czwartek, 27 czerwca 2019

35. Plotki, problemy, spotkanie z Draco

Ocknęłam się i zerknęłam w stronę stołu nauczycielskiego, ale ten był pusty. To wyjaśniało, dlaczego nikt nie wtrącił się w szarpaninę pomiędzy chłopakami. Na szczęście „sami” się rozeszli. Odsunęłam od siebie nieruszoną owsiankę, wstałam od stołu i pobiegłam za Alex, szybko ją doganiając. Przyjaciółka szła w stronę dormitorium. Zerknęła na mnie smętnie.

- Wszystko w porządku? - zapytałam przejęta. - Wyglądało jakby się o Ciebie bili.

- Bo prawie się pobili - mruknęła Alex i potrząsnęła głową. - Georgowi odbiło... Nie widziałam go jeszcze w takim stanie.

- Może jednak powinnaś wyjaśnić mu całą sytuację? Jestem pewna, że by to pomogło – nalegałam. - Gdyby nie chciał Ci uwierzyć, to ja stanę po Twojej stronie. Przecież nie masz nic na sumieniu!

- To chyba nie ma znaczenia - Alex wzruszyła ramionami. - Jest strasznie zazdrosny. A ja jakoś nie mam ochoty z nim teraz rozmawiać..

Zastanowiłam się. Alex miała więcej doświadczenia w związkach, więc nie powinnam jej prawić kazań. Szczególnie, że mój pierwszy i jedyny chłopak był ze mną na niby, a zauważał mnie tylko wtedy, gdy było mu wygodnie. Mimo to ciężko było mi tak po prostu odpuścić.

- Mogę porozmawiać z nim za Ciebie – zaproponowałam.

- Nie – potrząsnęła głową. - On teraz musi ochłonąć.

- Nie można tak tego zostawić… – skrzyżowałam przed sobą ręce.

- Pewnie w końcu z nim pogadam… - zapewniała mnie przyjaciółka. - Po prostu nie dzisiaj, dobra?

- To może chociaż napisz mu liścik…

- Nie dzisiaj – twardo powtórzyła Alex, przyspieszając kroku.

Dogoniłam ją i przyjrzałam jej się uważnie. Po chwili objęłam ją ramieniem.

- Alex, co się dzieje? - choć korytarz którym szłyśmy był pusty, przyciszyłam głos. - Chodzi o to spotkanie z McGonagall?

- Nie… - mruknęła przyjaciółka, po czym zawahała się. – A właściwie tak – powiedziała nagle i rozejrzała się dyskretnie.

- Nie mów, że przyłapali Cię, gdy wracałaś? – otworzyłam szeroko oczy. - Znowu wezwą Twojego ojca? - zapytałam zmartwiona.

Przyjaciółka przyłożyła palec do ust, pokazując mi, bym była cicho. Złapała mnie za nadgarstek i wciągnęła do mijanej przez nas, pustej sali od zaklęć. Zamknęła za nami drzwi, a potem oparła się o nie plecami i westchnęła ciężko. Wyraźnie biła się z myślami. Widząc ją w tym stanie, strasznie się przejęłam. Ostatnim razem przyłapali ją w basenie z dwoma chłopakami. Co stało się tym razem?

- Nie wezwą mojego ojca – powiedziała w końcu.

- To… to chyba dobrze? – zapytałam nieśmiało i podeszłam bliżej niej.

- Nie do końca. Klara… ja wcześniej skłamałam – Alex popatrzyła na mnie niepewnie. – Wtedy, gdy pytałaś o Flinta.

Zmarszczyłam brwi.

- To mnie dopadł. Wracałam do dormitorium, a on się przypieprzył i nie dochodziło do niego, że mówię „nie”. Gdyby nie profesor Moody… - urwała.

Byłam w szoku. Oczy mi się zaszkliły. Czułam, jak przechodzą mi po plecach ciarki. Już wczoraj ta historia wydała mi się straszna, a co dopiero, gdy dotyczyła mojej przyjaciółki. Od razu mocno ją przytuliłam. W tej chwili nawet Draco przestał istnieć. W jednej chwili wypchnęłam go z głowy.

- Przepraszam… - szepnęłam.

Alex drgnęła lekko i objęła mnie.

- Co?... Za co mnie przepraszasz? – zapytała.

- Gdybym z Tobą wróciła, zamiast tam siedzieć, pewnie nic by Ci się nie stało – rozpłakałam się. Czułam się winna.

- Gdybyś wróciła ze mną, mógłby się przykleić do Ciebie.

- We dwie miałybyśmy większe szanse! – niemal krzyknęłam ocierając rękawem łzy. - W ogóle nie powinnyśmy iść z Lucjanem! Gdybyśmy siedziały w dormitorium…!

- …Wtedy nie całowałabyś się z Draco Malfoyem – przerwała mi Alex.

Od razu się zaczerwieniłam. Przyjaciółka poruszyła brwiami, próbując załagodzić sytuację.

– Słuchaj. – kontynuowała. - W gruncie rzeczy prawie nic mi nie zrobił. Trochę się szarpaliśmy… no i pojawił się Moody. Unieruchomił go czarem.

- Pewnie drętwotą – wtrąciłam nieco spokojniejsza.

- Dokładnie – kiwnęła głową i odsunęła mnie od siebie. – A dzisiaj wezwali mnie do Dumbledore’a i zastanawiali się co z nim zrobić.

- Powinni wywalić go ze szkoły – potrząsnęłam głową.

- Też tak uważam… ale nie wywalili go. Snape ma go przypilnować. Na wszelki wypadek lepiej trzymać się z daleka od Marcusa i jego ekipy – Alex westchnęła.

- Racja – przytaknęłam. – On od początku wydawał mi się dziwny, ale żeby aż tak… - mówiłam z niedowierzaniem. – Profesor Moody ma rację, że trzeba uważać. Jesteśmy w szkole, tu powinno być bezpiecznie.

- Właśnie, powinno – Alex potarła swoje ramię. - W każdym razie, nie mówiłam Ci o tym, bo bałam się Twojej reakcji – wyjaśniła. – Nie chciałam, żebyś zaczęła panikować czy coś.

- Martwię się o Ciebie, to chyba normalne – znowu ją przytuliłam, a ona poklepała mnie po plecach.

- No tak, ale tak jak mówiłam, w gruncie rzeczy do niczego nie doszło. Nie przejmuję się tym za bardzo, staram się to wyrzucić z głowy… - westchnęła cicho. - Tylko że widzisz, wszystko się kumuluje. Gdy w końcu wróciłam do wieży, było już późno, a George był wściekły. Zanim pozbierałam myśli, wszystko poplątało się jeszcze bardziej.

- Gdyby dowiedział się co Cie spotkało, na pewno wykazałby więcej zrozumienia – stwierdziłam po namyśle.

- Nie chcę, żeby widzieli we mnie ofiarę. Byłam w złym miejscu o złym czasie i tyle. Niech wszyscy o tym zapomną. Ty też – Alex przymrużyła oczy i wycelowała we mnie palcem. – Obiecaj, że nikomu nie powiesz ani słowa.

Spojrzałam zaskoczona na jej palec, a później popatrzyłam jej prosto w oczy. Miała poważną minę. Obietnice bywały trudne, ale gdy chciałam, potrafiłam ich dochowywać. Przełknęłam głośno ślinę i przyłożyłam prawą dłoń do serca.

- Obiecuję. Ani słowa – powiedziałam z powagą.

Alex jedynie kiwnęła głową i od razu otworzyła drzwi. Wyszła na zewnątrz, a ja zaraz za nią. Parę osób na korytarzu dziwnie na nas patrzyło, że wychodzimy z sali lekcyjnej w środku weekendu, ale teraz nas to nie obchodziło. Kontynuowałyśmy marsz do dormitorium w ciszy. Rozmyślałam o tym, co powiedziała mi przyjaciółka. To straszne, że w naszej szkole może spotkać nas coś złego. Sądziłam, że umiejętności aurora przydadzą mi się dopiero po zakończeniu edukacji, a jednak niebezpieczeństwo było tak blisko. Powinnam bardziej przyłożyć się do zajęć z profesorem Moody’m! Wciąż przejęta, objęłam się ramionami. Alex zerknęła na mnie i zarzuciła mi ramię na barki.

- Nie myśl o tym za dużo – wypaliła. – Nie ma sensu.

- Trudno wyrzucić to z głowy –stwierdziłam zgodnie z prawdą.

- Na Twoim miejscu myślałabym o czymś innym. Albo kimś innym. Zapomniałaś o swoim spotkaniu z Draco? – przyjaciółka szturchnęła mnie lekko i uśmiechnęła się do mnie.

- O rany… - szeroko otwarłam oczy. – Która godzina?! Spóźniłam się?!

- Spokojnie, jeszcze wcześnie – Alex zaśmiała się.

Weszłyśmy do pokoju wspólnego. Było tam tylko kilka osób. Ja od razu spojrzałam na zegar, a przyjaciółka rozejrzała się pobieżnie i ruszyła do sypialni. Widząc, że mam jeszcze sporo czasu do spotkania, popędziłam za nią. Ona legła na łóżku i dyskretnie ukryła coś pod poduszką. Ja zaczęłam krążyć po pokoju.

- Do obiadu jeszcze tak długo… - jęknęłam.

- Będziesz tak krążyć aż do spotkania?

- Nie wiem – mruknęłam.

Po namyśle postanowiłam, że się pouczę. Zaczęłam energicznie wypakowywać książki, obkładając nimi całą pościel. Na koniec usiadłam na środku.

- Budujesz fort? - zapytała Alex, przekręcając się na bok. Podparła się łokciem.

- Tak jakby - zaśmiałam się nerwowo, sięgając po podręcznik do zaklęć. – W sumie ostatnio często coś robimy i ledwo nadążam z nauką...

- Wiesz, miałabyś jej mniej, gdybyś nie zgłaszała się do odrabiania cudzych zajęć – przyjaciółka rzuciła mimochodem.

- Właściwie, to zgłaszałam się do pomocy – wyjaśniłam. - A jakoś tak wyszło, że mam zrobić całe - mówiąc, jednocześnie robiłam notatki w zeszycie. - No i nie zamierzam mu ich robić do końca szkoły...

- To że nie zamierzasz, nie znaczy że nie będziesz.

Zerknęłam na Alex. Dziewczyna nagle naciągnęła mocniej spódniczkę, by zakryć nogi i poprawiła się na łóżku.

- Nie zrozum mnie źle - kontynuowała. - Życzę Ci dobrze, ale moim zdaniem na jednym się nie skończy.

- Zobaczymy. Na pewno od jednego muszę zacząć. Gdyby tylko chciał się wspólnie uczyć... - rozmarzyłam się. - Wtedy faktycznie mogłabym robić te zadania. Wiesz, wspólnie.

Alex pokręciła głową i przewaliła się na plecy. Wpatrywała się w sufit, głęboko nad czymś zastanawiając. Ja próbowałam skupić się na lekcjach, ale nie szło mi tak dobrze jak zawsze. Byłam podenerwowana. Dlaczego Draco najpierw chciał, żebym odrobiła za niego zadanie, a później zaproponował, że będzie mi towarzyszył? Co jeśli nie spełnię jego oczekiwań? Czy w ogóle mu się podobam? Dlaczego wczoraj mnie pocałował?... Policzki mnie paliły. W pewnym momencie odsunęłam od siebie zeszyty i też położyłam się na łóżku.

- Myślisz, że powinnam się ubrać jakoś specjalnie? – zapytałam nagle.

-Do biblioteki? - Alex uniosła się na łokciach. - Raczej nie. Nawet nie wiesz, czy to randka.

- Czyli iść w mundurku? - zeskoczyłam z łóżka i zajrzałam do kufra.

- Bez przesady, to dzień wolny. Ubierz się luźno.

Wyjęłam z kufra ciemny, rozciągnięty sweter i pokazałam go przyjaciółce. Ta popukała się palcem w czoło.

- Luźno w sensie na luzie - wyjaśniła.

Westchnęłam ciężko i raz jeszcze przejrzałam zawartość mojego kufra. Lubiłam chodzić w mundurku, ale może faktycznie nie wypadało. Ostatecznie ubrałam jasne jeansy. Alex pożyczyła mi swój obcisły, czarny podkoszulek, ale gdy go założyłam i zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, spanikowałam. Zamiast podkoszulka założyłam więc zapasową koszulę z mundurku. Sprawdziłam, czy nie brakuje żadnego guzika, a potem zapakowałam torbę, gotowa do wyjścia.

- Idziesz już? - zapytała przyjaciółka, zaskoczona moim pośpiechem.

- Tak. Nie chcę się spóźnić!

Nawet jeszcze nie było obiadu, ale tak bardzo bałam się, że przegapię nasze spotkanie, że nie mogłam usiedzieć w miejscu. Alex życzyła mi powodzenia, a ja wybiegłam z sypialni. W pokoju wspólnym byli niemal wszyscy. Harry, Ron i Hermiona siedzieli blisko kominka, czytając proroka codziennego. Starali się ignorować szum świeżych plotek. Gdy przechodziłam koło grupki gryfonów, chcąc nie chcąc sama usłyszałam za dużo. Wyglądało na to, że historia wczorajszej nocy zataczała piąte koło, nabierając przy okazji nowych, nieprawdziwych wątków.

- Słyszeliście o tej akcji w nocy? Ponoć ta dziewczyna była naćpana – mówiła jakaś gryfonka z piątego roku. – Razem coś wzięli, a potem zaczęli szaleć na korytarzu i wtedy ich przyłapano…

Zatrzymałam się na moment, zaciskając dłonie w pięści. Nie znałam całej historii, ale nie podejrzewałam Alex o narkotyzowanie się. Tym bardziej z Flintem.

- Ja słyszałam, że chodziło o jakąś małolatę z Hufflepuffu, dlatego tak się wściekli – wtrąciła Lavender Brown.

- Teraz niby będą co godzinę sprawdzać w sypialniach czy wszyscy śpią! – emocjonował się Seamus.

- Dajcie spokój – zaśmiał się siedzący nieopodal Lee Jordan. - To przecież tylko brednie, żeby zniechęcić nas do nocnych eskapad.

- Dla mnie brzmiało realnie – Lavender skrzyżowała ręce przed sobą.

- Zakazanego lasu też się boisz? – mrugnął Lee.

Ugryzłam się w język i wyminęłam grupkę, postanawiając nie mieszać w ich dyskusję. Drogę zastąpił mi Fred.

- Widziałaś Georga? – zapytał rudzielec.

- Yy… - szybko zastanowiłam się. – Nie, nie widziałam – potrząsnęłam głową. - Od śniadania.

- Cholera, to tak jak ja – Fred skrzywił się. – No nic, dzięki.

Chłopak ruszył dalej, podchodząc do kolejnych osób. Zauważyłam, że Angelina też chodzi i wypytuje ludzi. Odruchowo rozejrzałam się, ale Georga zdecydowanie nie było w pokoju wspólnym. Pomyślałam, że może faktycznie poszedł gdzieś ochłonąć. Wydało mi się jednak dziwne, że nawet Fred nie wiedział, gdzie znajduje się bliźniak. Zerknęłam na zegar. Wciąż miałam dużo czasu. Zawróciłam więc do sypialni, by pogadać o tym z Alex. Przyjaciółka leżała tak jak przedtem, wpatrzona w sufit. Gdy tylko otwarłam drzwi, spojrzała na mnie lekko zdezorientowana.

- Co, już po? – zapytała.

- Nie, jeszcze nie poszłam – zamknęłam za sobą drzwi i zawahałam się. – Mówiłaś, że nie chcesz widzieć Georga?...

- Bo nie chcę. A co, czeka na mnie na dole? – prychnęła Alex i obróciła się do mnie plecami.

- Nie do końca… Fred wszystkich wypytuje, czy ktoś go widział. Zniknął po tej akcji na śniadaniu. To trochę dziwne, nie? Oni wszędzie chodzili razem.

- No, dość dziwne… – przyjaciółka znieruchomiała na moment, zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie przez ramię. – Ja go też nie widziałam. Z resztą Fred powinien prędzej znać ich kryjówki…

- Właśnie to samo pomyślałam. Myślisz, że nic mu nie jest? – przejęłam się.

- Nie wiem… - westchnęła Alex. – Mam nadzieję, że nic.

Podniosła się i usiadła na skraju łóżka, wyraźnie nad czymś zastanawiając.

- Dużo masz czasu do spotkania? – zapytała.

- Trochę. To ma być po obiedzie.

- To zajrzyjmy w kilka miejsc, tak dla spokoju ducha.

Kiwnęłam głową. Alex wstała i razem wyszłyśmy z sypialni. Gdy przechodziłyśmy obok plotkującej grupki, złapałam przyjaciółkę za nadgarstek i szybko pociągnęłam w stronę obrazu. Nie chciałam, żeby musiała słuchać tych głupot. Z tego pośpiechu w obrazie zderzyłam się z wchodzącym do dormitorium Nevillem. Odbiliśmy się od siebie. Ja wpadłam plecami na Alex, a chłopak się wywrócił.

- Przepraszam! – pisnęłam. - Nic Ci nie jest?

- Uch.. Cześć Klara – Neville podniósł się z ziemi i spojrzał za mnie. – I cześć Alex.

Uśmiechnęłam się lekko, a Alex pomachała mu bez większego entuzjazmu. Wciąż była rozkojarzona i smętna.

- Masz jakieś zajęcia dodatkowe? – zapytał gryfon, ruchem głowy wskazując na moją wypchaną torbę.

- Nie – energicznie potrząsnęłam głową. – Po prostu idę zaraz zrobić zaległy referat na historię magii.

- Do biblioteki? - Neville jakby coś sobie przypomniał. Podrapał się za uchem. – W sumie też jeszcze nie zrobiłem… poczekacie na mnie? Poszlibyśmy razem.

-No… - zawahałam się, zerkając na przyjaciółkę. – No niby mogę poczekać, ale tak szczerze mówiąc, to nie idziemy prosto tam. I potem jestem umówiona na miejscu – spojrzałam na niego przepraszająco.

- I trochę się spieszymy – pospieszyła mnie przyjaciółka, pociągając lekko w stronę schodów.

- Ach… - chłopak speszył się. – No to nie było tematu.

- Co nie zmienia faktu, że też możesz iść do biblioteki – kontynuowałam, już schodząc. - Biblioteka jest przecież ogromna.

- Wiem, wiem, ale jednak zostanę – mruknął Neville, machnął nam na pożegnanie i zawrócił na pięcie.

Wyglądał, jakby ktoś z niego wypompował powietrze. Nic nie rozumiejąc, popatrzyłam za nim przez krótką chwilę, a potem wzruszyłam ramionami. Z Alex szybko zeszłyśmy po schodach na parter. Początkowo zajrzałyśmy do Wielkiej Sali. Teraz, gdy nie było pory jedzenia, sala świeciła pustkami. Oczywiście Georga tam nie było.

- Masz w ogóle pomysł, gdzie go szukać? – zapytałam, rozglądając się po drodze.

- Mam kilka, ale żaden nie jest konkretny. Może sprawdzimy pokój życzeń? – zaproponowała Alex, od razu ruszając w jego stronę.

- On jest ogromny… - jęknęłam. – Jeśli tam się ukrył, to będzie jak szukanie igły w stogu siana.

- Chcę tam chociaż zajrzeć.

Znalazłyśmy się na korytarzu, gdzie zawsze pojawiały się drzwi. Oczywiście teraz ich nie było. Stanęłyśmy więc obie przed zwykłą, kamienną ścianą. Alex obmacała zimne kamienie, ja rozejrzałam się podejrzliwie.

- Myślisz, że o tej porze już tam będzie pełno ludzi? – zapytałam przyciszonym głosem. - Bo wiesz, wczoraj ja, Lucjan i Draco chyba wychodziliśmy jako ostatni. Wszystko było już poskładane…

- Może było już późno… - przyjaciółka westchnęła. Stanęła w miejscu i zacisnęła mocno powieki, skupiając się.

- Co robisz? – zapytałam.

- Próbuję wezwać te głupie drzwi – warknęła przyjaciółka, uderzając pięścią w ścianę. – Czemu nie działa!

- A jak to się robi? – stanęłam obok niej, przodem do ściany.

- Zamykasz oczy i chyba musisz tego bardzo, bardzo chcieć… I pewnie coś jeszcze, ale nie wiem co.

Tak jak ona zamknęłam oczy i próbowałam sobie wyobrazić, że drzwi są tam, gdzie widziałam je po raz ostatni. Co jakiś czas uchylałam powiekę, ale ściana pozostawała ścianą. W pewnym momencie w powietrzu wyczuć można było specyficzną woń korzennych, męskich perfum. Zaciekawiona pociągnęłam nosem. Nagle ktoś odchrząknął.

- Nowe hobby, Lamberd? – do naszych uszu dobiegł wyprany z emocji głos Mistrza Eliksirów.

Aż podskoczyłyśmy. Szybko otworzyłam oczy i spojrzałam w bok, w stronę źródła dźwięku. Drzwi nadal nie było, ale dwa kroki od Alex stał on - profesor Snape. Blada, kamienna twarz, czarne, proste włosy i to przeszywające spojrzenie jego czarnych jak dwa tunele oczu. Mężczyzna stał wyprostowany z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Jak zawsze ubrany nienagannie w swoje czarne, zapinane na rząd niewielkich guziczków szaty. Wyglądało na to, że przyglądał nam się od pewnego czasu, a dopiero teraz uznał za stosowne, by dać nam znać o swojej obecności. Właściwie to miałam wrażenie, że dla odmiany teraz widział tylko Alex. Patrzyli na siebie jak zaklęci. Przyjaciółka miała minę, jakby miała zaraz zemdleć. Ja wycofałam się o pół kroku.

- Nic dziwnego, że wasz dom tak słabo stoi w punktacji, skoro gryfoni spędzają czas wolny na wpatrywaniu się w ściany – Snape stwierdził z kpiną.

Miałam chęć to wyjaśnić, ale wiedziałam, że nie możemy podać prawdziwego powodu dlaczego stoimy w tym miejscu w tak podejrzany sposób. Zająknęłam się więc tylko i pociągnęłam Alex za rękaw. Ta ocknęła się nagle i tak jak ja, wycofała o pół kroku. Profesor nie spuszczając jej z oczu, spokojnym krokiem zmniejszył dystans między nami. Alex spanikowała lekko i złapała mnie mocno za ramię. Na twarzy profesora pojawił się cień pełnego wyższości uśmiechu. Miałam wrażenie, że panika mojej przyjaciółki sprawia mu odrobinę przyjemności. A może tylko mi się zdawało?

- Następnym razem proponuję dla niepoznaki stanąć przed ścianą z obrazami. A teraz z drogi – Snape rzucił z wyższością, jednocześnie zbliżając się o kolejny krok. - Blokujecie przejście.

Znowu pociągnęłam przyjaciółkę za rękaw. Mężczyzna opuścił ręce i niecierpliwie wyminął nas. Zrobił to jednak w taki sposób, że przechodząc niemal otarł się o Alex. Wraz z podmuchem powietrza, dostałyśmy w twarz kolejną dawką jego perfum. Przyjaciółka jęknęła cicho i przymknęła oczy. Ja spojrzałam zdziwiona za profesorem. Prawie wpadł na Alex, by tylko nam udowodnić, jak bardzo stoimy na środku? Nie znajdowałam lepszego wytłumaczenia. Z resztą przy jego temperamencie, dobrze, że w ogóle nas nie stratował i nie porozstawiał po kątach za nic.

- Nie rozumiem go… - szepnęłam na ucho przyjaciółce, ale dopiero wtedy, gdy Snape całkowicie zniknął nam z oczu.

- Ja czasem też… - Alex w końcu otworzyła oczy. Miała nieodgadnioną minę.

- Chyba nic z tego? – ruchem głowy wskazałam na ścianę.

Alex spojrzała nieprzytomnie na mnie, a później na ścianę. Dopiero po chwili jakby się ocknęła.

- No, nie ma szans. W sumie to chyba odechciało mi się szukać… – stwierdziła nagle, wpatrując się w korytarz, gdzie zniknął profesor Snape. - Na pewno George się sam znajdzie.

- To co, idziemy do biblioteki? – zaproponowałam.

- W sumie zaraz obiad. Ty nie idziesz jeść?

- Nie – potrząsnęłam głową. – Chcę zająć miejsce i już wszystko przygotować.

- Nie jesteś zbyt nadgorliwa? – Przyjaciółka uniosła brwi.

- Po prostu bardzo mi zależy – zapewniłam ją.

Alex wzruszyła ramionami i raz jeszcze spojrzała w miejsce, gdzie zniknął profesor Snape. Potem ruszyłyśmy razem przez szkołę, rozdzielając się pod Wielką Salą. Dalej szłam sama. Gdy wymijałam dziedziniec, dostrzegł mnie Lucjan. Chłopak stał z kumplami pod drzewem, ale gdy tylko mnie zobaczył, pokazał im wystawiony w górę kciuk i szybko mnie dogonił. Jak zwykle znienacka przyjacielsko objął mnie ramieniem. Ja odruchowo drgnęłam i zerknęłam na niego niepewnie.

- Moja wspaniała dziewczyna! – brunet powitał mnie z przesadnym entuzjazmem. – Dokąd tak lecisz? – zapytał, jednocześnie próbując w trakcie marszu pociągnąć mnie w stronę dziedzińca.

- Do biblioteki – odpowiedziałam i dla odmiany pociągnęłam go w stronę schodów na pierwsze piętro.

- Będziesz się uczyć? Taka piękna pogoda, żal marnować – zaśmiał się Bole, ponownie próbując mnie przeciągnąć w stronę dziedzińca.

- Jestem umówiona – powiedziałam szybko, nie dając za wygraną.

- Ze mną też tak jakby jesteś.

Zatrzymałam się i spojrzałam na niego niepewnie. Nie pamiętałam, byśmy umawiali się na dzisiaj.

- Przysługa. Pamiętasz? – chłopak uśmiechnął się, zabierając rękę.

- Oczywiście że pamiętam… Nie może to poczekać? – zapytałam błagalnie, przestępując z nogi na nogę. Naprawdę nie chciałam się spóźnić!

- Nie może. To sprawa nie cierpiąca zwłoki – Lucjan stwierdził z udawaną powagą.

- No dobrze… - nerwowo zacisnęłam dłoń na pasku torby. – To co to za przysługa?...

Bałam się tego, co mógł wymyślić. Ślizgon obciął mnie wzrokiem od góry do dołu. Nie podobało mi się to spojrzenie. Chłopak skrzyżował przed sobą ręce i uśmiechnął się lekko.

- Nic strasznego – odparł po chwili. – Chcę, żebyś namówiła Alex na to co jej dziś proponowałem.

- A co jej zaproponowałeś?... – zapytałam, podejrzliwie mrużąc oczy.

- Nie mówiła Ci? – zdziwił się, a ja potrząsnęłam głową. Lucjan westchnął. – Organizujemy ognisko. Namów ją, żeby na nie przyszła, a nie będziesz mi nic winna.

- Ognisko? – zamrugałam. – To raczej kiepski pomysł – potrząsnęłam głową. - Alex nie jest teraz w nastroju do zabawy. Ma dużo na głowie.

- Jeśli ma dużo na głowie, to tym bardziej powinna przyjść, odprężyć się, zabawić, zapomnieć o trapiących ją problemach… - Lucjan brzmiał tak beztrosko. – Nie mówiąc już o tym, że jest wolna i może w końcu porządnie zaszaleć.

- Szaleństwo to ostatnia rzecz, jakiej nam teraz trzeba, ale… Zaraz, zaraz… - przyjrzałam mu się. – Wczoraj mówiłeś, że profesor Snape rozniósł połowę waszego dormitorium, a dzisiaj jakby nigdy nic organizujecie sobie ognisko? – uniosłam wysoko brwi.

- A czemu nie? – ślizgon wzruszył ramionami.

- Nie powinien być na was wściekły czy coś? – z namysłem potarłam policzek. – Gdyby chodziło o gryfonów, wlepiłby nam ze sto szlabanów.

- Gdyby chodziło o gryfonów – powtórzył Bole i mrugnął. – Wiesz, ja nic nie przeskrobałem – zaśmiał się. - Z resztą to impreza zamknięta, tylko dla kilku osób. Żadne wielkie przedsięwzięcie, ani tym bardziej coś, co chcielibyśmy zgłaszać profesorom – wzruszył ramionami.

- Nie wiem, czy to lepiej, czy gorzej. Jeśli ją przyłapią, znowu będzie miała problemy…

- A co, zamierzasz nakapować? – ślizgon przyjrzał mi się. Spojrzałam na niego z wyrzutem, a on kontynuował wywód. - Bo jeśli nie, to nie ma szans, żeby dowiedzieli się, gdzie będziemy. Poza tym odrobina dreszczyku nikomu jeszcze nie zaszkodziła.

- Gdyby ktoś miał słabe serce, to… -zaczęłam.

- A gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem. Nic jej nie będzie, no! – Lucjan klepnął mnie w plecy. - Po prostu ją namów. Chyba nie wymagam od Ciebie za wiele, co?

- No… no niby nie… - mruknęłam.

– Więc masz czas do wieczora żeby ją przekonać – Lucjan mrugnął, a potem pokazał, że trzyma kciuki. – Liczę na Ciebie Klara!

Raz jeszcze klepnął mnie w plecy i zawrócił do swoich kolegów. Faktycznie zadanie wydawało się wykonalne i co najważniejsze, nie wymagało ode mnie wielkiego poświęcenia. Aż zaczęłam się zastanawiać, czemu zużył przysługę na coś takiego. Ruszając w stronę schodów, zauważyłam, że w pewnej odległości od nas, za filarem stał George. Najprawdopodobniej przyglądał nam się przez cały ten czas. Gdy zauważył, że ja i Lucjan skończyliśmy rozmawiać, rudzielec odepchnął się od filaru i szybkim krokiem ruszył za ślizgonem. W ręce ściskał różdżkę.

- Bole! Stój! – warknął.

Lucjan rozpoznał głos, uśmiechnął się pod nosem i obrócił powoli. George nie czekał. Uderzył w niego Rictusemprą. Czar odrzucił ślizgona do tyłu, na trawę. Pisnęłam i gorączkowo zaczęłam szukać w torbie mojej różdżki. Lucjan szybko złapał za swoją i podniósł się, otrzepując spodnie.

- Jak chcesz się bić, następnym razem poczekaj – Bole zamachał różdżką.

Grupka ślizgonów spod drzewa ruszyła w stronę zamieszania. Nie spieszyli się. Zdecydowanie chcieli sobie popatrzeć na przedstawienie. Na ich twarzach widać było głupie uśmieszki.

- Dość już czekałem! Załatwmy to między nami. Bez kumpli, bez widowni – zaproponował George, mrużąc niebezpiecznie oczy.

- Sam zacząłeś przy wszystkich –zaśmiał się Lucjan. – Stary, ja nawet nie wiem jaki Ty masz problem – chłopak rzucił lekceważąco i rozłożył ręce.

- Tym problemem jesteś Ty. Kleisz się do cudzych dziewczyn i wpieprzasz gdzie nie trzeba – warknął Weasley. – Zanim się pojawiłeś, wszystko było w porządku.

- Zwykły zbieg okoliczności, prawda chłopaki? – Lucjan mrugnął do swoich kumpli.

- Przestańcie! – wtrąciłam się. – Odłóżcie różdżki. George, to wszystko to nieporozumienie.

Znalazłam swoją różdżkę i ściskając ją, niepewnie weszłam między nich, celując najpierw w jednego, później w drugiego. Strasznie się stresowałam. Lucjan patrzył na mnie rozbawiony, George nawet na mnie nie spojrzał. Nie spuszczał wzroku ze ślizgona.

- Mówię serio! – próbowałam zabrzmieć poważnie. - George! Proszę, daj spokój – podeszłam do niego i drżącą ręką złapałam go za rękaw. Chłopak wyrwał mi się i łypnął na mnie niezadowolony.

- Też w tym siedzisz – oburzył się bliźniak, mocno przy tym gestykulując. - Gość udaje, że jest Twoim chłopakiem, a dostawia się do Alex. Ślepy nie jestem. Głupi też nie.

- To wcale nie tak… – próbowałam coś wyjaśnić.

- Chyba jednak jesteś głupi – zaśmiał się Lucjan.

George zacisnął mocniej palce na różdżce, ja spiorunowałam wzrokiem Lucjana. Bole zrobił niewinną minę i uniósł ręce w obronnym geście.

– No co? Szykuje się kolejne pranie brudów? – wypalił nagle brunet. – Bo jak tak, to spadam na obiad.

Ślizgon wetknął różdżkę za pasek i po porostu się oddalił. George celował jeszcze w jego plecy, ale ostatecznie opuścił różdżkę i westchnął zirytowany. Obrócił się na pięcie, gotów by też odejść. Ruszyłam za nim.

- Alex ma teraz dużo na głowie – szybko mówiłam do jego pleców. – Szlabany, wyjec, wizyta ojca… Miała z Tobą serio pogadać, ale wszystko się pogmatwało. Powinieneś dać jej trochę czasu. Ja nie mogę za dużo powiedzieć, miałam się nie wtrącać w ogóle…

- To się nie wtrącaj – mruknął George, przyspieszając kroku.

- Ona nie zrobiła nic złego – zapewniałam go. – Nie kręci z Lucjanem ani nic z tych rzeczy. To nieporozumienie.

Miałam wrażenie, że wcale mnie nie słuchał. Chłopak próbował się ode mnie opędzić jak od nachalnej muchy. W pewnym momencie puścił się biegiem, byleby mnie zgubić. Jakoś nie miałam zamiaru biegać z torbą wypełnioną książkami. Po prostu stanęłam w miejscu i patrzyłam na jego oddalające się plecy. Nie byłam gotowa na to spotkanie, więc nie miałam ułożonego w głowie, co właściwie miałabym powiedzieć mu w imieniu przyjaciółki. Tym bardziej, że ona sama nie chciała, bym się wtrącała. Miałam tylko nadzieję, że nie pogmatwałam tego wszystkiego jeszcze bardziej. Teraz miałam coś ważniejszego na głowie. Spotkanie z Draco! Ocknęłam się, schowałam różdżkę za pasek i pobiegłam na pierwsze piętro. Weszłam w końcu do biblioteki. Od razu zajęłam jeden ze stolików, zastawiając go książkami. Naznosiłam wszystko, co było w temacie referatu i zaczęłam układać w kolejności do przepisania, zaznaczając rozdziały karteczkami. Zerkałam co jakiś czas na zegar. Pora obiadowa w końcu minęła. W bibliotece przybywało uczniów, ale brakowało tego konkretnego. Rozglądałam się, co jakiś czas, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Serce waliło mi jak oszalałe, a minuty nieubłaganie mijały. Powtarzałam sobie, że ślizgon na pewno zaraz przyjdzie. Że może to ja źle coś zrozumiałam. W końcu sama zaczęłam pisać ten referat, tak jak było powiedziane za pierwszym razem. W międzyczasie do biblioteki weszła Alex. Od razu mnie znalazła. Rozejrzała się dyskretnie.

- Przyszedł? – zapytała półszeptem, nie dostrzegając nigdzie chłopaka.

- Jeszcze nie… - mruknęłam znad referatu.

Przyjaciółka dla otuchy poklepała mnie po ramieniu.

- Za to widziałam na dziedzińcu Georga – wypaliłam, zerkając jej prosto w oczy. – Wciąż był wkurzony. Próbował wyzwać Lucjana na pojedynek czy coś… I w ogóle nie chciał mnie słuchać.

- A co mu gadałaś? – Alex zmarszczyła brwi.

- Chciałam wyjaśnić, że sytuacja między wami, to nieporozumienie.

- Rany… Mówiłam Ci, żebyś się nie wtrącała – przyjaciółka przewróciła oczami i ruszyła między półki.

Zajęła dogodną pozycję do obserwacji i zaczęła przeglądając grzbiety książek. Ja wróciłam do pisania. Nie byłam pewna, czy w obecnym nastroju przyjaciółki w ogóle będzie dało się ją namówić na ognisko z Lucjanem. Postanowiłam, że później zapytam ją o zdanie na ten temat. Do wieczora było jeszcze sporo czasu. Co chwilę zerkałam na drzwi wejściowe. W pewnym momencie w bibliotece pojawił się profesor Snape. Mężczyzna podszedł do bibliotekarki, zamienili kilka słów, a później kobieta wręczyła mu klucz. Profesor ruszył szybkim krokiem do kraty, za którą znajdował się dział ksiąg zakazanych. Gdy za nią zniknął, Alex od razu zaczęła tam zaglądać. Też mnie ciekawiło po co tam poszedł, ale jednak ważniejszy był referat.

Systematycznie zapisywałam kolejne zdania, coraz częściej spoglądając na zegar. Mój zapał stopniowo stygł. Gdy już traciłam resztki nadziei, po niemal godzinnym spóźnieniu pojawił się on - Draco Malfoy. Wysoki, szczupły, ubrany nienagannie w czarne spodnie, koszulę i wypolerowane oksfordy. Ubrania kontrastowały z jego bladą cerą i bardzo jasnymi, ulizanymi do tyłu włosami. Ślizgon wszedł do biblioteki jak do siebie. Od razu zauważył gdzie siedzę i podszedł prosto do mnie, nie zważając na spojrzenia i szepty. Przygaszona i zajęta referatem, zauważyłam chłopaka dopiero wtedy, gdy złapał za oparcie krzesła obok mnie. Odsunął je, a ja podskoczyłam wystraszona i spojrzałam na niego.

- Jest coś czego się nie boisz, Amber? – Draco zapytał cynicznie i usiadł wygodnie.

- Dużo rzeczy - odparłam szybko. Poprawiając się na krześle, spuściłam wzrok na zaczęty referat. - Spóźniłeś się... - powiedziałam nieśmiało.

- Spóźniłem? - Malfoy uniósł na moment brwi. - Mylisz się. Jestem o czasie.

- Ale... - zerknęłam na niego, zawstydzona.

- Powiedziałem, po obiedzie i jest po obiedzie - Draco stwierdził lakonicznie.

- Racja – bąknęłam.

Chłopak wyjął pergamin, samo-notujące pióro i zajrzał na rozłożone przeze mnie książki pełne zakładek. Widząc gdzie podąża jego wzrok, szybko się wyprostowałam.

- To wszystko co udało mi się znaleźć na temat wojny goblinów... w niektórych książkach są jedynie wzmianki - Przysunęłam do chłopaka stosik ksiąg. - Ja zaczęłabym od tego. Są treściwe i zawierają ciekawe komentarze…

- Nie ociągałaś się - skomentował blondyn. W międzyczasie pobieżnie obejrzał kilka okładek, a później stanowczo odsunął książki od siebie.

- Dotrzymuję obietnic - stwierdziłam pewnie i wróciłam do rozmowy o zadaniu. - Można zrobić to chronologicznie, albo tylko najważniejszymi wydarzeniami... - tłumaczyłam jak w transie.

W pewnym momencie Draco przysunął się bliżej mnie, zarzucił rękę na oparcie mojego krzesła i zerknął ponad moim ramieniem na mój pergamin

- A co z tym? - zapytał, przerywając mój wywód.

Zamarłam i przełknęłam głośno ślinę.

-To... - odchrząknęłam, zerkając na niego wystraszona. Znów był tak blisko. Odruchowo spojrzałam na jego usta. - Czekając na Ciebie zaczęłam już referat - wypaliłam szybko.

- No to Amber kończ go. Będzie dla mnie - stwierdził ślizgon.

Nie czekając na moją zgodę, Draco machnął różdżką. Jego pióro zaczęło samo pisać, notując słowo w słowo to co do tej pory napisałam. Patrzyłam oniemiała na jego pergamin. Chłopak rozsiadł się nonszalancko, nie zabierając jednak ręki zza moich pleców. Postukał palcami w oparcie.

- Coś nie tak? - zapytał spokojnie, widząc moją minę.

- Nie możemy mieć dwóch takich samych referatów...

- Wiem, dlatego później zrobisz drugi dla siebie. Mój musi być zrobiony moim pismem - chłopak wskazał różdżką na piszące w tej chwili pióro. - Wolisz mu dyktować?

- Nie... znaczy tak... nie wiem... - zająknęłam się.

Draco westchnął teatralnie.

- Mam Ci przypomnieć, że to był Twój pomysł? Jeśli to taki problem... – urwał i powoli podniósł się z krzesła.

- Nie, nie, żaden problem! - odpowiedziałam szybko i złapałam go za rękaw. – Zostań – poprosiłam.

Malfoy łypnął na moją dłoń. Szybko ją cofnęłam. Chłopak rozejrzał się dyskretnie, poprawił mankiet koszuli i usiadł z powrotem.

- Więc pisz – rzucił w moją stronę. - Nie mam całego dnia.

Szybko pochyliłam się nad pergaminem i wróciłam do pisania referatu. Na twarzy ślizgona pojawił się cwany uśmieszek. Chłopak obserwował mnie przez krótką chwilę, a później zamiast ze mną rozmawiać, wyjął podręcznik do eliksirów, kartkując go leniwie. Zerkałam na niego co jakiś czas, ale gdy zwalniałam z pisaniem, pospieszał mnie gestem dłoni. Zaczynałam wątpić w to, że nasze spotkanie było randką. Czułam na sobie spojrzenie Alex. Draco chyba też je poczuł, bo w pewnym momencie odezwał się do mnie sponad podręcznika.

- Lamberd będzie się tak gapić?

Zerknęłam na przyjaciółkę i dałam jej znak, by sobie poszła. Ona zaczęła mi pokazywać jakieś dziwne znaki z czego zrozumiałam tylko gest całowania. Od razu się zaczerwieniłam. Alex zniknęła za regałami, ale miałam wrażenie, że dalej nas obserwuje. Zerknęłam speszona na Draco. Chłopak zdawał się nie zwracać na mnie uwagi. Wyglądał na znudzonego. Wzięłam głęboki wdech i zapytałam w końcu.

- Możemy porozmawiać?

- Nie przyszedłem tu rozmawiać – stwierdził Malfoy, nie odrywając nawet wzroku od podręcznika.

Zacisnęłam na moment usta i przygaszona wpatrzyłam się w pergamin z referatem. Draco zauważył, że nie piszę. Pospieszył mnie gestem dłoni, ale nie zareagowałam. Zmarszczył brwi.

- Skończysz szybciej jeśli pogadamy? – zapytał nagle, a ja ożywiłam się i usiadłam prosto. - Nie mam zamiaru siedzieć tu do nocy. Mam coś jeszcze do zrobienia.

- Chciałam zapytać… Dlaczego to wtedy zrobiłeś?... – zerkałam na niego nieśmiało. Policzki mnie piekły.

- O czym konkretnie mówisz? – w końcu na mnie spojrzał. Mogłabym godzinami wpatrywać się w jego stalowo-błękitne oczy.

- Dlaczego mnie wtedy pocałowałeś? – zapytałam niemal bezgłośnie. Draco lekko wykrzywił usta.

- To bez znaczenia – wzruszył ramionami.

- Dla mnie ma znaczenie – patrzyłam na niego. Serce biło mi bardzo szybko.

- Dla zabawy? – odpowiedział po chwili. - I bo miałem na to ochotę. Tak jak mówię, bez znaczenia – powtórzył, stukając palcami w blat stołu.

Bo miał na to ochotę. Miał ochotę mnie pocałować. Czyli chciał to zrobić. Chciał i zrobił. Te słowa dudniły mi w głowie, nakręcając mnie od nowa. Reszta po mnie spłynęła, w ogóle do mnie nie docierając. Uśmiechałam się do siebie. Z nową werwą kontynuowałam pisanie referatu. Draco przyjrzał mi się uważnie. Siedzieliśmy tak w ciszy do samego końca. Gdy skończyłam, pióro Malfoya kończyło jeszcze robotę. On przeciągnął się i wstał. Ja zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

- Mówiłaś wcześniej, że wcale nie boisz się wielu rzeczy? – zagaił blondyn, stając za moim krzesłem.

- Tak - Spojrzałam na niego zaciekawiona, wciąż się uśmiechając. – Mam wymieniać po kolei?

- Zwyczajnie udowodnij –Draco uśmiechnął się przebiegle. – Dziś wieczorem przyjdź na ognisko. Bole już wszystko wypaplał Twojej przyjaciółeczce, więc powinna znać szczegóły.

Znieruchomiałam na moment. Draco znowu mnie gdzieś zapraszał? Dwa spotkania tego samego dnia? Po tym jak powiedział, że CHCIAŁ mnie pocałować? W głowie już widziałam, jak w niedalekiej przyszłości spacerujemy, trzymając się za ręce. Jak siedzimy ramię w ramię i patrzymy w ogień przy zachodzie słońca. Nim zdążyłam wybiec w wyobraźni jeszcze dalej, Draco przywołał swoje pióro i własną wersję referatu. Ruch na stole przywrócił mnie do świadomości.

- Przyjdę. Postaram się! – wypaliłam w końcu.

- Czyli widzimy się na miejscu – Malfoy rzucił na odchodne i wyszedł z biblioteki.

Gdy tylko zniknął za drzwiami, Alex dosiadła się do mojego stolika i nachyliła się w moją stronę.

- Trochę wam zeszło – stwierdziła niezadowolona. – I nie wyglądało to wcale na randkę.

- Ale znowu mnie zaprosił! – ucieszyłam się. – Zapytał, czy przyjdę dziś na ognisko. Mam mu udowodnić, że się nie boję. Co jest strasznego w ogniskach?

- Jak to co? – Alex zmarszczyła brwi. – Czy nie powiedział Ci gdzie je organizują?...

- Nie? – patrzyłam na nią zdezorientowana.

- W Zakazanym Lesie – przyjaciółka poruszyła brwiami.

Zakryłam dłońmi usta i otworzyłam szeroko oczy. Zakazany Las… miejsce, które spędzało sen z powiek uczniów. Krążyły o tym lesie różne legendy, przez które przewijał się głównie jeden motyw – „zagrożenie”.

- Oni oszaleli… - jęknęłam.

- Też tak myślę. Za duże ryzyko, szczególnie po tej akcji z wczoraj…

- Problem w tym, że musimy pójść.

- Nie musimy – Alex wzruszyła ramionami.

- Nie rozumiesz – westchnęłam cicho. – Musimy. Draco poddaje mnie testowi, jeśli go obleję, na pewno nie będę mieć u niego szans! – na samą myśl o tym, zaszkliły mi się oczy. - Na razie tak dobrze mi szło.

- Właśnie widziałam… - brunetka mruknęła sceptycznie i wsparła się na łokciu.

- Poza tym wiszę Lucjanowi przysługę, a on wymyślił dzisiaj, że chce ją odebrać… I w jej ramach zażyczył sobie, żebym namówiła Cię do pójścia na to ognisko.

- Co nie zmienia faktu, że nie muszę iść – Alex znów wzruszyła ramionami.

- Musisz – patrzyłam na nią błagalnie. – Boje się, że jeśli nie spełnię tej przysługi, to on wymyśli drugą, trudniejszą lub gorszą…

- Czemu właściwie wisisz mu przysługę? – przyjaciółka uniosła brwi.

- To za to, że mnie odprowadził. Po tym co gadali o Flincie, naprawdę nie chciałam iść do dormitorium sama…

- Rozumiem – Alex westchnęła. – Zastanowię się jeszcze.

- Dzięki!

Przytuliłam ją mocno, po czym pospiesznie spakowałam resztę własnych książek. Razem odniosłyśmy wszystko na miejsce, a później wyszłyśmy z biblioteki i skierowałyśmy się do dormitorium. Na jednym z korytarzy dokuśtykał do nas profesor Moody. Spojrzał na mnie krótko. Był poważny.

- Klaro? – skinął głową na powitanie.

- Dzień dobry profesorze – powiedziałam szybko, opuszczając głowę.

Po lekcji o zaufaniu, jego obecność wciąż mnie peszyła. On nie miał tego problemu, choć wydawał się jakiś inny. Od razu przeniósł wzrok na moją przyjaciółkę i uśmiechnął się do niej przyjaźnie.

- Alex, jak się czujesz? Lepiej już? Nikt Cię nie niepokoił? – wypytywał ją Moody.

- Wszystko w porządku profesorze - Przez moment miałam wrażenie, jakby Alex chciała podejść i się przytulić, ale jednak tego nie zrobiła.

- No już, mów – pospieszył ją, obejmując ramieniem. – Czy ten gnojek, Flint, zaczepiał Cię jeszcze? – profesor zmrużył oko, uważnie przyglądając się dziewczynie.

- Nie profesorze – Alex potrząsnęła głową. – Nie widziałam go od spotkania u dyrektora. Na szczęście.

- To dobrze. Dobrze – profesor oblizał się. – Dumbledore wierzy, że Snape zajmie się sprawą, ale wiesz jak to jest – potarł jej ramię. – Samemu trzeba mieć też oczy dookoła głowy. No i pamiętaj, że możesz na mnie liczyć królewno.

Stałam ze spuszczoną głową i słuchałam ich rozmowy. W końcu zamrugałam i przyjrzałam się rozmawiającej dwójce. Kiedyś Alex ostrzegała mnie przed profesorem, a teraz wydawało się, jakby… była między nimi jakaś więź. Przyjaźń? Zaufanie? Mówiła, że to on ją uratował, więc na pewno czuła do niego wdzięczność. Przez moment poczułam w środku coś, jakby ukłucie zazdrości. Dotknęłam swojej klatki piersiowej i zmarszczyłam brwi. Próbowałam sobie tłumaczyć w głowie, że profesor zwraca na nią tyle uwagi dlatego, że teraz tego potrzebowała.

- Pójdę już do dormitorium – powiedziałam cicho i próbowałam się zmyć w stronę wieży.

- Klaro, zaczekaj – Moody zawołał mnie.

Stanęłam w pół kroku. Profesor raz jeszcze przytulił Alex do swojego boku, pożegnał się z nią, posyłając jej kolejny, przyjazny uśmiech, a później spojrzał na mnie, ponownie poważniejąc.

- Pozwolisz do mojego gabinetu?

Moody machnął laską, dając mi znać, bym szła za nim. Zrobiłam to. Chwilę później byliśmy już u niego. Stałam na środku, czując się dziwnie nieswojo.

- Miałaś do mnie przyjść, prawda? – zapytał profesor.

- Tak – powoli kiwnęłam głową. - miałam przyjść w weekend, a ten się jeszcze nie skończył profesorze.

- Tak, to prawda – sapnął. – To prawda… – powtórzył zamyślony i podrapał się po brodzie.

- Coś nie tak profesorze? – zapytałam, przyglądając się mu nieśmiało.

- Sam powinienem o to spytać. Jesteś jakaś nieobecna – Moody nagle złapał mnie za podbródek i nieco go uniósł, by móc mi się lepiej przyjrzeć. Podejrzliwie zmrużył oko. – Coś się zmieniło… – skomentował i zerknął na moje usta.

Momentalnie oblałam się rumieńcem. Czy to możliwe, że było po mnie widać, że się całowałam? Draco nachalnie zaprzątał moje myśli. Nawet teraz przemykał przez nie, choć powinnam skupić się na profesorze. Po prostu nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Uciekłam wzrokiem w bok.

- Już mi nie ufasz? – mruknął profesor, ścisnął mocniej mój podbródek, a później go puścił. Dotknęłam swojej twarzy.

- Ufam Panu – zapewniłam go, jednocześnie patrząc w czubki własnych butów.

- Więc co się dzieje? – drążył. – Zawsze przybiegłaś na nasze zajęcia z entuzjazmem. Znudziły Ci się? Masz dość? – niecierpliwił się. Zaczął krążyć po pokoju. Wyraźnie go nosiło.

- Nie mam dość profesorze! – zacisnęłam ręce w pięści. Śledziłam go wzrokiem. – Po prostu mam też inne zajęcia. Ale nadal chcę się uczyć! Szczególnie teraz, po tym co spotkało Alex…

- Włóczyła się po nocy! – warknął zirytowany. – Takie rzeczy spotykają dziewczyny, które się włóczą. Takie rzeczy spotykają pijane dziewczyny! Wy się chyba nigdy nie nauczycie… - mamrotał do siebie.

Patrzyłam na niego oniemiała. Profesor zatrzymał się nagle, sięgnął za pazuchę i upił łyk ze swojej buteleczki. Później wypuścił powietrze przez nos, nieco się uspokajając. Obrócił się gwałtownie w moją stronę i podszedł, stając tuż przede mną. Cała się spięłam. Górował nade mną wzrostem, więc musiałam zadrzeć głowę do góry, by na niego spojrzeć.

- Nie spałaś wczoraj grzecznie w dormitorium, mam rację?... – zapytał, świdrując mnie wzrokiem. Miałam wrażenie, że jego mechaniczne oko wyczytałoby ze mnie każde, najmniejsze kłamstwo.

- N…nie profesorze – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Na twarzy Moddy’ego pojawił się grymas. Skuliłam się i opuściłam wzrok.

- Czyli też mogłaś paść ofiarą Flinta - Moody złapał mnie za ramiona i potrząsnął mną. - Wiesz jakie to nieodpowiedzialne? Nie jesteś jeszcze gotowa!...

Zacisnęłam mocno powieki. Poczułam pod nimi łzy.

- Ptaszyno, to nie są żarty. Na naszych lekcjach jest inaczej… Nic z nich nie wynosisz? Zero?

- Wynoszę – pisnęłam. – I nie wracałam sama… - powiedziałam bardzo cicho.

Moody zacisnął mocniej palce na moich ramionach, ale już mną nie potrząsał. Wpatrywał się we mnie wyczekująco. Nie widziałam tego, bo wciąż zaciskałam powieki. Pociągnęłam nosem.

- Zasiedziałam się… - zaczęłam opowiadać, łamiącym się głosem. – Potem dowiedziałam się, co się stało i nie chciałam wracać sama. Nie chciałam ryzykować… Odprowadził mnie Lucjan Bole. Ten ślizgon. Przepraszam – jęknęłam.

Moody mocno zacisnął zęby.

- Lucjan Bole… - wycedził takim tonem, jakby odnalazł brakujący element układanki.

- Tak, on – powtórzyłam, ocierając łzy. Oparłam czoło o profesora, ale ten od razu odsunął mnie od siebie.

– Ten ślizgon z siódmego roku… I pomyślałaś, że bezpiecznie jest się włóczyć z kimś takim? – Moody wpatrywał się we mnie.

- Lucjan nigdy nie zrobił mi nic złego, profesorze. Jest… - zawahałam się.

- Jaki?

- Nie wiem… miły… i dziwny… - przetarłam dłońmi twarz.

Profesor puścił mnie i odsunął się o pół kroku. Widać było, że wiele rzeczy cisnęło mu się na usta. Ostatecznie zamiast prawienia mi kolejnych kazań, złapał za swoją różdżkę. Widząc ten gest, odruchowo złapałam za swoją. Moody był jednak szybszy i od razu wytrącił mi różdżkę z ręki. Później wycelował we mnie, przesuwając koniuszkiem różdżki po mojej koszulce, pomiędzy piersiami. Uniosłam ręce, na znak poddania.

- Mówisz, że coś wynosisz z naszych zajęć, a jednak Twój refleks wciąż pozostawia wiele do życzenia – skomentował auror.

- Jest lepiej niż było – powiedziałam nieśmiało.

- Lepiej, ale niewystarczająco. Może sobie odpuścimy, co? – Moody wbijał mi różdżkę między żebra. Oblizał się powoli.

- Nie! – chciałam zrobić krok w jego stronę, przez co różdżka wbiła się jeszcze mocniej. Skrzywiłam się i złapałam za nią, odsuwając ją od siebie. – Profesorze, nie możemy odpuścić! – patrzyłam na niego błagalnie.

- Oj możemy – sapnął i cofnął różdżkę, wtykając ją znowu za pasek. – Sama mówiłaś, że masz też inne „zajęcia”.

- Mam, ale na pewno da się to ze sobą pogodzić. Będę mniej spała… albo nie wiem… uczyła się podczas posiłków - zastanawiałam się na głos.

- Zastanów się, co jest dla ciebie najważniejsze – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Po chwili kontynuował. - Na razie odpocznij od zajęć i poćwicz refleks. Chcę zobaczyć poprawę. ZNACZĄCĄ – zaakcentował. – Rozumiemy się?

Gorączkowo pokiwałam głową.

- Świetnie. No to już. Zmykaj – machnął ręką w kierunku drzwi i ruszył w stronę biurka.

- Ale… ale będziemy dalej się uczyć, tak? – dopytałam.

- Będziemy – mruknął Moody, zasiadając za meblem.

Poczucie ulgi pozwoliło mi w końcu na uśmiech. Pożegnałam się i wyszłam z gabinetu, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Od razu popędziłam do dormitorium. Ta rozmowa była dość dziwna, ale profesor miał rację. Igrałam z losem i nie byłam gotowa na to, co mogło mnie czekać. Mimo wszystko nadal zamierzałam iść dzisiaj na to ognisko. W starciu profesor – Draco, na razie wygrywał Draco. Być może zaślepiało mnie zauroczenie. Chłopak karmił mnie jedynie okruszkami, a ja liczyłam na to, że na końcu drogi będzie cały bochenek.





czwartek, 20 czerwca 2019

34. Nastoletnie rozterki


Wszystkie odpoczywałyśmy w dormitorium po tygodniowych zajęciach; Klara spała w najlepsze, Hermiona brała prysznic, a reszta dziewczyn leżała w łózkach, czytając jakieś magazyny. Nagle do pokoju ktoś zapukał. Spojrzałyśmy po sobie, zastanawiając się, która z nas czekała na jakiegoś gościa, po czym Lavender Brown podeszła do drzwi, otwierając je. W przejściu stała Mcgonagall.

- Pani profesor? – Zdziwiła się dziewczyna, wpuszczając nauczycielkę do środka. – Coś się stało? – Kobieta nie odpowiedziała, tylko rozejrzała się po zgromadzonych, a jej wzrok zatrzymał się na mnie. Już wiedziałam, o co jej chodziło. Podniosłam się niepewnie z łóżka, zakładając na nogi czarne baleriny.

- Panno Lamberd, zapraszam za mną – odezwała się nagle, po czym wyszła z dormitorium, zostawiając wszystkie dziewczyny w konsternacji. Westchnęłam cicho i ruszyłam za nią. W pokoju wspólnym zdążyło zrobić się już małe zamieszanie. Wiadomość o Mcgonagall w Gryffindorze poruszyła wszystkich.

- Co jest? – Zapytał George, kiedy przechodziłam wraz z profesorką koło zebranych. – Przyłapali cię wczoraj? – Skrzyżował ręce na piersi, pokazując tym samym, że jest mu to zupełnie obojętne. Przystanęłam na moment, pragnąć mu wyjaśnić tak wiele rzeczy.

- Nie teraz, panie Weasley – upomniała go kobieta. – Panno Lamberd, możemy iść dalej? – Dodała, widząc jak biję się z myślami. Kiwnęłam więc głową i razem opuściłyśmy nasz dom. Myślałam, że czekać mnie będzie rozmowa w cztery oczy, ale gdy ruszyłyśmy w stronę piętra, na którym znajdował się gabinet samego dyrektora, wiedziałam że będzie to trudniejsze niż sądziłam.

Kobieta wypowiedziała hasło, wpuszczając mnie pierwszą za chimerę. Pokonałyśmy strome, zakręcone schody i weszłyśmy do dużego pomieszczenia, w którym znajdowała się niezliczona ilość różnych, dziwnych rzeczy. Po jednej stronie na żerdzi siedział sporych rozmiarów Feniks i spał sobie w najlepsze, po drugiej stronie stała kamienna misa z bardzo jasnym, błękitnym płynem w środku. Na środku znajdowało się obszerne biurko, za którym siedział sam Dumbledore, a po obu jego stronach stali nauczyciele, którzy byli wczoraj obecni przy ataku Flinta. Chłopak również był obecny w tym gronie. Sterczał koło Snape’a z zaciętą miną. Wyglądał na mocno poobijanego. Na łuku brwiowym miał rozcięcie, a na rękach sińce.

- Dzień dobry, panno Lamberd – odezwał się staruszek, gdy tylko mnie zobaczył. Od razu wyczarował przed sobą fotel, w którym najprawdopodobniej miałam usiąść. Uniosłam głowę, spoglądając niepewnie na opiekunkę swojego domu. Nie miałam ochoty opowiadać przy nauczycielach o wszystkim, co mnie wczoraj spotkało.

- Siadaj, Alex – zaleciła Mcgonagall, kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Zaczynajmy – odezwał się lekko podirytowany Moody, a jego magiczne oko wirowało wpatrzone w Marcusa. – Co z nim robimy, Albusie? – Wskazał zamaszyście laską na Ślizgona.

- Alastorze, poczekajmy aż panna Lamberd usiądzie – uspokoił go dyrektor. Podeszłam więc do fotela, ale ostatecznie nie usiadłam w nim. Wtedy czułabym się jak na jakimś przesłuchaniu w jednym z departamentów w Ministerstwie Magii.

- Nie chcę siadać – odezwałam się cicho, dotykając ręką ramienia. Zaczęłam pocierać je nerwowo.

- No dobrze – westchnął Dumbledore. – W takim razie…

- Tutaj nie ma o czym dyskutować. Ten gnojek rzucił się na uczennicę! – Przerwał dyrektorowi Moody, a magiczne oko w dalszym ciągu wirowało jak szalone. – To wszystko zasługa twojego wychowania, Snape! Pozwalasz tym bachorom na wszystko! – Profesor od Eliksirów stał wyprostowany z rękoma splecionymi na plecach, a z jego spojrzenia nie dało się wyczytać absolutnie niczego.

- Alastorze! – Zagrzmiał Dumbledore. – Proponuję zacząć od początku. Pan Flint na pewno poniesie zasłużoną karę, ale muszę najpierw wysłuchać panny Lamberd. – Wszyscy popatrzyli w moją stronę. Snape również. Skrzyżowałam swoje spojrzenie z jego i od razu zrobiło mi się goręcej. Mężczyzna musiał widzieć, co się ze mną dzieje, ponieważ zauważyłam delikatne drgnięcie w kącikach jego ust.

- Panno Lamberd, proszę mówić! – Ponaglił mnie profesor Moody, wspierając się na lasce. Zacisnął na niej palce, aż zbielały mu knykcie.

- Flint zaczepiał mnie w łazience – odezwałam się w końcu cicho, spuszczając wzrok na podłogę. – Potem kiedy wracałam do dormitorium, napadł na mnie… - podniosłam niepewnie głowę, spoglądając na chłopaka, który nie wyglądał na przejętego. Patrzył na mnie nienawistnie, a jego wzrok mówił mi, że niczego nie żałuje i zrobiłby to raz jeszcze, gdyby miał okazję.

- Mów dalej, Alex – odezwała się Mcgonagall, cały czas trzymając mnie za ramię, chcąc tym samym dodać mi otuchy.

- Pchnął mnie na ścianę i zaczął się dobierać. Powiedział, że zdobędzie 10 punktów, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobi w szkole – skończyłam, nie chcąc przypominać sobie dokładnie wszystkiego, co wczoraj zaszło.

- Jakie 10 punktów? – Zdenerwował się Moody. – O czym ona mówi?

Snape nie spuszczając ze mnie wzroku, wyciągnął z kieszeni ten sam zeszyt, który zabrał Ślizgonom w Hogsmeade i wręczył go dyrektorowi. Staruszek zmarszczył siwe brwi, przeglądając zawartość notesu.

- Co to jest?! – Moody wyglądał, jakby przestawał nad sobą panować. Dokuśtykał szybko do dyrektora, zaglądając mu przez ramię, po czym wyrwał zeszyt i sam zaczął go kartkować jak szalony. – Skąd to masz, Snape?! Co to za punktacje? Panna Lamberd 10 punktów? Dziewica? Hermiona Granger? Szlama? Klara Amber… - Moody zamknął z głośnym hukiem zeszyt, rzucając go na biurko dyrektora. – Żądam surowej kary dla każdego Ślizgona, który został wymieniony w tym godnym pożałowania się zeszycie!

- To trzeba będzie cały Slytherin ukarać – burknął cicho Flint i uśmiechnął się cwanie. Szalonooki wyciągnął szybko różdżkę, mierząc nią w chłopaka, który drgnął nieznacznie.

- Proszę cię, Alastorze, schowaj swoją różdżkę – powiedział gniewnie Dumbledore. – Już raz rozmawialiśmy o takich metodach wychowania.

- Albusie, nie widziałeś tej dziewczyny wczoraj wieczorem – warknął Moody. – Nie możemy pozwolić na to, żeby po szkole chodziły takie elementy, jak ten tutaj – wskazał głową na Ślizgona.

- Oczywiście masz rację, drogi przyjacielu – odparł staruszek, splatając palce. – Severusie, dopilnujesz, żeby pan Flint nigdy więcej nikogo nie skrzywdził.

- Oczywiście, dyrektorze – odparł mrocznie Snape.

- On nic nie zrobi! – Pieklił się Moody. – Jeszcze go poklepie po ramieniu.

- Licz się ze słowami – warknął Snape. – Nie popieram takiego zachowania.

- Wczoraj mówiłeś co innego!

Profesor od Eliksirów nie opowiedział.

- Panie Flint – zwrócił się Dumbledore do chłopaka. – Kto pana tak poturbował?

- Nikt – odparł szybko chłopak, rzucając przelotne spojrzenie Moody’emu. Zmarszczyłam lekko brwi, również zerkając na nauczyciela, który zachowywał się nad wyraz poważnie. Jeszcze nigdy nie widziałam go takim skupionym i formalnym. To było dla mnie coś nowego. Nauczyciel przeważnie starał się być miłym i przyjacielskim człowiekiem, a teraz zachowywał dystans. Czyżby to wszystko aż tak go poruszyło? – Spadłem ze schodów – dodał.

- A co z przedmiotowym traktowaniem kobiet? – Zapytała nagle Mcgonagall. – To jest obrzydliwe, Albusie. W Hogwarcie nigdy wcześniej coś podobnego nie miało miejsca.

- Severusie, Minervo – zamyślił się na moment staruszek po czym rzekł – jako, że jesteście opiekunami domów, będziecie musieli porozmawiać ze swoimi uczniami na ten temat. Każdy najmniejszy wybryk będzie surowo karany, każdy żart czy rozmowa na ten temat również.

- Domyślam się, że tylko Ślizgoni wpadli na tak durny pomysł – prychnął Moody, spoglądając wyzywająco na Snape’a.

- Alastorze, wystarczy – ostrzegł go staruszek, podnosząc się powoli ze swojego fotela. – Severusie, dopilnuj aby kara dla pana Flinta była adekwatna do jego czynów.

- Nie musisz się o to martwić, Albusie. – Snape uśmiechnął się chytrze.

- Teraz najważniejsze, pan Flint ma przeprosić pannę Lamberd za wszystkie przykrości, jakie jej wyrządził.

- Nie trzeba - odpowiedziałam szybko. – Chciałabym stąd wyjść, jeżeli mogę. – Ja naprawdę nie potrzebuję żadnych przeprosin od niego.

- To nie będzie konieczne, Albusie – odezwał się Moody, podchodząc do mnie. – Myślę, że wszystko zostało już powiedziane. Oby tylko niektórzy wywiązali się ze swoich obietnic – spojrzał znacząco na Snape’a.

Dumbledore kiwnął głową, a następnie poprosił swoją zastępczynię, żeby jeszcze przez chwilę z nim została, a cała reszta mogła spokojnie opuścić jego gabinet. Snape chwycił Marcusa za szatę i siłą wyprowadził. Moody natomiast poklepał mnie nieznacznie po ramieniu, po czym szybko zabrał rękę.

Gdy stanęłam przed chimerą, Ślizgon wykorzystał sytuację, że obaj nauczyciele wymieniali między sobą kilka uwag i nachylił się nade mną. Zrobiłam krok w tył, ale chłopak złapał mój nadgarstek, zmuszając do stania w miejscu.

- Dokończymy sobie to, co zacząłem, a wtedy nawet warowanie tych dwóch psów ci nie pomoże! – Wysyczał wściekle do mojego ucha. – Tym razem w dupie mam jakieś punkty. Zapłacisz mi za wszystko, co się stało!

- Odsuń się od niej! – Zagrzmiał nagle Moody, wyciągając szybko różdżkę, ale chłopak momentalnie mnie puścił, unosząc ręce w obronnym geście.

- Nie dotykam jej – powiedział głośno. – Mogę już iść?

- Idź – wtrącił się Snape. – Wieczorem widzę cię na pierwszym szlabanie u mnie.

- Jak pan profesor sobie życzy – warknął przesłodzonym tonem Flint. Opuścił ręce, włożył do kieszeni i odszedł pospiesznym krokiem w głąb korytarza. Mężczyzna patrzył za nim, mrużąc niebezpiecznie oczy.

- Zrobił ci coś? – Zapytał przejęty Moody. Potrząsnęłam szybko głową. – To dobrze. W takim razie zapr…

- Za mną, Lamberd – rzekł szybko Snape. – Do mojego gabinetu.

- To nie będzie konieczne, Snape – zdenerwował się Szalonooki, chwytając mocno laskę.

- Ten cały precedens dotyczy domu, którym się opiekuję, więc jak najbardziej sytuacja wymaga tego, abym porozmawiał z panną Lamberd na osobności – wytłumaczył Snape, nie racząc nawet spojrzeć na Moody’ego. Obrócił się szybko na pięcie, ruszając przed siebie. Spojrzałam niepewnie na nauczyciela od Obrony, a ten tylko wskazał laską na swojego kolegę, chociaż wyglądał na niezadowolonego i kazał mi ruszyć za nim. Pożegnałam się więc z nauczycielem, chociaż chciałam spędzić z nim chwilę. On zawsze mnie rozumiał i chciał dla mnie jak najlepiej, czego nie mogłam powiedzieć o brunecie, który stąpał przede mną.

Weszliśmy do lochów bez słowa. Snape otworzył gabinet, wpuszczając mnie pierwszą do środka, po czym wszedł za mną. Nie bardzo wiedziałam, o czym chciał jeszcze ze mną rozmawiać. Mężczyzna wyminął mnie, otworzył jedną z szuflad, szukając czegoś. Patrzyłam na jego ruchy z lekko otwartą buzią, uświadamiając sobie, że to właśnie na tym biurku Snape dotknął mnie w taki sposób, że na samą myśl, miałam ochotę skomleć.

- Lamberd! – Warknął, aż podskoczyłam. – Siadaj, na miłość boską! – Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kanapy, ale gabinet Snape’a urządzony był z minimalizmem. U Moody’ego było o wiele przytulniej i przyjemniej. Tutaj każdy miał prawo poczuć się jak na szlabanie, chociaż wcale nie musiał go odbywać. – Tutaj.

Brunet wskazał dłonią na fotel za swoim biurkiem. Przełknęłam głośno ślinę, raz jeszcze spoglądając niepewnie na mężczyznę. Czy on rzeczywiście chciał, żebym usiadła na jego miejscu?

- Na co czekasz? – Zdziwił się, unosząc jedną brew. – Chyba wyraźnie powiedziałem, gdzie masz usiąść.

Skinęłam głową i podeszłam do fotela, który stał zdecydowanie za blisko mężczyzny i wszystkich jego rzeczy. Usiadłam na skraju mebla, splatając ze sobą dłonie, które później położyłam na spódnicy. Snape na nowo zaczął grzebać w szufladach biurka.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nic by się nie stało, gdybyś siedziała w Wieży, a nie włóczyła się po zamku? – Zagadnął, nie patrząc na mnie. W dalszym ciągu przeglądał zawartość szuflad.

- Myślę, że to nie ma nic do rzeczy – odparłam nieśmiało – profesorze – dodałam szybko, widząc jak Snape zamiera w bezruchu. – On jest nieobliczany i ma jakieś urojenia o byciu najlepszym poprzez zaliczenie wszystkich panienek w szkole.

- Język, Lamberd – upomniał mnie Snape, kontynuując przeglądanie swoich rzeczy. W końcu udało mu się znaleźć to, czego szukał; wyciągnął mały pojemniczek, wpychając mi go bezceremonialnie do rąk.

- Co to jest? – Zdziwiłam się, oglądając specyfik ze wszystkich stron.

- Maść na twoje siniaki – odparł, prostując się.

- Powiedziałam już profesorowi Moody’emu, że nie potrzebuję tego – skrzywiłam się, chcąc oddać lubrykant nauczycielowi. – Nic mi się nie stało, a siniaki niedługo znikną. Nie potrzebuję współczucia.

- Współczucia – prychnął Snape, nachylając się nade mną. Wsunęłam się głębiej w fotel, pragnąć zatopić się w nim na stałe. – Uwierz mi, że jak najdalszy jestem od takich uczuć wobec ciebie, dziewczyno. Użyj tego. Teraz – nacisnął na ostatnie słowo, wracając do poprzedniej pozycji.

Poruszyłam się niespokojnie, otwierając wieczko. W środku znajdował się błękitny, bezwonny, balsam.

- Em… - zaczerwieniłam się. – Może się pan odwrócić?

Snape wykrzywił usta w uśmiechu, opierając się o biurko. Skrzyżował ręce na piersi, bacznie mnie obserwując.

- Doprawdy, Lamberd? – Zakpił. – Pozwalałaś mi na gorsze rzeczy, a masz problem z pokazaniem nóg? – Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej. Jednak Snape wciąż pamiętał o tym, co się wydarzyło między nami. Moje wnętrzności ścisnęły się boleśnie. Nałożyłam więc trochę substancji na palce i drżącą ręką podwinęłam spódnicę, ukazując blade, szczupłe uda z kilkoma fioletowymi plamkami. Wtarłam w nie szybko maść i zakryłam z powrotem nogi.

- Tak lepiej – mruknął zadowolony mężczyzna. – Używaj tego raz dziennie, a do tygodnia nie powinno być śladu.

- Dziękuję.

- Jeszcze jedno, Lamberd. Moody nie ma z tym nic wspólnego. Nie mam w zwyczaju rozdawania swoich eliksirów byle komu.

Kiwnęłam głową i przez chwilę siedziałam w ciszy, po czym próbowałam wstać, ale profesor Snape znajdował się zbyt blisko mnie. W dalszym ciągu opierał się o biurko i ani myślał o przesunięciu się, żebym mogła spokojnie przejść. Musiałam więc spiąć się w sobie i wyjść z jego gabinetu bez żadnego kontaktu fizycznego.

Podniosłam się niepewnie, znajdując się niecałą długość ramienia od jego klatki piersiowej. Snape uśmiechał się kpiąco, widząc jak bezradna jestem. Spojrzałam mu prosto w oczy, czując jak powietrze wokół nas zaczyna się elektryzować. Atmosfera była tak gęsta, że można było ją ciąć nożem. Poczułam mrowienie na całym ciele i przyjemny ucisk między nogami. Od tego wszystkiego dostałam gęsiej skórki.

Wyminęłam go szybko, zahaczając butem o kant biurka i chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi. W głowie mi szumiało, a na twarzy czułam palące wypieki.

- Do widzenia – pisnęłam nienaturalnym głosem, chwytając za klamkę.

- Uważaj na siebie, dziewczyno – odpowiedział Snape, a ja czym prędzej wyszłam na korytarz, oddychając głęboko. Oparłam się o ścianę obok, słysząc bicie własnego serca. Jak on mógł tak bardzo mieszać mi w głowie. Przeważnie nawet na mnie nie spogląda, uważa za dziecko, a w następnej chwili każe mi uważać i przygotowuje dla mnie lekarstwo. W takich chwilach zapominałam o wszystkich, a w szczególności o George’u.

- Otrząśnij się, Alex. On to robi specjalnie. Miesza ci w głowie – powiedziałam sama do siebie, odpychając się od ściany. Spojrzałam raz jeszcze na drzwi od jego gabinetu i ruszyłam do wielkiej Sali na śniadanie. Byłam tak głodna, że zjadłabym cokolwiek.

Gdy weszłam do pomieszczenia, większość głów z naszego domu wpatrywała się we mnie zaciekawiona. Podeszłam do miejsca, gdzie siedziała większość moich przyjaciół i usiadłam obok Klary. Dziewczyna zdawała się być jakaś nieobecna, aczkolwiek uśmiechała się podgłupiasto do swojej nietkniętej owsianki, którą mieszała cały czas łyżką. Szturchnęłam ją ramieniem, budząc z letargu.

- Dotarłaś cała do Gryffindoru wczoraj? – Spytałam.

- Co? Och… tak! – Odparła, wyszczerzając się jeszcze bardziej, po czym zajrzała mi przez ramię na stół Ślizgonów. Patrzyłam na nią zaciekawiona.

- Czy jest coś o czym nie wiem? – Zmarszczyłam brwi, również się uśmiechając.

- Nie wiem, czy powinnam ci mówić – pisnęła, czerwieniąc się. Zachowywała się identycznie jak ja przed chwilą. Od razu wiedziałam, że musiało coś się wydarzyć między nią, a którymś Ślizgonem. Obstawiałam Lucjana, ponieważ Klara podobała mu się na swój sposób.

- Gadaj.

Dziewczyna zaczerwieniła się jeszcze bardziej, po czym nagle przybrała poważny wyraz twarzy.

- Zostawiłaś mnie wczoraj z nimi! – Oburzyła się, dalej mając czerwone policzki. – Samą!

- Po twoim zachowaniu widzę, że wyszło ci to na dobre – wzruszyłam ramionami. – Więc nie wiem, czemu się burzysz?

- Ale… ale…

- Wiem – westchnęłam głęboko, przytulając się do przyjaciółki. – Chciałam po ciebie wrócić, ale Pokój Życzeń nie chciał mnie wpuścić z powrotem. Przepraszam.

- Pocałowałmniewustaonmnie w usta – powiedziała nagle na wdechu. Chciałam się od niej odsunąć, ale dziewczyna w dalszym ciągu wtulała się we mnie, nie chcąc puścić.

- Że co?

- Mój pierwszy pocałunek! – Ekscytowała się już nieco spokojniej.

- Z kim?! – Rozszerzyłam oczy z niedowierzania. Klara w końcu pozwoliła mi złapać oddech, odsuwając się. – Z Lucjanem?!

Dziewczyna pokręciła szybko głową, a jej wzrok co chwilę zbaczał na stój Slytehrinu.

- Z Draco – szepnęła mi do ucha, nachylając się, po czym szybko odsunęła, czekając na moją reakcję. Z niedowierzenia otworzyłam szeroko oczy i buzię.

- Serio?! – Zapytałam. – Ale… z języczkiem?!

Klara zrobiła się czerwieńsza niż przedtem. Myślałam, że zaraz jej głowa eksploduje, a z uszu będzie leciała para.

- Jak znowu cię z nim zostawię, to chyba wylądujecie w łóżku – zaśmiałam się, po czym dostałam w ramię od blondynki.

- Co ty wygadujesz?!

- Jesteście parą? – Drążyłam dalej.

- Em… - skomentowała Klara, zastanawiając się nad tym. – Nie wiem. Chyba nie, ale dzisiaj mamy spotkanie w bibliotece. Będę mu pomagała z tym referatem… a może to randka?

- Nie sądzisz, że on w ten sposób próbuje cię wykorzystać? – Posmutniałam trochę. Nie sądziłam, aby Draco Malfoy pocałował Klarę dla czystej przyjemności. Zapewne miał w tym ukryty jakiś cel. Może właśnie nie chciał, aby blondynka zrezygnowała z napisania wypracowania za niego?

- Nie wykorzystuje mnie! Ja sama chcę! Ile razy mam ci powtarzać, a teraz kiedy mnie… no wiesz… - Rozmarzyła się na moment. – Może pójdziemy razem na bal?

- Nie wyjeżdżałabym tak daleko w przyszłość – mruknęłam, spoglądając na zastawiony stół. Chwyciłam swoją ulubioną bułeczkę maślaną i zaczęłam żuć ją powoli.

- W ogóle, to co się dzisiaj rano stało? – Spytała po chwili przyjaciółka, odsuwając od siebie owsiankę. – Wszyscy mówią, że wyszłaś z Mcgonagall. W dodatku George był jakiś nie swój. Pokłóciliście się?

- Zerwał ze mną – odparłam, spoglądając na bliźniaków siedzących kilka miejsc dalej. Fred szeptał coś do ucha Angelinie, a jego brat wyglądał na przybitego. Od razu zrobiło mi się go żal.

- Słucham?! – Klara otworzyła szeroko usta, nie dowierzając. – Naprawdę? Co się stało?

-Myślał, że specjalnie poszłam wczoraj do Ślizgonów, zostawiając go – odparłam. To wszystko, co wczoraj i dzisiaj miało miejsce, zaczynało mnie powoli przytłaczać. W dodatku nie byłam do końca pewna, czy chciałam opowiedzieć Klarze o Flincie. Zapewne i tak cały Slytherin już o tym wiedział. Kwestią czasu było rozniesienie tego dalej, chociaż miałam nadzieję, że ustaną przynajmniej pogawędki o zaliczaniu dziewczyn na punkty.

- Jeżeli chcesz, pójdę mu zaraz wszystko wytłumaczyć! – Zaoferowała Klara, wstając. Pociągnęłam ją za ramię, by usiadła.

- Nie ma takiej potrzeby – burknęłam, odwracając wzrok od Weasley’ów. – Właściwie, to nie wytłumaczyłam mu, dlaczego nie przyszłam do niego wczoraj.

- Co? – Zdziwiła się Gryfonka. – Jak to? Czemu? Przecież, gdybyś wszystko mu wyjaśniła tak, jak trzeba, to na pewno by ci wybaczył, a tak to dalej myśli, że zrobiłaś to specjalnie!

- Wiem, ale… widzisz, przez to wszystko nie kumpluję się z Ronem. Sama nie wiem… niech zostanie tak, jak jest. Nie będę mu się tłumaczyła ze wszystkiego. Jeżeli mi nie ufa, to jego problem – wzruszyłam ramionami na koniec, biorąc kolejny kęs bułeczki.

- Jesteś pewna?

- Nie – odparłam zgodnie z prawdą. – Nie jestem już niczego pewna, Klara – westchnęłam i spojrzałam na nią smutno. Zauważyłam, że w jej białej koszuli brakuje jednego guzika.

- Zgubiłaś? – Zapytałam śmiejąc się i pokazując palcem na miejsce, w którym powinien znajdować się guzik od ubrania. Dziewczyna spojrzała w dół i zesztywniała na moment.

- No… tak… Szarpnęłam za bardzo koszulą i odpadł. Nie mogłam go potem znaleźć.

- Robisz się rozkojarzona. Czy to wszystko przez „pana” Ślizgona? – Poruszyłam brwiami.

- Weź! - Klara zmarkotniała, ale za chwilę przypomniała sobie coś innego i ponownie nachyliła się w moją stronę.

- Wczoraj Lucjan mnie odprowadził…

- To dobrze. Inaczej dostałby w mordę.

- Lucjan powiedział, że Flint coś przeskrobał i Snape bardzo się na niego zezłościł – kontynuowała. Spojrzałam na nią skupiona, czekając na dalszą część. – Jak wracaliśmy, natknęliśmy się na niego i tego Ślizgona. Nie widzieli nas, ale powiem ci, że nigdy wcześniej nie widziałam tak zezłoszczonego Snape’a. Podobno Flint napadł na jakąś dziewczynę i chciał jej zrobić krzywdę. Snape dużo krzyczał na niego i nie pamiętam dokładnie, co mówił, ale był naprawdę, naprawdę zły.

- No cóż… - nie wiedziałam jak to skomentować. – Może miał powód, żeby być zły.

- To nie jest powiązane z tobą? Po coś w końcu przyszła po ciebie Mcgonagall. Flint zrobił ci krzywdę? Ciągle ci się naprzykrzał – zauważyła blondynka.

- Nie – odpowiedziałam z ociąganiem. – Nie mam z tym nic wspólnego. Spokojnie.

- To dobrze – uśmiechnęła się z wdzięcznością Klara na nowo mnie przytulając.

Siedziałyśmy jeszcze przez chwilę. Ja zabierałam się za kolejną bułeczkę, a przyjaciółka w dalszym ciągu uśmiechała się do siebie z rozmarzonym wyrazem twarzy. W dalszym ciągu nie tknęła swojej owsianki.

Nagle podszedł do nas Lucjan. Wszystkie głowy Gryfonów obróciły się w jego stronę. Kątem oka zauważyłam, jak George podnosi się szybko ze swojego siedzenia, ale Fred zatrzymał go w ostatniej chwili. Brunet podszedł do nas, przywitał się z Klarą machnięciem ręki i nachylił się nade mną.

- Możemy porozmawiać? – Szepnął.

- Tak bez słowa do swojej dziewczyny? – Zironizowałam, wstając powoli. Klara obrzuciła mnie wrednym spojrzeniem, ale nie odezwała się ani słowem. Lucjan odciągnął mnie od stołu naszego domu, wkładając ręce do kieszeni.

- Flint powiedział mi, co miał zamiar zrobić – zaczął. Skrzywiłam się.

- No i? Po co mi to mówisz?

- Nie popieram tego, ok? – Odparł, wyciągając ręce, które uniósł w obronnym geście. – Uważam, że to głupota. Nie na tym miała polegać nasza zabawa.

- Zabawa – prychnęłam.

- No nieważne. W każdy razie uważam, że to było głupie. Poza tym, chciałbym cię zaprosić na ognisko – uśmiechnął się, puszczając mi oczko.

- Ognisko? Jakie znowu ognisko? – Zdziwiłam się, kręcąc głową. Co ten Ślizgon znowu wymyślił?

- Organizujemy z kilkoma Ślizgonami mały wypad do Zakazanego Lasu dzisiaj. Weźmiemy browary, rozpalimy sobie ognisko, posiedzimy trochę i wrócimy.

- Zakazany Las?! Oszalałeś? – Postukałam się po czole palcem. – Poza tym, co z Klarą?

- Co ma z nią być? – Zapytał Lucjan. – Ona nie pójdzie. Boi się wszystkiego.

- Co za Ślizgoni tam będą? – Spytałam, mrużąc nieznacznie oczy. – Jeżeli ktoś z bandy Flinta albo jakiś inny pojeb, to nie idę.

- Co ty – zaśmiał się chłopak, obejmując mnie ramieniem. Popatrzyłam na jego rękę z niesmakiem. – Ja, Malfoy, może jeszcze kilka osób z waszego rocznika i tyle.

- Mogę zaprosić kogoś od nas?

- Gryfoni? No nie wiem. – Lucjan zaczął się zastanawiać.

- Wiesz, że za sam wypad do Zakazanego Lasu, możemy dostać szlabany na cały rok?

- Wiem – poruszył gustownie brwiami. – Trochę adrenaliny nie zaszkodzi.

- Ja już mam jej dość – burknęłam. – Ale przemyślę to.

- No przemyśl, ale co do męskiej części z twojego domu, to nie jestem do końca przekonany. Draco nie lubi waszego domu.

- To po co mnie zaprasza?

- Ja cię zapraszam – zaśmiał się chłopak, obejmując mnie mocniej.

Nagle zrobiło się małe zamieszanie. Obróciłam głowę widząc, jak George przeskakuje przez stół i zmierza szybko w naszą stronę. Zanim zdążyłam zareagować, chłopak pchnął Lucjana i chwycił go za kołnierz koszuli.

- Cudze dziewczyny podrywasz?! – Krzyknął zdenerwowany, potrząsając Ślizgonem.

- Wyluzuj – prychnął Lucjan nic sobie z tego nie robiąc. Wyswobodził się szybko z uchwytu George’a i odsunął. – Mówiłem ci, Alex – dodał, patrząc na mnie. – Męska część waszego domu odpada.

- Co ci odbija?! – Zdenerwowałam się na bliźniaka. – Wczoraj ze mną zerwałeś, a dzisiaj tak się zachowujesz? Czego ty chcesz, w ogóle?!

- Nie zerwałem z tobą! – Warknął.

- Jak to nie?!

- Zerwał? – Zainteresował się Lucjan. – Więc mam szansę, żeby pójść z tobą na bal?

George zamachnął się, ale Ślizgon odskoczył w ostatniej chwili.

- Wynoś się! – Wrzasnął na chłopaka.

- To ty się nie wtrącaj! – Syknęłam wściekle. – Rozmawialiśmy tylko!

- Obejmował cię!

- Jesteś nienormalny! Tak samo zachowałeś się w stosunku do Rona! Każdego faceta będziesz tak traktował, co się do mnie zbliży? Powinieneś trochę przystopować!

- Chodź! – Odezwał się nagle Fred, podchodząc do nas. Próbował odciągnąć brata, ale ten nie dawał za wygraną.

- Czy ty nie rozumiesz, że ja… -zatrzymał się na moment.

- Nie rób tego, bracie – ostrzegł go Fred. – To nie pora na to.

- Że ty co? – Zainteresowałam się. Lucjan spoglądał to na mnie, to na George’a, po czym zagwizdał głośno.

- Robi się nieswojo. Ja spadam. Alex, przemyśl to, co ci powiedziałem – rzekł, włożył ręce do kieszeni i ruszył w stronę wyjścia. George chciał pobiec za nim, ale Fred trzymał go mocno za ramiona.

- Pierdolę! – Przeklął i wyrwał się w końcu Fredowi. Popatrzył na mnie zbolałym wzrokiem, po czym również ruszył w stronę wyjścia, ale z mniejszym entuzjazmem niż przed chwilą. W progu minął się z Ronem. Młodszy rudzielec spojrzał zdezorientowany na swojego brata, kiedy ten próbował go wyminąć.

- Co się stało? – Spytał, kiedy w końcu podszedł do Freda. Bliźniak machnął na niego ręką, wracając do Angeliny. Zerknęłam na Klarę, która przez całą naszą rozmowę siedziała z otwartą buzią i również postanowiłam opuścić Wielką Salę. Zdecydowanie, to wszystko zaczynało mnie powoli przerastać… 






wtorek, 11 czerwca 2019

33. Pierwszy pocałunek Klary

(…)

- Dopilnujecie, żeby wróciła cała do Gryffindoru? – Alex dopytała dla pewności, spoglądając to na jednego, to na drugiego.

- Słowo harcerza – powiedział brunet, przykładając rękę do piersi.

- Nigdy nie byłeś harcerzem – prychnął Draco. – Zresztą, to mugolskie.

- Ej! – Alex zezłościła się. – Obiecajcie mi, że wróci cała, bo inaczej wam łby rozwalę! -Wyciągnęła różdżkę, celując w obu chłopców naraz.

- No nic jej się nie stanie! – Lucjan przewrócił oczami. – Ale czemu idziesz? Myślałem, że porozmawiamy sobie jeszcze. Chciałem cię zapytać, czy pójdziesz ze mną na bal?

- Nie pójdę – szybko odparła Alex i schowała różdżkę. – Zaproś swoją „dziewczynę”.

Przyjaciółka uśmiechnęła się cwanie, pożegnała się i nie czekając na nic, po prostu wyszła. Ja nerwowo ściskałam w ręce ledwo napoczętą butelkę piwa i patrzyłam oniemiała na kotarę, za którą zniknęła Alex. Co ją ugryzło? Od jakiegoś czasu wydawała się być nie w sosie, ale nie sądziłam, że tak po prostu zostawi mnie samą w kryjówce ślizgonów! Wstydziłam się, gdy siedzieliśmy we czwórkę, a teraz w ogóle poczułam się jak sparaliżowana. Byłam tu sama z tymi dwoma chłopakami, nie mając odwagi spojrzeć na żadnego z nich. Siedziałam jak sardynka w puszce uwięziona pomiędzy Lucjanem, który nachalnie uważał mnie za swoją dziewczynę i Draco, który tak strasznie mi się podobał. Gdyby nie fakt, że blondyn ciągle obejmował mnie ramieniem, od razu wybiegłabym za przyjaciółką.

Po wyjściu Alex na moment zapadła niezręczna cisza. Lucjan spojrzał na mnie jedynie przelotnie, ale nie kontynuował tematu. Zamyślony po prostu napił się piwa. Draco wyłapał to spojrzenie, a na jego twarzy od razu pojawił się cwany uśmieszek. Chłopak cofnął rękę, którą do tej pory mnie obejmował i sięgnął po kolejne piwo, otwierając je.

- No co jest Bole? - Malfoy zapytał wrednie i pstryknął kapslem, za pierwszym razem trafiając do stojącego na stole, pustego kufla. – Nie zapraszasz?

Otworzyłam szerzej oczy, czekając w niepewności. Zaproszenie na bal byłoby czymś naprawdę miłym, ale nie wiem, czy chciałabym iść na tę imprezę właśnie z Lucjanem. Przy poprzednim spotkaniu w kryjówce ślizgonów podsłuchałyśmy z Alex, że według nich takie zaproszenie wiąże się też w innymi „bonusami”. Ta myśl mnie odstraszała.

- A Ty z kim idziesz? – Lucjan nawet na mnie nie spojrzał.

- Jeszcze nie wiem – Draco wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodnie, zarzucając rękę na oparcie kanapy za moimi plecami. - Mam kilka opcji – postukał palcami w obicie mebla.

Cały czas siedziałam nieruchomo. Odniosłam wrażenie, że nagle przestałam dla nich istnieć. Byłam jak powietrze. Jak gdyby po wyjściu Alex, ktoś zarzucił na mnie pelerynę niewidkę. Teraz i tak nie mogłam się na niczym skupić, bo ciągle dudniło mi w głowie, że Draco Malfoy jeszcze do niedawna obejmował mnie ręką. Do tego siedział na tyle blisko, że nasze nogi częściowo się stykały. Wszystko przez to, że rozsiadł się na kanapie niczym król. Czy robił to przypadkowo, czy naumyślnie? Zerkałam na niego nieśmiało.

- A ta Twoja laska? Jak jej tam było… – Bole postukał palcem wskazującym w podbródek i przechylił się do przodu, by lepiej widzieć kompana. – No ta z waszego roku?...

- Mówisz o Parkinson? – Draco pociągnął łyk z butelki i stwierdził z rozbrajającą szczerością. - To nie jest moja laska.

- No popatrz, a słyszałem, że ją pieprzysz – zaśmiał się Lucjan.

- Od kiedy jedno wymaga drugiego? – Draco poruszył brwiami i zerknął na mnie. – Amber, zostajesz w tyle – rzucił od niechcenia.

- Co?... – zerknęłam speszona na blondyna.

- Właśnie. Pij – pospieszył mnie Lucjan, łapiąc za moje piwo od spodu i podsuwając mi je bliżej twarzy.

Odruchowo odsunęłam głowę. Spojrzałam wystraszona na bruneta. Chłopak uśmiechał się do mnie przyjaźnie. Puścił moje piwo i znacząco wskazał na nie głową. Nie umknęło ich uwadze, że od dłuższego czasu nie wzięłam nawet łyka.

- Na Merlina, nie bój się – Bole zaśmiał się. – Obiecałem Cie odstawić, to Cie odstawie. Możesz sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa – mrugnął.

- Ja to tak nie bardzo… - próbowałam się tłumaczyć.

- Amber, no pij – Draco rzucił zmęczonym tonem i potrząsnął własną butelką, sprawdzając ile jeszcze mu zostało.

Speszona od razu wzięłam spory łyk piwa. W ogóle mi nie wchodziło, było gorzkie i niesmaczne. Jak wszyscy mogli to pić? Chciałam odstawić butelkę, ale spojrzenia chłopaków mówiły jasno, że mam nie przerywać. Piłam dalej, tym razem małymi łyczkami.

- Bole – zagaił blondyn i posłał koledze znaczące spojrzenie. - Ciągle powtarzasz, że Amber jest Twoją laską, a jakoś nie widzę, żebyście byli blisko.

- Właśnie to samo jej dziś mówiłem! – Lucjan klepnął się otwartą dłonią w udo i przechylił się w stronę kompana. – Wyobraź sobie, że dziś w składziku mieliśmy takie dogodne warunki…

Draco spojrzał na mnie z umiarkowanym zainteresowaniem. Otworzyłam szeroko oczy.

- Tylko rozmawialiśmy! – powiedziałam szybko.

- Właśnie, tylko – Lucjan westchnął teatralnie i przeczesał palcami włosy. – Powiem Ci, że ciężko coś ugrać. Normalnie żelazna dziewica jak te wszystkie krukonki.

Malfoy uśmiechnął się kpiąco. Bole dostrzegł minę kolegi i postanowił mu coś udowodnić.

- Sam zobacz – skomentował brunet.

Złapał za moje piwo, bez problemu wyciągając mi je z ręki. Odstawił je na stół. Miałam wrażenie, że oboje patrzyli na mnie jak na okaz w zoo. Zerknęłam to na jednego, to na drugiego i zniżyłam się nieco na siedzisku, chcąc po prostu zapaść się pod ziemię. Może to był dobry moment na ulotnienie się?

- Klara, to co z tym całusem? – Lucjan poruszył brwiami. – Dawaj, nauczę Cię. To nie takie straszne jak myślisz…

Chłopak lekko nachylił się w moją stronę, a ja gorączkowo potrząsnęłam głową.

- Nie chcę – mruknęłam.

- Po prostu zamknij oczy, a ja się zajmę resztą – kontynuował brunet.

Spanikowana lekko go odepchnęłam. Lucjan wyprostował się i rozłożył ręce z miną „a nie mówiłem?”. Malfoy parsknął śmiechem.

- Źle się za to zabierasz… - mruknął. Pociągnął z butelki łyk piwa i głośno odstawił ją na stół. Poprawił się na siedzeniu. – Amber? – zwrócił się do mnie.

- Tak? – niczego nieświadoma obróciłam głowę w stronę Draco.

Chłopak tylko na to czekał. Momentalnie naparł na mnie ciałem, a nasze wargi się zetknęły. Poczułam, jak jego wilgotny język bezceremonialnie wpycha mi się do ust. Zaskoczona ale i oniemiała nie opierałam się pocałunkowi, pozwalając mu na tę przyjemną pieszczotę. Czułam, jak dziwne ciepło rozlewa mi się po ciele. Zrobiło mi się gorąco. Choć trwało to bardzo krótko, w tej jednej chwili cały świat przestał istnieć.

Wszystko zepsuł Bole, który nagle odchrząknął, przypominając nam, że wciąż byliśmy we trójkę. Malfoy odsunął się z triumfalnym uśmieszkiem i jakby nigdy nic sięgnął po swoje piwo. Ja początkowo zastygłam w tej dziwnej pozie, patrząc na blondyna z niedowierzaniem. Pocałował mnie. Draco Malfoy mnie pocałował! Policzki mnie paliły. Serce waliło jak oszalałe. Wzrok miałam mętny, rozmarzony. W jednej chwili miałam wrażenie, że uszło ze mnie całe powietrze. Jeszcze bardziej osunęłam się na kanapie, nie mogąc zebrać myśli. Lucjan przyglądał mi się przez chwilę. Szturchnął mnie, bez reakcji z mojej strony.

- Co to było? Pocałunek dementora?... – zaśmiał się chłopak.

- Mówiłem, że źle się za to zabierasz - Draco jedynie wzruszył ramionami i napił się. Nawet na mnie nie patrzył.

Lucjan złapał mnie za nadgarstek, podniósł moją rękę, a zaraz potem puścił ją, obserwując jak ta opada bezwładnie na kanapę.

- Kurwa, stary... – Bole pokręcił głową. - Nie dość, że naruszyłeś kodeks kumplostwa, to jeszcze zepsułeś mi dziewczynę.

- Kogo oszukujesz? – Malfoy spojrzał na niego z wyższością. - Wszyscy wiedzą, że nie jesteście razem.

- Nie mów tak! – Lucjan objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie moje bezwładne ciało. Nie miałam siły się opierać. Wciąż byłam w szoku. – My się kochamy! – wyszczerzył się.

- Właśnie widzę – mruknął znudzony Draco. Opróżnił kolejną butelkę piwa i odstawił ją na stolik.

Lucjan spojrzał na mnie, ale widząc, że nie panikuję jak zawsze, po prostu zostawił mnie w spokoju.

- Cholera – brunet przeciągnął się i podrapał po karku. - Fajnie byłoby pójść na bal z jakąś dziesiątką…

- Dycha też może ci spieprzyć wieczór.

- Ale to nadal dycha! – Bole spojrzał na mnie i po krótkim namyśle, wstał nagle. – Rozejrzę się za innymi opcjami – rzucił na odchodne.

Patrzyłam na znikające za kotarą plecy chłopaka i zamrugałam. Po prostu wyszedł? Ocknęłam się nagle i poprawiłam na kanapie, grzecznie wygładzając rękoma materiał spódnicy. Zostaliśmy sami, ja i Malfoy. Zapanowała cisza. Wciąż nie wierzyłam, że on mnie pocałował. To było dużo więcej niż oczekiwałam. Od piwa trochę wirowało mi w głowie, ale nie na tyle mocno, żebym mogła mieć zwidy. To się musiało stać naprawdę. Dlaczego to zrobił? Zerknęłam nieśmiało na ślizgona, ale ten znowu nie zwracał na mnie uwagi. Po prostu sięgnął po kolejne piwo, otwierając je i jakby od niechcenia powtarzając sztuczkę z kapslem.

- Chcę już wracać… - odezwałam się w końcu. Wzięłam głęboki wdech i z trudem wypowiedziałam kolejne słowa. - Odprowadzisz mnie?...

Draco lekko uniósł brwi i zerknął na mnie przelotnie.

- Ja nic nie obiecywałem – stwierdził obojętnie i napił się.

Zawstydzona opuściłam głowę, a chłopak ponownie zarzucił rękę na oparcie za mną. Było już naprawdę późno, robiłam się zmęczona. Nie chciałam tutaj siedzieć, tym bardziej, że robiło się niezręcznie. Zebrałam się w sobie i próbowałam wstać, ale wtedy Malfoy złapał mnie za bark, przytrzymując na miejscu.

- Poczekaj – mruknął i przekręcił się w moją stronę.

Zarumieniona usiadłam z powrotem w tym samym miejscu. Serce znów waliło mi jak oszalałe. Patrzyłam na ślizgona niepewnie. Od niego biła pewność siebie.

- Co z tym wypracowaniem? – zapytał nagle, patrząc mi prosto w oczy. – Długo mam na nie czekać?

-N..nie – zająknęłam się, zupełnie nie spodziewając się, że właśnie o tym będzie chciał ze mną rozmawiać. Skarciłam się w myślach. – Przepraszam, na pewno je dostaniesz. Po prostu jeszcze nie miałam czasu… Chciałam dziś je zrobić, ale Lucjan nas tutaj zaciągnął… – tłumaczyłam.

Poczułam, że coś dotyka moich włosów. Drgnęłam i spojrzałam przez ramię, dostrzegając, że to Malfoy okręca sobie jeden z moich kosmyków wokół palca. Zamrugałam zdezorientowana. Czy on mi okazywał zainteresowanie, czy nie? Wysyłał mi sprzeczne sygnały, a ja nic z tego nie rozumiałam. Jakoś myśl, że mogłabym mu się podobać była dla mnie nierealna.

- Jutro po obiedzie – powiedział nagle.

- Co jutro po obiedzie?... – zapytałam zaskoczona, ponownie spoglądając mu w oczy. Wydawały się takie zimne.

- Spotkamy się w bibliotece i zrobisz to wypracowanie – Draco upił łyk piwa, nie przerywając kontaktu wzrokowego. – Mówiłaś, że wystarczy jeden dzień – dodał, na moment przymrużając oczy.

- Bo wystarczy. Powinno – odpowiedziałam szybko, kiwając głową.

Nie sądziłam, że będzie chciał być przy tym. Czyżby mój plan zrobienia wypracowania za odrobinę uwagi serio działał? I czy nasze spotkanie będzie randką? Nigdy nie byłam na randce. Od razu zaczęłam się stresować. A może to tylko zwykła wspólna posiadówka? Z Nevillem często uczyliśmy się razem, a przecież nigdy nie martwiłam się tym, że będziemy siedzieć obok siebie. Dlaczego tym razem było inaczej?

- No to jesteśmy umówieni – Draco klepnął mnie w ramię i zabrał rękę zza moich pleców. – Teraz możesz iść.

Zamrugałam z niedowierzaniem i powoli wstałam z kanapy. Tym razem mnie nie zatrzymał. Spojrzałam niepewnie na kotarę oddzielającą pomieszczenie od reszty pokoju życzeń. Malfoy znów rozsiadł się wygodnie. Obserwował mnie spokojnie.

- Co jest? Dopiero co chciałaś iść.

- Bo chcę, ale… - zawahałam się.

- Ale co? – jego spojrzenie nie odpuszczało.

Chciałam powiedzieć tak wiele rzeczy, ale moje usta pozostawały zamknięte. Strasznie mi się podobał, a jeszcze teraz doszły te inne odczucia. To ciepło gdzieś w środku. Dziwna lekkość. Pocałunek naprawdę zamieszał mi w głowie. Z drugiej strony bałam się, że mnie wyśmieje. Skoro Lucjan chodził ze mną dla żartu, równie dobrze Draco mógł okazywać mi te szczątki zainteresowania z tego samego powodu. Co na moim miejscu zrobiłaby Alex? Na pewno nie stałaby jak ostatnia ofiara. Na szczęście ta chwila nie trwała długo, bo z impasu uratował mnie Lucjan Bole. Zajrzał nagle przez kotarę i szybko wszedł do środka. Był dziwnie poważny, zerknął na siedzącego Malfoya, a później na mnie.

- Ekipa, zmywamy się – powiedział szybko.

- Co jest? – zapytał Draco marszcząc brwi.

- Snape’owi odbiło – Lucjan zakręcił palcem przy własnej skroni.

Podszedł do kanapy, złapał za różdżkę i zaczarował wszystkie nieotwarte piwa, by stały się bardzo małe. Poukrywał je w kilku kieszeniach. Ja patrzyłam na nich naprzemiennie, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

- Aż tak? – zapytał Malfoy, dopijając swój trunek. Zaraz potem wstał i poprawił swój nienaganny strój.

- Aż tak – potwierdził Bole, zerknął na mnie i nachylił się w stronę ślizgona, mówiąc lekko przyciszonym głosem. – Ponoć Flint dopadł i siłą prawie zaliczył jakąś dziewczynę, ale mu przerwali. Przechwalał się, że już miał dziesięć punktów w garści.

- Co za zjeb… - Malfoy wykrzywił usta w pogardzie.

- Dawno powinni go wypieprzyć – mruknął brunet. - To już przesada. Musimy dopisać do zasad, że punkty zdobyte siłą się nie liczą.

Ślizgoni pospiesznie ruszyli do wyjścia. Przerażona objęłam się ramionami i ruszyłam za nimi, starając się nadążyć. Szybko przedzieraliśmy się przez labirynt korytarzy, nie spotykając nikogo po drodze.

- Flint nie wrócił do dormitorium i Snape wpadł w szał – Lucjan kontynuował opowieść. - Rozniósł pół pokoju wspólnego, obudził kogo się dało, a teraz przeczesują szkołę. Lepiej żeby nas tutaj nie znaleźli, nie?

- Kurwa. Czyli już wie, że nie było nas w sypialni – skomentował Malfoy.

- To nasz najmniejszy problem.

Podeszliśmy pod drzwi wyjściowe pokoju życzeń. „Strażnika” nigdzie nie było, a namiot imprezowy zniknął. Atmosfera była tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Wszyscy popatrzeliśmy na drzwi. Przeczuwałam najgorsze.

- A co jeśli stoją tuż za drzwiami? – zapytałam cicho.

- To nas złapią – Lucjan wzruszył ramionami i sięgnął w kierunku klamki.

Skoro Snape przeczesywał szkołę, zapewne robił to też profesor Moody. Na samą myśl o tym, że przyłapie mnie tutaj z nimi o tej porze, zrobiło mi się słabo. Było grubo po ciszy nocnej. Profesor dosadnie dał mi do zrozumienia, że nie lubił niesubordynacji. Byłam pewna, że znowu mnie ukarze… Do tego Flint cały czas gdzieś się kręcił… Tak bardzo bałam się wracać. Zebrałam się w sobie i szybko złapałam Bole’a za rękaw. Ten spojrzał na mnie zaskoczony.

- Odprowadzisz mnie do dormitorium?... – zapytałam ze łzami w oczach.

Malfoy i Bole popatrzyli po sobie o mało nie wybuchając śmiechem.

- Obiecałeś Alex… - powiedziałam cicho. - Błagam, nie chcę trafić na tego Flinta…

- No Bole, obiecałeś – Draco sparodiował mnie.

- Dałem słowo harcerza, ale harcerzem nigdy nie byłem – Lucjan stwierdził rozbrajającą szczerością i poklepał mnie po plecach. – Daj spokój, to w zupełnie inne strony. No i po co Flint miałby się kręcić po waszym rejonie?

- N..nie wiem… - cofnęłam rękę i opuściłam głowę. - Ale nie chcę żeby…

- Do jutra – przerwał mi Malfoy i nacisnął na klamkę, powoli otwierając drzwi.

Wyjrzał na korytarz, wsunął ręce w kieszenie spodni i jakby nigdy nic, wyszedł. Bole stanął w progu jako drugi i sprawdził sytuację na korytarzu. Panował tam półmrok i nie było w zasięgu wzroku nikogo poza blondynem. Bole już miał wychodzić, ale zerknął na mnie i zobaczył moją wystraszoną minę. Nie wiem, czy zrobiło mu się mnie żal, czy ruszyło go sumienie, ale westchnął i przewrócił oczami.

- Dobra, niech będzie. Zaprowadzę Cię – złapał mnie za dłoń i wyciągnął na korytarz. – Byle szybko.

Lucjan zamknął za nami drzwi, a te magicznie wtopiły się w ścianę, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Przynajmniej jedno mieliśmy z głowy - nie będzie na nas, że wydaliśmy nauczycielom miejsce kryjówki uczniów. Ślizgon spojrzał jeszcze na znikające plecy Malfoya, wyjął różdżkę, rozpalając ją zaklęciem i pociągnął mnie w stronę wieży gryfonów. Szliśmy bardzo szybko.

- Teraz to już naprawdę musisz mi dać buziaka. A najlepiej jakbyś załatwiła mi całusa od Alex. Albo jeszcze lepiej! Gdyby poszła ze mną na bal! No wisisz mi przysługę w każdym razie – chłopak nawijał przyciszonym głosem.

Słuchałam tego, marszcząc brwi.

- Ona Ci odmówiła, bo idzie na bal z Georgem Weasleyem. To jest jej chłopak. Wątpię, żeby dawała całusy innym…

- Mówisz? Ach, taka szkoda – syknął rozczarowany Lucjan. – Zmarnowany potencjał… No cóż. To zadowolę się Twoim całusem – zerknął na mnie. - Nasz „dobry kolega”, Draco, pokazał Ci co i jak, to już chyba bez stresu, co? – szturchnął mnie ramieniem.

Zaczerwieniłam się, unikając z nim kontaktu wzrokowego. Przez błądzenie wzrokiem po ziemi, zauważyłam coś, czego nie powinno tutaj być. Pojedyncze, niewielkie plamy krwi. Pisnęłam wystraszona, a Bole szybko zasłonił mi usta ręką.

- Głupia jesteś? Kręcą się a Ty… - Bole spojrzał tam gdzie ja, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. – Grubo… myślisz że ktoś zginął? – poruszył brwiami i zabrał rękę z moich ust.

- Nawet tak nie mów! – jęknęłam.

Bole nieco przygasił różdżkę i zaczął iść po śladach, ja szłam zaraz za nim. Nie podobało mi się, że idziemy tym tropem. Miałam bardzo złe przeczucia. Dostałam gęsiej skórki. Objęłam się ramionami.

- Idźmy do wieży, proszę – błagałam.

- Chcesz to idź, już jest blisko. Mnie ciekawi co tu się odwaliło – wyjaśnił chłopak, nawet na mnie nie patrząc.

Przeszło mi przez myśl, żeby się rozdzielić, ale w wakacje widziałam w telewizji za dużo horrorów. To nigdy nie kończyło się dobrze. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze. Co zrobiłby profesor Moody? Wyrósłby mi za plecami. Odruchowo zerknęłam za siebie, ale korytarz był pusty. Dobra, druga rzecz… Moody na pewno miałby różdżkę w gotowości! Drżącą ręką sięgnęłam do wewnętrznej kieszonki szaty. Ścisnęłam mocno różdżkę i wystawiłam ją przed siebie, powtarzając sobie w głowie zaklęcia.

- Kurwa! – usłyszeliśmy za rogiem głos należący do Marcusa.

Ja i Lucjan spojrzeliśmy po sobie. Chłopak całkowicie zgasił różdżkę, ale zamiast się wycofać, po cichu ruszył w stronę źródła dźwięku. Nie mając ochoty zostać sama w ciemności, ruszyłam za nim. Bałam się jak cholera. Przez półmrok wydawało mi się, że cienie zmieniają kształty. Powtarzałam sobie jednak, że muszę być twarda. Auror nie bałby się ciemności, nie bałby się śladów krwi, poszedłby i sprawdził sytuację, tak jak robił to Lucjan. To w sumie pewnego rodzaju test, prawda?

Wyjrzeliśmy zza rogu. Korytarzem, tyłem do nas, szedł Marcus Flint. No, może „szedł”, to za dużo powiedziane. Chłopak mocno się zataczał, po drodze obijając o ścianę ramieniem, a czasem też o nią podpierająć. Jedną rękę trzymał przy twarzy, uciskając rozwalony, krwawiący nos. Drugą, oświetlał sobie drogę. Jego koszula była cała w plamach krwi. Wyglądał na trochę poturbowanego. Wyglądało na to, że znalazł się winny znalezionych przez nas śladów. Tylko co mu się stało?

Lucjan wyprostował się i już chciał do niego wyjść, ale usłyszeliśmy za sobą kroki. W chowaniu się byłam beznadziejna. Na szczęście Bole złapał mnie za fraki i pociągnął za sobą. Schowaliśmy się za zbroją. Zasłoniłam usta dłonią, by nie wydać z siebie dźwięku. Wciąż trzymałam różdżkę w gotowości. W korytarzu pojawił się profesor Snape. Widocznie też szedł po krwawych śladach. Gdy tylko dostrzegł Marcusa, jak burza przemknął przez korytarz, w jednej chwili dopadając do chłopaka. Długie, blade palce profesora zacisnęły się na karku ślizgona i przycisnęły go nieco do dołu, aż niestabilne nogi chłopaka lekko się ugięły. Później cisnął nim o ścianę, blokując mu drogę ucieczki własnym ciałem. Flint próbował się bronić, ale profesor sprawnie odebrał mu różdżkę.

- Myślisz, że wszystko Ci wolno, Flint? – Snape wycedził przez zęby i przyłożył różdżkę do krtani chłopaka. – Co Ty sobie wyobrażasz? Że z racji zasiedzenia masz jakieś przywileje? – profesor patrzył mu prosto w oczy. – Jak nisko trzeba upaść, żeby próbować gwałtu. W moim domu. Pod moim okiem.

Marcus wyglądał jakby miał dość zanim w ogóle zaczęła się ich rozmowa. Dyszał ciężko, przyciśnięty do ściany. Ja zerknęłam na Lucjana. Wyglądał na podjaranego tym, że tamta dwójka nas nie widzi. Nie wszystko do nas dolatywało, bo byliśmy daleko, ale sytuacja wyglądała poważnie.

- Gdybym z nią skończył, inaczej by śpiewała! – skłamał chłopak. 

- Zamilcz - wycedził Snape.


- O tak... - Flintowi chyba odbiło, bo nagle się zaśmiał. - Ta dziwka wiele musi dla was znaczyć.

Profesor zmrużył oczy. Szarpnął chłopaka za krawat, przybliżając go do swojej twarzy

- Jakich nas? – syknął, obserwując go uważnie.

- Was, profesorów - Marcus uśmiechał się kpiąco. - Warujecie przy niej jak tresowane psy - chłopak poruszył brwiami.

Usta Snape'a zacisnęły się tak mocno, że teraz przypominały wąską linię. Jego lodowate spojrzenie mogło zabić.

- Zważaj na słowa, Flint. Powinienem obciąć Ci język za te brednie i urwać łeb za głupie pomysły… - Snape powoli zaczął zaciskać pętlę na szyi Flinta, podduszając go. – Właściwie to mógłbym sprawić, byś żałował tego dnia do końca swego marnego życia. Głupi byłeś zawsze, ale liczyłem, że matka nauczyła Cię, by nie ruszać cudzej własności. A może nie wyraziłem się jasno, hm?

Marcus złapał za krawat, próbując go poluźnić, ale Snape ciągle trzymał go ciasno. Patrzył na ucznia z wyższością i obrzydzeniem. Po chwili rozejrzał się dyskretnie i nachylił w stronę ślizgona, patrząc mu prosto w oczy.

- Pamiętasz co Ci powiedziałem?

Flint nie odpowiadał. Powoli zaczynał się dusić. Próbował odepchnąć mężczyznę, ale nieskutecznie. Zaczął wierzgać.

- Pamiętasz? – twardo powtórzył Snape.

Szarpnął chłopakiem, dodatkowo przyduszając go do ściany. Flint gorączkowo pokiwał głową. W tym momencie profesor puścił krawat i odsunął się na bezpieczną odległość. Chłopak szybko poluźnił węzeł, a potem zdjął krawat z szyi. Wparł dłonie o kolana i rozkaszlał się, próbując wziąć kilka głębokich wdechów. Po chwili splunął na ziemię krwią. Na koniec przetarł usta wierzchem dłoni i spojrzał na Snape’a od dołu. Na twarzy ślizgona widać było grymas. Był wkurzony.

- Nie zapominaj się, Flint – zrugał go profesor.

Jedno spojrzenie wystarczyło, by Marcus od razu spuścił wzrok. Snape rozpalił swoją różdżkę, rozjaśniając korytarz. Dopiero teraz dokładnie przyjrzał się uczniowi. Widząc jego stan, zmarszczył brwi.

- Spadłem ze schodów – od razu wyjaśnił Flint. Podparł się o ścianę i z trudem wyprostował.

- Widzę – skomentował Snape, o dziwo nie poddając w wątpliwość słów ucznia. – Idziemy – warknął, wskazując różdżką korytarz.

Zacisnął palce na ramieniu chłopaka i pociągnął go ze sobą. Marcus nic już nie mówił, a jeśli mówił, to na tyle cicho, że nie słyszałam. Stałam nieruchomo, patrząc jak obie sylwetki znikają nam z pola widzenia. Gdy zapadła cisza, Lucjan nagle objął mnie ramieniem. Drgnęłam wystraszona. Z emocji zupełnie zapomniałam, że staliśmy we dwójkę. Wycelowałam w niego różdżką, a on zaśmiał się.

- Spokojnie dziewczyno. Widzisz? – brunet wskazał ruchem głowy na korytarz. -Droga wolna.

Faktycznie było już czysto. Kiwnęłam głową i razem wyszliśmy z kryjówki. Ruszyliśmy w stronę schodów. Gdy miałam pewność, że Flint został złapany, jakoś zrobiło mi się lżej.

- Niezła akcja. Później wypytam Marcusa do której się dobierał. Pewnie wlepią mu szlabany na pół roku – komentował mój towarzysz. – A może wypieprzą go ze szkoły?

Ja szłam z opuszczoną głową. Nie wiedziałam co powiedzieć o tej całej sytuacji. Profesor Snape był niedelikatny, ale też sprawa nie była błaha. O ile prawdą było to, co opowiadał Lucjan. Po namyśle stwierdziłam, że lepiej było nic nikomu nie wspominać. Nie chciałam, by wydało się, że znowu naruszyłam ciszę nocną. Poprzednim razem wpadłam na profesora Moodiego. Zastanawiałam się, czemu dzisiaj nie pojawił się z nikąd, jak to zwykł robić. Myślałam o tym tak długo, aż zatrzymaliśmy się przy schodach. Teraz wystarczyło wejść na nasze piętro i przejść przez obraz.

- To co? Dojdziesz sama, czy Ci pomóc? – Lucjan patrzył na mnie z dziwnym uśmieszkiem.

- Myślę, że już dojdę sama – odpowiedziałam po namyśle. - Jesteśmy blisko. Zagrożenia nie ma.

- A mogę popatrzeć? – Bole poruszył brwiami.

- Chcesz patrzeć jak idę? - Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc.

- Chcę widzieć jak dochodzisz – sprecyzował, a jego twarz nie przestawała się cieszyć.

- Znaczy.. odprowadzić mnie, tak? Myślałam, że się spieszysz.

- Raczej doprowadzić – poprawił mnie, opierając się łokciem o poręcz. - I spieszę się, ale na odrobinę przyjemności zawsze znajdzie się chwila. To co, chętna? – rozłożył ręce.

- Chyba jesteś pierwszą znaną mi osobą, której chodzenie sprawia przyjemność… - mruknęłam, dziwnie na niego patrząc.

Bawił się ze mną w jakieś gierki słowne, których w ogóle nie rozumiałam. Złapałam za poręcz, gotowa ruszyć na piętro. Lucjan rozbawiony pokręcił głową.

- Chciałem zapytać jak to robisz, ale… - Ślizgon machnął ręką, poddając się. – Jesteś jak zamknięta księga, co?

- Chyba odwrotnie. Ponoć dużo po mnie widać – dotknęłam własnych policzków. - Muszę nad tym popracować.

- No ja po Tobie widzę… – Lucjan podłapał temat i podszedł bliżej. - Że wciąż wisisz mi moją nagrodę za przysługę. Mam odebrać ją sam?

Przypomniało mi się o co prosił i od razu się spięłam. Alex nie mogłam mu obiecać, nawet gdyby była wolna. To podchodziłoby pod handel ludźmi. Z resztą przyjaciół się nie sprzedaje. Znaczyło to, że został albo całus, albo przysługa. Skoro chciał odebrać, zapewne miał na myśli pierwsze z nich. Szybko potrząsnęłam głową.

- Więc na co czekasz? – zapytał z uśmiechem.

- Mówiłeś, że to może być też przysługa?... – zapytałam nieśmiało, zaciskając palce na poręczy.

- O tak, może być przysługa – Lucjan zaśmiał się szczerze. – Ale nie boisz się, że wymyślę coś gorszego?

Z głębi korytarza dobiegły nas jakieś dźwięki. Ktoś nadchodził. Lucjan zerknął w tamtym kierunku.

- Jeszcze o tym pogadamy – Ślizgon mrugnął do mnie i szybko zbiegł po schodach.

Ja od razu ruszyłam do góry, nie mając zamiaru dać się złapać. O dziwo udało mi się dotrzeć pod obraz, a potem wypowiedzieć hasło. Pokój wspólny był niebywale cichy i pusty o tej porze. Wyglądało na to, że wszyscy smacznie spali. Sama też czułam się strasznie zmęczona. Od razu poszłam do sypialni. Zerknęłam na łóżko Alex, upewniając się, że wróciła bezpiecznie. Przebrałam się w pidżamę i położyłam na materacu, wbijając wzrok w baldachim. Ten dzień był pełen emocji, ale jedno wydarzenie najbardziej odbiło na mnie swoje piętno. Po cichu wyjęłam z kufra pamiętnik, otworzyłam go na pustej stronie i zapisałam jedynie kilka słów.

„Nie wiem czy to coś znaczyło, ale pocałował mnie. Jestem taka szczęśliwa.”

Z uśmiechem zamknęłam pamiętnik i schowałam go na miejsce. Później wróciłam do łóżka i zamknęłam oczy, od razu pogrążając się we śnie.