czwartek, 9 grudnia 2021

EPILOGI



Gdybym mogła cofnąć czas i przeżyć moje życie raz jeszcze, z pewnością dokonałabym wielu innych wyborów. Tak przynajmniej lubiłam sobie wyobrażać, marząc o lepszym losie. Wielokrotnie analizowałam cały ciąg zdarzeń, jaki doprowadził mnie do punktu, w którym byłam teraz. Zastanawiałam się, na ile rzeczy miałam realny wpływ, a ile z nich miałoby miejsce nawet pomimo mojej ostrożności. Pewnie nie udałoby mi się zapobiec odrodzeniu Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, skoro ta sprawa przerosła nawet Ministerstwo. Nie wierzyłam też, by Dumbledore, Harry czy Alex wysłuchali mnie i wzięli na poważnie moje obawy. Przyjaciółka zawsze robiła wszystko po swojemu, nie bacząc na to, czy łamała regulamin lub czy mogła wpaść przez to w innego rodzaju kłopoty. Tyle razy próbowałam ją przecież stopować i nic z tego nie wychodziło. Do tego dochodziły jej tajemnice, z romansem z profesorem Snape na czele.

Wstydziłam się tej myśli, ale czasem zastanawiałam się, czy przez tę sprawę, Alex nie była z góry stracona? Związek ze śmierciożercą, bez względu na to czy chciała tego czy nie, nie mógł skończyć się dobrze. Czy gdybym wiedziała, że przyjaźń z nią może mnie wplątać w coś tak mrocznego, odważyłabym się pomóc jej wtedy na eliksirach? Czy nie wybrałabym prostszej i znanej mi drogi cichej, wycofanej uczennicy, która każdą chwilę spędzała nad książkami?

Nie mogłam jednak winić jej za wszystko, co mi się stało. Tych elementów było przecież więcej. To mnie ciągnęło do nieodpowiednich ludzi jak Moody, Draco i Samuel. To ja sama weszłam w pułapkę zastawioną przez Barty’ego Crouch’a. Sama pomogłam mu uciec z Hogwartu, nie zadając pytań wtedy, kiedy powinny paść. Nie reagując, gdy jeszcze miałam szansę na ratunek. Za mocno siedział w mojej głowie. Nie byłam pewna, na ile to on obrał mnie sobie na cel, a na ile to ja weszłam w jego łapy. Łatwa, posłuszna zdobycz, która sama weszła mu do złotej klatki.

Może gdybym odpuściła dodatkowe lekcje u profesora Moody’ego, nie zwróciłby na mnie uwagi? Nie uwziąłby się na mnie? Może gdyby nie te lekcje, nie przywiązałabym się do niego? Nie polegałabym na nim? Może gdybym nie była taka naiwna, zdążyłabym zareagować przy pierwszej czerwonej lampce jaka zapalała mi się w głowie? Poszłabym do Dumbledore’a i opowiedziała o tajnych spotkaniach, doprowadzając do konfrontacji? Czy by mi uwierzył? Choć czy miałabym odwagę wypowiedzieć to na glos?…

Nie mogłam znieść myśli, że sama dałam się mu zmanipulować. Sama zaufałam mu do granic możliwości, zafascynowana emerytowanym aurorem i wizją tego, że kiedyś choć po części będę tak dobra jak on. Że mam szansę być kimś więcej niż szkolną, nudną kujonką. Gdybym wiedziała, że jego celem było mnie skrzywdzić i posiąść, gdybym tylko zrozumiała wcześniej, że nie jest tym, za kogo się podaje… Gdybym zorientowała się, ile razy truł nas usypiającą herbatą… Gdyby nie był tak ostrożny i dał się przyłapać…

Może byłoby inaczej.

Tak lubiłam wierzyć. Tak lubiłam sobie wyobrażać. Może wtedy nie byłoby mnie tu i teraz. Nie trwałabym w tym przeklętym więzieniu, na łasce zafiksowanego na moim punkcie psychopaty.

 

Nie pamiętałam jakim cudem udało nam się wydostać z płonącego budynku, ani jak ominęliśmy nacierających aurorów. Dlaczego nie obstawili tajnego przejścia? Nie wiedzieli o nim? Mogłam tylko się zastanawiać. Wydarzenia z tamtej nocy były mocno pomieszane, jakby ktoś stłukł lustro i próbował bez namysłu pozlepiać je na nowo. Najbardziej pamiętałam samą udręczoną Alex. Była cichsza niż zawsze, pokorna. Co oni jej zrobili? W mojej głowie non stop przewijały się twarze śmierciożerców, słyszałam jak szydzili i planowali kolejne zbrodnie. Pamiętałam też chłodne spojrzenie Samuela i jego drgającą z napięcia twarz. Nie zapomniał o mnie, ale co to było za pocieszenie? W chwili gdy nie przepuścił mnie przez drzwi, znienawidziłam go ponad wszystko. Nie potrafiłam być obiektywna. Nie teraz. Nie po tym, co na odchodne powiedział mu Crouch.

Po powrocie z burdelu wróciłam do punktu wyjścia. Było nawet gorzej. Dobrze znane mi ściany znów stały się moim więzieniem, a Barty nie był zadowolony z faktu, że jedna z kryjówek jego pobratymców ucierpiała. O wszystko obwiniał Macnaira i - jak to wielokrotnie mówił - jego „wścibskie, pijane dupsko”. Tamtej nocy naprawdę próbował wygrać Alex w karty, ale nic z tego nie wyszło. Plan się posypał i wszystko stanęło do góry nogami. Przez pewien czas postanowił się przyczaić, a to oznaczało, że przebywał ze mną niemal non stop. Że patrzył mi na ręce. Zdążyłam jedynie ukryć ampułki w mojej bezdennej torbie. Pozostało mi czekać na dogodny moment. Jak na złość, zawsze coś szło nie tak.

Nie liczyłam już nawet ile razy Crouch zmuszał mnie do robienia tych wszystkich rzeczy. Dawno straciłam poczucie czasu, a przebywanie w zamknięciu bez okien tylko potęgowało uczucie zatracenia. Moja niedola trwała na tyle długo, że już po samym spojrzeniu mężczyzny wiedziałam, co ze mną danego dnia zrobi. Przygniatana do materaca, dywanu czy ściany, opierana o meble i atakowana pod prysznicem, bezustannie próbowałam odpłynąć myślami gdzieś daleko, ale nie zawsze udawało mi się odcinać od ciała i zmysłów. Czasem Barty pozwalał mi się upić. Te razy „lubiłam” najbardziej. Bywały znośniejsze, bo ich wspomnienie zamazywało się w mojej głowie. Momentami znów miałam ochotę bronić się i walczyć ze spotykająca mnie niesprawiedliwością. Nie chciałam, by tak wyglądało moje życie, nawet jeśli doprowadziłam do tego przez własne, złe wybory. Nie chciałam też umierać, nawet jeśli alternatywą było takie piekło. Czy był to zwykły strach przed śmiercią? Może nie byłam zdolna, by podjąć taki krok? W końcu były też momenty, gdy zupełnie nie obchodziło mnie, co ze mną robi. Traciłam poczucie sensu istnienia i nadzieję na jakąkolwiek zmianę. Myślałam o śmierci i o tym jak ją przyspieszyć. O tym, że to jedyne wyjście z niekończącej się pętli.

Użyj tego jak chcesz” – głos Samuela odbijał się w mojej głowie. Ostatnimi czasy zdecydowanie zbyt często myślałam, by po prostu połknąć jego pożegnalny prezent. Wszystkie jasne punkty po kolei gasły. Mój ojciec oskarżony o zbrodnie, których raczej nie popełnił. Był na to zbyt głupi. Moja matka ciężko ranna leżała w szpitalu Munga. Alex nie wiadomo gdzie była, Crouch nie chciał powiedzieć, czy znaleźli jej ciało, czy ktoś ją przejął i torturuje dalej. Samuel zaś… Nawet jeśli choć część z tego, co było między nami było prawdziwe, nie miał odwagi sprzeciwić się ojcu, ani Temu Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Voldemort rósł w siłę, a świat zdawał się nic z tym nie robić. Kolejne artykuły dyskredytowały Dumbledore’a, a przecież mówiło się, że on jeden był w stanie sprzeciwić się takiej potędze. Brakowało jeszcze tylko tego, by zamknęli Hogwart.

Momentami zastanawiałam się, czy w ogóle mam po co wracać. Czy potrafiłabym wpasować się w ten świat, z którego siłą mnie wyrwano. Czy byłabym w stanie przestać się kiedykolwiek bać. Czy potrafiłabym komuś zaufać. Może lepiej byłoby uciec od problemów…

 

Tej nocy po cichu zwlekłam się z łóżka, zostawiając Crouch’a śpiącego na materacu. Słabe światło lampki nocnej rzucało ponure cienie na większość pomieszczenia. Z głową pełną czarnych myśli podeszłam do szafy. Ostrożnie otworzyłam jedne ze skrzypiących drzwi i po upewnieniu się, że nie obudziłam Croucha, spojrzałam na zawieszony tam, podróżny płaszcz profesora Moody’ego. Poczułam wstyd, że jestem taka słaba. Zgłosiłam się na dodatkowe lekcje i byłam pełna nadziei, że sobie w przyszłości poradzę. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Oto nadchodziły czarne czasy, a ja pragnęłam uciec jak spłoszona mysz. Poddać się. Umrzeć. Powinnam przecież walczyć.

Użyj tego jak chcesz” – znów usłyszałam głos Samuela. Jak chcę… A przecież uwolnić mogę się na dwa sposoby. Zerknęłam na mojego oprawcę. Był zaplątany w przepoconą, zmiętoloną pościel. Spał wyjątkowo spokojnie, jak na kogoś o tak mrocznej, zepsutej duszy. Drażniło mnie, że wyglądał tak niewinnie, jakby nie był mordercą, gwałcicielem, oprawcą. Zacisnęłam drżące usta. Postanowiłam, że zrobię to dzisiaj. Że wleję mu zawartość obu ampułek prosto do ust, choćbym miała przekazać mu je w obrzydliwym, mokrym pocałunku. Zrobię to, choćby od tego miało zależeć moje życie! Nie wytrzymam ani chwili dłużej!

Sięgnęłam na dno szafy, tam gdzie zawsze leżała moja torba. Moje palce nie napotkały jednak niczego. Nieco zbyt gwałtownie otworzyłam drugie skrzydło drzwi i z przerażeniem odkryłam, że dno szafy było puste. Zniknęła torba i ukryte w niej ampułki. Patrzyłam szeroko otwartymi oczami w miejsce, gdzie jeszcze niedawno leżała moja nadzieja. Zamrugałam gwałtownie, mając nadzieję, że po prostu coś mi się pomyliło. Poczułam, że robi mi się słabo. Świat zawirował, a ja osunęłam się na kolana.

Usłyszałam, że Barty podnosi się z łóżka. Kroki jego bosych stóp stąpających po miękkim dywanie wydawały się nienaturalnie głośne. Zupełnie tak, jakbyśmy utknęli w jednej pustej przestrzeni tylko we dwoje. Jakby nie było tu nic poza nami. Mężczyzna objął mnie silnie od tyłu i wtulił się w moje włosy, głośno wciągając powietrze przez nos.

– Szukasz czegoś? – szepnął, a jego twarz wykrzywił przerażający uśmiech.




PIROMANIA I NAUKI CZARNOKSIĘŻNE – LICZNE SEKRETY ALBERTA AMBERA

Sprawa podpalenia domu publicznego, którego najemcą i pomysłodawcą jest znany wszystkim Kenneth Pyrites, w końcu została rozwiązana! Podczas felernej nocy, kiedy budynek stanął w płomieniach, nie był to przypadek!. Okazało się, że nijaki Albert Amber – zarządca i główny księgowy inwestycji pana Kennetha sam podłożył ogień, kierując się własnymi, prywatnymi pobudkami. Zrobił to w akcie zemsty na swojej żonie, z którą był w separacji. Kobieta postanowiła odejść od męża i ułożyć sobie życie z pracodawcą mężczyzny. Niestety, sama również ucierpiała podczas podpalenia. Aktualnie przebywa w szpitalu Świętego Munga i utrzymywana jest w stanie śpiączki farmakologicznej ze względu na liczne poparzenia ciała trzeciego stopnia. Wiemy, że potrzebny będzie przeszczep skóry, a po nim długa rekonwalescencja.

Z pewnego źródła dowiedzieliśmy się także, że dom publiczny pana Kennetha służył za miejsce, gdzie praktykowano Czarną magię. W tym miejscu zbierali się także poplecznicy Tego – Którego – Imienia – Nie – Wolno – Wymawiać i korzystali z usług kobiet, które nie pracowały w tym miejscu dobrowolnie. Jak nam przekazano, znajdowały się one pod działaniem jednego z Zaklęć Niewybaczalnych. W ten sposób zmuszano je do prostytuowania się bez ich świadomej zgody. O krótką rozmowę poprosiliśmy głównego poszkodowanego pana Kennetha Pyritesa, który głośno i wyraźnie przyznaje, że zatrudnił byłego męża swojej kochanki, ale nie miał bladego pojęcia, co mężczyzna wyprawiał za jego plecami. Wszystkie dziewczyny, które ubiegały się o pracę, były świadome swoich wyborów i dostawały za to sowite wynagrodzenie. Pan Pyrites jest zszokowany zaistniałą sytuacją i ubolewa nad tym, co się wydarzyło.

Wobec Alberta Ambera postawiono liczne zarzuty, a sprawą zajmie się w najbliższym czasie Wizengamot. Niestety, bez udziału pana Viktora Lamberda, który załamał się po ucieczce jedynej córki i popełnił samobójstwo.

Na dalszy rozwój wydarzeń w sprawie podpalenia domu publicznego, a także postawionych zarzutów wobec pana Alberta Ambera będziemy wracać w najbliższych dniach. Na razie czekamy na proces, który odbędzie się pod koniec wakacji w Ministerstwie Magii.



Rita Skeeter



Odłożyłam gazetę na stół, zaciskając mocno pięści i spojrzałam na kręcącą się po kuchni Molly Weasley. Wiedziałam, że Prorok Codzienny kłamie, ale nie sądziłam, że Pyritesowi uda się wywinąć i jeszcze wciągnąć w to wszystko ojca Klary. Byłam przekonana, że w momencie podania aurorom nazwisk osób, które widziałam w burdelu, zostaną oni już dawno schwytani i osadzeni w Azkabanie. Niestety, tak się jednak nie stało, a było to zapewne spowodowane wpływami w Ministerstwie, jakie większość z nich posiadała. Walka z nimi i z Voldemortem przypominać mogła żmudną walkę z wiatrakami. Zastanawiałam się głęboko nad tym, po co Dumbledore utworzył coś takiego jak Zakon Feniksa, skoro poplecznicy czarnoksiężnika byli niemożliwi do wyłapania!

O Klarze również nie miałam żadnych wieści. Nasze ostanie spotkanie miało miejsce jeszcze w burdelu. Dziewczyna tak bardzo bała się swojego oprawcy, że robiła wszystko, co jej kazał. Wiedziałam, co Crouch z nią wyprawiał i za każdym razem przeprawiało mnie to o gęsią skórkę, a zimny pot spływał po plecach. Nie mogłam znieść myśli, że ja siedzę w przytulnym, ciepłym domu z przyjaciółmi, a ona przeżywa największe katusze. To nie ona zasłużyła sobie na taki los. To ja powinnam być na jej miejscu. Większość rzeczy, jaka nas spotkała była spowodowana moją lekkomyślnością. Nigdy nie myślałam o konsekwencjach swoich czynów, pchałam się na głęboką wodę, a co najgorsze, ciągnęłam za sobą również przyjaciółkę.

Martwiłam się o nią każdego dnia, a Zakon w dalszym ciągu milczał w jej sprawie. Nawet nie kiwnęli palcem, żeby chociaż spróbować ją uratować, a ja musiałam siedzieć bezczynnie w wielkim, starym domu z grupką przyjaciół, którzy nie mieli pojęcia, co spotkało mnie i Klarę. Musiałam przed nimi udawać, że wszystko jest w porządku i na dodatek patrzeć na szczenięce wybryki bliźniaków Weasley. Może i jeszcze pół roku temu bawiłyby mnie ich wygłupy, ale od tego czasu wiele się pozmieniało. To, co przeżyłam pod czujnym okiem Pyritesa zmieniło mnie raz na zawsze, odcisnęło na mnie swoje piętno, z którym musiałam się zmierzać za każdym razem, kiedy zasypiałam. Koszmary w dalszym ciągu nie chciały ustąpić. Co noc pojawiali się w nich śmierciożercy, dotykający mojego ciała w obrzydliwy sposób. Szepczący mi do ucha różne okropieństwa, jakie chcieli ze mną zrobić.

Czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Nie umiałam już nawet rozmawiać z przyjaciółmi tak jak kiedyś. I chociaż zarówno George jak i Ron starali się za wszelką cenę rozśmieszyć mnie lub zagadać, ja nie potrafiłam zachowywać się wobec nich tak jak zazwyczaj. Łapałam się nawet na myślach, że wcale nie potrzebowałam ich towarzystwa. Nikt z obecnych przy Grimmauld Place osób, nie zrozumiałby tego, co ewentualnie mogłabym im wyznać. Mój związek z Severusem w dalszym ciągu pozostawał tajemnicą. Byłam pewna, że gdyby tylko ujrzał światło dzienne, wszyscy, ale to dosłownie wszyscy, odwróciliby się ode mnie w mgnieniu oka.

Przytłaczała mnie ta lawina tajemnic; moja uszkodzona psychika, brak Severusa obok i niewiedza na temat Klary. Na dodatek, jakby tego było mało, obecność profesora Moody’ego wcale nie polepszała mojego stanu. Auror dość często przesiadywał w zakonie, czym wprawiał mnie w dyskomfort. Starałam się nie obwiniać go o całe zło, jakiego doświadczyłyśmy z Klarą, ale uczucie nienawiści do jego osoby było tak silne, że nienawidziłam mężczyzny z całego serca. Nie chciałam patrzeć na jego pobliźnioną twarz, nie chciałam z nim rozmawiać, jeżeli nie musiałam i zawsze unikałam sytuacji sam na sam, obawiając się, że Auror zrobi mi coś złego. To wszystko wydawało się irracjonalne, ale nie umiałam już myśleć inaczej.

- Lamberd, list do ciebie.

Jak na zawołanie, mężczyzna pojawił się nagle w pomieszczeniu. Rzucił mi na stół białą kopertę, a sam usiadł naprzeciwko, splatając przed sobą dłonie. Widziałam jak zerknął na mamę Weasley’ów, która odłożyła szybko mokrą ścierkę na blat i bez słowa opuściła kuchnię. Zostałam sama z Moodym, co sprawiło, że cała się spięłam.

Spojrzałam na kopertę i obejrzałam ją z każdej strony.

- Jest otwarta – stwierdziłam szorstko, nie patrząc na niego.

- Oczywiście, że jest otwarta – prychnął, przewracając zdrowym okiem. – Przechwyciliśmy sowę, która przyniosła ten list do twojego rodzinnego domu. Musieliśmy sprawdzić czy w środku nie ma czegoś, co pomogłoby śmierciożercom w namierzeniu ciebie. Zdajesz sobie sprawę, że jesteś w niebezpieczeństwie?

Kiwnęłam głową i wyciągnęłam prawie pustą kartkę, na której widniało jedno zdanie: ,,Pomyśl o osobie, którą kochasz”.

Pokazałam Moody’emu list, robiąc pytającą minę.

- Co to ma znaczyć?

- Myślałem, że ty mi to powiesz, Lamberd. To dość specyficzna wiadomość, nie uważasz? Od kogo mogłaś ją dostać? – W zamyśleniu potarł podbródek.

Wzruszyłam ramionami, wpatrując się uważnie w zapisane zdanie. Pismo nie wyglądało na znajome. Może rzeczywiście była to jakaś pułapka?

Moody widząc, że nie mam pojęcia, co zrobić z wiadomością, jaką dostałam, wstał szybko od stołu, przechadzając się po kuchni tam i z powrotem. Mamrotał pod nosem jak szalony, uważając mnie za mało pomocną i rozhisteryzowaną nastolatkę. W żadnym przypadku nie przypominał profesora, jakiego znałam, co również doprowadzało mnie do szału. Powinnam wiedzieć, jaki Alastor Moody był naprawdę, a nie zaufać obcej osobie, której wystarczyło, że powiedziała kilka miłych słów, a ja od razu zmiękłam i dałam się ponieść emocjom.

Przestałam wysłuchiwać paplaniny czarodzieja i raz jeszcze spojrzałam na kartkę papieru.

Osoba, którą kochałam? To było banalne.

Severus. Severus Snape.

Gdy tylko o Nim pomyślałam, list zaczął zapełniać się niezgrabnym, chaotycznym pismem.

Zesztywniałam na moment i raz jeszcze zerknęłam na Aurora, ale ten zajęty był gadaniem sam do siebie, więc ponownie przeniosłam wzrok na papier. Serce biło mi jak szalone. Nie znałam przecież nikogo, kto mógłby wiedzieć o mnie i Severusie, więc od kogo ten list? Czyżby od jakiegoś Śmierciożercy? Może od samego Lucjusza Malfoya, który wprost powiedział mi, co łączyło mnie z moim nauczycielem?

Nie chcąc więcej za dużo myśleć, postanowiłam wziąć się za czytanie.

Ha, przyznałaś się! W nagrodę masz podrzucone przez mojego braciszka namiary na przyjaciółeczkę, a przynajmniej na miejsce, gdzie ślad się urwał. Spiesz się, póki nie jest za późno.

PS: Nie wiem, co słyszałaś o moim ojcu, ale ja nie mam z tym nic wspólnego. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, bo do waszej durnej szkoły na pewno już nie wrócimy. Do zobaczenia!

Twoja Sabrina

Wstałam tak gwałtownie, że krzesło na którym siedziałam przewróciło się z łoskotem. Moody obrócił się szybko w moją stronę, chcąc wyciągnąć różdżkę, ale w porę opamiętał się.

Co się dzieje? – Spytał lekko zdenerwowany.

- To była zaszyfrowana wiadomość! – Pisnęłam, pokazując mu kartkę.

- A niech to szlag! – Zaklął. – Tak myślałem, żeby ci od razu ją przekazać, ale inni aurorzy uparli się, żeby samemu to rozgryźć. Straciliśmy przez to dwa tygodnie.

- Słucham?! Dwa tygodnie?!

- Czego was uczą w tej szkole? – Zirytował się. – Myślałaś, że sprawdzenie takich podejrzanych wiadomości zajmuje godzinę? Potrzeba do tego wyszkolonych łamaczy zaklęć, a uwierz mi dziewczyno, nie są oni dostępni na każde zawołanie!

- Gówno mnie to obchodzi! – Wrzasnęłam na mężczyznę. – Tu jest napisane, że mam się spieszyć, bo może być za późno! Kurwa, wiesz chyba, co to oznacza, prawda?!

Pokazałam mężczyźnie list, wbijając mocno palec w to konkretne zdanie. O mało nie rozerwałam papieru na pół.

- Nie będę tu siedzieć bezczynnie! Muszę ją odnaleźć! Natychmiast! To wszystko twoja wina! Gdyby nie to, że dałeś się wtedy złapać, to…

Sięgnęłam po talerz, chcąc go rozbić, najlepiej na głowie tego cholernego mężczyzny, ale nagle zostałam mocno złapana za nadgarstek. Od razu rozpoznałam dłoń, która zakleszczyła się na moim ciele.

Snape szarpnął moją ręką do tyłu i przybliżył ją do stołu, żebym mogła na spokojnie odłożyć porcelanę.

- Co tu się dzieje? – Zapytał spokojnym, aczkolwiek mrocznym tonem.

- Nic nadzwyczajnego. Zwykła histeria nastolatki – skomentował Moody. – Dziewczyna dostała zaszyfrowaną wiadomość.

- Doprawdy? Od kogo? – Snape zmarszczył brwi i w końcu przestał mnie trzymać w żelaznym uścisku.

Odsunęłam się od nich, łypiąc nienawistnie w stronę Moody’ego. Nie chciałam już nic więcej powiedzieć. Jeżeli Klara ucierpiała przez to, że w odpowiednim czasie nie dostałam listu, to znienawidzę Moody’ego jeszcze bardziej. O ile było to w ogóle możliwe.

- No mówże! Od kogo ten list?! – Zezłościł się Auror. 

- Nic ci nie powiem– wysyczałam wściekle.

- Dosyć tego, Lamberd – odezwał się Snape, podchodząc do drzwi. – Za mną. Porozmawiamy sobie na osobności.

Wyszłam za mężczyzną na pusty korytarz. Severus skierował swoje kroki do pokoju, który zajmowałam tymczasowo i zamknął za nami drzwi, wyciszając je zaklęciem.

- Na głowę upadłaś?! – Warknął gniewnie, wbijając we mnie oskarżycielski wzrok. – Ile razy mam ci powtarzać, że Alastor Moody, to nie ten sam człowiek, co w Hogwarcie! Powinnaś mieć trochę oleju w głowie i zachowywać się normalnie.

- Czemu go bronisz?

- W żadnym wypadku go nie bronię, ale tak się składa, że jest on jednym z nielicznych, którzy mają głowę na karku w całym tym bałaganie, dlatego masz się go słuchać, a nie rzucać talerzami!

- Mniejsza z nim! Zobacz na ten list!

Podeszłam szybko do mężczyzny i wręczyłam mu kartkę. Severus przeczytał krótką notatkę i zmarszczył mocno brwi, aż na jego czole pojawiła się pionowa zmarszczka.

- To może być celowe – mruknął, jakby do siebie.

- Nie sądzę. Ta wiadomość była zaszyfrowana. Jeżeli ktoś chciałby, żebym wpadła w pułapkę, to po prostu wysłałby zwykły list, a nie bawił się w dziwne szyfry – wyjaśniłam, stając bliżej bruneta. Zetknęliśmy się ramionami i od razu poczułam jego zapach.

- Jaki to był szyfr?

- Miałam pomyśleć o kimś, kogo kocham.

Snape zerknął na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- To nie jest dobry pomysł, żeby ufać komukolwiek z rodziny Pyritesów – rzucił, ponownie spoglądając na krótką notatkę.

- Nie możecie tego zlekceważyć! – Zdenerwowałam się, chwytając go za ramię. – Błagam cię!

Mężczyzna westchnął, przymykając na moment oczy.

- Minęło tyle czasu – zaczął mówić wypranym z emocji głosem. – Najwyższa pora, żebyś zapomniała o swojej przyjaciółce.

- Co to ma znaczyć?! – Warknęłam, odsuwając się. Spojrzałam na niego jak na szaleńca.

- Mamy wojnę Lamberd – przypomniał, wbijając we mnie lodowate spojrzenie – a na wojnie giną ludzie. Musisz się z tym pogodzić, że nigdy więcej nie zobaczysz Klary Amber.

- Nie! – Krzyknęłam, czując łzy pod powiekami. – Przestań do mnie mówić w ten sposób! Jesteś podły! Jak możesz?! Jak?! Bez sprawdzenia tego miejsca?! Od razu z góry stwierdzasz, że to pułapka! A jeżeli nie?! A jeżeli ona jest w tym miejscu i czeka na moją pomoc?!

Zaczęłam miotać się po pokoju niczym zwierzę w potrzasku. Nie chciałam przyjąć do wiadomości tego, co przed chwilą powiedział mi nauczyciel. W nerwach podeszłam do stołu, zrzucając z niego półmisek z owocami. Kilka jabłek potoczyło się pod nogi Severusa. Niestety, to nie ukoiło mojego bólu, więc w dalszym ciągu próbowałam rozwalić cały pokój, zniszczyć wszystko, co stało mi na drodze. Severus przyglądał się temu w ciszy, aż w końcu doskoczył do mnie i przytulił mocno do swojej piersi. Ten gest spowodował, że uspokoiłam się na moment, próbując złapać oddech.

- Sprawdzimy to miejsce – powiedział w końcu, głaszcząc mnie delikatnie po plecach.

- Obiecujesz? – Chlipnęłam cicho, odwzajemniając uścisk. Nie miałam zamiaru go puszczać. Tak bardzo pragnęłam spędzić z nim resztę wakacji. Nie chciałam być zamknięta w tym domu, w którym nikt mnie nie rozumiał.

- Obiecuję. 

Wtedy nie wiedziałam, że były to tylko puste słowa.

 

KONIEC