wtorek, 20 marca 2018

Sev + Alex

Takie o wypociny dla siebie od siebie. 



Siedziałam sama w pobliskim pubie z dala od swoich przyjaciół. Nikomu nic nie mówiąc, postanowiłam wymknąć się późnym wieczorem, kiedy Nadine usnęła, do najbliżej położonego miejsca, gdzie mogłam w spokoju bez znajomych twarzy wokoło, napić się czegoś mocniejszego.

Ostatnie dni dały mi się mocno we znaki. Najpierw wstąpienie do Zakonu Feniksa, a następnie spotkanie mężczyzny swojego życia, który już nigdy nim nie będzie. W dalszym ciągu nie mogłam sobie z tym poradzić i to było głównym powodem mojego wyjścia z posiadłości Potterów. Musiałam się napić, zapomnieć. Przez chwilę chociaż poczuć coś innego niż ból, żal i złamane serce, uwierające moją klatkę piersiową.

- Jeszcze raz to samo - mruknęłam do barmana, posuwając kieliszek wierzchem dłoni w jego stronę.

Mężczyzna nalał mi do szkła czystej wódki. Uśmiechnęłam się lekko na widok tego zbawiennego płynu, który powoli rozluźniał mój umysł i ciało.

Chwyciłam kieliszek między dłonie, obracając go powoli palcami. Spuściłam na moment głowę, przymykając oczy. Gdybym tylko mogła cofnąć czas, to... no właśnie, co wtedy? Nie pozwoliłabym sobie zmienić swojego życia na nowe. Obecne, nawet jeżeli więcej w nim było bólu i upokorzenia ze strony Severusa, było o wiele lepsze niż to bez niego. Jeżeli miałabym go nigdy nie poznać, wolałabym umrzeć, a ból w końcu minie. Nie za kilka miesięcy, ale może za rok, dwa. Wtedy zacznę normalnie żyć.



***



Musiałem się napić. Potrzebowałem tego jak nikt inny na świecie. Poprzedni tydzień był jakimś pieprzonym koszmarem. Lucjusz nie dawał mi spokoju, wymyślając coraz to nowsze zadania dla mnie. Sądziłem, że już dawno temu udowodniłem Czarnemu Panu jak lojalny potrafię być. Robiłem wszystko, czego ode mnie oczekiwał łącznie z eliksirami, a jemu wciąż było mało i mało.

Wszedłem do najbliższego pubu. Jako, że był środek tygodnia, nie spodziewałem się ujrzeć tłumów w tym miejscu. Kilku pijaków ot co.

Przekraczając próg speluny, poczułem znajomy zapach perfum. Przez moment zakręciło mi się w głowie. Chwyciłem szybko brzeg framugi, żeby nie zachwiać się zbytnio i już na wstępie zdradzać swoją obecność.

Znałem tę woń. W Hogwarcie upajałem się nią każdego dnia i niemal każdej nocy. Rozejrzałem się szybko po pomieszczeniu i wtedy ją ujrzałem. Siedziała zgarbiona przy barze w obcisłych dżinsowych spodniach i czarnym, opinającym jej talię, golfem.

Nie wierzyłem własnym oczom. Co ona, do cholery, robiła w pubie o tej porze?! I to w dodatku sama? Omiotłem spojrzeniem lewą jak i prawą stronę lokalu, ale nigdzie obok nie zauważyłem jej przyjaciół. Czyżby postanowiła sama przyjść do obcego miejsca i się opić? Typowe dla niej. Zawsze była nierozważna.

Chciałem wyjść, ale widok zmizerniałej Lamberd nie dawał mi spokoju. Nie byłem do końca przekonany, czy dobrze robiłem. Kobieta mogła mnie wydać byle komu. Za złapanie Śmierciożerców były spore nagrody pieniężne, jednakże...

Podszedł do niej, czując jeszcze intensywniej jej perfumy. Od razu przypomniałem sobie jej ciepłe, nagie ciało leżące pode mną. Jej błagalne jęki, gorący oddech...

Dość Severusie! Skarciłem się w duchu.

Zauważyłem jak Lamberd przechyla, zapewne, kolejny już kieliszek, więc bez zbędnych ceregieli przysiadłem się obok, dodając:

- Dwa razy to samo.



***

Odwróciłam gwałtownie głowę, widząc koło siebie Severusa.

Nie. To musiała być jakaś jedna, wielka mistyfikacja. Jakim cudem TEN mężczyzna znalazł się w tym samym barze, o tej samej godzinie i tego właśnie dnia, tam gdzie ja? Dlaczego nie mogłam się od niego uwolnić? Co to wszystko miało znaczyć?!

Spróbowałam wstać z zamiarem ucieczki, ale Snape chwycił mnie za rękaw, zmuszając do ponownego usiądnięcia.

- Zdajesz sobie sprawę, że mogę cię wydać? - Warknęłam wściekle w jego stronę, wyrywając się.

- Wiem - odparł krótko.

Barman postawił na blacie drugi kieliszek i rozlał do obydwóch kolejną porcję wódki.

- Wypijmy więc za to - dodał, unosząc swoje szkło. Patrzył mi przy tym twardo w oczy. Od tego spojrzenia wszystkie moje wnętrzności zrobiły koziołka.

Chwyciłam swój kieliszek. Wznieśliśmy toast i wypiliśmy całość na raz. Snape od razu domówił kolejną porcję.

- Mizernie wyglądasz - rzekł po chwili. - Co tu robisz?

- Daj mi spokój.

Próbowałam ze wszystkich sił nie dać sobie przebić swojego pancerza ochronnego, którym od pewnego czasu byłam otoczona. Wiedziałam, że chociażby najmniejsza szczelina spowoduje runięcie wszystkiego, co starałam się budować przez te kilka miesięcy.

Kolejna kolejka pojawiła się na stole.

- Jest wojna, Lamberd. Nie powinnaś włóczyć się sama po takich miejscach.

Prychnęłam, będąc już lekko zamroczona alkoholem.

- Dobrze wiem, że jest wojna, Snape! - Syknęłam. - Przypominasz mi to każdego dnia.

Nie czekając na chłopaka, opróżniłam swój kieliszek sama.

Ponownie na blacie pojawiła się kolejna dawka. Tym razem tylko dla mnie, gdyż Severus nie zdążył wypić jeszcze swojej.

- Mnie też nie jest łatwo, Lamberd - rzekł po chwili zmienionym tonem, jakby bardziej ludzkim.

Obróciłam głowę w jego stronę, czekając aż rozwinie swoją wypowiedź.



***



Wychyliłem kolejny kieliszek wódki, czując jak pali moje gardło i przełyk. Nie miałem zamiaru wypowiadać tych słów na głos, ale alkohol powoli uderzał mi do głowy. Dawno nie piłem mocnych trunków i obawiałem się, że taka mała ilość wódki, w tak szybkim czasie może doprowadzić mnie do zguby, co w rzeczywistości robiła, pozwalając na uzewnętrznianie się przed kobietą.

- Stoimy po dwóch stronach - kontynuowałem . - Z naszego związku nic nigdy by nie wyszło, rozumiesz?

- Nawet się nie starałeś! - Krzyknęła, lekko się trzęsąc. W jej oczach ujrzałem łzy.

- Napij się - ponagliłem ją i zamówiłem całą butelkę wódki.

Lamberd usłuchała, przechylając swój kieliszek. Polałem nam ponownie.

- Gdybym... gdybym przeszła na twoją stronę... - zaczęła niepewnie, patrząc uparcie w blat stołu - czy wtedy byłaby dla nas szansa?

Zmarszczyłem brwi. Co ona wygadywała?! Miałem nadzieję, że pieprzy takie głupoty tylko po alkoholu.

- Nie - odparłem twardo. - Wybij to sobie z głowy, kobieto.

- Kocham cię - jęknęła, płacząc.

- Weź się w garść - Zdenerwowałem się. - W tym nigdy nie było żadnej miłości.

- Być może dla ciebie - chlipnęła.

Nie mogłem patrzeć na jej łzy. Zawsze doprowadzały mnie one do białej gorączki, bo przeważnie były spowodowane przeze mnie. Lamberd zawsze płakała z mojego powodu. Zbyt wiele razy ją skrzywdziłem, ale tak właśnie miało być. Dziewczyna miała mnie nienawidzić. Tak było łatwiej, ale dla kogo?

Wypiłem swoją porcję, polewając sobie ponownie, po czym znowu przechyliłem kieliszek. Poczułem szum w głowie. Lamberd poszła za moim przykładem.

- Chyba wystarczy na dzisiaj - mruknąłem, chcąc wstać, ale brunetka odebrała mi butelkę znowu napełniając kieliszki. Połowa alkoholu zamiast do szkła, trafiła na blat. - Lamberd, tobie zdecydowanie wystarczy.

- Wybacz, ale nie jesteś moją niańką - warknęła, wypijając.

To wszystko zaczynało zmierzać w złym kierunku. Piliśmy za szybko i zbyt zachłannie. Zaraz oboje nie będziemy w stanie dojść do drzwi.

- Ktoś będzie cię musiał odprowadzić - powiedziałem, starając się aby mój ton brzmiał mniej pijacko.

- Sama się odprowadzę. Przestań nagle zgrywać dobrego kolegę.

- Nie chcę mieć cię później na sumieniu, jeżeli stanie cię się jakaś krzywda.

- Naprawdę uważasz, że do teraz nie powinieneś mnie mieć na sumieniu? - Zaśmiała się gorzko. - Zniszczyłeś mi życie, człowieku. Nie uwolnię się od tego nigdy już. Zawsze będziesz gdzieś tam w mojej głowie - puknęła się mocno palcem w czoło - zawsze z tyłu mojej pieprzonej głowy!

Przechyliła kolejny kieliszek nim zdążyłem zareagować i zabrać jej alkohol.

- Pijesz ze mną? - Spytała po chwili.

- Wystarczy - powiedziałem chłodno, chcąc wyrwać jej z ręki butelkę, która chwyciła.

- Zostaw mnie! Daj mi upić się w samotności.



***

Nie tracąc czasu napiłam się prosto z gwinta. Świat zaczął wirować w szybkim tempie. Spojrzałam zamglonym wzrokiem na Severusa, uświadamiając sobie, że od dawien dawna nie byliśmy tak blisko siebie jak dzisiaj.

- Kochałeś mnie kiedyś? - Spytałam.

- Lamberd... tobie wystarczy już tego alkoholu!

Severus wyciągnął rękę, wyrywając mi butelkę, po czym wstał powoli, trzymając się mocno blatu. Czyżby również był pijany? Zauważyłam, jak wyciąga z kieszeni pieniądze, chcąc zapłacić.

- Ja zapłacę - powiedziałam szybko, również grzebiąc w kieszeniach spodni.

- Przestań - prychnął. - Stać mnie na wódkę.

- Mnie również. Nie chcę od ciebie niczego, Severusie.

Brunet westchnął i wyłożył zrezygnowany pieniądze na blat.

- Chodź.

- Daj mi spokój. Wrócę sama.

- Wstań, do cholery, głupia dziewczyno! - Syknął, chwytając mnie boleśnie za ramię. Chcąc, nie chcąc, musiałam wstać i poddać się jego szarpnięciu.

Snape wyprowadził mnie przed bar i dopiero wtedy puścił. Wyrwałam mu z drugiej ręki butelkę, chcąc znowu pociągnąć sporego łyka.

- Nie wygłupiaj się! - Zdenerwował się. - Zaraz przestaniesz kontaktować ze światem.

- Gówno cię to obchodzi! Przyszłam tutaj po to, żeby zapomnieć o tobie. Chciałam się upić do nieprzytomności i przestać myśleć, więc daj mi święty spokój!

- Upijanie się w trupa nic ci nie da!

Chłopak doskoczył do mnie, starając się wyrwać mi butelkę z ręki. Jednak ja nie dawałam za wygraną, odpychając go od siebie za każdym razem, jak sięgał dłonią po szkło.

- Daj mi spokój!

- Lamberd...

- Odwal się!

Znowu zaczęliśmy ze sobą walczyć. Większa część alkoholu została także przez nas niechcący wylana.

- Dość tego!

Snape wyciągnął w jednej chwili różdżkę, sprawiając, że butelka wyśliznęła się z moich rąk i zniknęła. Spojrzałam na niego wściekle, rzucając się w jego stronę z pięściami. Pchnęłam go mocno w stronę ściany budynku. O dziwo, Snape poddawał się temu jak nigdy przedtem. Przeważnie nie pozwalał sobie, bym tak go traktowała, a teraz?

- Wszystko mi odbierasz! - Ponownie go pchnęłam. - Najpierw godność, potem siebie, a teraz nawet alkohol! Boże, jak ja cię nienawidzę, ty...ty...

Pchnęłam go raz jeszcze aż wylądował plecami na ścianie. Chwyciłam jego koszulę, ściskając ją mocno.



***

Lamberd przylgnęła do mnie, trzymając mocno za skrawek ubrania. Znowu poczułem jej perfumy wymieszane z wonią alkoholu. Ponownie cały świat zawirował mi przed oczami. Przez kilka chwil patrzyliśmy sobie twardo w oczy, nie wiedząc co dalej. Wiedziałem, że nie mogę posunąć się o krok naprzód. To by wszystko zniszczyło, co zbudowałem przez te kilka miesięcy, odkąd nie byliśmy razem, ale Merlinie, ile razy myślałem o niej tak blisko siebie. Czułem, jak pragnienie zżera mnie od środka, wypala dziurę. Musiałem ją dotknąć, inaczej bym zwariował.

"Snape, kontroluj się, na Boga!" - skarciłem siebie w myślach.

- O boże - jęknęła nagle Lamberd, wypuszczając moją koszulę. Jej dłoń przesunęła się na klatkę piersiową, zahaczając o guziki ubrania. - Odejdź - wybłagała. - Jeżeli odejdziesz, zrozumiem, ale proszę cię, zrób to. Severusie, proszę...

***

Zaczęłam się cała trząść. Już od bardzo dawna nie czułam takiego pożądania do tego mężczyzny. Miałam ochotę rzucić się na niego niczym wygłodniała zwierzyna. To pragnienie było tak silne, że ledwo utrzymywałam się na nogach.

Wsunęłam dwa palce za materiał koszuli, czując pod opuszkami ciepłą, gładką skórę chłopaka. Stęknęłam zrozpaczona. Zauważyłam, że Severus również nie zachowuje się tak, jak powinien. Oddychał szybko i nierównomiernie. Wyglądał, jakby właśnie bił się z myślami.

- Odepchnij mnie - szepnęłam, zatapiając wzrok w czarnych tunelach.

***

Jej dotyk elektryzował. Nie mogłem więc spełnić jej próśb, ponieważ gdybym to zrobił, oszalałbym. Chwyciłem szybko jej podbródek, ściskając go mocno, po czym dotknąłem jej warg powoli, delektując się ciepłym oddechem. Czułem jak drży cała, co jeszcze bardziej rozpalało iskry między nami. Wsunąłem leniwie język między jej wargi, całując zaborczo. Nie dałem jej nawet możliwości, żeby mogła ze mną współpracować; docisnąłem mocno usta, chcąc jak najdokładniej poczuć jej smak.

- Mają tu pokoje na górze - wysapałem, odrywając się w końcu od niej.

Lamberd kiwnęła głową, chociaż zdawało mi się, że żadne słowo, które wypowiedziałem, nie dotarło do niej. Wyglądała niczym w transie. Pociągnąłem ją z powrotem do pubu. Rzuciłem barmanowi na stół 50 funtów, czekając aż wręczy mi kluczyk. Mężczyzna o nic nie pytał. Zapewne, takie sytuacje nie były mu obce. Wyciągnął tylko spod lady klucz z numerem pokoju i ręką wskazał na piętro nad nami.

Gdy znaleźliśmy się w końcu w zwykłym, tanim pokoju, mogliśmy dać upust swoim emocjom.

Wszystko we mnie krzyczało. Żebym przestał, nie kontynuował tego, a z drugiej strony niczego bardziej nie pragnąłem niż spędzenia nocy z tą kobietą. Jedyną. Moją.

Rzuciliśmy się na siebie, zrywając poszczególne partie ubrań. Chwyciłem Lamberd za biodra, sadzając na starym biurku. Rozszerzyłem jej nogi, stając między nimi. Dotknąłem pieszczotliwie wewnętrznej strony ud kobiety, delektując się jej cichymi westchnieniami.

- Kocham cię - szepnęła, całując mnie po szyi. - Tak bardzo cię kocham, Severusie. Jesteś tylko mój, jedyny.

Te słowa odpaliły we mnie lont, doprowadzając do białej gorączki. Przysunąłem sobie ją bliżej siebie i jednym mocnym ruchem wszedłem w nią głęboko. Przyjemność była tak duża, iż w jednej chwili pomyślałem, że zemdleję z rozkoszy. Tyle miesięcy bez jej ciała doprowadzało mnie do szaleństwa, a teraz kiedy miałem ją w sobie, wszystkie emocje eksplodowały.



***

Objęłam go nogami, chcąc poczuć jeszcze głębiej. Wplotłam palce we włosy mężczyzny i pocałowałam namiętnie w usta, drażniąc brutalnie zęby.

Severus pchał mocno i zdecydowanie. W każdym kolejnym uderzeniem przechodził mnie prąd. Nie byłam w stanie już tego kontrolować. Czułam zbliżający się orgazm i nic nie mogłam na to poradzić. Chciałam przeciągać tę chwilę ile się dało, ale tęsknota za nim dawała się we znaki.

- Lamberd... - jęknął Snape.

Ten miękki ton głosu sprawił, że moje ciało poddało się w zupełności. Przycisnęłam bruneta do siebie, krzycząc z rozkoszy, kiedy orgazm nadchodził.



***

Słysząc jej jęki, również nie byłem w stanie dalej się kontrolować. Pchnąłem raz jeszcze, dochodząc w niej. Położyłem głowę na ramieniu dziewczyny, gładząc ją delikatnie po plecach i wsłuchując się w nierównomierny oddech Lamberd, który z każdą kolejną sekundą wracał do normy.

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, co takiego zrobiłem. Postąpiłem nierozsądnie, głupio, wręcz idiotycznie. Nie powinienem w ogóle przysiadać się do niej w barze. Uniosłem niepewnie głowę, spoglądając prostu w jej iskrzące się, duże zielone oczy. Lamberd miała nabrzmiałe usta i rumiane policzki. Wyglądała piękniej niż kiedykolwiek.

- Spotykajmy się - szepnęła niepewnie.

- Co?

- Nie powiem o tym nikomu. Będziemy się widywać raz w tygodniu. Może być to samo miejsce, co teraz.

- Co ty wygadujesz? To...

- Nie powiem nikomu - wycedziła uparcie. - Przysięgam.