czwartek, 30 maja 2019

28. bla bla


Siedziałam sama w Pokoju Wspólnym na parapecie przy długim, witrażowym oknie i z podkulonymi nogami rozmyślałam o poprzednim dniu. To, czego dopuściłam się z bliźniakami było idiotyczne. Byłam świadoma tego, że puściły mi hamulce po dość dużej dawce alkoholu, ale nie sądziłam, że pozwolę zbliżyć się do siebie obu chłopakom naraz. Czułam się z tym faktem okropnie, a jeszcze gorzej, kiedy nauczyciele wparowali do łazienki jak gdyby nigdy nic. Na samą myśl o tym, ponownie robiłam się zażenowana i czerwona zarazem. Nie chciałam nawet myśleć o tym, co sobie o mnie pomyśleli. Miałam ochotę nie wychodzić z wieży do końca życia, bo jeszcze nie znalazłam sposobu, żeby omijać ich szerokim łukiem, skoro czekały mnie zajęcia w ich klasach. W dodatku oboje widzieli mnie w samej bieliźnie, co było kolejnym powodem do wstydu. W tamtej chwili poczułam się jak najgorsze ścierwo pod słońcem. Gdyby jeszcze do łazienki wszedł sam Moody, jakoś bym to przeżyła. Mężczyzna zawsze nas rozumiał i raczej nie wrzeszczałby jak wariat, kiedy mnie zobaczył, ale Snape… zadrżałam niekontrolowanie na samo wspomnienie jego lodowatych oczu. Brunet wpadł w szał. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zachowywał się, jakby jednym ruchem różdżki chciał zamordować obu braci na raz.

Nagle obraz Grubej Damy przesunął się i przeszedł przez niego Ron razem z Harrym. Rudzielec, gdy tylko mnie zobaczył, cofnął się gwałtownie, próbując ponownie wyjść z pokoju. Jęknęłam w duchu, uświadamiając sobie, że przecież czekała mnie kolejna rozmowa, tym razem z Ronem. Wydawało mi się, że wszystko co miało miejsce sprzed całej awantury w łazience Prefektów, wydarzyło się lata świetlne temu.

- Czekaj! - Krzyknęłam, zeskakując z parapetu. Harry nie chciał za bardzo uczestniczyć w tej rozmowie, więc tylko machnął mi ręką na przywitanie i ulotnił się do dormitorium, a ja chwyciłam Rona za ramię, żeby się zatrzymał. - Poczekaj.

- Daj mi spokój - warknął, nie patrząc mi w oczy.

- Ron, nie odzywaj się tak do mnie – mruknęłam, czując się cholernie zmęczona tym wszystkim. - Musimy porozmawiać.

- Nie ma o czym. - Chłopak za wszelką cenę starał się unikać kontaktu wzrokowego ze mną.

- Ron, powiedz mi tylko, czy to prawda co mówił George?

- Puść mnie! - Warczał chłopak, wyrywając się. Chciał mnie ominąć i dołączyć do Harry'ego, ale zabroniłam mu przejść.

- Nie zachowuj się jak dziecko! - Syknęłam. - Porozmawiajmy o tym, do cholery!

- Tu nie ma o czym rozmawiać! - Również się zdenerwował i tym razem spojrzał mi wyzywająco w oczy. - Temat uważam za zamknięty!

- Jesteśmy przyjaciółmi - nacisnęłam na pierwsze słowo. - Serio, chcesz to zniszczyć przez takie coś? Teraz nie będziesz się do mnie odzywał jak do Harry'ego wcześniej i co dalej? Będziemy się unikać? Tak? Tego chcesz?

- Nie mogę przebywać obok ciebie, rozumiesz?! - Zezłościł się, ponownie spuszczając wzrok. - Może George dobrze ci wczoraj powiedział... trochę i... zresztą... - zamilkł na chwilę, czerwieniąc się cały. - Może trochę mi się podobasz, ok?! Ale to już nie ma znaczenia, bo… kurwa. Daj mi spokój!

Ron w końcu mnie wyminął i ruszył na piętro. Po drodze spotkał swoich braci, którzy wyglądali na bardzo zadowolonych. Śmiali się głośno i wygłupiali, jak to zwykle robili. George’a nos prezentował się już normalnie. Zapewne użył zaklęcia leczącego niewielkie urazy.

Gdy oboje przechodzili koło Rona, George szturchnął go z premedytacją w ramię, Chłopak o mało się nie przewrócił, ale w ostatniej chwili złapał równowagę.

- Odpierdolcie się w końcu! – Wrzasnął, trzaskając za sobą drzwiami od dormitorium. Bliźniacy wybuchli śmiechem i przeskakując po dwa schodki, zeszli do pokoju wspólnego. Nie specjalnie miałam ochotę na rozmowę z nimi, ale nim zdążyłam uciec, dopadli mnie. Obaj. George złapał mnie za rękę, ciągnąc do siebie, a Fred chciał pocałować w policzek. Odsunęłam głowę w ostatniej chwili.

- Dobra, daj jej spokój – odezwał się „mój chłopak”, odganiając od nas Freda. Ten drugi tylko zaśmiał się lekko, wkładając ręce do kieszeni i robiąc krok w tył. -Jak się czujesz?

Spojrzałam na bliźniaków, nie będąc do końca pewną, co też miałam zamiar im powiedzieć. Targało mną tak wiele emocji, że z trudem powstrzymywałam się od wybuchu.

- Masz zostawić Rona – zaczęłam rozmowę od przyjaciela. George zmarszczył brwi, a Fred ponownie wybuchł śmiechem. Tym razem dwa razy głośniej.

- Braciszku, a jednak konkurencja ci się szykuje? – Poruszył brwiami.

- Co ty Alex… -przejął się bliźniak. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ty i on…

- Nie! -Warknęłam – ale musisz zrozumieć, że on jest moim przyjacielem i chcę, żebyście oboje go szanowali, rozumiecie? Już i tak nie chce mnie znać, więc chociaż nie utrudniajcie tego bardziej i dajcie mu święty spokój.

- Ja mogę to obiecać – powiedział Fred. George westchnął głęboko.

- Dobra, postaram się, ale nic nie obiecuję. Nie moja wina, że się szczeniak w tobie zakochał.

- Ile razy mam ci przypominać, że jesteśmy z Ronem w tym samym wieku - powiedziałam. Chłopak wzruszył ramionami i spojrzał wymownie na swojego brata, który zrozumiał chyba, co ten pierwszy miał na myśli i pożegnał się z nami, wychodząc przez dziurę w portrecie.

- Teraz możemy porozmawiać o wczorajszej nocy – zmienił temat, chwytając mnie za rękę. Usiedliśmy przodem do siebie na jednej z kanap i popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy, a raczej George starał się patrzeć, gdyż mnie w dalszym ciągu było głupio i jakoś nie umiałam bez żadnego wstydu tego zrobić. – Alex, przecież nic się takiego nie stało, żebyś mogła tak się wstydzić. Było nam miło, prawda?

Kiwnęłam głową.

- No i nikt cię do niczego nie zmuszał.

- No nie… - mruknęłam cicho i w końcu udało mi się spojrzeć na George’a, aczkolwiek w dalszym ciągu miałam wypieki na twarzy. – Tylko Fred mnie zaskoczył. Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że coś takiego planujecie!

- A zgodziłabyś się wtedy?

-Oczywiście, że nie! – Oburzyłam się. – Wczoraj byłam trochę pijana, między nami zaczynało być miło, to potem jakoś to poszło.

- Gdyby nie ten cholerny Snape i Moody… -zaklął cicho chłopak.

-To co?! – Zdenerwowałam się. – Powiem ci George, że ja nie chcę, żeby to tak wyglądało. Nie mam ochoty dzielić swojego ciała z nikim! On jest twoim bratem, to trochę pojebane! Poza tym, ty chyba o czymś nie wiesz…

- Dobra Alex. Spokojnie – próbował uspokoić mnie rudzielec. – Może rzeczywiście tego nie przemyśleliśmy, ale myśleliśmy że będziesz chciała. W końcu jesteś taka…

- Jaka?! -Przerwałam mu, denerwując się coraz bardziej. – No jaka jestem?! Pewna siebie? Odważna? Nie przyszło ci do głowy, że ciągle mogę być… dziewicą?! – Wysyczałam ostatnie słowo najciszej jak się dało. George zaśmiał się krótko, ale widząc moją minę otrząsnął się trochę i spoważniał.

- Serio?!

- Poza tym, Snape i Moody mnie widzieli wtedy! Widzieli, jak wiłam się pod waszym dotykiem, jak bardzo mi się to podobało… on to widział i już nigdy mnie nie zechce! – Głos mi się załamał, po czym zdałam sobie sprawę, że powiedziałam o kilka słów za dużo.

- O kim ty mówisz? – Zdziwił się chłopak, łapiąc mnie za nadgarstek.

- Nie wiem. Sama już nie wiem! – Stęknęłam cicho, próbując nie zwrócić na te słowa zbytniej uwagi. – Wiesz, jakie to wszystko było upokarzające? Nigdy więcej nie chcę dopuścić do takiej sytuacji. Nigdy! Jak ja mam im dzisiaj spojrzeć w oczy.

- Olej to – odparł George, wzruszając ramionami.

- Łatwo ci mówić – prychnęłam. – Dzisiaj i tak czeka nas najgorsze, co może być.

- Nie będzie tak źle. Mcgonagall powinna zrozumieć, chociaż większość nazywa ją najstarszą dziewicą w Hogwarcie.

- To nie jest pocieszające. Wtedy jeszcze bardziej nas zajedzie.

Porozmawiałam jeszcze chwilę z chłopakiem. Wyjaśniliśmy sobie na spokojnie kilka rzeczy. George obiecał, że nie zrobi ze mną niczego, na co nie zgodzę się w pełni świadoma. Wydawało się, że między nami wszystko wracało do normy. Po kilku minutach pożegnałam się z nim i wróciłam do dormitorium, obudzić Klarę na śniadanie. Dziewczyna jak wczoraj padła na łóżko, tak do tej pory ani myślała o wstawaniu. Szturchnęłam ją w ramię. Blondynka mruknęła coś do siebie, otwierając oczy.

- Wstawaj! – Ponagliłam ją. – Idziemy na śniadanie, tylko wezmę prysznic. - Klara usiadła na łóżku, przeciągając się kilka razy.

- Powiedz, że to wszystko było tylko złym snem -odezwała się błagalnym tonem. Pokręciłam smutno głową.

- Bardzo mi przykro – westchnęłam. – Czeka nas dzisiaj „uroczy” dzień, dlatego nie marnuj go na leżenie. – Zostawiłam Klarę samą i poszłam szybko do łazienki wziąć prysznic. Gdy wróciłam, dziewczyna siedziała już przebrana w szkolny mundurek i pochylała się nad swoim pamiętnikiem, zapisując w nim namiętnie jakieś rzeczy. Nachyliłam się nad nią, a przy okazji przeczesywałam ręcznikiem mokre włosy, i starałam odczytać cokolwiek z drobnego pisma blondynki.

Nie mam pojęcia, dlaczego wszyscy uważają, że mogłabym coś robić z profesorem. Nawet nie umiem o tym napisać bez zawstydzenia. Przecież profesor Moody stara się tylko pokazać mi, na czym polega praca aurora. Tak bardzo imponuje mi to, kim on jest…  


To, co Alex robiła w basenie… Nie miałam pojęcia, co oni wyprawiali i dlaczego Alex odchylała głowę z takim rozmarzonym wyrazem twarzy? To wszystko było takie dziwne. Jak ona mogła?! Ja bym zapadła się pod ziemię. W dodatku profesorowie widzieli jej czerwoną bieliznę…
 


- Akurat to była jedna z gorszych, jaką mam – mruknęłam, podciągając spódnicę do ud. – Ta jest lepsza – zaśmiałam się.

- Alex! – Pisnęła Klara, chcąc uderzyć mnie zeszytem w nogi. – Nie czytaj mojego pamiętnika i nie rozbieraj się przy mnie! I w ogóle nie wydurniaj się. Wczoraj nie było ci do śmiechu!

- Przepraszam, no! – zaśmiałam się. – Jestem zestresowana jak cholera! Już nawet rozmawiałam z George’em o tym wszystkim. Chciałam jakoś rozładować atmosferę.

- Nie wiem, co my dzisiaj zrobimy – jęknęła Klara, ponownie pochylając się nad pamiętnikiem.

Alex zagląda mi przez ramię. Dokończę później…

- Nie przejmuj się – poklepałam ją po ramieniu i wysuszyłam szybko włosy zaklęciem. – Tylko ja jestem tu winna i bliźniacy. Nie dam wejść Mcgonagall na ciebie. Możesz być spokojna.

***

Na śniadaniu usiadłam z prawej strony koło Harry’ego, ponieważ Ron w dalszym ciągu nie chciał mnie znać, a po swojej drugiej stronie miałam George’a. Klara natomiast usadowiła się naprzeciwko między Hermioną a Ronem. Chwyciłam do ręki słodką bułeczkę, nalewając sobie i rudzielcowi kawy zbożowej do pucharków. Wszystko zdawało się być w porządku, dopóki nie spojrzałam na stół nauczycielski. Zarówno Mcgonagall jak i profesorowie z wczorajszej awantury, spoglądali w naszą stronę. Z miny opiekunki domu mogłam jasno wyczytać, że już wszystko wie i tylko czeka aż zjemy, żeby uraczyć nas pogadanką o wychowaniu seksualnym.

Nagle usłyszałam śmiechy od stołu Ślizgonów. Lucjan Bole pokazywał Klarę palcem i komentował coś żywo do Malfoy’a. Kopnęłam dziewczynę pod stołem i ruchem głowy wskazałam na Ślizgonów za jej plecami. Blondynka obróciła się w ich stronę, a zaraz za nią zrobiła to Hermiona. Lucjan, gdy tylko zobaczył Klarę, wskazał na swoją klatkę piersiową, wykonując półokrągłe ruchy dłońmi, po czym poruszył zwinnie ramionami, puszczając do niej oczko. Cały stół Slytherinu wybuchł śmiechem, oprócz Dracona. Zauważyłam również, że Lucjan miał zamiar wstać i podejść do nas, ale nagle wzdrygnął się i chwycił mocno za kark, rozmasowując skórę. Przeniosłam więc wzrok na stół nauczycielski. Moody chował właśnie różdżkę do kieszeni. Podziękowałam mu skinieniem głowy, a mężczyzna puścił do mnie oczko.

- Gdzie wczoraj byłaś, Klara? – Odezwała się nagle Hermiona, kiedy obie dziewczyny obróciły z powrotem głowy w moją stronę. – Do północy czekałam na ciebie w pokoju wspólnym. Myślałam, że obie pogłówkujemy nad jajem, które dostał Harry.

- Nie ma nad czym główkować – odezwał się wspomniany chłopak, nakładając sobie na talerz kolejną porcję kiełbasek i czerwonej fasolki. – Najwyżej zrobię z niego jajecznicę, co nie Ron? – Harry szturchnął przyjaciela łokciem, ale ten zdawał się w ogóle nie słuchać.

- Co mu jest? – Dopytywała Granger. Okularnik tylko machnął na nią ręką, więc ta ponownie zwróciła się do Klary. – Teraz możemy pójść do biblioteki i poczytać o właściwościach jaj smoków, co ty na to?

- Nie mogę – odparła cicho dziewczyna, kuląc się w sobie.

- Czemu nie możesz?

- Mamy szlaban – odparł dumnie Fred, wskazując palcem po kolei: on sam, George, ja i na końcu Klara. – Tylko Angelinie się upiekło.

- Prosiłam Klarę, żeby biegła za mną.- Dziewczyna nie przejęła się tym zbytnio, smarując tosta dżemem. – Trochę się ślizgałam na jej mokrych śladach, ale dałam radę jakoś.

- Nocne bieganie? Mokre ślady? – Zdziwiła się Hermiona, spoglądając na byłą przyjaciółkę z oburzeniem.

- Pływaliśmy w łazience Prefektów – wytłumaczył George, popijając ze swojego pucharka.

- Pływaliśmy… - zarechotał Fred, ale od razu dostał z łokcia od swojego brata.

- Wystarczy – syknął.

Wszyscy spojrzeli na bliźniaków ze zdziwieniem. Angelina wyglądała na złą, że nie mogła się przyłączyć do nas wieczorem, a ja ponownie spochmurniałam, odkładając niedojedzoną bułkę na talerz. Granger prychnęła głośno.

- Odkąd się z nią zadajesz, wpadasz w same kłopoty – powiedziała, wskazując na mnie głową.

- Odwal się – syknęłam cicho.

- To nie tak… - zaczęła bronić się dziewczyna.

- Chcesz skończyć tak samo, jak Lamberd? – Zdziwiła się Hermiona, kręcąc cały czas głową. – Spójrz, co „zyskałaś” dzięki tej znajomości? Szlaban za szlabanem. Jak tak dalej pójdźcie, to wywalą cię ze szkoły.

-Ej! – Warknęłam. – Grzeczniej trochę!

- Pakujesz ją w same problemy! Ona nigdy nie miała żadnego szlabanu, a przez ciebie zamiast się uczyć, to siedzi w kozie albo włóczy się po nocy, merlin wie, gdzie! – Zdenerwowała się, patrząc mi prosto w oczy. – Jesteś toksyczna i tylko niszczysz jej życie.

- Ja tak nie uważam! – Wtrąciła Klara, ale Hermiona dalej brnęła ze swoimi wywodami.

- Najlepiej by było, gdybyś znalazła sobie znajomych swojego pokroju, a nam wszystkim dała święty spokój.

Słuchałam jej gadaniny, aż w końcu nie wytrzymałam i rzuciłam się przez stół na dziewczynę, rozwalając wszystko po swojej drodze. Chwyciłam ją mocno za kołnierz, przyciągając do siebie. Klara pisnęła. Większość odsunęła się, żeby nie dostać kawałkiem jakiegoś jedzenia, które rozbryzgnęło się wkoło. George dopiero po chwili zareagował i próbował odciągnąć mnie od Granger, ale ja w dalszym ciągu trzymałam ją w żelaznym uścisku.

- Och, jaka ty spostrzegawcza jesteś! – Warknęłam cicho. – Potrafisz tylko się wymądrzać, a tak naprawdę gówno wiesz! - zamachnęłam się. Miałam ochotę rozbić jej nos.

- Alex, nie! -Krzyknął George, trzymając mnie za ramiona. – Zostaw ją!

- Alex, proszę!- Jęknęła Klara, jakby chciała się zaraz rozpłakać. -Wyrzucą cię ze szkoły- Okrążyła stół z zamiarem pomocy rudzielcowi. Oboje chwycili mnie za ramiona i siłą odciągnęli od Granger. Przez krótką chwilę dyszałam ciężko, starając się unormować oddech, ale w dalszym ciągu nie spuszczałam wzroku z Hermiony, która wstała z impetem i wygładziła idealnie swoje ubranie.

- Zachowujesz się jak prostaczka! – Rzuciła nagle, odpalając kolejny lont. Na nowo wyszarpałam się przyjaciołom, weszłam na stół i skoczyłam na nią, przyciskając ją do podłogi.

- Nie! – Wrzasnął George, a Klara zakryła oczy. Ron, który stał najbliżej Granger, odskoczył jak oparzony.

Nagle poczułam jak wszystkie mięśnie zaczynają mi tężeć. Kolejne zaklęcie uniosło mnie kilka cali nad ziemią i odsunęło od stołu Gryfonów. Kątem oka zauważyłam jak zmierza do nas grupka nauczycieli, a Snape trzyma wyciągniętą przed siebie różdżkę. Machnął nią raz jeszcze, a moje ciało poszybowało w jego stronę.

- Kolejne wykroczenie, zanim jeszcze dostałaś szlaban za poprzednie – mruknął cicho i uniósł nieznacznie kąciki ust, po czym opuścił różdżkę, a ja upadłam z impetem na podłogę, obijając sobie pośladki. George od razu podleciał do mnie i pomógł wstać. Klara w tym czasie sprawdzała, czy z Hermioną wszystko w porządku, a reszta stała w miejscu z tępymi minami i otwartymi szeroko ustami.

- Lamberd, na miłość boską! – Krzyknęła przejęta Mcgonagall, podbiegając do nas. – Marsz do mojego gabinetu! – Wskazała swoją różdżką na mnie, George’a i Freda. Panno Amber, ty też.

- Ona jest nienormalna! – Pisnęła w końcu Hermiona. – Powinna zostać wyrzucona ze szkoły!

- Panno Granger, o tym już ja zadecyduję wraz z dyrektorem – odpowiedziała spokojnie kobieta, a na mnie w dalszym ciągu łypała złowrogo.

- Rozejść się, wszyscy! – Rzucił nagle Moody, gdy pozostałe domy podchodziły do naszego zbiegowiska, chcąc zobaczyć co się tak właściwie stało. Nawet Ślizgoni wstali i rechotali po cichu. – Nie ma tu niczego do oglądania!

Gdy Granger powoli zaczynała się uspokajać, całą czwórką ruszyliśmy za opiekunką naszego domu do jej gabinetu. Klara stresowała się najbardziej, mnie w dalszym ciągu bolały pośladki, a bliźniacy wyglądali, jakby szli na spacer, chociaż George zerkał na mnie co chwilę w obawie, czy znowu nie zrobię czegoś głupiego.

- Nawet nie wiem, od czego zacząć – westchnęła kobieta, kiedy już znajdowaliśmy się w jej gabinecie. Mcgonagall stanęła przed nami, krzyżując ręce na piersi. Starała się spoglądać na nas z góry, chociaż było to trochę utrudnione, ponieważ bliźniacy byli prawie takiego samego wzrostu, co ona. Spojrzała na każdego z osobn, a jej wzrok najdłużej spoczął na mnie. – Alex, co się z tobą dzieje?

- Jeżeli chodzi o dzisiaj, to sprowokowała mnie, pani profesor – odparłam, starając się na miły ton.

- To prawda – dodała szybko Klara. – Hermiona mówiła okropne rzeczy o Alex.

- Dziewczynki… - ponownie westchnęła, przykładając palce do nasady nosa. – Nieważne, kto zaczął. Panna Lamberd nie powinna była rzucać się na koleżankę jak jakiś dzikus. Taka agresja jest niedopuszczalna w szkole!

- Ja uważam, że należało jej się – wtrącił Fred, uśmiechając się wesoło. – Obraziła Alex.

- Dobrze, porozmawiam sobie z panną Granger o tym – powiedziała Mcgonagall, uspokajając Freda gestem dłoni. – W każdym razie, będę musiała podjąć radykalne kroki wobec ciebie, Alex. Za dzisiaj, a tym bardziej za wczoraj.

- Wczoraj nic nie zrobiliśmy! – Zaprzeczyłam. – Złamaliśmy tylko ciszę nocną, ale to wszystko! – Mcgonagall popatrzyła na mnie srodze.

- Domyślam się, że profesorowie wytłumaczyli wam wszystkim, dlaczego tak ostro zareagowali wczoraj, prawda?

- Ja w dalszym ciągu nie rozumiem – rzekł George, drapiąc się po brodzie. – Czy seks jest zakazany? – Klara nabrała powietrza do ust i poczerwieniała na twarzy.

- SEKS, panie Weasley jest dla dojrzałych i odpowiedzialnych ludzi – wtrąciła kobieta.

- Jaki seks?! – Spanikowałam. – My się tylko… całowaliśmy w basenie!

- We trzy osoby – poprawiła mnie Mcgonagall. – Panno Lamberd, myślę, że dalsza dyskusja na ten temat powinna się zakończyć. Jesteś niepełnoletnia, obcowałaś z dwoma starszym od siebie kolegami w basenie po ciszy nocnej, a w dodatku chciałaś pobić koleżankę – wyliczała.

- Nic złego nie zrobiliśmy! -Dodał Fred, broniąc nas wszystkich. – To była zwykła zabawa, nic więcej! Nikt nikogo tam nie zgwałcił ani nie wziął siłą!

- Panie Weasley! – Krzyknęła oburzona nauczycielka. – Proszę liczyć się ze słowami!

- A mnie tam wcale nie powinno być! – Jęknęła Klara. Coś czułam, że cała ta rozmowa nie działała dobrze na jej nienaruszoną, dziewiczą duszę. – Szłam do dormitorium i zostałam złapana przez profesorów, a potem z powrotem zaciągnięta do łazienki!

- To prawda, pani profesor – zgodziłam się z przyjaciółką. – Klara nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.

- Profesor Moody ręczy za ciebie, Klaro. – Mcgonagall pierwszy raz od kilku minut uśmiechnęła się, ale tym razem tylko do blondynki. – Co nie zmienia faktu, że wszyscy dostaniecie szlaban za pałętanie się po ciszy nocnej, po zamku. Panowie Weasley, będę zmuszona wysłać wyjca do waszych rodziców.

- Nie pierwszy, nie ostatni – skwitował Fred, wzruszając ramionami. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą i zwróciła się bezpośrednio do mnie.

- Co się tyczy ciebie, Alex… - zamyśliła się na moment. – Ostatnim czasy trochę za dużo kręci się wokół ciebie, ciągłe szlabany, nieposłuszeństwa, alkohol… Bardzo mi przykro, ale jestem zmuszona zaprosić twojego ojca na rozmowę do Hogwartu.

- Co?! – Pisnęłam. Wszyscy spojrzeli na mnie podejrzliwie. – Nie da się jakoś inaczej tego załatwić? Mogę siedzieć cały czas na szlabanach do końca roku szkolnego, proszę!

- Profesor Snape powiedział, że szlabany nic nie dają w twoim przypadku.

Jęknęłam jeszcze głośniej, zastanawiając się, co mogłabym zrobić, żeby mój ojciec nie musiał tu przyjeżdżać. Gdy był daleko, było mi to obojętne, co sobie myślał o moim zachowaniu w szkole, ale wiedziałam, że w momencie stanięcia z nim twarzą w twarz, będę miała mocno przerąbane. Mój ojciec należał do ludzi bardzo porywczych i obawiałam się poniekąd jego reakcji na wszystko, co Mcgonagall mu powie. Zresztą sam fakt, że będzie musiał odrywać się od swoich codziennych spraw i przybyć do Hogwartu specjalnie dla mnie, nie będzie napawało go optymizmem.

- Proszę.

-Niestety, panno Lamberd – odparła Mcgonagall. – Takie są konsekwencje niesubordynacji...


wtorek, 28 maja 2019

27. Przyłapani, przesłuchani. Snape, Moody.

- Na pewno nie jesteś obrażona? – zapytała Alex.

- Nie – odpowiedziałam krótko i czym prędzej wyszłam za drzwi łazienki prefektów, zostawiając za sobą mokre ślady butów.

Stanęłam za drzwiami i wzięłam głęboki wdech. Z ubrań i włosów wciąż kapała mi woda. Byłam przemoknięta do suchej nitki. Wykręciłam włosy i trzepnęłam rękoma, ale niewiele mi to pomogło. Czułam, że ubrania się do mnie lepią i nie było to miłe uczucie. Tym bardziej, że na korytarzu było chłodniej niż w łazience. Zadrżałam z zimna. Nie dość, że moja biała koszula przykleiła mi się do ciała, to jeszcze przez namoczenie stała się prześwitująca. Widać było mój stanik, a przez chłód i gęsią skórkę, pod materiałem odznaczały się też moje sutki. Szybko skrzyżowałam ręce przed sobą, osłaniając newralgiczne miejsca.

Angelina wyszła chwilę po mnie. Po jej minie widziałam, że wolałaby być teraz w basenie z resztą ekipy, a odprowadzenie mnie traktuje raczej jako przykry obowiązek. Obowiązek, który chciała raz dwa odbębnić. Angelina rozejrzała się po korytarzu i kiwnęła na mnie ręką.

- Chodź, przemkniemy szybko.

- Co jeśli ktoś nas zauważy? To aż dwa piętra – panikowałam.

Marsz po korytarzu to jedno, ale prędzej czy później musiałyśmy dojść do schodów. Żałowałam, że nie mam teraz peleryny niewidki Harrego.

- Nie bój się, nie zauważy – Angelina próbowała mnie uspokoić. – Nie pierwszy raz chodzę po Hogwarcie po ciszy nocnej.

Szłyśmy korytarzem, ale do ciszy naszym krokom było daleko. Przed każdym skrzyżowaniem Angelina jako pierwsza wyglądała zza rogu. To, co miało wyglądać na zaplanowaną tajną misję przemykania po szkole, było raczej jej parodią. Angelina szła slalomem, a mnie dodatkowo niepokoiło zostawianie za sobą tych głupich, mokrych śladów.

- Ja wyszłam z dormitorium tylko jeden raz i od razu trafiłam na profesora Snape’a… - zwierzyłam się półszeptem.

Angelina parsknęła śmiechem.

- Musiałaś mieć niesamowitego pecha. Snape zazwyczaj patroluje lochy i dolne piętra. Mnie nigdy nie złapał.

Angelina wyglądała na dumną z siebie. W końcu dotarłyśmy do schodów. Gryfonka ostrożnie przechyliła się przez barierkę, zerkając najpierw na dół, a później do góry. Nagle nad nami usłyszałyśmy dźwięk czyichś kroków i męskie głosy.

- Nie wiem co kombinowałeś, ale to nie pora na kręcenie się po piętrze gryfonów – ten głos poznałabym zawsze, należał do profesora Moodiego.

Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na Angelinę.

- Uciekamy! – szepnęła wystraszona, obróciła się na pięcie i od razu dała w długą.

Zrobiłam kilka kroków za nią, ale ostatecznie tylko patrzyłam na jej oddalające się plecy. Była naprawdę szybka! Nie miałam szans jej dogonić, tym bardziej mając na sobie mokre ciuchy. Na szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu kryjówki. Szarpnęłam za klamkę najbliższych drzwi, ale te były zamknięte. Dla mnie i tak było już za późno. Właśnie w tej chwili po schodach schodził profesor Moody prowadząc przed sobą złapanego na górze, wstawionego Lucjana Bole. Oboje spojrzeli w moim kierunku, na moment przystając na schodach. Mechaniczne oko profesora szybko obskoczyło różne punkty na moim ciele. Bole uśmiechnął się paskudnie.

- No Amber, odważnie! – Lucjan poruszył brwiami, wpatrując się w okolice moich piersi.

Uświadomiłam sobie, że trzymając dłoń na klamce odsłoniłam mokrą koszulę i wszystko było mi widać. Pisnęłam i szybko zasłoniłam się rękoma. Moja twarz momentalnie zrobiła się czerwona. Profesor Moody ocknął się, głośno odchrząknął, złapał mocno Lucjana za bark i popchnął go, tym samym nakazując by ten się ruszył.

- Ty się nie odzywaj, Bole – Szalonooki warknął do chłopaka.

Oboje zeszli na piętro, na którym stałam. Profesor oblizał się i stanął przede mną, trzymając chłopaka po swojej lewej.

– Klara, co Ty tu jeszcze robisz? Już dawno jest cisza nocna… – profesor ostentacyjnie obciął wzrokiem moje mokre ubrania. Zmarszczył brwi – I czemu jesteś cała mokra?

- Profesorze… - zaczęłam, pociągając nosem. – To był wypadek. Właśnie próbuje wrócić do wieży. Przepraszam, że tak późno, ale…

Lucjan miał na twarzy rozanielony uśmiech. Ciągle patrzył w okolice moich piersi. Mechaniczne oko Moodiego wyłapało to spojrzenie, dlatego profesor najpierw szturchnął chłopaka laską, a gdy to nie pomogło, użył różdżki, by obrócić go plecami do nas. Profesor zmarszczył brwi i spoważniał. Złapał mnie mocno za ramię i pochylił się w moją stronę, zbliżając swoją twarz do mojej.

- Czy ktoś Ci coś zrobił?...

Zacisnęłam usta i nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy, gorączkowo potrząsnęłam głową. Oko Moodiego zaczęło rozglądać się uważnie po korytarzu. Widziałam, że śledziło wzrokiem moje mokre ślady, a w pewnym momencie obróciło się też, zaglądając do tyłu, za plecy mężczyzny.

- Mów Klara. Ktoś Cie tknął? – zapytał twardo, potrząsając mną.

- N-nie profesorze… – szepnęłam. - To były wygłupy. Nic mi nie jest.

Skupiona na nauczycielu nie zauważyłam, że Lucjan zdążył znów się obrócić. Chłopak skrzyżował ręce przed sobą i przyglądał się nam uważnie z miną, jakby nad czymś dumał. Nagle wypalił.

- Czyli jednak to prawda, że wy coś teges? – Lucjan naprzemiennie pokazał na nas palcem.

Otworzyłam szeroko oczy, nie wierząc, że naprawdę o to zapytał. Nie rozumiałam dlaczego w ogóle ludzie snują takie teorie! Szalonooki momentalnie puścił moje ramię i przekręcił się w stronę ślizgona. Miał lodowate spojrzenie, a jego twarz wciąż była śmiertelnie poważna.

- O co Ty mnie posądzasz, chłopcze? – zapytał.

Profesor wyprostował się i wsparł na swojej lasce, patrząc na Lucjana z góry. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, sięgnął za pazuchę i wyjął z płaszcza buteleczkę, szybko pociągając z niej spory łyk. Lucjan uśmiechał się głupkowato.

- To chyba jasne? O to że pro… - zaczął Lucjan, nie rozumiejąc, że było to pytanie retoryczne.

Patrzyłam zdezorientowana na ślizgona. Szalonooki zmarszczył brwi i chwycił za różdżkę. Czarem zakneblował chłopaka, uniemożliwiając mu dalsze snucie teorii.

- Skończ już bredzić… – rzucił znudzonym tonem.

W tym momencie za plecami Szalonookiego jak spod ziemi wyrosła czarna sylwetka. Był to profesor Snape we własnej osobie. Niezadowolony jak zawsze. Już zrozumiałam na co patrzyło oko Moodiego, gdy tak zaglądało na schody.

- Co tu się dzieje? – zapytał Snape, podchodząc bliżej nas.

- Zbieram niedobitków i maruderów – powiedział Moody i wsparł się na lasce. – Nie powinieneś właśnie patrolować lochów, Severusie?

Snape najpierw obciął wzrokiem ucieszonego, choć zakneblowanego ślizgona, później mokrą mnie, a na końcu posłał Moodiemu wymuszenie neutralne spojrzenie. Mistrz Eliksirów od razu wyjął z rękawa różdżkę i wycelował we mnie, doprowadzając moje ubrania do ładu i suchości tylko jednym czarem. Spojrzałam na profesora Snape’a z wdzięcznością. Na twarzy Szalonookiego pojawił się lekki, niezadowolony grymas.

- Mój rejon jest już „czysty” – Snape stał prosty jak struna. - Znasz rozkazy Dumbledore’a. Mamy wyzbierać wszystkich.

Moody skinął głową. Patrzyłam na nich naprzemiennie. Czułam się, jakbym czekała na wyrok. Tymczasem oczy obojga skierowały się na Lucjana. Snape wycelował w niego różdżką, ale nim wypowiedział zaklęcie, zawahał się.

- Ma z „tym”… – Snape wskazał na mnie oszczędnym ruchem głowy – coś wspólnego?

- Nie – Moody odpowiedział spokojnie. - Pałętał się na siódmym. Pijany.

- Widzę – Snape stwierdził z pogardą.

Profesor machnął różdżką, odkneblowując Lucjana. Chłopak od razu potarł usta i poruszył nimi. Łypnął na wszystkich po kolei.

- Jestem pełnoletni. Wolno mi pić! – rzucił Lucjan.

Twarz Snape’a wykrzywiła się. Mężczyzna silnie złapał ślizgona za kark, zmusił go do zniżenia, a potem przyciągnął do siebie.

- Nie, kiedy ja tu pilnuje, Bole! – syknął mu wprost do ucha. - Hańbisz dom Slytherina. Jutro sobie porozmawiamy. A teraz jazda do dormitorium! – nakazał.

Snape pchnął chłopaka w stronę schodów. Lucjan złapał się poręczy i spojrzał jeszcze przez ramię.

– A Ty Amber gdzie masz koleżankę? Było tak miło, gdy nas odwiedziłyście… - rzucił do mnie z uśmieszkiem i mrugnął.

Lucjan zobaczył minę Snape’a, spoważniał i od razu zbiegł po schodach. Wtedy oczy obu profesorów wbiły się we mnie.

- Racja. Sama o tej porze poza dormitorium… - Snape splótł ręce za plecami. - To aż niemożliwe. Gdzie ta druga? Lamberd? – niebezpiecznie zmrużył oczy.

- N-nie wiem profesorze – zająknęłam się. – Rozdzieliłyśmy się.

- Siedziałyście ze ślizgonami?... – nagle zapytał Moody, ponownie łapiąc mnie za ramię. – Czy wyście zgłupiały? – potrząsnął mną.

Na twarzy profesora Moodiego widać było niezadowolenie.

- Tylko chwilę… - odpowiedziałam szybko, patrząc to na jednego, to na drugiego. – Kazali nam usiąść ze sobą.

Wyraz twarzy Szalonookiego zrobił się jeszcze bardziej srogi. Wyglądał, jakby się na mnie zawiódł.

- To bez znaczenia – wtrącił Snape. – Chyba że właśnie od nich wracasz?...

Snape patrzył na mnie tak, jakby samo jego spojrzenie miało rozgnieść mnie jak mrówkę. Skuliłam się marząc o tym, bym mogła zapaść się pod ziemię, albo po prostu umrzeć i nie musieć wcale się tłumaczyć. Nie chciałam wydać przyjaciółki, ale ciężko było odeprzeć serię pytań. Moje milczenie się przedłużało. W tym czasie profesor Moody wyglądał jakby nad czymś dumał. W końcu chrząknął i wtrącił.

- Zwyczajnie sprawdźmy – powiedział.

Podniósł laskę i jej końcem wskazał na pozostawione przeze mnie ślady. Snape nie wyglądał na zaskoczonego ich widokiem. Profesor Moody puścił mnie i ruszył przodem. Gdy już myślałam, że mi się upiekło, profesor Snape warknął do mnie.

- Idziemy.

Złapał mnie za kark, boleśnie wbijając palce i szarpnął mną, bym szła z nimi. Im byliśmy bliżej, tym bardziej ogarniała mnie panika. Choć próbowałam się wywinąć, nie miałam jak wyrwać się z uścisku. Profesor Snape był naprawdę silny.

- Ja przepraszam – z moich ust wylewał się słowotok. – Nie robiłam nic złego. Naprawdę nie chciałam być tak późno poza dormitorium! Czy mogę wrócić do wieży? Błagam, chcę już iść spać. Trochę zmarzłam i nie chcę być chora… Jutro zgłoszę się do profesor McGonagall po karę…

Miałam wrażenie, że nawet mnie nie słuchają. Patrzyłam błagalnie na profesora Moodiego, ale ten wciąż miał srogi wyraz twarzy. W pewnym momencie złapałam go za rękaw, ale odpędził mnie ręką. Czy on się na mnie zawiódł? Nienawidził mnie? Poczułam się strasznie. Byłam pewna, że nie zrobiłam nic złego, ale w ich oczach pewnie wyglądało to inaczej. Współudział w zbrodni. Tak jak mówił Lucjan w kryjówce ślizgonów.

Już po chwili stanęliśmy przed drzwiami łazienki prefektów. Kałuża tuż pod nimi jasno zdradzała, że był to punkt mojej wycieczki. Profesor Moody wypowiedział hasło, a drzwi stanęły przed nami otworem. Weszliśmy cała trójką. No, oni weszli, a mnie wtargano siłą. Dla mnie miejsce wyglądało niemal tak jak przedtem. Na ziemi leżały porozrzucane ciuchy i butelka po ćwiartce. Choć w basenie było dużo pachnącej piany, widać było, że przy krawędzi jest Alex razem z bliźniakami… w dziwnej, zawstydzającej sytuacji! Ona odchylała głowę do tyłu, jeden z braci całował jej usta, drugi zaś całował ją po szyi. Nie zauważyli nawet, że ktoś przyszedł. Zapowietrzyłam się, zasłaniając usta dłonią. Chciałam ich ostrzec, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. Z resztą było już za późno.

- CO TO MA ZNACZYĆ?! – Ryknął profesor Snape.

Był wściekły, co wcale mnie nie zdziwiło. Sama nie spodziewałam się, że zastaniemy tu taką sytuację. W reakcji na krzyk, cała trójka odskoczyła od siebie. Alex miała mętny wzrok. Patrzyła w naszą stronę, jakby nas nie widziała. Po chwili zaczęła drżeć i gorączkowo się zasłaniać. Bliźniacy w tym czasie udawali, że wcale nic nie robili i niby jedynie siedzą w basenie.

- Spokojnie profesorze, nic się nie dzieje – Fred uniósł ręce w obronnym geście.

George widząc reakcję półnagiej Alex, próbował zasłonić ją własnym ciałem.

- Rączki przy sobie, Weasley – ostrzegł Szalonooki.

Oko Moodiego łapczywie skakało po każdym z „uczestników”. Snape od razu mnie puścił. Złapał mocno za różdżkę, aż mu kostki zbielały.

- Wyskakiwać z wody! Ale już! – krzyknął Snape, celując w nich różdżką.

- Zepsuli całą zabawę… – mamrotał Fred.

- Głusi jesteście?! – warknął Snape.

Alex była jak sparaliżowana. Fred zaczął się rozglądać za ciuchami, ale robił to z ociąganiem. George chciał najpierw pomóc Alex wyjść z wody.

- Hej! Rączki przy sobie powiedziałem! – nakazał Moody, szybko wyciągając różdżkę.

Szalonooki cisnął w Georga czarem, a chłopak zawisł ponad basenem do góry nogami. Fred widząc co się dzieje z bratem, zaśmiał się i od razu wyskoczył z wody. Zebrał swoje ciuchy. Bokserki obojga były mocno wypukłe. Profesor Moody odchrząknął i zasłonił mi oczy ręką.

- Kurwa, bez przesady! Już wychodziłem! – marudził George, machając rękami.

Snape krótko zerknął na profesora Moodiego, zacisnął zęby i wykonał gest różdżką, przejmując kontrolę nad lewitującym Georgem. Sprawił, że ten przeleciał powoli ponad basenem, a gdy był nad podłogą, czar nagle odpuścił. George zareagował za późno i lądując na ziemi, rozbił sobie nos. Przeklął cicho i zaraz zebrał się z podłogi. W basenie została tylko Alex. Profesor Moody stojąc w miejscu zaczarował jeden z ręczników, by ten pofrunął w stronę mojej przyjaciółki. Alex chwyciła materiał jakby to była ostatnia deska ratunku i jeszcze będąc w wodzie, owinęła się nim szczelnie. Cały czas drżała. Nie byłam pewna czy z zimna, czy ze strachu.

- Lamberd, Ty też wyłaź – niecierpliwie warknął Snape.

Szybkim krokiem podszedł do Alex, złapał ją za nadgarstek i bez ceregieli szarpnął nią do góry, wyciągając na brzeg basenu. Dziewczyna była tak spanikowana, że nie wiedziała nawet co zrobić. Po prostu leżała owinięta mokrym ręcznikiem tuż u stóp profesora Snape’a. W oczach miała łzy.

- Hej! Delikatniej może! – rzucił George, widząc co się dzieje.

Profesor Moody gestem ręki pospieszał bliźniaków, by ci ubrali się do końca. Jego oko przypatrywało się każdemu po kolei, jakby zbierał na nas dowody, albo łączył kolejne fakty. George szybko wciągnął na siebie spodnie, a potem odchylił głowę, próbując powstrzymać krwawienie z nosa. Jego brat też się ubierał. Gdy obaj mieli na sobie spodnie, profesor Moody odsłonił mi oczy. Rozejrzałam się zdezorientowana.

- Delikatniej? – warknął profesor Snape i popatrzył na wszystkich po kolei. - Wy nieodpowiedzialne imbecyle! Cisza nocna, to nie jakieś widzimisię. Spodziewaliśmy się niedobitków, ale Ty Lamberd? Ile masz? Czternaście lat?... To nie miejsce dla Ciebie!

Snape patrzył na Alex obcesowo. Z pogardą. Nachylił się nad nią i patrząc prosto w jej oczy, szepnął bardzo, bardzo cicho.

- Ciesz się, że nie jesteśmy tutaj sami.

Następnie przyłożył różdżkę do ręcznika i wysuszył ją czarem. Wyprostował się jak struna, splótł ręce za sobą i przespacerował się po łazience.

- Niech mi ktoś do cholery wytłumaczy, co wy tu właściwie robicie? Co robicie TU w szczególności? Łazienka prefektów jest przeznaczona tylko dla PREFEKTÓW i kapitanów drużyn. Bądźcie pewni, ze dowiem się skąd macie hasło. To jest niedopuszczalne, żebyście robili, co wam się żywnie podoba. O tej godzinie powinniście być dawno w dormitoriach. Zasady są stworzone po to, by ich przestrzegać. Wiecie jak wiele ich złamaliście?...

- Pewnie z pięć – zaśmiał się Fred, który jako jedyny wciąż był w miarę rozluźniony.

Snape obrócił się do niego gwałtownie i wycelował w niego różdżką.

- Jeszcze jedno słowo Weasley, a wyrwę Ci język i wyślę go Twojej matce razem z wyjcem – Snape wycedził przez zęby.

Alex była blada jak ściana. Do tej pory obserwowała wszystko z podłogi lecz w końcu podniosła się z ziemi. Drżącą ręką sięgnęła po ubrania, ale żaden z tu obecnych nie zamierzał odwracać wzroku. W pewnym momencie ręcznik wyślizgnął jej się z rąk i wszyscy znów mogli zobaczyć jej bieliznę. George szybko złapał świeży ręcznik i próbował z nim podbiec, ale profesor Moody zatrzymał go swoją laską.

- Panie Weasley. Trzymaj się z daleka – Szalonooki ostrzegł go. - Dość już narozrabiałeś.

Z Georga uszło powietrze i powoli się wycofał, stając razem z bratem. Fred coś mu powiedział na ucho. Na twarzy Snape’a widać było pogardę w czystej postaci. Rzucił on czystym ręcznikiem w Alex, ale była tak wystraszona, że nie udało jej się go złapać. Ja spojrzałam na profesora Moodiego ze strachem. Ten łypnął na mnie w taki sposób, że nie mogłam odczytać jego emocji. Zawahałam się, ale jednak postanowiłam zaryzykować. Podbiegłam do Alex, podnosząc ręcznik i zasłaniając ją, by mogła się ubrać w spokoju.

- Zepsuci Weasleyowie… - Snape kontynuował wywód – Banda pyszałków pozbawionych zasad. Różne rzeczy mówią o waszej rodzinie i większość to prawda. Po kimś w waszym wieku spodziewałbym się więcej rozwagi i odpowiedzialności. Uważacie Hogwart za burdel?

Przyjaciółka była przerażona. Nagle w jednej chwili załamała się. Po jej policzkach potokiem płynęły łzy. Pierwszy raz widziałam ją w takim stanie. Przytuliłam ją mocno i obie usiadłyśmy na ziemi. Moody obserwował nas uważnie.

- Nikt z nas tak nie uważa – żachnął się George i z daleka patrzył na Alex. Widać, że bardzo chciał podejść.

- Nie przerywaj! – syknął Snape. – Hogwart to nie jest miejsce do spełniania waszych chorych fantazji! Wy jesteście niemal dorośli, ale Lamberd to jeszcze dziecko. Rozpijacie takie dzieci i wciągacie je w perwersyjne zabawy! Za takie coś powinniście wylecieć ze szkoły!

- Źle zrobili, ale to raczej decyzja dyrektora i Minervy – wtrącił profesor Moody. – Na pewno chętnie przyjrzą się sprawie.

Snape i Moody krótko zmierzyli się na spojrzenia. Obaj wiedzieli, że Moody miał rację. McGonagall była opiekunką naszego domu, więc to jej podlegaliśmy. Profesorowie mogli wlepić nam szlabany, ale prawdziwa pogadanka dopiero nas czekała.

- Dlatego jutro wszyscy stawią się u McGonagall w gabinecie – Snape wycedził przez zęby.

- Dobra, ale nikt jej do niczego nie zmuszał – odezwał się Fred, mając gdzieś wcześniejsze ostrzeżenia Snape’a. – Wspólnie spędzaliśmy czas, to nic złego.

Patrzyłam na bliźniaków z niedowierzaniem. Widać po nich było, że ta sytuacja ich irytuje. Byli oskarżani o straszne rzeczy.

- Nic złego? – Snape spiorunował Freda wzrokiem.

- A wygląda jakby się dobrze bawiła? – wtrącił profesor Moody, pokazując na nas laską.

Alex nie wyglądała jakby się dobrze bawiła. Była załamana, zapłakana, zasmarkana. Przedłużanie tej sytuacji było upokarzające. W ogóle miało mnie tu nie być. Chciałam już dawno temu iść spać, a oni mnie wciągnęli w te całą chorą sytuację. Chciałam to wykrzyczeć, ale jednocześnie bałam się odezwać. Alex też wolałaby tu nie być. Widziałam to w jej oczach. Cały czas drżała. W sumie, to może lepiej, że byłam tu teraz z nią. Nie wyobrażam sobie przez co by przechodziła, gdyby nie miała teraz żadnego wsparcia.

- Teraz nie, ale nie mówiła „nie”, profesorze. Ja nie zrobiłbym NIC wbrew jej woli! – wyrwał się George. – Alex jest moją dziewczyną i…

- Zamilcz! – uciszył go Snape.

Przez chwilę panowała cisza. Przerwała ją Alex, odzywając się cicho.

- Proszę przestać coś sugerować. Do niczego przecież nie doszło.

Wszystkie oczy wpatrzyły się w moją przyjaciółkę.

- Do niczego nie doszło – powtórzyła głośniej i ze wstydem spojrzała na profesora Snape’a – Nie pozwoliłabym na to, żeby cokolwiek się stało.

Bliźniacy patrzyli na Alex z wdzięcznością. Snape zacisnął usta. Wyglądało, jakby gotów był wyrzucić z siebie kolejną wiązankę krytyki.

- Chyba juz wystarczy, co? – powiedział profesor Moody, oblizując się – Jest bardzo późno, a panienki dość już mają wrażeń.

Szalonooki podszedł bliżej nas. Spojrzałam na niego do góry.

- Profesorze Snape, zabierz proszę chłopaków, niech idą prosto do łóżek. Ja upewnię się, że wszystko z nimi w porządku – Moody wskazał ruchem głowy na nas.

Snape zmrużył podejrzliwie oczy, spojrzał na mnie, na Alex i na końcu na Szalonookiego.

- Myślisz, że Weasleyowie są tak głupi, że sami nie trafią?

- Myślę, że dość już narozrabiali i lepiej żeby – Moody odchrząknął – ktoś ich przypilnował.

Profesorowie znów patrzyli sobie w oczy. Snape chyba miał obiekcje co do podziału obowiązków, ale Moody wsparł się na lasce i wypalił nagle.

- Nie mówiłeś kiedyś, że nie chcesz niańczyć dzieci?...

Przypomniały mi się słowa z mojego pamiętnika. Tak właśnie Snape powiedział kiedyś do Alex. Raczej profesor Moody tego nie słyszał… ale przecież profesor Snape mógł tak powiedzieć więcej niż raz. To raczej nic nie znaczyło. Mimo wszystko przez twarz Snape’a przebiegł lekki grymas. Snape obrócił się gwałtownie i oszczędnym gestem wskazał bliźniakom na drzwi.

- Idziemy stąd – warknął do nich. – Ruchy!

Niezadowoleni bliźniacy ruszyli przodem. George do samych drzwi patrzył przez ramię, na Alex. Wyglądało, jakby się martwił. Snape wyszedł zaraz za nimi. Gdy tylko ich sylwetki zniknęły za drzwiami, jakoś zrobiło się spokojniej. Odetchnęłam z ulgą. Być może za wcześnie.

- No panienki… - westchnął profesor Moody i pokręcił głową z dezaprobatą. – Profesor Snape ma rację. Nie powinno was tutaj w ogóle być. I przez godzinę i przez to, że jesteście za młode na „takie” rzeczy.

W tym momencie Szalonooki znacząco spojrzał na mnie. Otworzyłam szeroko oczy.

- Profesorze! Ale ja nic…! – pisnęłam.

Moody uciszył mnie gestem ręki.

- Klaro, cokolwiek się tutaj działo, macie szczęście, że Dumbledore zlecił nam przeczesanie zamku. Wszystko mogło skończyć się o wiele… - powoli oblizał się. – gorzej.

- Ale nie skończyło – Alex powiedziała cicho. – Do niczego nie doszło. Naprawdę.

Profesor pochylił się i pewnym ruchem złapał Alex za podbródek. Uniósł go, by spojrzeć jej prosto w oczy. Wciąż miała w nich łzy. Na jej twarzy malowało się poczucie wstydu i panika. Pierwszy raz od dawna, nie wywinęła mu się z ręki. Profesor zmarszczył brwi.

- Naprawdę mogło – kontynuował. - Nie mówiąc już o tym, że Ty Alex znów jesteś pijana.

- Tak jakoś wyszło – przyjaciółka szepnęła przepraszającym tonem. – To nie tak, że robię to specjalnie...

Zmierzyłam ją wzrokiem, ale nic nie powiedziałam. Ciągle piła, nawet gdy ją upominałam. Nie znała granic. Zapewne właśnie przez alkohol znalazła się w takiej, a nie innej sytuacji. To wszystko nigdy nie powinno się zdarzyć. Ja nie wyobrażałam sobie by znaleźć się w takiej sytuacji sam na sam z jednym chłopakiem, a co dopiero z dwoma.

- Tłumaczyć będziecie się profesor McGonagall. Ja mogę mieć jedynie nadzieję, że wyciągniecie wnioski na przyszłość – w głosie profesora słyszałam nutę zawodu.

Profesor puścił podbródek Alex i wyprostował się. Przyjaciółka zwiesiła głowę. Ja nie mogłam znieść myśli, że oskarża się nas niesłusznie. Moim jedynym grzechem było to, że byłam poza dormitorium po wyznaczonym czasie ciszy nocnej.

- Profesorze, mieliśmy tylko popływać… - powiedziałam.

Patrzyłam przed siebie, gorączkowo myśląc o tym, co by było, gdybym nie zdecydowała się wrócić do dormitorium? Czy też by nas przyłapali? Może nie byliby aż tak wściekli? Moody patrzył na mnie czujnie, jakby próbował wyczytać coś z mojej twarzy.

- Tak myślisz, Klaro? – zapytał i odchrząknął. – Powinniśmy stąd pójść. Może zajdziemy do mnie do gabinetu, napijecie się herbaty i uspokoicie trochę, co?

Profesor podał mi dłoń, bym mogła się na niej podeprzeć przy wstawaniu. Skorzystałam z oferty. Później mężczyzna pomógł wstać Alex. Następnie wyjął z kieszeni materiałową chusteczkę i średnio delikatnie otarł z łez policzki dziewczyny. Alex odsunęła głowę, więc Moody wcisnął jej chusteczkę do ręki.

- Tak myślę, bo tak powiedzieli, profesorze – tłumaczyłam się. - Chcieli pływać, ale ja nie chciałam, więc dla żartu wrzucili mnie do wody. To wszystko to musi być jakieś nieporozumienie.

Moody ostatni raz z namysłem obejrzał mechanicznym okiem wnętrze łazienki. Zmniejszył swoją laskę, chowając ją do kieszeni płaszcza. Następnie wszedł między nas i mocno objął nas ramionami, jakby chciał dodać nam otuchy. Poprowadził nas do wyjścia, a potem dalej korytarzem.

- To są młodzi chłopcy, a takim hormony buzują w głowie. Zawsze znajdą sposób na to, żeby… - profesor zerknął na mnie i zamlaskał. – No… Chyba to nie moment na takie rozmowy. W każdym razie nie bez powodu mówię, że ważna jest stała czujność. Nie wszyscy są mili i nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.

Alex całą drogę milczała. Też byłoby mi wstyd, gdyby profesorowie zobaczyli mnie w bieliźnie. Wkrótce znalazłyśmy się przed drzwiami gabinetu profesora. Byłam już zmęczona, więc ziewnęłam dyskretnie. Moody wpuścił nas przodem, a potem od razu zaparzył herbaty. Razem z Alex usiadłyśmy na kanapie. Po chwili parujące herbaty pojawiły się przed nami na stoliku. Profesor złapał za fotel i przesunął go, by stał tuż przed nami. Zasiadł na nim, klepnął dłońmi we własne uda i potarł je, patrząc na nas naprzemiennie. Przez moment zastanawiał się co powiedzieć.

- Pamiętacie, że jestem po waszej stronie? – zapytał.

Obie skinęłyśmy głowami. Wsypałam nam cukier do herbaty i powoli zamieszałam. Profesor patrzył na nas z powagą.

- Panienki, naprawdę nie chcę was męczyć… ale po prostu muszę wiedzieć, czy nic wam nie jest. Od tego zależy dalsze postępowanie w tej sprawie.

- Już mówiłam, że nikt mi nic nie zrobił, profesorze – powtórzyłam. – To była tylko woda.

- A wcześniej? – zapytał. – Ostatni raz widziałem was na Wielkiej Sali kilka godzin temu. Co robiłyście od tamtego czasu?

Drgnęłam i zerknęłam na Alex. W sumie miejsce zabawy było tajną kryjówką, raczej nie chciałam opowiadać profesorowi o tym gdzie się znajduje. To byłby łatwy krok do utraty wszystkich znajomych. Złapałam szybko za herbatę, chuchnęłam w napój i upiłam łyka.

- Kręciłyśmy się z gryfonami po szkole – powiedziała Alex, wybawiając mnie z opresji. – Byłyśmy w paru miejscach, to był przecież czas wolny.

Profesor wolno pokiwał głową.

- A Ci ślizgoni z którymi siedziałyście?... – zapytał.

Alex spojrzała na mnie lekko zaskoczona. Nie zdążyłam jej powiedzieć, jak profesor się o tym dowiedział. Zrobiłam minę w stylu „to nie ja”.

- Co to byli za uczniowie? Dokuczali wam? – drążył profesor.

Na pewno wizja ukarania ślizgonów była dla Alex kusząca, ale z nimi łączył się grząski temat ich seksualnej punktacji. Coś, czego Alex nie chciała ujawniać z obawy przed profesorem Snape’m.

- Ja prawie nikogo nie znałam… – powiedziałam i spojrzałam na Alex, mówiąc szybko - Dziś ten starszy ślizgon co nas zaprosił do nich, też został złapany. Pytał o Ciebie.

Miałam nadzieję, że zrozumie, o którym mówię, bo moim zdaniem Alex była lepsza w mówieniu tego co trzeba i lawirowaniu, też gdy trzeba. Przyjaciółka, choć wciąż była trochę nieswoja, kiwnęła do mnie głową.

- Lucjan? To zwykły głąb z siódmej klasy – skomentowała, wzruszając ramionami.

Profesor nachylił się w naszą stronę i położył nam dłonie na kolanach. Naprzemiennie patrzył nam w oczy.

- Zrobił wam coś? Ten Lucjan? – dopytywał przyciszonym głosem.

Obie pokręciłyśmy głowami, ale że wciąż na nas patrzył, Alex westchnęła.

- Po prostu spotkałyśmy ich po drodze z łazienki i tyle. Raczej starsze roczniki. Nikt nam nie dokuczał. Nie bardziej niż zwykle – wzruszyła ramionami. – Porozmawialiśmy z nimi. Nie ma o czym mówić. Naprawdę.

Znów ziewnęłam. Byłam naprawdę zmęczona. Zawsze o tej porze już dawno byłam w łóżku.

- Profesorze, czy możemy już iść? – zapytałam i wzięłam kolejny łyk herbaty. Była tak przyjemnie ciepła, że tym bardziej robiłam się senna.

- Też jestem zmęczona – powiedziała Alex, przecierając twarz dłońmi.

- A może prześpicie się tutaj? – profesor oblizał się i wskazał głową na drzwi do dalszych pomieszczeń. - Udostępnię wam prywatne komnaty, a sam się prześpię tutaj.

- Lepiej, jeśli wrócimy do wieży – powiedziała Alex.

Przyjaciółka spojrzała na swoją herbatę, ale nie wypiła ani łyka. Chyba nie miała ochoty. Profesor patrzył na nas przez chwilę, później westchnął cicho i klepnął nas w kolana. W końcu cofnął ręce. Odsunął się razem z fotelem.

- W sumie racja, nie potrzebujemy insynuacji – odchrząknął. - Odprowadzę was.

Szybko dopiłam herbatę i zebrałyśmy się. Wszyscy opuściliśmy gabinet, a później ruszyłyśmy w stronę wieży gryfonów. Po drodze poczułam się bardzo dziwnie. Byłam tak senna, że oczy same mi się zamykały. W pewnym momencie wsparłam się o ścianę. Profesor szybko do mnie podszedł i złapał mnie w pasie. Alex spojrzała na nas zaskoczona.

- Miała już tak kiedyś? – zapytał Moody, jakby nie miał z tym nic a nic wspólnego.

- Chyba nie. Choć nigdy nie widziałam jej tak późno na nogach - odpowiedziała przyjaciółka.

Moody kiwnął głową. Ja oparłam głowę o profesora, mamrocząc, że przepraszam i że chce mi się spać. Na szczęście byliśmy już tuż pod wieżą. Profesor odstawił nas pod sam obraz i klepnął mnie w policzek, dla ocucenia. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się zdezorientowana. Moody wskazał głową na obraz i poczekał, aż obie weszłyśmy do pokoju wspólnego. W tym samym czasie wyjął z kieszeni laskę i odczarował ją, przywracając jej naturalny rozmiar. Jego mechaniczne oko cały czas ślizgało się po naszych sylwetkach, ale do tego już przywykłam. Z Alex szybko przebiegłyśmy przez pokój wspólny i zwiałyśmy do sypialni.

- Alex… przepraszam. Poszli po moich śladach. Ja nic im nie powiedziałam. – tłumaczyłam się.

Byłam tak zmęczona, że gdy tylko padłam na łóżko, zasnęłam. Nie miałam nawet sił ściągnąć własnych ubrań.