poniedziałek, 28 września 2020

104. Zdruzgotana Alex

Głowy wszystkich z Gryffindoru skierowały się na dyrektora, kiedy ten zmierzał w naszym kierunku z przemiłym uśmieszkiem wymalowanym na ustach.

Gdy w końcu zatrzymał się przed nami, zamarłam z kawałkiem mięsa nabitym na widelec w połowie drogi do ust. Klara ścisnęła mnie mocno za nogę, obawiając się wyrzucenia ze szkoły przez Dumbledore’a. Jakoś nie sądziłam, aby dyrektor chciał ją usunąć ze szkoły za przebywanie w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej godzinie. Gdyby na serio chciał tak zrobić, musiałby wyrzucić połowę Hogwartu.

- Dzień dobry, dziewczynki – przywitał się uprzejmie, spoglądając na nas radośnie. To raczej nie wróżyło niczego nieprzyjemnego.

- Dzień dobry, profesorze – odparłyśmy chórem, chociaż Klara zrobiła to mniej entuzjastycznie. Zerknęłam przez chwilę na stół nauczycielski. Zarówno Moody i jak Snape przyglądali nam się w skupieniu. Spojrzałam na Severusa, a ten tylko dopił swoją poranną kawę i wstał, wychodząc bocznym wyjściem.

- Coś się stało? – Spytałam, wyczuwając jednak podskórnie pewien niepokój.

- Przychodzę z samymi dobrymi wiadomościami, Alex – odparł dyrektor. – Profesor Snape rozmawiał dzisiaj ze mną i stwierdził, że twoje dalsze szlabany nie są już potrzebne. Zgodziłem się z nim, więc możesz teraz cieszyć się piątkowymi wieczorami z resztą swoich przyjaciół.

- Wspaniale! – Ucieszyła się Klara, klaszcząc w dłonie. Przy okazji przestała ściskać moje kolano i w końcu mogła odetchnąć z ulgą. – Prawda, Alex?

Poczułam się tak, jakby ktoś dał mi w twarz, ale przecież nie mogłam pokazać, jak bardzo zdenerwowały mnie te słowa.

- Cieszę się – odparłam przez ściśnięte gardło. Chciałam podbiec za Severusem i zapytać, co się właściwie stało, ale przecież nie mogłam tego zrobić.

- W takim razie życzę wam dobrego dnia, dziewczynki. – Dumbledore raz jeszcze uśmiechnął się do nas i odszedł z rękoma założonymi na plecach. Zatrzymał się jeszcze przy innych uczniach, pytając jak się czują i zagadując o różne rzeczy.

Popatrzyłam tępo na stół, czując narastającą panikę. Momentalnie odechciało mi się jeść. Próbowałam wziąć kilka potężniejszych oddechów. Przecież Severus nie powiedział, że między nami koniec. On tylko anulował nasze szlabany, to jeszcze o niczym nie świadczyło. Zupełnie o niczym.

- Profesor Snape ci odpuścił – odezwała się nagle Klara, klepiąc mnie po ramieniu. – Wiedziałam, że jest w nim coś z człowieka. Nie mógł być tak okropny, jak wszyscy go opisywali.

- Przecież ja nic nie zrobiłam – jęknęłam, nie zdając sobie sprawy, że powiedziałam to na głos. Oparłam się łokciami o stół, ukrywając twarz w dłoniach. – Specjalnie wróciłam wcześniej do dormitorium.

- No właśnie dlatego oboje stwierdzili, że chyba wyciągnęłaś coś ze swoich szlabanów. Potrafisz uczyć się na błędach. Brawo, Alex. Jestem z ciebie dumna. – Dziewczyna raz jeszcze klepnęła mnie po ramieniu.

- W takim razie musimy to oblać w piątek wieczorem – zaproponował Harry, szczerząc się jak mysz do sera.

- Kolejna impreza? – Jęknął Ron. – Po piątkowej bibie mam dosyć.

- Ale tu chodzi o wyrwanie się Alex ze szponów wampira – wytłumaczył okularnik. – Powiem bliźniakom. Ostatnio mają dobre humory. Co będziecie piły?

- Nie o to mi chodziło, kiedy się ucieszyłam o wolnych piątkach Alex – mruknęła Klara, patrząc to na jednego, to na drugiego chłopaka.

Nie docierały do mnie ich słowa. W głowie miałam plątaninę myśli. Próbowałam sobie przypomnieć, co mogłam zrobić nie tak, że Severus odwołał nasze spotkania. Może mnie zauważył jak wychodziłam z kryjówki? Albo wiedział, że poszłam tam z Lucjanem, zamiast udać się prosto do wieży?

- Najważniejsze, że Alex uwolniła się już od tego krwiopijcy! – Wykrzyknął triumfalnie Ron.

- No jasne – odparłam, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń.

***

Stojąc pod klasą Eliksirów, ściskałam nerwowo torbę, obserwując dokładnie cały korytarz. Musiałam porozmawiać z Severusem i to jak najszybciej. Serce waliło mi jak oszalałe, ale co chwilę próbowałam samą siebie uspokoić. Przecież jeszcze niczego się nie dowiedziałam.

Przyjaciele w dalszym ciągu kłócili się o piątkową imprezę. Coś mi podpowiadało, że niewiele miało to wspólnego z moimi odwołanymi szlabanami. Właściwie, był to tylko pretekst, żeby cokolwiek zorganizować.

W końcu Snape pojawił się u szczytu schodów. Zszedł po nich szybko, otwierając drzwi do Sali. Wszyscy zaczęli wchodzić powoli do środka i rozpakowywać swoje tornistry. Ja stałam na samym końcu, czekając aż przed salą nie pozostanie już ani jeden uczeń. Niestety, zanim podeszłam do mężczyzny ten po prostu wszedł do Sali i stanął za biurkiem.

- Lamberd, czekasz na specjalne zaproszenie? – Zakpił, nie obdarzając mnie nawet spojrzeniem. Z zaciętą miną przeglądał papiery, które ze sobą przyniósł, po czym odłożył je z trzaskiem na stół. – W takim razie nie marnuj mojego czasu i…

- Już wchodzę – powiedziałam szybko. Zamknęłam za sobą drzwi, dosiadając się do przyjaciółki. Klara spojrzała na mnie pytająco, ale pokręciłam szybko głową, wyciągając wszystkie potrzebne zeszyty.

- Wszystko ma zniknąć z ławek – odezwał się po chwili nauczyciel. – Mam dla was upragniony test.

Większość uczniów spojrzała po sobie ze strachem w oczach. Niezapowiedziane kolokwium zawsze wywierało w większości dreszczyk paniki. Zapewne większa część klasy nie przygotowała się na taką niespodziankę. Klara uśmiechnęła się lekko pod nosem, chowając przybory szkolne z powrotem do torby.

- Będzie dobrze – szepnęła cicho, nachylając się w moją stronę. – Ty przecież też masz eliksiry w jednym palcu.

- To się okaże – westchnęłam, czekając aż Snape rozda kartki.

Gdy przechodził koło naszego biurka, pragnęłam ze wszystkich sił dotknąć go i zatrzymać chociaż na moment, ale mężczyzna rzucił nam dwa sprawdziany, ruszając dalej.

Pytania wydawały się dość proste, ale nie umiałam skupić się na nich. Zerkałam nerwowo w stronę Severusa, jak przechadza się po klasie albo siedzi za swoim biurkiem, przyglądając się, czy nikt od nikogo nie ściąga. Jego czarne oczy ani przez chwilę nie zatrzymały się na mnie. Powoli zaczynałam się denerwować całą tą sytuacją.

Gdy lekcja dobiegła końca, a sprawdziany już dawno były w posiadaniu Severusa, poczekałam aż wszyscy wyjdą z klasy, po czym podeszłam do biurka profesora. Nie zauważyłam już na nim rzeczy, które dałam mu jako prezent. To nie wróżyło niczego dobrego, ale w dalszym ciągu nie miałam pojęcia, co się dzieje. Przecież nie zrobiłam niczego złego.

- Alex, idziesz? – Zapytała Klara, czekając na mnie w drzwiach.

- Idź – poprosiłam. – Ja muszę wypytać o dzisiejszy test.

- Wszystko zostanie omówione na kolejnych zajęciach – odparł nauczyciel.

- Ale ja chciałabym to omówić dzisiaj, profesorze – nacisnęłam. Raz jeszcze spojrzałam na przyjaciółkę błagalnym wzrokiem, żeby opuściła klasę. Klara zgodziła się, zostawiając nas samych.

- Se…

- Profesorze Snape – poprawił mnie szybko nauczyciel, zanim zdołałam wypowiedzieć jego imię. Podniósł powoli głowę, krzyżując swoje spojrzenie z moim. Przez moment zawahałam się. Jego oczy nie patrzyły już na mnie jak kiedyś. Teraz zdawały się być zupełnie mi obce, wręcz przerażające.

- Co się stało? – Zapytałam prostu z mostu. – Ja nie rozumiem… dlaczego odwołałeś nasze szlabany? Było nam tak dobrze.

Snape milczał. W dalszym ciągu tylko patrzył na mnie, jakby chciał wywiercić mi dziurę w głowie samym spojrzeniem.

- Odpowiedz mi! – Zdenerwowałam się, zaciskając dłonie w pięści, które zaczęły powoli drzeć. – Mam do ciebie przychodzić w inne dni? Powiedz, kiedy będziemy się spotykać, skoro nie w piątki.

- Wyjdź, Lamberd. Za chwilę mam kolejne zajęcia – odparł profesor, udając że mnie nie słyszy. Wstał powoli zza swojego biurka i machnął różdżką w stronę tablicy, zapisując na niej temat kolejnych zajęć.

- Ale będziemy się spotykać, prawda? – zapytałam raz jeszcze z nadzieją w głosie.

- Dumbledore jasno się wyraził, że dalsze szlabany nie są już potrzebne – powiedział spokojnie.

- Ale DLACZEGO?! – Krzyknęłam, podchodząc do niego. Chwyciłam go za skraj szaty, żądając odpowiedzi.

Snape wyrwał się momentalnie, patrząc na mnie złowrogo.

- Wyjdź – rozkazał.

- Nie możesz tak po prostu…

- Wyjdź – powtórzył ostrzej, a oczy zapłonęły mu dziwnym blaskiem.

- Nie możesz tak po prostu mnie zostawić – załkałam, czując łzy na policzkach. – Kocham cię, rozumiesz? Nie traktuj mnie tak!

Snape uśmiechnął się bezczelnie pod nosem.

- Głupia dziewczyno – zaczął, nie przestając wykrzywiać cienkich warg – nic nas nigdy nie łączyło. Już ci raz powiedziałem, że biorę to na co mam ochotę, a ochota na pieprzenie ciebie właśnie mi przeszła.

- To nieprawda! – Jęknęłam, nie dopuszczając jego słów do świadomości. – To, co w piątek robiliśmy, to nie było zwykłe pieprzenie!

- Uspokój się – ostrzegł mnie, mrużąc niebezpiecznie oczy.

- Dobrze wiesz, że kochaliśmy się wtedy! – Krzyknęłam, zalewając się łzami. Uderzyłam z całej siły pięściami w biurko mężczyzny, drżąc na całym ciele. – Jeszcze te pocałunki… - dotknęłam nieświadomie swoich warg – to nie był zwykły seks!

- Doprawdy Lamberd, nie mam ochoty tłumaczyć ci znaczenia tego słowa – warknął zniecierpliwiony. – Naszą rozmowę uważam za zakończoną. Wyjdź.

- Nie możesz… - dodałam szeptem, nie wiedząc, co jeszcze mogłabym powiedzieć, żeby Severus zmienił zdanie, ale przecież nie mógł to być nasz koniec. Po prostu nie mógł!

- Lamberd, nie prowokuj mnie, żebym stał się nieprzyjemny. Żegnam.

Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale w ostateczności zrezygnowałam. Wzięłam potężny oddech, próbując się uspokoić i z kamienną miną opuściłam salę lekcyjną. Akurat po eliksirach mieliśmy kilkugodzinne okienko, dlatego pożegnałam się z przyjaciółką pod pretekstem nauki i zamknęłam się w najbliższym składziku na miotły. Próbowałam unormować oddech, ale zaczynałam powoli panikować. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, a łzy spływały ciurkiem po policzkach. To nie mogło zakończyć się w ten sposób! To nawet nie powinno się zakończyć! A już na pewno nie tak, że zupełnie nie wiedziałam z jakiego powodu Severus mnie zostawił.

Przez następne dni nie odzywałam się za bardzo do nikogo. Chodziłam grzecznie na zajęcia, robiłam notatki, ale mało co z nim zapamiętywałam. Z lekcji również niczego nie wyciągałam. Moje myśli cały czas zajęte były przez Severusa. W nocy płakałam, a w dzień starałam się trzymać wszystkie emocje za maską obojętności.

W środowe popołudnie miały odbyć się zajęcia z Obrony. Nie widziałam się z profesorem od piątku, kiedy to Samuel wręczył Mcgonagall ciastko, a następnie wszyscy uciekliśmy. Ja nie zostałam później złapana, więc szlabanu też nie odrabiałam. Byłam ciekawa, czy dostanę jakąś reprymendę za tamten dzień, czy jednak Moody odpuści sobie i da mi spokój.

Gdy lekcja dobiegła końca, wszyscy zaczęli zbierać swoje książki i kierować się do wyjścia. Klara niemalże z namaszczeniem włożyła podręcznik do torby, którą podarował jej Moody w prezencie, a ja zwinęłam swój w rulon, upychając go brutalnie do torebki.

- Dziewczynki, proszę zostańcie jeszcze chwilę – odezwał się nagle Moody. Spojrzałyśmy z przyjaciółką po sobie. Klara od razu zaczęła się stresować, a mnie było wszystko jedno.

Nauczyciel pochował przybory z biurka i oparł się o jego skraj, zakładając ręce na piersi. Stałyśmy przed nim w milczeniu ze spuszczonymi głowami, a ten tylko wpatrywał się w nas intensywnie, po czym wyciągnął z kieszeni płaszcza nadgryzione przez Mcgonagall ciastko.

- Klaro – zwrócił się do blondynki, pokazując jej słodycz. – Pan Pyrites nie był skłonny do wyjawienia mi prawdy na temat tej rzeczy. Może jednak ty powiesz mi coś więcej?

- Ale… - dziewczyna zawahała się przez moment – co pan profesor chciałby wiedzieć?

- Powiedz mi, jaka substancja znajduje się w wewnątrz tego, hm? – Mężczyzna raz jeszcze zamachał ciastkiem przed oczami Klary, zgniatając je lekko między palcami. Kilka okruszków spadło na posadzkę.

- Zapewne mąka – odparłam beznamiętnie, podnosząc w końcu wzrok na profesora. Moody spojrzał na mnie powoli, mrużąc lekko zdrowe oko. Klara szturchnęła mnie lekko, co nie uszło uwadze nauczyciela.

- Nie przejmuj się, Klaro – westchnął mężczyzna, przerzucając w końcu spojrzenie na moją przyjaciółkę. – Jednakże, w dalszym ciągu czekam na wyjaśnienia.

- Ale tutaj nie ma czego wyjaśniać, profesorze – odparła skruszona dziewczyna. – To jest zwykłe ciastko. Ja nie wiem, co się wtedy stało z profesor Mcgonagall, ale to na pewno nie była nasza wina.

- Klaro… - rzekł nauczyciel ostrzegawczym tonem – proszę, powiedz mi prawdę.

- Ale to jest prawda! – Podniosła głos przyjaciółka. – Alex, powiedz profesorowi, że nie kłamię!

- Ona nie kłamie – odezwałam się w końcu. Nie chciałam, żeby Klara się rozpłakała, bo po jej głosie mogłam wyczuć, że była bliska tego.

- Akurat tobie, młoda panno nie można do końca ufać – stwierdził nauczyciel. Wzruszyłam tylko ramionami. Doprawdy, mało obchodziła mnie jego opinia.

- Czyli według pana ciastko zadziałało w jakiś konkretny sposób? – Drążyłam dalej temat. Przyjaciółka nie wiedziała do końca, czemu zadaję takie pytanie. Z jednej strony chciała mi przerwać, ale z drugiej myślała pewnie, że w jakiś sposób wyciągnę nas z tej sytuacji. – Z tego, co mi wiadomo, profesor Mcgonagall nie pierwszy raz się tak zachowywała. Może leci na pana?

- Alex! – Pisnęła Klara, rozszerzając z niedowierzania oczy. Pewnie w największych koszmarach nie przypuszczała, że odezwę się do nauczyciela w taki sposób. Ja podświadomie liczyłam, że Moody się wkurzy i razem z Dumbledore’em wyrzucą mnie ze szkoły. Nie chciałam w niej dłużej przebywać. Nie, kiedy Severus potraktował mnie jak zabawkę. Z trudem przełknęłam łzy rozpaczy, kontynuując:

- Nie pamięta pan, jak w Trzech Miotłach się opiła i próbowała pana poderwać? A na balu? Może to po prostu był kolejny raz, kiedy miała na pana ochotę – skończyłam, patrząc oschle na Moody’ego. Starałam się z całych sił nawet nie mrugnąć i nie tracić kontaktu wzrokowego. Klara stała obok nas z szeroko rozdziawioną buzią i wyrazem niedowierzania oraz bezsilnością wymalowaną na twarzy.

- Chyba trochę się zagalopowałaś, młoda damo – warknął lekko zdenerwowany nauczyciel.

- Profesorze, jeżeli profesor chce, to ja mogę spróbować teraz tego ciastka i gwarantuję panu, że ono nie zadziała w żaden sposób! – Powiedziała nagle Klara, otrząsając się lekko z szoku, jakiego jej dostarczyłam. – My naprawdę nie kłamiemy.

- Nie ma potrzeby, Klaro – odparł nauczyciel, chowając w końcu słodycz z powrotem do kieszeni. Jego magiczne oko przykleiło się do mnie, a prawdziwe utkwione było w przyjaciółce. – Wierzę ci. Wiem, kiedy kłamiesz, a kiedy mówisz prawdę. Nie musisz się już niczym przejmować, a teraz jeśli pozwolisz, chciałbym porozmawiać na osobności z panną Lamberd.

- Ale profesorze, ona nie chciała tego powiedzieć – jęknęła dziewczyna, próbując mnie wybronić.

- Dokładnie chciałam powiedzieć to, co powiedziałam – warknęłam. – Dobrze wiesz, jak zachowuje się czasami Mcgonagall…

- Profesor Mcgonagall – poprawił mnie Moody.

- Nieważne – syknęłam, zaciskając pięści.

- Alex! – Przyjaciółka chwyciła mnie za ramiona, potrząsając mną lekko. – Co się z tobą dzieje?! Od poniedziałku zachowujesz się inaczej. Coś się stało?

- Klaro – przerwał jej Moody. – Wyjdź proszę i poczekaj na Alex. Muszę z nią porozmawiać sam na sam.

- T- tak, profesorze – zająknęła się, patrząc na nas niepewnie, po czym bez słów opuściła klasę.

Profesor odczekał chwilę, bacznie mnie obserwując, po czym westchnął głęboko.

- Ona ma rację – rzekł. – Co się z tobą dzieje, Alex? Dalej jesteś na mnie zła za te zaklęcia czarnomagiczne? Dobrze wiesz, że zrobiłem to tylko po to, żebyś przestała się tym interesować.

- W dupie mam jakieś zaklęcia! – Krzyknęłam, zaciskając jeszcze mocniej pięści. – Nie mam czasu tu siedzieć, zaraz zaczynają się kolejne zajęcia.

Próbowałam skierować się w stronę drzwi, ale Moody machnął różdżką, a jeden z uczniowskich stołów zagrodził mi dalszą drogę ucieczki.

- To ja zadecyduję, kiedy nasza rozmowa się skończy – powiedział ostrzegawczym tonem.

- Ale ja nie mam ochoty rozmawiać z panem – syknęłam niebezpiecznie, patrząc na niego spod byka. – Jeżeli nie chce mnie pan wyrzucić ze szkoły, to proszę dać mi spokój!

- Dlaczegoż miałbym chcieć wyrzucić cię ze szkoły? – Zdziwił się, podchodząc do mnie bliżej. Położył swoje dłonie na moich ramionach, nachylając się tak, żeby jego oczy były na wysokości z moimi.

- Nieważne – burknęłam, odwracając wzrok.

- Alex, czy ktoś ci coś zrobił? – Zapytał śmiertelnie poważnie, ściskając mocniej dłonie.

- Nie.

- Twoja butna postawa, to jak odwracasz wzrok, mówi zupełnie coś innego.

- Tak? – Prychnęłam. – A co niby mówi?! – Odepchnęłam jego ręce od siebie, po czym obróciłam się na pięcie, ominęłam stolik i ponownie ruszyłam w stronę wyjścia z sali lekcyjnej.

- Alex! – Krzyknął za mną nauczyciel, ale już nie miałam zamiaru go słuchać. Wyszłam szybko na korytarz, wyminęłam zszokowaną przyjaciółkę i czym prędzej ruszyłam w stronę wieży Gryffindoru.

- Co się stało!? – Klara próbowała mnie dogonić. – Czekaj!

- Proszę cię, daj mi spokój! – Powiedziałam błagalnie. Weszłam na kręte schodki prowadzące do wieży i przeskakiwałam co dwa, byleby zgubić przyjaciółkę. Dobrze, że kilkoro Gryfonów wychodziło właśnie z pokoju wspólnego. Przepchnęłam się przez nich do środka i biegiem pokonałam trasę do dormitorium. Zamknęłam się w nim na cztery spusty, opierając o drzwi. Nie minęła chwila, a rozpłakałam się żałośnie, osuwając po nich na podłogę.

Nie umiałam sobie poradzić ze stratą Severusa. Nie umiałam bez niego żyć. W dalszym ciągu nie miałam pojęcia, dlaczego potraktował mnie w taki sposób. Za każdym razem, kiedy próbowałam z nim porozmawiać, traktował mnie oschle. Już nie widziałam w jego oczach pożądania, którym mnie obdarzał, a zwykłą niechęć i ignorancję.

- Alex, otwórz! – Krzyknęła nagle po drugiej stronie Klara. Przetarłam rękawem szaty mokre policzki, odsuwając się od drzwi, w razie gdyby przyjaciółka chciała je wywarzyć. Na szczęście użyła tylko zwykłego zaklęcia, po czym wparowała zdenerwowana do środka. Widząc, jak siedzę zmizerniała na podłodze, przeraziła się i również usiadła obok mnie, przygarniając ramieniem. – Co się stało?

- Nic – chlipnęłam cicho, a kolejne łzy znowu zmoczyły moje policzki. – Proszę, zostaw mnie.

- Alex, nie mogę cię zostawić! – Oburzyła się. – Jesteś moją przyjaciółką, widzę że dzieje się z tobą coś niedobrego. Chcę ci pomóc. Czy to ma związek z bliźniakami Pyrites?

Pokręciłam smutno głową.

- A może z Weasleyami? – Próbowała trafić. – Znowu Fred był dla ciebie niemiły?

- Nie, to nie ma z nimi nic wspólnego. Daj spokój.

- No to nie wiem – westchnęła przyjaciółka, wpatrując się w martwy punkt. W dalszym ciągu obejmowała mnie czule, chcąc dodać otuchy. – Może Lucjan coś palnął? Ale nie masz się czym przejmować, wiesz jaki on jest.

- Klara, to nie ma z nim nic wspólnego! – Warknęłam.

- Przepraszam, ja tylko staram się dowiedzieć, co się…

- Chłopak mnie rzucił – wyjawiłam w końcu rąbek tajemnicy. Nie było to do końca prawdą, ponieważ Severus nie był moim chłopakiem, ale zdecydowanie zerwał ze mną w perfidny sposób.

Gdy tylko to powiedziałam, rozpłakałam się na nowo, przytulając z całych sił dziewczynę.

- Zabawił się mną i zostawił, rozumiesz? Potraktował mnie jak zwykłą rzecz – wyrzucałam z siebie, mocząc swoimi łzami ramię przyjaciółki. Klara nie wiedziała, co powiedzieć, ale ze wszystkich sił starała się pokazać, że jest ze mną i mnie wspiera, jak tylko może.

- Och… to ten, z którym poszłaś do łóżka? – Zapytała nieśmiało, odsuwając się delikatnie. Spojrzała prosto w moje zapłakane oczy z wyrazem współczucia.

- No tak, właśnie to powiedziałam – załkałam, próbując się uspokoić, ale jakoś nie mogłam z powrotem złożyć swojego serca do kupy.

- Kto to jest?

- Ja nie… Pieprzony Bułgar z Durmstrangu – odpowiedziałam w końcu po krótkiej chwili zawahania.

- Co?! Dlaczego tego nie powiedziałaś?! Wiesz dobrze, jacy oni są! Poza tym są o wiele starsi od nas! Mają ponad 18 lat! Co ty sobie myślałaś, kiedy się z nim umawiałaś?! – Moralizowała dziewczyna.

- Jakoś Granger tego nie wyrzucasz! – Wściekłam się przez chwilę, po czym znowu rozpłakałam. Gryfonce od razu zrobiło się mnie żal.

- Przepraszam. Ja tylko staram się ciebie jakoś zrozumieć, ale nie potrafię. W każdym razie musimy iść z tym do ich dyrektora. Nikt nie ma prawa tak traktować dziewczyn.

- Przestań.

- Alex, ale on cię wykorzystał!

- Po prostu daj już spokój! – Uniosłam lekko głos. – Nie chcę już o tym rozmawiać. Po prostu, przemilczmy to, ok?

Podniosłam się ociężale z podłogi i padłam na swoje łózko, zasuwając mocno kotary. Zakryłam się cała kocem, na nowo zanosząc się kolejną dawką łez.

***

Harry dotrzymał słowa. W piątkowy wieczór postanowił zorganizować imprezę w naszym pokoju wspólnym. Ron wraz z Fredem przegonili młodsze roczniki do swoich dormitoriów i zagrozili, że jak ktoś pójdzie na skargę do Mcgonagall, to w jego porannym soku z dyni znajdzie się proszek przeczyszczający.

Ja niespecjalnie miałam ochotę na picie i siedzenie pośród ludzi. Każdego dnia próbowałam porozmawiać ze Snape’em, ale unikał mnie jak ognia albo ignorował. Nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym zrobić, ale nie liczyłam już na żaden cud. Severus mnie zostawił. Nie byłam mu już do niczego potrzebna. Szkoda tylko, że wciąż nie mogłam poradzić sobie ze swoim złamanym sercem.

Usiadłam po cichu obok Klary, a Harry wcisnął mi do rąk piwo butelkowe.

- To co? – Zagadnął, unosząc ku górze swój alkohol. – Za twoją wolność, co nie?

Wszyscy łącznie z bliźniakami i Angeliną unieśli swoje piwa i wypili ich zawartość. Ja również zrobiłam to samo, ale bardziej niechętnie.

- Powiem wam, że ta poprzednia impreza w kryjówce była mistrzowska – zagadnął po chwili Fred, siadając naprzeciwko nas. Po prawej stronie miał swoją dziewczynę, a po lewej George’a.

- Raczej okropna – poprawiła go Klara, krzywiąc się lekko.

- Co ty tam wiesz – prychnął chłopak i machnął na Gryfonkę ręką. – W końcu udało nam się znaleźć kogoś odpowiedniego do czworokącika, co nie kochanie?

Angelina przewróciła oczami, ale kiwnęła głową. Klara natomiast zadławiła się swoim piwem, które spłynęło jej po brodzie wprost na koszulę.

- Co proszę?! – Pisnęła, wycierając się ręką.

- Gratulacje – burknęłam, zerkając na George’a. Chłopak starał się unikać kontaktu wzrokowego ze mną. Opierał się łokciami o swoje kolana i nerwowo stukał stopą o dywan. – Fajna chociaż?

- Francuska! – Odparł dumnie Fred. – Te żabojadki to jednak są mega perwersyjne, co nie Angela? – zaśmiał się na koniec.

- Cóż, na pewno jest lepsza niż twoje wcześniejsze wybory – spojrzała na mnie i Klarę znacząco, po czym upiła trochę alkoholu ze swojej butelki.

- Ta impreza, to był absolutny sztos! – Powtórzył Fred rozmarzony. – Myślałem, że ci Ślizgoni mają kije w dupie, ale jednak się myliłem. Ci nowy są w porządku.

- Wręcz rewelacyjni – dodałam z przekąsem. Bliźniak już chciał się odezwać, gdy nagle portret Grubej Damy rozsunął się, a do środka weszło wyżej wspomniane rodzeństwo wraz z Lucjanem.

Sabrina za każdym razem, kiedy widziałam ją w godzinach popołudniowych wyglądała inaczej. Tym razem jej image również odbiegał od ostatniego, jaki widziałam. Dziewczyna miała na sobie skórzane biodrówki z ćwiekowym paskiem, czerwone buty z grubą podeszwą oraz cienki, biały top na ramiączkach, odsłaniający jej brzuch z kolczykiem w pępku. Oczywiście nie miała na sobie stanika, co można było od razu zauważyć. Włosy jak zwykle miała koloru czerwonego. Samuel natomiast wyglądał jak zwykle elegancko i dostojnie. Dzisiaj postanowił jednak nie zakładać garnituru, a zwykłe czarne spodnie i białą koszulę. Oczywiście nigdy nie rezygnował ze ślizgońskiego krawata, jakby chciał za wszelką cenę pokazać z jakiego jest domu i jak bardzo jest z tego dumny.

Klara wstała gwałtownie, prawie wytrącając mi z rąk piwo i rozszerzyła z niedowierzania oczy.

- Kurwa… - mruknęłam, odkładając na blat alkohol.

- Co wy tu robicie?! – Krzyknęła, spoglądając po pozostałych, jednak wszyscy zachowywali się, jakby właśnie czekali na nowo przybyłych.

Fred równie szybko jak Klara wstał z sofy, podchodząc do Pyritesów. Podał dłoń Samuelowi i wskazał na kilka wolnych miejsc obok nas.

- Jak miło! – Ucieszyła się Sabrina, rozglądając po pokoju, po czym wybuchła śmiechem. – Ojej, jak tu… dziecinnie. Wszędzie małe, puchate kotki dla biednych Gryfonków.

- To są lwy, poza tym nie powinno was tu być! - powiedziała już nieco łagodniej Klara do rodzeństwa.

- Weź, wyluzuj! – Zaśmiała się dziewczyna, podchodząc bliżej. Zauważyłam, że Lucjan trzymał ją za rękę. Czyżby byli parą?

- Klara, robisz tylko obciachu – warknął Fred w stronę przyjaciółki. – Podaliśmy im hasło, żeby mogli spokojnie do nas wejść.

- Jak to podaliście im hasło?! – Oburzyła się. – To złamanie regulaminu szkoły! Jak myślicie, dlaczego są te wszystkie hasła? Żebyśmy nie wchodzimy do domów innych uczniów!

- Już nie pamiętasz, jak sama włamywałaś się do Slytherinu? – Przypomniał jej Lucjan, uśmiechając się z przekąsem. Chłopak zachowywał się normalnie, więc chyba dzisiejszego dnia nie był już pod działaniem żadnego eliksiru.

- No proszę! – Zainteresowała się Sabrina, zajmując wolne miejsce koło mnie. – Cześć Alex. Mogę tu usiąść, prawda? Nie było zajęte?

- Siadaj, gdzie chcesz – burknęłam, widząc zarys sutków pod jej bluzką. – Tak właściwie, to po co tutaj przyszliście?

- Samuel chciał porozmawiać z waszymi rudzielcami – odparła, wzruszając ramionami. – A ja przyszłam, bo chciałam cię zobaczyć.

- Mnie? – Prychnęłam. – A Lucjan? Na doczepkę?

- Oj, nie bądź taka drobiazgowa – machnęła na mnie ręką, po czym zwróciła się do wszystkich, co byli w pokoju. – Czy ktoś poda mi jakiś alkohol?

Harry, Ron i Lucjan w tym samym momencie rzucili się na skrzynkę z butelkami, ale okularnik, jako pierwszy postanowił odpuścić. Nie chciał chyba wyjść na błazna przy nas. Ronowi natomiast było wszystko jedno. Przepychał się z Lucjanem, żeby sięgnąć piwa, ale Ślizgon był większy i bardziej wysportowany, dlatego to on pierwszy chwycił piwo, wręczając je swojej partnerce. Byłam przekonana, że to brak stanika u Sabriny podziałał tak, a nie inaczej na chłopców.

Klara widząc, że nikt jej nie słuchał, usiadła z powrotem. Samuel chciał się do niej dosiąść, ale Fred zawołał go do siebie, pokazując jedno wolne miejsce pomiędzy nim a George’em. Chłopak bez zawahania podszedł do nich, usadawiając się wygodnie. George wyciągnął do niego rękę. Chłopcy również uścisnęli sobie dłonie.

- Myślę, że nie ma co czekać – odezwał się nagle Fred, wyciągając z kieszeni mały notatnik. Podał go Ślizgonowi do przekartkowania, po czym zaczął o czymś opowiadać, co chwilę wskazując palcem na zapisane strony. – Te ciastka mogą być hitem, stary!

- Wystarczy Samuel – poprawił go chłopak, ale uśmiechnął się cwanie pod nosem.

- Jestem pod wrażeniem, że dałeś to ciastko Mcgonagall. Wszyscy myśleliśmy, że tak jak nagle się tu pojawiliście, to równie szybko wypierdolą was na zbity pysk. Poza tym, niezła reklama! Każdy się już pytał, kiedy będzie można kupić te magiczne ciasteczka, ale potrzebujemy dla nich chwytliwej nazwy.

- Wszystko po kolei – odparł spokojnie Samuel. – Najpierw podział zysków. 70 procent dla mnie, dla was po 15, pasuje?

- Ej, ej, stary. – Fredowi najwyraźniej nie spodobały się takie liczby.

- Mówiłem, Samuel – westchnął.

- Zaraz – odezwała się nagle Klara. – Mówiłeś, że te ciastka nie są magiczne, że nie miały nic wspólnego ze stanem profesor Mcgonagall.

Bliźniacy spojrzeli na dziewczynę, wybuchając nagle śmiechem. Nawet Sabrina do nich dołączyła.

- Ona jest urocza z tą swoją naiwnością – dodała, szturchając mnie lekko w ramię. Uśmiechnęłam się niemrawo, osuwając lekko na sofie. Nie miałam ochoty przebywać w żadnym towarzystwie. Jedyne, czego pragnęłam to łóżka i szaty Snape’a, bo tylko ona mi po nim pozostała. Cała reszta zupełnie mnie nie obchodziła.

- Czyli kłamałeś? – Dopytywała dziewczyna. Samuel podniósł głowę, spoglądając jej prosto w oczy.

- Kłamałem. Powiedziałem to, co wtedy chciałaś usłyszeć.

- Okłamałam profesora Moody’ego! – Oburzyła się. – Jak mogłeś?

Sabrina w dalszym ciągu zanosiła się śmiechem, a ja już nie mogłam ich znieść. Nie umiałam odnaleźć się w towarzystwie swoich rówieśników. Po stracie Severusa nic nie miało dla mnie najmniejszego sensu. Drażniły mnie śmiechy innych oraz trywialne rozmowy o niczym sensownym. Podniosłam się więc z kanapy, chcąc wyjść na kilka minut z pokoju wspólnego.

- Gdzie idziesz? – Spytała Sabrina, wyraźnie niepocieszona. Klara również na mnie spojrzała, ale w jej oczach ujrzałam współczucie, czego jeszcze bardziej nie mogłam znieść.

- Daj jej spokój – odparła za mnie dziewczyna, posyłając mi lekki uśmiech.

- Może pójdę z tobą? – Zaproponowała Sabrina, nie dając za wygraną. Chciała również wstać, ale Lucjan położył dłoń na jej kolanie.

- Niech idzie, gdzie chce – mruknął, przybliżając się bliżej dziewczyny.

- Niedługo wrócę – obiecałam i czym prędzej opuściłam pomieszczenie, kierując się prosto na błonia. Owinęłam się szczelniej bluzą, wychodząc na mroźne powietrze nocy. Zaczęłam przechadzać się po dziedzińcu, myśląc intensywnie o Severusie, gdy nagle go zauważyłam. Stał pod jednym z drzew przy zamarzniętym jeziorze, opatulony w gruby, czarny płaszcz i rozmawiał z dyrektorem Durmstrangu. Z takiej odległości nie byłam w stanie usłyszeć o czym dyskutowali, ale po ruchach Karkarowa mogłam wywnioskować, że nie była to zwykła pogawędka. Mężczyźnie udało się już wydeptać krótką ścieżkę w śniegu, po której cały czas dreptał tam i z powrotem. Co jakiś czas również wskazywał prawą dłonią na swoje lewe ramię. Z kolei Snape jak zwykle wydawał się być ostoją spokoju. Z rękoma założonymi na plecach i dumnie wyprostowaną postawą, słuchał swojego rozmówcy w ciszy, kiwając co jakiś czas głową. Po chwili dyrektor zwrócił na mnie uwagę. Momentalnie przestał zachowywać się jak wariat, pożegnał się ze Snape’em, ruszając w moim kierunku. Gdy się mijaliśmy, nawet na mnie nie spojrzał, tylko czym prędzej schował się z powrotem w zamku. Severus dalej stał w miejscu, wpatrując się w Zakazany Las po drugiej stronie jeziora.

- Chciałabym z tobą porozmawiać – odezwałam się, podchodząc bliżej profesora.

- Nie mamy o czym.

Kolejny raz poczułam nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca.

- Nie zostawiaj mnie.

- Już ci coś mówiłem na ten temat – odparł oschle, nie patrząc na mnie. – Co tu robisz? Zaraz cisza nocna.

- Nie mogę i nie umiem bez ciebie funkcjonować – jęknęłam cicho – poza tym dzisiaj piątek, dzień naszego szlabanu.

Brunet nie odpowiedział, ale zerknął kątem oka w moją stronę, jakby miał jednak cos do dodania, ale w ostateczności zrezygnował.

- Wracaj do zamku – rozkazał.

- Nie ignoruj mnie – poprosiłam niemal błagalnie. – Porozmawiaj ze mną. Powiedz mi, co się stało. Dlaczego to przerwałeś? Po prostu mi odpowiedz. Tylko tyle od ciebie wymagam, tylko tyle…

- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć – prychnął.

- Kocham cię tak bardzo mocno – załkałam.

Na dźwięk tych słów Severus chwycił mnie mocno za ramię, zakleszczając swoje długie palce na skórze i potrząsnął mną brutalnie. 

- Zamknij się! - zagroził. 

- Byłam ci posłuszna! Robiłam, co kazałeś! Nawet zaczęłam się uczyć dla ciebie! 

- Jeżeli zaraz się...

- Nie jestem głupia! - Krzyknęłam, płacząc rzewnymi łzami. - Zbliżyliśmy się do siebie! Ja o tym wiem, a ty po prostu się boisz, dlatego....

- Powinienem zamknąć ci usta swoim kutasem! – Przerwał mi brutalnie, dalej mną szarpiąc.

- To zrób to! – Jęknęłam, czując ból, ale był on teraz moim najmniejszym zmartwieniem.

- Odebrałabyś to, jako nagrodę – odparł, uśmiechając się podle. – Miej w sobie trochę godności, głupia dziewczyno i daj sobie spokój. Przestań za mną łazić.

Zostałam odepchnięta. Pod nogami poczułam lód. Spuściłam na chwilę wzrok, zaciskając mocno pięści. Na policzkach znowu pojawiły się kolejne łzy. Zrobiłam krok do tyłu. Severus patrzył na to wszystko z obojętnością.

- Nie masz jaj, żeby to zrobić – stwierdził cicho, unosząc brwi.

- Skoro nie mogę być z tobą, to w takim razie nie mam po co żyć! – Krzyknęłam w jego stronę, robiąc ponownie kilka kroków do środka jeziora. Lód niebezpiecznie kruszył się pod moimi stopami, ale w dalszym ciągu na nim stałam, patrząc butnie na mężczyznę.

- Na litość boską, Lamberd! Jeżeli masz zamiar się zabić, to zrób to przynajmniej wtedy, kiedy będę już za murami szkoły – powiedział, po czym odwrócił się na pięcie, oddalając. Chciałam za nim pobiec i raz jeszcze z nim porozmawiać, ale gdy zrobiłam krok do przodu, usłyszałam trzask, a następnie wpadłam cała do jeziora. Jedyne, co poczułam to przeraźliwe zimno. Nie zdążyłam nawet porządnie się utopić, ponieważ jakaś magiczna siła wyciągnęła mnie z powrotem na brzeg. Cała się trzęsłam, zalewając kolejnymi łzami. Snape ponownie chwycił mnie za rękę, szarpiąc mocniej niż wcześniej.

- Ty głupia kretynko! – Warknął. – Co ty sobie myślałaś?! Jesteś żałosna! Nie pokazuj mi się więcej na oczy, bo wymarzę ci pamięć, a wtedy nie będziesz miała nawet wspomnień o tym wszystkim!

Zostałam odepchnięta z taką siłą, że upadłam na śnieg. Nie byłam nawet w stanie odpowiedzieć. Chłód nocy i lodowata woda sprawiły, że powoli robiłam się fioletowa. Czułam, jak moje usta sztywnieją z zimna, a palce odmawiają posłuszeństwa. Snape natomiast odszedł w stronę szkoły, niewzruszony moim stanem. Serce pękło mi na drobne kawałeczki i nie wiedziałam, co z tym zrobić…






środa, 23 września 2020

103. "Coś tutaj nie gra..."

Oparłam się plecami o drzwi i powoli po nich osunęłam. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Czułam się dziwnie i nieswojo. W głowie miałam mętlik. Pamiętałam co robiłam pod wpływem ciastka, ale jednocześnie wydawało mi się to takie obce, jakbym jedynie obserwowała kogoś sterującego moim ciałem. Co gorsze, nie wiedziałam na ile moje objawy są stresem, na ile wynikiem zatrucia substancją, bo nawet nie dali mi dojść do siebie, a już wpakowali nas w kolejne kłopoty. Naprawdę miałam ochotę pobiec do profesora Moody’ego i błagać go o przebaczenie. Wiedziałam, że by mi uwierzył, że nie mam z tym nic wspólnego. Przecież też byłam ofiarą.

- Dobra było fajnie, ale co teraz robimy? - Sabrina zepchnęła z nauczycielskiego biurka stos książek i usiadła na właśnie zrobionym miejscu. Machała naprzemiennie nogami niczym znudzone, nie mogące usiedzieć w miejscu dziecko. – Najchętniej podrzuciłabym kolejne ciastko dyrektorowi, ale najśmieszniej jest, kiedy widzi się jego efekty. Założę się, że ten starzec smacznie śpi, jak na dziada przystało. Może więc wyrwiemy się z tego więzienia i zrobimy wyścigi na miotłach? W poprzedniej budzie robiliśmy sobie latające tory przeszkód. Przed startem wypijało się trzy setki, trzeba było zakręcić wokół własnej osi przez minutę, a potem dopiero polecieć. Przegrany dostawał okrutne zadanie od całej grupy. Nadmienię, że nigdy nie przegrałam. Albo może polatamy na miotłach wokół waszej wieży? Słyszałam, że zaglądając przez wasze okna można dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy. Na przykład, że tamci dwaj rudzi… Och! Albo nie, bo wszystkie dobre partie siedzą teraz w tym pokoju spełnień, czy jak na niego mówicie. Może tam wrócimy? Podkręcimy trochę atmosferę… Znacie trik z białym proszkiem i cytryną? Albo wiecie skąd wziąć żywego osła?... - Buzia jej się nie zamykała. Wymyślała coraz to nowsze, a przy tym coraz dziwniejsze pomysły na to, jak „interesująco” spędzić resztę nocy. Na tyle na ile ją znałam, podejrzewałam, że większości z tych rzeczy nigdy nie chciałabym widzieć na własne oczy, ani tym bardziej próbować. Dla mnie brzmiało to absurdalnie. Najgorsze było to, że zupełnie nie obchodziły jej konsekwencje. Zrobiła coś, a po wyrazie jej twarzy wiedziałam, że nie czuje ani odrobiny skruchy. Nie widzi popełnionych błędów. Może nawet uważa, że nie były one błędami? Od razu przeszło mi przez myśl, że być może przez to wyrzucili ich z poprzedniej szkoły.

Alex z dziwną miną słuchała wywodów Sabriny. Przy niektórych propozycjach, jej oczy rozszerzały się, jakby sama znajdowała je interesującymi, przy innych zaś, jej twarz przybierała grymas obrzydzenia. Dziewczyna nie dała jej jednak dojść do słowa. Samuel był natomiast wyjątkowo cichy. Zatopiony we własnym świecie, przygryzł końcówkę ołówka, jednocześnie wpatrując się we własne notatki. Zerkał co jakiś czas kontrolnie to na mnie, to na dziewczyny. Podejrzewałam, że spisuje kolejne objawy. Na moment ukryłam twarz w dłoniach.

- Dobra… - wzięłam głęboki wdech, próbując nie panikować. Opuściłam dłonie. – Sabrina, zamiast mówić bzdury, wymyślmy co zrobimy, kiedy już nas znajdą! Przypominam wam, że jesteśmy w szkole. To teren zamknięty. W poniedziałek mamy lekcje. Nie możemy nagle zniknąć na zawsze, a to co właśnie zrobiliśmy, nie ujdzie nam płazem. Nie ma opcji, że z tego wybrniemy. Naumyślnie otruliśmy nauczycielkę…

- Technicznie rzecz biorąc, substancje zwarte w ciastku nie były toksyczne ani trujące – beznamiętnie skomentował Samuel.

- Ale sprawiły, że Pani Profesor zaczęła… że ona.. – zająknęłam się, nie mogąc wydusić z siebie odpowiednich słów. Sabrina wyglądała na rozbawioną moim problemem. Zacisnęłam pięści. Adrenalina buzowała w moich żyłach, wpychając do moich ust słowa, których w normalnym wypadku nie powiedziałabym na głos. – Rany… Mniejsza z tym, co było dalej, ale po prostu nie powinieneś jej tego dawać! Co w Ciebie wstąpiło? Jakim cudem pomyślałeś, że to dobry pomysł? – patrzyłam na niego oniemiała. – Do tej pory wydawałeś się taki inteligentny…

Poczułam, że żołądek podchodzi mi do gardła. Wiedziałam, że chłopak mnie usłyszał. Wbrew moim oczekiwaniom, Samuel jednak nie zareagował. Siedział dalej w miejscu, ani na moment nie przerywając notowania. Po krótkiej chwili jedynie uśmiechnął się kącikiem ust i lekko potrząsnął głową. Zamrugałam zdezorientowana.

- Widzisz Klara, sama zauważyłaś, że to on dał to ciastko, nie Ty czy ja – Alex niedbale wzruszyła ramionami. Starała się wyglądać, jakby się wcale nie przejmowała. - Powiemy, że nie wiedziałyśmy co jej daje i tyle. Umywam ręce.

- Dwie małe sztywniary. Źle do tego podchodzicie – Sabrina bawiła się kosmykiem włosów. - Ja bym powiedziała, że otworzyliśmy jej oczy na to, jakie wspaniałe doznania czekają człowieka. W Slitheirnie wszyscy mówią że McGonagall ma kij w dupie. Moody zwiedzi jej majtki i kobiecina się rozluźni. Zobaczycie, jutro będzie innym człowiekiem. Jeszcze nam podziękuje.

Spojrzałam oburzona w jej stronę.

- Profesor Moody by nigdy…

Sabrina spojrzała na mnie z góry i uśmiechnęła się z politowaniem.

- Nigdy co? Ludzie mają swoje potrzeby, mała, a dobry seks to remedium na wiele problemów. To, że Ty jesteś w tyle z bzykaniem, to nie znaczy, że inni tego nie robią. Szkoda jedynie, że Moody też nie zjadł ciastka. Byłoby sto procent szans na powodzenie misji.

- Misji? Nie mów, że mieliście to zaplanowane? – Alex uniosła wysoko brwi.

- Było, nie było, co za różnica – Sabrina założyła nogę na nogę i obejrzała paznokcie.

- Spora – prychnęła Alex. - Albo jesteście głupi, albo genialni. Ale widać od razu, że o profesorze Moody’m wiecie zbyt mało. Facet jest przewrażliwiony i mega podejrzliwy. Nawet jego ulubionym hasłem jest „stała czujność”…

- Zacznijmy od tego, że nie możecie ciągle robić eksperymentów na ludziach. Tym bardziej nie na nauczycielach! – oburzona podniosłam się z ziemi. - Nawet w mugolskim świecie trzeba mieć zgodę na piśmie, żeby coś przetestować. Takie rzeczy są karane…

- To nie mugolski świat – prychnęła ślizgonka. – Nie porównuj nas do nich. Normalsi są szarzy i do bólu nudni. No, może z wyjątkiem ich sposobu imprezowania… byliście kiedyś w nocnym klubie? Takim z klatkami do tańczenia, pianą, laserami… - spojrzała przed siebie rozmarzonym wzrokiem. – W centrum Londynu jest kilka takich miejsc…

- Skończyłem.

Samuel nagle zakręcił ołówkiem w palcach i zamknął notes. Wszyscy spojrzeliśmy w jego stronę. Chłopak jakby nigdy nic spakował swoje rzeczy do torby i wstał.

- Gwoli ścisłości, zanim ktoś z tu zebranych… – Samuel spojrzał w moją stronę – …postanowi przypadkiem lub nie, powiedzieć nauczycielom, że zbezcześciłem teren szkoły i umysły niewinnych osób, muszę coś wyjaśnić. Sabrina trochę pomieszała fakty. Tak, to ja zapewniłem specjalne ciasteczka na imprezę, ale było to dogadane z Simonem z Hufflepuffu. Właściwie to on zaproponował, żeby były ogólnodostępne. Jak to się mówi, to były dwie pieczenie na jednym ogniu. Ja chciałem przetestować nowy eliksir, on chciał rozkręcić imprezę. Pech chciał, że wyszło trochę mocniej niż oczekiwałem – z niewinnym uśmiechem wzruszył ramionami.

- Trochę mocniej? – Alex prychnęła i skrzyżowała przed sobą ręce. - To co się tam działo, wyglądało jak grupowa orgia. Jakie niby miałeś oczekiwania?

- Ogólne pobudzenie, mocniejsze odczuwanie przyjemności i zwiększone libido. Na pewno nie miało to doprowadzić do takiego stopnia, żeby zażywający molestował innych.

Alex kiwnęła lekko głową. Wyglądała, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. Mi tam takie wytłumaczenie wystarczyło. Było logiczne i sensowne. Uznałam, że Samuel brzmi wiarygodnie. Nie znałam go jeszcze, ale patrząc na tę twarz, trudno byłoby mi uwierzyć, że spiskowanie i robienie naumyślnej krzywdy było w jego naturze. Oczywiście pozory mogły mylić. Tylko że czy jeśli byłby zły, wkurzałby się widząc, że zjadłam ich specjalne ciastko? Czy marnowałby czas na odwrócenie działania eliksiru? To były raczej cechy kogoś, kto dba o innych. Niemal przeciwieństwo jego siostry bliźniaczki…

- Też mi pomieszanie faktów. Powiedziałam prawie tak samo - Sabrina przewróciła oczami.

- Prawie potrafi zrobić różnicę – odciął się brat. – Chyba nie potrzebujesz przykładów?

- I tak jesteś jebanym hipokrytą – Sabrina pokazała mu środkowy palec. - Dopiero marudziłeś, że za dużo opowiadam, a teraz sam wszystko im wyśpiewasz?

- Łał, znasz słowa na więcej niż trzy sylaby, które nie są przekleństwami? Teraz to mi zaimponowałaś – Samuel zaklaskał bardzo powoli, zachowując pokerową twarz.

- Już nie rób ze mnie takiej kretynki. Znam swoją wartość.

- Czyli miałem rację, że sprzedajesz się za pieniądze? Lepiej nie mów nic ojcu, bo Cie wydziedziczy.

- Zaraz, zaraz – przerwałam ich niekończącą się sprzeczkę. - A co z profesor McGonagall? – dopytałam. – Czyżbyś chciał dać jej normalne ciastko, a przypadkiem dałeś to z dodatkiem?

Sabrina spojrzała na mnie, na brata i wybuchnęła głośnym śmiechem. Zamrugałam, nie rozumiejąc czemu.

- Dopiero powiedzieli, że to planowali – wytłumaczyła mi Alex, kręcąc głową.

- Ja tego nie powiedziałem – Samuel zerknął do torby. – Najważniejsze jest to, że mieliśmy szansę się ulotnić.

- I tak by nas puścili. Nie wiem co wam robili w poprzedniej szkole, ale tu nie ma jakiegoś więzienia dla uczniów chodzących po nocy – Alex przewróciła oczami. – Odsyłają Cie do pokoju, czasem odejmą punkty, a później lądujesz na szlabanie.

- Takim jak Twój dzisiejszy? – Sabrina poruszyła brwiami.

- Tamten szlaban akurat jest za coś innego – odpowiedziałam za Alex. – Pijani i maruderzy lądują w Wielkiej Sali, pilnowani przez profesorów. Zmarnowane popołudnie, czasem i weekend. Można też trafić pod opiekę woźnego i skończyć z mopem w ręce.

- No popatrz, a liczyłam na publiczne biczowanie i polewanie woskiem – Sabrina westchnęła teatralnie. - Nudy. Ta szkoła to będzie jednak porażka.

- To co z tym ciastkiem? – zignorowałam ględzenie Sabriny. Złapałam się pod boki i wpatrzyłam w Samuela. Skoro wcześniej miał takie dobre wyjaśnienie na to, co działo się w pokoju życzeń, możliwe że miał równie dobrą historię w przypadku McGonagall. Gdyby tak było, okazałoby się, że niepotrzebnie oskarżyłam go o braki w inteligencji.

- Naprawdę chcesz wiedzieć? – spojrzał mi prosto w oczy, a gdy kiwnęłam głową, uśmiechnął się niewinnie i odpowiedział. - To było zwykłe ciastko.

- Co Ty pierdolisz… - Sabrina omal się nie opluła. Samuel spojrzał na nią znacząco, ale nie potrafiła lub nie chciała przybrać pokerowej miny.

- Niemożliwe – stwierdziłam. – Pani profesor McGonagall zaczęła się dziwnie zachowywać. Ona tak nie robi.

- Jesteś pewna? – w oku Pyrites’a dostrzegłam dziwny błysk.

- Nie że im wierzę, ale kiedyś w pubie dostawiała się do Moody’ego. Pamiętasz? – Alex zerknęła na mnie. – Ale wtedy była pijana.

- Uuuu – Sabrina otworzyła szerzej oczy. Żądna sensacji, pochyliła się w stronę Alex. – Nauczycielski romans? Przyłapałyście ich na czymś?

- Nie i chuj mnie to obchodzi, czy do czegoś doszło – przyjaciółka wzruszyła ramionami.

- Wątpię, żeby ich coś łączyło – powiedziałam z pewnością w głosie. – Możecie próbować mi wmówić, ale dziwnym zbiegiem okoliczności tamto ciastko wyglądało IDENTYCZNIE jak to, którym się zatrułam.

- Skoro masz wątpliwości, to może sama spróbujesz? – Samuel wyciągnął ciastko z torby i podał mi je na wyciągniętej dłoni. Było dobrze wypieczone i pachniało kusząco. Miało w sobie duże kawałki czekolady. Mój brzuch zaburczał, przypominając mi o niezaspokojonym głodzie.

- Ja… nie, nie chcę próbować, bo znowu mi odbije! – potrząsnęłam głową.

- Poradziliśmy sobie poprzednim razem – chłopak stwierdził z uśmiechem. - Poza tym mówiłem, że to zwykłe ciastko.

Bliźniacy spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Sabrina uśmiechnęła się demoniczne. Alex zmarszczyła brwi. Zawahałam się, ale sięgnęłam po ciastko. Przyjaciółka próbowała mi je wytrącić z ręki.

- Nie jedz tego, kto wie co tam dorzucili tym razem!

- Obiecuję, że jest bezpieczne – Sam uniósł ręce w obronnym geście.

- Dobra, robię test! – oznajmiłam głośno i wyraźnie.

Chciałam wiedzieć, czy mogę im ufać. Z resztą Alex była przy mnie i na pewno poszłaby po pomoc. Odsunęłam się na bezpieczną odległość i nim przyjaciółka zdążyła mnie powstrzymać, włożyłam ciastko do buzi. Pochrupałam je. Było smaczne. Trochę dziwne, ale dobre. Odczekaliśmy w ciszy dobrą chwilę. Żadna magiczna siła nie przejmowała nade mną kontroli, nikt nie wydawał się bardziej atrakcyjny niż wcześniej i nie miałam tego dziwnego uczucia gdzieś w dole. Wszystko wydawało się… w porządku.

- Nic? – autentycznie zdziwiłam się.

- Mówiłem – Samuel wzruszył ramionami.

Zrobiło mi się głupio, że go oskarżyłam. Zaczerwieniłam się.

- Też chcę sprawdzić – zgłosiła się Alex.

Samuel przekonująco udał że zagląda do torby, a potem po chwili poszukiwań rozłożył ręce, tłumacząc, że to było ostatnie.

– Dobra, skończyliście degustację? To spieprzamy stąd, bo się nudzę. – Sabrina zeskoczyła z ławki i rzucając przelotne spojrzenie na Alex, ruszyła do drzwi.

- Profesor Moody nadal może nas szukać! – powiedziałam szybko.

- To nie dajcie się złapać – Sabrina zaśmiała się i poszła przodem.

Samuel wyszedł za nią, cicho i bezszelestnie niczym cień. Alex zamknęła za nimi drzwi i złapała mnie za ramiona.

- Na pewno dobrze się czujesz? – zapytała przejęta.

- Bardzo dobrze – kiwnęłam głową. – Nawet lepiej niż wcześniej. Czemu pytasz?

- Bo im nie ufam. Pojawiają się znikąd, wpieprzają nos w nie swoje sprawy i zdecydowanie coś ukrywają. Widziałaś jak udawali przy nauczycielach? Nagle byli kimś zupełnie innym. A jakie miny do siebie teraz robili? I z tym specyfikiem to też przesada.

- A kiedy ja mówiłam, że są podejrzani, to uważałaś, że wyolbrzymiam. Poza tym daj spokój – westchnęłam przeciągle. – Sabrina rzeczywiście jest dziwna, ale ten Samuel wydaje się uprzejmy. I przecież nam wyjaśnił wszystko.

- Albo powiedział to, co chcesz usłyszeć – przyjaciółka nie dawała za wygraną.

- Ciastko też wcale nie zadziałało – kontynuowałam.

- Może wywietrzało? Nie wiem. Dla własnego dobra i tak na przyszłość weź może nie bierz nic od nich.

Wyszłyśmy na korytarz i po cichu ruszyłyśmy w stronę schodów. Gdy mijałyśmy wejście do lochów, Alex zapatrzyła się w ciemność korytarza, przystając na moment. Miałam nadzieję, że nie trafimy na żaden patrol. By nie kusić losu, pociągnęłam ją za nadgarstek. Korytarze i tak wydawały się dziwnie puste. Zapewne większość uczniów nadal balowała w pokoju życzeń. Dziwiło mnie, że Alex nie miała ochoty na imprezę. W ogóle była jakaś dziwna i nieswoja. Rozkojarzona, albo rozmarzona. Chyba pierwszy raz to ona chciała pierwsza wrócić do dormitorium. Z jednej strony też chciałam iść spać, ale z drugiej, ciągle myślałam o tych wszystkich osobach opętanych przez eliksir miłości. Szczególnie o jednej z nich.

- Myślisz, że Lucjan dalej jest pod wpływem zaklęcia? – zapytałam po cichu.

- A co, martwisz się nim? Lucjan jest prawie dorosły. Nic mu nie będzie.

- Jesteś pewna? Sabrina wpadała na dziwne pomysły.

- On zawsze sobie jakoś radzi. Przecież bywał w większym gównie niż teraz. Nawet cudownie ozdrowiał na wieść o nowych uczniach, więc gdyby coś mu się stało, pewnie zebrałby się do kupy w dziesięć minut.

Westchnęłam. Nie byłam tak przekonana, jak Alex, ale nie ciągnęłam tematu. Im dalej byłyśmy od lochów, przyjaciółka parła coraz szybciej w stronę wieży. W końcu dotarłyśmy do pokoju wspólnego. Na kanapie przed kominkiem leżały pierwsze niedobitki – chłopacy bez koszulek, za to z rozmazanymi napisami „griffindor rządzi” na chudych klatkach piersiowych. Uniosłam wysoki brwi. Alex ominęła ich bez słowa i popędziła do sypialni, a później zgarnęła swoją pidżamę i poszła pod prysznic. Długo słyszałam lanie wody. Pozostałe kotary były pozasłaniane, więc zgadywałam, że reszta już śpi. Usiadłam na skraju łóżka i zamyśliłam się. Obróciłam swoją różdżkę w palcach, jednocześnie przypominając sobie niemoc, jaką czułam pod wpływem eliksiru miłości. Czy gdyby dotyczył on kogoś, kto mi się podobał, nie byłoby to aż tak straszne doświadczenie? Lucjanowi raczej podobała się Sabrina, więc może nie było mu tak źle, działać jako jej marionetka? Mimo wszystko nadal nie podobała mi się cała idea. Uznałam, że nie zasnę, jeśli chociaż nie spróbuję czegoś zrobić. Zasłoniłam kotary swojego łóżka, po cichu wyszłam z sypialni i chwilę później byłam znowu na korytarzu blisko pokoju życzeń. Miałam sporo szczęścia, bo ściana zaczęła się rozsuwać, a ze środka wyszły podchmielone, roześmiane dziewczyny z francuskiej szkoły. Niestety stanęły niczym święte krowy tuż przed wejściem i zaczęły trajkotać w obcym dla mnie języku, robiąc przy tym trochę hałasu. Chciałam skorzystać z faktu, że drzwi były otwarte i przemknąć dziewczynom za plecami. Zacisnęłam ręce w pięści i pewnie ruszyłam przed siebie. Gdy przechodziłam obok skrzyżowania korytarzy, ktoś stojący za rogiem pociągnął mnie za nadgarstek. Niespodziewane szarpnięcie sprawiło, że zatoczyłam się w miejscu, drugie zaś wciągnęło mnie za ścianę. Zdążyłam tylko powiedzieć zaskoczone „hej!”, a zaraz potem męska, wypielęgnowana dłoń znalazła się na moich ustach, tym samym utrudniając mi wydawanie jakichkolwiek artykułowanych dźwięków. Odruchowo próbowałam ją strącić, ale przestałam się rzucać, gdy zauważyłam, że przede mną stał Samuel. Zamrugałam zdezorientowana. Chłopak przyłożył palec do własnych ust i powiedział „shhh”, później zaś przysunął się do mnie niebezpiecznie blisko, niemal przygważdżając do ściany i jednocześnie dyskretnie wyglądając zza rogu. Wystraszona jego śmiałością, chciałam się wyślizgnąć bokiem, ale wtedy usłyszałam odgłos kroków na korytarzu. Chłopak szybko cofnął głowę, oparł się przedramieniem o ścianę i zbliżył jeszcze bardziej, jakbyśmy w ten sposób mieli być mniej widoczni. Serce biło mi jak oszalałe. Na skrzyżowaniu korytarzy mignęła mi jakaś sylwetka, a później kolejna.

- Co to za zbiorowisko? Co to za stroje? Czy wy jesteście pijane? Na Merlina… - usłyszałam oburzony głos profesor McGonagall. – Będę musiała powiadomić waszą dyrektorkę!

- Wygląda na to, że anonimowy donos miał w sobie więcej niż ziarno prawdy – drugi, wyraźnie bardziej oschły głos należał do profesora Snape’a. – Która to już grupa? – zapytał znudzony.

- Nie mogę uwierzyć, że nasi uczniowie doprowadzają się do takiego stanu! – oczami wyobraźni widziałam, jak McGonagall wachluje się dłonią.

- Nic nowego. Gdyby zakazano nauki, ta banda bezmyślnych matołów uczyłaby się po kątach, byleby tylko złamać jakiś przepis.

Spojrzałam na Samuela, a on na mnie. Zrozumiałam, że musiał wiedzieć o zasadzce nauczycieli i dlatego mnie przed nią uchronił. Chłopak dał mi jakieś znaki, a potem po cichu wślizgnął się do najbliższego schowka na miotły. Przełknęłam głośno ślinę i weszłam tam za nim.

- Lumos – szepnęłam i podskoczyłam zaskoczona.

Po pierwsze, schowek był większy niż się spodziewałam, a po drugie, było tam już kilkanaście osób z różnych roczników. Wyglądali jak niedobitki po wojnie. Większość miała takie miny, jakby niezbyt kontaktowali. Niektórzy przysypiali w dziwnych pozach. Ci co jakoś się trzymali, grali w karty i sączyli resztki piwa. Spojrzałam na Samuela, ale chłopak bez słowa znów wyślizgnął się na zewnątrz. Rozejrzałam się raz jeszcze i wśród uczniów zauważyłam Harrego z nieszczęśliwą miną. Podeszłam do niego.

- Co tu się dzieje? – zapytałam.

- Nie wiem do końca – westchnął. - Wygląda na to, że ktoś z zazdrości powiedział za dużo o miejscówce i teraz jest spalona. Profesorowie od dłuższego czasu czatują w okolicy, ale nie udało im się jeszcze wejść do środka.

- Rany… - potarłam skroń. Jakaś część mnie cieszyła się, że nie zastali mnie w środku. – Dużo osób złapali?

- Ze trzydzieści – Harry wzruszył ramionami. - Jutro w kozie będzie niezły tłumek. Do tego Snape odejmuje punkty.

- Zdziwiłabym się, gdyby je dodawał… Czemu właściwie jeszcze tu siedzicie?

- Przeczekanie – odezwał się jeden starszy krukon. - Znudzi im się pilnowanie i będzie można znowu tam wparować.

- Albo będą chcieli, żebyście myśleli że im się znudziło i wtedy was też wyłapią.

- Z moich obliczeń wynika – Krukon nieco bełkotał i wymachiwał butelką. - Że za góra dwie godziny będzie po wszystkim.

-Dwie godziny to kupa czasu. Nie mam tyle – westchnęłam i zgasiłam różdżkę.

Wokół rozległy się głosy niezadowolenia, ale szybko sobie poradzili z brakiem światła, zapalając inne. Gdy wyszłam na zewnątrz, Samuela nigdzie nie było. Ponownie ruszyłam w stronę wejścia do pokoju życzeń, rozglądając się przy tym uważnie. Usłyszałam szarpaninę.

- Mam go! – głos należał profesora Moody’ego. – Szczyl nawet nie próbował uciekać.

- Alastorze! Ostrożnie! – McGonagall brzmiała na przejętą.

- Ostrożnie? – warknął Szalonooki. - Ten gnojek próbował Ciebie otruć!

- Przepraszam, ale nie wiem o czym profesor mówi – Samuel brzmiał niewinnie.

- Kłamiesz chłopcze – sapnął Moody. – Ta buźka mnie nie zmyli. Widzę więcej niż Ci się wydaje. O. Jeszcze mamy towarzystwo…

Mężczyzna machnął różdżką, a ja poczułam jak jakaś siła przyciąga mnie w ich stronę. Rozłożyłam szeroko ręce, żeby się nie wywrócić. Gdy znalazłam się przy nich, Moody złapał mnie za nadgarstek, jakby się bał, że zacznę uciekać. Okazało się, że w drugiej ręce trzymał Samuela za kołnierz, co wyglądało dość zabawnie, bo byli niemal równi wzrostem. Profesora Snape’a teraz nie było, być może odprowadzał ostatnie zdobycze z łapanki. McGonagall zaś wyglądała na całą i zdrową, choć jej upięte w kok włosy były w pewnym nieładzie.

Dyskusja między nami trochę trwała. Nie mogłam znaleźć dobrego wyjaśnienia, dlaczego byłam o tej porze poza dormitorium, zaś przesłuchiwanie Samuela przypominało mi stare filmy policyjne. Stanęłam po jego stronie, wierząc, że był niewinny. McGonagall nie chciała drążyć tematu, zaś Moody zdawał się nie uwierzyć ani w jedno słowo. Koniec końców oboje dostaliśmy szlaban, tak jak spora część szkoły.



Sobotę i niedzielę spędziłam w Wielkiej Sali, wykorzystując przymusowy czas siedzenia tam na nauce. Lucjan też tam wylądował, dzięki czemu momentami było całkiem wesoło. O dziwo wśród złapanych nie było Sabriny. Wydawało mi się, że ktoś taki powinien wpaść jako pierwszy, ale widocznie miała szczęście. I tak było nas dużo i wszyscy zastanawiali się, kto właściwie szepnął słowo nauczycielom. Uczniowie patrzyli jeden na drugiego. W powietrzu wyczuwane było napięcie. Padały oskarżenia, ale z braku dowodów wszystkie teorie odbijały się jak od ściany. Na szlabany trafił też Ron. W poniedziałek przy śniadaniu wypominał Harremu, że ten go zostawił na parkiecie i że to na pewno dlatego został złapany. Zdaniem Rona, razem jakoś by się wywinęli. Słuchając tych oskarżeń, kręciłam tylko głową.

- Też mogłaś tego uniknąć – zauważyła Alex. Zajadała się kiełbaskami z taką werwą, jakby nie mogła doczekać się najbliższych zajęć. Musiało być to tylko moje wrażenie, bo przecież pierwsze mieliśmy eliksiry.

- Mogłam, ale chciałam zrobić coś dobrego i muszę ponieść konsekwencje. Przynajmniej nie odjęli mi punktów – wzruszyłam ramionami.

- Mi Snape odjął dwadzieścia! – Ron uderzył pięścią w stół. – Za samo to, że próbowałem się wytłumaczyć.

- Pewnie wchodziłeś mu w słowo – zaśmiała się Alex.

- Tylko raz.

- Dlatego odjął tylko dwadzieścia – parsknął Harry.

- To nie jest śmieszne! – Ron naburmuszył się. – Ja tego nigdy nie odrobię! Co zdobędę dziesięć, on mi zabiera dwadzieścia.

- Daj spokój – Alex nabiła kiełbaskę na widelec. - Mi tyle odjął, że cały dom powinien mnie nienawidzić.

- A to tak nie jest? – zażartował Potter.

Przyjaciele przekomarzali się. Ja grzebałam łyżką w owsiance i zerkałam w stronę stołu Slitherinu. Patrzyłam na Lucjana. Chłopak nie był już pod wpływem eliksiru miłości, ale Sabrina i tak skupiała na sobie jego uwagę. Z resztą wielu chłopaków patrzyło w jej stronę. Nie rozumiałam co w ogóle w niej widzą. Była odważna i szalona, ale jednocześnie przypominała głaz, który wieszasz sobie u szyi i który ciągnie Cie na samo dno. Może tego nie dostrzegali?

Kątem oka zauważyłam, że Dumbledore wszedł do sali. Dyrektor zamiast ruszyć do stołu nauczycielskiego, skupił wzrok na naszej grupce i szedł w naszym kierunku. Wszyscy popatrzeliśmy na siebie nawzajem, przeczuwając, że nadchodzą kłopoty.









czwartek, 10 września 2020

102. Dalsze perypetie bliźniaków Pyrites


Weszłam z Lucjanem do Pokoju Życzeń i od razu zauważyłam na około siebie kilka obściskujących się par. Spojrzałam zdziwiona na Lucjana, ale ten zdawał się tym nie przejmować. Popychał mnie tylko delikatnie przed siebie z dziwnym uśmieszkiem, błąkającym się na jego ustach. Im bardziej zagłębialiśmy się w stronę dochodzącej muzyki, tym więcej osób zachowywało się, jakby brało udział w castingu do filmu porno.

- Co tu się dzieje? – Zapytałam chłopaka, obserwując jak jakiś chłopak z Durmstrangu dobiera się do dekoltu Krukonki z siódmego roku. Dziewczyna wyglądała na wniebowziętą i z błogą miną pozwalała mu na wszystko.

- A co się ma dziać? – Zdziwił się, a następnie odsunął jedną z ciężkich kotar, za którymi znajdowała się spora część Ślizgonów, a pomiędzy nimi biedna Klara. – Patrzcie, kogo znalazłem! – Wykrzyknął na sam koniec.

Lucjan zachowywał się bardzo dziwnie. Gdy tylko mnie wprowadził, od razu stracił zainteresowanie moją osobą. Przysiadł się szybko obok Sabriny, wpatrując się w nią jak w bożka. Moja przyjaciółka również wyglądała jakoś inaczej.

- No nareszcie! – Ucieszyła się Sabrina, klaszcząc w dłonie zakończone czarnymi paznokciami. Podniosła się szybko z kanapy, kręcąc przy tym tyłkiem. Spojrzenia przyjaciół rejestrowały każdy jej ruch. – Trochę długo musiałam na ciebie czekać. Podobno miałaś szlaban, co?

Zmrużyłam oczy, nie będąc do końca przekonana do tej ekstrawaganckiej dziewczyny. Ślizgonka wpatrywała się we mnie przez krótki czas, po czym jej włosy przybrały kolor krwistej czerwieni. Po chwili wyciągnęła przed siebie rękę.

- Sabrina Pyrites – przedstawiła się.

- Alex Lamberd – odparłam, nie chcąc spoufalać się z nią bardziej niż musiałam. Sabrina opuściła więc dłoń, ale to ani na moment nie ostudziło jej zapału.

- Sporo o tobie słyszałam – dodała, wracając z powrotem na sofę. Usiadła na niej wygodnie, a Lucjan od razu podłożył jej pod nos kieliszek z winem. Klara natomiast przysunęła się nieco bliżej, aż obie dziewczyny stykały się kolanami. Ślizgonka zaśmiała się głośno, zakładając nogę na nogę. – Będziesz teraz udawała taką niemowę, jak twoja przyjaciółka? Przestań się wygłupiać.

Zrobiłam krok do przodu, cały czas wpatrując się w Klarę. Blondynka ani na chwilę nie spuszczała wzroku z Sabriny.

- Czemu Klara tak dziwnie się zachowuje? – Spytałam lekko skołowana.

- Dziwnie? Wydaje ci się! Siadaj! - Jedno jej spojrzenie w stronę Lucjana wystarczyło, by chłopak wstał szybko, zwalniając mi miejsce. Przy okazji podszedł do lodówki, wyciągając z niej piwo, a następnie położył przede mną na stoliku.

- Przecież widzę, że coś jest z nią nie tak – warknęłam, ale usiadłam pewnie. Chwyciłam do ręki swoją butelkę, upijając trochę alkoholu. – A więc?

- Oj tam! – Dziewczyna machnęła ręką. – Dałam jej Eliksiru Miłosnego w czekoladzie, ale nie zjadła wszystkiego, więc tylko trochę na nią podziałało.

- Co?! – Syknęłam, ściskając mocniej szkło. – Dlaczego to zrobiłaś?!

- W końcu się ożywiłaś bardziej! – Pisnęła uradowana, nachylając nade mną. Przez moment wpatrywała się z dziwnym błyskiem w oku na moje usta, a następnie wciągnęła nosem mój zapach. – Na pewno byłaś na szlabanie? Albo nie, inne pytanie! Jakiego rodzaju to był szlaban?

- Co? – Zdenerwowałam się i szybko przesunęłam na drugi koniec kanapy. – Nie rozumiem twoich durnych pytań.

- To proste pytania, Alex – odparła, przewracając oczami. Klara zaczęła obejmować ją czule, ale dziewczyna zainteresowana była teraz czymś zupełnie innym. Odsunęła od siebie Gryfonkę i na nowo wbiła we mnie wzrok. – Podoba ci się ten nauczyciel?

- Co ty wygadujesz?! – Poczułam dreszcze na całym ciele. Jeszcze tego mi brakowało, żeby jakaś obca laska odkryła, co łączyło mnie z Severusem. – Jesteś nienormalna i to, co robisz z ludźmi także jest chore!

Omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie. Na środku stał ring, a w nim dwóch kolesi próbowało znokautować się nawzajem. Oni pewnie także byli pod wpływem eliksiru. Tuż obok nas stał Lucjan i tylko czekał, aż zwolnię dla niego miejsce obok Ślizgonki, a Klara za wszelką cenę chciała przytulić się do dziewczyny.

- Żartowałam! – Wykrzyknęła nagle Sabrina, śmiejąc się w niebogłosy. Przez jedną chwilę nie wiedziałam, jak się zachować. Ona była gorsza od Irytka, a na pewno bardziej stuknięta. – Szkoda, że nie widziałaś swojej miny! Wy Gryfoni nienawidzicie Snape’a, wiem o tym.

- Jesteś dziwna – stwierdziłam, zerkając na Klarę. – Teraz ty mi odpowiedz, dlaczego dałaś jej eliksir? A innym? Przecież każdy z tutaj zebranych kolesi chce iść z tobą do łóżka. Nie musisz im podawać żadnych odurzających substancji.

Sabrina tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi, a po chwili do pomieszczenia wszedł jej brat.

- Kółeczko wzajemnej adoracji się powiększa? – Zapytał, podchodząc bliżej. Wyciągnął do mnie dłoń i przedstawił się. Przy nim jakoś nie miałam oporów i również podałam mu swoją rękę.

- Alex Lamberd – mruknęłam. Może i nie był on tak odpychający i denerwujący jak jego siostra, ale też nie ufałam mu do końca. Zachowywał się czasami jak psychopata.

- Pokażę ci teraz, dlaczego podaję ludziom ten eliksir – odezwała się nagle Sabrina, patrząc z mściwą satysfakcją na brata, który zmarszczył tylko brwi. – Klara, jeżeli go pocałujesz, to pójdziemy razem do biblioteki trochę się zabawić.

Gryfonka jak na komendę kiwnęła szybko głową, po czym wstała i bez ceregieli podeszła do znudzonego chłopaka. Otworzyłam szeroko usta obserwując jak dziewczyna nachyla się nad twarzą Samuela, ale ten w ostatniej chwili wyciągnął przed siebie wyprostowaną dłoń, zmuszając Klarę do zatrzymania się.

- To już zaczyna być nudne, jak się bawisz innymi ludźmi – prychnął, odpychając od siebie blondynkę. – Marnujesz tylko dobrze uwarzony eliksir.

- Sam jesteś nudny – odgryzła się Sabrina. Samuel nie skomentował tego. Próbował podejść do lodówki i wziąć piwo, ale Klara uczepiła się go, jak rzep psiego ogona. Za wszelką cenę próbowała go pocałować, ponieważ w głowie wciąż miała obietnicę złożoną jej przez drugą dziewczynę.

- Finite – warknął nagle Ślizgon zniecierpliwiony ciągłym odganianiem od siebie Klary.

Dziewczyna nagle stanęła w miejscu, mrugając szybko. Spojrzała po nas wszystkich z przestrachem w oczach i potarła powieki. Samuel pokręcił tylko głową, wychodząc z pomieszczenia, a Sabrina nie mogła powstrzymać się od głośnego, irytującego śmiechu.

- Co się stało? – Spytała zdziwiona Gryfonka. – Alex? Kiedy przyszłaś?

- Uśmiałam się jak nigdy! – Krzyknęła Ślizgonka.

- Ale ja w dalszym ciągu nie wiem, co się stało? – Mruknęła Klara, rozglądając się wokoło. – Zaraz… czy ty mi nie dałaś eliksiru miłosnego?! – Dziewczyna wystrzeliła oskarżycielsko palcem w Sabrinę.

- Dałam – odparła, przyglądając się swoim paznokciom. Na jej ustach w dalszym ciągu widoczny był perfidny uśmieszek. – Ale nie stała ci się przecież żadna krzywda, prawda?

- To nieetyczne! Nie wolno nam używać takich eliksirów poza zajęciami i kontrolą nauczycieli!

Sabrina przestała na moment się uśmiechać, a jej brwi podjechały niemal do samej grzywki.

- Ona tak zawsze? – Zapytała oniemiała.

- Cała Klara – westchnęłam, sięgając znowu po alkohol. – Ale swoją drogą, ma trochę racji.

- Chciałam tylko, żebyś opowiedziała mi o Centaurach – westchnęła Pyrites, zerkając na Gryfonkę. – Ta szkoła jest taka nudna, a jeżeli coś ciekawego się w niej dzieje, to dotyczy to waszej dwójki, dlatego was zaprosiłam, więc zacznijcie opowiadać jak to było!

Sabrina przysunęła się bardziej w moją stronę, robiąc jeszcze więcej miejsca blondynce. Klepnęła dłonią w skórzane obicie, czekając aż Klara w końcu usadzi swoje cztery litery obok niej, co też dziewczyna zrobiła, ale bardzo ostrożnie.

- No więc, jak to było? – Zaczęła nas zachęcać, spoglądając to na jedną, to na drugą.

- Nic ci nie powiemy – odparłam pewnie, prychając cicho.

- Oj… - Sabrina wyglądała na niepocieszoną. – Bo tobie również włożę czekoladkę do buzi.

- Jak się do mnie zbliżysz, to gorzko tego pożałujesz – warknęłam, uśmiechając się sztucznie. Myślałam, że dziewczyna opamięta się trochę, ale ta również obdarzyła mnie uśmiechem.

- Chciałam się tylko z wami zaprzyjaźnić – wyznała po chwili. – Z tym eliksirem, to też nie miałam złych zamiarów, Klaro. Po prostu wydawałaś się taka sztywna. Chciałam trochę cię rozluźnić.

- Są inne metody – odparła cicho dziewczyna. Chcąc, nie chcąc, parsknęłam cicho pod nosem, co nie uszło uwadze Sabriny. Ślizgonka puściła do mnie oczko, bombardując Klarę serią nowych pytań.

- Wiesz, że to zabrzmiało dwuznacznie? – Poruszyła gustownie wyregulowanymi brwiami.

- Co? – Zdziwiła się. – Ale jak to?

- No te inne metody na rozluźnienie, nie wiesz jakie są? – Kontynuowała.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi…

- Daj jej spokój – wtrąciłam po chwili. Nie chciałam, żeby Klara czuła się bardziej nieswojo niż do tej pory.

- Jeszcze momencik – zaświergotała Sabrina, pokazując małą lukę między kciukiem, a palcem wskazującym, po czym nachyliła się tym razem w stronę mojej przyjaciółki. Dziewczyna odsunęła się instynktownie.

W tym samym momencie do pokoju ponownie wszedł brat Sabriny. Na widok dziewczyn przewrócił oczami, po czym usiadł na wolnej sofie i otworzył przed sobą swój zeszyt. Swoją drogą byłam ciekawa, co on też takiego tam zapisuje? Miałam nadzieję, że nie było to związane z punktacją lasek.

Jego siostra nie zwróciła w zupełności uwagi na Samuela.

- Jesteś dziewicą, co nie? – Bardziej stwierdziła niż spytała. Brunet podniósł wzrok, ale tylko na moment. Po chwili znowu wrócił do swoich zajęć.

- To prywatna sprawa! – Pisnęła Klara, czerwieniąc się po same koniuszki uszu.

- Czyli jesteś – zaśmiała się perliście. – Niczym mnie nie zaskoczyłaś. – A ty? – zwróciła się do mnie.

Zamrugałam szybko, lekko speszona.

- Mamy po 14 lat – przypomniała jej oburzona Klara – więc powinnaś już znać odpowiedź na pytanie!

Sabrina jednak nie umiała odpuścić. Wpatrywała się we mnie dość intensywnie. Nie musiałam nic mówić, ona i tak znała odpowiedź na swoje pytanie.

- To ktoś ze szkoły? – Dopytywała, uśmiechając się zawadiacko.

- Moja sprawa – mruknęłam cicho, sięgając ponownie po piwo. Upiłam sporego łyka, starając się nie myśleć o języku Severusa w tym momencie.

- Moja, nie moja – prychnęła, przewracając oczami. – Dobry jest chociaż?

- Najlepszy – odparłam, a na usta wypłynął mi lekki uśmieszek, którego nie umiałam w żaden sposób zatrzymać.

- Co? – Wtrąciła się nagle Klara. – Nie jesteś dziewicą? Nic mi nie mówiłaś przecież. Myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic.

- Jakieś tam muszą być – odparłam spokojnie.

Sabrina przerzucała spojrzenie z jednej na drugą, cały czas się przy tym uśmiechając. Widać było, że niezmiernie bawiła ją ta sytuacja, że jednak mamy przed sobą jakieś sekrety. Ja natomiast nie chciałam dłużej ciągnąć tego tematu, a i przebywanie w towarzystwie bliźniaków zaczynało mnie powoli irytować.

- Myślę, że już pora na nas – spojrzałam wymownie na przyjaciółkę. Klara kiwnęła pospiesznie głową, podnosząc się z kanapy. Gdy tylko zrobiła miejsce, Lucjan od razu je zajął.

- Przecież dopiero, co przyszłyście! – Jęknęła Sabrina, również się podnosząc. Ślizgon chciał uczynić to samo, ale dziewczyna gestem ręki kazała mu siedzieć na miejscu. – Nie opowiedziałyście mi o centaurach, ani o niczym ciekawym! Poza tym jest jeszcze wcześnie!

- Daj spokój! – Zdenerwowałam się. – Nie wiem, co kombinujesz i dlaczego upatrzyłaś sobie akurat nas, ale nic ci to nie da. I lepiej odczaruj Lucjana.

- A co? Podoba ci się?

- Czy ty nigdy nie odpuszczasz?

- Nie – odpowiedziała pewnie, a jej włosy znowu zmieniły kolor.

Wzruszyłam tylko ramionami, opuszczając z przyjaciółką kryjówkę Ślizgonów. Teraz tylko musiałyśmy się przedrzeć przez kilkanaście napalonych i migdalących się par w stronę wyjścia.

- Alex, poczekaj! – Krzyknęła za mną Klara, ponieważ za wszelką cenę starałam się opuścić to pomieszczenie i wrócić do dormitorium.

- Co chcesz? – Zapytałam nieco zbyt agresywnie, zatrzymując się.

- Czemu nie powiedziałaś, że uprawiałaś… no wiesz co…

- Serio chcesz o tym teraz rozmawiać? – Wskazałam rękoma na otaczający nas burdel. – Zresztą, też mi nic nie mówisz o lekcjach z Moodym.

- Zabronił mi – broniła się przyjaciółka, spuszczając wzrok.

- Ja też mam zabronione – odparłam.

- Ale profesor Moody chciał cię nauczać tak jak mnie, a to ty nie chciałaś! Wtedy nie musiałabym mieć przed tobą żadnych tajemnic! – Dziewczyna chwyciła mnie mocno za ramię. – Myślałam, że się przyjaźnimy.

- O co ci teraz chodzi, Klara? – Zdziwiłam się, obserwując ją uważnie. – Nigdy nie twierdziłam, że się nie przyjaźnimy.

- Mam wrażenie, że się oddalasz ode mnie. – Dziewczyna puściła mnie w końcu, ponownie opuszczając wzrok. Wyglądała przy tym tak biednie i krucho, że zrobiło mi się jej żal.

- Nic podobnego – westchnęłam.

- Oddaliłaś się ode mnie i od profesora Moody’ego. Zachowujesz się ostatnimi czasy bardzo dziwnie – wyrzuciła z siebie Gryfonka. – I jeszcze wszyscy na mnie napadają, że się z tobą zadaję. Trochę mnie to przerasta, a porozmawiać z tobą o tym nie mogę, bo nie chcę żeby ci było smutno.

- Mam wyjebane w innych – prychnęłam, zakładając ręce na piersi. – Pewnie Granger miała jakieś „ale” do mnie, prawda?

Dziewczyna kiwnęła minimalnie głową.

- Nie przejmuj się nią, ale jeżeli tak bardzo ci to przeszkadza, że ona ciągle się czepia, to postaram się być mniejszym wrzodem na jej tyłku, może być? – Uśmiechnęłam się do dziewczyny, obejmując ją czule ramieniem. Klara również odpowiedziała mi uśmiechem.

- Wrzodem? – Zachichotała.

- Tak jest – kiwnęłam głową. – Na jej grubym dupsku.

- Ona nie jest gruba.

- Ma większy tyłek ode mnie! – Wykrzyknęłam, jakby to było oczywiste. – Więc jest gruba!

- Każdy ma większy tyłek od ciebie!

Spojrzałyśmy po sobie, po czym wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem. Dobrze, że na około nas grała głośna muzyka, a ludzie zajęci byli sobą. Inaczej wyszłybyśmy na dwie wariatki.

- I na przyszłość nie jedz niczego, co daje ci ta Pyrites! – Skarciłam dziewczynę, grożąc jej palcem przed twarzą.

- Ona mi wepchnęła czekoladkę do buzi!

- To się wypluwa!

- Lekko ją ugryzłam, a potem było już za późno!

- Jakby ci ktoś włożył do ust łajno Hipogryfa, to też byś najpierw ugryzła? – Spytałam z przekąsem.

- Przestań być ironiczna! – Klara przewróciła oczami. – Łajno, to nie czekolada.

- Nieważne – burknęłam, nie chcąc się dłużej przekomarzać z dziewczyną. Ponownie zerknęłam po Sali. Impreza trwała w najlepsze. Przypuszczałam, że następnego dnia większość osób będzie miała kaca moralnego, ale czym on mógłby być spowodowany? Tymi czekoladkami? A może czymś innym? A może po prostu główną rolę w tym wszystkich odegrał po prostu alkohol i atmosfera tu panująca. – Chodź. Idziemy.

Zaczęłyśmy się przedzierać przez wszystkich uczniów, aż w końcu dopadli nas nasi przyjaciele. Harry wyglądał na lekko pijanego, a Ron miał czerwone policzki. Rozglądał się po wszystkich z błyskiem w oczach, jakby kogoś szukał.

- Co wy, idziecie? – Zagadnął okularnik. W dłoni trzymał butelkę z piwem.

- Tak, jesteśmy zmęczone – odparłam, zbywając go.

- Może byście zostały? – Ron wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Tutaj jest tak…inaczej niż na innych imprezach.

- Inaczej? Masz na myśli, że wszyscy zachowują się, jakby chcieli uprawiać grupowy seks? – Prychnęłam.

- No… eee… - Zakłopotał się chłopak, drapiąc nerwowo po karku. – Wiesz, dla nas to okazja, co nie Harry?

- Odwal się, ja mam w głowie tylko Cho.

- Przecież ona jest z Diggorym! Nie rzuci go dla ciebie! – Rudzielec przewrócił oczami.

- A skąd wiesz? Może, gdybym odpowiednio zagadał…

- To zrób to, stary – przerwał mu przyjaciel, śmiejąc się cicho.

- Ty się nawet nigdy nie całowałeś!

Przyjaciele zaczęli się wykłócać między sobą, więc skorzystałyśmy z okazji i w końcu udało nam się wyjść z tego burdelu.

W zamku panowała cisza nocna, więc starałyśmy się z Klarą dojść do naszego domu bez wydawania jakiegokolwiek dźwięku. Nie chciałam, żeby Severus zobaczył jak krzątam się po Hogwarcie. Miałam wrócić prosto do wieży.

- Wcale nie chciałam tutaj przychodzić – jęknęła cicho przyjaciółka, grzebiąc w swojej torbie. – Umieram z głodu. Masz coś do jedzenia?

- Powinnam mieć batona w torbie – odparłam, chcąc sięgnąć do tobołka na książki, ale zdałam sobie sprawę, że nie mam go przy sobie. Zatrzymałam się na moment, zastanawiając się, gdzie mogłam go podziać. Nie przypominałam sobie, żebym zostawiła go na imprezie, a więc torba musiała zostać u Severusa. – Kurwa.

- Co? Gdzie masz torbę? – Zaglądnęła mi przez ramię.

- Zostawiłam… w dormitorium po szlabanie, zupełnie o tym zapomniałam – odpowiedziałam, ruszając dalej.

- To trochę nie w porządku, że pomiędzy posiłkami nie można nic zjeść – jęknęła Klara, a ja niemal słyszałam, jak burczy jej w brzuchu.

- Zawsze możesz iść do kuchni, a skrzaty na pewno coś ci przyszykują – stwierdziłam, schodząc po schodach na niższe piętro zamku.

- O tej porze? Która jest właściwie godzina?

Wzruszyłam ramionami.

- O! – Ożywiła się nagle dziewczyna, wyciągając z torby małe ciasteczko. – To z imprezy, chcesz kawałek?

Ponownie się zatrzymałam, wyrywając przyjaciółce słodycz z ręki. Powąchałam wypiek z każdej strony, ale poczułam tylko znajomy zapach czekolady. Klara wpatrywała się we mnie zdziwiona.

- Co ty wyprawiasz? – Zdziwiła się.

- To też może być nasączone eliksirem miłosnym – przypomniałam jej. – A gdyby tak było, to ciastko pachniałoby czymś miłym dla konkretnej osoby.

- No proszę! – Dziewczyna uniosła wysoko brwi. – Jednak te szlabany u profesora Snape’a coś ci dają. Eliksiry miłosne nie są w zakresie nauczania na naszym roku.

- No nie są – burknęłam, zastanawiając się, czym w rzeczywistości pachniałoby moje ciastko, gdyby jednak było nasączone eliksirem? Severusem? Jego wodą kolońską, czy innymi eliksirami, którymi przesiąknięty był cały jego gabinet. – Masz, oddaję – dodałam, budząc się z transu.

Klara uśmiechnęła się do mnie wdzięcznie, po czym ugryzła kawałek. Ponownie ruszyłyśmy w stronę wieży Gryffindoru, gdy nagle dziewczyna chwyciła mnie mocno za ramię i przycisnęła do ściany. Rozszerzyłam oczy lekko zszokowana, kiedy usta Klary próbowały sięgnąć moich.

- Co ty robisz?! – Wrzasnęłam, nie przejmując się ciszą nocną. Próbowałam odepchnąć od siebie dziewczynę, ale nabrała wyjątkowo nadludzkiej siły. – Klara!

- Jesteś taka śliczna – jęknęła, wślizgując się dłońmi pod moją koszulkę.

- Weź, przestań! – Pisnęłam. – Jebany eliksir miłosny! Był niewyczuwalny! Daj spokój!

- To nie eliksir – odpowiedziała trzeźwo dziewczyna. – Ale jesteś taka śliczna, że chcę to zrobić z tobą. Bądź moją pierwszą, Alex.

- Co ty wygadujesz?! – Zdenerwowałam się.

Szamotałam się z przyjaciółką przez krótką chwilę, robiąc przy tym niesamowitego hałasu, po czym usłyszałyśmy tupot kilku stóp, a po chwili zza rogu wyskoczyli bliźniacy Pyrites. Sabrina piała ze śmiechu, a Samuel doskoczył do Klary, odciągając ją ode mnie.

- Dałaś jej ciastko?! – Warknął w stronę siostry.

- Sama musiała wziąć – odparła chichocząc.

Gryfonka, gdy tylko zauważyła kto ją trzyma, obróciła się przodem do chłopaka, zarzucając mu ręce na szyję. Ślizgon próbował odsunąć głowę od jej twarzy, ale ta nie dawała za wygraną tak samo, jak w moim przypadku.

- Co było w tym ciastku?! – Wrzasnęłam do drugiej dziewczyny.

- To wymysł Samuela, nie mój – prychnęła. – Ale kozacki, co? Szczególnie jak poda się go komuś, kto nigdy nie uprawiał seksu.

- Boże, jesteście nienormalni – westchnęłam.

- Przestańcie pierdolić, tylko odsuńcie ją ode mnie! – Krzyknął nagle brunet, przypominając nam o sobie. W dalszym ciągu walczył z Klarą, która teraz to właśnie jego postanowiła molestować. Naprawdę, gdyby to wszystko działo się w normalnych okolicznościach i z innymi ludźmi, zapewne śmiałabym się do bólu, tak samo jak Sabrina, ale nowe rodzeństwo nie było normalne.

Usłuchałyśmy Ślizgona. Chwyciłam Klarę za jedno ramię, a moja towarzyska zrobiła to samo po drugiej stronie i mocno pociągnęłyśmy Gryfonkę do tyłu. Dziewczyna szamotała się w naszym uścisku, ale postanowiłyśmy jej nie puszczać, dopóki się nie uspokoi. W tym czasie Samuel zaczął grzebać szybko w swojej skórzanej torbie. Wyciągnął z niej w końcu białego owalnego cukierka i wepchnął przyjaciółce na siłę do ust.

- Ej! – Oburzyłam się. – Znowu jakieś świństwo jej dajesz?!

- To taka jakby odtrutka – wyjaśnił spokojnie, wpatrując się uważnie w Klarę.

Wszyscy wstrzymaliśmy oddechy, również ją obserwując. Chwilę później mięśnie dziewczyny zwiotczały i przestała się z nami szarpać. Mogłyśmy odsunąć się z Sabriną od blondynki. Wzięłam głęboki oddech, ciesząc się że to już koniec, ale najwidoczniej nie dla Klary. Gryfonka otrząsnęła się z amoku, w jakim się znajdowała i nagle odskoczyła od nas jak oparzona.

- Co wyście mi zrobili?! – Pisnęła zestresowana. Objęła się mocno rękoma, dygocząc na całym ciele. – To było okropne! Alex, przepraszam! Ja nie chciałam!

- Już spokojnie – powiedziałam, kładąc dłoń na jej ramieniu. – To był jakiś durny eksperyment naszego nowego kolegi – dodałam z ironią.

- Nie durny – wtrąciła Sabrina, broniąc brata. – Samuel próbuje produkować innowacyjne eliksiry, które ułatwiają życie. To był jeden z nich. Ja z reguły je testuje na innych, a jak się okazują dobre, to nawet sami z nich korzystamy, co nie?

- Dobra, nie musisz im wszystkiego mówić – burknął chłopak, zamykając swoją torbę.

- No chyba powinna! – Prychnęłam głośno. – Należą nam się jakieś wyjaśnienia! Merlinie, gdybym ja wiedziała, że tak to wszystko się potoczy, to nie przyszłabym na tą durną imprezę!

- Bo jakaś spięta byłaś. – Sabrina szturchnęła mnie swoim ramieniem. – Więcej luzu, dziewczyno!

- Uwierz mi, że jestem bardzo wyluzowana – odpowiedziałam, starając się na spokój – ale nie pozwolę, byście z Klary robili królika doświadczalnego!

- Ani z nikogo innego! – Dodała oburzona Gryfonka. Przez moment spojrzała z wyrzutem na Samuela, ale ten zignorował ją totalnie.

Zupełnie zapomnieliśmy, że znajdowaliśmy się na środku korytarza po ciszy nocnej. Zaczęli sprzeczać się między sobą, robiąc przy tym dużego hałasu. Nawet nie usłyszeliśmy charakterystycznego stukotu laski o posadzkę. Gdy w końcu dotarł do mnie ten dźwięk, było już za późno. Przed nami pojawił się profesor Moody w towarzystwie profesor Mcgonagall. Musieli razem patrolować korytarz albo nasze donośne głosy rozniosły się po całym zamku i oboje z różnych stron postanowili je sprawdzić.

- No proszę – odezwała się nauczycielka – jakie pokaźne towarzystwo. Zdajecie sobie sprawę, która jest godzina? Panienko Amber? Nie spodziewałam się tego po pani.

- Ja… - Klara miała łzy w oczach. Spojrzała przepraszająco na swojego mentora, który przybrał równie poważną minę jak nasza opiekunka domu.

- Macie coś na swoje usprawiedliwienie? – Zapytał Moody, opierając się na lasce. Jego magiczne oko przeskakiwało po kolei po wszystkich, a zdrowe zatrzymało się na blondynce.

Nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Ja nie miałam zamiaru tłumaczyć się Moody’emu z niczego. Już od bardzo dawna nie żyliśmy w dobrych stosunkach i wcale nie chciałam ich polepszać. Bliźniacy natomiast postanowili współgrać, pokazując jedną z wielu twarzy przy nauczycielach.

- Bardzo przepraszamy – powiedziała potulnie Sabrina, spuszczając głowę. – Ten czas tak szybko leci. Byliśmy w kuchni.

- W kuchni? – Zdziwiła się Mcgonagall. – Dzieci, jeżeli byliście głodne, trzeba było powiadomić o tym skrzaty. Na pewno coś by wam uszykowali.

- Niby tak, pani profesor – westchnęła Sabrina – ale chodzi o to, że brat bardzo lubi piec i chciał sam sobie coś przyszykować, prawda?

- To moje hobby. – Samuel uśmiechnął się w uroczy sposób. Moody musiał wyczuć jakiś podstęp, ponieważ zmrużył oczy, jakby coś analizował w głowie, ale nie odezwał się ani słowem. – W rodzinnym domu, to ja gotuję i piekę.

- Och, to rzadko się zdarza, panie Pyrites. – Mcgonagall zdawała się być zafascynowana talentem Ślizgona. – Ale ta godzina…

- Proszę – przerwał jej brunet, wyciągając z torby ciasteczko. Dokładnie to samo, które spożyła niedawno Klara. Otworzyłam szeroko usta, patrząc jak kobieta bierze wypiek od chłopaka.

- Nie powinnam…

- Smacznego, pani profesor – powiedział Samuel, ponownie się uśmiechając. Gdybym nie zdążyła go już poznać, uwierzyłabym we wszystko, co mówi. Wyglądał przy tym tak niewinnie i delikatnie.

- Ale pani profesor… - zaczęła nieśmiało Klara, ale Sabrina uszczypnęła ją w pośladek. Dziewczyna podskoczyła zszokowana, chwytając się za obolałe miejsce, ale przynajmniej nie odezwała się ani słowem.

- Minervo, kuchnia kuchnią, ale włóczenie się o tej godzinie po zamku jest złamaniem regulaminu. Nasi „starsi” uczniowie powinni o tym wiedzieć i przestrzegać tego – tutaj spojrzał znacząco na mnie i Klarę - a ci „nowi” na pewno zostali poinformowani o tym przez dyrektora, czyż nie?

- Chciałby pan też spróbować moich wypieków? – Samuel w dalszym ciągu próbował się przymilać, nie zawracając sobie głowy słowami nauczyciela.

- Nie, dziękuję – odparł twardo były auror, patrząc podejrzliwie na rodzeństwo. Zapewne jego aurorskie zmysły wyczuwały, że coś tu nie współgrało ze sobą, ale mężczyzna postanowił milczeć. Magiczne oko zaczęło obserwować wicedyrektorkę, gdy ta postanowiła wziąć kęs.

- Rzeczywiście – przyznała, przełykając ciastko. – Muszę ci powiedzieć, młodzieńcze, że masz wielki talent. Może kiedyś przygotujesz jakieś smakołyki na zamkowy kiermasz?

- Z przyjemnością, profesor Mcgonagall. I jeszcze raz przepraszamy za włóczenie się po zamku o tej godzinie.

- To się więcej nie powtórzy – obiecała Sabrina.

- No dobrze, dobrze – westchnęła kobieta, próbując poluzować swoją szatę tuż pod szyi. Spojrzała z niepewną miną na Moody’ego, po czym uśmiechnęła się do niego zalotnie.

- W porządku, Minervo? – Zagadnął nauczyciel.

- To my już pójdziemy – rzuciła szybko Sabrina. – Dobranoc.

Ślizgonka pociągnęła nas za sobą, po czym całą czwórką schowaliśmy się za rogiem korytarza. Dziewczyna kazała nam być cicho, a następnie wyjrzała zza ściany, obserwując całe zajście. Nie byłabym sobą, gdybym również opuściła takie widowisko. Samuel miał to w głębokim poważaniu. Momentalnie przestał się uśmiechać, przybierając ten sam ponury wyraz twarzy, a Klara trzęsła się spanikowana.

- Może masz ochotę na szklaneczkę czegoś mocniejszego? – Zaproponowała nagle Mcgonagall, opierając dłoń na ramieniu profesora. Pogłaskała je pieszczotliwie, przesuwając rękę na tors mężczyzny.

- Nie powinnaś puszczać tych dzieciaków – prychnął Moody, odsuwając się na bezpieczną odległość. – A co do czegoś mocniejszego, może innym razem, nie sądzisz?

- Lubię, kiedy jesteś taki szorstki, Alastorze – mruknęła zachęcająco, próbując zbliżyć się do kolegi.

Sabrina parsknęła śmiechem, zasłaniając sobie usta.

- Co cię ugryzło? – Zdenerwował się nauczyciel. – To, to ciastko, prawda? Co w nim było?

- Ciastko? Daj spokój. Może dasz się zaprosić na śniadanie do łóżka? – Kobieta chwyciła jego koszulę, szarpiąc delikatnie za guziki.

- Minervo! – Upomniał ją Moody, po czym spojrzał w głąb korytarza.

- On widzi przez ściany! – Pisnęłam nagle spanikowana. Nim dokończyłam swoją wypowiedź, usłyszeliśmy szybki stukot laski. Profesor zbliżał się do nas z prędkością światła.

- Chodu! – Wrzasnęła dziewczyna, ciągnąc brata za rękę. Oboje pognali w przeciwnym kierunku do Moody’ego. Ja również chciałam za nimi polecieć, ale Klara stała jak wryta.

- Ruszaj się! – Syknęłam na nią.

- Mogłam go uprzedzić! – Jęknęła.

- Już za późno! Spierdalamy stąd! – Również chwyciłam przyjaciółkę i biegiem puściłyśmy się za rodzeństwem. Zbiegłyśmy krętymi schodami na niższe piętro, niebezpiecznie blisko lochów. Jedna z klas otworzyła się, a przez drzwi wyjrzała Sabrina, pospieszając nas, abyśmy weszły do środka.

Gdy to zrobiłyśmy, Ślizgonka zabezpieczyła starannie wejście zaklęciem i oparła się o ścianę, dysząc ciężko. Kolor jej włosów przybrał różową barwę, po czym usłyszałyśmy głośny śmiech wydobywający się z jej ust.

- To było mistrzostwo! – Krzyknęła, nie mogąc przestać rechotać.

- Wystarczył mały kęs, a libido od razu poszło jej w górę – mruknął nagle Samuel, jakby do siebie i usiadł przy wolnej ławce, wyciągając z torby swój zeszyt. -Powinienem zmniejszyć proporcje – dodał, bazgrząc coś na kartkach.

- Głupoty gadasz! – Prychnęła Sabrina i machnęła na niego ręką.

- To było nieodpowiedzialne – jęknęła ponownie Klara, przystępując z nogi na nogę. Wiedziałam, że chciała stąd wyjść i iść do Moody’ego wszystko mu wyjaśnić.

- Ani mi się waż! – Warknęłam w jej stronę. – Nigdzie nie pójdziesz!

- I tak dostaniemy szlaban! Wszyscy! A gdyby udało mi się z nim porozmawiać na spokojnie, to może by nam odpuścił, nie uważasz?!

- Pojebało cię? – Zdziwiła się Ślizgonka. – Chcesz się iść tłumaczyć? Jak ty z nią wytrzymujesz? – zwróciła się do mnie, wskazując ostentacyjnie ręką w kierunku Gryfonki.

- Czasami trzeba ją zgasić, zanim w jej głowie zacznie się rodzić poroniony pomysł – wyjaśniłam – ale w gruncie rzeczy da się z nią przyjaźnić.

Sabrina słuchała tego znudzona.

- Dobra było fajnie, ale co teraz robimy? – Zapytała nagle podekscytowana, zacierając dłonie…