poniedziałek, 21 stycznia 2013

pierwsza w tym roku - Daniel


Całe to zamieszanie związane ze Snape’em spowodowało, że ciągle chodziłem podenerwowany. Veronica przekonała mnie, że nikt nie powinien się o nim dowiedzieć, a przynajmniej na razie, dopóki mężczyzna nie odzyska pełni sił. Chcąc nie chcąc załatwiłem mu fałszywy dokument i podrzuciłem do szpitala. Wciąż ciężko było mi przełknąć myśl, że Snape miał jakikolwiek kontakt z Ver czy Dominickiem, ale wiedziałem, że na ostateczny rozrachunek przyjdzie jeszcze czas.


Często, niemal codziennie, odwiedzałem Marka. Za każdym razem przy jego łóżku siedziała Alex. Nie powiem, ulżyło mi. Bałem się, że mogłaby zechcieć opiekować się tym skurczybykiem zamiast swoim facetem, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca.


- Jak dzisiaj się czuje? – Zagadnąłem, podając kobiecie kubek kawy.


- Bez zmian. Wciąż jest w śpiączce – Lamberd schowała twarz w dłoniach, wyraźnie było widać zmęczenie na jej twarzy.


- Słuchaj, może posiedzę przy nim a ty się chwilę prześpisz?


- Nie, nigdzie się stąd nie ruszę, ale… dzięki.


Pokiwałem tylko głową ze zrozumieniem i pożegnałem się z przyjaciółką. Miałem nadzieję, że Mark wkrótce dojdzie do siebie, bo bardzo nam go brakowało.


Dochodzenie, które prowadziliśmy w Ministerstwie utknęło w martwym punkcie. Veronica ciągle suszyła mi głowę, żebym sprawdził Lucjusza, ale mnie ciężko było uwierzyć w winę brata. Czy naprawdę byłby zdolny do takiego okrucieństwa? Z drugiej strony w czasie wojny nie pozostał bierny i wspierał Voldemorta. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Dałem spokój, ale tylko na jakiś czas.


Dnie zapełniała mi praca, a także spotkania z Claire. Niesamowite, że kobieta ponownie pojawiła się w moim życiu po tylu latach. Musiałem nieśmiało przyznać, że kiedy ją zobaczyłem w naszych drzwiach, z Jacquesem serce zabiło mi mocniej. W swoim czasie byliśmy bardzo związani, a nawet rozważałem czy nie poprosić jej o rękę. Jednak kobieta zniknęła, niemalże bez pożegnania a nasz związek się skończył. O ile wieczny seks można nazwać związkiem. Choć musiałem przyznać, iż kobieta była mistrzynią w tych sprawach, a zwłaszcza w miłości francuskiej.


- Londyn o tej porze roku jest magiczny, nie sądzisz? – Zapytała mnie z uśmiechem, kiedy siedzieliśmy w kawiarni już nie wiem, który raz z rzędu. – Daniel?


- Tak, tak. Zamyśliłem się. Co mówiłaś?


- Pewnie myślałeś o swoim synku. Co u niego?


- Dobrze, dziękuje – odparłem, lekko się pesząc. Nie powinienem był tu przychodzić. – A Jacques? Jak przygotowania do… ślubu? – Spytałem, przełykając kulę w gardle. – Długo się znacie?


- Ach nie, nie długo! Ale za to intensywnie, sam rozumiesz – zatrzepotała rzęsami, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Ty z pewnością to rozumiesz. No a wy? Veronica jest bardzo piękna, Jacques dużo mi o niej opowiadał.


- Naprawdę?


Przytaknęła, zanurzając usta w kawie. W oczach miała wesołe iskierki. Od czasu do czasu to łapała mnie za rękę, to śmiała się perliście. Doskonale wiedziała jak sprawić, by mężczyzna był nią oczarowany.


- Może wpadniecie do nas na kolację? Mój narzeczony jest świetnym kucharzem, ja przypalam wszystko jak leci. Za to mam inne talenty, prawda?


- Tak… znaczy – odchrząknąłem, odrywając się od swych myśli. – Masz, z pewnością. Słuchaj, niestety muszę już iść, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.


- Bien sûr. Ja wybieram się na zakupy. Może wreszcie znajdę wymarzoną suknię ślubną. A właśnie! Może twoja żona by mi w tym pomogła, co sądzisz?


Zaskoczony otworzyłem usta, wpatrując się w kobietę zdziwiony. Veronica udusiłaby mnie gołymi rękami, gdybym ściągnął jej Claire na głowę. Powiedziała mi o tym dobitnie, nie ukrywając zazdrości. Zresztą, ona w pracy ma kontakt z Jacquesem. Nie widzę w tym niczego niestosownego.


- Ver jest teraz bardzo zajęta, ma dużo obowiązków – praca, nasz syn, przyjaciel jest w szpitalu, sama rozumiesz. Urwanie głowy.


- No tak. Może innym razem.


- Tak, innym razem.


Cmoknęliśmy się na do widzenia w policzek. Nie mogłem ukryć przed sobą faktu, że miałem ochotę na kolejny. Blondynka pachniała cudownie.


Szybko wyszedłem z kawiarenki, kierując się w stronę ciemnej uliczki. Tam, po lekkim ochłonięciu, deportowałem się do domu. Tak, jak zawsze, panował mały harmider.


- Witaj, mamo – przywitałem się z teściową, zabierając od niej synka. Dominick od razu wyciągnął rączki w moim kierunku, łapiąc mnie za włosy. - Tylko nie ciągnij mocno.


- Veronica napisała, że się spóźni, mają jakąś naradę w pracy, czy coś. Nakarmiłam małego, pewnie niedługo zaśnie.


- Dobrze, dziękuję.


- Drobiazg. Będę się zbierać, padam z nóg.


- Oczywiście, odpocznij.


- Aha, Daniel… - kobieta przystanęła w przedpokoju przyglądając mi się badawczo. – Wszystko w porządku?


Uniosłem ze zdziwienia brwi, nie rozumiejąc, o co może chodzić. Dom ziewnął, rozdziawiając szeroko buzię.


- Ale co mama ma na myśli?


- No tak w ogóle, ostatnio Veronica chodzi taka smutna, martwię się.


- Mamy trochę problemów na głowie, nic nowego.


- Kłócicie się?


- Nie, skąd! – Zaprzeczyłem gorliwie, uśmiechając się, żeby sprawić wrażenie wyluzowanego. – To przez ten wypadek Marka, Ver pewnie mówiła.


- Tak, tak, straszne. Nie sądziłam, że takie rzeczy mogą się dziać w tych czasach.


- My też nie.


Zaraz potem pożegnaliśmy się i zamknąłem za teściową drzwi. Prawdę mówiąc ulżyło mi, że poszła. Miałem ochotę pobyć trochę sam, żeby przemyśleć kilka spraw. Położyłem synka na kocu w salonie, żeby mieć go na oku. Nalałem sobie szklankę whiskey, czego zazwyczaj nie robiłem o tej porze i usiadłem na kanapie, zagłębiając się w swoich myślach. Próbowałem wpaść na jakiś nowy trop w sprawie Marka ale szybko rozbolała mnie głowa. Co jakiś czas zerkałem na zegarek, zastanawiając się, kiedy i czy w ogóle, moja żona wróci do domu.


Przymknąłem lekko powieki. Zrobiłem kilka głębszych wdechów i wydechów, co zadziałało rozluźniająco na mięśnie. Próbowałem przywołać jakiś przyjemny obraz i jak na zawołanie w moich myślał pojawiła się Claire. Uśmiechnąłem się lekko, natychmiast karcąc. Przecież tak nie można do cholery! Duszkiem wypiłem zawartość szklanki, ocierając usta. Zdecydowanie za dużo czasu spędzaliśmy razem. Francuska wciąż mnie pociągała, jednak nie miałem zamiaru się do tego przyznać. A tym bardziej o tym mówić. Dolałem sobie alkoholu, sprawdzając czy Dominick czasem się nie obudził. W tym momencie usłyszałem jak drzwi frontowe się otwierają.


- Wróciłam – usłyszałem głos żony i poszedłem się z nią przywitać.


- Kochanie – objąłem ją mocno ramionami, odszukując usta. Złożyłem na wargach mocny pocałunek, przyszpilając kobietę do ściany. Jednak ta, szybko się wyrwała.


- Piłeś? – Spytała, lustrując mnie wzrokiem.


- Jednego drinka – odparłem beztrosko, mierzwiąc sobie włosy ręką. – Tęskniłem – chciałem na nowo się przysunąć, jednak Ver, szybko mnie wyminęła, idąc do salonu. Zapewne chciała sprawdzić czy nasz synek śpi. Chwilę później wróciła z salonu, a jej wyraz twarzy nie wróżył nic dobrego.


- Zwariowałeś?! Piłeś alkohol przy dziecku?


- Dominik śpi od dobrej godziny.


- Co z tego? Nie zwalnia cię to od odpowiedzialności! A jakby coś się stało?


- Ale nic się nie stało.


- Nie odstawiaj szopki! Nie życzę sobie, żebyś pił, kiedy zajmujesz się małym. Nie jesteśmy w patologicznej rodzinie.


- Veronica nie przesadzaj, to tylko jeden drink, dla rozluźnienia po pracy. Nie rób afery. Chciałem, żeby było miło jak wrócisz.


- Nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej. Nigdy się tak nie zachowywałeś.


- Robisz z igły widły.


Fuknęła tylko, wymijając mnie. Od razu było widać, że jest zła jak osa, więc bez względu na to, co powiem i tak szybko jej nie przejdzie. Postanowiłem, że przejdę się na spacer. Ściągnąłem płaszcz z wieszaka i wyszedłem z domu. Na dworze było już ciemno. Deportowałem się za furtką do centrum, gdzie miałem nadzieję wtopić się w tłum. Chętnie pogadałbym z jakimś przyjacielem, ale niestety wszyscy, którym mógłbym zaufać albo nie żyli, albo leżeli w szpitalu jak Mark.


Nagle poczułem, że mam cholerną ochotę zapalić. W najbliższym kiosku kupiłem paczkę Marlboro oraz zapalniczkę. Jakoś nigdy nie przepadałem za tym nałogiem, ale wiedziałem, że działa rozluźniająco, a ostatnio naprawdę potrzebowałem wyluzować.


Szedłem ulicą zaciągając się dymem. Początkowo trochę drapało mnie w gardle, jednak po chwili się przyzwyczaiłem. Mijałem jeden bar za drugim, zastanawiając się, czy nie wejść, ale z drugiej strony już miałem dość alkoholu na dziś. Wiedziałem, że jeżeli wrócę do domu pijany Veronica urwie mi głowę. Zresztą teraz, kiedy trochę ochłonąłem, musiałem przyznać jej rację. To było nieodpowiedzialne zachowanie z mojej strony. Wyrzuciłem niedopałek na chodnik i postanowiłem wrócić do domu. Jednak w tej chwili usłyszałem za plecami jak ktoś woła moje imię.


- Daniel! Ach, jak szalenie miło cię widzieć, pamiętasz Claire? – Zdecydowanie to nie było to, czego się spodziewałem. – Właśnie wybieramy się na kolację, zamówiłem stolik w tej francuskiej knajpce na Pokątnej, masz ochotę się przyłączyć?


- Dziękuję za propozycję Jacques, ale nie skorzystam. Muszę wracać do domu, Veronica na mnie czeka.


- Ach, słodka Veronique na pewno jest zmęczona. Mieliśmy dzisiaj urwanie głowy. Zmiany programu, egzamin, nowy projekt z Ministerstwa, ale… nie będę was zanudzać kochani.


- Właśnie, nie rozmawiajmy o pracy – dodała Claire, uśmiechając się do mnie słodko. Nie omieszkałem zauważyć, że miała na sobie wyjątkowo krótką spódniczkę, która eksponowała wyjątkowo długie i zgrabne nogi kobiety. – Nie daj się prosić Daniel, inaczej Jacques zanudzi mnie tymi eliksirami na śmierć – dodała puszczają do mnie oko.


Musiałem przyznać, że w jednej chwili zmiękłem. Nawet towarzystwo tego cholernego żabojada przestało mi przeszkadzać. Przy tej kobiecie czułem się swobodnie, mogłem choć na chwilę zapomnieć o codziennych sprawach. Dlatego przystałem na ich propozycję, towarzysząc w drodze na kolację.


Kiedy tylko zobaczyłem menu od razu pożałowałem. Nie było nic, co miałbym ochotę zjeść, tym bardziej, że wszystkie dania miały francuskie nazwy. Nie chcąc wyjść na idiotę, zamówiłem to samo, co pozostałą dwójka, która wydawała się mieć ze mnie niezły ubaw. Claire z pewnością widziała, że mój francuski jest fatalny, za to Ver znała go perfekcyjnie i z pewnością nie pozwoliłaby mi się tak skompromitować.


Popijaliśmy słaby aperitif zanim podano nam zakąskę w postaci… ślimaków. Musiałem przyznać, że podano je w taki sposób, iż nikt nie domyśliłby się, co de facto ma na talerzu. Jednak Claire była na tyle miła, mówiąc co dostałem pod nos. Odsunąłem od siebie danie z obrzydzeniem. Za to moi towarzysze zajadali się w najlepsze.


Sączyłem wino, coraz bardziej zły na siebie. Powinienem być teraz z rodziną, a nie siedzieć w jakiejś dennej knajpie z facetem, którego szczerze nie znosiłem i kobietą, do której pałałem niedawno odświeżoną namiętnością. Ten wieczór nie wróżył nic dobrego. Utwierdziłem się o tym, kiedy poczułem na swojej nodze dotyk. Zesztywniałem momentalnie chrząkając, ale kobieta zdawała się nic sobie z mojego zakłopotania nie robić. Uśmiechnęła się tylko figlarnie. Duszkiem wypiłem wino, rozpinając koszulę pod szyją.


Gwoździem programu okazała się żabnica po burgundzku*. Nie wyglądało za smacznie, ale wiedziałem, iż pomimo nazwy danie jest w porządku. Zjadłem połowę, nie chcąc być nieuprzejmy. Podczas kolacji rozmawialiśmy trochę o nowej polityce Ministerstwa, o rzekomym niesamowitym projekcie, w który zaangażował się Francuz oraz ślubie, który miał niedługo nadejść.


- Nie chcemy czekać. W końcu nie będziemy wiecznie młodzi, prawda? – Jacques puścił do mnie oko. – Muszę przeprosić was na moment. – Wstał od stołu i odszedł w kierunku toalety. Claire szybko przesiadła się na jego miejsce, aby znaleźć się bliżej mnie.


- Co ty w nim widzisz, jest nudny jak flaki z olejem.


- Gdybyś był kobietą, to byś zrozumiał – odparła, uśmiechając się przy tym zadziornie. – Chyba nie muszę ci opowiadać szczegółów. Co nie co na pewno pamiętasz – dodała, nachylając się nade mną.


Może i byłem wstawiony, ale nie pijany. Pomimo całego jej uroku oraz mojej niewątpliwej sympatii, a raczej słabości do niej, odsunąłem się szybko.


- Co robisz, Jacques może zaraz wrócić.


- On nie miałby nic przeciwko.


- Ale moja żona by miała – odparłem, nie pierwszy raz myśląc w takiej sytuacji o Ver.


- Doprawdy? To dlaczego cię z nią teraz nie ma? Przecież widzę jak mój narzeczony działa ci na nerwy. Przecież mogłeś odmówić, zamiast przyjmować zaproszenie.


Mogłem. To fakt. Poczułem się zbity z tropu. Czego ona w zasadzie ode mnie chciała? Flirtowała ze mną bez pardonu, na dodatek pod nosem swojego faceta. Oboje byliśmy w związkach, a przecież jakaś stara historia i sentyment nie może mieć wpływu na to, co dzieje się teraz. A przynajmniej nie powinien. Musiałem w duchu przyznać, że faktycznie miałem jakiś problem ze swoimi byłymi kobietami, najpierw Nadine, teraz Claire. Tylko, że z Silvermoon to była zupełnie inna kwestia. Czułem jakąś wewnętrzną potrzebę, żeby ją chronić, wspierać, ta miłość miała bardziej charakter platoniczny, pomimo tych nielicznych razy, kiedy lądowaliśmy razem w łóżku. Natomiast znajomość z Francuzką miała niemalże wyłącznie cielesny wymiar. Tak to się zaczęło i tak też się skończyło. Nie było do czego wracać.


- Daj spokój, to prowadzi donikąd.


- Ale mogłoby być bardzo przyjemne – przybliżyła się jeszcze bardziej, tak, że mógłby policzyć nieliczne piegi na jej nosie. – Nie uważasz?


Pokręciłem tylko głową, wstając z miejsca. Naprawdę, nie powinienem był tu przychodzić. Idiota.


- Dziękuję za zaproszenie. Pewnie zobaczymy się w pracy. Podziękuj ode mnie swojemu narzeczonemu – podkreśliłem ostatnie słowo – ale żona i syn na mnie czekają. Do widzenia.


- Szkoda – rzuciła tylko przez ramię, siadając z powrotem na swoim miejscu. Westchnąłem tylko, utwierdzając się w przekonaniu, iż podjąłem jedyną słuszną decyzję.


Kiedy wróciłem do domu, nie paliło się ani jedno światło. Uznałem, że Ver położyła się wcześniej, dlatego od razu poszedłem do sypialni, po drodze zaglądając do pokoju Doma. Synka nie było w łóżeczku. Ostatnio coraz częściej mały zasypiał w naszym wspólnym łóżku. Uśmiechnąłem się na myśl jak słodko musi teraz wyglądać wtulony w maminą pierś. Otworzyłem drzwi do sypialni, jednak tam też nikogo nie było. Zdziwiłem i zarazem zaniepokoiłem się. Zapaliłem światło, wołając Veronicę, ale nikt mi nie odpowiedział. Rozejrzałem się po pokoju i dopiero po chwili dostrzegłem na materacu karteczkę.


Pojechałam do mamy. Muszę odpocząć. V.



Wściekły zmełłem kartkę w dłoni, przytykając ją do czoła. W zasadzie nie wiedziałem czy jestem zły na żonę, czy bardziej na własną głupotę, ale jeżeli Veronica uciekała ode mnie do matki, to niewątpliwie nie wróżyło to dobrze naszemu małżeństwu. Kwestią czasu było czy uda nam się dogadać, co zapewne leżało w mojej gestii.




* danie kuchni francuskiej, składa się z żabnicy (ryby), marynowanej cebuli, czerwonego wina, pieczarek oraz boczku