czwartek, 12 grudnia 2019

73. Święta tuż tuż




Oczy mi zalśniły, kiedy tylko Severus sięgnął do rozporka. Wiedziałam, że jest podniecony, ponieważ czarne spodnie uwydatniały wybrzuszenie, jakie znajdowało się pod nimi.

- Lepiej niż Powyżej Oczekiwań? – Zdziwiłam się, przerzucając ponownie wzrok na napiętą twarz mężczyzny. – Chyba jeszcze nikt w dziejach Hogwartu nie dostał od ciebie Wybitnego.

- Klękaj, Lamberd – przerwał mi szybko, rzucając polecenie. – Doprawdy, naprawdę chcesz rozmawiać o możliwych ocenach?

Przełknęłam głośno ślinę, zaprzeczając ruchem głowy. Już chciałam klęknąć, kiedy Snape zmienił zdanie, podnosząc się szybko z krzesła. Dopadł do mnie, chwytając pukiel włosów i szarpnął moją głową, odsłaniając sobie dostęp do szyi. Jego dłoń uniosła kawałek mojej spódnicy, przesuwając się ku wewnętrznej stronie. Jęknęłam cicho, gdy nagle usłyszeliśmy huk. Pusty świecznik, który stał przy gzymsie kominka przewrócił się z głośnym łoskotem, a po chwili ukazała nam się głowa Klary i kawałek jej ramienia.

Odskoczyłam od mężczyzny jak oparzona, widząc przed sobą Gryfonkę. Dziewczyna miała na sobie pelerynę Harry’ego i najprawdopodobniej śledziła mnie od wyjścia z wieży aż do lochów. Rozszerzyłam w panice oczy, otwierając usta i ponownie zrobiłam krok w tył, chcąc znaleźć się jak najdalej Snape’a, chociaż to i tak nie miało już żadnego znaczenia. Klara przebywała razem z nami w gabinecie, słyszała i widziała wszystko, co miało tu miejsce przed chwilą. Na jej twarzy malowało się przerażenie z niedowierzaniem. Wstrząśnięta przenosiła wzrok ze mnie na nauczyciela i na odwrót.

- Alex, co ty…? – Odezwała się w końcu, nie wiedząc nawet, jak skończyć zdanie.

- Klara, posłuchaj… - Wyciągnęłam szybko rękę w jej stronę, ale nagle Snape rzucił niewerbalną klątwą w Gryfonkę. Dziewczyna upadła na podłogę, tracąc przytomność. Pisnęłam przerażona, chcąc do niej podejść, ale Snape chwycił mnie boleśnie za ramię, nie pozwalając się ruszyć. Spojrzałam na niego, będąc jeszcze bardziej przerażoną niż Klara. Od bruneta bił chłód i niechęć. Pociągnął mnie brutalnie za sobą, otwierając jedną z szuflad swojego biurka. Wolną dłonią poprzesuwał różne fiolki, książki i dokumenty, jakie się w niej znajdowały, a następnie zamknął ją z głośnym impetem, jeszcze mocniej ściskając moją rękę.

- Ukradłaś mi pelerynę Pottera! – Warknął złowrogo, szarpiąc mną. Kątem oka spojrzał na nieprzytomną dziewczynę i odepchnął mnie od siebie. – Jak to zrobiłaś?!

- Ja… - zaczęłam, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Przecież nie mogłam wsypać drugiego profesora, a zwalić na siebie winy również nie powinnam. Coś czułam, że mogłoby to przekreślić prawie wszystko, co udało mi się do tej pory zbudować ze Snape’em. – To nie ja. – Wydukałam w końcu, zaczynając trząść się ze strachu.

- Kłamiesz! – Syknął, obnażając swoje zęby. Wyglądał, jakby coś go opętało. – Właśnie dlatego zabrałem ci tę cholerną pelerynę, żeby nie doszło do takiej sytuacji, jak teraz!

- Ja nie mam pojęcia, co jej strzeliło do głowy, żeby za mną iść! – Spanikowałam i na nowo spojrzałam na przyjaciółkę. – Co jej zrobiłeś?

- Nic jej nie będzie – odparł chłodno Severus.

- Ale… przecież…

- Obliviate – mruknął mężczyzna, wykonując w powietrzu skomplikowany gest różdżką, po czym smuga jasnego światła uderzyła w dziewczynę. Patrzyłam na to lekko zaniepokojona. To było do przypuszczenia, że Snape będzie musiał wyczyścić pamięć Klarze, ale spowodowało to u mnie pewnego rodzaju wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że mieszanie w myślach mogło zaszkodzić. Były to sporadyczne przypadki, ale zawsze po takich zaklęciach zostawała w umyśle luka, która była nieznośna i denerwująca.

- Zaraz ją wyprowadzisz. – Mężczyzna zaczął mnie instruować, przyglądając się badawczo Klarze. – Weźmiesz ją daleko od lochów i wmówisz jakąś bzdurę.

- Ale…

- Dość! – Uciął krótko. – Cały czas pokazujesz, jaka jesteś nieodpowiedzialna i naiwna! Gdybyś tylko pomyślała i nie kradła tej cholernej peleryny…

- Ale ja jej nie ukradłam! – Przerwałam mu, czując narastającą panikę.

- Amber, to pół biedy, ale gdyby twoje durne zachowanie naprowadziło na mnie innego nauczyciela… - Snape przerwał, wbijając we mnie mrożące krew w żyłach spojrzenie. – Zdajesz sobie sprawę, co grozi za spoufalanie się z uczennicą? Miałaś być dyskretna. Tylko tyle od ciebie wymagałem, a ty jak zwykle robisz to, na co masz ochotę.

- Nie, proszę! – Jęknęłam, chwytając go za rękaw. – Błagam! Ja nie miałam pojęcia, że ona może coś podejrzewać! To nie moja wina! Ja naprawdę się staram! Błagam cię!

Trzymałam mocno kawałek jego ubrania, bojąc się, że mężczyzna odsunie mnie od siebie, każe się wynosić i już nigdy nie pokazywać się na oczy. Snape stał przez chwilę niewzruszony, wpatrując się, jak desperacko trzymam się jego szaty, po czym wyrwał ją szybko.

- Zabieraj ją stąd! – Warknął.

- Ale my… znaczy ty, ja…

Mężczyzna obdarzył mnie jednym z najsroższych spojrzeń, więc postanowiłam zamilknąć. Podeszłam do przyjaciółki, podnosząc jej bezwładne ciało z podłogi. Przerzuciłam sobie jej rękę przez ramię i raz jeszcze zwróciłam wzrok na profesora.

- Wyprowadź ją. Zaraz powinna się obudzić – rzucił i bezceremonialnie obrócił się do mnie tyłem, wchodząc do sąsiedniego pomieszczenia. Chciałam za nim pobiec i raz jeszcze próbować to wszystko wyjaśnić, ale Klara nieco mi ciążyła, a zostawiać jej samej w gabinecie nie chciałam, dlatego bez słowa opuściłam komnaty nauczyciela.

Powoli zaczęłam wyprowadzać nieprzytomną dziewczynę z lochów, która z każdą sekundą zaczynała bardziej reagować na otoczenie. Odzyskała nawet władzę w nogach, więc nie musiałam jej dłużej przytrzymywać. Podprowadziłam ją pod bibliotekę i czekałam, aż w końcu się ocknie.

Popatrzyłam nieprzechylnie na otumanioną Gryfonkę, czując żal do przyjaciółki za to, co zrobiła, ale z drugiej strony nie powinnam się na nią denerwować. Przecież to nie jej wina, że chciała się dowiedzieć, gdzie wymykam się wieczorami. Gdybym nie miała przed nią tajemnic i wszystko mogła jej powiedzieć, nie doszłoby do takiej sytuacji, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Po pierwsze – nie chciałam, po drugie – Snape kategorycznie zabronił.

Westchnęłam głęboko, ściągając z dziewczyny pelerynę. Swoją drogą, dlaczego Snape ponownie mi jej nie odebrał? Może również zestresował się całą tą sytuacją? Po części miał rację. Klara od razu pognałaby do Dumbledore’a i wszystko mu wyśpiewała, a wtedy zarówno on, jak i ja bylibyśmy skreśleni. Już nie chciałam nawet myśleć, co mój ojciec by sobie pomyślał?!

Złożyłam płaszcz w kostkę i włożyłam pod pachę, obserwując przyjaciółkę. W mojej głowie kłębiło się tak wiele negatywnych emocji, ale przecież nie mogłam nagle wybuchnąć na Klarę. W dodatku Severus… Co, jeżeli chciał to już definitywnie zakończyć?! Nie, nie chciałam nawet o tym myśleć. Po prostu musiał ochłonąć i dlatego wyrzucił mnie za drzwi. To na pewno to!

- Co się stało? – Jęknęła, rozglądając się świadomie po korytarzu.

Musiałam grać. Tego wymagał ode mnie Snape. Zero podejrzeń. Totalna dyskrecja.

- Co ci odbiło do głowy, żeby mnie śledzić w bibliotece? – Spytałam zdziwiona i nieco zdenerwowana. – To już nawet w spokoju nie można się pouczyć?!

- Co? Biblioteka? Śledzić? – Dziewczyna rozmasowała czoło, spoglądając na wejście do skarbnicy książek tuż za moimi plecami.

- Śledziłaś mnie pod peleryną – wyjaśniłam, wskazując na płaszcz. – Dlaczego?

- Nie wiem – ponownie jęknęła. – Dziwnie się czuję.

- Tak się skradałaś, że się potknęłaś i kilka książek spadło ci na głowę – odparłam bez mrugnięcia okiem. – Prawie się zabiłaś, straciłaś przytomność. Zupełnie zwariowałaś. Myślisz, że dlaczego nagle zaczęłam mieć dobre oceny z eliksirów? Przesiaduję w bibliotece wieczorami, bo za dnia za dużo osób by mnie widziało, a bycie kujonem to obciach.

- Merlinie, Alex – burknęła, w dalszym ciągu nie bardzo wiedząc, co się stało. Na szczęście, Snape skutecznie wymazał jej pamięć i niczego nie pamiętała. Ja stałam ze spokojem, próbując wmówić jej wszystko, byleby tylko wróciła spokojnie do Gryffindoru i zapomniała o całej sytuacji. – Przepraszam, no. Po prostu palnęłam coś głupiego w kryjówce Ślizgonów i chciałam to później zweryfikować.

- Co palnęłaś? – Zdenerwowałam się. Klara milczała, więc ją ponagliłam. – Ej! Co palnęłaś?!

- Myślałam, że wymykasz się do Lucjana, ale on powiedział, że wcale nie, dlatego się zaniepokoiłam – odpowiedziała, marszcząc brwi. – Zmęczona jestem.

- Już ci mówiłam, że nie mam zamiaru obnosić się z tym, że się uczę – wyjaśniłam, przewracając oczami. – Chodź. Wracamy do dormitorium.

W Pokoju Wspólnym siedziało większość uczniów. Klara oddała Harry’emu pelerynę, a ten nie pytając o nic, podziękował i schował ją za siebie, ponieważ siedział właśnie na kanapie z Ronem i Hermioną.

Przez kilka następnych dni nie działo się nic nadzwyczajnego. Bal zbliżał się wielkimi krokami i każda z dziewczyn była coraz bardziej podekscytowana zbliżającym się wydarzeniem. Płci przeciwnej było to raczej obojętne, ale żaden z chłopaków nie chciał iść sam na bal, ponieważ było to uwłaczające ich godności.

Jako, że do balu zostało kilka tygodni, do świąt również pozostało tyle samo. W powietrzu dało się już wyczuć atmosferę zbliżającego się święta. Hagrid miał za zadanie przynieść z lasu najładniejsze drzewko i postawić w Wielkiej Sali. Uczniów, którzy mieli zostać w tym roku, w Hogwarcie, czekało ubieranie choinki, co było już szkolną tradycją.

Bardzo lubiłam świąteczny okres spędzany w szkole, ale sytuacja ze Snape’em w dalszym ciągu nie dawała mi spokoju. W dodatku wiedziałam, że niedługo będę musiała również spotkać się ze swoją rodziną, co sprawiało, że momentalnie traciłam humor.

Klara również nie była z tego powodu zachwycona. Nie wiedziałam w sumie dlaczego? Właściwie, dziewczyna nigdy nie opowiadała mi o swoich rodzicach, ale gorsi od mojego ojca nie mogli być. Zapewne byli tak samo sympatyczni, jak rodzice rudzielców. Zawsze marzyło mi się, żeby mieć taką rodzinę, jaką posiadał Ron. Jego mama była pełną ciepła i miłości kobietą, która rozdawała te uczucia wszystkim na około. Zawsze, gdy przyjeżdżałam do rudzielca w odwiedziny, starała się ugościć mnie, jak własną córkę. Ojciec Rona również był przekochanym człowiekiem. Pracował w Ministerstwie, a nie zachowywał się jak nadęty urzędnik państwowy, a wręcz przeciwnie. Wszystkich traktował na równi. Nie istniały dla niego podziały ze względu na pochodzenie, klasę społeczną czy status magiczny.

Siedzieliśmy właśnie wszyscy w Wielkiej Sali, przyglądając się jak dyrektor wraz ze szkolnym gajowym i resztą nauczycieli, próbuje podzielić stół nauczycielski na dwie części, które oddzielone miały być między sobą choinką. Flitwick lewitował przed sobą stoły, a Mcgonagall oceniała, czy wystarczająco dużo miejsca pozostało na dekoracje świąteczne. Moody stał po prawej stronie dyrektora, pokazując mu coś swoją laską, a Snape słuchał ich, stojąc po drugiej stronie Dumbledore’a.

- Ja idę w końcu z Parvati – odezwał się nagle Harry, wyrywając mnie z rozmyślań o Severusie. Dlaczego mężczyzna tak mnie traktował? Czy on nie widział, że oddałabym za niego wszystko?!

- Co?! Jak to?! – Zdenerwował się Ron. – A ja?!

- Nie wiem! – Harry wzruszył ramionami. – Wiesz, myślałem, że jej siostra mogłaby pójść z tobą, ale ona chyba sobie kogoś już znalazła.

- Co?! – Ponownie jęknął chłopak, przeczesując nerwowo swoją rudą czuprynę. Bliźniacy, którzy siedzieli obok, zarechotali wrednie. Fred przez moment spojrzał w naszą stronę, ale po chwili do pomieszczenia weszła Angelina. Od czasu tych cholernych fotek, nie pokazywała się publicznie. Chodziła tylko na zajęcia, a potem znikała w swoim dormitorium. Najwidoczniej okres świąteczny dał jej powody, żeby w końcu odpuścić i wrócić do świata żywych.

Fred wstał szybko, machając do swojej dziewczyny, która po chwili podeszła do nas, przywitała się i usiadła obok swojego chłopaka, który czule objął ją ramieniem. Zaczął jej również szeptać coś na ucho, spoglądając co chwilę w naszą stronę. Czyżby znowu coś kombinowali? Lepiej, żeby nie zaczynali ze mną, bo Johnson znowu nie wyjdzie z wieży, ale tym razem na dłuższy okres.

- Fred coś kombinuje – mruknęłam cicho do Klary, która jako jedyna z nas wszystkich, miała położony przed sobą otwarty podręcznik od transmutacji. W dalszym ciągu byłam zła na przyjaciółkę, ale przecież to naprawdę nie było jej winą, więc w końcu musiałam odpuścić.

- Co? – Klara poderwała głowę, czerwieniąc się lekko. – Wydaje ci się.

- Cały czas się tu gapią.

- To na pewno nic takiego. – Gryfonka próbowała mnie przekonać, starając nawet nie spoglądać się w ich stronę.

Nagle Angelina wybuchła śmiechem na całą salę, postukała się palcem po głowie i wstała, odchodząc. Doprawdy, dziwna była z niej dziewczyna. Powinna być Puchonką, bo tylko oni mają tak ekstrawaganckie podejście do życia.

- Co jej się stało? – Zapytał zdziwiony Ron, ale Fred machnął tylko ręką i wybiegł za Angeliną.

Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, po czym rozmowy wróciły na swój dawny tor. Ron w dalszym ciągu rozpaczał, że nie ma z kim pójść na bal, Klara wróciła do swojej lektury, a reszta uczniów rozmawiała między sobą o balu, świętach i prezentach. Próbowałam dać znak rudzielcowi, żeby zagadał do Klary, ale albo nie chciał, albo był na tyle głupi, że nie rozumiał, co starałam się mu przekazać.

W końcu przysiadł się do nas Neville i bez owijania w bawełnę, zapytał raz jeszcze Klary, czy nie chciałaby z nim pójść na bal. Wszyscy zamarli, oczekując odpowiedzi dziewczyny, która nie była tym faktem zadowolona, ale nie chciała ponownie zranić chłopaka. Po ostatniej odmowie, Neville trafił do skrzydła szpitalnego. Zapewne nie chciała, żeby coś podobnego miało znowu miejsce.

- Neville… - zaczęła niepewnie, chociaż ja już wiedziałam, że się zgodzi. Taka była jej natura. Nie chciała ranić ludzi na około siebie, bo potem miała ogromne wyrzuty sumienia.

- Wybacz, ale Klara idzie z Ronem – odpowiedziałam szybko za nią, robiąc przepraszającą minę. – Przykro mi, Neville.

- Co? – Zdziwiła się Klara, ale w tym momencie, Ron postąpił tak, jak powinien dawno temu. Wystrzelił szybko ze swojego miejsca, rzucając się niemal na stół i potwierdził wszystkie moje słowa.

- Klara idzie ze mną, Neville – powiedział szybko, czerwieniąc się jak burak. – Co nie?

Dziewczyna zamrugała kilka razy, po czym niepewnie kiwnęła głową, przygryzając dolną wargę.

- Przykro mi, Neville – mruknęła, spuszczając głowę. Za to Ron wyszczerzył się, jakby wygrał los na loterii. Zapewne kamień spadł mu z serca, że w końcu kogoś znalazł i nie zostanie sam jak palec na balu.

Neville westchnął głęboko, popatrzył po wszystkich z żalem i odszedł, powłócząc nogami. Ginny Weasley obserwowała go uważnie, aż w końcu również wstała od stołu i pognała za chłopakiem. Objęła go przyjacielsko ramieniem, szepnęła mu coś na ucho i odeszła szybko. Gryfon stał jeszcze przez chwilę zdziwiony, po czym uśmiechnął się pod nosem i wyszedł z wielkiej Sali.

- Twoja siostra ma większe jaja niż ty – skomentowałam, wpatrując się w najmłodszą latorośl Weasley’ów.

- O co ci chodzi? – Zdziwił się Ron, ponownie siadając na swoim miejscu. Harry, który przyglądał się temu przez dłuższy czas siedział rozweselony i kręcił z niedowierzania głową. – No co?! – Rudzielec łypał na nas groźnie, założywszy ręce na piersi.

- Neville ma nawet większe jaja od ciebie – drążyłam dalej.

- Dlaczego nie zapytałeś Klary wcześniej o ten bal? – Zapytał Harry, klepiąc przyjaciela po plecach. – Wyszło to teraz trochę niezręcznie, co nie?

- To moja wina. Ron czekał na moją odpowiedź, a ja nie byłam do końca przekonana, czy chcę z kimkolwiek iść na ten bal – wyjaśniła pokrótce blondynka, ponownie zatapiając się w lekturze.

- Ach ten entuzjazm – zaśmiałam się.

- Ta radość – dodał brunet.

- Ale cieszysz się, co? – Ron widząc, jak naśmiewamy się z całej tej sytuacji, nie był już do końca pewny, czy Klara rzeczywiście chce iść z nim na bal, czy tylko powiedziała tak na „odwal się”.

- Może być – mruknęła, podnosząc ponownie głowę. – Najgorsze będzie to, że będziemy musieli tańczyć z nauczycielami.

- Serio? – Ron zbladł. – Ale wszyscy?

- Nie wiem, może tylko reprezentanci?

- Co?! – Cały dobry humor Harry’ego ulotnił się, jak powietrze z balonika. – Ale jak to?

- Nie masz zbyt dużego wyboru – uśmiechnęłam się cynicznie. – Chociaż, jeżeli bym miała wybrać, to Sinistra. Aczkolwiek, wypadałoby, żebyś zatańczył z Mcgonagall.

Tym razem, to Ron wybuchł gromkim śmiechem, klepiąc się po nodze. Ja natomiast wyobraziłam sobie, jak Severus do mnie podchodzi, wyciąga rękę i zaprasza do tańca. Wiedziałam, że to nierealne, ale pomarzyć zawsze można było.

- Ty akurat nie powinnaś się przejmować tańcem z nauczycielem – zwróciłam się po chwili do Klary. – Przecież jesteś naczelną kujonką Hogwartu, zaraz po Granger i zapewne postawiłaś sobie za punkt honoru, żeby zatańczyć z… no nie wiem? Z Moodym?

- Ciężko będzie z tą jego nogą – zarechotał ponownie Ron. – A Ty Alex? Zatańczysz z jakimś nauczycielem?

- Ja? – Zdziwiłam się. – Raczej nie. Nie mam zbyt dużego wyboru. Lubię Moody’ego, to w sumie mogłabym z nim zatańczyć, a tak to nie wiem.

- Mam nadzieję, że jednak tylko reprezentanci będą musieli tańczyć z nauczycielami – westchnęła Klara. – Nie dość, że będę się stresowała całym balem, to jeszcze taniec z nauczycielem? Dziękuję bardzo.

- Aż tak źle nie będzie – odparłam, posyłając przyjaciółce pocieszający uśmiech.

Resztę dnia spędziliśmy na ekscytowaniu się zbliżającymi świętami. Większość zaraz po balu wyjeżdżała do swoich domów na okres Bożego Narodzenia i Nowego Roku, ale ci co mieli zostać w szkole, mogli spotkać się ze swoimi rodzicami, którzy jeszcze przed balem mieli nas odwiedzić i spędzić z nami trochę czasu. Nienawidziłam świąt spędzanych w domu, dlatego też postanowiłam zostać na ten czas w szkole. Lubiłam, kiedy w dormitorium prawie nikogo nie było, korytarze były puste, a wszędzie panowała błogosławiona cisza.

Snape w dalszym ciągu milczał. Nie miałam pojęcia, czy nasze szlabany były aktualne, czy też nie, ale wolałam tego nie sprawdzać, dlatego w piątkowy wieczór zostałam w dormitorium, w łóżku. Gdyby mężczyzna chciał się ze mną spotkać, na pewno próbowałby się w jakiś sposób skontaktować ze mną. Wolałam na razie mu się nie narzucać. Snape nie powiedział stanowczo: nie, co do naszych spotkań, więc w dalszym ciągu miałam nadzieje, że jednak przygarnie mnie z powrotem i będzie znowu tak, jak dawniej.

W sobotę wraz z nauczycielami, mieliśmy udać się do Hogsmeade po świąteczne prezenty dla swoich bliskich. Jako, że miałam już upatrzony prezent dla Snape’a, dobrze wiedziałam, gdzie się udać. Kupiłam zestaw do pisania dla mężczyzny, które sprzedawca zapakował, jako prezent świąteczny. Następnie, udałam się do jednej z księgarń i wybrałam dla Klary książkę o tym, jak zostać najlepszym aurorem. Miałam nadzieję, że obszerny podręcznik przypadnie dziewczynie do gustu. Kolejną osobę, jaką chciałam obdarować prezentem, był profesor Moody. Dla nauczyciela postanowiłam odkupić taką samą butelkę whisky, jaką kiedyś mu zwinęłam z gabinetu. Właściwie, można to było uznać, jako zwrot pożyczonej rzeczy, więc do alkoholu dokupiłam jeszcze wielką, czekoladową żabę na osłodę życia. Ron wraz z Harrym mieli dostać ode mnie po worku słodyczy i figurki ulubionych Szukających z Quiddicha.

Po skończonych zakupach wróciliśmy wszyscy do Hogwartu. Klara opowiadała mi, co kupiła dla swoich rodziców i najbliższych. Chciałam ją wypytać dyskretnie, czy postanowiła zrobić prezent Draco, ale nagle podszedł do nas Lucjan, obejmując mnie mocno ramieniem.

- Co tam, moja piękna? – Zagadnął. Przewróciłam zażenowana oczami.

- Doprawdy, takie teksty to możesz sobie włożyć, wiesz gdzie?

- Alex! – Skarciła mnie Klara. – Ja uważam, że są miłe i słodkie. Powinnaś się cieszyć.

- Jestem wniebowzięta – odparłam sarkastycznie, po czym zdałam sobie sprawę, że zachowuję się identycznie jak Snape. Przebywanie w jego towarzystwie powoli zaczynało na mnie wpływać, ale po ostatnim braku odzewu z jego strony, byłam przekonana, że bycie niemiłym w końcu mi przejdzie. Z drugiej strony, nie chciałam być niemiła dla swoich przyjaciół.

- Zostajesz na święta w Hogwarcie, Lucjan? – Spytała nagle Klara, widząc jak się zamyśliłam.

- Jadę do domu, a co? Będziesz za mną tęsknić? – Chłopak poruszył gustownie brwiami i również postanowił objąć Gryfonkę. – Nie ma co płakać, dziewczyny. Wrócę po Nowym Roku i znowu będę was zaszczycał swoją obecnością.

- Aż tak bardzo tego nie pragniemy – zaśmiała się Klara, rumieniąc lekko.

- Dobra, dobra – prychnął Ślizgon, robiąc krótką pauzę, po czym zapytał o coś zupełnie innego. – Dowiedziałaś się, Klaro, gdzie nocami wymyka się nasza Alex?

Zesztywniałam na krótką chwilę, po czym przybrałam maskę obojętności.

- Chodziła cały czas do biblioteki – odparła spokojnie. – Niepotrzebnie robiłam podchody. Przepraszam raz jeszcze, Alex.

- Spoko, nic się nie stało. – Machnęłam ręką na przyjaciółkę.

- E tam – jęknął chłopak. – Myślałem, że jesteś uwikłana w jakiś dyskretny romans. – Przycisnął mnie bliżej siebie i potarł ramię. Wyswobodziłam się szybko z jego uścisku i postukałam się palcem po głowie.

- Romans z książkami chyba -prychnęłam.

- Swoją drogą… - zaczął Ślizgon, konspiracyjnym szeptem i ponownie przełożył swoją rękę przez moje ramiona. Przewróciłam oczami, ale dałam się przyciągnąć bliżej. – Klaro, widziałem jak całowałaś się z Weasley’em! Jak to się mówi? Cicha woda brzegi rwie? Czy jakoś tak.

- Co, proszę?! – O mało nie zakrztusiłam się własną śliną. Odsunęłam się od przyjaciół z wyrazem wielkiego szoku na twarzy. Klara wyglądała, jakby nie wiedziała, gdzie ma się schować. Podciągnęła szybko swoją torbę i zakryła nią pół twarzy.

- A to była tajemnica? – Zaśmiał się Lucjan i rozłożył ręce. – Ups! Mój błąd!

- Jak?! Co?! Gdzie?! – Obrzuciłam przyjaciółkę stosem pytań. – Ty i Fred?! Przecież to jakiś absurd!

- Ja też nie wiem, dlaczego to zrobił! – Pisnęła zza materiału dziewczyna, będąc już prawie tak samo czerwona, jak dojrzały burak. – Od razu go odepchnęłam!

- Jezu! – Klepnęłam się dłonią w czoło. – Czy on zwariował?! Znaczy… - odkaszlnęłam teatralnie. – Te wasze sprzeczki miały w sobie swój urok i myśleliśmy z George’em nad tym, że iskrzy między wami, ale przecież on ma Angelinę!

- Z George’em? – Podłapał Lucjan. – A ja? A co ze mną?

-Weź już spadaj! – Warknęłam, po czym chwyciłam przyjaciółkę pod ramię i odeszłyśmy spory kawałek, żeby chłopak nie mógł nas podsłuchiwać. – Serio cię pocałował? – Dopytałam, kiedy znalazłyśmy się daleko od Ślizgona.

- Nie wiem, co mu odbiło! – Jęknęła, w dalszym ciągu mocno zaczerwieniona. – Przecież mnie znasz i wiesz, że ja bym tego nawet nie chciała! To było tak nagłe. Normalnie, nie pozwoliłabym mu na to!

- Znaczy wiesz… - zastanowiłam się przez moment, drapiąc po brodzie. – Mnie to tam nie obchodzi z kim się całujesz, ale Fred to zła partia, w szczególności dla ciebie.

- Daj spokój! – Ponownie pisnęła. – Jaka partia?! Alex, zlituj się. Przecież on ma dziewczynę.

- To dlatego tak dziwnie patrzyli się dzisiaj na nas! – Wykrzyknęłam, odzyskując jasność umysłu. – No jasne! Ona zapewne o wszystkim wie.

- Co?! – Zdenerwowała się dziewczyna. – Przecież ona mnie zabije! Ja naprawdę nie chciałam!

- Nie panikuj. Właśnie próbuję ci powiedzieć, że on i Angela są trochę popieprzeni i lubią zabawiać się z wieloma osobami.

Klara milczała, nie rozumiejąc.

- Lubią trójkąty albo nawet czworokąty – wyjaśniłam.

- W sensie, że geometrię? Wiesz, babcia kiedyś opowiadała mi o tym mugolskim przedmiocie i powiem ci, że jest on nawet intere…

- Kurwa, nie! – Zezłościłam się. – Chodzi mi o seks! Lubią się bzykać z wieloma osobami!

Klara wytrzeszczyła na wierzch oczy.

- Przepraszam, no! Już inaczej nie umiałam ci tego wytłumaczyć! – Zrobiłam skruszoną minę.

Nagle usłyszałyśmy stukot laski, a następnie czyjeś męskie dłonie zacisnęły się mocno na naszych ramionach.

- Seks? Trójkąty? Na boga, dziewczyny! O czym wy rozmawiacie?!







sobota, 7 grudnia 2019

72. Podejrzenia...

Tak byłam skupiona na sprzeczce z Fredem, że nawet nie zauważyłam, kiedy Alex odeszła od stolika. Mnie raziło luźne podejście chłopaka do wszystkiego, jego zaś raził fakt, że za bardzo się wszystkim przejmuję. Dyskusja wydawała się być zbędna, bo nasze argumenty nie trafiały do drugiej strony. Nie było sensu tego ciągnąć. Emocje brały górę, a zwykła wymiana zdań przerodziła się w prawdziwą kłótnię. Nieświadomie zmniejszaliśmy między sobą dystans, próbując się wzajemnie przekrzyczeć. Napięcie było wyczuwalne w powietrzu. W pewnym momencie, gdy już miałam rzucić kolejny argument, Fred nagle mnie pocałował. W pierwszej chwili zamarłam, całkowicie zaskoczona tym co zrobił. Nie doczekując się reakcji z mojej strony, chłopak próbował pogłębić pocałunek. Dopiero czując jego język, ocknęłam się i odskoczyłam jak oparzona. Otworzyłam szeroko oczy, a moja twarz momentalnie oblała się rumieńcem.

- Co Ty wyprawiasz?! – pisnęłam, zasłaniając usta dłonią.

- Nie mów, że sama nie miałaś ochoty tego zrobić – zdziwił się rudzielec. Miał minę niewiniątka.

- Nie miałam! – oburzyłam się, odsuwając jeszcze bardziej. Wciąż byłam w szoku.

- No to trochę mnie poniosło - Fred beztrosko wzruszył ramionami.

- Poniosło? – zamrugałam zdezorientowana. – Pocałowałeś mnie!

– Źle odczytałem sygnały. Angelina zawsze nakręca się podczas kłótni – wyjaśnił spokojnie i napił się ze swojej szklanki. – Wyluzuj.

- Wyluzuj?! – Powtórzyłam po nim i odruchowo uderzyłam go pięścią w ramię. Było we mnie tak wiele różnych, sprzecznych emocji. Musiałam dać im ujście. – Tłumaczę Ci pół wieczoru, że nie potrafię.

- A jak bardzo próbujesz? – Fred poruszył brwiami z taką miną, jakby reklamował właśnie jakiś produkt. Wskazał głową na stolik. - Alex nalała Ci whisky, a nawet nie zmoczyłaś ust. Alkohol zawsze rozluźnia. To byłby pierwszy krok ku dobrej zabawie.

- Nic nie rozumiesz… – potrząsnęłam głową. - Ciężko się bawić, kiedy ciągle coś się dzieje.

- Naprawdę muszę Ci to tłumaczyć? – Fred przysunął szklankę bliżej mnie. – Klara, zawsze będzie się coś działo. Przypominam, że moimi fotkami oblepiono cała szkołę. I co? Robię sobie coś z tego?

Powoli się uspokajając, przyjrzałam mu się uważnie od góry do dołu. Nie wyglądał na przybitego czy zmartwionego, więc powoli pokręciłam głową.

- Właśnie – przytaknął Fred i znów upił ze swojej szklanki. – Kwestia podejścia.

- Ale jednak chcieliście się zemścić na ślizgonach – zauważyłam. – Ba, nawet zmusiliście mnie do uczestnictwa w tym.

- To coś innego – zaśmiał się chłopak. – Gnojkom się należało już wcześniej, a zemsta była za Angelinę. Nie zmienia to faktu, że odskocznia się przydaje. Nie mówię, że masz olewać wszystko co dla Ciebie ważne. Po prostu daj się czasem ponieść.

Powoli wypuściłam powietrze. Tyle się we mnie kłębiło pytań i obaw, że naprawdę miałam ochotę w końcu o wszystkim zapomnieć. Z drugiej strony, ciągle coś nie pozwalało mi opuścić gardy. Chciałam mieć wszystko pod kontrolą, a po alkoholu nie mogłam być tego pewna. Zamyślona złapałam za szklankę, uparcie wpatrując się w jej zawartość. Inni często pili. Nawet przed naszymi zajęciami, profesor Moody poczęstował mnie alkoholem… Może jednak mogłam odpuścić? Napiłam się, próbując przeboleć gorzki smak alkoholu.

- No brawo – Fred aż powoli zaklaskał.

- Czy to zawsze musi być takie niedobre? – zapytałam, krzywiąc się.

- Możesz spróbować czegoś innego. Mamy tu cały arsenał.

Rudzielec zaczął przestawiać butelki, kolejno oglądając ich etykiety. Ja spojrzałam na drugą stronę stolika i dopiero teraz zauważyłam brak przyjaciółki, oraz drugiego bliźniaka. Szybko zerknęłam w stronę parkietu, a później rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ludzie wydawali się świetnie bawić, ale wśród nich nie dostrzegałam Alex. Momentalnie się spięłam. Powinnam była jej pilnować!

- Niech to… - gwałtownie podniosłam się z siedziska. - Alex zniknęła! Przepuść mnie!

- Siadaj, nic jej nie będzie.

- Ona nie powinna chodzić sama. Przecież była kompletnie pijana. Może wpaść w tarapaty!

- Znowu się nakręcasz – rudzielec odkorkował jedną z butelek i powąchał jej zawartość. Zamrugał nieco zamroczony, a zaraz potem potrząsnął głową. – Wiesz, widziałem jak wychodziła z Georgem. Nie wiem za kogo nas uważasz, ale mój brat nic jej nie zrobi.

- Nie martwię się o Georga, a o innych. - Westchnęłam. – Przecież ona nie ma różdżki, a różne rzeczy mogą się tutaj wydarzyć.

- Klara, to jest Hogwart – zaśmiał się Fred.

No właśnie. Hogwart. Fred powiedział to takim tonem, jakby w szkole nie mogło zdarzyć się nic złego. Nawet gdyby odłożyć czarnowidzenie na bok, wciąż mogłam martwić się o Flinta lub któregoś z nauczycieli. Nim zdążyłam powiedzieć to na głos, do naszego stolika podszedł Lucjan Bole. Chłopak miał uśmiech przyklejony do twarzy i patrzył prosto na mnie.

- No proszę – zagaił wesoło. - Piątek wieczór, a „moja dziewczyna” zamiast siedzieć w bibliotece, przyszła na imprezę. Mam nadzieję, że chociaż Ty się jeszcze nie zmywasz?

- Sama nie wiem… - mruknęłam i przygarbiłam się nieco.

- Twoja dziewczyna? – zdziwił się Fred. Spojrzenia chłopaków od razu się skrzyżowały. – A nie jest nią Alex? – rzucił zaczepnie.

- Uwierz, chciałbym, ale ciągle mi odmawia – zaśmiał się Bole. Był chyba w dobrym humorze. Jego wzrok zjechał na nasz stół. – A wy co? Zamierzacie wypić to wszystko we dwoje? – zdziwił się.

- Zamierzaliśmy we czworo – mruknął Weasley. Opróżnił swoją szklankę i nalał sobie kolejnego trunku. Jego wzrok zjeżdżał w stronę parkietu.

- Nie widziałeś Alex? – zapytałam z nadzieją w głosie.

- Widziałem. – Lucjan usiadł po drugiej stronie stolika i przyjrzał się butelkom. – Zaraz, zaraz… skąd to macie? – szybko zgarnął z blatu małą buteleczkę z różowawym płynem. Obejrzał ją uważnie, a później spojrzał na nas podejrzliwie. Uniosłam ręce w obronnym geście.

- Nie Twój zasrany interes, Bole – Fred uśmiechnął się sztucznie i pociągnął łyka. – Po co w ogóle siadasz? Nikt Cie nie zapraszał.

- Nie potrzebuję zaproszenia. Mam sprawę do Klary – brunet jakby nigdy nic schował buteleczkę do kieszeni spodni i spojrzał na mnie znacząco.

- Jasne. Nie macie lasek w Slytherinie, że ciągle się przyklejasz do naszych?

- A co, martwisz się, że braknie dla Ciebie? – Lucjan poruszył brwiami.

- Dobra, dość – mruknęłam, wstając. – Oboje wyluzujcie.

- Ja jestem wyluzowany! – zaśmiał się ślizgon.

Rudzielec nic nie powiedział.

- Nie rozumiem dlaczego nie potraficie normalnie porozmawiać. - Pokręciłam głową i spróbowałam przepchnąć się przez Freda, który siedział u wylotu z loży. Bliźniak jedynie westchnął i pochylił się mocniej nad stolikiem. Przeczołgałam się za jego plecami, starając przy tym wcale go nie dotknąć. Gdy stanęłam na równe nogi, Lucjan również wstał. Z uśmiechem objął mnie ręką i odciągnął na bok z dala od tańczących ludzi i głośników. Stanęliśmy z boku, pod ścianą. Ślizgon odezwał się od razu, gdy miał pewność, że nikt nas nie podsłucha.

- Słyszałem o kliszy. Dobra robota – chłopak wystawił dłoń, żebym przybiła mu piątkę. Zrobiłam to niepewnie.

- Słyszałeś od Draco? – zapytałam z nadzieją w głosie.

- Od Alex. Wiesz, tylko szkoda, że nie zwinęłaś całego aparatu. Bardzo by mi się przydał.

- Jasne, następnym razem zgarnę całe pudło zarekwirowanych rzeczy i rozdam wszystkim, nie bacząc na konsekwencje - przewróciłam oczami i skrzyżowałam przed sobą ręce. – I tak sporo ryzykowałam wyciągając kliszę. Wszyscy myślą, że to taka łatwizna, a ja miałam wrażenie, że mi zaraz serce wyskoczy z piersi. Do tego po wszystkim trafiłam na Flitwicka… Gdyby moi rodzice się o tym dowiedzieli…

- Nie no, jasne – ślizgon wystawił przed siebie ręce w obronnym geście i uśmiechnął się szeroko. – Spokojnie. I tak uratowałaś mi dupę. Doceniam to. Naprawdę.

- Rany… - westchnęłam. – Uratowałam czy nie, jeśli chcesz ten aparat, wiesz gdzie go znaleźć. A skoro ten sprzęt był taki ważny, powinieneś bardziej z tym uważać. Jakim cudem w ogóle trafił w ręce woźnego?

- Tak szczerze to sam nie wiem – Lucjan podrapał się za uchem. - Kryjówka była naprawdę dobra. Nie ma opcji, żeby Filch sam to znalazł.

- Czyli komuś podpadłeś, tak? – wpatrzyłam się w chłopaka. W sumie sama kiedyś pozwoliłam, żeby mój pamiętnik wpadł w niepowołane ręce. Nie powinnam prawić mu morałów.

- Oj wiesz jak jest – brunet zaśmiał się beztrosko. - Zawsze komuś coś nie pasuje.

- Taki święty to też nie jesteś – mruknęłam.

– Najgorszy chyba też nie – Lucjan mrugnął, a potem objął mnie ramieniem, przyciągając do swojego boku. – A Ty nie bądź taka markotna. Naprawdę świetna robota. Powinniśmy wypić teraz Twoje zdrowie. Chodź, postawię Ci kolejkę.

Zrobiłam zbolałą minę, ale Lucjan i tak pociągnął mnie w stronę stolików. Odruchowo spojrzałam na ten, przy którym siedział Fred. George dołączył do brata i żywo o czymś dyskutowali. Gdy mijaliśmy ich stolik, zdążyłam tylko zapytać, gdzie Alex. George powiedział, że poszła spać. Świetnie. Teraz zostałam całkowicie sama… Rozejrzałam się w poszukiwaniu znajomych twarzy. W tym czasie Lucjan doprowadził mnie do loży przy której siedziało kilka starszych ode mnie, roześmianych puchonek. Dziewczyny miały przed sobą kolorowe drinki, a sądząc po ich rumianych policzkach, były już lekko wstawione.

- Jest i moje towarzystwo! Wybaczcie spóźnienie – Lucjan mrugnął i wykonał nonszalancki ukłon, czym spowodował wesoły śmiech dziewczyn.

- Nic się nie stało – powiedziała dziewczyna o zafarbowanych na czerwono włosach. Przesunęła się, robiąc nam miejsce.

Lucjan przedstawił nas sobie, a później rozsiadł się koło czerwonowłosej i poklepał miejsce obok siebie. Powtarzałam sobie w głowie, że miałam wyluzować. Ten jeden raz odpuścić. Mimo wszystko siadając razem z nimi czułam się dziwnie. Wszyscy wydawali się dobrze znać, a dziewczyny były wpatrzone w ślizgona jak w obrazek. Cokolwiek powiedział, strasznie je to bawiło. Przyglądałam się im naprzemiennie, próbując zrozumieć czego właściwie jestem świadkiem. Gdy Lucjan opowiadał jakąś historię z okresu wakacyjnego, nalał mi drinka i postawił go przede mną. Złapał za swoją szklankę i stuknął nią w moją, a później nachylił się do mojego ucha.

- Czyli wychodzi na to, że mam u Ciebie dług. Mam już kilka pomysłów na to, jak mogłabyś go odebrać – poruszył brwiami.

- Nie wiem czy chcę je słyszeć – speszona pokręciłam głową.

- Hej, nie są takie złe! – zaśmiał się i zarzucił rękę na oparcie.

- Co nie jest takie złe? – ciekawsko zagaiła jedna z puchonek.

- Moje pomysły. Nie żebym nie był skromny, ale są jednymi z lepszych – ślizgon kontynuował głośniej, a później uniósł szklankę w geście toastu.

Zaczęła się dyskusja. Dziewczyny wyraźnie go popierały. W pierwszej chwili chciałam się z nim kłócić. Jego ostatni „genialny” pomysł zniszczył życie Angeliny. Rozumiałam, że zrobili to w obronie Alex, ale jednak mimo wszystko wydawało mi się, że oboje grubo przesadzili. Ostatecznie odpuściłam przemowy. Spróbowałam drinka i zaskoczona odkryłam, że był nawet smaczny. Sączyłam go powoli, co jakiś czas zerkając w stronę parkietu. Temat jak zawsze zszedł na zbliżający się bal, a także na nauczycieli. Dziewczyny wspominały, że ponoć zwyczajem szkoły jest to, że każdy uczeń powinien odbyć choć jeden taniec z nauczycielem.

- Naprawdę jest taki zwyczaj? – zdziwiłam się.

- Dla mnie to wspaniała okazja, żeby zatańczyć z dyrektorem – skomentowała jedna z dziewczyn, patrząc przed siebie rozmarzonym wzrokiem.

- O ile się do niego dopchasz – zaśmiała się druga. - Myślę, że na Dumbledore’a może braknąć piosenek.

- W przeciwieństwie do profesora Snape’a – zagaiła czerwonowłosa. Pochyliła się mocniej ponad stolikiem i przyciszyła głos. – Moim zdaniem nikt z nim nie zatańczy. Będzie stał w kącie do końca balu i będzie patrzył tym swoim karcącym spojrzeniem.

- Prawdę mówiąc, profesor Snape jest bardziej przychylny swojemu domowi – zagaiłam. - Może któraś ze ślizgonek…

- A profesor Moody? – przerwała mi jedna z dziewczyn. - Ten to w ogóle jest brzydki. Nie mogę przeboleć tej paskudnej twarzy – wstrząsnął nią dreszcz.

- Paskudnej? – zamrugałam zdezorientowana. Nie dochodziło do mnie, że miały na myśli tego samego człowieka. Być może ja widziałam go inaczej. Dla mnie, jego twarz była po prostu twarzą kogoś doświadczonego w boju. Miał sporo blizn, ale nie ujmowały mu w żadnym stopniu. Dodawały mu realności.

- Najgorzej, kiedy tak dziwnie się przygląda – najmłodsza puchonka oparła się łokciem o stolik. - Do was też się tak uśmiecha? To trochę nienormalne…

- Dlatego lepiej zatańczcie z kimś takim jak ja – Lucjan przerwał temat i reklamując się, dotknął własnego, gładko ogolonego policzka. – Z twarzy dziesięć na dziesięć. Z charakteru dziesięć na dziesięć… Oczywiście skromny!

- Skromny – zaśmiała się czerwonowłosa i pocałowała go w policzek. – Ja chętnie z Toba zatańczę.

- Zaraz zaraz… – zmrużyłam podejrzliwie oczy i łypnęłam na chłopaka. - A Ty nie idziesz na bal z Alex? – Miałam wrażenie, że nie rozumiem połowy z tej rozmowy. Czy to przez alkohol?

- Idę, nie idę… - Bole wzruszył wesoło ramionami. – Zaprosiłem ją i liczę na to, że pójdziemy razem, ale wiesz jaka jest. Ciągle się wymyka.

- Wymyka się, bo ciągle się umawiacie – stwierdziłam z pewnością w głosie. Tak właśnie się tłumaczyła, gdy wracała o dziwnych porach czy znikała za dnia. – Zawsze chodzi albo o naukę, albo o Ciebie.

- Czekaj, co? – Lucjan aż się wyprostował. – Jak to ciągle się umawiamy? Obiecała mi trzy randki i ledwo zaliczyliśmy dwie. Mam jakąś sklerozę?

Przez moment patrzeliśmy sobie prosto w oczy. Sprawa wydała mi się podejrzana. Lucjan lubił bajerować, ale nie wyglądał jakby kłamał. Ewidentnie niczego w tej chwili nie ukrywał. Alex też w sumie nie opowiadała za dużo o tym, co rzekomo robiła z Lucjanem. A co jeśli… jeśli to nie z nim się spotykała? Tylko dlaczego miałaby to przede mną ukrywać? Nie chciała rozgłosu? Potrafiłam utrzymać język za zębami. Więc może się wstydziła? Ale byłyśmy przecież przyjaciółkami. Powinna móc mi powiedzieć wszystko… Z drugiej strony też powinnam móc jej o wszystkim mówić, a jednak zgodnie z prośba profesora Moody’ego ukrywałam sporą część mojego życia przed nią i innymi. Może u niej sprawa wyglądała podobnie? Na pewno miała jakiś ważny powód, żeby nic mi nie mówić…

- Kiedy jej zdaniem się ostatnio widzieliśmy? – Głos Lucjana wyrwał mnie z zamyślenia.

- Yyy… - dotknęłam skroni. – Wiesz, teraz nie pamiętam. Mniejsza z tym. - machnęłam ręką, chcąc go zbyć.

- Hej! Zaczęłaś, to skończ.

- Wybacz, musiało mi się coś pokręcić. Jestem już zmęczona. – Szybko dopiłam drinka i wstałam od stolika. Jeśli Alex miała powód, sama musiałam się o tym przekonać.

Gdy próbowałam zwiać, Bole ruszył zaraz za mną. Podążał za mną do samego wyjścia.

- Klara, czyli co? Alex o mnie ciągle mówi? – zapytał z jawnym zainteresowaniem.

- Nie wiem czy tak ciągle, ale zdarza jej się.

- A coś pozytywnego? Bo wiesz. Przy mnie gra taką trudną do zbycia, ale ja wiem, że tam w głębi na pewno ją do mnie ciągnie – chłopak przeczesał palcami włosy.

- Powinieneś o to zapytać ją, a nie mnie. Z jakiegoś powodu idzie z Tobą na bal, prawda? Ale błagam. Załatwiajcie to między sobą. Ja już się nie mieszam. Niepotrzebnie w ogóle zaczęłam temat.

Chcąc uniknąć dalszych pytań, wyszłam z pokoju życzeń i skierowałam się prosto do dormitorium. Wkopywanie Alex to było ostatnie czego mi trzeba. Sama przecież nie wiedziałam na czym stoi jej relacja z Lucjanem. Szczególnie teraz w obliczu nowych faktów…

W sypialni spojrzałam na łóżko Alex, ale chyba spała. Nie zamierzałam jej budzić. Chciałam pouczyć się przed spaniem, ale przez alkohol ciężko było mi złapać ostrość widzenia. Przytuliłam się do poduszki i zasnęłam w mgnieniu oka. Tuż nad ranem nawiedził mnie dziwny sen. Początek był całkiem zwyczajny. Sala do obrony przed czarną magią i profesor Moody. Śniły mi się zajęcia jak za dawnych czasów – w formie pojedynków. W pewnym momencie profesor zbliżył się do mnie i jak zawsze mnie rozbroił. Gdy był bardzo blisko dotknęłam jego pobliźnionej twarzy. Czułam pod palcami wszystkie szramy i szorstką skórę mężczyzny. Dlaczego tamte dziewczyny mówiły o nim tak źle? Nie był przecież paskudny. Nie był straszny. Ta chwila wydawała się trwać wiecznie. W pewnym momencie Moody złapał mnie za nadgarstek i szepnął moje imię. Zaraz potem w jednej chwili boleśnie wykręcił mi rękę, obrócił mnie i pchnął mnie na jedną z ławek.

- Czego Cie uczyłem? Stała czujność! Stała czujność Klaro! – warknął.

Zaczęliśmy się szarpać. Nie zachowywał się jak nauczyciel, którego znałam. Jego brutalność od razu wybudziła mnie ze snu. Zerwałam się. Moje serce waliło jak oszalałe. Rozejrzałam się po sypialni, zauważając, że reszta jeszcze śpi. Wciąż było wcześnie. Skoczyłam na chwilę do łazienki i przemyłam twarz wodą. Spojrzałam w swoje odbicie, westchnęłam i wróciłam do łóżka, zasypiając jeszcze na trochę. Moody by tak nie zrobił. Nie był taki. Był dla mnie dobry. Z tą myślą zasnęłam. Nie miałam już koszmarów.



Rano niemal zapomniałam o dziwnym śnie, starając się wywalić go z głowy. Gdy doszłam do siebie zabrałam się za naukę do eliksirów. Co jakiś czas dyskretnie obserwowałam przyjaciółkę, ale ta nie ruszała się cały dzień z łóżka. Była strasznie przygnębiona. Jeśli miałam dowiedzieć się dokąd się wymyka, dzisiaj nie było takiej opcji. Cały weekend minął w miarę spokojnie. Większość czasu zakuwałam do eliksirów, chcąc mieć pewność, że dostanę jak najwyższą ocenę na sprawdzianie. Gdy nadeszły poniedziałkowe zajęcia, większość klasy wyglądała na wymęczoną, jakby siedzieli po nocach, byle tylko to zdać. Profesor Snape otworzył nam drzwi do sali i wpuścił nas do środka, obdarzając jedynie lodowatym spojrzeniem. Po cichu usiedliśmy przy stolikach i wyciągnęliśmy pióra. Snape machnął różdżką, a testy same się rozdały. Większość odpowiedzi znałam, a tylko kilku rzeczy nie byłam całkowicie, w stu procentach pewna. Co mnie zdziwiło, Alex szybko zabrała się za pisanie. Byłam pewna, że obleje ten test, bo nie widziałam żeby się uczyła. Miała zamiar ściemniać? U mistrza eliksirów lanie wody nigdy nie przeszło.

- Amber, skup się na swojej kartce – skarcił mnie profesor.

Aż podskoczyłam, Bez słowa szybko przygarbiłam się nad swoją kartką i zaczęłam wypełniać kolejne polecenia. To był wyścig z czasem. Zadań było tyle, że jeśli ktoś nie umiał, nie miał szans nawet zdążyć pozmyślać. W sali panowała niemal grobowa cisza przerywana odbijającym się echem kroków profesora i cichym szmerem skrobiących po papierze piór. Snape przechadzał się między stolikami i rzucał nieprzychylne spojrzenia na nasze gryzmoły, nic jednak nie komentując. Gdy minął czas, machnięciem różdżki zebrał kartki, a później zasiadł za biurkiem. Wyszłam z sali razem z innymi, czekając pod drzwiami na Alex. Gdy przyjaciółka wyszła, od razu obrzuciłam ją pytaniami.

- Uczyłam się wczoraj. Nie udawaj takiej zdziwionej – Alex przewróciła oczami.

- Myślałam, że serio to odpuścisz… cieszę się, że jednak nie – przyznałam szczerze.

Razem udałyśmy się na obiad. Po teście wszyscy odetchnęli. Teraz i tak pozostało nam jedynie czekać na wyniki.



Reszta poniedziałku minęła normalnie. W głowie jednak ciągle miałam myśl, że muszę dowiedzieć się, gdzie wymyka się Alex. Zapytanie jej wprost nie wchodziło w grę, bo gdyby wiedziała, że coś podejrzewam, na pewno wykombinowałaby coś, żebym o niczym się nie dowiedziała. Pozostała jedyna opcja. Podstęp… W międzyczasie poprosiłam Harrego o przysługę. Jako że pomogłam mu z jajem, zgodził się pożyczyć mi swoją pelerynę niewidkę. Na jeden dzień! I to po złożeniu stu obietnic, że na pewno ją oddam. Nie planowałam jej przetrzymywać. Plan był prosty, poczekać aż Alex będzie chciała iść się uczyć lub widzieć z Lucjanem i wtedy ją wyśledzić. Przyjaciółka parokrotnie pytała mnie, czy się dobrze czuję, bo dziwnie się patrzę i w ogóle jestem jakaś nieobecna, ale zwalałam winę na stres spowodowany testem u Snape’a. Alex pocieszała mnie, że na pewno zdam go. Też tak myślałam, ale potrzebowałam wymówki.

W końcu pod wieczór nadszedł ten moment. Alex bez słowa wyszła z dormitorium. Szybko rzuciłam książki na łóżko i narzuciłam na siebie pelerynę, podążając śladem przyjaciółki. Gdy zaczęła schodzić do lochów, zawahałam się. Może faktycznie będzie widziała się z Lucjanem? Obiecałam sobie jednak, że zawrócę dopiero wtedy, gdy zobaczę ich razem. Alex minęła jednak pokój wspólny slytherinu, kierując się wprost… pod gabinet profesora Snape’a. Zmarszczyłam brwi i mocniej opatuliłam się peleryną. Nie mówiła, że miała szlabany w poniedziałki. Po co do niego szła? Być może zapytać o oceny z testów? Tak, na pewno o to chodziło. Tak sobie powtarzałam.

Alex zapukała do drzwi, a te się lekko uchyliły. Zauważyłam, że mężczyzna siedział za biurkiem. Przed nim leżał stos naszych testów. Przyjaciółka weszła, a ja szybko wślizgnęłam się za nią i jak najszybciej odsunęłam od drzwi, by mnie nimi nie przytrzasnęła. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie powinno mnie tu być… Wiedziałam o tym doskonale, ale drzwi już się zamknęły. Nie było odwrotu.

- I co? Jak mi poszło? – zapytała Alex, podchodząc bliżej biurka i patrząc prosto w oczy mężczyzny.

- Zaliczyłaś, Lamberd – Snape przesunął jej testem po blacie biurka. Gdy tylko zobaczył jej uśmiech, od razu powiedział coś, by go zgasić.- Spodziewałem się, że pójdzie Ci lepiej.

- Wiesz, że przy Tobie naprawdę ciężko się skupić…

- Więc postaraj się bardziej. Chyba wyraziłem się jasno? Głupota na mnie nie działa.

Zamrugałam zdezorientowana. Napięcie było wyczuwalne w powietrzu. To nie był sposób w jaki uczeń rozmawiał z nauczycielem. Ba, to nie był sposób w jaki ktokolwiek rozmawiał z profesorem Snapem. Mężczyzna odsunął się razem z krzesłem i nie przerywając kontaktu wzrokowego z Alex, sięgnął do rozporka.