czwartek, 12 grudnia 2019

73. Święta tuż tuż




Oczy mi zalśniły, kiedy tylko Severus sięgnął do rozporka. Wiedziałam, że jest podniecony, ponieważ czarne spodnie uwydatniały wybrzuszenie, jakie znajdowało się pod nimi.

- Lepiej niż Powyżej Oczekiwań? – Zdziwiłam się, przerzucając ponownie wzrok na napiętą twarz mężczyzny. – Chyba jeszcze nikt w dziejach Hogwartu nie dostał od ciebie Wybitnego.

- Klękaj, Lamberd – przerwał mi szybko, rzucając polecenie. – Doprawdy, naprawdę chcesz rozmawiać o możliwych ocenach?

Przełknęłam głośno ślinę, zaprzeczając ruchem głowy. Już chciałam klęknąć, kiedy Snape zmienił zdanie, podnosząc się szybko z krzesła. Dopadł do mnie, chwytając pukiel włosów i szarpnął moją głową, odsłaniając sobie dostęp do szyi. Jego dłoń uniosła kawałek mojej spódnicy, przesuwając się ku wewnętrznej stronie. Jęknęłam cicho, gdy nagle usłyszeliśmy huk. Pusty świecznik, który stał przy gzymsie kominka przewrócił się z głośnym łoskotem, a po chwili ukazała nam się głowa Klary i kawałek jej ramienia.

Odskoczyłam od mężczyzny jak oparzona, widząc przed sobą Gryfonkę. Dziewczyna miała na sobie pelerynę Harry’ego i najprawdopodobniej śledziła mnie od wyjścia z wieży aż do lochów. Rozszerzyłam w panice oczy, otwierając usta i ponownie zrobiłam krok w tył, chcąc znaleźć się jak najdalej Snape’a, chociaż to i tak nie miało już żadnego znaczenia. Klara przebywała razem z nami w gabinecie, słyszała i widziała wszystko, co miało tu miejsce przed chwilą. Na jej twarzy malowało się przerażenie z niedowierzaniem. Wstrząśnięta przenosiła wzrok ze mnie na nauczyciela i na odwrót.

- Alex, co ty…? – Odezwała się w końcu, nie wiedząc nawet, jak skończyć zdanie.

- Klara, posłuchaj… - Wyciągnęłam szybko rękę w jej stronę, ale nagle Snape rzucił niewerbalną klątwą w Gryfonkę. Dziewczyna upadła na podłogę, tracąc przytomność. Pisnęłam przerażona, chcąc do niej podejść, ale Snape chwycił mnie boleśnie za ramię, nie pozwalając się ruszyć. Spojrzałam na niego, będąc jeszcze bardziej przerażoną niż Klara. Od bruneta bił chłód i niechęć. Pociągnął mnie brutalnie za sobą, otwierając jedną z szuflad swojego biurka. Wolną dłonią poprzesuwał różne fiolki, książki i dokumenty, jakie się w niej znajdowały, a następnie zamknął ją z głośnym impetem, jeszcze mocniej ściskając moją rękę.

- Ukradłaś mi pelerynę Pottera! – Warknął złowrogo, szarpiąc mną. Kątem oka spojrzał na nieprzytomną dziewczynę i odepchnął mnie od siebie. – Jak to zrobiłaś?!

- Ja… - zaczęłam, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Przecież nie mogłam wsypać drugiego profesora, a zwalić na siebie winy również nie powinnam. Coś czułam, że mogłoby to przekreślić prawie wszystko, co udało mi się do tej pory zbudować ze Snape’em. – To nie ja. – Wydukałam w końcu, zaczynając trząść się ze strachu.

- Kłamiesz! – Syknął, obnażając swoje zęby. Wyglądał, jakby coś go opętało. – Właśnie dlatego zabrałem ci tę cholerną pelerynę, żeby nie doszło do takiej sytuacji, jak teraz!

- Ja nie mam pojęcia, co jej strzeliło do głowy, żeby za mną iść! – Spanikowałam i na nowo spojrzałam na przyjaciółkę. – Co jej zrobiłeś?

- Nic jej nie będzie – odparł chłodno Severus.

- Ale… przecież…

- Obliviate – mruknął mężczyzna, wykonując w powietrzu skomplikowany gest różdżką, po czym smuga jasnego światła uderzyła w dziewczynę. Patrzyłam na to lekko zaniepokojona. To było do przypuszczenia, że Snape będzie musiał wyczyścić pamięć Klarze, ale spowodowało to u mnie pewnego rodzaju wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że mieszanie w myślach mogło zaszkodzić. Były to sporadyczne przypadki, ale zawsze po takich zaklęciach zostawała w umyśle luka, która była nieznośna i denerwująca.

- Zaraz ją wyprowadzisz. – Mężczyzna zaczął mnie instruować, przyglądając się badawczo Klarze. – Weźmiesz ją daleko od lochów i wmówisz jakąś bzdurę.

- Ale…

- Dość! – Uciął krótko. – Cały czas pokazujesz, jaka jesteś nieodpowiedzialna i naiwna! Gdybyś tylko pomyślała i nie kradła tej cholernej peleryny…

- Ale ja jej nie ukradłam! – Przerwałam mu, czując narastającą panikę.

- Amber, to pół biedy, ale gdyby twoje durne zachowanie naprowadziło na mnie innego nauczyciela… - Snape przerwał, wbijając we mnie mrożące krew w żyłach spojrzenie. – Zdajesz sobie sprawę, co grozi za spoufalanie się z uczennicą? Miałaś być dyskretna. Tylko tyle od ciebie wymagałem, a ty jak zwykle robisz to, na co masz ochotę.

- Nie, proszę! – Jęknęłam, chwytając go za rękaw. – Błagam! Ja nie miałam pojęcia, że ona może coś podejrzewać! To nie moja wina! Ja naprawdę się staram! Błagam cię!

Trzymałam mocno kawałek jego ubrania, bojąc się, że mężczyzna odsunie mnie od siebie, każe się wynosić i już nigdy nie pokazywać się na oczy. Snape stał przez chwilę niewzruszony, wpatrując się, jak desperacko trzymam się jego szaty, po czym wyrwał ją szybko.

- Zabieraj ją stąd! – Warknął.

- Ale my… znaczy ty, ja…

Mężczyzna obdarzył mnie jednym z najsroższych spojrzeń, więc postanowiłam zamilknąć. Podeszłam do przyjaciółki, podnosząc jej bezwładne ciało z podłogi. Przerzuciłam sobie jej rękę przez ramię i raz jeszcze zwróciłam wzrok na profesora.

- Wyprowadź ją. Zaraz powinna się obudzić – rzucił i bezceremonialnie obrócił się do mnie tyłem, wchodząc do sąsiedniego pomieszczenia. Chciałam za nim pobiec i raz jeszcze próbować to wszystko wyjaśnić, ale Klara nieco mi ciążyła, a zostawiać jej samej w gabinecie nie chciałam, dlatego bez słowa opuściłam komnaty nauczyciela.

Powoli zaczęłam wyprowadzać nieprzytomną dziewczynę z lochów, która z każdą sekundą zaczynała bardziej reagować na otoczenie. Odzyskała nawet władzę w nogach, więc nie musiałam jej dłużej przytrzymywać. Podprowadziłam ją pod bibliotekę i czekałam, aż w końcu się ocknie.

Popatrzyłam nieprzechylnie na otumanioną Gryfonkę, czując żal do przyjaciółki za to, co zrobiła, ale z drugiej strony nie powinnam się na nią denerwować. Przecież to nie jej wina, że chciała się dowiedzieć, gdzie wymykam się wieczorami. Gdybym nie miała przed nią tajemnic i wszystko mogła jej powiedzieć, nie doszłoby do takiej sytuacji, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Po pierwsze – nie chciałam, po drugie – Snape kategorycznie zabronił.

Westchnęłam głęboko, ściągając z dziewczyny pelerynę. Swoją drogą, dlaczego Snape ponownie mi jej nie odebrał? Może również zestresował się całą tą sytuacją? Po części miał rację. Klara od razu pognałaby do Dumbledore’a i wszystko mu wyśpiewała, a wtedy zarówno on, jak i ja bylibyśmy skreśleni. Już nie chciałam nawet myśleć, co mój ojciec by sobie pomyślał?!

Złożyłam płaszcz w kostkę i włożyłam pod pachę, obserwując przyjaciółkę. W mojej głowie kłębiło się tak wiele negatywnych emocji, ale przecież nie mogłam nagle wybuchnąć na Klarę. W dodatku Severus… Co, jeżeli chciał to już definitywnie zakończyć?! Nie, nie chciałam nawet o tym myśleć. Po prostu musiał ochłonąć i dlatego wyrzucił mnie za drzwi. To na pewno to!

- Co się stało? – Jęknęła, rozglądając się świadomie po korytarzu.

Musiałam grać. Tego wymagał ode mnie Snape. Zero podejrzeń. Totalna dyskrecja.

- Co ci odbiło do głowy, żeby mnie śledzić w bibliotece? – Spytałam zdziwiona i nieco zdenerwowana. – To już nawet w spokoju nie można się pouczyć?!

- Co? Biblioteka? Śledzić? – Dziewczyna rozmasowała czoło, spoglądając na wejście do skarbnicy książek tuż za moimi plecami.

- Śledziłaś mnie pod peleryną – wyjaśniłam, wskazując na płaszcz. – Dlaczego?

- Nie wiem – ponownie jęknęła. – Dziwnie się czuję.

- Tak się skradałaś, że się potknęłaś i kilka książek spadło ci na głowę – odparłam bez mrugnięcia okiem. – Prawie się zabiłaś, straciłaś przytomność. Zupełnie zwariowałaś. Myślisz, że dlaczego nagle zaczęłam mieć dobre oceny z eliksirów? Przesiaduję w bibliotece wieczorami, bo za dnia za dużo osób by mnie widziało, a bycie kujonem to obciach.

- Merlinie, Alex – burknęła, w dalszym ciągu nie bardzo wiedząc, co się stało. Na szczęście, Snape skutecznie wymazał jej pamięć i niczego nie pamiętała. Ja stałam ze spokojem, próbując wmówić jej wszystko, byleby tylko wróciła spokojnie do Gryffindoru i zapomniała o całej sytuacji. – Przepraszam, no. Po prostu palnęłam coś głupiego w kryjówce Ślizgonów i chciałam to później zweryfikować.

- Co palnęłaś? – Zdenerwowałam się. Klara milczała, więc ją ponagliłam. – Ej! Co palnęłaś?!

- Myślałam, że wymykasz się do Lucjana, ale on powiedział, że wcale nie, dlatego się zaniepokoiłam – odpowiedziała, marszcząc brwi. – Zmęczona jestem.

- Już ci mówiłam, że nie mam zamiaru obnosić się z tym, że się uczę – wyjaśniłam, przewracając oczami. – Chodź. Wracamy do dormitorium.

W Pokoju Wspólnym siedziało większość uczniów. Klara oddała Harry’emu pelerynę, a ten nie pytając o nic, podziękował i schował ją za siebie, ponieważ siedział właśnie na kanapie z Ronem i Hermioną.

Przez kilka następnych dni nie działo się nic nadzwyczajnego. Bal zbliżał się wielkimi krokami i każda z dziewczyn była coraz bardziej podekscytowana zbliżającym się wydarzeniem. Płci przeciwnej było to raczej obojętne, ale żaden z chłopaków nie chciał iść sam na bal, ponieważ było to uwłaczające ich godności.

Jako, że do balu zostało kilka tygodni, do świąt również pozostało tyle samo. W powietrzu dało się już wyczuć atmosferę zbliżającego się święta. Hagrid miał za zadanie przynieść z lasu najładniejsze drzewko i postawić w Wielkiej Sali. Uczniów, którzy mieli zostać w tym roku, w Hogwarcie, czekało ubieranie choinki, co było już szkolną tradycją.

Bardzo lubiłam świąteczny okres spędzany w szkole, ale sytuacja ze Snape’em w dalszym ciągu nie dawała mi spokoju. W dodatku wiedziałam, że niedługo będę musiała również spotkać się ze swoją rodziną, co sprawiało, że momentalnie traciłam humor.

Klara również nie była z tego powodu zachwycona. Nie wiedziałam w sumie dlaczego? Właściwie, dziewczyna nigdy nie opowiadała mi o swoich rodzicach, ale gorsi od mojego ojca nie mogli być. Zapewne byli tak samo sympatyczni, jak rodzice rudzielców. Zawsze marzyło mi się, żeby mieć taką rodzinę, jaką posiadał Ron. Jego mama była pełną ciepła i miłości kobietą, która rozdawała te uczucia wszystkim na około. Zawsze, gdy przyjeżdżałam do rudzielca w odwiedziny, starała się ugościć mnie, jak własną córkę. Ojciec Rona również był przekochanym człowiekiem. Pracował w Ministerstwie, a nie zachowywał się jak nadęty urzędnik państwowy, a wręcz przeciwnie. Wszystkich traktował na równi. Nie istniały dla niego podziały ze względu na pochodzenie, klasę społeczną czy status magiczny.

Siedzieliśmy właśnie wszyscy w Wielkiej Sali, przyglądając się jak dyrektor wraz ze szkolnym gajowym i resztą nauczycieli, próbuje podzielić stół nauczycielski na dwie części, które oddzielone miały być między sobą choinką. Flitwick lewitował przed sobą stoły, a Mcgonagall oceniała, czy wystarczająco dużo miejsca pozostało na dekoracje świąteczne. Moody stał po prawej stronie dyrektora, pokazując mu coś swoją laską, a Snape słuchał ich, stojąc po drugiej stronie Dumbledore’a.

- Ja idę w końcu z Parvati – odezwał się nagle Harry, wyrywając mnie z rozmyślań o Severusie. Dlaczego mężczyzna tak mnie traktował? Czy on nie widział, że oddałabym za niego wszystko?!

- Co?! Jak to?! – Zdenerwował się Ron. – A ja?!

- Nie wiem! – Harry wzruszył ramionami. – Wiesz, myślałem, że jej siostra mogłaby pójść z tobą, ale ona chyba sobie kogoś już znalazła.

- Co?! – Ponownie jęknął chłopak, przeczesując nerwowo swoją rudą czuprynę. Bliźniacy, którzy siedzieli obok, zarechotali wrednie. Fred przez moment spojrzał w naszą stronę, ale po chwili do pomieszczenia weszła Angelina. Od czasu tych cholernych fotek, nie pokazywała się publicznie. Chodziła tylko na zajęcia, a potem znikała w swoim dormitorium. Najwidoczniej okres świąteczny dał jej powody, żeby w końcu odpuścić i wrócić do świata żywych.

Fred wstał szybko, machając do swojej dziewczyny, która po chwili podeszła do nas, przywitała się i usiadła obok swojego chłopaka, który czule objął ją ramieniem. Zaczął jej również szeptać coś na ucho, spoglądając co chwilę w naszą stronę. Czyżby znowu coś kombinowali? Lepiej, żeby nie zaczynali ze mną, bo Johnson znowu nie wyjdzie z wieży, ale tym razem na dłuższy okres.

- Fred coś kombinuje – mruknęłam cicho do Klary, która jako jedyna z nas wszystkich, miała położony przed sobą otwarty podręcznik od transmutacji. W dalszym ciągu byłam zła na przyjaciółkę, ale przecież to naprawdę nie było jej winą, więc w końcu musiałam odpuścić.

- Co? – Klara poderwała głowę, czerwieniąc się lekko. – Wydaje ci się.

- Cały czas się tu gapią.

- To na pewno nic takiego. – Gryfonka próbowała mnie przekonać, starając nawet nie spoglądać się w ich stronę.

Nagle Angelina wybuchła śmiechem na całą salę, postukała się palcem po głowie i wstała, odchodząc. Doprawdy, dziwna była z niej dziewczyna. Powinna być Puchonką, bo tylko oni mają tak ekstrawaganckie podejście do życia.

- Co jej się stało? – Zapytał zdziwiony Ron, ale Fred machnął tylko ręką i wybiegł za Angeliną.

Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, po czym rozmowy wróciły na swój dawny tor. Ron w dalszym ciągu rozpaczał, że nie ma z kim pójść na bal, Klara wróciła do swojej lektury, a reszta uczniów rozmawiała między sobą o balu, świętach i prezentach. Próbowałam dać znak rudzielcowi, żeby zagadał do Klary, ale albo nie chciał, albo był na tyle głupi, że nie rozumiał, co starałam się mu przekazać.

W końcu przysiadł się do nas Neville i bez owijania w bawełnę, zapytał raz jeszcze Klary, czy nie chciałaby z nim pójść na bal. Wszyscy zamarli, oczekując odpowiedzi dziewczyny, która nie była tym faktem zadowolona, ale nie chciała ponownie zranić chłopaka. Po ostatniej odmowie, Neville trafił do skrzydła szpitalnego. Zapewne nie chciała, żeby coś podobnego miało znowu miejsce.

- Neville… - zaczęła niepewnie, chociaż ja już wiedziałam, że się zgodzi. Taka była jej natura. Nie chciała ranić ludzi na około siebie, bo potem miała ogromne wyrzuty sumienia.

- Wybacz, ale Klara idzie z Ronem – odpowiedziałam szybko za nią, robiąc przepraszającą minę. – Przykro mi, Neville.

- Co? – Zdziwiła się Klara, ale w tym momencie, Ron postąpił tak, jak powinien dawno temu. Wystrzelił szybko ze swojego miejsca, rzucając się niemal na stół i potwierdził wszystkie moje słowa.

- Klara idzie ze mną, Neville – powiedział szybko, czerwieniąc się jak burak. – Co nie?

Dziewczyna zamrugała kilka razy, po czym niepewnie kiwnęła głową, przygryzając dolną wargę.

- Przykro mi, Neville – mruknęła, spuszczając głowę. Za to Ron wyszczerzył się, jakby wygrał los na loterii. Zapewne kamień spadł mu z serca, że w końcu kogoś znalazł i nie zostanie sam jak palec na balu.

Neville westchnął głęboko, popatrzył po wszystkich z żalem i odszedł, powłócząc nogami. Ginny Weasley obserwowała go uważnie, aż w końcu również wstała od stołu i pognała za chłopakiem. Objęła go przyjacielsko ramieniem, szepnęła mu coś na ucho i odeszła szybko. Gryfon stał jeszcze przez chwilę zdziwiony, po czym uśmiechnął się pod nosem i wyszedł z wielkiej Sali.

- Twoja siostra ma większe jaja niż ty – skomentowałam, wpatrując się w najmłodszą latorośl Weasley’ów.

- O co ci chodzi? – Zdziwił się Ron, ponownie siadając na swoim miejscu. Harry, który przyglądał się temu przez dłuższy czas siedział rozweselony i kręcił z niedowierzania głową. – No co?! – Rudzielec łypał na nas groźnie, założywszy ręce na piersi.

- Neville ma nawet większe jaja od ciebie – drążyłam dalej.

- Dlaczego nie zapytałeś Klary wcześniej o ten bal? – Zapytał Harry, klepiąc przyjaciela po plecach. – Wyszło to teraz trochę niezręcznie, co nie?

- To moja wina. Ron czekał na moją odpowiedź, a ja nie byłam do końca przekonana, czy chcę z kimkolwiek iść na ten bal – wyjaśniła pokrótce blondynka, ponownie zatapiając się w lekturze.

- Ach ten entuzjazm – zaśmiałam się.

- Ta radość – dodał brunet.

- Ale cieszysz się, co? – Ron widząc, jak naśmiewamy się z całej tej sytuacji, nie był już do końca pewny, czy Klara rzeczywiście chce iść z nim na bal, czy tylko powiedziała tak na „odwal się”.

- Może być – mruknęła, podnosząc ponownie głowę. – Najgorsze będzie to, że będziemy musieli tańczyć z nauczycielami.

- Serio? – Ron zbladł. – Ale wszyscy?

- Nie wiem, może tylko reprezentanci?

- Co?! – Cały dobry humor Harry’ego ulotnił się, jak powietrze z balonika. – Ale jak to?

- Nie masz zbyt dużego wyboru – uśmiechnęłam się cynicznie. – Chociaż, jeżeli bym miała wybrać, to Sinistra. Aczkolwiek, wypadałoby, żebyś zatańczył z Mcgonagall.

Tym razem, to Ron wybuchł gromkim śmiechem, klepiąc się po nodze. Ja natomiast wyobraziłam sobie, jak Severus do mnie podchodzi, wyciąga rękę i zaprasza do tańca. Wiedziałam, że to nierealne, ale pomarzyć zawsze można było.

- Ty akurat nie powinnaś się przejmować tańcem z nauczycielem – zwróciłam się po chwili do Klary. – Przecież jesteś naczelną kujonką Hogwartu, zaraz po Granger i zapewne postawiłaś sobie za punkt honoru, żeby zatańczyć z… no nie wiem? Z Moodym?

- Ciężko będzie z tą jego nogą – zarechotał ponownie Ron. – A Ty Alex? Zatańczysz z jakimś nauczycielem?

- Ja? – Zdziwiłam się. – Raczej nie. Nie mam zbyt dużego wyboru. Lubię Moody’ego, to w sumie mogłabym z nim zatańczyć, a tak to nie wiem.

- Mam nadzieję, że jednak tylko reprezentanci będą musieli tańczyć z nauczycielami – westchnęła Klara. – Nie dość, że będę się stresowała całym balem, to jeszcze taniec z nauczycielem? Dziękuję bardzo.

- Aż tak źle nie będzie – odparłam, posyłając przyjaciółce pocieszający uśmiech.

Resztę dnia spędziliśmy na ekscytowaniu się zbliżającymi świętami. Większość zaraz po balu wyjeżdżała do swoich domów na okres Bożego Narodzenia i Nowego Roku, ale ci co mieli zostać w szkole, mogli spotkać się ze swoimi rodzicami, którzy jeszcze przed balem mieli nas odwiedzić i spędzić z nami trochę czasu. Nienawidziłam świąt spędzanych w domu, dlatego też postanowiłam zostać na ten czas w szkole. Lubiłam, kiedy w dormitorium prawie nikogo nie było, korytarze były puste, a wszędzie panowała błogosławiona cisza.

Snape w dalszym ciągu milczał. Nie miałam pojęcia, czy nasze szlabany były aktualne, czy też nie, ale wolałam tego nie sprawdzać, dlatego w piątkowy wieczór zostałam w dormitorium, w łóżku. Gdyby mężczyzna chciał się ze mną spotkać, na pewno próbowałby się w jakiś sposób skontaktować ze mną. Wolałam na razie mu się nie narzucać. Snape nie powiedział stanowczo: nie, co do naszych spotkań, więc w dalszym ciągu miałam nadzieje, że jednak przygarnie mnie z powrotem i będzie znowu tak, jak dawniej.

W sobotę wraz z nauczycielami, mieliśmy udać się do Hogsmeade po świąteczne prezenty dla swoich bliskich. Jako, że miałam już upatrzony prezent dla Snape’a, dobrze wiedziałam, gdzie się udać. Kupiłam zestaw do pisania dla mężczyzny, które sprzedawca zapakował, jako prezent świąteczny. Następnie, udałam się do jednej z księgarń i wybrałam dla Klary książkę o tym, jak zostać najlepszym aurorem. Miałam nadzieję, że obszerny podręcznik przypadnie dziewczynie do gustu. Kolejną osobę, jaką chciałam obdarować prezentem, był profesor Moody. Dla nauczyciela postanowiłam odkupić taką samą butelkę whisky, jaką kiedyś mu zwinęłam z gabinetu. Właściwie, można to było uznać, jako zwrot pożyczonej rzeczy, więc do alkoholu dokupiłam jeszcze wielką, czekoladową żabę na osłodę życia. Ron wraz z Harrym mieli dostać ode mnie po worku słodyczy i figurki ulubionych Szukających z Quiddicha.

Po skończonych zakupach wróciliśmy wszyscy do Hogwartu. Klara opowiadała mi, co kupiła dla swoich rodziców i najbliższych. Chciałam ją wypytać dyskretnie, czy postanowiła zrobić prezent Draco, ale nagle podszedł do nas Lucjan, obejmując mnie mocno ramieniem.

- Co tam, moja piękna? – Zagadnął. Przewróciłam zażenowana oczami.

- Doprawdy, takie teksty to możesz sobie włożyć, wiesz gdzie?

- Alex! – Skarciła mnie Klara. – Ja uważam, że są miłe i słodkie. Powinnaś się cieszyć.

- Jestem wniebowzięta – odparłam sarkastycznie, po czym zdałam sobie sprawę, że zachowuję się identycznie jak Snape. Przebywanie w jego towarzystwie powoli zaczynało na mnie wpływać, ale po ostatnim braku odzewu z jego strony, byłam przekonana, że bycie niemiłym w końcu mi przejdzie. Z drugiej strony, nie chciałam być niemiła dla swoich przyjaciół.

- Zostajesz na święta w Hogwarcie, Lucjan? – Spytała nagle Klara, widząc jak się zamyśliłam.

- Jadę do domu, a co? Będziesz za mną tęsknić? – Chłopak poruszył gustownie brwiami i również postanowił objąć Gryfonkę. – Nie ma co płakać, dziewczyny. Wrócę po Nowym Roku i znowu będę was zaszczycał swoją obecnością.

- Aż tak bardzo tego nie pragniemy – zaśmiała się Klara, rumieniąc lekko.

- Dobra, dobra – prychnął Ślizgon, robiąc krótką pauzę, po czym zapytał o coś zupełnie innego. – Dowiedziałaś się, Klaro, gdzie nocami wymyka się nasza Alex?

Zesztywniałam na krótką chwilę, po czym przybrałam maskę obojętności.

- Chodziła cały czas do biblioteki – odparła spokojnie. – Niepotrzebnie robiłam podchody. Przepraszam raz jeszcze, Alex.

- Spoko, nic się nie stało. – Machnęłam ręką na przyjaciółkę.

- E tam – jęknął chłopak. – Myślałem, że jesteś uwikłana w jakiś dyskretny romans. – Przycisnął mnie bliżej siebie i potarł ramię. Wyswobodziłam się szybko z jego uścisku i postukałam się palcem po głowie.

- Romans z książkami chyba -prychnęłam.

- Swoją drogą… - zaczął Ślizgon, konspiracyjnym szeptem i ponownie przełożył swoją rękę przez moje ramiona. Przewróciłam oczami, ale dałam się przyciągnąć bliżej. – Klaro, widziałem jak całowałaś się z Weasley’em! Jak to się mówi? Cicha woda brzegi rwie? Czy jakoś tak.

- Co, proszę?! – O mało nie zakrztusiłam się własną śliną. Odsunęłam się od przyjaciół z wyrazem wielkiego szoku na twarzy. Klara wyglądała, jakby nie wiedziała, gdzie ma się schować. Podciągnęła szybko swoją torbę i zakryła nią pół twarzy.

- A to była tajemnica? – Zaśmiał się Lucjan i rozłożył ręce. – Ups! Mój błąd!

- Jak?! Co?! Gdzie?! – Obrzuciłam przyjaciółkę stosem pytań. – Ty i Fred?! Przecież to jakiś absurd!

- Ja też nie wiem, dlaczego to zrobił! – Pisnęła zza materiału dziewczyna, będąc już prawie tak samo czerwona, jak dojrzały burak. – Od razu go odepchnęłam!

- Jezu! – Klepnęłam się dłonią w czoło. – Czy on zwariował?! Znaczy… - odkaszlnęłam teatralnie. – Te wasze sprzeczki miały w sobie swój urok i myśleliśmy z George’em nad tym, że iskrzy między wami, ale przecież on ma Angelinę!

- Z George’em? – Podłapał Lucjan. – A ja? A co ze mną?

-Weź już spadaj! – Warknęłam, po czym chwyciłam przyjaciółkę pod ramię i odeszłyśmy spory kawałek, żeby chłopak nie mógł nas podsłuchiwać. – Serio cię pocałował? – Dopytałam, kiedy znalazłyśmy się daleko od Ślizgona.

- Nie wiem, co mu odbiło! – Jęknęła, w dalszym ciągu mocno zaczerwieniona. – Przecież mnie znasz i wiesz, że ja bym tego nawet nie chciała! To było tak nagłe. Normalnie, nie pozwoliłabym mu na to!

- Znaczy wiesz… - zastanowiłam się przez moment, drapiąc po brodzie. – Mnie to tam nie obchodzi z kim się całujesz, ale Fred to zła partia, w szczególności dla ciebie.

- Daj spokój! – Ponownie pisnęła. – Jaka partia?! Alex, zlituj się. Przecież on ma dziewczynę.

- To dlatego tak dziwnie patrzyli się dzisiaj na nas! – Wykrzyknęłam, odzyskując jasność umysłu. – No jasne! Ona zapewne o wszystkim wie.

- Co?! – Zdenerwowała się dziewczyna. – Przecież ona mnie zabije! Ja naprawdę nie chciałam!

- Nie panikuj. Właśnie próbuję ci powiedzieć, że on i Angela są trochę popieprzeni i lubią zabawiać się z wieloma osobami.

Klara milczała, nie rozumiejąc.

- Lubią trójkąty albo nawet czworokąty – wyjaśniłam.

- W sensie, że geometrię? Wiesz, babcia kiedyś opowiadała mi o tym mugolskim przedmiocie i powiem ci, że jest on nawet intere…

- Kurwa, nie! – Zezłościłam się. – Chodzi mi o seks! Lubią się bzykać z wieloma osobami!

Klara wytrzeszczyła na wierzch oczy.

- Przepraszam, no! Już inaczej nie umiałam ci tego wytłumaczyć! – Zrobiłam skruszoną minę.

Nagle usłyszałyśmy stukot laski, a następnie czyjeś męskie dłonie zacisnęły się mocno na naszych ramionach.

- Seks? Trójkąty? Na boga, dziewczyny! O czym wy rozmawiacie?!







3 komentarze:

  1. Moody zawsze ma wejście... XD

    ~Klara

    OdpowiedzUsuń
  2. Bal tuż, tuż 😍💖 coś czuję, że będzie się działo. I czuję, że Angelina nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa... :D

    OdpowiedzUsuń