czwartek, 16 maja 2019

20. Hogsmeade part 2 :) MOODY! SNAPE!



Zabawa zaczęła się przednio, chociaż gra "nigdy w życiu" zeszła po chwili na dołujące nas tematy i jakoś nie było mi więcej do śmiechu. Wiedziałam, że każde wspólne wyjście z początku zaczynało się drętwo, a dopiero potem, kiedy wszyscy się napiją i rozluźnią, będzie weselej.

W tej samej chwili, kiedy Neville zaczął kontynuować grę, do stolika podszedł Moody. Poczułam jak opiera dłonie o oparcie krzesła, na którym siedziałam. Zajrzałam lekko przez ramię, podnosząc wzrok, ale mężczyzna nie patrzył w moją stronę. Uśmiechał się do wszystkich zebranych, a najbardziej do Klary.

- Można się dosiąść do młodzieży? - Spytał wesołym tonem.

- Można, można - odparła Angelika, która w dalszym ciągu była przytulona do Freda. Czy ona kiedykolwiek miała zamiar go puścić? Myślałam, że George będzie się czuł nieswojo z tym, że jego brat kogoś ma, a on siedzi obok niego i to na dodatek beze mnie, ale chłopak wyglądał na tak samo rozbawionego co jego bliźniak.

Moody nie czekając długo, rozsiadł się wygodnie między mną a Harrym. Musiałam przycisnąć się do Klary, ponieważ mężczyzna był trochę szeroki (albo sprawiał takie wrażenie w tych wszystkich łachach, które nosił), i stykał swoim kolanem o moje. Nie chciałam, żeby coś wyczuł, dlatego wolałam "poprzytulać się" do przyjaciółki.

- W co gramy? - Zadał po chwili pytanie, gdy wszyscy zamilkli nie wiedząc jak zachować się przy profesorze. Wyciągnął również zza pazuchy piersiówkę, upijając z niej łyka.

- W "nigdy w życiu" - odparł Harry.

- Też gram. Obawiam się tylko, że upiję się jako pierwszy - zażartował Moody, po czym nalał każdemu odrobinę zawartości swojej piersiówki. Mogłam się tylko domyślić co to było. Zapewne Ognista Whisky. W takim razie Klara zdecydowanie nie powinna jej pić, bo upije się dwoma łykami.

Mężczyzna przysunął się krzesłem bliżej stołu i oparł dłoń o moje oparcie. Po chwili poczułam delikatne smyrnięcia na odsłoniętym ramieniu. Peleryna Niewidka była zrobiona z przewiewnego i bardzo lekkiego materiału, dlatego wydawało mi się, że Moody dotyka bezpośrednio mojego ciała.

-Kontynuujemy co? - Ponaglił wszystkich. Zamyślił się na moment, po czym powiedział: Nigdy w życiu nie marzyłem o Snape'ie.

Poczułam jak coś ciężkiego opada mi na dno żołądka. Oczywiście nikt z zebranych nie tknął swojego piwa. Tylko ja miałam na tyle chore myśli, że Snape zajmował w nich całą przestrzeń. Sięgnęłam więc po kufel, z impetem walnęłam nim o blat stołu, rozlewając większą część i wstałam pospiesznie.

- Głupia jest ta gra - warknęłam. - Spieprzam stąd.

Owinęłam się szczelniej peleryną, czując jak do oczu napływają mi łzy i przecisnęłam się przez ludzi, schodząc na parter pubu. Stanęłam w kącie, żeby nikt nie musiał obijać się o coś niewidzialnego, co zabarykadowało środek knajpy i zaczęłam pochlipywać cicho.

- Ty głupia idiotko - szepnęłam do siebie. - Co ty sobie wyobrażałaś?

Jakiekolwiek ciepłe uczucia względem Snape'a były surrealistyczne. Nawet Moody wyśmiewał takie zachowania. Cała szkoła nienawidziła profesora przez to jak się zachowywał, jak traktował innych uczniów i jak wyglądał - niczym wyrośnięty nietoperz, ale w tym wszystkim było to "coś", co tylko moje serce podrygało do lotu. Tylko co z tego?

Spojrzałam na stół, przy którym siedziała Mcgonagall. Była sama. W spokoju sączyła herbatę, chociaż co jakiś czas łypała na uczniów takim wzrokiem, jakby próbowała samą siłą woli wytrzepać z nich wszystkie używki. Według niej, każdy dorastający czarodziej i czarownica musiał pokazywać ostentacyjnie swoją dorosłość poprzez picie, palenie mugolskich papierosów i zachowywanie się niestosownie.

Byłam ciekawa, gdzie podziała się reszta nauczycieli - w tym Snape.

Nagle z piętra zbiegł George, rozglądając się na boki. Zaczął przepychać się przez grupkę podekscytowanych trzecioklasistów, którzy dopiero co weszli do pubu, zastanawiając się nad zajęciem jakiegoś miejsca.

- Jesteś tu?! - Zawołał mnie bezimiennie, za co dziękowałam mu w duchu.

- W kącie - odparłam na tyle głośno, by tylko chłopak mógł mnie usłyszeć. George podszedł do mnie.

- Co się dzieje? - Zapytał, starając się mnie nie dotykać. I tak już wyglądał dziwnie, stojąc w ciemnym zakamarku, rozmawiając sam ze sobą. - Uciekłaś tak nagle... To przez Moody'ego?

Zaprzeczyłam ruchem głowy, zdając sobie dopiero po chwili sprawę, że chłopak i tak tego nie zobaczy. Może to i dobrze. Na moich policzkach wciąż widniały ślady łez.

- Mam ostatnio naprawdę kiepski okres - odezwałam się pokrótce, gdyż George w dalszym ciągu oczekiwał odpowiedzi. - Dlatego też nie chciałam tutaj przychodzić.

- Jeżeli chcesz, mogę ich zostawić i wrócimy do zamku - zaproponował chłopak.

- Nie. Zaraz tam przyjdę - obiecałam. - Daj mi jeszcze chwilę. Idź do nich i powiedz, że zaraz wrócę, dobrze?

- Na pewno?

- Tak. Zaraz tam przyjdę.

- No nie wiem, Alex. Po głosie słyszę, że jesteś przybita. Może ja jednak zostanę z tobą? - George nie dawał za wygraną. - Ściągnij na chwilę pelerynę. Chcę cię zobaczyć.

- Lepiej nie - odparłam, rozglądając się ze strachem po sali. - Mam szlaban. Wolę się nie narażać i tak już mam mocno przejebane.

- Panie Weasley! - Zawołał nagle Moody, schodząc powoli ze schodów. Wspierał się na swojej lasce, a magiczne oko utkwione było w mojej osobie. Obejrzałam się za siebie, ale przecież stałam przy ścianie. - Wróć do przyjaciół. Chciałbym porozmawiać z panną Lamberd.

- Ale tutaj nie ma Alex -rzekł George, rozkładając ręce.

- Tak, tak, młody chłopcze - mruknął i dokuśtykał do nas. - No, już cię tu nie ma. Wracaj do przyjaciół.

George chcąc, nie chcąc, ruszył w stronę schodów, co jakiś czas obracając się w naszą stronę ze zdziwionym wyrazem twarzy. Wydawało mi się, że nie do końca ufa naszemu profesorowi, co było niedorzeczne. Tak właściwie, to Moody był jedyną osobą, która starała się nas zrozumieć i poświęcała nam czas, kiedy tylko mogła.

- Może usiądziemy sobie gdzieś, Alex - zagadnął mężczyzna, po czym spoczął ciężko na schodach prowadzących do prywatnej spiżarni madam Rosmerty. Wyprostował sztuczną nogę i poklepał miejsce koło siebie, dając mi tym samym znak, żebym również usiadła obok.

Stałam niczym zaklęta, nie wiedząc, czy mam się odezwać, czy jednak dalej udawać, że mnie tu nie ma.

- Mam magiczne oko, królewno - wskazał palcem na przepaskę z wirującym narządem wzroku, uśmiechając się cwanie. - Potrafię widzieć przez Peleryny- Niewidki. Siadasz?

Westchnęłam głęboko, siadając obok nauczyciela. Moody mruknął zadowolony, oblizując językiem wargę, po czym przygryzł ją lekko i z cichym sykiem schował zęby.

- Powiedz mi, Alex - zaczął - skąd taka reakcja na Snape'a?

Wyprostowałam się jakbym miała kij od miotły przywiązany do pleców. Chciałam z powrotem wstać, ale Moody złapał mnie za ramię, nie pozwalając ruszyć z miejsca. Zauważyłam, że Mcgonagall przypatruje nam się (a właściwie jemu) z lekką dezorientacją. Odłożyła nawet swoją filiżankę. Miałam nadzieję, że nie wstanie i nie podejdzie do nas, bo z boku musiało to wyglądać komicznie - Moody siedzący sam na schodach, rozmawiający ze sobą i jeszcze trzymający dłoń zakleszczoną na czymś w powietrzu.

- Snape lubi uprzykrzać życie innym - kontynuował nauczyciel, cofając dłoń- w szczególności lubi znęcać się nad słabszymi od niego, więc jeżeli masz z nim problem, to ja...

- Nie, nie, nie! -Pisnęłam spanikowana. - Ja... ja po prostu muszę uczyć się teraz do eliksirów, bo profesor Snape oczekuje ode mnie, żebym poprawiła stopnie, dlatego jestem tak zestresowana.

- Hm... czyli nie mam się czym martwić, królewno? Mogę tak do ciebie mówić, Alex?

Właściwie nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Przez chwilę nie zwróciłam nawet uwagi, że używa takich określeń, dopiero gdy on sam o tym wspomniał, zorientowałam się jak mnie nazywa.

- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, Alex, ale jesteś bardzo ładną dziewczyną. Uroda bywa czasami przekleństwem - zamyślił sie na moment, oblizując ponownie wargi. - Chłopcy patrzą na ciebie pożądliwym wzrokiem, a po głowie chodzi im tylko jedno, dlatego musisz uważać.

- Przecież nie jestem dzieckiem - warknęłam. Moody czasami gadał od rzeczy. - Umiem o siebie zadbać.

- Wiem, Alex - zgodził się, wyjmując szybko piersiówkę z kieszeni szaty. Pociągnął sporego łyka, po czym wręczył mi butelkę. - Napij się. Humor ci się poprawi i będziesz mogła wrócić do przyjaciół. Jak coś, to nie mam z tym nic wspólnego - zaśmiał się i włożył naczynie pod pelerynę.

Powąchałam zawartość piersiówki. Tak jak myślałam - Ognista. Pociągnęłam więc prawie tyle samo, co mężczyzna i zaczęłam się krztusić. Moody poklepał mnie lekko po plecach.

- Już dobrze? - Zapytał troskliwie. - Piłaś już taki alkohol w ogóle?

- Tak - odparłam ochrypłym głosem i odchrząknęłam. - Trochę piecze.

- To dobrze! - Mężczyzna klasnął w dłonie. - Oho, uwaga.

Moody odebrał ode mnie swoją własność i schował niedbale do kieszeni spodni tak, że połowa piersiówki wystawała. Wsparł się na lasce, podnosząc powoli, gdyż w naszym kierunku zmierzała Mcgonagall.

- Alastorze! - Zawołała, podchodząc do schodów. - Czy ty z kimś rozmawiasz?

Srogie spojrzenie nauczycielki spoczęło dokładnie na miejsce, gdzie siedziałam. Starałam się nawet nie oddychać, żeby nie zwrócić jej uwagi.

- Oczywiście, że tak Minervo - odparł, przechylając się to w przód, to w tył. - Czasami lubię poplotkować sam ze sobą - puścił jej oczko, a ja parsknęłam cicho śmiechem. Kobieta znowu zwróciła wzrok na schody obok. - Także tego... stała czujność! Może zaproponuję pięknej pani coś do picia? - Wskazał laską na kontuar, przy którym zrobiła się jeszcze większa kolejka.

Minerva pokręciła głową. Raz jeszcze omiotła spojrzeniem wszystko na około Moody'ego i odeszła, dając po drodze reprymendę dwóm starszym Krukonom, którzy siłowali się na ręce przy stoliku.

- Czasami mam wrażenie, że ona jest najgorsza ze wszystkich - stwierdził, nie spuszczając wzroku z kobiety. - No nic. Mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia, ale może przyjdę do was potem, to jeszcze porozmawiamy.

Kiwnęłam głową.

Gdy Moody odszedł, siedziałam jeszcze przez chwilę w miejscu, starając się uspokoić. Miałam wielką ochotę podejść do baru i zamówić dla siebie coś mocniejszego. Lubiłam piwo kremowe, ale najwidoczniej nie wystarczyło ono na tyle, abym się rozluźniła.

Wstałam, otrzepałam się i podeszłam do kolejki, w której zauważyłam przez przypadek Klarę i Malfoya. Oboje o czymś rozmawiali, co było dziwne, bo przecież Ślizgon nie odzywał się do Gryfonów. Po chwili jednak rozmowa się zakończyła i blondyn ruszył do swojego stolika. Wykorzystałam więc fakt, że mam na sobie pelerynę, ruszając za nim. Chłopak położył na stole tacę z alkoholem, krzywiąc się.

- Nie jestem waszym lokajem, ofermy! - Warknął w stronę Crabbe'a i Goyle'a.

- Dobrze wiesz, że zanim my byśmy dostali się do baru, minęłyby godziny - odparł jeden ze Ślizgonów, wyciągając z kieszeni butelkę z (jak się domyśliłam) czystym alkoholem. Dolał sporej dawki do każdego piwa i dopiero wtedy chwycił za kufel, unosząc go w geście toastu.

Draco patrzył na to wszystko nieprzychylnym wzrokiem, ale upił trochę alkoholu, po czym zostawił swoich przyjaciół i ruszył w stronę toalety. Po drodze spotkał starszych kolegów i wskazał im głową na stolik, przy którym siedziała reszta Slytherinu. Chłopcy poklepali współtowarzysza i ruszyli we wskazanym kierunku. Kątem oka zauważyłam ich wypchane kieszenie, zapewne, wysokoprocentowym alkoholem. Zapowiadała się więc ostra impreza. Byłam ciekawa, czy Snape na to pozwolił.

Ryszyłam za Malfoyem, który stanął przed męską toaletą, jakby na kogoś czekając.

- Jeżeli chcesz być Aurorem, to musisz zdać Eliksiry na Sumach, na Wybitny - odezwała się nagle profesorskim tonem Hermiona, która wraz z Klarą również zeszła do toalety. Malfoy również je usłyszał, ale zignorował je, chociaż blondynka rzuciła mu przelotne spojrzenie.

- Postaram się - odparła przyciszonym głosem.

- To będzie trudne, bo profesor Snape nikomu jeszcze nie dał W na koniec. Idziesz? - Gryfonka przystanęła na moment widząc, jak Klara zaczęła się ociągać.

- Idź pierwsza.

Hermiona westchnęła głęboko, robiąc niezadowoloną minę, ale weszła do toalety dla dziewczyn, a Klara stanęła obok ściany, czekając niewiadomo na co.

- Opiłaś się? - Spytałam półszeptem, a ta podskoczyła wystraszona.

- Alex?! -Pisnęła.

- Ciszej! Co chcesz zrobić? Będziesz stała i patrzyła na niego?

Dziewczyna zaczerwieniła się cała. Zaciągnęłam ją więc do starego, nieużywanego kibla i przykryłam peleryną. Spojrzałyśmy sobie prosto w oczy. Jej wzrok był lekko zamglony. To było oczywiste, że alkohol Moody'ego tak na nią podziałał.

- Właśnie go śledziłam - uśmiechnęłam się cwanie. - Idziesz ze mną?

- Co?! Nie... ja nie chcę nikogo śledzić - odparła, spuszczając głowę.

- Chcesz - odparłam głosem nie znoszącym sprzeciwu i wyciągnęłam ją z pomieszczenia. Draco w dalszym ciągu na kogoś czekał. Zaczynało mnie to powoli denerwować, ale po chwili podeszła do niego Pansy. Nie miała zbytnio ucieszonej miny.

- I co? -Prychnęła, zakładając ręce na piersi. - Teraz będzie spotykać się tylko w takich miejscach?

- Dałem ci szansę, Pansy! - Warknął młody Malfoy, ciągnąc przyjaciółkę za rękę.

- To było wszystko dla żartów! - Dziewczyna próbowała mu się wyrwać, ale w ostateczności zrezygnowała.

Draco kopnął z buta w stare drzwi, za którymi przed chwilą się schowałyśmy.

- Dziwne - mruknął, jakby do siebie. - Przed chwilą widziałem jak ta beznadziejna Gryfonka tam wchodziła.

- Jaka? Co ty za laską z innego domu się rozglądasz? - Zdenerwowała się.

- Zamknij się! - Warknął chłopak. - Po prostu ci mówię, że tam wchodziła, ale może wyszła tylko nie zauważyłem. - Wzruszył ramionami. - Nieważne.

Malfoy pociągnął Pansy za sobą i zniknęli w kiblu. Trochę ciężko było iść za nimi, gdyż pomieszczenie było zdecydowanie za małe na cztery osoby.

- Kurwa - przeklęłam.

- Co oni tam robią?! - Klara chyba nie do końca łapała, o co chodzi.

- A jak myślisz? - Poruszyłam gustownie brwiami. - Spójrz przez dziurkę od klucza, to zobaczysz, co ludzie robią, kiedy są sami.

- Nie chcę! - Zapiszczała. Zachowywała się jak mała myszka złapana w pułapkę. Miotała się lekko pod peleryną, chcąc uciec jak najdalej stąd.

Przewróciłam oczami i nachyliłam się nad klamką, zaglądając przez dziurkę. Pansy klęczała przed Malfoyem, który stał wyluzowany pod ścianą z opuszczonymi spodniami i z rozanieloną miną, nadawał tempo głowie Parkinson.

- Uuuu... -skomentowałam, prostując się. Klara stała jak zaklęta, a jej twarz płonęła. - Chcesz wiedzieć, co robią?

- Nie chcę ni...

- Ona mu loda robi - odpowiedziałam szybko.

- Co mu robi?! - Dziewczyna zapowietrzyła się i bez zbędnych ceregieli wyskoczyła spod peleryny. Nie czekając nawet na Hermionę pognała szybko schodami do reszty przyjaciół. Przewróciłam oczami i raz jeszcze spojrzałam na drzwi, za którymi para uprawiała seks. Czy mnie to brzydziło? Nie bardzo. Raczej im zazdrościłam. Nie uprawiałam jeszcze seksu, chociaż nie raz miałam okazję, ale wolałam zrobić to z kimś, kogo kochałam.

Odeszłam w końcu od szaletów i ponownie wróciłam na salę. Zdawało mi się, że z minuty na minutę pub zapełniał się po brzegi. Już nawet nie dało się spokojnie przejść między ludźmi bez ich szturchania. Jak ja niby miałam się dostać na górę do przyjaciół bez zwrócenia uwagi na siebie?

Nagle zauważyłam czarną, długą szatę. Snape. Szedł dokładnie tam, gdzie siedzieli moi przyjaciele. Bez zbędnych ceregieli, niczym lojalny pies pognałam za nim, mając w poważaniu innych ludzi w pubie. Przepychałam się między nimi, a ci głupieli, nie wiedząc co się dzieje.

Snape wszedł po schodach na piętro. Klara już zdążyła usiąść z powrotem i teraz wachlowała się jak najęta, próbując uspokoić. Harry wyglądał na lekko zdenerwowanego i to przeze mnie, ponieważ zabrałam mu jego pelerynę, postanawiając poszpiegować sobie ludzi, co było fajnym doświadczeniem, a bliźniacy bawili się w najlepsze. Przed nimi stało już kilka opróżnionych kufli. Wiedziałam, że nie było to piwo kremowe. Zresztą, widać było po ich minach, że są lekko wstawieni. George nawet bardziej.

- Co się tu dzieje? - Zapytał powoli nauczyciel, a mnie włoski stanęły dęba. - Gdzie masz przyjaciółkę, Amber? Mam nadzieję, że siedzi w Hogwarcie.

- Tak, profesorze - odparła Klara, a policzki dalej ją piekły. - Została w szkole, bo ma szlaban do końca roku szkolnego.

- To chyba pan profesor powinien wiedzieć - odezwał się nagle George, a słowo "profesor" wypowiedział z kpiną. Zakryłam twarz dłońmi. Co on wyprawiał?! Teraz Snape nie da mu żyć.

- Weasley, za twoją bezczelność będziesz czyścił sowiarnię do końca swoich dni w Hogwarcie - syknął mężczyzna, rozglądając się po sali. Czy on mnie szukał? Wiedział, że mogłam złamać zakaz wychodzenia ze szkoły. On to po prostu wiedział! Zaczęłam na nowo panikować, cofając się, aż wpadłam plecami na kogoś. Poderwałam do góry głowę. Moody. Mężczyzna chwycił mnie za ramiona, masując je lekko, po czym puścił do mnie oczko.

- Snape! - Warknął. - Musimy porozmawiać. - Zostaw dzieci w spokoju. Niech trochę się rozluźnią. We wtorek Pottera czeka trudne zadanie do wykonania. Daj im zaczerpnąć oddechu.

- Jakiś ty wspaniałomyślny, Moody -prychnął brunet, ale ruszył za drugim profesorem, który w końcu odsunął się ode mnie, ale w dalszym ciągu jego magiczne oko ślizgało się po mojej sylwetce.

Nauczyciele otworzyli jeden z prywatnych pokoi, do których uczniowie nie mieli dostępu i weszli do środka. Widziałam jak Moody trzyma trochę dłużej drzwi otwarte, zapraszając mnie tym samym do nich. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobił, przecież to była ich prywatna rozmowa, ale ciekawość była silniejsza. Prześliznęłam się koło profesora, który sapnął zadowolony i wsparł się na swojej lasce, stając naprzeciwko wyprostowanego, niczym struna, Snape'a. Ja przystanęłam przy Moodym. Jakoś bezpieczniej czułam się po jego stronie.

- Chciałbym porozmawiać o Klarze Amber - zaczął spokojnie Szalonooki. Jego magiczne oko, co chwilę sprawdzało czy jestem obok.

- Cóż jest tak ważnego związanego z tą dziewczynę, że aż musieliśmy przychodzić tutaj? - Snape splótł dłonie na plecach, przypatrując się z wyższością drugiemu mężczyźnie.

- Chodzi o jej szlaban z Filchem. Chcę, żebyś go zamienił na szlaban ze mną.

Snape uniósł wysoko brwi.

- Chyba nie rozumiesz Moody pewnych bardzo ważnych zasad panujących w Hogwarcie - rzekł powoli brunet, robiąc krok w stronę profesora. Cofnęłam się lekko w bok. - To na moich zajęciach Amber zachowywała się niestosownie i to ja - nacisnął ostatnie słowo - wybieram szlaban dla niej, a najlepszą karą będzie pomaganie woźnemu.

- Snape, Snape, Snape - zacmokał Moody, udając że robi niepocieszoną minę. - Znamy się nie od dziś. Nie chciałbyś chyba, żeby co poniektórzy dowiedzieli się kim naprawdę jesteś. Komu służysz.

Brunet spiął się lekko. Rozszerzyłam z niedowierzania oczy. On najzwyczajniej w świecie przeraził sie Moody'ego, a myślałam, że Snape nikogo sie nie boi. Zrobiłam krok w przód, przyglądając się nauczycielowi z powagą. Zauważyłam jak mężczyzna chwyta się bezwiednie za lewe przedramię.

- Dumbledore wie - bronił się Snape.

- Wie, wie, ale uczniowie nie wiedzą, nieprawdaż? - Moody znowu zakołysał się w przód i w tył na swojej lasce. - Wyobraź sobie, ile listów by przyszło do Hogwartu od rozwścieczonych rodziców z nakazem wydalenia cię ze szkoły. Szczerze, Snape, chciałbym to zobaczyć - zaśmiał się na koniec.

Nie podobał mi się ton Moody'ego. Mężczyzna ewidentnie groził Snape'owi, a na dodatek mówił o czymś, o czym nie miałam pojęcia. Co takiego wiedział Szalonooki, o czym my wszyscy nie mieliśmy pojęcia?

- Zgoda - warknął brunet. - Niech ci będzie. Niech ta cała Amber ma szlaban z tobą, ale Lamberd dalej ma zakaz przychodzenia go Hogsmeade. I nie waż się więcej zmieniać mojej decyzji - ostrzegł go na koniec. Tym razem, to Snape starał się pokazać pazury.

- Ma zakaz? - Zdziwił się Moody, spoglądając na mnie zdziwiony. Wzruszyłam tylko ramionami. Co miałam mu powiedzieć? Nie chciałam, żeby potem Snape mieszał mi w głowie. Już i tak przez niego bardzo cierpiałam.

- Nie poskarżyła się? - Snape przybrał normalny wyraz twarzy, uśmiechając się cynicznie. - Szkoda. Mam wielką ochotę przypomnieć jej naszą ostatnią rozmowę.

Straciłam na moment oddech. Zarumieniłam się. Moody w dalszym ciągu bacznie mnie obserwował, więc musiałam trzymać na wodzy swoje emocje. Miałam tylko nadzieję, że nie odezwie się na mój temat. Nie chciałam mieć problemów, a on z łatwością mógłby do nich doprowadzić.

- Niech będzie - westchnął profesor - ale wiedz, Snape, że nie podobają mi się twoje metody wychowawcze. Te dziewczyny chodzą potem całe roztrzęsione przez ciebie. Nie pozwolę, żebyś je stresował, bo masz taki kaprys.

- Nie ty będziesz to kwestionował.

Moody nie powiedział już nic więcej. Otworzył drzwi, wypuszczając mnie na zewnątrz i ruszył za mną. Snape został w sali. Może chciał sobie coś przemyśleć?

- Jakbyś mi powiedziała, inaczej bym to rozegrał, młoda damo - rzekł Moody, obracając się co jakiś czas za siebie. Jakby w obawie, że Snape zaatakuje go od tyłu.

- To są moje sprawy, profesorze. Nie chcę w to mieszać innych.

- Dobrze, dobrze. To co? Wracamy do twoich przyjaciół. Chętnie napiłbym się z wami czegoś jeszcze - uśmiechnął się, odsuwając dla mnie krzesło, niczym prawdziwy gentelman.

- No nareszcie! - Zajęczał Harry, rozumiejąc dla kogo Moody odsuwał siedzenie. - Alex, gdzie byłaś?

- Przepraszam - szepnęłam, siadając. Moody usadowił się koło mnie i ponownie oparł rękę o oparcie mojego krzesła.

- To co, kochani? - Zagadnął. - Dalej bawimy się w waszą ciekawą grę? - Wysłał ruchem głowy Neville'a po następną kolejkę, a sam upił łyczka ze swojej piersiówki. Gdy skończył podał mi bokiem buteleczkę, żeby nikt nie zauważył. Nie wiedziałam, czemu to robił, być może alkohol powoli mu się kończył, a chciał, żebym w końcu dobrze się bawiła?

Wyciągnęłam rękę spod peleryny i chwyciłam naczynie. Ponownie się napiłam. Tym razem alkohol nie wypalał dziury w moim przełyku, a spowodował przyjemne uczucie odprężenia.


1 komentarz: