sobota, 3 października 2020

105. Wścibska Sabrina, ratunek i propozycja

Alex wyszła z pokoju wspólnego. Przez chwilę patrzyłam w stronę drzwi, głęboko zastanawiając nad tym, czy naprawdę powinnam zostawić ją teraz samą. Była w kiepskim stanie. Wiedziałam, że się stara, ale każdy kawałek jej ciała wołał, że jest w rozpaczy. Prawie nie jadła, była drażliwa i nieswoja, a to co zwykle ją bawiło, teraz nie powodowało ani cienia uśmiechu na jej twarzy. Westchnęłam głęboko. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk szkła uderzającego o szkło. Spojrzałam na stół. To Sabrina uderzyła piwem w wierzch mojej butelki, przez co zawartość zaczęła się piętrzyć i pienić.

- Pij szybko! – powiedziała roześmiana, podsuwając mi butelkę pod same usta. – Bo zmarnujesz!

Choć odruchowo złapałam za butelkę, przezorność kazała mi zatrzymać ją jeszcze w drodze do ust. Poprzednim razem gdy Sabrina tak chętnie pakowała mi coś do buzi, było to zatrute eliksirem. Nie zamierzałam dać się tak zrobić po raz drugi. Chciałam odstawić szkło, ale było już za późno. Zimne piwo obficie wylało się na mnie i kanapę. Pisnęłam, podrywając się na równe nogi. Piwo cały czas się pieniło. Pociekło mi po ręce, kapnęło na stolik i na podłogę. Sabrina zanosiła się śmiechem. Bliźniacy spojrzeli na mnie z politowaniem. Lucjan postanowił uratować sytuację, bo rzucił się w moją stronę, wyrwał mi butelkę z ręki i przyssał się do niej. Uniósł palec wskazujący drugiej ręki, jakby nakazywał nam czekać na efekt końcowy, po czym stopniowo ujarzmił spieniony napój. Dopił piwo do końca.

- No brawo – Sabrina zaklaskała, choć bez wielkiego entuzjazmu. – Chociaż Ty wiesz jak to się robi.

- Nie tylko wiem, ale i przekazuję wyzwanie. Twoja kolej, piękna – Lucjan błysnął zębami, a potem uderzył butelką w butelkę Sabriny, wywołując reakcję łańcuchową.

Ślizgonka uśmiechnęła się cwanie, złapała szybko za piwo, jakby robiła to dwadzieścia razy dziennie i szybko przyłożyła je do ust. Wszyscy faceci zapatrzyli się na nią. Pomimo widocznej wprawy, wąska stróżka napoju popłynęła z kącika jej ust, powoli ściekając po szyi. Lucjan namiętnie pocałował ją w miejsce, gdzie kropla skończyła swoją drogę, następnie zlizując resztki płynu. Sabrina odepchnęła go lekko od swojego dekoltu i dokończyła piwo, stawiając pustą butelkę na stole. Patrzyłam na nich oniemiała.

- To kto teraz? – zapytała Sabrina.

Skrzyżowała spojrzenie z Ronem i widząc jego zaczerwienione policzki, szybko powtórzyła stuknięcie butelką. Rudzielec omal nie wypuścił butelki z rąk, a gdy przyłożył ją do ust, zaraz wybałuszył oczy. Piana poszła mu nosem, a on sam zaczął się krztusić, co wywołało śmiechy grupy. Harry zaczął klepać go po plecach. Lucjan wykorzystał zamieszanie, zarzucił rękę na oparcie za Sabriną, niby przypadkiem przesuwając palcami po jej odsłoniętym ramieniu. Angelina uśmiechnęła się pod nosem, trzymając swoje piwo blisko, by nikt go nie zaatakował. Bliźniacy dopingowali brata, śmiejąc się z niego i wiwatując. Tylko Samuel nie wykazywał zainteresowania przedstawieniem, sumiennie kartkując notes i przekreślając w nim jakieś pozycje. Jako że byłam cała mokra, a ludzie przestali zwracać na mnie uwagę, skorzystałam z okazji i pobiegłam po schodach na górę. Wpadłam do łazienki, ściągnęłam mokrą koszulkę i zaczęłam się wycierać. Piwo strasznie się lepiło. Westchnęłam, zmoczyłam ręcznik i przemyłam nim oblane rejony ciała. W tym momencie drzwi do łazienki uchyliły się. Totalnie zapomniałam ich zamknąć! Do środka jakby nigdy nic weszła Sabrina. Ominęła mnie, ostentacyjnie przyglądając się mojemu ciału. Zaczerwieniłam się i zasłoniłam ręcznikiem. Miałam na sobie stanik, ale i tak wstydziłam się stać przy dziewczynie bez koszulki. Nie tylko dlatego, że miała większe piersi i bardziej kobiecą sylwetkę, ale przede wszystkim dlatego, że od początku była jakaś dziwna.

- Po co się zakrywasz? – zaśmiała się. – Mamy przecież to samo – mrugnęła do mnie.

- Ale Cie nie znam – bąknęłam, ciągle trzymając ręcznik przy ciele. - W ogóle nie powinno Cie tutaj być. Po co przyszłaś?

- A jak myślisz? – Sabrina sięgnęła ręką w moim kierunku, ale się odsunęłam.

- Śledzisz mnie? Tylko nie wiem po co – wzruszyłam ramionami. Nie podobało mi się, że za mną przyszła.

- Głupiutka jesteś – zaśmiała się perliście. – Przyszłam po to samo co Ty. Też jestem mokra.

Sabrina stanęła przodem do lustra. Zmoczyła dłoń i przetarła nią usta, a potem powoli z namaszczeniem przesunęła w dół, po szyi. Zauważyłam, że w miejscu gdzie pocałował ją Lucjan, miała malinkę. Spuściłam wzrok.

- Jesteście razem? – zapytałam cicho.

- Kto? - Sabrina bez ceregieli sięgnęła do cudzej kosmetyczki i zaczęła w niej grzebać, sprawdzając na sobie jakąś pomadkę. Rozpoznałam, że były to rzeczy Hermiony.

- Ty i Lucjan.

- Dzisiaj tak.

- Dzisiaj? Co przez to rozumiesz? – zmarszczyłam brwi.

- Że dzisiaj jesteśmy razem, a jutro jeszcze nie wiem – wzruszyła ramionami. - Nie przywiązuje się za bardzo. Szczerze mówiąc gustuję w starszych.

- Przecież Lucjan jest na ostatnim roku. Nie ma starszych niż on…

- Oj są, są – zaśmiała się bliźniaczka. – Nawet bliżej niż myślisz – mrugnęła.

Patrzyłam na jej odbicie w lustrze. Sabrina czekała chyba na moją reakcję, ale gdy nie doczekała się komentarza, westchnęła. Przejrzała się w lustrze. Wydęła usta i małym palcem przetarła ich kącik. Słodko-różowa pomadka Hermiony wyglądała na niej dziwnie.

- Nie dziwię się, że tego nie dostrzegasz… Wygląda na to, że z wieloma rzeczami jesteś w tyle – powiedziała nagle, przyglądając mi się krytycznie. – Na przykład masz fajne cycki, ale powinnaś je bardziej uwydatnić. Słyszałaś o pushupie?

- Co? – zamrugałam.

- Push-up. Taki stanik podnoszący i optycznie powiększający biust – Sabrina złapała mnie za piersi i mocno je ścisnęła. Pisnęłam zaskoczona. Poczułam jak moja twarz staje się cała czerwona. - Do tego obcisła koszulka lub głęboki dekolt i byłyby jak na tacy. Przyciągały wzrok. Mój braciszek by się nie oparł.

- Co? Samuel? Czemu on miałby… Co? – zapytałam nienaturalnie wysokim głosem. Panicznie odepchnęłam od siebie ręce ślizgonki, co wywołało uśmieszek na jej twarzy.

- Czemu? Jest facetem, a faceci są wzrokowcami. No i mają swoje standardy.

- A kto powiedział, że mi zależy na jego uwadze?

- A nie zależy? Tylko nie mów, że on Ci się nie podoba. Musiałabyś być ślepa – zaśmiała się Sabrina. – Wiesz, wkurwia mnie czasem, ale muszę przyznać, że zawsze miał branie. To u nas rodzinne.

- Nie mówię, że jest brzydki, ale nie rozumiem po co miałabym mu się na siłę przypodobać. – Speszona pospiesznie złapałam moją koszulkę i razem z nią wpadłam do kabiny. Zamknęłam się. Z dala od wścibskich oczu Sabriny wyczyściłam koszulkę zaklęciem i wciągnęłam ją na siebie.

- A po co my kobiety to robimy? Żeby ich zdobyć. Żeby pokazać naszą siłę. Żeby mieć satysfakcję. Żeby się zabawić.

- Moim zdaniem, prawdziwa miłość pojawia się wtedy, kiedy kochasz kogoś za to jaki jest, a nie jakiego udaje, albo co pokazuje – wygłosiłam wykładowym tonem.

- A kto mówi o miłości? – Sabrina roześmiała się i usiadła na blacie obok umywalki. – Próbuję Ci wyjaśnić, jak zdobyć faceta.

- Nie obchodzi mnie to – bąknęłam.

- Na pewno? – Sabrina drążyła temat. - Zastanów się. Na Lucjana też by to zadziałało. Ciągle o niego pytasz, więc chyba jest coś na rzeczy. Mylę się?

- Może zwyczajnie się martwię? – odpowiedziałam szybko, jednocześnie ciesząc się, że nie widzi mojej miny.

Na pewno nie zamierzałam się jej do niczego przyznawać. Sabrina była żądna plotek i sensacji. Miałam wrażenie, że jeśli cokolwiek jej powiem, wykorzysta to na moją niekorzyść. Prawda była taka, że od czasu balu zwracałam na Lucjana większą uwagę niż kiedyś. Nie był całkowicie w moim typie, ale chyba już się przyzwyczaiłam do jego postawy lekkoducha. Jego całkowity brak ogródek był bardzo pomocny. Do tego wiedziałam, że na pewno nie chciałby mnie skrzywdzić. Na pewno nie naumyślnie. Samuel natomiast był przystojny i inteligentny, ale do tej pory nawet nie przeszło mi przez myśl, by mógł być w moim zasięgu. Jak przez mgłę pamiętałam, że bronił się przed wymuszonym pocałunkiem. Czy to nie znaczyło, że mu się nie podobam? Oczywiście intrygowała mnie jego osobowość. Bardzo mi się podobało, że cenił sobie wiedzę i był zaradny. Było w nim też coś niepokojącego. No i jawnie przyznał, że mnie okłamał. Sam fakt kłamstwa działał na jego niekorzyść, ale z drugiej strony, to że się do niego przyznał, było już czymś pozytywnym… Na Merlina… czy przez Sabrinę zaczęłam właśnie rozważać to na poważnie? Potrząsnęłam głową, próbując wyrzucić z siebie dziwne myśli. Nagroda mogła być warta świeczki, ale mimo wszystko nie wyobrażałam sobie, bym miała zmienić swój wygląd tylko po to, by mnie zauważano.

- Powinnaś już wracać na dół – powiedziałam, gdy cisza po drugiej stronie drzwi przedłużała się.

Nie uzyskałam odpowiedzi. Zdecydowałam się na wyjście z kabiny. Jakież było moje zdziwienie, gdy Sabriny nie było w łazience. W pierwszej chwili odetchnęłam z ulgą. Rozluźniłam się i weszłam do sypialni. Moja radość nie trwała długo. Kufer Alex był otwarty, jej rzeczy leżały w nieładzie, porozrzucane dookoła, a Sabrina leżała na jej łóżku i z prędkością światła kartkowała zeszyty mojej przyjaciółki. Ewidentnie czegoś szukała. Jej oczy błyszczały z podniecenia. Nie wiedziałam jakim cudem w tak krótkim czasie wywróciła wszystko do góry nogami, ale tego było już za wiele!

- O nie! - Doskoczyłam do niej, próbując wyrwać jej zeszyt z ręki. - To prywatne rzeczy Alex.

- Tak tylko sobie oglądam – rzuciła beztrosko.

- Nie wolno Ci tego ruszać! – powiedziałam głośnym szeptem. – Zostaw to w tej chwili!

- Bo co mi zrobisz? – Sabrina zaśmiała się.

Ślizgonka ani myślała wypuszczać zeszytu z rąk. Nie chciałam zrobić jej krzywdy, ale nie mogłam pozwolić jej się tak panoszyć. Sama nie życzyłabym sobie, żeby ktoś grzebał w moich prywatnych rzeczach. Walka o zeszyt zamieniła się w szarpaninę. Roześmiana Sabrina pociągnęła mnie na łóżko, a potem, gdy chciałam pociągnąć ją za włosy, złapała mnie za nadgarstki, próbując odsunąć moje ręce od swojej twarzy. Parę razy potoczyłyśmy się w jedną i w drugą stronę, aż ostatecznie z triumfalną miną przygwoździła mnie do materaca. Była ode mnie wyższa, starsza i silniejsza. Zaczęłam wierzgać nogami, chcąc ją zepchnąć.

- Powiem wszystko profesor McGonagall! – niemal pisnęłam.

- Jasne, śmiało – Sabrina pokazała swoje śnieżnobiałe zęby. Nachyliła się tuż nad moim uchem i powiedziała - Może jeszcze powiesz też to, że sami podaliście nam hasło, żeby nas tutaj zaprosić? Że pijemy wspólnie? Że masz we własnym kufrze nielegalne środki?

- Nic tam takiego nie mam!

- Podrzucić to nie problem – zarechotała.

- Drętwota!

Żadna z nas nie spodziewała się, że ktokolwiek dołączy się do walki. Irytująca bliźniaczka oberwała prosto w plecy, naprężyła się i znieruchomiała, wciąż wisząc nade mną z głupim uśmieszkiem przyklejonym do twarzy. Jej palce ściskały mocno moje nadgarstki. Teraz tym bardziej byłam unieruchomiona. Wychyliłam się w bok, by zobaczyć, kto mi pomógł. Kotara łóżka Hermiony była lekko odsłonięta, a zza niej wystawała wycelowana w nas różdżka. Była też i gryfonka. Śmiertelnie poważna.

- Czy z łaski swojej możecie się uciszyć?! – powiedziała oburzona Hermiona.

- Bardzo chętnie – jęknęłam. – Tylko błagam, pomóż mi jej się pozbyć. Ona jest niemożliwa!

- Od początku mówiłam, że to był głupi pomysł żeby ich zapraszać – Hermiona ostentacyjnie przewróciła oczami. Ubrana w długą koszulę nocną podeszła do nas i pomogła mi wyswobodzić ręce, a potem wyczołgać się spod Sabriny.

- Czyli wiedziałaś o tym? – zdziwiłam się. – I nic nie zrobiłaś?

- A co miałam zrobić? Harry mnie bardzo poprosił, nie, wręcz błagał żebym tego nie zgłaszała. Zależało mu na tej imprezie, a dla przyjaciół robi się wszystko.

- Rozumiem…

Stałyśmy obok łóżka Alex. Szybko zaczęłam chować jej zeszyty i rzeczy do kufra. Hermiona trzymała Sabrinę na muszce. W końcu zaklęcie powoli odpuściło. Sabrina upadła twarzą na poduszkę i zaśmiała się dwa razy głośniej niż poprzednio. Podniosła się, odrzuciła swoje czerwone włosy i spojrzała na nas zaintrygowana.

- Nieźle. I co teraz? Będziecie mnie więzić? A może zabawimy się we trójkę? – poklepała dłonią materac i powoli przesunęła językiem po wardze.

- Nic z tych rzeczy. Zaraz… czy to moja pomadka?! – Hermiona zacisnęła mocniej dłoń na różdżce. – Jesteś bezczelna.

- I uciążliwa – dodałam. – Powiem Alex, że jej grzebałaś! Nie wolno tak robić. W ogóle nie wolno wchodzić do kogoś bez pytania. Rodzice was nie uczyli? – zirytowałam się.

- Tatuś nauczył mnie wielu rzeczy. Może Ci kiedyś pokażę – Sabrina mrugnęła.

- Daj spokój z tym nonsensem – Hermiona przewróciła oczami. – Po prostu wyjdź stąd. Chcesz, to siedź z nimi w pokoju wspólnym, ale tutaj nie masz wstępu.

- Dobra nudziaro – ślizgonka prychnęła.

Dziewczyna uniosła ręce w obronnym geście i podniosła się z łóżka. Zarzuciła włosami i kręcąc tyłkiem powolutku udała się w stronę drzwi. Miałam wrażenie, że na specjalnie jeszcze to przedłuża. Podziękowałam Hermionie i poszłam zaraz za Sabriną. Pokój wspólny niewiele różnił się od momentu gdy go opuściłam. George i Samuel wciąż dyskutowali, chłopcy byli tylko nieco bardziej podchmieleni, zaś Angelina trzymała Fredowi dłoń na udzie, blisko krocza. Lucjan siedział rozwalony na kanapie, jakby bał się, że pod naszą nieobecność ktoś podsiądzie „jego dziewczyny”. Gdy znalazłyśmy się na szczycie schodów, od razu grupka spojrzała w naszą stronę.

- No w końcu! – Lucjan usiadł normalnie. – Kotku, miało Cie nie być minutę. Wiem że chodzenie do łazienki parami to taka damska moda, ale już myślałem, że ewakuowałyście się oknem czy coś.

- Miałyśmy małą pogadanke – Sabrina uśmiechnęła się przemiło.

Zeszła po schodach, przeskakując po dwa schodki, a później usiadła na kanapie tuż przy Lucjanie. Od razu postawili przed nią nowe piwo. Ja zeszłam po schodach normalnie i roztarłam nadgarstki. Poczułam na sobie spojrzenia. Zauważyłam, że Samuel przyglądał się temu co robię. Patrzył też i Harry. Szybko schowałam ręce za siebie.

- Co z Alex? – zapytał okularnik. – Nie powinna już wrócić?

- A nie wróciła? – rozejrzałam się.

- Trochę słabo, że nie ma jej na imprezie na jej cześć – zauważył Ron.

- Może ma was w dupie? – Angelina zapytała cicho.

- Na pewno nie! – ożywił się Ron. – Musiało coś się stać.

- Albo bzyka się z kimś w tej chwili – Sabrina obejrzała swoje paznokcie.

Lucjan parsknął, a wszyscy inni spojrzeli w kierunku ślizgonki. Dziewczyna popatrzyła na nas jak na dziwaków.

- Zaczyna się… - westchnął Samuel.

- No co? Nigdy nie olaliście imprezy na rzecz dobrego numerku? – uniosła brwi.

- I z kim miałaby się bzykać? – zapytał George z grobową miną. Fred szturchnął go w ramię.

- Ktoś by się znalazł. Mało facetów jest w waszej szkole? – zaśmiała się Sabrina. – No teraz to już „naszej” szkole.

- Przecież najlepszy towar siedzi teraz tutaj – Lucjan przybrał minę, jakby był bogiem seksu i jakby było to wiedzą powszechną.

- To prawda – Angelina pocałowała Freda.

- Dziwne macie teorie – skomentowałam zażenowana. – Wiecie co? Pójdę jej poszukać, zanim wymyślicie coś jeszcze dziwniejszego – ruszyłam w stronę drzwi.

- Wiecie, że z badań wynika, że większość ludzi uważa się za ponadprzeciętnych? – Samuel rzucił znad notatek. Jego wywód mnie zainteresował, więc przystanęłam. - To wrażenie jest zawsze subiektywną opinią badanego i naprawdę rzadko ma pokrycie w fakcie rzeczywistym. Pomijając już szczegółowe dane jak pomiar IQ czy ukończone szkoły, jeśli przyjmiemy, że przeciętność byłaby gdzieś po środku, ta większość badanych nigdy nie będzie miała całkowitej racji.

- A gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem – Sabrina przewróciła oczami. Złapała za poduszkę i rzuciła nią w brata. – Musisz się wymądrzać? Przynudzasz.

- Po prostu jesteś za głupia, żeby docenić przesłanie tego o czym mówię – Samuel uśmiechnął się wymuszenie. – Ponadprzeciętna Sabrina. Wiesz ile jest takich jak Ty?

- Wiem. Zero – zaśmiała się bliźniaczka.

- Też nie znam drugiej takiej – przyznał Lucjan, przyciągając dziewczynę bliżej siebie.

- Dobra, zmieńmy temat. W sumie jak było w waszej poprzedniej szkole? Duża różnica? – ciekawsko zapytała Angelina.

- Budynek był dużo nowocześniejszy i nie wyglądał jak muzeum. Każdy miał osobną sypialnie z łazienką, nie to co tutaj. Warunki macie jak w wojsku… No i tam było dużo seksownych nauczycieli. Prawie same ciacha. Niektórzy świeżo po szkole.

- Typowe dla Sabriny – skomentował Samuel. – A mówią, że to faceci myślą przyrodzeniem.

- Bo myślicie! – zaśmiała się Angelina.

Temat zaczął schodzić w dziwne rejony, więc wyszłam przez obraz. Schodziłam po schodach zaglądając w boczne korytarze i zastanawiając się, gdzie właściwie powinnam zacząć szukać Alex. Mogła ukryć się wszędzie. W jakiejś sali lub schowku. Tym gorzej, że do teraz nie znałam jej dawnej kryjówki, w której znikała by się uczyć. O ile rzeczywiście wtedy się uczyła… przez myśl mi przeszło, że być może za każdym razem, gdy wmawiała mi takie rzeczy, tak naprawdę spotykała się z tym przeklętym bułgarem. Nie mogłam uwierzyć, że dała się mu omotać i wykorzystać. Że straciła dziewictwo i że powiedziała mi o tym tak grubo po fakcie. Ja tylko dotykałam Lucjana na balu, a zaraz to ze mnie wyciągnęły. Ona milczała jak grób. Kto wie jak długo zostałoby to tajemnicą, gdyby chłopak brutalnie jej nie olał. Byłam zła na siebie, że nic nie zauważyłam. Że nie miałam szansy odwieść jej w ogóle od pomysłu spędzenia z nim nocy. Może gdybym ją ostrzegła, nie zaufałaby mu i nie dała się w to wciągnąć? Nie byłaby teraz smutna? Przez myśl mi przeszło, że pewnie i tak by mnie nie posłuchała. Lubiła robić po swojemu. Buntować się.

Zeszłam na parter i postanowiłam sprawdzać każde mijane drzwi. Klasa za klasą, schowek za schowkiem, wszystko, co nie było zamknięte na zaklęcie. Co jakiś czas mijali mnie uczniowie ze starszych klas, nikt jednak nie zwracał na mnie uwagi. W pewnym momencie zauważyłam dyrektora Durmstrangu. Karkarow szedł szybkim krokiem od strony głównego wejścia i drapał się w lewe przedramię. Sądząc po minie, był bardzo z czegoś niezadowolony. Gdy zauważył, że go obserwuje, poprawił rękaw i ruszył przed siebie jeszcze szybciej, znikając gdzieś w okolicy schodów. Zamrugałam i wróciłam do poszukiwań. Zajrzałam nawet na Wielką Salę, ale ta pozostawała pusta. Stoły były czyste i wysprzątane, a świece zostawiały w pomieszczeniu aurę półmroku. Westchnęłam i ruszyłam dalej. Uchyliłam drzwi do schowka na miotły, znajdując tam całujących się Ginny i Neville’a. Przeprosiłam ich i szybko zamknęłam drzwi. Westchnęłam. Spojrzałam w głąb długiego korytarza i dostrzegłam znaną mi sylwetkę ubraną w czarne szaty. Profesor Snape. Mężczyzna stał przy ścianie i jeśli dobrze widziałam z tej odległości, ze złością uderzył w nią pięścią. Powoli ruszyłam w jego stronę. Szybko usłyszał moje kroki, obrócił się gwałtownie i wręcz mechanicznie schował ręce za plecami. Łypnął na mnie złowrogo, jakby chciał mnie zabić za to, że w ogóle miałam czelność na niego spojrzeć. Im byłam bliżej, tym mocniej mrużył oczy. Chyba zaskoczyło go, że zamiast unikać kontaktu wzrokowego, szłam centralnie do niego.

- Profesorze Snape…?

- Czego chcesz Amber? Albo nie, nie mów. Mam to gdzieś. Od problemów macie swojego opiekuna domu. – Mężczyzna ruszył stanowczym krokiem, wymijając mnie.

- Przepraszam, nie chcę profesorowi zabierać czasu, ale czy przypadkiem widział profesor Alex? – zapytałam, patrząc za nim.

Snape przystanął na moment i po chwili ciszy zapytał oschle i jakby od niechcenia.

- Kogo?

- Alex – powtórzyłam. – Alex Lamberd.

- Nie – odpowiedział krótko i od razu ruszył z miejsca.

No tak, teraz nie obchodziło go, gdzie była. W końcu nie mieli już piątkowych szlabanów. Aż dziw, że profesor ulitował się nad nią i jej je odpuścił. Szkoda tylko, że Alex nie mogła cieszyć się z tej wolności. A wszystko przez tego przeklętego bułgara… Zacisnęłam pięści i ruszyłam dalej, sprawdzając kolejne drzwi, a potem jeszcze kolejne. To było jak szukanie igły w stogu siana! Równie dobrze Alex mogła teraz być już z powrotem w wieży. Żałowałam, że nie mamy mapy Harrego. Od razu moglibyśmy sprawdzić, gdzie się podziała. Może gdybym poszła do profesora Moody’ego, pożyczyłby mi mapę? Uznałam, że spróbuję. Moje zamiary chyba go przyciągnęły, bo gdy tylko ruszyłam w stronę schodów, mężczyzna przystanął u ich podnóża, jednocześnie chowając coś za pazuchę płaszcza. Jego mechaniczne oko od razu wpatrzyło się we mnie. Szalonooki obrócił się powoli.

- Klaro, zbliża się cisza nocna – profesor powiększył swoją laskę i podpierając się nią, ruszył w moim kierunku. - Chyba nie chcesz znowu wylądować na szlabanie?

- W żadnym wypadku – potrząsnęłam głową. – Ale dobrze, ze profesor jest tutaj! Szukam Alex i nie mogę jej znaleźć.

- Znowu się upiła? – Moody zmarszczył brwi i spoważniał.

- Nie tym razem. Po prostu chciała pobyć sama, ale miało jej nie być krótką chwilę, a minęło już trochę czasu. Nawet nie wiem, gdzie jej szukać… na razie przetrzepałam większość parteru, ale zamek ma tyle wież, korytarzy i kryjówek…

- Spokojnie – Moody poklepał mnie po ramieniu. – Zguba się znajdzie. Patrzyłaś na zewnątrz? – zerknął w stronę drzwi wejściowych.

- Na zewnątrz? Nie – potrząsnęłam głową. - Ale wszystko pokrywa śnieg, a ona nie brała ze sobą kurtki. Wątpię, żeby tam chciała iść.

- Może chciała się przewietrzyć?

Razem ruszyliśmy na zewnątrz. Również nie miałam kurtki, bo nie spodziewałam się, że przyjdzie mi spacerować po błoniach. Moody dał mi znak, żebym poczekała. Stanęłam za progiem, obejmując się rękoma, on zaś wyszedł kilka kroków naprzód i rozejrzał się uważnie. W białym, puszystym śniegu było wiele różnych śladów, jedne stare, inne świeższe. Prowadziły w kilku kierunkach. Sprawdzenie tylu tropów graniczyło z cudem. Gdy chciałam zawrócić po kurtkę, Moody nagle zerwał się z miejsca. Szybkim krokiem ruszył w stronę jeziora, a ja pobiegłam za nim.

- Alex?! Alex! Na Merlina, dziewczyno, jesteś lodowata! – Szalonooki dopadł do niej.

Gdy znalazłam się bliżej, zobaczyłam co znalazł. Przerażona otworzyłam szeroko oczy i zaniemówiłam. Na ścieżce leżała Alex. Była cała sina z zimna, a jej włosy i ubranie pokrywały małe kawałki lodu. Wyglądała, jakby wykąpała się w jeziorze i jakimś cudem wyczołgała na brzeg. Trzęsła się jak osika.

- Szybko. Zabierzmy ją do środka - Moody od razu zdjął z siebie płaszcz i okrył nią Alex. Wcisnął mi do ręki swoją laskę, a sam wziął przyjaciółkę na ręce. Podniósł się z cichym stęknięciem.

- Zo… zo… sta… zostaw… zostawcie mnie… - Alex szczękała zębami. Jej oczy były całe czerwone, zapewne od łez. – Chcę umrzeć – wyjęczała ledwo słyszalnie.

- O tym mi nie powiedziałaś… - Moody łypnął na mnie, jakbym ukryła przed nim coś bardzo istotnego. Następnie szybkim krokiem ruszył w stronę zamku. Do przyjaciółki zwrócił się bardzo miłym tonem. – Alex, nie zostawimy Cie. Nie ma takiej opcji. Nie wiem skąd ten pomysł, ale póki żyję, nie pozwolę, żeby coś Ci się stało, rozumiesz?

- Ale ja… nie chcę… - jęknęła.

- Profesorze, co teraz? – czułam, że pod powiekami cisną mi się łzy. Wyminęłam ich, by otworzyć i przytrzymać im drzwi. – Ona nie może umrzeć!

- Weźmiemy ją do mojego gabinetu. Trzeba ją ogrzać, ale stopniowo, inaczej dostanie ataku.

- Nie lepiej zabrać ją do skrzydła szpitalnego? – sięgnęłam do dłoni Alex i ścisnęłam ją. Była lodowata.

- Załatwimy to u mnie – profesor uciął dyskusję. – Nie ma czasu do stracenia.

Po chwili byliśmy już w gabinecie profesora. Mężczyzna ułożył Alex na kanapie, sięgnął po różdżkę i machnięciem przywołał trzy koce z sypialni. Kolejno nakrył nimi przyjaciółkę, wciskając krańce materiału pod jej ciało, tak by była szczelnie opatulona. Ja uklękłam na ziemi obok kanapy i przytuliłam się do dziewczyny. Serce biło mi jak oszalałe.

- Myśli profesor, że nic sobie nie odmroziła? – zapytałam z nadzieją w głosie.

- Mam nadzieję, że nie. Skoro mówi, to znaczy, że nie jest za późno – lekko podenerwowany Moody zajął się rozpalaniem ognia w kominku. Zauważyłam, że pierwsze kilka razy ogień mu zgasł. – Zaraz zaparzę jej herbaty – sapnął. - Rozgrzeje się od środka…

- N… nie… nie rozumiecie… - stęknęła Alex i rozpłakała się żałośnie. – Nikt nie rozumie… Powinniście mnie tam zostawić.

- Alex, jak w ogóle możesz mówić takie rzeczy? Myślisz, że ktokolwiek zgodziłby się zostawić Cie na pewną śmierć? Nikt, komu na Tobie zależy nie pozwoliłby na coś takiego! – oburzyłam się.

Alex rozpłakała się jeszcze bardziej. Zamrugałam zdezorientowana.

- Mówiłaś, że nie piła – Moody szepnął do mnie.

- Bo prawie nie piła – odpowiedziałam. Łzy pociekły mi po policzkach. Do tej pory wydawało mi się, że jej żal jest trzymany pod kontrolą. Teraz w to zwątpiłam. Wystraszyłam się, ze naprawdę może sobie coś zrobić. Przytuliłam ją mocno. – Alex, posłuchaj mnie… to jeszcze nie koniec, wiesz? To że coś nie wyszło, nie znaczy że nigdy nie znajdziesz czegoś lepszego. – próbowałam ją pocieszyć, jednocześnie nie wygadując przy profesorze tajnych szczegółów jej załamania.

Moody rozpalił w końcu ogień. Machnięciem różdżki nastawił czajnik z wodą na herbatę. Popatrzył na mnie, potem na Alex.

- Ty coś wiesz, prawda? – odezwał się w końcu. – Dlaczego jest w takim stanie? Mów mi w tej chwili.

- Nie mogę! – pisnęłam. – Nie powiem. I nie spodziewałam się, że spróbuje się zabić! Nic tego nie zapowiadało! – łzy dalej płynęły mi po twarzy.

- Bo nie chciałam, ale dobrze by się stało – Alex patrzyła w sufit. Była jednocześnie smutna, żałosna i pozbawiona życia. Jakby uleciało z niej całe szczęście. Do tego nadal trzęsła się, choć już powoli nabierała kolorów.

- Dlaczego dobrze by się stało, hm? – profesor przykucnął obok mnie. Wpatrywał się czujnie w twarz mojej przyjaciółki. – Alex, co się wydarzyło? Ktoś zrobił Ci krzywdę? Chodzi o kogoś ze szkoły? A może o Twojego ojca?

- Nic już nie ma znaczenia… - szepnęła Alex. – Życie jest takie puste… Bezsensu…

Moody dotknął włosów Alex i pogłaskał ją po nich, jakby chciał ją uspokoić. Ja usiadłam na piętach zrezygnowana. Nie wiedziałam jak mam pomóc komuś, komu odechciało się żyć. Dla mnie życie było cenne. Pragnienie śmierci było niczym herezja. Sądziłam, że Alex nie myśli tak naprawdę. Przeżyłyśmy tyle popapranych rzeczy, a ona zawsze jakoś trzymała się w kupie. Może po prostu miała już dość? Może coś przelało szalę goryczy?

Spędziliśmy w trójkę trochę czasu, próbując trafić jej do głowy. Alex w końcu przestała bredzić i już tylko płakała. W międzyczasie profesor Moody próbował mnie odesłać, ale Alex złapała mnie za nadgarstek i spojrzała na mnie znacząco, jakby dawała mi znać, że nie chce z nim zostać sama. Zostałam więc z nimi. W pewnym momencie przysnęłam w fotelu. W środku nocy obudziła mnie Alex. Przyjaciółka wyglądała już o wiele lepiej i pomijając lekko czerwony nos, policzki i uszy, nie było śladu po tym, że niemal zamarzła na śmierć.

- Chodź, idziemy – powiedziała do mnie szeptem.

- Już Ci lepiej? – przetarłam oczy. Byłam bardzo senna.

- Tak, chce wrócić do pokoju i zasnąć we własnym łóżku.

- A profesor pozwolił Ci wyjść?

- Nie pytałam go o zdanie. Śpi – Alex wskazała na niego kciukiem. Faktycznie Moody drzemał na krześle.

- Powinnyśmy go zapytać – podniosłam się z fotela.

- Ani mi się waż – Alex przyłożyła mi palec do nosa. – Obudzisz go, a obrażę się na Ciebie śmiertelnie.

- A skąd mam wiedzieć, że nie wymkniesz się znowu na dwór i nie spróbujesz się zabić raz jeszcze? Alex, to było powalone… nie możesz tak robić. Wiesz jakbym się czuła, gdybym znalazła cie za późno? Wiesz co by pomyślał Twój brat i tata? Twoi przyjaciele?

- Że w końcu mają ze mną spokój? – Alex złapała mnie za nadgarstek i po cichu ruszyła w stronę drzwi. Wyszłyśmy na zewnątrz, a potem w stronę wieży.

- To nie jest zabawne… - żachnęłam się.

- Też nie jest mi do śmiechu – bąknęła przyjaciółka. – Ale wiesz co? Nie, nie zamierzam się zabić. Obiecuje. Po prostu było mi bardzo przykro. Trochę… trochę mnie to przytłoczyło. I tyle. Teraz mi lepiej.

- Nie wyglądasz, jakby Ci było lepiej.

- Nie czuję się zajebiście, ale jest lepiej niż było – sprecyzowała.

Byłyśmy już pod obrazem. Przystanęłam i spojrzałam na nią śmiertelnie poważnie.

- Słuchaj Alex… następnym razem, gdyby coś Cie dręczyło, może po prostu ze mną o tym porozmawiasz? Zrzucisz z siebie ciężar i razem to jakoś rozwiążemy.

Alex kiwnęła głową. Przytuliłyśmy się, długo trwając w objęciach. Obiecałyśmy sobie, że nikomu nie wspomnimy o jej wyczynie i weszłyśmy do pokoju wspólnego. Impreza musiała skończyć się jakiś czas temu. W pokoju panował rozgardiasz. Angelina spała na kolanach Freda, George przytulał przez sen pustą butelkę piwa, Ron miał na sobie okulary Harrego i namalowane flamastrem podkręcone wąsy, zaś Potter spał z głową na stole w takim nienaturalnej pozycji, że byłam pewna, że będą bolały go plecy. Alex westchnęła tylko i wróciła do sypialni. Ja rozejrzałam się w poszukiwaniu innych niedobitków. Ślizgonów nigdzie nie było, za to na stole leżały jakieś malutkie fiolki z których część miała różnobarwną zawartość, część zaś była pusta. Wyrwane z notesu kartki przedstawiały różne propozycje podziału zysków. Trudno było zgadnąć na czym w końcu stanęło. W sumie nie powinno mnie to obchodzić. Powłócząc nogami wróciłam do sypialni i poszłam spać.



***



W sobotę na śniadaniu połowa osób miała miny, jakby za dużo wypili i jeszcze nie odchorowali. Atmosfera była niemrawa. Ja przecierałam zmęczone oczy, Alex dłubała widelcem w jedzeniu. Profesor Moody gdy nas mijał, przystanął na moment i zapytał jak się czujemy. Alex posłała mu lekki, wymuszony uśmiech, a gdy odszedł, powiedziała mi, że nie chce, żeby tak się o nią martwił. Stwierdziłam, że to rozumiem. Zadawał wiele pytań, a pewnie teraz chciała zapomnieć o tamtych wydarzeniach. Mimo wszystko zamierzałam mieć ją na oku bardziej niż zawsze. Bałam się, że znowu coś wywinie.

Do Wielkiej Sali wleciały sowy, rozrzucając pocztę. Ożywiło to nieco atmosferę. Zupełnie nie spodziewałam się tego, że dostanę list. Alex była równie zaskoczona swoim.

- Mama do mnie napisała – ucieszyłam się, otwierając kopertę. – O… Tacie idzie coraz lepiej w tej nowej pracy. Zachwala inwestorów i twierdzi, że biznes się rozwija.

- No to świetnie – Alex patrzyła podejrzliwie na swoją kopertę.

- Napisała też o ciotce Felicji i o… - urwałam, zaczytując się w rodzinne wieści. – W sumie nic co by Cie interesowało – skomentowałam, chowając list. – Ale to miło, że napisała. Też muszę do niej napisać. A Ty od kogo masz list?

- Od mojego brata… - Alex powoli, jakby z wahaniem otworzyła kopertę. Zaraz potem wybałuszyła oczy.

- Co się stało? – zapytałam.

- Chce mnie odwiedzić. Przyjedzie na drugie zadanie Harrego.

- O, to chyba fajnie? – uśmiechnęłam się.

- No nie wiem – Alex przeczytała list jeszcze raz. – Kiedyś bym się cieszyła, ale ostatnim razem dziwnie nam się rozmawiało. No i nigdy nie odwiedzał mnie osobiście, bez ojca. O coś musi chodzić.

- Albo się stęsknił? – złapałam ją za dłoń. – To też możliwe.

Alex westchnęła i schowała list do kieszeni. Nowe sowy nadlatywały z kolejnymi porcjami poczty. Uwagę moją zwróciło zamieszanie przy stole ślizgonów. Wyglądało na to, że sowa przywiozła list Samuelowi, a Sabrina rzuciła się, by go odebrać. Otworzyła go i z dziką satysfakcją zaczęła czytać jego treść, a później mocno gestykulowała w stronę brata. Bliźniak wyglądał raczej na zmęczonego jej gadaniem. Jednym zaklęciem spopielił list, a później ukradł ze stołu słodką bułeczkę i wyszedł z Wielkiej Sali. Odprowadziłam go wzrokiem.



***



Alex zauważyła, że za nią chodzę i wkurzyła się na mnie, oskarżając mnie, że jej nie ufam. Uznałam, że dam jej trochę swobody. Zabrałam swoje książki i ruszyłam do biblioteki, trochę się pouczyć. Usiadłam przy moim ulubionym stoliku, zastawiłam się książkami i zajęłam się wypisywaniem istotnych informacji, jakie mogą mi się przydać na kolejnych zajęciach. W pewnym momencie usłyszałam jakieś zamieszanie przy drzwiach. Chwilę później zza regału wyłonił się Samuel Pyrites. Chłopak zapytał, czy może się dosiąść, a gdy mu pozwoliłam, usiadł na krześle naprzeciwko mnie. Położył na blacie swoją skórzaną torbę i wziął głęboki oddech.

- Moja siostra doprowadza mnie do szału – skomentował po chwili, jednocześnie pocierając skroń.

- Czyli to nie tylko moje wrażenie? - zerknęłam na niego sponad podręcznika. – Wydaje się uciążliwa. Wszędzie jej pełno, a do tego jest strasznie wścibska.

- Nawet nie wiesz jak bardzo – chłopak położył dłoń na blacie i namyślając się, zastukał w niego palcami. – Słuchaj, to prawda, że lubisz pomagać?

- Tak i nie. – Odsunęłam podręcznik i skupiłam całą uwagę na chłopaku. – Lubię, ale jeśli chodzi o coś nielegalnego, to mnie w to nie mieszaj. Szczerze mówiąc nie wiem gdzie w ogóle usłyszałeś taką opinię. Częściej słyszę o sobie inne epitety.

- Niech zgadnę, kujonka, dziewica, sztywniara? – zaczął wymieniać.

- Dzięki… - bąknęłam.

- Nie martw się, o sobie słyszałem równie ciekawe określenia – Samuel wzruszył ramionami. – To co, byłabyś chętna mi pomóc?

- A o co dokładniej chodzi?

- Potrzebuję, żebyś poudawała moją dziewczynę – odparł z rozbrajającą szczerością.

- Co? – zakrztusiłam się własną śliną. Otworzyłam szeroko oczy i rozejrzałam się podejrzliwie, spodziewając się, że to jakiegoś rodzaju żart. – Sabrina kazała Ci tak powiedzieć?

- W jej stylu byłoby coś dużo gorszego.

- Racja… - skuliłam się nieco. Przyglądałam się Samuelowi podejrzliwie. – To… to skąd ten pomysł?

- To wynik mojej chłodnej kalkulacji – Samuel oparł się łokciami o stół i splótł przed sobą ręce. – Widzisz, nie lubię o tym mówić, ale Sabrina tak już ma, że nie da mi spokoju, póki kogoś nie wyrwę. W poprzedniej szkole robiła mi to samo, a ludzie którym namieszała w głowie do teraz dręczą mnie listami. Tutaj jesteśmy od niedawna, a ona zaczęła na mnie nasyłać coraz dziwniejszych ludzi. Najpierw były to dziewczyny, starsze i młodsze, a wczoraj próbowała nawet namówić tego rudego od was z domu. Znam jej taktyki. Zaszczepia w kimś pomysł, że ma u mnie szanse, później nagabuje tę osobę, stwarza dziwne okazje… Szczerze mówiąc, jest to dla mnie niezmiernie uciążliwe.

- A co ja mam do tego? – zamrugałam. Zrozumiałam, że to samo próbowała zrobić ze mną.

- Obserwowałem Cie na szlabanie i w paru innych sytuacjach. Wydajesz się inteligentna, jesteś przewidywalna, młoda, niedoświadczona i do tego niewyuzdana. Wątpię, żebyś jako dziewczyna sprawiała mi problemy. Z tego co wiem, nie jesteś w związku i nie wydajesz się nikim zainteresowana. Nic na tym nie stracisz.

- Rany… - powietrze ze mnie uszło. Czemu tak się stresowałam? - Sama nie wiem czy uznać to za komplement czy nie… Nie lepiej by Ci było związać się z kimś naprawdę?

- To jest właśnie rzecz, którą przekalkulowałem – odpowiedział spokojnie, patrząc mi prosto w oczy. - Zaufaj mi. Przemyślałem wszystko i uznałem, że najprościej byłoby właśnie zrobić udawany związek z kimś takim jak Ty. Jesteśmy z różnych domów, więc nie musimy spędzać ze sobą sto procent czasu. To będzie mi na rękę, bo mam ważniejsze rzeczy do roboty, niż ciągłe udowadnianie innym. Sabrina tego nie rozumie, ale ja chcę się uczyć. I mam swoje projekty, badania…

- Rozumiem – kiwnęłam głową. Przez chwilę walczyłam ze sobą. Orzech był ciężki do zgryzienia, ale w sumie ta propozycja mnie zaintrygowała. Przynajmniej tym razem ktoś powiedział mi, że związek byłby udawany, a nie jak zrobił to Lucjan… – Akurat chęć nauki doceniam. Moglibyśmy spędzać czas w bibliotece, każdy zajęty swoimi sprawami.

- Na przykład – przytaknął Samuel. – To jak? Potrzebujesz czas do namysłu?

- Rany… - złapałam się za głowę. Patrzyłam na Samuela poważnie, on uśmiechnął się do mnie lekko. Myślałam, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Postawiłam wszystko na jedną kartę. – Rany, rany… Dobra. Zgadzam się – przełknęłam głośno ślinę.

- Świetnie – Samuel przesiadł się bliżej mnie, sięgnął do swojej torby i wypakował podręczniki.

Pogrążył się w nauce. Ja obserwowałam go jeszcze przez dłuższy czas, czekając aż wykrzyknie „żartowałem” lub coś w tym stylu. Nikt jednak nie wyskoczył zza regału, nic się nagle nie stało. Czyżbym miała swojego pierwszego chłopaka?



***



Gdy wychodziliśmy z biblioteki, Samuel złapał mnie za dłoń i odprowadził pod sam obraz Grubej Damy. Miał taką gładką skórę. Moje kolana były miękkie. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleje. Stresowało mnie, że wszyscy na nas patrzą, ale on sobie nic z tego nie robił. Powtarzałam sobie w głowie, że robimy to specjalnie, by poszła wieść i by Sabrina dała mu spokój. Pod obrazem Samuel puścił moją dłoń. Chciał odejść, ale z pokoju wspólnego wyszła akurat grupka dziewczyn. Zerknął na nie, a później na mnie. Nie ustaliliśmy granic udawania. Gdy więc złapał mnie za podbródek i niepewnie zbliżył swoje usta, odsunęłam się szybko. Policzki oblały mi się rumieńcem.

- Ja już pójdę – pisnęłam, wbiegając do pokoju wspólnego. Samuel mi pomachał i jakby nigdy nic zawrócił na pięcie.

Wpadłam do dormitorium i rzuciłam się na łóżko, oddychając ciężko. Ochłonęłam dopiero po dłuższej chwili. Zauważyłam wtedy, że w pomieszczeniu panuje straszny bałagan. Alex przewracała swój kufer do góry nogami. Wyraźnie czegoś szukała, ale nie mogła znaleźć. Była podirytowana.

- Alex… chyba mam chłopaka! – pisnęłam uradowana.

- Jak to chyba? – Alex nurkowała w kufrze.

- Znaczy… no mam go na niby, ale będziemy udawać przekonująco! Chodzi o Samuela. Jak na udawanie, strasznie mocno się stara i…

- Kurwa mać, no gdzie to jest! - Wściekła Alex rzuciła się na łóżko i zdarła z niego poduszkę, kołdrę, a później prześcieradło. Zajrzała pod materac. Wyglądała, jakby chciała rozwalić cały pokój. Wtedy mnie olśniło.

- Rany… Na śmierć o tym zapomniałam… – uderzyłam się dłonią w czoło. – Alex, nie chcę Cie martwić, ale wtedy na imprezie Sabrina wpadła nam do pokoju. Najpierw gadała jakieś głupoty, a potem grzebała w Twoich rzeczach…

- Co?! I pozwoliłaś jej na to?!

- Byłam w łazience, a gdy z niej wyszłam, ona już grzebała! Próbowałam ją powstrzymać. Hermiona pomogła mi się jej pozbyć.

- Zabiję sukę… - Alex poderwała się z podłogi i złapała za swoją różdżkę. 

 

 


 

10 komentarzy:

  1. Hah, Klara chłopakiem Samuela :D coś mi się mocno zdaje, że to tylko pretekst <3 Alex :( heh, liczyłam, że pójdzie do skrzydła szpitalnego i Sev ją odwiedzi :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponad sto notek, już czas na to, żeby Klara kogoś miała hahahahae
      A Sev raczej by do skrzydła nie poszedł, bo to by było przyznanie się przed samym sobą.

      ~Klara

      Usuń
    2. O, tam, z Nim nigdy do końca nie wiadomo :)

      Usuń
  2. A ja się jaram Severusem! Tym jak uderzył piescia w ścianę <3 Kopeć

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się jaram Severusem! Tym jak uderzył piescia w ścianę <3 Kopeć

    OdpowiedzUsuń
  4. Według Klary wszystko musi być logiczne więc snape w skrzydle nie przejdzie hahahha ale mogę Ci zdradzić że niedługo szykuje się wesele w notkach :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń