środa, 23 września 2020

103. "Coś tutaj nie gra..."

Oparłam się plecami o drzwi i powoli po nich osunęłam. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Czułam się dziwnie i nieswojo. W głowie miałam mętlik. Pamiętałam co robiłam pod wpływem ciastka, ale jednocześnie wydawało mi się to takie obce, jakbym jedynie obserwowała kogoś sterującego moim ciałem. Co gorsze, nie wiedziałam na ile moje objawy są stresem, na ile wynikiem zatrucia substancją, bo nawet nie dali mi dojść do siebie, a już wpakowali nas w kolejne kłopoty. Naprawdę miałam ochotę pobiec do profesora Moody’ego i błagać go o przebaczenie. Wiedziałam, że by mi uwierzył, że nie mam z tym nic wspólnego. Przecież też byłam ofiarą.

- Dobra było fajnie, ale co teraz robimy? - Sabrina zepchnęła z nauczycielskiego biurka stos książek i usiadła na właśnie zrobionym miejscu. Machała naprzemiennie nogami niczym znudzone, nie mogące usiedzieć w miejscu dziecko. – Najchętniej podrzuciłabym kolejne ciastko dyrektorowi, ale najśmieszniej jest, kiedy widzi się jego efekty. Założę się, że ten starzec smacznie śpi, jak na dziada przystało. Może więc wyrwiemy się z tego więzienia i zrobimy wyścigi na miotłach? W poprzedniej budzie robiliśmy sobie latające tory przeszkód. Przed startem wypijało się trzy setki, trzeba było zakręcić wokół własnej osi przez minutę, a potem dopiero polecieć. Przegrany dostawał okrutne zadanie od całej grupy. Nadmienię, że nigdy nie przegrałam. Albo może polatamy na miotłach wokół waszej wieży? Słyszałam, że zaglądając przez wasze okna można dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy. Na przykład, że tamci dwaj rudzi… Och! Albo nie, bo wszystkie dobre partie siedzą teraz w tym pokoju spełnień, czy jak na niego mówicie. Może tam wrócimy? Podkręcimy trochę atmosferę… Znacie trik z białym proszkiem i cytryną? Albo wiecie skąd wziąć żywego osła?... - Buzia jej się nie zamykała. Wymyślała coraz to nowsze, a przy tym coraz dziwniejsze pomysły na to, jak „interesująco” spędzić resztę nocy. Na tyle na ile ją znałam, podejrzewałam, że większości z tych rzeczy nigdy nie chciałabym widzieć na własne oczy, ani tym bardziej próbować. Dla mnie brzmiało to absurdalnie. Najgorsze było to, że zupełnie nie obchodziły jej konsekwencje. Zrobiła coś, a po wyrazie jej twarzy wiedziałam, że nie czuje ani odrobiny skruchy. Nie widzi popełnionych błędów. Może nawet uważa, że nie były one błędami? Od razu przeszło mi przez myśl, że być może przez to wyrzucili ich z poprzedniej szkoły.

Alex z dziwną miną słuchała wywodów Sabriny. Przy niektórych propozycjach, jej oczy rozszerzały się, jakby sama znajdowała je interesującymi, przy innych zaś, jej twarz przybierała grymas obrzydzenia. Dziewczyna nie dała jej jednak dojść do słowa. Samuel był natomiast wyjątkowo cichy. Zatopiony we własnym świecie, przygryzł końcówkę ołówka, jednocześnie wpatrując się we własne notatki. Zerkał co jakiś czas kontrolnie to na mnie, to na dziewczyny. Podejrzewałam, że spisuje kolejne objawy. Na moment ukryłam twarz w dłoniach.

- Dobra… - wzięłam głęboki wdech, próbując nie panikować. Opuściłam dłonie. – Sabrina, zamiast mówić bzdury, wymyślmy co zrobimy, kiedy już nas znajdą! Przypominam wam, że jesteśmy w szkole. To teren zamknięty. W poniedziałek mamy lekcje. Nie możemy nagle zniknąć na zawsze, a to co właśnie zrobiliśmy, nie ujdzie nam płazem. Nie ma opcji, że z tego wybrniemy. Naumyślnie otruliśmy nauczycielkę…

- Technicznie rzecz biorąc, substancje zwarte w ciastku nie były toksyczne ani trujące – beznamiętnie skomentował Samuel.

- Ale sprawiły, że Pani Profesor zaczęła… że ona.. – zająknęłam się, nie mogąc wydusić z siebie odpowiednich słów. Sabrina wyglądała na rozbawioną moim problemem. Zacisnęłam pięści. Adrenalina buzowała w moich żyłach, wpychając do moich ust słowa, których w normalnym wypadku nie powiedziałabym na głos. – Rany… Mniejsza z tym, co było dalej, ale po prostu nie powinieneś jej tego dawać! Co w Ciebie wstąpiło? Jakim cudem pomyślałeś, że to dobry pomysł? – patrzyłam na niego oniemiała. – Do tej pory wydawałeś się taki inteligentny…

Poczułam, że żołądek podchodzi mi do gardła. Wiedziałam, że chłopak mnie usłyszał. Wbrew moim oczekiwaniom, Samuel jednak nie zareagował. Siedział dalej w miejscu, ani na moment nie przerywając notowania. Po krótkiej chwili jedynie uśmiechnął się kącikiem ust i lekko potrząsnął głową. Zamrugałam zdezorientowana.

- Widzisz Klara, sama zauważyłaś, że to on dał to ciastko, nie Ty czy ja – Alex niedbale wzruszyła ramionami. Starała się wyglądać, jakby się wcale nie przejmowała. - Powiemy, że nie wiedziałyśmy co jej daje i tyle. Umywam ręce.

- Dwie małe sztywniary. Źle do tego podchodzicie – Sabrina bawiła się kosmykiem włosów. - Ja bym powiedziała, że otworzyliśmy jej oczy na to, jakie wspaniałe doznania czekają człowieka. W Slitheirnie wszyscy mówią że McGonagall ma kij w dupie. Moody zwiedzi jej majtki i kobiecina się rozluźni. Zobaczycie, jutro będzie innym człowiekiem. Jeszcze nam podziękuje.

Spojrzałam oburzona w jej stronę.

- Profesor Moody by nigdy…

Sabrina spojrzała na mnie z góry i uśmiechnęła się z politowaniem.

- Nigdy co? Ludzie mają swoje potrzeby, mała, a dobry seks to remedium na wiele problemów. To, że Ty jesteś w tyle z bzykaniem, to nie znaczy, że inni tego nie robią. Szkoda jedynie, że Moody też nie zjadł ciastka. Byłoby sto procent szans na powodzenie misji.

- Misji? Nie mów, że mieliście to zaplanowane? – Alex uniosła wysoko brwi.

- Było, nie było, co za różnica – Sabrina założyła nogę na nogę i obejrzała paznokcie.

- Spora – prychnęła Alex. - Albo jesteście głupi, albo genialni. Ale widać od razu, że o profesorze Moody’m wiecie zbyt mało. Facet jest przewrażliwiony i mega podejrzliwy. Nawet jego ulubionym hasłem jest „stała czujność”…

- Zacznijmy od tego, że nie możecie ciągle robić eksperymentów na ludziach. Tym bardziej nie na nauczycielach! – oburzona podniosłam się z ziemi. - Nawet w mugolskim świecie trzeba mieć zgodę na piśmie, żeby coś przetestować. Takie rzeczy są karane…

- To nie mugolski świat – prychnęła ślizgonka. – Nie porównuj nas do nich. Normalsi są szarzy i do bólu nudni. No, może z wyjątkiem ich sposobu imprezowania… byliście kiedyś w nocnym klubie? Takim z klatkami do tańczenia, pianą, laserami… - spojrzała przed siebie rozmarzonym wzrokiem. – W centrum Londynu jest kilka takich miejsc…

- Skończyłem.

Samuel nagle zakręcił ołówkiem w palcach i zamknął notes. Wszyscy spojrzeliśmy w jego stronę. Chłopak jakby nigdy nic spakował swoje rzeczy do torby i wstał.

- Gwoli ścisłości, zanim ktoś z tu zebranych… – Samuel spojrzał w moją stronę – …postanowi przypadkiem lub nie, powiedzieć nauczycielom, że zbezcześciłem teren szkoły i umysły niewinnych osób, muszę coś wyjaśnić. Sabrina trochę pomieszała fakty. Tak, to ja zapewniłem specjalne ciasteczka na imprezę, ale było to dogadane z Simonem z Hufflepuffu. Właściwie to on zaproponował, żeby były ogólnodostępne. Jak to się mówi, to były dwie pieczenie na jednym ogniu. Ja chciałem przetestować nowy eliksir, on chciał rozkręcić imprezę. Pech chciał, że wyszło trochę mocniej niż oczekiwałem – z niewinnym uśmiechem wzruszył ramionami.

- Trochę mocniej? – Alex prychnęła i skrzyżowała przed sobą ręce. - To co się tam działo, wyglądało jak grupowa orgia. Jakie niby miałeś oczekiwania?

- Ogólne pobudzenie, mocniejsze odczuwanie przyjemności i zwiększone libido. Na pewno nie miało to doprowadzić do takiego stopnia, żeby zażywający molestował innych.

Alex kiwnęła lekko głową. Wyglądała, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. Mi tam takie wytłumaczenie wystarczyło. Było logiczne i sensowne. Uznałam, że Samuel brzmi wiarygodnie. Nie znałam go jeszcze, ale patrząc na tę twarz, trudno byłoby mi uwierzyć, że spiskowanie i robienie naumyślnej krzywdy było w jego naturze. Oczywiście pozory mogły mylić. Tylko że czy jeśli byłby zły, wkurzałby się widząc, że zjadłam ich specjalne ciastko? Czy marnowałby czas na odwrócenie działania eliksiru? To były raczej cechy kogoś, kto dba o innych. Niemal przeciwieństwo jego siostry bliźniaczki…

- Też mi pomieszanie faktów. Powiedziałam prawie tak samo - Sabrina przewróciła oczami.

- Prawie potrafi zrobić różnicę – odciął się brat. – Chyba nie potrzebujesz przykładów?

- I tak jesteś jebanym hipokrytą – Sabrina pokazała mu środkowy palec. - Dopiero marudziłeś, że za dużo opowiadam, a teraz sam wszystko im wyśpiewasz?

- Łał, znasz słowa na więcej niż trzy sylaby, które nie są przekleństwami? Teraz to mi zaimponowałaś – Samuel zaklaskał bardzo powoli, zachowując pokerową twarz.

- Już nie rób ze mnie takiej kretynki. Znam swoją wartość.

- Czyli miałem rację, że sprzedajesz się za pieniądze? Lepiej nie mów nic ojcu, bo Cie wydziedziczy.

- Zaraz, zaraz – przerwałam ich niekończącą się sprzeczkę. - A co z profesor McGonagall? – dopytałam. – Czyżbyś chciał dać jej normalne ciastko, a przypadkiem dałeś to z dodatkiem?

Sabrina spojrzała na mnie, na brata i wybuchnęła głośnym śmiechem. Zamrugałam, nie rozumiejąc czemu.

- Dopiero powiedzieli, że to planowali – wytłumaczyła mi Alex, kręcąc głową.

- Ja tego nie powiedziałem – Samuel zerknął do torby. – Najważniejsze jest to, że mieliśmy szansę się ulotnić.

- I tak by nas puścili. Nie wiem co wam robili w poprzedniej szkole, ale tu nie ma jakiegoś więzienia dla uczniów chodzących po nocy – Alex przewróciła oczami. – Odsyłają Cie do pokoju, czasem odejmą punkty, a później lądujesz na szlabanie.

- Takim jak Twój dzisiejszy? – Sabrina poruszyła brwiami.

- Tamten szlaban akurat jest za coś innego – odpowiedziałam za Alex. – Pijani i maruderzy lądują w Wielkiej Sali, pilnowani przez profesorów. Zmarnowane popołudnie, czasem i weekend. Można też trafić pod opiekę woźnego i skończyć z mopem w ręce.

- No popatrz, a liczyłam na publiczne biczowanie i polewanie woskiem – Sabrina westchnęła teatralnie. - Nudy. Ta szkoła to będzie jednak porażka.

- To co z tym ciastkiem? – zignorowałam ględzenie Sabriny. Złapałam się pod boki i wpatrzyłam w Samuela. Skoro wcześniej miał takie dobre wyjaśnienie na to, co działo się w pokoju życzeń, możliwe że miał równie dobrą historię w przypadku McGonagall. Gdyby tak było, okazałoby się, że niepotrzebnie oskarżyłam go o braki w inteligencji.

- Naprawdę chcesz wiedzieć? – spojrzał mi prosto w oczy, a gdy kiwnęłam głową, uśmiechnął się niewinnie i odpowiedział. - To było zwykłe ciastko.

- Co Ty pierdolisz… - Sabrina omal się nie opluła. Samuel spojrzał na nią znacząco, ale nie potrafiła lub nie chciała przybrać pokerowej miny.

- Niemożliwe – stwierdziłam. – Pani profesor McGonagall zaczęła się dziwnie zachowywać. Ona tak nie robi.

- Jesteś pewna? – w oku Pyrites’a dostrzegłam dziwny błysk.

- Nie że im wierzę, ale kiedyś w pubie dostawiała się do Moody’ego. Pamiętasz? – Alex zerknęła na mnie. – Ale wtedy była pijana.

- Uuuu – Sabrina otworzyła szerzej oczy. Żądna sensacji, pochyliła się w stronę Alex. – Nauczycielski romans? Przyłapałyście ich na czymś?

- Nie i chuj mnie to obchodzi, czy do czegoś doszło – przyjaciółka wzruszyła ramionami.

- Wątpię, żeby ich coś łączyło – powiedziałam z pewnością w głosie. – Możecie próbować mi wmówić, ale dziwnym zbiegiem okoliczności tamto ciastko wyglądało IDENTYCZNIE jak to, którym się zatrułam.

- Skoro masz wątpliwości, to może sama spróbujesz? – Samuel wyciągnął ciastko z torby i podał mi je na wyciągniętej dłoni. Było dobrze wypieczone i pachniało kusząco. Miało w sobie duże kawałki czekolady. Mój brzuch zaburczał, przypominając mi o niezaspokojonym głodzie.

- Ja… nie, nie chcę próbować, bo znowu mi odbije! – potrząsnęłam głową.

- Poradziliśmy sobie poprzednim razem – chłopak stwierdził z uśmiechem. - Poza tym mówiłem, że to zwykłe ciastko.

Bliźniacy spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Sabrina uśmiechnęła się demoniczne. Alex zmarszczyła brwi. Zawahałam się, ale sięgnęłam po ciastko. Przyjaciółka próbowała mi je wytrącić z ręki.

- Nie jedz tego, kto wie co tam dorzucili tym razem!

- Obiecuję, że jest bezpieczne – Sam uniósł ręce w obronnym geście.

- Dobra, robię test! – oznajmiłam głośno i wyraźnie.

Chciałam wiedzieć, czy mogę im ufać. Z resztą Alex była przy mnie i na pewno poszłaby po pomoc. Odsunęłam się na bezpieczną odległość i nim przyjaciółka zdążyła mnie powstrzymać, włożyłam ciastko do buzi. Pochrupałam je. Było smaczne. Trochę dziwne, ale dobre. Odczekaliśmy w ciszy dobrą chwilę. Żadna magiczna siła nie przejmowała nade mną kontroli, nikt nie wydawał się bardziej atrakcyjny niż wcześniej i nie miałam tego dziwnego uczucia gdzieś w dole. Wszystko wydawało się… w porządku.

- Nic? – autentycznie zdziwiłam się.

- Mówiłem – Samuel wzruszył ramionami.

Zrobiło mi się głupio, że go oskarżyłam. Zaczerwieniłam się.

- Też chcę sprawdzić – zgłosiła się Alex.

Samuel przekonująco udał że zagląda do torby, a potem po chwili poszukiwań rozłożył ręce, tłumacząc, że to było ostatnie.

– Dobra, skończyliście degustację? To spieprzamy stąd, bo się nudzę. – Sabrina zeskoczyła z ławki i rzucając przelotne spojrzenie na Alex, ruszyła do drzwi.

- Profesor Moody nadal może nas szukać! – powiedziałam szybko.

- To nie dajcie się złapać – Sabrina zaśmiała się i poszła przodem.

Samuel wyszedł za nią, cicho i bezszelestnie niczym cień. Alex zamknęła za nimi drzwi i złapała mnie za ramiona.

- Na pewno dobrze się czujesz? – zapytała przejęta.

- Bardzo dobrze – kiwnęłam głową. – Nawet lepiej niż wcześniej. Czemu pytasz?

- Bo im nie ufam. Pojawiają się znikąd, wpieprzają nos w nie swoje sprawy i zdecydowanie coś ukrywają. Widziałaś jak udawali przy nauczycielach? Nagle byli kimś zupełnie innym. A jakie miny do siebie teraz robili? I z tym specyfikiem to też przesada.

- A kiedy ja mówiłam, że są podejrzani, to uważałaś, że wyolbrzymiam. Poza tym daj spokój – westchnęłam przeciągle. – Sabrina rzeczywiście jest dziwna, ale ten Samuel wydaje się uprzejmy. I przecież nam wyjaśnił wszystko.

- Albo powiedział to, co chcesz usłyszeć – przyjaciółka nie dawała za wygraną.

- Ciastko też wcale nie zadziałało – kontynuowałam.

- Może wywietrzało? Nie wiem. Dla własnego dobra i tak na przyszłość weź może nie bierz nic od nich.

Wyszłyśmy na korytarz i po cichu ruszyłyśmy w stronę schodów. Gdy mijałyśmy wejście do lochów, Alex zapatrzyła się w ciemność korytarza, przystając na moment. Miałam nadzieję, że nie trafimy na żaden patrol. By nie kusić losu, pociągnęłam ją za nadgarstek. Korytarze i tak wydawały się dziwnie puste. Zapewne większość uczniów nadal balowała w pokoju życzeń. Dziwiło mnie, że Alex nie miała ochoty na imprezę. W ogóle była jakaś dziwna i nieswoja. Rozkojarzona, albo rozmarzona. Chyba pierwszy raz to ona chciała pierwsza wrócić do dormitorium. Z jednej strony też chciałam iść spać, ale z drugiej, ciągle myślałam o tych wszystkich osobach opętanych przez eliksir miłości. Szczególnie o jednej z nich.

- Myślisz, że Lucjan dalej jest pod wpływem zaklęcia? – zapytałam po cichu.

- A co, martwisz się nim? Lucjan jest prawie dorosły. Nic mu nie będzie.

- Jesteś pewna? Sabrina wpadała na dziwne pomysły.

- On zawsze sobie jakoś radzi. Przecież bywał w większym gównie niż teraz. Nawet cudownie ozdrowiał na wieść o nowych uczniach, więc gdyby coś mu się stało, pewnie zebrałby się do kupy w dziesięć minut.

Westchnęłam. Nie byłam tak przekonana, jak Alex, ale nie ciągnęłam tematu. Im dalej byłyśmy od lochów, przyjaciółka parła coraz szybciej w stronę wieży. W końcu dotarłyśmy do pokoju wspólnego. Na kanapie przed kominkiem leżały pierwsze niedobitki – chłopacy bez koszulek, za to z rozmazanymi napisami „griffindor rządzi” na chudych klatkach piersiowych. Uniosłam wysoki brwi. Alex ominęła ich bez słowa i popędziła do sypialni, a później zgarnęła swoją pidżamę i poszła pod prysznic. Długo słyszałam lanie wody. Pozostałe kotary były pozasłaniane, więc zgadywałam, że reszta już śpi. Usiadłam na skraju łóżka i zamyśliłam się. Obróciłam swoją różdżkę w palcach, jednocześnie przypominając sobie niemoc, jaką czułam pod wpływem eliksiru miłości. Czy gdyby dotyczył on kogoś, kto mi się podobał, nie byłoby to aż tak straszne doświadczenie? Lucjanowi raczej podobała się Sabrina, więc może nie było mu tak źle, działać jako jej marionetka? Mimo wszystko nadal nie podobała mi się cała idea. Uznałam, że nie zasnę, jeśli chociaż nie spróbuję czegoś zrobić. Zasłoniłam kotary swojego łóżka, po cichu wyszłam z sypialni i chwilę później byłam znowu na korytarzu blisko pokoju życzeń. Miałam sporo szczęścia, bo ściana zaczęła się rozsuwać, a ze środka wyszły podchmielone, roześmiane dziewczyny z francuskiej szkoły. Niestety stanęły niczym święte krowy tuż przed wejściem i zaczęły trajkotać w obcym dla mnie języku, robiąc przy tym trochę hałasu. Chciałam skorzystać z faktu, że drzwi były otwarte i przemknąć dziewczynom za plecami. Zacisnęłam ręce w pięści i pewnie ruszyłam przed siebie. Gdy przechodziłam obok skrzyżowania korytarzy, ktoś stojący za rogiem pociągnął mnie za nadgarstek. Niespodziewane szarpnięcie sprawiło, że zatoczyłam się w miejscu, drugie zaś wciągnęło mnie za ścianę. Zdążyłam tylko powiedzieć zaskoczone „hej!”, a zaraz potem męska, wypielęgnowana dłoń znalazła się na moich ustach, tym samym utrudniając mi wydawanie jakichkolwiek artykułowanych dźwięków. Odruchowo próbowałam ją strącić, ale przestałam się rzucać, gdy zauważyłam, że przede mną stał Samuel. Zamrugałam zdezorientowana. Chłopak przyłożył palec do własnych ust i powiedział „shhh”, później zaś przysunął się do mnie niebezpiecznie blisko, niemal przygważdżając do ściany i jednocześnie dyskretnie wyglądając zza rogu. Wystraszona jego śmiałością, chciałam się wyślizgnąć bokiem, ale wtedy usłyszałam odgłos kroków na korytarzu. Chłopak szybko cofnął głowę, oparł się przedramieniem o ścianę i zbliżył jeszcze bardziej, jakbyśmy w ten sposób mieli być mniej widoczni. Serce biło mi jak oszalałe. Na skrzyżowaniu korytarzy mignęła mi jakaś sylwetka, a później kolejna.

- Co to za zbiorowisko? Co to za stroje? Czy wy jesteście pijane? Na Merlina… - usłyszałam oburzony głos profesor McGonagall. – Będę musiała powiadomić waszą dyrektorkę!

- Wygląda na to, że anonimowy donos miał w sobie więcej niż ziarno prawdy – drugi, wyraźnie bardziej oschły głos należał do profesora Snape’a. – Która to już grupa? – zapytał znudzony.

- Nie mogę uwierzyć, że nasi uczniowie doprowadzają się do takiego stanu! – oczami wyobraźni widziałam, jak McGonagall wachluje się dłonią.

- Nic nowego. Gdyby zakazano nauki, ta banda bezmyślnych matołów uczyłaby się po kątach, byleby tylko złamać jakiś przepis.

Spojrzałam na Samuela, a on na mnie. Zrozumiałam, że musiał wiedzieć o zasadzce nauczycieli i dlatego mnie przed nią uchronił. Chłopak dał mi jakieś znaki, a potem po cichu wślizgnął się do najbliższego schowka na miotły. Przełknęłam głośno ślinę i weszłam tam za nim.

- Lumos – szepnęłam i podskoczyłam zaskoczona.

Po pierwsze, schowek był większy niż się spodziewałam, a po drugie, było tam już kilkanaście osób z różnych roczników. Wyglądali jak niedobitki po wojnie. Większość miała takie miny, jakby niezbyt kontaktowali. Niektórzy przysypiali w dziwnych pozach. Ci co jakoś się trzymali, grali w karty i sączyli resztki piwa. Spojrzałam na Samuela, ale chłopak bez słowa znów wyślizgnął się na zewnątrz. Rozejrzałam się raz jeszcze i wśród uczniów zauważyłam Harrego z nieszczęśliwą miną. Podeszłam do niego.

- Co tu się dzieje? – zapytałam.

- Nie wiem do końca – westchnął. - Wygląda na to, że ktoś z zazdrości powiedział za dużo o miejscówce i teraz jest spalona. Profesorowie od dłuższego czasu czatują w okolicy, ale nie udało im się jeszcze wejść do środka.

- Rany… - potarłam skroń. Jakaś część mnie cieszyła się, że nie zastali mnie w środku. – Dużo osób złapali?

- Ze trzydzieści – Harry wzruszył ramionami. - Jutro w kozie będzie niezły tłumek. Do tego Snape odejmuje punkty.

- Zdziwiłabym się, gdyby je dodawał… Czemu właściwie jeszcze tu siedzicie?

- Przeczekanie – odezwał się jeden starszy krukon. - Znudzi im się pilnowanie i będzie można znowu tam wparować.

- Albo będą chcieli, żebyście myśleli że im się znudziło i wtedy was też wyłapią.

- Z moich obliczeń wynika – Krukon nieco bełkotał i wymachiwał butelką. - Że za góra dwie godziny będzie po wszystkim.

-Dwie godziny to kupa czasu. Nie mam tyle – westchnęłam i zgasiłam różdżkę.

Wokół rozległy się głosy niezadowolenia, ale szybko sobie poradzili z brakiem światła, zapalając inne. Gdy wyszłam na zewnątrz, Samuela nigdzie nie było. Ponownie ruszyłam w stronę wejścia do pokoju życzeń, rozglądając się przy tym uważnie. Usłyszałam szarpaninę.

- Mam go! – głos należał profesora Moody’ego. – Szczyl nawet nie próbował uciekać.

- Alastorze! Ostrożnie! – McGonagall brzmiała na przejętą.

- Ostrożnie? – warknął Szalonooki. - Ten gnojek próbował Ciebie otruć!

- Przepraszam, ale nie wiem o czym profesor mówi – Samuel brzmiał niewinnie.

- Kłamiesz chłopcze – sapnął Moody. – Ta buźka mnie nie zmyli. Widzę więcej niż Ci się wydaje. O. Jeszcze mamy towarzystwo…

Mężczyzna machnął różdżką, a ja poczułam jak jakaś siła przyciąga mnie w ich stronę. Rozłożyłam szeroko ręce, żeby się nie wywrócić. Gdy znalazłam się przy nich, Moody złapał mnie za nadgarstek, jakby się bał, że zacznę uciekać. Okazało się, że w drugiej ręce trzymał Samuela za kołnierz, co wyglądało dość zabawnie, bo byli niemal równi wzrostem. Profesora Snape’a teraz nie było, być może odprowadzał ostatnie zdobycze z łapanki. McGonagall zaś wyglądała na całą i zdrową, choć jej upięte w kok włosy były w pewnym nieładzie.

Dyskusja między nami trochę trwała. Nie mogłam znaleźć dobrego wyjaśnienia, dlaczego byłam o tej porze poza dormitorium, zaś przesłuchiwanie Samuela przypominało mi stare filmy policyjne. Stanęłam po jego stronie, wierząc, że był niewinny. McGonagall nie chciała drążyć tematu, zaś Moody zdawał się nie uwierzyć ani w jedno słowo. Koniec końców oboje dostaliśmy szlaban, tak jak spora część szkoły.



Sobotę i niedzielę spędziłam w Wielkiej Sali, wykorzystując przymusowy czas siedzenia tam na nauce. Lucjan też tam wylądował, dzięki czemu momentami było całkiem wesoło. O dziwo wśród złapanych nie było Sabriny. Wydawało mi się, że ktoś taki powinien wpaść jako pierwszy, ale widocznie miała szczęście. I tak było nas dużo i wszyscy zastanawiali się, kto właściwie szepnął słowo nauczycielom. Uczniowie patrzyli jeden na drugiego. W powietrzu wyczuwane było napięcie. Padały oskarżenia, ale z braku dowodów wszystkie teorie odbijały się jak od ściany. Na szlabany trafił też Ron. W poniedziałek przy śniadaniu wypominał Harremu, że ten go zostawił na parkiecie i że to na pewno dlatego został złapany. Zdaniem Rona, razem jakoś by się wywinęli. Słuchając tych oskarżeń, kręciłam tylko głową.

- Też mogłaś tego uniknąć – zauważyła Alex. Zajadała się kiełbaskami z taką werwą, jakby nie mogła doczekać się najbliższych zajęć. Musiało być to tylko moje wrażenie, bo przecież pierwsze mieliśmy eliksiry.

- Mogłam, ale chciałam zrobić coś dobrego i muszę ponieść konsekwencje. Przynajmniej nie odjęli mi punktów – wzruszyłam ramionami.

- Mi Snape odjął dwadzieścia! – Ron uderzył pięścią w stół. – Za samo to, że próbowałem się wytłumaczyć.

- Pewnie wchodziłeś mu w słowo – zaśmiała się Alex.

- Tylko raz.

- Dlatego odjął tylko dwadzieścia – parsknął Harry.

- To nie jest śmieszne! – Ron naburmuszył się. – Ja tego nigdy nie odrobię! Co zdobędę dziesięć, on mi zabiera dwadzieścia.

- Daj spokój – Alex nabiła kiełbaskę na widelec. - Mi tyle odjął, że cały dom powinien mnie nienawidzić.

- A to tak nie jest? – zażartował Potter.

Przyjaciele przekomarzali się. Ja grzebałam łyżką w owsiance i zerkałam w stronę stołu Slitherinu. Patrzyłam na Lucjana. Chłopak nie był już pod wpływem eliksiru miłości, ale Sabrina i tak skupiała na sobie jego uwagę. Z resztą wielu chłopaków patrzyło w jej stronę. Nie rozumiałam co w ogóle w niej widzą. Była odważna i szalona, ale jednocześnie przypominała głaz, który wieszasz sobie u szyi i który ciągnie Cie na samo dno. Może tego nie dostrzegali?

Kątem oka zauważyłam, że Dumbledore wszedł do sali. Dyrektor zamiast ruszyć do stołu nauczycielskiego, skupił wzrok na naszej grupce i szedł w naszym kierunku. Wszyscy popatrzeliśmy na siebie nawzajem, przeczuwając, że nadchodzą kłopoty.









1 komentarz:

  1. Haha, też zostawiłaś Alex z niełatwym zadaniem wybrnięcia:)

    OdpowiedzUsuń