niedziela, 28 stycznia 2018

Morderstwo w Southampton
Kolejny atak zorganizowanej grupy przestępczej osób nazywających siebie Śmierciożercami, miał miejsce w nocy z 24 na 25 sierpnia 1978. W wyniku tego doszło do śmierci 20 mugoli. Osoby niemagiczne nie miały żadnych szans z natarciem Śmierciożerców, a sposób w jaki ich ciała zostały potraktowane przez morderców wciąż napawa wszystkich obrzydzeniem i grozą. Mugolska policja postawiła już kilka zarzutów osobom z tak zwanej "mugolskiej sekty", uważając ich za głównych podejrzanych. Niestety, cały czarodziejski świat wie, kto za tym stoi.
W związku z nasilającymi się atakami Śmierciożerców a także czarodzieja  nazywającego siebie Czarnym Panem, premier Ministerstwa Harold Minchum będzie zmuszony do skontaktowania się z mugolskimi organami ścigania, pragnąc nawiązać współpracę i wspólnie pokonać zło, które nieprzerwanie atakuje czarodziejski świat


Nadine odłożyła Proroka Codziennego na stolik spoglądając na nas z powagą. Syriusz, który przez cały czytany artykuł próbował naprawić swój motor, przerwał pracę, wpatrując się uparcie w kolana. 

- On ma rację - zaczął po chwili James, siedząc w kącie swojego garażu, w którym obecnie się znajdowaliśmy. 

- Kto? - Spytał Syriusz, marszcząc brwi. 

- No premier - sprecyzował. - Te ataki wciąż się nasilają, a my co robimy? Siedzimy i wspominamy Hogwart, jakby to było najważniejsze. 

- A co mamy robić? - Wtrąciłam, prostując się ze starego i brudnego fotela. - Niecałe dwa miesiące temu skończyliśmy szkołę. Myślisz, że jesteśmy na tyle doświadczeni, żeby pobiec teraz walczyć ze Śmierciożercami?

- No ty na pewno nie - fuknął okularnik. 

- Ej! - Warknęłam, zaciskając pięści. 

- To było niepotrzebne - dodała Mruczka. 

- Właśnie! - Wtrącił Lupin, wchodząc nagle do garażu. - Masz ten klucz - dodał, wręczając Syriuszowi potrzebne mu narzędzie. - Był w pokoju Rogacza. 

- Uważam, że Alex nie jest obiektywna - kontynuował James, spoglądając na mnie spod byka. 

- Zejdź ze mnie, kurwa! Ja też chcę, żeby wyłapali ich wszystkich i wsadzili do Azkabanu. Teraz jest tam dwa razy więcej Dementorów. Na pewno poradziliby sobie z tymi... tymi... poza tym ja nawet nie wiem czy on przyłączył się do nich... - przerwałam, próbując złapać oddech. 

- Dobra, przestańcie - jęknęła Nadine. - Boli mnie głowa. Oboje macie rację. Też bym chciała coś zrobić, ale nawet nie jesteśmy Aurorami.

Zachichotaliśmy ponuro. 

- Wybitne ze wszystkich przedmiotów, jasne - prychnął Black. - Jak ja ledwo Eliksiry na Zadawalający zdałem. Ty byś mogła - skinął swoją czupryną w stronę Mruczki.
- To nie dla mnie. Ja się skupiłam na Transmutacji. Będę aplikowała do Hogwartu o posadę stażystki dla Mcgonagall. 

- Z powrotem do szkoły? - Zdziwiłam się. - Merlinie. 

- Też byś mogła. 

- Pewnie, ciekawe na co? Mcgonagall by zawału dostała, jakbym z powrotem się tam pojawiła. 

- Wróćmy razem - zaproponował Syriusz, puszczając do mnie oczko. Zaczerwieniłam się lekko. - Wtedy by ta nasza 'psorka' oszalała. 

Zaczęliśmy rozmawiać swobodnie. Nawet James przestał zadręczać się wojną, jaka nas otaczała. Naprawdę chcieliśmy brać czynny udział w pokonaniu Czarnego Pana i jego zgrai popaprańców, ale nie sądziłam, żebyśmy mieli jakiekolwiek szanse z tamtymi czarodziejami. Do Śmierciożerców dołączały osoby, które wyzute były z jakichkolwiek uczuć, znały się na Czarnej Magii, umiały władać zaklęciami, jakby wypluwały z siebie wyuczony na pamięć alfabet. Naprawdę nie sądziłam aby Wybitne (u niektórych) z Obrony Przed Czarną Magią miały nam teraz jakoś pomóc. 
Cały wieczór spędziliśmy w garażu Pottera, rozmawiając o naszej przyszłości zawodowej, o lenistwie, jakie nas ogarnęło, o planowaniu swojego życia i innych takich rzeczach, które w tamtej chwili miały małe znaczenie. No może poza planowaniem ślubu Rogacza z Lilly, ale jak na razie były to tylko dalekosiężne plany. 

Po zakończeniu szkoły postanowiliśmy, że nasz kontakt nigdy się nie urwie, dlatego też James zaproponował, abyśmy całe wakacje spędzili razem, a dopiero potem zaczęli swoje nudne, dorosłe życie. Mnie, oczywiście, było to na rękę. Nie miałam żadnych planów, co do swojej osoby. Nie do końca jeszcze pozbierałam swoje życie uczuciowe po Hogwarcie, dlatego nie bardzo interesowało mnie coś poza własnym wyrzyganym sercem. 

Syriusz i tak, i tak, pomieszkiwał u swojego najlepszego przyjaciela. Rodzice Jamesa byli bardzo wyrozumiali, co do nas wszystkich, ale dla Syriusza mieli najwięcej serca. Traktowali go niczym drugiego syna, a i sam Łapa uważał ich za rodziców. Biologicznymi nie miał się co chwalić. Stali oni murem za Voldemortem i jego chorymi poglądami, dotyczącymi oczyszczenia świata czarodziejów z mieszańców i mugoli. 

Nadine ze wszystkich nas miała najbardziej sprecyzowane plany, co do swojej przyszłości, a oprócz tego pragnęła resztę życia spędzić z Remusem. Gdyby nie wypad do Huncwotów, zapewne w ogóle by nie opuszczała Hogwartu, tylko kontynuowała szkolenie się w Transmutacji. 

Gdy tak siedzieliśmy i rozmawialiśmy, nagle do garażu wleciała duża, srebrna sowa. Miała ona do nóżki przywiązany duży rulon z pieczęcią Hogwartu. Popatrzyliśmy po sobie przejęci i zainteresowani, po czym Nadine odczepiła list od sowy, włożyła  jej do dzioba ciasteczka. Ptak przyjął je ochoczo i odleciał. 

- Nie podoba mi się to - mruknęła, odwijając papier trzęsącymi się rękoma. 

- Jeżeli to list, że ściągałem na Owutemach, to od razu go spalcie. Ja nic nie wiem i jestem niewinny - powiedział szybko Syriusz, uśmiechając się szelmowsko. 

- A ściągałeś?! - Przeraziła się Nadine. 

Łapa zrobił ruch na ustach, jakby zamykał je na kłódkę i wyrzucił niewidzialny kluczyk za siebie. Zaśmiałam się głośno. 

- Jesteś niemożliwy.

- Czytaj, no! - Ponaglił ją Rogacz, poprawiając okulary na nosie. 

Drogie Panie Lamberd, Silvermoon i panowie Black, Lupin, Potter...

- Dlaczego on zawsze wie, co robimy, z kim i gdzie? - Pisnęłam. - Nawet nie chcę myśleć o tym czy wiedział, co się działo w Hogwarcie jak jeszcze się uczyliśmy.

- Nie przerywaj! - Skarcił mnie James. Mruczka zaczęła dalej czytać.

Mam nadzieję, że moi ulubieni studenci spędzają swoje wakacje w spokojnej i miłej atmosferze, ponieważ chciałbym was poprosić abyście wspólnie przyjęli moje zaproszenie, pod niżej podany adres, jak najszybciej.
                                                  Wasz ulubiony dyrektor Albus Dumbledore
ps. Hasło: Zakon Feniksa

- I tyle? - Zdziwił się Potter. 

- No tyle - odparła Mruczka, odkładając list. 

- Ale co to miało znaczyć? - Spytał Syriusz. - A Zakon Feniksa? Co to?

- Myślę, że dowiemy się tego, jak wspólnie stawimy się tam, gdzie chciał Dumbledore - dodał Lupin, podnosząc list ze stolika. Przeczytał go raz jeszcze szybko i ponownie odłożył. - Skoro chce, żebyśmy przyjechali jak najszybciej, to może zrobimy to teraz?

- TERAZ?! - Wrzasnęliśmy chórem. 

- Jak to teraz?

- Że już?

- Co?! - Jęknęłam. 

- Po co tracić czas? - Uśmiechnął się wesoło, przytulając do siebie Nadine. - Co o tym myślisz, kochanie?

- No... - zamyśliła się na moment dziewczyna. - To chyba ważne. 

Przedyskutowaliśmy to szybko, po czym przebraliśmy się w bardziej swobodne ciuchy, zabraliśmy ze sobą różdżki i deportowaliśmy się (już mogliśmy!) pod wskazany adres, który znajdował się w jednej z mniej znanych części Londynu. Pod wskazanym adresem mieścił się dużych rozmiarów, stary budynek. 

- To co, wchodzimy? - Syriusz poprawił swoją czarną koszulę, wysunął się przed szereg i stanął przed dużymi, czarnymi drzwiami. Zrobił ruch, jakby chciał zapukać, po czym zreflektował się, odkaszlnął i wypowiedział hasło, które podał nam Dumbledore. 

Drzwi kliknęły, jakby ktoś otworzył zamek od środka i uchyliły się lekko. Przeszliśmy niepewnie przez próg do starego i śmierdzącego stęchlizną mieszkania. Korytarz był długi i ciemny, ale na jego końcu paliło się przyciemnione światło. 

- Witam was, moi drodzy! - Ucieszył się Dumbledore, gdy tylko nas zobaczył. Nauczyciel siedział przy dużym stole, przy którym również siedziało wiele innych osób. - Zapraszam was, siadajcie! 

- Co się tu dzieje? - Spytała Nadine, marszcząc brwi. 

- Skąd pan wiedział, że akurat dzisiaj przyjdziemy? - Dopytał James, zajmując wolne miejsce przy stole. 

- Intuicja staruszka nigdy nie zawodzi - odparł Dumbledore, uśmiechając się mile. 

- James! - Krzyknął nagle kobiecy głos, po czym do pokoju wbiegła rudowłosa dziewczyna, rzucając się chłopakowi na szyję. Z początku James nie wiedział, co się dzieje, ale po chwili odwzajemnił uścisk. 

- Lilka! Co ty tutaj robisz?! Co my tutaj robimy?

- Powoli, powoli - odparł staruszek, po czym poczekał aż wszyscy usiądziemy. 

Były dyrektor usiadł naprzeciwko nas, tak jakby pozostała część pokoju już o wszystkim wiedziała i tylko czekała na nasze odpowiedzi. 

- Kochani - zaczął Dumbledore - wiem, że mój list niczego wam nie wyjaśnił, ale nie chciałem o tym pisać. To poważna sprawa. - Dopiero po tych słowach Dumbledore przestał w końcu się uśmiechać. - Jak dobrze wiecie cały nasz świat prowadzi wojnę z Lordem Voldemortem i jego sojusznikami. 

- Wiemy - wtrącił Syriusz. 

- Czytaliśmy dzisiaj Proroka - dodała Mruczka. - To straszne, co stało się w Southampton. 

- Moja przyjaciółka mieszkała w miejscu, które zaatakowali Śmierciożercy - wtrąciła się jakaś mała blondynka, siedząca na końcu stołu. - Byłam tam, musiałam zidentyfikować zwłoki, bo Susie nie miała żadnej rodziny, tylko mnie. 

Zapadła cisza. 

- Nie wyobrażacie sobie, co zobaczyłam. Gazety słusznie nie chciały tego opisywać. Wszystkie te osoby wyglądały, jakby były poddawane dziwnym, wyszukanym torturom. Niektórzy mieli powykręcane kończyny pod różnym kątem, inni byli nadpaleni, rozpruci. Moja Sue... ona... oni... oni ją rozebrali i...

- Spokojnie, Julio. - Dumbledore posmutniał. - Nie musisz tego nikomu opowiadać. 

- Ale chcę, Albusie - załkała. - Oni muszą się zgodzić. Im nas więcej, tym lepiej. 

- Zgodzić? - Spytała cicho Nadine. - Ale na co?

Staruszek uniósł lekko rękę w stronę smutnej dziewczyny, dając tym samym znak, żeby nic więcej już nie mówiła, po czym sam zaczął kontynuować. 

- Kochani moi, zaprosiłem was, ponieważ uważam, że byliście jednymi z moich najlepszych uczniów...

Popatrzyłam na Syriusza a on na mnie. Nie powiedziałabym, że byliśmy prymusami w szkole. 

- I nie mam na myśli samych ocen, panno Lamberd. Uważam, że jesteście sobie bardzo oddani i godni zaufania. Wspólnie jesteście nie do pokonania. 

- Do rzeczy, dyrektorze - ponaglił go James i zaraz się zreflektował. - Przepraszam. Nie jest pan naszym dyrektorem już. 

- Nie szkodzi. Schlebia mi to nawet, kiedy moi dawni uczniowie wciąż tak mnie nazywają - uśmiechnął się staruszek. - Ale masz rację, mój drogi chłopcze. Muszę w końcu powiedzieć wam, po co was tu zaprosiłem. Rozmawiałem ze swoimi zaufanymi przyjaciółmi w Ministerstwie i wspólnie postanowiliśmy utworzyć grupę, która działałaby przeciwko Śmierciożercom i Voldemortowi. Zbieramy osoby, które chciałyby poświęcić swój czas, a także zdrowie czy.. życie aby walczyć ze złem. 

- Super! - Krzyknął ucieszony Rogacz. - Tego właśnie mi brakowało. Chcę walczyć ze Śmierciożercami! Chcę ich wszystkich wsadzić do Azkabanu!
- Wiedziałam, że ci się to spodoba! - Ucieszyła się Lily, przytulając mocno chłopaka. 

- Łapo, co ty na to? 

- Ja? Wchodzę w to! - Zaśmiał się szczerze. 

Zanim zdążyłyśmy z Mruczką i Lupinem coś powiedzieć, dyrektor ostudził zapał Huncwotów, kontynuując: 

- Pragnę was uświadomić, że nie jest to gra w Quiddicha czy też inna forma rozrywki. To niebezpieczne tajne zorganizowanie, które będzie miało na celu walczenie z najgroźniejszym przeciwnikiem, często za cenę swojego życia. Chcę, abyście to przemyśleli na spokojnie. Do niczego was nie zmuszam i do nikogo nie będę miał urazy, jeżeli nie będzie chciał się do nas przyłączyć. To tylko i wyłącznie musi być wasza decyzja. 

- Nie musimy się nad niczym zastanawiać - odparł Potter za siebie i Syriusza.

- Jesteśmy gotowi poświęcić się dla ogółu, a wy?

Łapa popatrzył na nas, oczekując tej samej odpowiedzi.
- Dyrektorze, skąd dyrektor wie, że damy sobie radę, kiedy staniemy oko w oko ze Śmierciożercą. Nie jesteśmy Aurorami. Ja nie wiem, czy dam sobie radę z czarną magią. - Mruczka wyraziła swoje zaniepokojenie. 

- Panno Silvermoon, musi mi pani uwierzyć, że nie proponuję byle czarodziejowi wstąpienia w nasze szeregi. 

- Ja w to wchodzę - odezwał się nagle Lupin. - Tak trzeba. Jeżeli nie my, młodzi, to kto ma walczyć ze złem?

- To ja też w takim razie chcę walczyć. - Mruczka ścisnęła mocno dłoń swojego chłopaka, uśmiechając się do niego nieśmiało. 

- Jest jeszcze coś o czym muszę wam powiedzieć - wtrącił Dumbledore, widząc zainteresowanie pozostałych. - Nazywamy się Zakonem Feniksa i obowiązują nas pewne zasady, które będą musiały być zapieczętowane przez Wieczystą Przysięgę. 

- Wieczysta Przysięga? - Zdziwiła się Nadine. - Ale zerwanie jej grozi...

- Śmiercią - dokończył za nią Dumbledore. - Tak, panno Silvermoon. Dlatego też prosiłem was o zastanowienie się czy na pewno chcecie do nas dołączyć. 

- Czego ma dotyczyć ta przysięga? - Spytałam cicho.

- Każda osoba, która będzie chciała być w Zakonie Feniksa musi złożyć przysięgę, że nigdy, przenigdy, nawet podczas tortur, które trzeba wziąć pod uwagę, jeżeli ktoś z nas zostanie złapany i przetrzymywany, nie zdradzi miejsca pobytu Zakonu, jego nazwy i osób, które do nas będą przynależały. 

- To przecież logiczne - prychnął Syriusz. 

- Nie dla każdego, panie Black. Ludzie, podczas tortur gotowi są wyznać najgłębsze tajemnice, byleby tylko ból ustąpił. To nie jest takie proste. 

- To jest wojna. Nic nie jest proste - odparł James, spoglądając w moją stronę. - Nie odpowiedziałabyś, Alex. Dołączysz do Zakonu?

Wszyscy spojrzeli na mnie, jakby moja odpowiedź miała być najważniejszą. 

- No... wchodzę w to - odpowiedziałam bez uśmiechu. - Chcę skopać tyłki Śmierciożercom, a w szczególności jednemu z nich...