poniedziałek, 28 września 2020

104. Zdruzgotana Alex

Głowy wszystkich z Gryffindoru skierowały się na dyrektora, kiedy ten zmierzał w naszym kierunku z przemiłym uśmieszkiem wymalowanym na ustach.

Gdy w końcu zatrzymał się przed nami, zamarłam z kawałkiem mięsa nabitym na widelec w połowie drogi do ust. Klara ścisnęła mnie mocno za nogę, obawiając się wyrzucenia ze szkoły przez Dumbledore’a. Jakoś nie sądziłam, aby dyrektor chciał ją usunąć ze szkoły za przebywanie w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej godzinie. Gdyby na serio chciał tak zrobić, musiałby wyrzucić połowę Hogwartu.

- Dzień dobry, dziewczynki – przywitał się uprzejmie, spoglądając na nas radośnie. To raczej nie wróżyło niczego nieprzyjemnego.

- Dzień dobry, profesorze – odparłyśmy chórem, chociaż Klara zrobiła to mniej entuzjastycznie. Zerknęłam przez chwilę na stół nauczycielski. Zarówno Moody i jak Snape przyglądali nam się w skupieniu. Spojrzałam na Severusa, a ten tylko dopił swoją poranną kawę i wstał, wychodząc bocznym wyjściem.

- Coś się stało? – Spytałam, wyczuwając jednak podskórnie pewien niepokój.

- Przychodzę z samymi dobrymi wiadomościami, Alex – odparł dyrektor. – Profesor Snape rozmawiał dzisiaj ze mną i stwierdził, że twoje dalsze szlabany nie są już potrzebne. Zgodziłem się z nim, więc możesz teraz cieszyć się piątkowymi wieczorami z resztą swoich przyjaciół.

- Wspaniale! – Ucieszyła się Klara, klaszcząc w dłonie. Przy okazji przestała ściskać moje kolano i w końcu mogła odetchnąć z ulgą. – Prawda, Alex?

Poczułam się tak, jakby ktoś dał mi w twarz, ale przecież nie mogłam pokazać, jak bardzo zdenerwowały mnie te słowa.

- Cieszę się – odparłam przez ściśnięte gardło. Chciałam podbiec za Severusem i zapytać, co się właściwie stało, ale przecież nie mogłam tego zrobić.

- W takim razie życzę wam dobrego dnia, dziewczynki. – Dumbledore raz jeszcze uśmiechnął się do nas i odszedł z rękoma założonymi na plecach. Zatrzymał się jeszcze przy innych uczniach, pytając jak się czują i zagadując o różne rzeczy.

Popatrzyłam tępo na stół, czując narastającą panikę. Momentalnie odechciało mi się jeść. Próbowałam wziąć kilka potężniejszych oddechów. Przecież Severus nie powiedział, że między nami koniec. On tylko anulował nasze szlabany, to jeszcze o niczym nie świadczyło. Zupełnie o niczym.

- Profesor Snape ci odpuścił – odezwała się nagle Klara, klepiąc mnie po ramieniu. – Wiedziałam, że jest w nim coś z człowieka. Nie mógł być tak okropny, jak wszyscy go opisywali.

- Przecież ja nic nie zrobiłam – jęknęłam, nie zdając sobie sprawy, że powiedziałam to na głos. Oparłam się łokciami o stół, ukrywając twarz w dłoniach. – Specjalnie wróciłam wcześniej do dormitorium.

- No właśnie dlatego oboje stwierdzili, że chyba wyciągnęłaś coś ze swoich szlabanów. Potrafisz uczyć się na błędach. Brawo, Alex. Jestem z ciebie dumna. – Dziewczyna raz jeszcze klepnęła mnie po ramieniu.

- W takim razie musimy to oblać w piątek wieczorem – zaproponował Harry, szczerząc się jak mysz do sera.

- Kolejna impreza? – Jęknął Ron. – Po piątkowej bibie mam dosyć.

- Ale tu chodzi o wyrwanie się Alex ze szponów wampira – wytłumaczył okularnik. – Powiem bliźniakom. Ostatnio mają dobre humory. Co będziecie piły?

- Nie o to mi chodziło, kiedy się ucieszyłam o wolnych piątkach Alex – mruknęła Klara, patrząc to na jednego, to na drugiego chłopaka.

Nie docierały do mnie ich słowa. W głowie miałam plątaninę myśli. Próbowałam sobie przypomnieć, co mogłam zrobić nie tak, że Severus odwołał nasze spotkania. Może mnie zauważył jak wychodziłam z kryjówki? Albo wiedział, że poszłam tam z Lucjanem, zamiast udać się prosto do wieży?

- Najważniejsze, że Alex uwolniła się już od tego krwiopijcy! – Wykrzyknął triumfalnie Ron.

- No jasne – odparłam, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń.

***

Stojąc pod klasą Eliksirów, ściskałam nerwowo torbę, obserwując dokładnie cały korytarz. Musiałam porozmawiać z Severusem i to jak najszybciej. Serce waliło mi jak oszalałe, ale co chwilę próbowałam samą siebie uspokoić. Przecież jeszcze niczego się nie dowiedziałam.

Przyjaciele w dalszym ciągu kłócili się o piątkową imprezę. Coś mi podpowiadało, że niewiele miało to wspólnego z moimi odwołanymi szlabanami. Właściwie, był to tylko pretekst, żeby cokolwiek zorganizować.

W końcu Snape pojawił się u szczytu schodów. Zszedł po nich szybko, otwierając drzwi do Sali. Wszyscy zaczęli wchodzić powoli do środka i rozpakowywać swoje tornistry. Ja stałam na samym końcu, czekając aż przed salą nie pozostanie już ani jeden uczeń. Niestety, zanim podeszłam do mężczyzny ten po prostu wszedł do Sali i stanął za biurkiem.

- Lamberd, czekasz na specjalne zaproszenie? – Zakpił, nie obdarzając mnie nawet spojrzeniem. Z zaciętą miną przeglądał papiery, które ze sobą przyniósł, po czym odłożył je z trzaskiem na stół. – W takim razie nie marnuj mojego czasu i…

- Już wchodzę – powiedziałam szybko. Zamknęłam za sobą drzwi, dosiadając się do przyjaciółki. Klara spojrzała na mnie pytająco, ale pokręciłam szybko głową, wyciągając wszystkie potrzebne zeszyty.

- Wszystko ma zniknąć z ławek – odezwał się po chwili nauczyciel. – Mam dla was upragniony test.

Większość uczniów spojrzała po sobie ze strachem w oczach. Niezapowiedziane kolokwium zawsze wywierało w większości dreszczyk paniki. Zapewne większa część klasy nie przygotowała się na taką niespodziankę. Klara uśmiechnęła się lekko pod nosem, chowając przybory szkolne z powrotem do torby.

- Będzie dobrze – szepnęła cicho, nachylając się w moją stronę. – Ty przecież też masz eliksiry w jednym palcu.

- To się okaże – westchnęłam, czekając aż Snape rozda kartki.

Gdy przechodził koło naszego biurka, pragnęłam ze wszystkich sił dotknąć go i zatrzymać chociaż na moment, ale mężczyzna rzucił nam dwa sprawdziany, ruszając dalej.

Pytania wydawały się dość proste, ale nie umiałam skupić się na nich. Zerkałam nerwowo w stronę Severusa, jak przechadza się po klasie albo siedzi za swoim biurkiem, przyglądając się, czy nikt od nikogo nie ściąga. Jego czarne oczy ani przez chwilę nie zatrzymały się na mnie. Powoli zaczynałam się denerwować całą tą sytuacją.

Gdy lekcja dobiegła końca, a sprawdziany już dawno były w posiadaniu Severusa, poczekałam aż wszyscy wyjdą z klasy, po czym podeszłam do biurka profesora. Nie zauważyłam już na nim rzeczy, które dałam mu jako prezent. To nie wróżyło niczego dobrego, ale w dalszym ciągu nie miałam pojęcia, co się dzieje. Przecież nie zrobiłam niczego złego.

- Alex, idziesz? – Zapytała Klara, czekając na mnie w drzwiach.

- Idź – poprosiłam. – Ja muszę wypytać o dzisiejszy test.

- Wszystko zostanie omówione na kolejnych zajęciach – odparł nauczyciel.

- Ale ja chciałabym to omówić dzisiaj, profesorze – nacisnęłam. Raz jeszcze spojrzałam na przyjaciółkę błagalnym wzrokiem, żeby opuściła klasę. Klara zgodziła się, zostawiając nas samych.

- Se…

- Profesorze Snape – poprawił mnie szybko nauczyciel, zanim zdołałam wypowiedzieć jego imię. Podniósł powoli głowę, krzyżując swoje spojrzenie z moim. Przez moment zawahałam się. Jego oczy nie patrzyły już na mnie jak kiedyś. Teraz zdawały się być zupełnie mi obce, wręcz przerażające.

- Co się stało? – Zapytałam prostu z mostu. – Ja nie rozumiem… dlaczego odwołałeś nasze szlabany? Było nam tak dobrze.

Snape milczał. W dalszym ciągu tylko patrzył na mnie, jakby chciał wywiercić mi dziurę w głowie samym spojrzeniem.

- Odpowiedz mi! – Zdenerwowałam się, zaciskając dłonie w pięści, które zaczęły powoli drzeć. – Mam do ciebie przychodzić w inne dni? Powiedz, kiedy będziemy się spotykać, skoro nie w piątki.

- Wyjdź, Lamberd. Za chwilę mam kolejne zajęcia – odparł profesor, udając że mnie nie słyszy. Wstał powoli zza swojego biurka i machnął różdżką w stronę tablicy, zapisując na niej temat kolejnych zajęć.

- Ale będziemy się spotykać, prawda? – zapytałam raz jeszcze z nadzieją w głosie.

- Dumbledore jasno się wyraził, że dalsze szlabany nie są już potrzebne – powiedział spokojnie.

- Ale DLACZEGO?! – Krzyknęłam, podchodząc do niego. Chwyciłam go za skraj szaty, żądając odpowiedzi.

Snape wyrwał się momentalnie, patrząc na mnie złowrogo.

- Wyjdź – rozkazał.

- Nie możesz tak po prostu…

- Wyjdź – powtórzył ostrzej, a oczy zapłonęły mu dziwnym blaskiem.

- Nie możesz tak po prostu mnie zostawić – załkałam, czując łzy na policzkach. – Kocham cię, rozumiesz? Nie traktuj mnie tak!

Snape uśmiechnął się bezczelnie pod nosem.

- Głupia dziewczyno – zaczął, nie przestając wykrzywiać cienkich warg – nic nas nigdy nie łączyło. Już ci raz powiedziałem, że biorę to na co mam ochotę, a ochota na pieprzenie ciebie właśnie mi przeszła.

- To nieprawda! – Jęknęłam, nie dopuszczając jego słów do świadomości. – To, co w piątek robiliśmy, to nie było zwykłe pieprzenie!

- Uspokój się – ostrzegł mnie, mrużąc niebezpiecznie oczy.

- Dobrze wiesz, że kochaliśmy się wtedy! – Krzyknęłam, zalewając się łzami. Uderzyłam z całej siły pięściami w biurko mężczyzny, drżąc na całym ciele. – Jeszcze te pocałunki… - dotknęłam nieświadomie swoich warg – to nie był zwykły seks!

- Doprawdy Lamberd, nie mam ochoty tłumaczyć ci znaczenia tego słowa – warknął zniecierpliwiony. – Naszą rozmowę uważam za zakończoną. Wyjdź.

- Nie możesz… - dodałam szeptem, nie wiedząc, co jeszcze mogłabym powiedzieć, żeby Severus zmienił zdanie, ale przecież nie mógł to być nasz koniec. Po prostu nie mógł!

- Lamberd, nie prowokuj mnie, żebym stał się nieprzyjemny. Żegnam.

Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale w ostateczności zrezygnowałam. Wzięłam potężny oddech, próbując się uspokoić i z kamienną miną opuściłam salę lekcyjną. Akurat po eliksirach mieliśmy kilkugodzinne okienko, dlatego pożegnałam się z przyjaciółką pod pretekstem nauki i zamknęłam się w najbliższym składziku na miotły. Próbowałam unormować oddech, ale zaczynałam powoli panikować. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, a łzy spływały ciurkiem po policzkach. To nie mogło zakończyć się w ten sposób! To nawet nie powinno się zakończyć! A już na pewno nie tak, że zupełnie nie wiedziałam z jakiego powodu Severus mnie zostawił.

Przez następne dni nie odzywałam się za bardzo do nikogo. Chodziłam grzecznie na zajęcia, robiłam notatki, ale mało co z nim zapamiętywałam. Z lekcji również niczego nie wyciągałam. Moje myśli cały czas zajęte były przez Severusa. W nocy płakałam, a w dzień starałam się trzymać wszystkie emocje za maską obojętności.

W środowe popołudnie miały odbyć się zajęcia z Obrony. Nie widziałam się z profesorem od piątku, kiedy to Samuel wręczył Mcgonagall ciastko, a następnie wszyscy uciekliśmy. Ja nie zostałam później złapana, więc szlabanu też nie odrabiałam. Byłam ciekawa, czy dostanę jakąś reprymendę za tamten dzień, czy jednak Moody odpuści sobie i da mi spokój.

Gdy lekcja dobiegła końca, wszyscy zaczęli zbierać swoje książki i kierować się do wyjścia. Klara niemalże z namaszczeniem włożyła podręcznik do torby, którą podarował jej Moody w prezencie, a ja zwinęłam swój w rulon, upychając go brutalnie do torebki.

- Dziewczynki, proszę zostańcie jeszcze chwilę – odezwał się nagle Moody. Spojrzałyśmy z przyjaciółką po sobie. Klara od razu zaczęła się stresować, a mnie było wszystko jedno.

Nauczyciel pochował przybory z biurka i oparł się o jego skraj, zakładając ręce na piersi. Stałyśmy przed nim w milczeniu ze spuszczonymi głowami, a ten tylko wpatrywał się w nas intensywnie, po czym wyciągnął z kieszeni płaszcza nadgryzione przez Mcgonagall ciastko.

- Klaro – zwrócił się do blondynki, pokazując jej słodycz. – Pan Pyrites nie był skłonny do wyjawienia mi prawdy na temat tej rzeczy. Może jednak ty powiesz mi coś więcej?

- Ale… - dziewczyna zawahała się przez moment – co pan profesor chciałby wiedzieć?

- Powiedz mi, jaka substancja znajduje się w wewnątrz tego, hm? – Mężczyzna raz jeszcze zamachał ciastkiem przed oczami Klary, zgniatając je lekko między palcami. Kilka okruszków spadło na posadzkę.

- Zapewne mąka – odparłam beznamiętnie, podnosząc w końcu wzrok na profesora. Moody spojrzał na mnie powoli, mrużąc lekko zdrowe oko. Klara szturchnęła mnie lekko, co nie uszło uwadze nauczyciela.

- Nie przejmuj się, Klaro – westchnął mężczyzna, przerzucając w końcu spojrzenie na moją przyjaciółkę. – Jednakże, w dalszym ciągu czekam na wyjaśnienia.

- Ale tutaj nie ma czego wyjaśniać, profesorze – odparła skruszona dziewczyna. – To jest zwykłe ciastko. Ja nie wiem, co się wtedy stało z profesor Mcgonagall, ale to na pewno nie była nasza wina.

- Klaro… - rzekł nauczyciel ostrzegawczym tonem – proszę, powiedz mi prawdę.

- Ale to jest prawda! – Podniosła głos przyjaciółka. – Alex, powiedz profesorowi, że nie kłamię!

- Ona nie kłamie – odezwałam się w końcu. Nie chciałam, żeby Klara się rozpłakała, bo po jej głosie mogłam wyczuć, że była bliska tego.

- Akurat tobie, młoda panno nie można do końca ufać – stwierdził nauczyciel. Wzruszyłam tylko ramionami. Doprawdy, mało obchodziła mnie jego opinia.

- Czyli według pana ciastko zadziałało w jakiś konkretny sposób? – Drążyłam dalej temat. Przyjaciółka nie wiedziała do końca, czemu zadaję takie pytanie. Z jednej strony chciała mi przerwać, ale z drugiej myślała pewnie, że w jakiś sposób wyciągnę nas z tej sytuacji. – Z tego, co mi wiadomo, profesor Mcgonagall nie pierwszy raz się tak zachowywała. Może leci na pana?

- Alex! – Pisnęła Klara, rozszerzając z niedowierzania oczy. Pewnie w największych koszmarach nie przypuszczała, że odezwę się do nauczyciela w taki sposób. Ja podświadomie liczyłam, że Moody się wkurzy i razem z Dumbledore’em wyrzucą mnie ze szkoły. Nie chciałam w niej dłużej przebywać. Nie, kiedy Severus potraktował mnie jak zabawkę. Z trudem przełknęłam łzy rozpaczy, kontynuując:

- Nie pamięta pan, jak w Trzech Miotłach się opiła i próbowała pana poderwać? A na balu? Może to po prostu był kolejny raz, kiedy miała na pana ochotę – skończyłam, patrząc oschle na Moody’ego. Starałam się z całych sił nawet nie mrugnąć i nie tracić kontaktu wzrokowego. Klara stała obok nas z szeroko rozdziawioną buzią i wyrazem niedowierzania oraz bezsilnością wymalowaną na twarzy.

- Chyba trochę się zagalopowałaś, młoda damo – warknął lekko zdenerwowany nauczyciel.

- Profesorze, jeżeli profesor chce, to ja mogę spróbować teraz tego ciastka i gwarantuję panu, że ono nie zadziała w żaden sposób! – Powiedziała nagle Klara, otrząsając się lekko z szoku, jakiego jej dostarczyłam. – My naprawdę nie kłamiemy.

- Nie ma potrzeby, Klaro – odparł nauczyciel, chowając w końcu słodycz z powrotem do kieszeni. Jego magiczne oko przykleiło się do mnie, a prawdziwe utkwione było w przyjaciółce. – Wierzę ci. Wiem, kiedy kłamiesz, a kiedy mówisz prawdę. Nie musisz się już niczym przejmować, a teraz jeśli pozwolisz, chciałbym porozmawiać na osobności z panną Lamberd.

- Ale profesorze, ona nie chciała tego powiedzieć – jęknęła dziewczyna, próbując mnie wybronić.

- Dokładnie chciałam powiedzieć to, co powiedziałam – warknęłam. – Dobrze wiesz, jak zachowuje się czasami Mcgonagall…

- Profesor Mcgonagall – poprawił mnie Moody.

- Nieważne – syknęłam, zaciskając pięści.

- Alex! – Przyjaciółka chwyciła mnie za ramiona, potrząsając mną lekko. – Co się z tobą dzieje?! Od poniedziałku zachowujesz się inaczej. Coś się stało?

- Klaro – przerwał jej Moody. – Wyjdź proszę i poczekaj na Alex. Muszę z nią porozmawiać sam na sam.

- T- tak, profesorze – zająknęła się, patrząc na nas niepewnie, po czym bez słów opuściła klasę.

Profesor odczekał chwilę, bacznie mnie obserwując, po czym westchnął głęboko.

- Ona ma rację – rzekł. – Co się z tobą dzieje, Alex? Dalej jesteś na mnie zła za te zaklęcia czarnomagiczne? Dobrze wiesz, że zrobiłem to tylko po to, żebyś przestała się tym interesować.

- W dupie mam jakieś zaklęcia! – Krzyknęłam, zaciskając jeszcze mocniej pięści. – Nie mam czasu tu siedzieć, zaraz zaczynają się kolejne zajęcia.

Próbowałam skierować się w stronę drzwi, ale Moody machnął różdżką, a jeden z uczniowskich stołów zagrodził mi dalszą drogę ucieczki.

- To ja zadecyduję, kiedy nasza rozmowa się skończy – powiedział ostrzegawczym tonem.

- Ale ja nie mam ochoty rozmawiać z panem – syknęłam niebezpiecznie, patrząc na niego spod byka. – Jeżeli nie chce mnie pan wyrzucić ze szkoły, to proszę dać mi spokój!

- Dlaczegoż miałbym chcieć wyrzucić cię ze szkoły? – Zdziwił się, podchodząc do mnie bliżej. Położył swoje dłonie na moich ramionach, nachylając się tak, żeby jego oczy były na wysokości z moimi.

- Nieważne – burknęłam, odwracając wzrok.

- Alex, czy ktoś ci coś zrobił? – Zapytał śmiertelnie poważnie, ściskając mocniej dłonie.

- Nie.

- Twoja butna postawa, to jak odwracasz wzrok, mówi zupełnie coś innego.

- Tak? – Prychnęłam. – A co niby mówi?! – Odepchnęłam jego ręce od siebie, po czym obróciłam się na pięcie, ominęłam stolik i ponownie ruszyłam w stronę wyjścia z sali lekcyjnej.

- Alex! – Krzyknął za mną nauczyciel, ale już nie miałam zamiaru go słuchać. Wyszłam szybko na korytarz, wyminęłam zszokowaną przyjaciółkę i czym prędzej ruszyłam w stronę wieży Gryffindoru.

- Co się stało!? – Klara próbowała mnie dogonić. – Czekaj!

- Proszę cię, daj mi spokój! – Powiedziałam błagalnie. Weszłam na kręte schodki prowadzące do wieży i przeskakiwałam co dwa, byleby zgubić przyjaciółkę. Dobrze, że kilkoro Gryfonów wychodziło właśnie z pokoju wspólnego. Przepchnęłam się przez nich do środka i biegiem pokonałam trasę do dormitorium. Zamknęłam się w nim na cztery spusty, opierając o drzwi. Nie minęła chwila, a rozpłakałam się żałośnie, osuwając po nich na podłogę.

Nie umiałam sobie poradzić ze stratą Severusa. Nie umiałam bez niego żyć. W dalszym ciągu nie miałam pojęcia, dlaczego potraktował mnie w taki sposób. Za każdym razem, kiedy próbowałam z nim porozmawiać, traktował mnie oschle. Już nie widziałam w jego oczach pożądania, którym mnie obdarzał, a zwykłą niechęć i ignorancję.

- Alex, otwórz! – Krzyknęła nagle po drugiej stronie Klara. Przetarłam rękawem szaty mokre policzki, odsuwając się od drzwi, w razie gdyby przyjaciółka chciała je wywarzyć. Na szczęście użyła tylko zwykłego zaklęcia, po czym wparowała zdenerwowana do środka. Widząc, jak siedzę zmizerniała na podłodze, przeraziła się i również usiadła obok mnie, przygarniając ramieniem. – Co się stało?

- Nic – chlipnęłam cicho, a kolejne łzy znowu zmoczyły moje policzki. – Proszę, zostaw mnie.

- Alex, nie mogę cię zostawić! – Oburzyła się. – Jesteś moją przyjaciółką, widzę że dzieje się z tobą coś niedobrego. Chcę ci pomóc. Czy to ma związek z bliźniakami Pyrites?

Pokręciłam smutno głową.

- A może z Weasleyami? – Próbowała trafić. – Znowu Fred był dla ciebie niemiły?

- Nie, to nie ma z nimi nic wspólnego. Daj spokój.

- No to nie wiem – westchnęła przyjaciółka, wpatrując się w martwy punkt. W dalszym ciągu obejmowała mnie czule, chcąc dodać otuchy. – Może Lucjan coś palnął? Ale nie masz się czym przejmować, wiesz jaki on jest.

- Klara, to nie ma z nim nic wspólnego! – Warknęłam.

- Przepraszam, ja tylko staram się dowiedzieć, co się…

- Chłopak mnie rzucił – wyjawiłam w końcu rąbek tajemnicy. Nie było to do końca prawdą, ponieważ Severus nie był moim chłopakiem, ale zdecydowanie zerwał ze mną w perfidny sposób.

Gdy tylko to powiedziałam, rozpłakałam się na nowo, przytulając z całych sił dziewczynę.

- Zabawił się mną i zostawił, rozumiesz? Potraktował mnie jak zwykłą rzecz – wyrzucałam z siebie, mocząc swoimi łzami ramię przyjaciółki. Klara nie wiedziała, co powiedzieć, ale ze wszystkich sił starała się pokazać, że jest ze mną i mnie wspiera, jak tylko może.

- Och… to ten, z którym poszłaś do łóżka? – Zapytała nieśmiało, odsuwając się delikatnie. Spojrzała prosto w moje zapłakane oczy z wyrazem współczucia.

- No tak, właśnie to powiedziałam – załkałam, próbując się uspokoić, ale jakoś nie mogłam z powrotem złożyć swojego serca do kupy.

- Kto to jest?

- Ja nie… Pieprzony Bułgar z Durmstrangu – odpowiedziałam w końcu po krótkiej chwili zawahania.

- Co?! Dlaczego tego nie powiedziałaś?! Wiesz dobrze, jacy oni są! Poza tym są o wiele starsi od nas! Mają ponad 18 lat! Co ty sobie myślałaś, kiedy się z nim umawiałaś?! – Moralizowała dziewczyna.

- Jakoś Granger tego nie wyrzucasz! – Wściekłam się przez chwilę, po czym znowu rozpłakałam. Gryfonce od razu zrobiło się mnie żal.

- Przepraszam. Ja tylko staram się ciebie jakoś zrozumieć, ale nie potrafię. W każdym razie musimy iść z tym do ich dyrektora. Nikt nie ma prawa tak traktować dziewczyn.

- Przestań.

- Alex, ale on cię wykorzystał!

- Po prostu daj już spokój! – Uniosłam lekko głos. – Nie chcę już o tym rozmawiać. Po prostu, przemilczmy to, ok?

Podniosłam się ociężale z podłogi i padłam na swoje łózko, zasuwając mocno kotary. Zakryłam się cała kocem, na nowo zanosząc się kolejną dawką łez.

***

Harry dotrzymał słowa. W piątkowy wieczór postanowił zorganizować imprezę w naszym pokoju wspólnym. Ron wraz z Fredem przegonili młodsze roczniki do swoich dormitoriów i zagrozili, że jak ktoś pójdzie na skargę do Mcgonagall, to w jego porannym soku z dyni znajdzie się proszek przeczyszczający.

Ja niespecjalnie miałam ochotę na picie i siedzenie pośród ludzi. Każdego dnia próbowałam porozmawiać ze Snape’em, ale unikał mnie jak ognia albo ignorował. Nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym zrobić, ale nie liczyłam już na żaden cud. Severus mnie zostawił. Nie byłam mu już do niczego potrzebna. Szkoda tylko, że wciąż nie mogłam poradzić sobie ze swoim złamanym sercem.

Usiadłam po cichu obok Klary, a Harry wcisnął mi do rąk piwo butelkowe.

- To co? – Zagadnął, unosząc ku górze swój alkohol. – Za twoją wolność, co nie?

Wszyscy łącznie z bliźniakami i Angeliną unieśli swoje piwa i wypili ich zawartość. Ja również zrobiłam to samo, ale bardziej niechętnie.

- Powiem wam, że ta poprzednia impreza w kryjówce była mistrzowska – zagadnął po chwili Fred, siadając naprzeciwko nas. Po prawej stronie miał swoją dziewczynę, a po lewej George’a.

- Raczej okropna – poprawiła go Klara, krzywiąc się lekko.

- Co ty tam wiesz – prychnął chłopak i machnął na Gryfonkę ręką. – W końcu udało nam się znaleźć kogoś odpowiedniego do czworokącika, co nie kochanie?

Angelina przewróciła oczami, ale kiwnęła głową. Klara natomiast zadławiła się swoim piwem, które spłynęło jej po brodzie wprost na koszulę.

- Co proszę?! – Pisnęła, wycierając się ręką.

- Gratulacje – burknęłam, zerkając na George’a. Chłopak starał się unikać kontaktu wzrokowego ze mną. Opierał się łokciami o swoje kolana i nerwowo stukał stopą o dywan. – Fajna chociaż?

- Francuska! – Odparł dumnie Fred. – Te żabojadki to jednak są mega perwersyjne, co nie Angela? – zaśmiał się na koniec.

- Cóż, na pewno jest lepsza niż twoje wcześniejsze wybory – spojrzała na mnie i Klarę znacząco, po czym upiła trochę alkoholu ze swojej butelki.

- Ta impreza, to był absolutny sztos! – Powtórzył Fred rozmarzony. – Myślałem, że ci Ślizgoni mają kije w dupie, ale jednak się myliłem. Ci nowy są w porządku.

- Wręcz rewelacyjni – dodałam z przekąsem. Bliźniak już chciał się odezwać, gdy nagle portret Grubej Damy rozsunął się, a do środka weszło wyżej wspomniane rodzeństwo wraz z Lucjanem.

Sabrina za każdym razem, kiedy widziałam ją w godzinach popołudniowych wyglądała inaczej. Tym razem jej image również odbiegał od ostatniego, jaki widziałam. Dziewczyna miała na sobie skórzane biodrówki z ćwiekowym paskiem, czerwone buty z grubą podeszwą oraz cienki, biały top na ramiączkach, odsłaniający jej brzuch z kolczykiem w pępku. Oczywiście nie miała na sobie stanika, co można było od razu zauważyć. Włosy jak zwykle miała koloru czerwonego. Samuel natomiast wyglądał jak zwykle elegancko i dostojnie. Dzisiaj postanowił jednak nie zakładać garnituru, a zwykłe czarne spodnie i białą koszulę. Oczywiście nigdy nie rezygnował ze ślizgońskiego krawata, jakby chciał za wszelką cenę pokazać z jakiego jest domu i jak bardzo jest z tego dumny.

Klara wstała gwałtownie, prawie wytrącając mi z rąk piwo i rozszerzyła z niedowierzania oczy.

- Kurwa… - mruknęłam, odkładając na blat alkohol.

- Co wy tu robicie?! – Krzyknęła, spoglądając po pozostałych, jednak wszyscy zachowywali się, jakby właśnie czekali na nowo przybyłych.

Fred równie szybko jak Klara wstał z sofy, podchodząc do Pyritesów. Podał dłoń Samuelowi i wskazał na kilka wolnych miejsc obok nas.

- Jak miło! – Ucieszyła się Sabrina, rozglądając po pokoju, po czym wybuchła śmiechem. – Ojej, jak tu… dziecinnie. Wszędzie małe, puchate kotki dla biednych Gryfonków.

- To są lwy, poza tym nie powinno was tu być! - powiedziała już nieco łagodniej Klara do rodzeństwa.

- Weź, wyluzuj! – Zaśmiała się dziewczyna, podchodząc bliżej. Zauważyłam, że Lucjan trzymał ją za rękę. Czyżby byli parą?

- Klara, robisz tylko obciachu – warknął Fred w stronę przyjaciółki. – Podaliśmy im hasło, żeby mogli spokojnie do nas wejść.

- Jak to podaliście im hasło?! – Oburzyła się. – To złamanie regulaminu szkoły! Jak myślicie, dlaczego są te wszystkie hasła? Żebyśmy nie wchodzimy do domów innych uczniów!

- Już nie pamiętasz, jak sama włamywałaś się do Slytherinu? – Przypomniał jej Lucjan, uśmiechając się z przekąsem. Chłopak zachowywał się normalnie, więc chyba dzisiejszego dnia nie był już pod działaniem żadnego eliksiru.

- No proszę! – Zainteresowała się Sabrina, zajmując wolne miejsce koło mnie. – Cześć Alex. Mogę tu usiąść, prawda? Nie było zajęte?

- Siadaj, gdzie chcesz – burknęłam, widząc zarys sutków pod jej bluzką. – Tak właściwie, to po co tutaj przyszliście?

- Samuel chciał porozmawiać z waszymi rudzielcami – odparła, wzruszając ramionami. – A ja przyszłam, bo chciałam cię zobaczyć.

- Mnie? – Prychnęłam. – A Lucjan? Na doczepkę?

- Oj, nie bądź taka drobiazgowa – machnęła na mnie ręką, po czym zwróciła się do wszystkich, co byli w pokoju. – Czy ktoś poda mi jakiś alkohol?

Harry, Ron i Lucjan w tym samym momencie rzucili się na skrzynkę z butelkami, ale okularnik, jako pierwszy postanowił odpuścić. Nie chciał chyba wyjść na błazna przy nas. Ronowi natomiast było wszystko jedno. Przepychał się z Lucjanem, żeby sięgnąć piwa, ale Ślizgon był większy i bardziej wysportowany, dlatego to on pierwszy chwycił piwo, wręczając je swojej partnerce. Byłam przekonana, że to brak stanika u Sabriny podziałał tak, a nie inaczej na chłopców.

Klara widząc, że nikt jej nie słuchał, usiadła z powrotem. Samuel chciał się do niej dosiąść, ale Fred zawołał go do siebie, pokazując jedno wolne miejsce pomiędzy nim a George’em. Chłopak bez zawahania podszedł do nich, usadawiając się wygodnie. George wyciągnął do niego rękę. Chłopcy również uścisnęli sobie dłonie.

- Myślę, że nie ma co czekać – odezwał się nagle Fred, wyciągając z kieszeni mały notatnik. Podał go Ślizgonowi do przekartkowania, po czym zaczął o czymś opowiadać, co chwilę wskazując palcem na zapisane strony. – Te ciastka mogą być hitem, stary!

- Wystarczy Samuel – poprawił go chłopak, ale uśmiechnął się cwanie pod nosem.

- Jestem pod wrażeniem, że dałeś to ciastko Mcgonagall. Wszyscy myśleliśmy, że tak jak nagle się tu pojawiliście, to równie szybko wypierdolą was na zbity pysk. Poza tym, niezła reklama! Każdy się już pytał, kiedy będzie można kupić te magiczne ciasteczka, ale potrzebujemy dla nich chwytliwej nazwy.

- Wszystko po kolei – odparł spokojnie Samuel. – Najpierw podział zysków. 70 procent dla mnie, dla was po 15, pasuje?

- Ej, ej, stary. – Fredowi najwyraźniej nie spodobały się takie liczby.

- Mówiłem, Samuel – westchnął.

- Zaraz – odezwała się nagle Klara. – Mówiłeś, że te ciastka nie są magiczne, że nie miały nic wspólnego ze stanem profesor Mcgonagall.

Bliźniacy spojrzeli na dziewczynę, wybuchając nagle śmiechem. Nawet Sabrina do nich dołączyła.

- Ona jest urocza z tą swoją naiwnością – dodała, szturchając mnie lekko w ramię. Uśmiechnęłam się niemrawo, osuwając lekko na sofie. Nie miałam ochoty przebywać w żadnym towarzystwie. Jedyne, czego pragnęłam to łóżka i szaty Snape’a, bo tylko ona mi po nim pozostała. Cała reszta zupełnie mnie nie obchodziła.

- Czyli kłamałeś? – Dopytywała dziewczyna. Samuel podniósł głowę, spoglądając jej prosto w oczy.

- Kłamałem. Powiedziałem to, co wtedy chciałaś usłyszeć.

- Okłamałam profesora Moody’ego! – Oburzyła się. – Jak mogłeś?

Sabrina w dalszym ciągu zanosiła się śmiechem, a ja już nie mogłam ich znieść. Nie umiałam odnaleźć się w towarzystwie swoich rówieśników. Po stracie Severusa nic nie miało dla mnie najmniejszego sensu. Drażniły mnie śmiechy innych oraz trywialne rozmowy o niczym sensownym. Podniosłam się więc z kanapy, chcąc wyjść na kilka minut z pokoju wspólnego.

- Gdzie idziesz? – Spytała Sabrina, wyraźnie niepocieszona. Klara również na mnie spojrzała, ale w jej oczach ujrzałam współczucie, czego jeszcze bardziej nie mogłam znieść.

- Daj jej spokój – odparła za mnie dziewczyna, posyłając mi lekki uśmiech.

- Może pójdę z tobą? – Zaproponowała Sabrina, nie dając za wygraną. Chciała również wstać, ale Lucjan położył dłoń na jej kolanie.

- Niech idzie, gdzie chce – mruknął, przybliżając się bliżej dziewczyny.

- Niedługo wrócę – obiecałam i czym prędzej opuściłam pomieszczenie, kierując się prosto na błonia. Owinęłam się szczelniej bluzą, wychodząc na mroźne powietrze nocy. Zaczęłam przechadzać się po dziedzińcu, myśląc intensywnie o Severusie, gdy nagle go zauważyłam. Stał pod jednym z drzew przy zamarzniętym jeziorze, opatulony w gruby, czarny płaszcz i rozmawiał z dyrektorem Durmstrangu. Z takiej odległości nie byłam w stanie usłyszeć o czym dyskutowali, ale po ruchach Karkarowa mogłam wywnioskować, że nie była to zwykła pogawędka. Mężczyźnie udało się już wydeptać krótką ścieżkę w śniegu, po której cały czas dreptał tam i z powrotem. Co jakiś czas również wskazywał prawą dłonią na swoje lewe ramię. Z kolei Snape jak zwykle wydawał się być ostoją spokoju. Z rękoma założonymi na plecach i dumnie wyprostowaną postawą, słuchał swojego rozmówcy w ciszy, kiwając co jakiś czas głową. Po chwili dyrektor zwrócił na mnie uwagę. Momentalnie przestał zachowywać się jak wariat, pożegnał się ze Snape’em, ruszając w moim kierunku. Gdy się mijaliśmy, nawet na mnie nie spojrzał, tylko czym prędzej schował się z powrotem w zamku. Severus dalej stał w miejscu, wpatrując się w Zakazany Las po drugiej stronie jeziora.

- Chciałabym z tobą porozmawiać – odezwałam się, podchodząc bliżej profesora.

- Nie mamy o czym.

Kolejny raz poczułam nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca.

- Nie zostawiaj mnie.

- Już ci coś mówiłem na ten temat – odparł oschle, nie patrząc na mnie. – Co tu robisz? Zaraz cisza nocna.

- Nie mogę i nie umiem bez ciebie funkcjonować – jęknęłam cicho – poza tym dzisiaj piątek, dzień naszego szlabanu.

Brunet nie odpowiedział, ale zerknął kątem oka w moją stronę, jakby miał jednak cos do dodania, ale w ostateczności zrezygnował.

- Wracaj do zamku – rozkazał.

- Nie ignoruj mnie – poprosiłam niemal błagalnie. – Porozmawiaj ze mną. Powiedz mi, co się stało. Dlaczego to przerwałeś? Po prostu mi odpowiedz. Tylko tyle od ciebie wymagam, tylko tyle…

- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć – prychnął.

- Kocham cię tak bardzo mocno – załkałam.

Na dźwięk tych słów Severus chwycił mnie mocno za ramię, zakleszczając swoje długie palce na skórze i potrząsnął mną brutalnie. 

- Zamknij się! - zagroził. 

- Byłam ci posłuszna! Robiłam, co kazałeś! Nawet zaczęłam się uczyć dla ciebie! 

- Jeżeli zaraz się...

- Nie jestem głupia! - Krzyknęłam, płacząc rzewnymi łzami. - Zbliżyliśmy się do siebie! Ja o tym wiem, a ty po prostu się boisz, dlatego....

- Powinienem zamknąć ci usta swoim kutasem! – Przerwał mi brutalnie, dalej mną szarpiąc.

- To zrób to! – Jęknęłam, czując ból, ale był on teraz moim najmniejszym zmartwieniem.

- Odebrałabyś to, jako nagrodę – odparł, uśmiechając się podle. – Miej w sobie trochę godności, głupia dziewczyno i daj sobie spokój. Przestań za mną łazić.

Zostałam odepchnięta. Pod nogami poczułam lód. Spuściłam na chwilę wzrok, zaciskając mocno pięści. Na policzkach znowu pojawiły się kolejne łzy. Zrobiłam krok do tyłu. Severus patrzył na to wszystko z obojętnością.

- Nie masz jaj, żeby to zrobić – stwierdził cicho, unosząc brwi.

- Skoro nie mogę być z tobą, to w takim razie nie mam po co żyć! – Krzyknęłam w jego stronę, robiąc ponownie kilka kroków do środka jeziora. Lód niebezpiecznie kruszył się pod moimi stopami, ale w dalszym ciągu na nim stałam, patrząc butnie na mężczyznę.

- Na litość boską, Lamberd! Jeżeli masz zamiar się zabić, to zrób to przynajmniej wtedy, kiedy będę już za murami szkoły – powiedział, po czym odwrócił się na pięcie, oddalając. Chciałam za nim pobiec i raz jeszcze z nim porozmawiać, ale gdy zrobiłam krok do przodu, usłyszałam trzask, a następnie wpadłam cała do jeziora. Jedyne, co poczułam to przeraźliwe zimno. Nie zdążyłam nawet porządnie się utopić, ponieważ jakaś magiczna siła wyciągnęła mnie z powrotem na brzeg. Cała się trzęsłam, zalewając kolejnymi łzami. Snape ponownie chwycił mnie za rękę, szarpiąc mocniej niż wcześniej.

- Ty głupia kretynko! – Warknął. – Co ty sobie myślałaś?! Jesteś żałosna! Nie pokazuj mi się więcej na oczy, bo wymarzę ci pamięć, a wtedy nie będziesz miała nawet wspomnień o tym wszystkim!

Zostałam odepchnięta z taką siłą, że upadłam na śnieg. Nie byłam nawet w stanie odpowiedzieć. Chłód nocy i lodowata woda sprawiły, że powoli robiłam się fioletowa. Czułam, jak moje usta sztywnieją z zimna, a palce odmawiają posłuszeństwa. Snape natomiast odszedł w stronę szkoły, niewzruszony moim stanem. Serce pękło mi na drobne kawałeczki i nie wiedziałam, co z tym zrobić…






7 komentarzy:

  1. Okrutnik. Czy Snape sie kiedykolwiek przyzna że mu na niej zależy? :D

    ~Klara

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaaa pieprzę, poleciały mi łzy, jak to czytałam. Biedna Alex :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mi jej żal, ale ta dwójka nigdy nie miało łatwo, nieważne od wieku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja już się tak zżyłam z Alex, że nie wyobrażam sobie Severusa z kimś innym. Oni są idealni dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też <3 uwielbiam ich oboje, oddzielnie i razem

      Usuń
  5. Może teraz coś z perspektywy Snape'a? Albo Samuela/Sabriny?❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam napisać z perspektywy Severusa, ale na razie staram się opisać ważny wątek w notkach i nie wiem, w jaki sposób się za niego zabrać, żeby wyszło naturalnie xD

    OdpowiedzUsuń