sobota, 9 marca 2013

Malfoy znów chachmęci :P



Przez ostatnie kilka dni poświęcałam większość czasu na pracę oraz przebywanie z Draconem. Będąc w butiku zastanawiałam się, kiedy natknę się na Narcyzę, bo odkąd jej syn poinformował ją o oświadczynach, nie miałam jeszcze okazji spotkać swojej przyszłej teściowej i trochę stresowałam się, co mi powie. W końcu jednak pewnego dnia Madame Bellucci przekazała mi wiadomość od „szefowej”.

- Pani Malfoy chce się z tobą spotkać w porze lunchu – oznajmiła, układając ubranie na manekinie, ledwo kiedy weszłam do sklepu.

- Gdzie? – spytałam zaskoczona.

- W tej kawiarence za rogiem. Możesz mi pomóc?

Podeszłam do kobiety i pomogłam jej przytrzymać zwiewną szatę, podczas gdy ona układała ją w nonszalanckie fałdy na ramionach manekina.

- Niezłe cacko – odezwała się nagle, zerkając na pierścionek tkwiący na moim palcu. Jednak jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, niczym odlana z gipsu. – Nie masz wstydu, kobieto. Wszyscy tak uważają.

- Wszyscy, to znaczy kto? – spytałam nieco ostrzej. – Zresztą nieważne. Już przywykłam do tych wszystkich komentarzy na mój temat.

Nie miałam ochoty kolejny raz wysłuchiwać, jaka to jestem bezwstydna, zadając się z młodym chłopcem. Co oni mogli wiedzieć? Mieliśmy swoją przeszłość, łączyła nas pewna więź, było nam ze sobą dobrze. Też miewałam wątpliwości, ale czułam się wreszcie szczęśliwa i nie miałam zamiaru z tego rezygnować po tylu latach cierpień.

- Cóż, pani Malfoy mogła zawsze trafić gorzej. Szkoda tylko tego jej jedynaka, choć to niezłe ziółko.

Wiedziałam, że Madame Bellucci miała ochotę wyrazić jeszcze jakiś złośliwy komentarz na temat Draco, bo chłopak nieraz był wobec niej arogancki, ale nie mogła powiedzieć nic przy mnie, bo przecież mogłam wygadać wszystko Narcyzie.

- Możemy skończyć ten temat? – wycedziłam, siląc się na spokojny ton. – Pójdę do magazynu.

Zaszyłam się we wspomnianym wyżej miejscu i zajęłam się segregacją nowego towaru i przyczepianiem metek. Kiedy nadeszła pora lunchu, udałam się do kawiarni, w której chciała się ze mną spotkać Narcyza. Kobieta już na mnie czekała, sącząc kawę.

- Przepraszam, spóźniłam się? – zapytałam niepewnie, siadając naprzeciwko blondynki.

- Nie, to ja przyszłam wcześniej – odparła kobieta, mierząc mnie oceniającym wzrokiem, jak zwykle. Przed spotkaniem z nią poprawiłam fryzurę, upinając włosy w kok i podmalowałam się odrobinę. Miałam na sobie kostium, który zazwyczaj nosiłam w pracy, więc do ubioru Narcyza nie mogła się przyczepić.

- Załatwiałam coś na mieście i zeszło szybciej, niż myślałam – dodała kobieta. W międzyczasie podeszła do nas kelnerka. Zamówiłam sobie cappuccino.

- Słyszałam nowiny – odezwała się wreszcie Narcyza ze wzrokiem utkwionym w filiżance kawy, którą właśnie unosiła do idealnie pomalowanych ust. Zauważyłam, że spojrzała na pierścionek, ale go nie skomentowała. – Cóż, Nadine, zależy mi tylko na szczęściu Draco, więc jeżeli mu je dasz, to nie mam zamiaru się już wtrącać w wasze relacje.

Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie lekko.

- Oby wasz związek nie wyglądał jak mój i Lucjusza – dodała z gorzkim żalem.

- Draco nie jest taki jak Lucjusz – powiedziałam twardo.

- Wiem i jestem wdzięczna za to losowi. Serce pękłoby mi z bólu, gdyby mój jedyny syn okazał się takim samym draniem jak jego ojciec.

- To się nigdy nie stanie – zapewniłam. – To znaczy, że możemy się pobrać? Wie pani, ja trochę się opierałam… To nie tak, że chciałam zaciągnąć go przed ołtarz. Wiele razy mówiłam mu, że może lepiej będzie mu z kimś młodszym, i tak dalej, ale nie dawał za wygraną. On też nie jest mi obojętny i nigdy nie zrobiłabym mu krzywdy.

- Tak, wiem, Nadine. Przekonałam się, że nie zależy ci na pieniądzach. Jesteś skromną i szczerą kobietą, choć trochę nieokiełznaną, tak bym to ujęła. Zrozumiałam, że przynależność do arystokracji nie zawsze wiąże się z byciem dobrym człowiekiem…

- Czego najlepszym przykładem jest Lucjusz – mruknęłam, popijając cappuccino.

- Dlatego już definitywnie oznajmiam, że nie będę próbowała przekonać mojego syna, żeby cię rzucił. Muszę się w końcu pogodzić z tym, że jest dorosły i prowadzi własne życie.

- Ma pani rację i cieszę się, że pani tak uważa.

- „Narcyzo”. Mów mi po imieniu. Chyba już na to pora…

- Dobrze…

Nie porozmawiałyśmy dłużej, bo Narcyza była znów umówiona na jakieś spotkanie, a ja musiałam wrócić do pracy więc pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę.

Wieczorem opowiedziałam Draco o spotkaniu z jego matką. Nie ukrywałam swojej ulgi, że wreszcie sprawy się poukładały i zyskałam pełną akceptację. Narcyza nie była osobą, która rzuca słowa na wiatr i byłam pewna, że nawiążę z nią jeszcze lepsze relacje.

W momencie, kiedy celebrowaliśmy z Malfoyem pozytywny przebieg sytuacji butelką wina, do naszych drzwi ktoś zapukał. Okazało się, że był to Daniel. Zaprosiłam go do środka pomimo niezadowolonej miny narzeczonego.

- Ja tylko na chwilę – oznajmił Daniel widząc, że jesteśmy w trakcie romantycznego wieczoru. – Próbowałem przesłuchać Marka w sprawie pożaru. Jednak nic nie pamięta. Uraz głowy spowodował u niego zanik pamięci krótkotrwałej. Mam nadzieję, że może coś sobie przypomni, jak całkiem wydobrzeje.

- Też mam taką nadzieję… Ta cała sytuacja jest jakaś podejrzana – odparłam.

- Nadal uważacie, że to mój ojciec? – wtrącił się Draco, przystając w progu salonu oparty o framugę.

- Nie mamy podstaw, żeby go podejrzewać – odpowiedział Daniel.

- Jak to nie? – naskoczyłam na niego. – Wszyscy dobrze wiemy, że Lucjusz wciąż chce mieć dostęp do Alex. Pozbycie się jej narzeczonego byłoby mu na rękę, nieprawdaż?

- W mieszkaniu nie ma żadnych śladów osób trzecich…

- Nie zapomniałeś przypadkiem, że Lucjusz to zawodowy oszust i przestępca?! – wybuchłam. – Daniel, myślałam, że jesteś bardziej inteligentny!

Zauważyłam, jak na twarzy Draco pojawił się krzywy uśmieszek. Daniel za to trochę się zdenerwował.

- Nadine, a co ja mogę więcej zrobić? Muszę postępować wedle procedur, a że nie ma żadnych poszlak ani tym bardziej dowodów, to mam związane ręce.

- Nie możesz po prostu porozmawiać z Lucjuszem? Chyba szkolili was w przesłuchaniach? Będziesz wiedział, czy kłamie! Sprawdź jego alibi!

- Nie mogę działać na własną rękę.

- Nie wierzę, że Kingsley nie da ci wolnej ręki w tej sprawie. On jest jedną z osób, która dobrze wie jakim typem czarodzieja jest Lucjusz.

- Lucjusz został oczyszczony ze wszystkiego – odparł na to Daniel zimnym tonem.

- Widzę, że cię nie przekonam – powiedziałam do niego z wyrzutem. – Widać, jak ci zależy na przyjacielu.

- Nadine, o co ci tak naprawdę chodzi? – zapytał blondyn poirytowany.

- O nic – mruknęłam, obejmując się ramionami. – Chcę po prostu, żeby ten bydlak zapłacił za wszystko co zrobił i w końcu znalazł się tam, gdzie jego miejsce. W Azkabanie!

- Wiem, ale nie możemy też ślepo podejrzewac go o każdą krzywdę, jaka nam się dzieje.

- Ty i ten twój racjonalizm, wujaszku – wtrącił Draco. – Nadine ma sporo racji. Mój ojciec miałby dość powodów, żeby zaszkodzić Selby’emu. Nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie pocieszał Lamberd w swoich ramionach.

- Nigdy by do niego nie poszła – fuknełam na niego.

- Dobrze, może zostawmy na razie ten temat – westchnął zrezygnowany Daniel. – Mam jeszcze jedną wiadomość. Snape zniknął ze szpitala.

- Co?! – wypaliłam. – Jak to?

- Chciałem zerknąć, co z nim, ale poinformowano mnie, że zniknął. To znaczy, najwyraźniej uciekł.

- Świetnie – burknęłam. – Jak chce umrzeć, to ja mu więcej nie będę w tym przeszkadzać. Wiecie co, mam już tego wszystkiego po dziurki w nosie!

- Alex też gdzieś zniknęła. Mark o nią zapytał, a ja nie mogłem się z nią skontaktować w żaden sposób – dodał Daniel. – Była w szpitalu przez jakiś czas, ale wyparowała w podobnym czasie, co Snape.

- No chyba nie chcesz mi powiedzieć, że… - jęknęłam, załamując ręce.

- Nadine, to nie jest twoja sprawa – odezwał się Draco, który zaczynał być coraz bardziej wkurzony widząc, do czego to wszystko zmierza. – Lamberd robi, co chce.

- Nie mogła mu pomóc w ucieczce! – zawyłam, łapiąc się za głowę. – Nie wierzę w to!

- Nic takiego nie powiedziałem – odparł na to Daniel. – Tylko mówię, jaka jest sytuacja. To po prostu dziwny zbieg okoliczności. Myślałem, że może Alex jest u ciebie, dlatego też przyszedłem.

- Może do jutra wróci, gdziekolwiek jest – westchnęłam. – Jeżeli jednak to prawda i pomogła mu uciec, to ja już mam to gdzieś. Jeżeli nawet stan Marka nie był w stanie powstrzymać jej od zrobienia tego, to ja już nie mam na nią siły.

Nagle coś mi zaświtało w głowie.

- A co jeśli faktycznie jest z Lucjuszem i szuka u niego pocieszenia? Nie wiem, co byłoby gorsze!

- Spokojnie, poczekajmy do jutra – powiedział Daniel, poklepując mnie pocieszająco po ramieniu. Mężczyzna pożegnał się z nami i wyszedł, a gdy tylko to zrobił, Draco naskoczył na mnie.

- Znowu się zaczyna. Lamberd znowu w centrum uwagi. Przecież widzę po tobie, że nie przestaniesz o niej myśleć. O miłym wieczorze możemy zapomnieć.

- Wiesz co? – Odwróciłam się do niego. – Wcale nie jestem zmartwiona. Jestem wkurzona! Nieważne, czy jest z Lucjuszem czy ze Snape’em, rozczaruje mnie, jeśli jest z którymkolwiek z nich. Powinna siedzieć przy Marku.

- A ty siedziałabyś przy mnie?

- Oczywiście, że tak! Wiesz co? Dokończmy kolację i zostawmy tę sprawę, a jutro się wszystko okaże.

Przez resztę wieczoru starałam się całą swoją uwagę poświęcić Draco. Udobruchałam go dość wyczerpującym seksem, a nazajutrz z samego rana skontaktowałam się z Veronicą. Kobieta nie była zaskoczona, kiedy zobaczyła mnie na swoim progu. Oczywiście wiedziała od Daniela, że Alex i Snape zniknęli i domyślała się, że przyszłam do niej w tej sprawie.

- Muszę się dowiedzieć, gdzie ona jest, a przy okazji chyba własnoręcznie uduszę tego padalca – wypaliłam po krótkim przywitaniu. – Pomożesz?

- Ale nie wiemy, dokąd mógł udać się Snape – odparła Veronica. – Tylko Lucjusz…

- W takim razie trzeba się z nim spotkać – oznajmiłam. – Wyślę mu sowę.

Napisałam krótki list do Malfoya z prośbą o szybkie spotkanie. Odpowiedź przyszła natychmiast. Zapewne ten bydlak był ciekaw, czego od niego chcę, a poza tym być może liczył na coś w zamian za przysługę. Musiałyśmy być ostrożne, bo szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że Malfoy wyjawi nam kryjówkę Snape’a tak zupełnie bezinteresownie.

Spotkałyśmy się z nim jak tylko Veronica załatwiła Dominickowi opiekę w postaci swojej mamy. Umówiliśmy się na ul. Pokątnej w ulubionej kawiarni Malfoyów. Kiedy tylko weszłyśmy do środka, Lucjusz zaczął bawić się w fałszywe uprzejmości.

- Będziemy się streszczać – wypaliłam. – Gdzie jest Snape?

- Co takiego? – zapytał blondyn udając, że nie dosłyszał. – Kto?

- Snape! – syknęłam szeptem. – Nie udawaj, że nie wiesz. Gdzie jest jego kryjówka?

- A niby dlaczego miałbym wam to wyjawić? – Uśmiechnął się złośliwie. – A tak przy okazji, Silvermoon, skąd masz ten pierścionek na palcu? Czyżby mój głupi syn postanowił jednak ci się oświadczyć? – dodał krzywiąc się nieznacznie.

- Tak, dokładnie tak – odparłam zgryźliwie.

- Cóż, przynajmniej nie stracił gustu co do biżuterii – oświadczył Malfoy i cmoknął po swojemu.

- Och, skończ już – sarknęła Ver, zakładając ręce na piersi. Malfoy usmiechnął się do niej zgryźliwie.

- A zatem w jakim celu chciałyście się ze mną zobaczyć? – spytał mężczyzna. – Bo chyba nie chciałaś mi wręczyć zaproszenia na ślub, Silvermoon?

- Nie jesteś zaproszony, nie spodziewaj się tego – odparłam. – Już mówiłam. Chcemy wiedzieć, gdzie ukrywa się Snape.

- Niby ja mam to wiedzieć? – spytał Lucjusz udając niewiniątko.

- Ty go odnalazłeś – powiedziała Veronica.

- A po co wam ta informacja?

- Po prostu nam powiedz. I tak wiemy, że żyje, nikomu tego nie wyjawimy, ale chcemy po prostu o coś go spytać – powiedziałam. – Jakbyś nie wiedział, to ostatnio uratowałyśmy mu życie. Niestety, nie docenił tego i uciekł ze szpitala.

- Taaak. Coś mi się obiło o uszy.

- Chwila. Wiedziałeś o tym? – zdziwiła się Veronica.

- Cóż, możliwe. Śledzę niektóre wasze poczynania – odpowiedział Malfoy z szyderczym uśmiechem.

- Malfoy, powiedz nam, gdzie on się ukrywa – nacisnęłam.

- A co w zamian za to dostanę?

Tak myślałam.

- Naprawdę musisz być taki interesowny? – prychnęła Ver. – Po tym, co nam zrobiłeś?

- Nie mam wyrzutów sumienia.

- Nieważne – wycedziłam. – Powiesz nam czy nie?

- Może.

- Malfoy!

- Po co wam to? Nie możecie dać spokoju temu biednemu człowiekowi? – Na jego twarzy wciąż błądził szyderczy uśmieszek i miałam ochotę go uderzyć. Ver chyba tak samo, bo widziałam, jak zaciska pięści pod stołem.

- Wiemy, że to ty podpaliłeś mieszkanie Marka – odezwała się nagle kobieta chłodnym tonem. Blondyn uniósł brwi do góry w wyrazie szczerego (tak zapewne miało wyglądać) zdziwienia.

- To jakiś absurd. Niby dlaczego miałbym to zrobić?

- Może po to, żeby pozbyć się niewygodnej konkurencji? – zagaiłam.

- I tak nie macie na to dowodów.

- Czyli zrobiłeś to?! – krzyknęła Veronica, wstając gwałtownie. Goście w kawiarni popatrzyli na nas z naganą i zdziwieniem. Malfoy uspokoił ich ruchem dłoni.

- Opamiętaj się, droga Veronico – powiedział spokojnym tonem. – Do niczego się nie przyznaję. Możecie sobie snuć durne podejrzenia.

- Nie wierzę, że nagle stałeś się porządnym obywatelem – warknęłam. – Jesteś jedyną osobą, która mogłaby być w to zamieszana.

- Jesteście takie przekonane, że Selby nie ma żadnych wrogów? – spytał z drwiną Malfoy. – Aurorzy chyba nie cieszą się popularnością wśród przestepców, a tych nie brakuje. Być może ktoś, kogo Selby kiedyś wsadził za kratki, mści się teraz na nim?

Zamilkłyśmy. W tym, co mówiła ta kanalia, było trochę racji. Ktoś z półświatka mógłby rzeczywiście mścić się za dawne krzywdy. Tylko dziwne, że akurat teraz.

- Poza tym, moje drogie, byłem wtedy z Alex, gdy to się wydarzyło – powiedział Lucjusz.

- No właśnie, to może wiesz, gdzie ona teraz jest? – spytałam napastliwie.

- A nie przy łóżku swojego ukochanego?

- Nie! – syknęła Ver, która powoli traciła cierpliwość.

- Cóż, to może uciekła ze Snape’em? Zawsze dziwił mnie jej pociąg do tego mężczyzny. Wolała jego ode mnie.

- Z dwojga złego nie wiem, co gorsze – mruknęłam. – Dobra, bez owijania w bawełnę. Podejrzewamy, że Alex pomogła Snape’owi uciec ze szpitala i on wie, gdzie ona aktualnie przebywa.

Lucjusz znów uniósł brwi w górę.

- No proszę. Widzę, że nie próżnują.

- Skończ z tymi głupimi komentarzami i powiedz nam, gdzie możemy go znaleźć! – warknęła Veronica zdenerwowana.

- Uuu, a co mi zrobicie, jak wam nie powiem?

- Dobra, Mruczka, to nie ma sensu – odezwała się w końcu Ver. – Poczekajmy, może Alex sama wróci, a może już to zrobiła, podczas gdy my marnujemy nasz czas z tym dupkiem.

- Poczekajcie – odezwał się nagle Lucjusz. – Dobrze. Powiem wam, gdzie ukrywa się Snape. I dodam, że Alex jest z nim.

- Co?! – spytałyśmy obie.

- Nie powiem wam, skąd to wiem, bo jedna informacja to już wystarczająco wiele… Ale jestem tego pewien.

- Dobra, Malfoy, nie chrzań tylko gadaj! – syknęłam. Po chwili Lucjusz dał nam wskazówki, jak dotrzeć do kryjówki Snape’a. Na jego twarzy wciąż widniał ten irytujący uśmieszek, dlatego zrobiłam się podejrzliwa, ale musiałyśmy spróbować. Poza tym buzowały nas emocje na tę wiadomość, choć przecież brałyśmy taką sytuację pod uwagę.

Po kilku minutach bez zbędnego gadania zostawiłyśmy Malfoya i przeteleportowałyśmy się na skraj jakiegoś lasu, a potem zaczęłyśmy iść w jego głąb. Podążałyśmy według instrukcji Lucjusza, choć obie trochę bałyśmy się, że mężczyzna zwiedzie nas na manowce i zastawi jakąś wyszukaną pułapkę. Las kojarzył mi się dosyć źle po tym, jak byłam w nim maltretowana jakiś czas temu. Skręciłyśmy ze scieżki w jakieś knieje i szłyśmy według stron świata. Tyle kroków na północ, tyle na wschód, potem znowu na północ… Cały czas miałam wrażenie, że jakiś ohydny pająk spadnie mi na głowę albo ugryzie mnie wąż (haha). Poza tym trawa była mokra i wszędzie było błoto po wczorajszej ulewie, więc trzymałyśmy się kurczowo siebie, żeby się nie wywrócić. Gałązki drapały nas po ramionach i łydkach, i marzyłam tylko o ciepłym łóżku i gorącej czekoladzie.

W końcu pomiędzy drzewami zamajaczył nam kształt jakiejś chatki. Poczułam ulgę, że jednak nie zabłądziłyśmy. Normalnie, gdyby to było ze dwa lata temu, spodziewałabym się grupki Śmierciożerców i Czarnego Pana czekających na nas w środku, ale teraz nie miałyśmy się raczej czego bać, oprócz Lucjusza, który zawsze mógł przecież znaleźć jakiś sposób, żeby nas skrzywdzić.

Skręciłam trochę w bok, żeby obejść wielką kałużę i dom na chwilę zniknął mi z pola widzenia, jednak Ver brnęła dalej.

- Czekaj! – syknęła. – Zaraz się tu utopię.

Tymczasem ja już stałam na ganku, a po chwili kobieta dołączyła do mnie. Zapukałam do drzwi które wyglądały, jakby miały się za chwilę rozlecieć na drzazgi.

- Chyba go nie ma – powiedziała Ver za kolejnym puknięciem.

- Snape! – wrzasnęłam. – Otwieraj albo wejdziemy same!

Po kilku minutach usłyszałyśmy ciężkie kroki, a następnie drzwi otworzyły się. Snape wyglądał nadal jak siedem nieszczęść, ale stał prosto i nie widać było, żeby bardzo cierpiał. Ręka zwisała mu bezwładnie wzdłuż boku.

- Straciłyście tylko czas przychodząc tu – warknął brunet. – Wracam do szpitala.

- I bardzo dobrze – odwarknęłam. – Możesz tu zgnić. Chcę tylko wiedzieć, czy Alex miała z tym coś wspólnego. Nie wiemy, gdzie jest. Przyznaj się, zmusiłeś ją, żeby ci pomogła?

- Nie wiem, co robi Lamberd, nie obchodzi mnie ona. A teraz żegnam.

- Snape, łżesz jak zawsze – prychnęłam.

- A ty od kiedy jesteś ekspertką od kłamstw? – zakpił.

- Co drugie słowo wychodzące z twoich ust to kłamstwo. Twoje całe życie opierało się na kłamstwie i nadal się opiera!

- Myśl sobie co chcesz. Lamberd tu nie ma i nie było.

- A mogę to sprawdzić osobiście? – spytałam.

- Przykro mi, ale nie. Żegnam – odparł Snape opryskliwie i spróbował nam zamknąć drzwi przed nosem, ale popchnęłam je mocniej. Mężczyzna był na tyle osłabiony, że praktycznie wpadł do wewnątrz domu. Przepchnęłam się, nie zważając na jego protesty i wyzwiska. Skoro nie chciał mnie wpuścić, to znaczyło, że miał coś do ukrycia, a ja zamierzałam się dowiedzieć co.

- Oficjalnie nie istniejesz, Snape, więc mogę sobie plądrować twój żałosny dom – zakpiłam, rozglądając się po brudnym pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka nie zauważyłam niczego podejrzanego, oprócz ugotowanej zupy w kuchni oraz pustego talerza na stole.

- Nie wiedziałam, że masz siłę gotować.

- Naprawdę masz aż taką paranoję, żeby myśleć, że Lamberd tutaj była i ugotowała mi zupę? – prychnął Snape.

- A nie?

- NIE. A teraz naprawdę wynoście się stąd!

Nie zrezygnowałam jednak. Snape nie był w stanie nic zrobić. Byłyśmy dwie, z różdżkami, a on był słaby. Złamałby się przy pierwszej próbie ataku.

- Kurwa! – rozległo się nagle za oknem. Podbiegłyśmy do okna i ujrzałyśmy Alex leżącą w błocie…