwałtownie, próbując ponownie wyjść z pokoju. Jęknęłam w duchu, uświadamiając sobie, że przecież czekała mnie kolejna rozmowa, tym razem z Ronem. Wydawało mi się, że wszystko co miało miejsce sprzed całej awantury w łazience Prefektów, wydarzyło się lata świetlne temu.

- Czekaj! - Krzyknęłam, zeskakując z parapetu. Harry nie chciał za bardzo uczestniczyć w tej rozmowie, więc tylko machnął mi ręką na przywitanie i ulotnił się do dormitorium, a ja chwyciłam Rona za ramię, żeby się zatrzymał. - Poczekaj.

- Daj mi spokój - warknął, nie patrząc mi w oczy.

- Ron, nie odzywaj się tak do mnie – mruknęłam, czując się cholernie zmęczona tym wszystkim. - Musimy porozmawiać.

- Nie ma o czym. - Chłopak za wszelką cenę starał się unikać kontaktu wzrokowego ze mną.

- Ron, powiedz mi tylko, czy to prawda co mówił George?

- Puść mnie! - Warczał chłopak, wyrywając się. Chciał mnie ominąć i dołączyć do Harry'ego, ale zabroniłam mu przejść.

- Nie zachowuj się jak dziecko! - Syknęłam. - Porozmawiajmy o tym, do cholery!

- Tu nie ma o czym rozmawiać! - Również się zdenerwował i tym razem spojrzał mi wyzywająco w oczy. - Temat uważam za zamknięty!

- Jesteśmy przyjaciółmi - nacisnęłam na pierwsze słowo. - Serio, chcesz to zniszczyć przez takie coś? Teraz nie będziesz się do mnie odzywał jak do Harry'ego wcześniej i co dalej? Będziemy się unikać? Tak? Tego chcesz?

- Nie mogę przebywać obok ciebie, rozumiesz?! - Zezłościł się, ponownie spuszczając wzrok. - Może George dobrze ci wczoraj powiedział... trochę i... zresztą... - zamilkł na chwilę, czerwieniąc się cały. - Może trochę mi się podobasz, ok?! Ale to już nie ma znaczenia, bo… kurwa. Daj mi spokój!

Ron w końcu mnie wyminął i ruszył na piętro. Po drodze spotkał swoich braci, którzy wyglądali na bardzo zadowolonych. Śmiali się głośno i wygłupiali, jak to zwykle robili. George’a nos prezentował się już normalnie. Zapewne użył zaklęcia leczącego niewielkie urazy.

Gdy oboje przechodzili koło Rona, George szturchnął go z premedytacją w ramię, Chłopak o mało się nie przewrócił, ale w ostatniej chwili złapał równowagę.

- Odpierdolcie się w końcu! – Wrzasnął, trzaskając za sobą drzwiami od dormitorium. Bliźniacy wybuchli śmiechem i przeskakując po dwa schodki, zeszli do pokoju wspólnego. Nie specjalnie miałam ochotę na rozmowę z nimi, ale nim zdążyłam uciec, dopadli mnie. Obaj. George złapał mnie za rękę, ciągnąc do siebie, a Fred chciał pocałować w policzek. Odsunęłam głowę w ostatniej chwili.

- Dobra, daj jej spokój – odezwał się „mój chłopak”, odganiając od nas Freda. Ten drugi tylko zaśmiał się lekko, wkładając ręce do kieszeni i robiąc krok w tył. -Jak się czujesz?

Spojrzałam na bliźniaków, nie będąc do końca pewną, co też miałam zamiar im powiedzieć. Targało mną tak wiele emocji, że z trudem powstrzymywałam się od wybuchu.

- Masz zostawić Rona – zaczęłam rozmowę od przyjaciela. George zmarszczył brwi, a Fred ponownie wybuchł śmiechem. Tym razem dwa razy głośniej.

- Braciszku, a jednak konkurencja ci się szykuje? – Poruszył brwiami.

- Co ty Alex… -przejął się bliźniak. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ty i on…

- Nie! -Warknęłam – ale musisz zrozumieć, że on jest moim przyjacielem i chcę, żebyście oboje go szanowali, rozumiecie? Już i tak nie chce mnie znać, więc chociaż nie utrudniajcie tego bardziej i dajcie mu święty spokój.

- Ja mogę to obiecać – powiedział Fred. George westchnął głęboko.

- Dobra, postaram się, ale nic nie obiecuję. Nie moja wina, że się szczeniak w tobie zakochał.

- Ile razy mam ci przypominać, że jesteśmy z Ronem w tym samym wieku - powiedziałam. Chłopak wzruszył ramionami i spojrzał wymownie na swojego brata, który zrozumiał chyba, co ten pierwszy miał na myśli i pożegnał się z nami, wychodząc przez dziurę w portrecie.

- Teraz możemy porozmawiać o wczorajszej nocy – zmienił temat, chwytając mnie za rękę. Usiedliśmy przodem do siebie na jednej z kanap i popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy, a raczej George starał się patrzeć, gdyż mnie w dalszym ciągu było głupio i jakoś nie umiałam bez żadnego wstydu tego zrobić. – Alex, przecież nic się takiego nie stało, żebyś mogła tak się wstydzić. Było nam miło, prawda?

Kiwnęłam głową.

- No i nikt cię do niczego nie zmuszał.

- No nie… - mruknęłam cicho i w końcu udało mi się spojrzeć na George’a, aczkolwiek w dalszym ciągu miałam wypieki na twarzy. – Tylko Fred mnie zaskoczył. Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że coś takiego planujecie!

- A zgodziłabyś się wtedy?

-Oczywiście, że nie! – Oburzyłam się. – Wczoraj byłam trochę pijana, między nami zaczynało być miło, to potem jakoś to poszło.

- Gdyby nie ten cholerny Snape i Moody… -zaklął cicho chłopak.

-To co?! – Zdenerwowałam się. – Powiem ci George, że ja nie chcę, żeby to tak wyglądało. Nie mam ochoty dzielić swojego ciała z nikim! On jest twoim bratem, to trochę pojebane! Poza tym, ty chyba o czymś nie wiesz…

- Dobra Alex. Spokojnie – próbował uspokoić mnie rudzielec. – Może rzeczywiście tego nie przemyśleliśmy, ale myśleliśmy że będziesz chciała. W końcu jesteś taka…

- Jaka?! -Przerwałam mu, denerwując się coraz bardziej. – No jaka jestem?! Pewna siebie? Odważna? Nie przyszło ci do głowy, że ciągle mogę być… dziewicą?! – Wysyczałam ostatnie słowo najciszej jak się dało. George zaśmiał się krótko, ale widząc moją minę otrząsnął się trochę i spoważniał.

- Serio?!

- Poza tym, Snape i Moody mnie widzieli wtedy! Widzieli, jak wiłam się pod waszym dotykiem, jak bardzo mi się to podobało… on to widział i już nigdy mnie nie zechce! – Głos mi się załamał, po czym zdałam sobie sprawę, że powiedziałam o kilka słów za dużo.

- O kim ty mówisz? – Zdziwił się chłopak, łapiąc mnie za nadgarstek.

- Nie wiem. Sama już nie wiem! – Stęknęłam cicho, próbując nie zwrócić na te słowa zbytniej uwagi. – Wiesz, jakie to wszystko było upokarzające? Nigdy więcej nie chcę dopuścić do takiej sytuacji. Nigdy! Jak ja mam im dzisiaj spojrzeć w oczy.

- Olej to – odparł George, wzruszając ramionami.

- Łatwo ci mówić – prychnęłam. – Dzisiaj i tak czeka nas najgorsze, co może być.

- Nie będzie tak źle. Mcgonagall powinna zrozumieć, chociaż większość nazywa ją najstarszą dziewicą w Hogwarcie.

- To nie jest pocieszające. Wtedy jeszcze bardziej nas zajedzie.

Porozmawiałam jeszcze chwilę z chłopakiem. Wyjaśniliśmy sobie na spokojnie kilka rzeczy. George obiecał, że nie zrobi ze mną niczego, na co nie zgodzę się w pełni świadoma. Wydawało się, że między nami wszystko wracało do normy. Po kilku minutach pożegnałam się z nim i wróciłam do dormitorium, obudzić Klarę na śniadanie. Dziewczyna jak wczoraj padła na łóżko, tak do tej pory ani myślała o wstawaniu. Szturchnęłam ją w ramię. Blondynka mruknęła coś do siebie, otwierając oczy.

- Wstawaj! – Ponagliłam ją. – Idziemy na śniadanie, tylko wezmę prysznic. - Klara usiadła na łóżku, przeciągając się kilka razy.

- Powiedz, że to wszystko było tylko złym snem -odezwała się błagalnym tonem. Pokręciłam smutno głową.

- Bardzo mi przykro – westchnęłam. – Czeka nas dzisiaj „uroczy” dzień, dlatego nie marnuj go na leżenie. – Zostawiłam Klarę samą i poszłam szybko do łazienki wziąć prysznic. Gdy wróciłam, dziewczyna siedziała już przebrana w szkolny mundurek i pochylała się nad swoim pamiętnikiem, zapisując w nim namiętnie jakieś rzeczy. Nachyliłam się nad nią, a przy okazji przeczesywałam ręcznikiem mokre włosy, i starałam odczytać cokolwiek z drobnego pisma blondynki.

Nie mam pojęcia, dlaczego wszyscy uważają, że mogłabym coś robić z profesorem. Nawet nie umiem o tym napisać bez zawstydzenia. Przecież profesor Moody stara się tylko pokazać mi, na czym polega praca aurora. Tak bardzo imponuje mi to, kim on jest…  


To, co Alex robiła w basenie… Nie miałam pojęcia, co oni wyprawiali i dlaczego Alex odchylała głowę z takim rozmarzonym wyrazem twarzy? To wszystko było takie dziwne. Jak ona mogła?! Ja bym zapadła się pod ziemię. W dodatku profesorowie widzieli jej czerwoną bieliznę…
 


- Akurat to była jedna z gorszych, jaką mam – mruknęłam, podciągając spódnicę do ud. – Ta jest lepsza – zaśmiałam się.

- Alex! – Pisnęła Klara, chcąc uderzyć mnie zeszytem w nogi. – Nie czytaj mojego pamiętnika i nie rozbieraj się przy mnie! I w ogóle nie wydurniaj się. Wczoraj nie było ci do śmiechu!

- Przepraszam, no! – zaśmiałam się. – Jestem zestresowana jak cholera! Już nawet rozmawiałam z George’em o tym wszystkim. Chciałam jakoś rozładować atmosferę.

- Nie wiem, co my dzisiaj zrobimy – jęknęła Klara, ponownie pochylając się nad pamiętnikiem.

Alex zagląda mi przez ramię. Dokończę później…

- Nie przejmuj się – poklepałam ją po ramieniu i wysuszyłam szybko włosy zaklęciem. – Tylko ja jestem tu winna i bliźniacy. Nie dam wejść Mcgonagall na ciebie. Możesz być spokojna.

***

Na śniadaniu usiadłam z prawej strony koło Harry’ego, ponieważ Ron w dalszym ciągu nie chciał mnie znać, a po swojej drugiej stronie miałam George’a. Klara natomiast usadowiła się naprzeciwko między Hermioną a Ronem. Chwyciłam do ręki słodką bułeczkę, nalewając sobie i rudzielcowi kawy zbożowej do pucharków. Wszystko zdawało się być w porządku, dopóki nie spojrzałam na stół nauczycielski. Zarówno Mcgonagall jak i profesorowie z wczorajszej awantury, spoglądali w naszą stronę. Z miny opiekunki domu mogłam jasno wyczytać, że już wszystko wie i tylko czeka aż zjemy, żeby uraczyć nas pogadanką o wychowaniu seksualnym.

Nagle usłyszałam śmiechy od stołu Ślizgonów. Lucjan Bole pokazywał Klarę palcem i komentował coś żywo do Malfoy’a. Kopnęłam dziewczynę pod stołem i ruchem głowy wskazałam na Ślizgonów za jej plecami. Blondynka obróciła się w ich stronę, a zaraz za nią zrobiła to Hermiona. Lucjan, gdy tylko zobaczył Klarę, wskazał na swoją klatkę piersiową, wykonując półokrągłe ruchy dłońmi, po czym poruszył zwinnie ramionami, puszczając do niej oczko. Cały stół Slytherinu wybuchł śmiechem, oprócz Dracona. Zauważyłam również, że Lucjan miał zamiar wstać i podejść do nas, ale nagle wzdrygnął się i chwycił mocno za kark, rozmasowując skórę. Przeniosłam więc wzrok na stół nauczycielski. Moody chował właśnie różdżkę do kieszeni. Podziękowałam mu skinieniem głowy, a mężczyzna puścił do mnie oczko.

- Gdzie wczoraj byłaś, Klara? – Odezwała się nagle Hermiona, kiedy obie dziewczyny obróciły z powrotem głowy w moją stronę. – Do północy czekałam na ciebie w pokoju wspólnym. Myślałam, że obie pogłówkujemy nad jajem, które dostał Harry.

- Nie ma nad czym główkować – odezwał się wspomniany chłopak, nakładając sobie na talerz kolejną porcję kiełbasek i czerwonej fasolki. – Najwyżej zrobię z niego jajecznicę, co nie Ron? – Harry szturchnął przyjaciela łokciem, ale ten zdawał się w ogóle nie słuchać.

- Co mu jest? – Dopytywała Granger. Okularnik tylko machnął na nią ręką, więc ta ponownie zwróciła się do Klary. – Teraz możemy pójść do biblioteki i poczytać o właściwościach jaj smoków, co ty na to?

- Nie mogę – odparła cicho dziewczyna, kuląc się w sobie.

- Czemu nie możesz?

- Mamy szlaban – odparł dumnie Fred, wskazując palcem po kolei: on sam, George, ja i na końcu Klara. – Tylko Angelinie się upiekło.

- Prosiłam Klarę, żeby biegła za mną.- Dziewczyna nie przejęła się tym zbytnio, smarując tosta dżemem. – Trochę się ślizgałam na jej mokrych śladach, ale dałam radę jakoś.

- Nocne bieganie? Mokre ślady? – Zdziwiła się Hermiona, spoglądając na byłą przyjaciółkę z oburzeniem.

- Pływaliśmy w łazience Prefektów – wytłumaczył George, popijając ze swojego pucharka.

- Pływaliśmy… - zarechotał Fred, ale od razu dostał z łokcia od swojego brata.

- Wystarczy – syknął.

Wszyscy spojrzeli na bliźniaków ze zdziwieniem. Angelina wyglądała na złą, że nie mogła się przyłączyć do nas wieczorem, a ja ponownie spochmurniałam, odkładając niedojedzoną bułkę na talerz. Granger prychnęła głośno.

- Odkąd się z nią zadajesz, wpadasz w same kłopoty – powiedziała, wskazując na mnie głową.

- Odwal się – syknęłam cicho.

- To nie tak… - zaczęła bronić się dziewczyna.

- Chcesz skończyć tak samo, jak Lamberd? – Zdziwiła się Hermiona, kręcąc cały czas głową. – Spójrz, co „zyskałaś” dzięki tej znajomości? Szlaban za szlabanem. Jak tak dalej pójdźcie, to wywalą cię ze szkoły.

-Ej! – Warknęłam. – Grzeczniej trochę!

- Pakujesz ją w same problemy! Ona nigdy nie miała żadnego szlabanu, a przez ciebie zamiast się uczyć, to siedzi w kozie albo włóczy się po nocy, merlin wie, gdzie! – Zdenerwowała się, patrząc mi prosto w oczy. – Jesteś toksyczna i tylko niszczysz jej życie.

- Ja tak nie uważam! – Wtrąciła Klara, ale Hermiona dalej brnęła ze swoimi wywodami.

- Najlepiej by było, gdybyś znalazła sobie znajomych swojego pokroju, a nam wszystkim dała święty spokój.

Słuchałam jej gadaniny, aż w końcu nie wytrzymałam i rzuciłam się przez stół na dziewczynę, rozwalając wszystko po swojej drodze. Chwyciłam ją mocno za kołnierz, przyciągając do siebie. Klara pisnęła. Większość odsunęła się, żeby nie dostać kawałkiem jakiegoś jedzenia, które rozbryzgnęło się wkoło. George dopiero po chwili zareagował i próbował odciągnąć mnie od Granger, ale ja w dalszym ciągu trzymałam ją w żelaznym uścisku.

- Och, jaka ty spostrzegawcza jesteś! – Warknęłam cicho. – Potrafisz tylko się wymądrzać, a tak naprawdę gówno wiesz! - zamachnęłam się. Miałam ochotę rozbić jej nos.

- Alex, nie! -Krzyknął George, trzymając mnie za ramiona. – Zostaw ją!

- Alex, proszę!- Jęknęła Klara, jakby chciała się zaraz rozpłakać. -Wyrzucą cię ze szkoły- Okrążyła stół z zamiarem pomocy rudzielcowi. Oboje chwycili mnie za ramiona i siłą odciągnęli od Granger. Przez krótką chwilę dyszałam ciężko, starając się unormować oddech, ale w dalszym ciągu nie spuszczałam wzroku z Hermiony, która wstała z impetem i wygładziła idealnie swoje ubranie.

- Zachowujesz się jak prostaczka! – Rzuciła nagle, odpalając kolejny lont. Na nowo wyszarpałam się przyjaciołom, weszłam na stół i skoczyłam na nią, przyciskając ją do podłogi.

- Nie! – Wrzasnął George, a Klara zakryła oczy. Ron, który stał najbliżej Granger, odskoczył jak oparzony.

Nagle poczułam jak wszystkie mięśnie zaczynają mi tężeć. Kolejne zaklęcie uniosło mnie kilka cali nad ziemią i odsunęło od stołu Gryfonów. Kątem oka zauważyłam jak zmierza do nas grupka nauczycieli, a Snape trzyma wyciągniętą przed siebie różdżkę. Machnął nią raz jeszcze, a moje ciało poszybowało w jego stronę.

- Kolejne wykroczenie, zanim jeszcze dostałaś szlaban za poprzednie – mruknął cicho i uniósł nieznacznie kąciki ust, po czym opuścił różdżkę, a ja upadłam z impetem na podłogę, obijając sobie pośladki. George od razu podleciał do mnie i pomógł wstać. Klara w tym czasie sprawdzała, czy z Hermioną wszystko w porządku, a reszta stała w miejscu z tępymi minami i otwartymi szeroko ustami.

- Lamberd, na miłość boską! – Krzyknęła przejęta Mcgonagall, podbiegając do nas. – Marsz do mojego gabinetu! – Wskazała swoją różdżką na mnie, George’a i Freda. Panno Amber, ty też.

- Ona jest nienormalna! – Pisnęła w końcu Hermiona. – Powinna zostać wyrzucona ze szkoły!

- Panno Granger, o tym już ja zadecyduję wraz z dyrektorem – odpowiedziała spokojnie kobieta, a na mnie w dalszym ciągu łypała złowrogo.

- Rozejść się, wszyscy! – Rzucił nagle Moody, gdy pozostałe domy podchodziły do naszego zbiegowiska, chcąc zobaczyć co się tak właściwie stało. Nawet Ślizgoni wstali i rechotali po cichu. – Nie ma tu niczego do oglądania!

Gdy Granger powoli zaczynała się uspokajać, całą czwórką ruszyliśmy za opiekunką naszego domu do jej gabinetu. Klara stresowała się najbardziej, mnie w dalszym ciągu bolały pośladki, a bliźniacy wyglądali, jakby szli na spacer, chociaż George zerkał na mnie co chwilę w obawie, czy znowu nie zrobię czegoś głupiego.

- Nawet nie wiem, od czego zacząć – westchnęła kobieta, kiedy już znajdowaliśmy się w jej gabinecie. Mcgonagall stanęła przed nami, krzyżując ręce na piersi. Starała się spoglądać na nas z góry, chociaż było to trochę utrudnione, ponieważ bliźniacy byli prawie takiego samego wzrostu, co ona. Spojrzała na każdego z osobn, a jej wzrok najdłużej spoczął na mnie. – Alex, co się z tobą dzieje?

- Jeżeli chodzi o dzisiaj, to sprowokowała mnie, pani profesor – odparłam, starając się na miły ton.

- To prawda – dodała szybko Klara. – Hermiona mówiła okropne rzeczy o Alex.

- Dziewczynki… - ponownie westchnęła, przykładając palce do nasady nosa. – Nieważne, kto zaczął. Panna Lamberd nie powinna była rzucać się na koleżankę jak jakiś dzikus. Taka agresja jest niedopuszczalna w szkole!

- Ja uważam, że należało jej się – wtrącił Fred, uśmiechając się wesoło. – Obraziła Alex.

- Dobrze, porozmawiam sobie z panną Granger o tym – powiedziała Mcgonagall, uspokajając Freda gestem dłoni. – W każdym razie, będę musiała podjąć radykalne kroki wobec ciebie, Alex. Za dzisiaj, a tym bardziej za wczoraj.

- Wczoraj nic nie zrobiliśmy! – Zaprzeczyłam. – Złamaliśmy tylko ciszę nocną, ale to wszystko! – Mcgonagall popatrzyła na mnie srodze.

- Domyślam się, że profesorowie wytłumaczyli wam wszystkim, dlaczego tak ostro zareagowali wczoraj, prawda?

- Ja w dalszym ciągu nie rozumiem – rzekł George, drapiąc się po brodzie. – Czy seks jest zakazany? – Klara nabrała powietrza do ust i poczerwieniała na twarzy.

- SEKS, panie Weasley jest dla dojrzałych i odpowiedzialnych ludzi – wtrąciła kobieta.

- Jaki seks?! – Spanikowałam. – My się tylko… całowaliśmy w basenie!

- We trzy osoby – poprawiła mnie Mcgonagall. – Panno Lamberd, myślę, że dalsza dyskusja na ten temat powinna się zakończyć. Jesteś niepełnoletnia, obcowałaś z dwoma starszym od siebie kolegami w basenie po ciszy nocnej, a w dodatku chciałaś pobić koleżankę – wyliczała.

- Nic złego nie zrobiliśmy! -Dodał Fred, broniąc nas wszystkich. – To była zwykła zabawa, nic więcej! Nikt nikogo tam nie zgwałcił ani nie wziął siłą!

- Panie Weasley! – Krzyknęła oburzona nauczycielka. – Proszę liczyć się ze słowami!

- A mnie tam wcale nie powinno być! – Jęknęła Klara. Coś czułam, że cała ta rozmowa nie działała dobrze na jej nienaruszoną, dziewiczą duszę. – Szłam do dormitorium i zostałam złapana przez profesorów, a potem z powrotem zaciągnięta do łazienki!

- To prawda, pani profesor – zgodziłam się z przyjaciółką. – Klara nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.

- Profesor Moody ręczy za ciebie, Klaro. – Mcgonagall pierwszy raz od kilku minut uśmiechnęła się, ale tym razem tylko do blondynki. – Co nie zmienia faktu, że wszyscy dostaniecie szlaban za pałętanie się po ciszy nocnej, po zamku. Panowie Weasley, będę zmuszona wysłać wyjca do waszych rodziców.

- Nie pierwszy, nie ostatni – skwitował Fred, wzruszając ramionami. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą i zwróciła się bezpośrednio do mnie.

- Co się tyczy ciebie, Alex… - zamyśliła się na moment. – Ostatnim czasy trochę za dużo kręci się wokół ciebie, ciągłe szlabany, nieposłuszeństwa, alkohol… Bardzo mi przykro, ale jestem zmuszona zaprosić twojego ojca na rozmowę do Hogwartu.

- Co?! – Pisnęłam. Wszyscy spojrzeli na mnie podejrzliwie. – Nie da się jakoś inaczej tego załatwić? Mogę siedzieć cały czas na szlabanach do końca roku szkolnego, proszę!

- Profesor Snape powiedział, że szlabany nic nie dają w twoim przypadku.

Jęknęłam jeszcze głośniej, zastanawiając się, co mogłabym zrobić, żeby mój ojciec nie musiał tu przyjeżdżać. Gdy był daleko, było mi to obojętne, co sobie myślał o moim zachowaniu w szkole, ale wiedziałam, że w momencie stanięcia z nim twarzą w twarz, będę miała mocno przerąbane. Mój ojciec należał do ludzi bardzo porywczych i obawiałam się poniekąd jego reakcji na wszystko, co Mcgonagall mu powie. Zresztą sam fakt, że będzie musiał odrywać się od swoich codziennych spraw i przybyć do Hogwartu specjalnie dla mnie, nie będzie napawało go optymizmem.

- Proszę.

-Niestety, panno Lamberd – odparła Mcgonagall. – Takie są konsekwencje niesubordynacji...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz