sobota, 24 października 2020

108. Destrukcja, Moody



- Niech to, a miało być pusto – mruknęła do siebie Klara, trzymając twardo moje ramię, a było to dość trudne, ponieważ chwiałam się na wszystkie strony.

- Nieh mie teras wyrzusą! – Wybełkotałam, odpychając od siebie przyjaciółkę. Ponownie zaczęłam balansować, ale udało mi się w końcu utrzymać pion i rozłożyłam szeroko ręce. – Tu jestem! Mosecie mie teras wyjebać z tej shoły! Śmiało!

- Alex, przestań, bo naprawdę w końcu do tego dojdzie! – Jęknęła załamana przyjaciółka.

Odgłosy dochodzące ze schodów stawały się coraz głośniejsze, ale brzmiały one tak, jakby stado słoni próbowało przedostać się na niższe piętro zamku.

- Na Salahazara! – Krzyknął czyjś głos.

Naszym oczom ukazała się zmizerniała postać Lucjana, próbującego nie zabić się na kolejnych stopniach.

- Dzie byłyście?! – Zapytał z wyrzutem, trzymając się twardo barierki. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa i rozjeżdżały się we wszystkie strony. Ślizgon wyglądał, jakby znajdował się na statku, który dryfuje po burzliwych wodach oceanu. – Pukałem do was, ale to Grube Babsko kazało mi spierfalać!

- Merlinie, to się nie dzieje naprawdę! – Klara chwyciła się za głowę. -Wracaj do siebie!

- Mieliśmy pić! – Oburzył się, próbując stanąć prosto. Z marnym skutkiem.

- Żadnego picia!

- To wysucacie mnie czy nie?! – Zdenerwowałam się, chwytając pod boki. – Mam seredecznie dość tego whystkiego!

- Co ty taha perese… pesme… pesymistyczna? – Wyjąkał w końcu chłopak i czknął głośno. – Supełnie nie poznaje koleżanki, ale bardzo dobse nam się pije, co?

Machnęłam na niego ręką i upadłam na cztery litery. Lucjan parsknął śmiechem i również stracił równowagę, zjeżdżając po schodach na sam dół. Padł koło mnie, jęcząc cicho z bólu.

- Jak wy wyglądacie!? – Klara pokręciła głową. – Alex, profesor Moody i tak nam poszedł na rękę. Chodź, musimy cię położyć w dormitorium, zanim jakiś inny nauczyciel zobaczy.

- Jebać whystkich nauczycieli – burknęłam, przechylając głowę do przodu. Nagle zrobiła się o sto kilogramów cięższa. Oparłam ją na ramieniu Lucjana i przymknęłam na moment oczy.

Nagle ponownie usłyszeliśmy stukot butów u szczytów schodów, a następnie zeszli z nich bliźniacy Weasley.

- Dalej tu jesteś? Kazaliśmy ci spierdalać! – Zezłościł się George spoglądając na Ślizgona. – Alex? Co się tu wyprawia? – Dodał, patrząc pytająco na Klarę, która wyglądała, jakby od tygodnia nie spała. W dalszym ciągu nie czuła się dobrze po tym, co przeszła rano, a dodatkowo musiała się zajmować dwójką pijanych przyjaciół, których w żaden sposób nie mogła okiełznąć.

- Pomożecie mi? – Poprosiła błagalnie, składając dłonie jak do modlitwy. – Trzeba ją zanieść na górę – wskazała na mnie - a jego do lochów.

Rudzielce spojrzeli po sobie w ciszy. Zapewne się zastanawiali, kto się kim zajmie, ale nie musieli się długo nad tym rozwodzić, ponieważ George jako pierwszy nachylił się nade mną i wziął mnie na ręce.

- Wisicie mi obie piwo kremowe za to – prychnął Fred. – Klara, sam nie dam rady zanieść tego alkusa. Musisz mi pomóc.

Blondynka spojrzała z wdzięcznością na braci i zgodziła się bez ociągania. Przerzuciła sobie jedną rękę Ślizgona przez swoje ramię, a Fred zrobił to samo po drugiej stronie. Udało im się w końcu podnieść Lucjana, który powoli zaliczał zgona, przestając kontaktować z otoczeniem. Mamrotał do siebie niezrozumiałe słowa, na przemian śmiejąc się i zawodząc cicho.

- Jak wy możecie się z nim zadawać? – Zdziwił się Fred, krzywiąc mocno. – To idiota.

- Nie jest taki zły – odparła Klara. - George, dasz sobie radę?

Chłopak pokiwał głową i zaczął wchodzić powoli na wieżę, uważnie stawiając kroki.

- Co się stało? – Zapytał po chwili, kiedy znajdowaliśmy się już pod portretem. Gruba Dama łypnęła na mnie nieprzychylnie, ale nie odezwała się ani słowem. W ciszy czekała, aż George poda jej hasło.

- Nic – wyjęczałam, opierając głowę o jego klatkę piersiową.

- Słuchaj, po tej imprezie u Ślizgonów… - zaczął nagle, nie wiedząc jakie słowa dobrać. – Te Francuzki… wiesz, że one nic nie znaczą?

- To twoja sprawa, z kim idiesz do łóshka – przymknęłam na moment oczy, czując się bezpieczna w jego ramionach.

- A mnie to obchodzi, z kim ty śpisz – powiedział, wzdychając głęboko, po czym wypowiedział hasło i przeniósł mnie przez dziurę w ścianie.

W pokoju wspólnym nie było żywej duszy. Wszyscy uczniowie siedzieli na kolacji lub byli pochowani w swoich dormitoriach. Weasley podszedł ze mną do kanapy i położył na niej wygodnie. Sam usiadł obok i oparł moją głowę na swoich kolanach, głaszcząc delikatnie po włosach. Przez krótką chwilę wpatrywał się intensywnie w kominek. Ciepło, jakie roznosiło się po pokoju, powoli mnie usypiało.

- Gdyby… nie on… mose by nam się udało – mruknęłam, robiąc pauzy między każdym słowem.

- Gdyby nie kto? – Zainteresował się nagle chłopak, przenosząc wzrok w dół. – Alex?

- Nie mohe…

- Alex?

- Kocham…Go…

- A ja kocham Ciebie – powiedział w końcu George, wypuszczając głośno powietrze ustami. – Słyszysz? Kocham Cię.

Niestety, tych słów już nie usłyszałam, ponieważ zasnęłam szybko. Rudzielec westchnął głęboko, czekając na Klarę. Sam nie mógł mnie wnieść do dormitorium, dlatego potrzebował jakieś dziewczyny, w tym przypadku, mojej przyjaciółki.



***



Obudziło mnie krzątanie się wielu osób po sypialni; otwieranie szafek, dźwięki suszarek, wesołe rozmowy i śmiechy. Warknęłam do siebie, czując ogromny ból głowy i przewaliłam się na bok, zakrywając głowę poduszką. Niestety, nawet to nie pomagało. Odgłosy były coraz głośniejsze i trudniejsze do zniesienia. Jęknęłam raz jeszcze, podnosząc się do siadu. Od razu uderzyła mnie szara rzeczywistość.

Nie pamiętałam szczegółów z wczorajszego wieczora. Wiedziałam tyle, że po jakimś czasie przyszedł do mnie Lucjan z butelką wódki i zaczęliśmy pić i pić. I jeszcze raz pić. Reszta była jedną wielką, czarną dziurą.

Czułam się okropnie. W ustach pustynia, w głowie helikopter. I te irytujące dźwięki za kotary mojego łóżka doprowadzające mnie do szału.

- Zamknijcie się wreszcie! -Wrzasnęłam, zatykając uszy rękoma.

Nagle zasłony zostały odsłonięte. Moje oczy poraziła jasność poranka. Zmrużyłam je mocno, rzucając wiązankę przekleństw na osobę, która dokładała mi dodatkowych cierpień.

- Wstawaj, Alex! – Odezwała się stanowczym głosem Klara.

- Nie mam do czego wstawać! – Odwarknęłam, próbując z powrotem zasłonić kotary, ale dziewczyna trzymała je stanowczo, mrożąc mnie spojrzeniem.

- Alex! – Zdenerwowała się i pociągnęła w dół moją kołdrę. – Musisz wziąć się w garść! Poza tym, pierwsze są eliksiry. Ja nie pozwolę, żebyś ponownie wpadła w kłopoty!

- W dupie mam eliksiry! – Krzyknęłam czerwona ze złości. – Nie pójdę na nie! Już nigdy w życiu!

Tuż obok Klary pojawiła się Hermiona, obdarowując mnie pogardliwym wzrokiem.

- I na co ci to było? – Zadała retoryczne pytanie do Klary, kręcąc z niedowierzania głową. – To już nawet nie jest śmieszne, tylko żałosne.

- Daj jej spokój -westchnęła przyjaciółka.

- Znów ją bronisz? – Prychnęła, wywracając oczami. – Niewiarygodne!

- Odpierdol się! – Napyskowałam jej. – Pilnuj swojej dupy, głupia…

- Alex! – Przerwała mi Klara. – Dosyć tego! Wstawaj i marsz pod prysznic! Zawlokę cię na te zajęcia, czy ci się to podoba, czy nie!

Blondynka siłą wyszarpnęła mnie z łóżka i pchnęła w stronę toalety. Niechętnie dałam sobą manewrować, ale akurat potrzebowałam umywalki, ponieważ poczułam mdłości.

W głowie cały czas miałam Severusa, jak pozwalał dotykać się innej kobiecie. Jak z gracją ucałował jej dłoń. Nie znałam go od takiej strony. Nie sądziłam, że potrafił być szarmancki. Czy ja cokolwiek o nim wiedziałam, poza tym, że był naszym nauczycielem? Chyba nie.

Wzięłam długi, odświeżający prysznic. Klara, co chwilę mnie poganiała, pukając do drzwi. Za każdym razem przypominała mi o cholernych eliksirach, na które nie miałam zamiaru się wybierać. Nie chciałam spoglądać na twarz nauczyciela.

Gdy wyszłam z osobnego pomieszczenia, dormitorium było prawie puste. Klara postawiła sobie za punkt honoru odprowadzić mnie na zajęcia. W jednej ręce trzymała moją torbę, wypełnioną po brzegi zeszytami i podręcznikami, a na ramieniu drugiej wisiała jej własna torebka.

- Specjalnie to przedłużasz! – Pożaliła się.

- I dobrze – burknęłam w odpowiedzi. – Powiedziałam ci, że nie pójdę na eliksiry.

- Pójdziesz!

- Kurwa, mówię, że nie! – Wrzasnęłam, w dalszym ciągu czując tępy ból głowy. Położyłam się z powrotem na swoim łóżku, twarzą do poduszki.

- Alex… - Raz jeszcze próbowała mnie przekonać, ale nie dawałam za wygraną. Udawałam, że jej nie słucham, więc dziewczyna musiała skapitulować. Zostawiła moją torbę i wyszła z dormitorium, zostawiając mnie w błogosławionej ciszy.

Gdy wyszła, obróciłam się na plecy, patrząc kilkanaście minut beznamiętnie w sufit. Nie mogłam odgonić od siebie myśli o Severusie.

- Kurwa – jęknęłam żałośnie, przykładając dłonie do policzków. – Obudź się z tego jebanego koszmaru. Niech wszystko wróci do normalności.

Nagle drzwi do dormitorium otworzyły się lekko i weszła przez nie blada Klara. Miała minę, jakby zobaczyła ducha. Podniosłam się na łokciach.

- Co się stało? Coś z tą raną? – Wskazałam dłonią na środek klatki piersiowej, ale dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy, podchodząc bliżej.

- Musisz przyjść na zajęcia – powiedziała śmiertelnie poważnie. Zamrugałam zdekoncentrowana.

- Mówiłam ci, że nie pó…

- Profesor mnie tu przysłał po ciebie – przerwała mi szybko, dygocąc delikatnie. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

- Nie gadaj głupot – prychnęłam. – Nigdzie nie idę.

- Alex, nie rozumiesz! – Jęknęła, przecierając twarz. – Powiedział, że nie akceptuje nieusprawiedliwionych wcześniej nieobecności. On wręcz rozkazał, żebym przyprowadziła cię na lekcje.

- Co? Ale przecież… nie rozumiem…

- Jest mega zły. Błagam cię! – Zaczęła mnie prosić, ciągnąc za ramię. – Neville prawie się popłakał przez niego. Musisz przyjść na te eliksiry.

- Ale jakie to ma znaczenie, że ominę jedną lekcję? Dajcie mi wszyscy święty spokój.

- Chodź. Tu już nie chodzi o ciebie, a o całą klasę – westchnęła. – No wstawaj! Mówiłam ci, że tak będzie. Ty mnie nigdy nie słuchasz!

Nie chcąc dłużej słuchać jęków przyjaciółki, zwlekłam się z materaca, zakładając na ramię swoją torbę, po czym bez słów udałam się z Klarą na eliksiry. Wiedziałam, że nie czeka mnie miłe przywitanie.

Weszłyśmy do klasy, w której było przerażająco cicho. Słychać było tylko typowe odgłosy dla tego przedmiotu; brzdęk buteleczek, mieszanie w kociołkach, bulgoczące napary. Starałam się nie spoglądać na biurko nauczyciela, tylko posłusznie usiadłam na swoim miejscu. Wszystkie głowy pozostałych uczniów skierowane były na mnie.

- Kolejna wschodząca gwiazda Gryffindoru – zaczął nagle Severus. – Wstań, jak do ciebie mówię.

Podniosłam się na trzęsących się nogach.

- Chciałaś pokazać wszystkim Lamberd, jak bardzo jesteś ważna? Czy może pragnęłaś ze wszystkich sił udowodnić, że jesteś ponad obowiązującymi zasadami?

Mężczyzna sięgnął po mój test z poprzednich zajęć i rzucił mi go na stół. Ze wszystkich sił próbowałam skupić wzrok na wielkim, czerwonym T zapisanym na kartce, byleby tylko nie patrzeć na jego twarz.

- Z takimi ocenami nie pojawianie się na moich zajęciach świadczy o twojej głupocie.

Klara, która siedziała obok mnie próbowała się wtrącić, ale każda uwaga skończyłaby się teraz śmiercią dla wszystkich. Siedziała więc cicho, zaciskając tylko pięści i patrząc na moje dłonie, które również zacisnęłam z całych sił.

To było do przewidzenia, że Snape nie da mi spokoju. Powinnam była być przygotowana na lawinę pomyj, którą na mnie wylewał, ale za każdym razem ugadzały mnie one prosto w serce. Nie mogłam znieść jego obelg pod swoim adresem. On mnie zabijał. Każdego dnia po trochu.

- Jeżeli jeszcze raz nie pojawisz się na moich zajęciach z powodu żałosnych zawodów miłosnych, to poniesiesz tego konsekwencje – dodał, przebijając moje serce na wylot. Klara otworzyła szeroko usta, mając nadzieje, że się przesłyszała.

Podniosłam powoli głowę, krzyżując swoje szklące spojrzenie z jego mrocznym i pustym wzrokiem.

- Siadaj – warknął na koniec i odwrócił się na pięcie, wracając na swoje miejsce. – Odejmuję Gryffindorowi 20 cennych punktów.

Usłyszałam ciche jęki roznoszące się po klasie, ale nikt nie odważył się pisnąć słowa, a Snape wrócił do prowadzenia wykładu. Usiadłam z powrotem, patrząc z wyrzutem na przyjaciółkę. Gdyby tylko nie była taka zasadnicza i dała mi święty spokój, nie doszłoby do tego wszystkiego!

Po skończonych zajęciach, uczniowie opuścili pracownię w trybie natychmiastowym, nie chcąc się narazić mistrzowi eliksirów. Ja natomiast postanowiłam zostać i nawtykać Snape’owi za wszystko. Jak on miał czelność mówić przy całej klasie o moich problemach miłosnych, skoro to on był ich przyczyną!

- Chodź już – szepnęła cicho Klara, widząc, że nie mam zamiaru ruszyć się z miejsca. – Alex?

- Zostaję. Muszę mu wytłumaczyć to całe zajście.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł – odparła niepewnie dziewczyna, zerkając na biurko profesora.

- Najwyżej odejmie mi kolejne punkty – prychnęłam, wzruszając ramionami. – Nie będzie mnie poniżał przy innych!

Klara westchnęła i pokręciła głową zrezygnowana, po czym bez słowa opuściła klasę, zamykając za sobą drzwi.

Snape wiedział, że byliśmy sami w pomieszczeniu, ale pomimo tego nie przestał robić rzeczy, którymi cały czas się zajmował. Policzyłam w duchu do trzech i wstałam pewnie, podchodząc do niego. Nim jednak powiedziałam cokolwiek, on zaczął pierwszy:

- Umiałaś na ten test, a pomimo tego niczego nie napisałaś.

- Gówno mnie obchodzi jakiś test – warknęłam, uderzając rękoma o blat jego biurka. Severus przestał na moment zapisywać coś w dzienniku i podniósł wzrok.

- Chyba się zapominasz, dziewczyno – powiedział spokojnie.

- Jak możesz wytykać mi moją nieobecność, która jest spowodowana tobą! – Krzyknęłam, nachylając się. – Masz pojęcie, co mi robisz?! Zostawiłeś mnie tam na błoniach, ale to nic w porównaniu z tym, co teraz zrobiłeś!

- Zachowujesz się jak rozkapryszony bachor, ale… cóż – Snape przytknął palce do nasady nosa i uśmiechnął się ironicznie – przecież jesteś cholernym bachorem.

- No tak! Oczywiście! – Oburzyłam się, prostując. – Nie wystarczałam ci! W takim razie, dlaczego brałeś się za dziecko, skoro z góry wiedziałeś, że nie będę zbyt dobra dla Ciebie?!

- Uspokój się – polecił, podnosząc się ze swojego siedzenia. Ja powoli zapominałam nad sobą panować. Ogarniała mnie furia i tak bezdenna rozpacz, że musiałam wykrzyczeć mu wszystko, co leżało mi na sercu.

- Jak mam się uspokoić?! – Uderzyłam go lekko w pierś. – Jak?! Zostawiłeś mnie! Potraktowałeś jak dziwkę! Zabawiłeś się… tak po prostu…a myślałam, że jednak coś…

- Przestań histeryzować! – Warknął, chwytając mocno mój nadgarstek, ponieważ w dalszym ciągu próbowałam zadać mu ból.

- Kocham cię! – Szepnęłam żałośnie, czując jego dotyk na sobie. Załkałam cicho. – Kocham cię, rozumiesz? Nie umiem… nie umiem przestać. Boże, pragnę cię tak mocno, że nie mogę wytrzymać, nie mogę tego znieść! Chciałam zostać dzisiaj w dormitorium, ale uparłeś się, żebym tu przyszła… dlaczego… Boże… nie mogę.

Rozpłakałam się, ale zaraz szybko się opamiętałam i przetarłam mokre policzki wolną ręką.

- Weź się w garść, Lamberd! – Rozkazał po chwili, puszczając mnie szybko. Odsunął się na bezpieczną odległość, żebym nie mogła go sięgnąć i wyprostował się dumnie. – Jeżeli przestaniesz pojawiać się na jakichkolwiek zajęciach, twój ojciec zostanie o tym poinformowany.

- W dupie to mam! Severusie…

- Dość! – Zagrzmiał donośnie. – Po prostu stąd wyjdź – wskazał palcem na drzwi - i staraj nie zachowywać się jak najżałośniejsza wersja samej siebie.

- Daj mi szansę, błagam cię – poprosiłam go, robiąc kilka kroków w jego stronę. – Zrobię wszystko, co będziesz chciał, tylko mnie nie odrzucaj, błagam.

Snape oddychał głęboko, patrząc na mnie z góry, kiedy zmniejszałam dystans między nami. Ponownie przyłożyłam dłoń do jego klatki piersiowej, ale tym razem nie miałam zamiaru go uderzać. Chciałam tylko poczuć bliskość nauczyciela. Stanęłam na palcach, próbując go pocałować, ale mężczyzna w ostatniej chwili obrócił głowę.

- Wynoś się – wycedził cicho.

- Ale…

- Trzeci raz nie powtórzę – zagroził, odpychając mnie od siebie i na nowo podszedł do biurka, uznając tym samym rozmowę za zakończoną.

Po wyjściu z gabinetu, na zewnątrz czekała na mnie przejęta Klara. Ominęłam ją szybko, chcąc udać się z powrotem do dormitorium.

- Alex, co się stało? – Zapytała, idąc za mną.

- Wkurwił mnie – odparłam wymijająco. – Wracam do sypialni. Niepotrzebnie mnie z niej wywlekałaś! Następnym razem olej tego zasrańca.

- Alex! Nie możesz opuszczać lekcji, a myślenie całe dnie o tym Bułgarze nic nie da!

Nie słuchałam jej. Słyszałam tylko, jak szła za mną niczym cień, ale zupełnie się tym nie przejmowałam. Przy portrecie Grubej Damy wypowiedziałam szybko hasło, a następnie wbiegłam po schodach do dormitorium, zamykając się w nim przed nią.

- Idź na zajęcia i mnie, kurwa, zostaw! – Wrzasnęłam przez drzwi, słysząc jak próbowała się dostać do środka.

- Nie mogę ci na to pozwolić! – Jęknęła. – Merlinie, Alex. Jak mam do ciebie dotrzeć?!

- Kurwa, odpierdol się!

Padłam z powrotem na łózko i wyciszyłam zasłony, nie słuchając więcej jej paplaniny.



***



W głowie wszystko mi szumiało, a świat wirował jak na karuzeli, kiedy próbowałam przedostać się po omacku do lochów, co chwilę przytrzymując się ścian, żeby nie upaść prosto na twarz.

Jedna z części mojego umysłu, która w dalszym ciągu pozostawała trzeźwa próbowała dotrzeć do reszty i zmusić ją do zatrzymania się i nie robienia z siebie większej kretynki.

„Miej w sobie trochę godności”

„Przestań zachowywać się jak najżałośniejsza wersja samej siebie”

Te słowa wywiercały mi dziurę w głowie. Nie chciałam wyjść przed Severusem na rozhisteryzowaną nastolatkę, ale pragnienie Go było silniejsze od jakiegokolwiek innego uczucia. Nigdy nie przypuszczałam, że można tak bardzo kochać chłopaka, w tym przypadku mężczyznę. Prawdziwego, genialnego i ambitnego mężczyznę, który sprawiał że na samą myśl o nim dostawałam gęsiej skórki.

Nie mogłam pozwolić na taki koniec.

W końcu udało mi się dojść do lochów. Stanęłam przed drzwiami jego gabinetu i zapukałam głośno. Odpowiedziała mi cisza.

Cały zamek pogrążony był we śnie. Ostatnim razem, kiedy wpatrywałam się w zegarek było grubo po północy, a na początku tygodnia rzadko można było natknąć się na maruderów spacerujących po korytarzach.

Dla mnie wszystkie zasady regulaminu, jakie obowiązywały w Hogwarcie przestały mieć znaczenie. Chciałam być tylko z tym mężczyzną, nic innego nie miało znaczenia.

- Otwórz – szepnęłam do drewna i raz jeszcze zapukałam. Oparłam się czołem o chłodną powierzchnię, błagając wszystkie bóstwa tego świata, żeby Severus pozwolił mi z nim porozmawiać.

Nie wiem, jak długo tak stałam, ale jednego byłam pewna. Snape nie spał. Słyszałam dźwięki jego obecności dochodzące ze środka. On dobrze wiedział, że stałam tu i czekałam, aż okaże mi łaskę. Powoli mój żal i smutek zamieniał się w złość.

Przyłożyłam wyprostowaną dłoń do drewna, uderzając w nią z całych sił, a następnie zgięłam ją w pieść, ponawiając ruchy.

- Otwieraj! – Krzyknęłam na granicy obłędu. – Wiem, że tam jesteś! Przestań mnie ignorować i otwórz te pierdolone drzwi! Pieprzysz ją teraz, tak?! Jak możesz!

Mój głos niósł się echem po całych lochach. Jeżeli ktoś nie spał i przypadkiem znajdował się blisko tej części zamku, na pewno słyszał moje wołania i krzyki.

- Błagam cię! – Jęknęłam żałośnie, upadając na kolana przed wejściem do jego prywatnych komnat. – Błagam…nie zostawiaj mnie tak…

Wybuchłam żałosnym płaczem, który mógłby poruszyć nawet najbardziej zatwardziałe serca, ale nie Snape’a. Jego nie obchodziło nic innego poza czubkiem własnego nosa. W dodatku miał romans z jakąś piękną kobietą, z którą nie mogłam się równać. Była idealna i bardzo kobieca.

- Nienawidzę cię!!! – Wykrzyczałam w furii, chociaż tak nie myślałam. Musiałam tylko dać upust swoim emocjom, które dusiły mnie od dłuższego czasu. Nie miałam nawet komu się wyżalić. – Zrobiłabym wszystko dla ciebie, a ty tak po prostu mnie odtrąciłeś, bo wolisz pieprzyć jakieś suki!

Po kilkunastu minutach zalewania się łzami, podniosłam się ociężale z podłogi. Przetarłam oczy rękawem koszuli, raz jeszcze spojrzałam żałosnym wzrokiem na wciąż zamknięte drzwi i ruszyłam w drugą stronę. Głowa zaczynała boleć mnie niemiłosiernie od ciągłego beczenia, czułam mocne pulsowanie, które pragnęło rozsadzić mi czaszkę, ale twardo szłam przed siebie.

Dotarłam do pokoju wspólnego. Wiedziałam, że gdzieś pod kanapami leżą nieotworzone piwa z poprzedniej posiadówki. Wyciągnęłam je wszystkie na stolik i otworzyłam jedno. Pragnęłam poczuć spokój, zapomnieć chociaż na chwilę o mężczyźnie swojego życia, który potraktował mnie jak zwykłą dziwkę; zabawkę, z którą mógł robić co mu się podobało, a gdy w końcu się znudził, wykopać na zbity pysk.

Przechyliłam butelkę, wypijając na raz całą jej zawartość. W głowie zaczęło mi szumieć jeszcze bardziej niż wcześniej. Odłożyłam na sofę szkło, sięgając po kolejne. Byleby tylko nie myśleć, byleby tylko zapomnieć. Tak bardzo go pragnęłam każdą komórką. Czułam się, jakby moje ciało było zespolone z jego. Brak obecności mężczyzny sprawiał mi ból, zarówno psychiczny jak i fizyczny. Nie mogłam tego znieść, dlatego wciąż piłam, nie wiedząc co to umiar.

W końcu mój organizm powiedział dość. Podniosłam się ociężale z kanapy. Cały świat wirował. Chwyciłam w dłonie ostatnią pełną butelkę piwa, wychodząc z pokoju wspólnego. Gruba Dama spojrzała na mnie z pogardą, jak próbowałam wyczołgać swoje zmizerniałe ciało przez obraz.

- Ja tu próbuję spać! – Fuknęła oburzona. – Kto by pomyślał…

Posłałam jej środkowy palec z pozdrowieniami, chwytając się mocno barierki i małymi krokami zeszłam z wieży.

Udało mi się dotrzeć do jednego z mniej uczęszczanych korytarzy, do których droga prowadziła tak samo krętymi schodami, co do wieży Gryffindoru. Przysiadłam na ostatnim schodku, czując chłód kamieni na pośladkach i spojrzałam smutnym wzrokiem na duże witrażowe okno. Tylko ono, jako jedyne dostarczało trochę światła do ciemnego zaułka.

Od dużej ilości piwa w organizmie i przechadzce, jaką musiałam odbyć do tego miejsca, zachciało mi się wymiotować. Zdecydowanie nie powinnam tyle pić. Chyba udało mi się pokonać samą siebie w ilości spożytego alkoholu, ale to w dalszym ciągu nie przeszkadzało mi w otworzeniu ostatniej już butelki. Jeżeli po jej wypiciu obędzie się bez poważnego zatrucia, to byłam na dobrej drodze, żeby poprawić na przyszłość swoje wyniki w upijaniu się.

Przechylając butelkę, zrobiłam to nieco mocniej niż zamierzałam. Pół jej zawartości rozlała się po moim gardle, spływając do żołądka. Odstawiłam szybko szkło na parapet, krztusząc się. W głowie ponownie pojawił mi się obraz Severusa, patrzącego na mnie z góry z odrazą i nienawiścią.

Rozpłakałam się. Tak żałośnie, jak jeszcze nigdy wcześniej.

- Alex?

Na dźwięk tego głosu wzdrygnęłam się szybko, próbując zebrać się jakoś z podłogi, ale było to utrudnione przez ciągłe wirowanie w mojej głowie.

- Kurwa - przeklęłam do siebie, zaciskając pięści. 

Usłyszałam stukot laski. Moody powoli schodził po schodach, aż w końcu usiadł ciężko tuż obok mnie. Ostrożnie odłożył swoją laskę na bok, opierając ją o barierkę i przypatrywał mi się wyczekująco. Starałam się ze wszystkich sił nie spoglądać na niego. Odwróciłam głowę w drugą stronę, próbując wytrzeć policzki z łez.

- Na litość boską, Alex. Co ty najlepszego ze sobą robisz? – Zadał pytanie przejętym tonem.

- Nic nie robię – burknęłam oschle. Pociągnęłam nosem i schowałam twarz w dłoniach, łkając cicho.

- Alex… - zaczął na nowo tym samym miłym i dobrym głosem – chcę ci pomóc z całego serca. Owszem, nic nie poradzę na złamane serce, ale zawsze możesz ze mną porozmawiać.

Moody nie dawał za wygraną. Spoglądał na mnie z poważną miną, zachowując lekki dystans.

- Nie mogę przejść obojętnie obok twojego cierpienia. Nie pozwolę ci skończyć tak jak ostatnio. Nikt nie jest wart tego, żebyś próbowała odebrać sobie życie.

Chlipnęłam cicho, odsłaniając w końcu twarz. Podniosłam głowę, odwracając ją niepewnie w stronę profesora. Spojrzałam na niego swoimi czerwonymi i zapłakanymi oczami, przygryzając dolną wargę.

- Dla niego mogę i umrzeć – powiedziałam i na nowo się rozryczałam, przytulając nagle do nauczyciela.

Chwilę później poczułam silne torsje. Oderwałam się szybko od niego i zwymiotowałam na podłogę. Momentalnie osłabłam z sił, opierając się o ścianę i oddychając szybko.

- Zażyłaś coś? – Zapytał śmiertelnie poważnie nauczyciel, a następnie wyciągnął różdżkę i jednym zaklęciem wyczyścił posadzkę. – Alex? Powiedz mi szybko, czy coś brałaś?!

- To tylko alkohol – mruknęłam spod półprzymkniętych powiek.

- Alkohol – powtórzył sam do siebie. Usłyszałam jak podnosi się ze schodów, by następnie nachylić się nade mną. Poczułam jak delikatnie wsuwa swoje dłonie pod mój kark i kolana, a następnie zostałam podniesiona.

- Proszę mnie tu zostawić – jęknęłam błagalnie.

- W żadnym wypadku – odparł, zmniejszając swoją laskę zaklęciem, po czym schował ją sprawnie do kieszeni.– Będę ci musiał zrobić płukanie żołądka, Alex.

- Nic nie brałam – szepnęłam cicho, wtulając głowę w jego klatkę piersiową.

- Nawet, jeżeli niczego nie brałaś, to twój stan jest bardzo poważny. Poza tym zdajesz sobie sprawę, że żaden alkohol nie wymaże tego, co ci się stało.

- Trochę pomogło…

- Alex, dlaczego nie przyszłaś do mnie? – Zapytał zmartwiony. – Dobrze wiesz, że zawsze chcę dla ciebie jak najlepiej. Zawsze ci pomogę.

- Nie da się…

- Zawsze jest jakieś wyjście… królewno – dodał po krótkiej chwili zawahania.

Uśmiechnęłam się nikle na to słowo. Już od bardzo dawna go nie słyszałam, a zawsze robiło mi się milej na jego dźwięk. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że dwa dni wcześniej również tak mnie nazwał, ale byłam tak samo pijana jak dzisiaj. Zapewne tego wieczora też nie będę pamiętać.

Moody zaniósł mnie do swojego gabinetu, a następnie położył ostrożnie na sofie. Podłożył mi delikatnie poduszkę pod głowę. Machnięciem różdżki zaczął gotować wodę w czajniku, a drugim przygotował filiżankę na herbatę. Raz jeszcze się zamachnął, dokładając do komina więcej ognia. W pomieszczeniu od razu zrobiło się cieplej i przytulniej.

Profesor podszedł do biurka i wyciągnął z niego znajomy eliksir. Ostatnim razem, kiedy kazał mi go powąchać, wymiotowałam dalej niż widziałam. Podniosłam się na trzęsących łokciach, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie będę podkładała tego pod nos.

- Nie chcę – jęknęłam, siadając.

- Alex, zaufaj mi – rzekł spokojnie, zbliżając się. – To dla twojego dobra.

- Nie chcę już więcej wymiotować.

Oparłam się plecami o sofę, czując zawroty głowy. Moody skapitulował.

- Dobrze – westchnął głęboko – ale pamiętaj, że rano będziesz się czuła dwa razy gorzej, jeżeli nie wyrzucisz teraz z siebie tego wszystkiego.

- Mało mnie to obchodzi, jak się będę czuła rano – przymknęłam na moment powieki, a gdy je z powrotem otworzyłam, Moody położył przede mną filiżankę z gorącym napojem. – Dziękuję.

- Poczekaj aż trochę ostygnie i wypij duszkiem. Ciepła herbata powinna chociaż trochę pomóc – poinstruował mnie nauczyciel, a następnie usiadł obok na kanapie. Przez chwilę panowała między nami cisza. Wpatrywałam się uparcie przed siebie, zaciskając dłonie na podołku. Zastanawiałam się, co teraz mógł robić Severus i dlaczego nie chciał mnie wpuścić do siebie. Po policzku ponownie spłynęła mi łza. Moody widział te wszystkie emocje, jakie mną targały, ale nie odezwał się nawet słowem. Przyłożył tylko dłoń do mojego policzka, ścierając z niego mój cały żal i ból.

- Co ja mam teraz zrobić? – Zapytałam żałośnie, patrząc na niego ze smutkiem. Mężczyzna w dalszym ciągu trzymał dłoń na mojej twarzy i przyglądał mi się badawczo, jakby cały czas zastanawiał się nad odpowiedzią.

- Z tego, co mi wiadomo, tylko czas może pomóc ci uleczyć rany – rzekł w końcu.

Pokręciłam szybko głową, a kolejne łzy znalazły ujście na mojej twarzy. Moody ponownie otarł je kciukiem, a robił to tak delikatnie, że przymknęłam na moment oczy, dając się ponieść uczuciu.

Jego szorstkie palce głaskały czule mój policzek, jakby obchodziły się z płatkami kwiatów. Nigdy wcześniej nikt nie był dla mnie tak zadziwiająco czuły, jak mężczyzna siedzący przede mną. Opuszki palców z największą pieczołowitością przesuwały się wzdłuż mojej twarzy, jakby w obawie, że każdy ich kolejny ruch może przebudzić mnie z transu.

Przełknęłam cicho ślinę i odchyliłam bezwiednie głowę. Moody wykorzystał to, docierając palcami do linii żuchwy. Ich wewnętrzną stroną gładził mnie czule po skórze, a kciukiem muskał dolną wargę.

Poczułam gęsią skórkę na ramionach i otworzyłam powoli oczy. Profesor wpatrywał się we mnie jak zahipnotyzowany.

- Co by się nie działo, zawsze będę po twojej stronie, królewno – powiedział głębokim głosem. Zauważyłam jak jego druga dłoń próbuje czegoś sięgnąć. Zapewne zdusiło go pragnienie i chciał napić się ze swojej piersiówki, ale nim to zrobił, przysunęłam się do niego. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w skupieniu, aż w końcu nauczyciel wyciągnął drugą dłoń zza pleców, podparł się o sofę i wstał z cichym sapnięciem.

- Profesorze? – Spytałam zbita z tropu. Raz jeszcze dotknęłam policzka, ale dotyk nie był już ten sam, co przed chwilą. – Zrobiłam coś nie tak?

- Wypij herbatę, Alex – polecił i odchrząknął. Dokuśtykał szybko do swojego biurka i oparł się o nie rękoma, chowając między nimi głowę. Nerwowymi ruchami wystukiwał rytm o blat, co chwilę zerkając w moją stronę, a następnie otrząsnął się i sięgnął po piersiówkę ze swoim napojem.

Sięgnęłam po swój kubek, w dalszym ciągu nie rozumiejąc nauczyciela.

- Nie chcę cię do niczego zmuszać, ani robić ci krzywdy. Ktoś zrobił to już przede mną, nie będę takim samym potworem, Alex – rzucił nagle i ruszył w stronę sypialni. – Jakbyś chciała się wykąpać, wiesz gdzie jest łazienka. Dobranoc.

Zamknął za sobą drzwi.

Siedziałam przez chwilę w ciszy. Profesor miał rację. Ja sama nie wiedziałam, co chciałam zrobić. Severus był dla mnie wszystkim i nie wyobrażałam sobie nikogo innego przy swoim boku, ale Moody sprawiał, że czułam się wyjątkowo. Jego dotyk był taki czuły i opiekuńczy. Tych dwóch cech brakowało mi w Severusie i chociaż nigdy na to nie narzekałam, to brak czułości dawał się we znaki.

W końcu zegar wybił kolejną, pełną godzinę. Odstawiłam z powrotem kubek, czując ponowne zawroty głowy i położyłam się na poduszce, którą wcześniej przygotował dla mnie mężczyzna. Zmorzył mnie sen.

Obudziłam się z pustynią w ustach i bólem brzucha. W pokoju panowały już egipskie ciemności, ogień w kominku dawno przygasł, ale ciepło pozostało. Wyciągnęłam przed siebie dłoń, chcąc wymacać swoją herbatę, ale niechcący strąciłam ją ze stolika, robiąc sporo hałasu.

- Kurwa – jęknęłam, przewracając się na bok w poszukiwaniu kubka na podłodze. Ból brzucha nasilał się z każdym kolejnym ruchem. Nie chciałam zwymiotować nauczycielowi na dywan, więc podniosłam się szybko z kanapy, ruszając do jego sypialni.

W drugim pomieszczeniu również panował mrok. Świeciła się tylko jedna świeca, która powoli dogasała. Zerknęłam mimochodem na łóżko profesora. Moody spał w samych spodniach od piżamy, a pod ręką trzymał mocno swoją piersiówkę i różdżkę. Nawet podczas snu działał w imię zasady „stała czujność”. Musiałam przyznać, że zaimponował mi ten widok, a także rozczulił. Nie miałam jednak czasu na dłuższe przyglądanie się mężczyźnie, ponieważ szarpnęły mną torsje i czym prędzej musiałam dać im upust w toalecie nauczyciela. Oparłam się rękoma o umywalkę i zwymiotowałam cały alkohol, który ciążył mi od wczoraj w żołądku. Podniosłam ociężale głowę, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Włosy miałam rozwichrzone, twarz spuchniętą od ciągłego płaczu i czerwone oczy. Wyglądałam tragicznie.

Odwróciłam się tyłem do lustra, zauważając na półce wszystko, co mogłoby mi się przydać w łazience. Ręcznik wraz z piżamką leżały ładnie złożone w kostkę, a na nich Moody położył szczoteczkę do zębów i żel pod prysznic o zapachu zielonej herbaty. Przez chwilę poczułam ukłucie w sercu, ale szybko odgoniłam od siebie to uczucie, wzdychając głęboko. To dalej bolało.

Wzięłam długi i relaksacyjny prysznic. Umyłam dokładnie ciało, włosy i wyszorowałam zęby, używając pasty do zębów Moody’ego, a następnie wytarłam się cała ręcznikiem i ubrałam piżamkę ze zbyt krótkimi spodenkami. Od razu poczułam się lepiej, świeża i czysta.

Na sam koniec przetarłam włosy, odłożyłam ręcznik do wyschnięcia, a swoje rzeczy złożyłam w kupkę obok kosza na pranie i wyszłam z łazienki, stając twarzą w twarz z nauczycielem.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to jego lekko umięśniona klatka piersiowa. Kiedy widziałam ją ostatnim razem, wydawała mi się mniej wyćwiczona niż dzisiaj, ale w mroku trudno było cokolwiek zauważyć.

- Przepraszam – powiedziałam skruszona. – Źle się poczułam, musiałam zwymiotować, a przy okazji wzięłam prysznic. Jeżeli pana obudziłam, to bardzo przepraszam.

- Nic się nie stało – odparł, uśmiechając się delikatnie. Również odpowiedziałam tym samym i ruszyłam powoli do wyjścia z jego sypialni. Coś jednak nie dawało mi spokoju.

- Profesorze – obróciłam się w jego stronę. Moody stał w miejscu, ale tym razem wpatrywał się we mnie intensywnie. Usłyszałam jak przełknął głośno ślinę, robiąc krok w moją stronę.

- Tak?

- Do niczego mnie profesor nie zmusza – wyrzuciłam z siebie. Stanęłam szybko na palcach, nie dając mu możliwości nad przemyśleniem moich słów i pocałowałam go mocno w usta. Przez chwilę mężczyzna nawet ze mną nie współpracował, ale po chwili wsunął palce w moje włosy, otworzył usta i pogłębił pieszczotę. Szarpnął mną gwałtownie i przyszpilił do ściany.

Z jego ust wydobył się charkliwy warkot pełen westchnienia, kiedy całował mnie namiętnie, próbując sięgnąć językiem jak najdalej i najgłębiej. W końcu oderwał się od moich ust, a wargi przeniósł na szyję i wystające obojczyki. Poddałam się temu z największą przyjemnością, czując jego duże i szorstkie dłonie, wślizgujące się pod materiał koszulki. Jego kciuki zaczęły trącać moje sutki, które pod wpływem dotyku stwardniały. Moody raz jeszcze jęknął w sposób, jakby czekał na to wszystko przez bardzo długi okres czasu.

Sięgnęłam dłonią do jego krocza, czując pod palcami twardą wypukłość, ale mężczyzna nagle przestał mnie całować i chwycił mocno nadgarstek, patrząc mi prosto w oczy.

- Pozwól mi zrobić to, jak należy – powiedział cicho.

- Robię coś źle? – Spytałam zdziwiona. – Nie chce profesor?

Moody stęknął cicho i na nowo zaczął mnie całować, prowadząc przy okazji w stronę swojego łóżka i pchnął na materac. Jego usta ponownie przyssały się do mojej szyi, a dłonie błądziły po ciele. Nauczyciel próbował podciągnąć mi górę od piżamki, ale zatrzymałam go w pół drogi. Na szczęście nie protestował. Językiem zataczał koła na około pępka, a dłoń delikatnie wsunął pod ubranie, zahaczając o sterczące sutki. Jęczałam cicho pod jego dotykiem, odchylając głowę, aby dać mu większą swobodę do kolejnych pocałunków. 

Muśnięcia jego palców przesuwały się po moim boku, zahaczając w końcu o gumkę od spodenek. Je również pragnął ściągnąć, ale  ponownie go zatrzymałam. Moody przerwał na chwilę i spojrzał mi głęboko w oczy. 

- Spokojnie - szepnął i zsunął mi z bioder piżamę.

Oboje oddychaliśmy szybko i nierównomiernie, chociaż ja wydawałam się bardziej zdenerwowana niż on. Starałam się udawać profesjonalną i dojrzałą kobietę. W końcu każdy mężczyzna pragnął kogoś takiego, a na pewno Severus, skoro pieprzył idealne blondynki na boku.

Spodenki zostały zsunięte i odrzucone za łóżko. Mężczyzna na nowo zaczął mnie całować schodząc coraz niżej i niżej. Językiem wyznaczał sobie drogę od podbrzusza na wewnętrzną stronę ud. Rozchylił mi lekko nogi, masując je dłońmi.

Powoli robiło mi się coraz bardziej gorąco. Wpatrywałam się w szary sufit sypialni, zaciskając dłonie na prześcieradle. Czułam usta profesora muskające moje nogi i nie mogłam odgonić od siebie uczucia wstydu. Zacisnęłam więc szybko uda i przymknęłam oczy. Byłam taka głupia!

- Co się dzieje? – Zapytał nagle Moody, podnosząc głowę.

- Tak mi wstyd – jęknęłam, zasłaniając twarz dłońmi. – Przepraszam. Nie to, że nie chcę, ale… nie wiem, jak się zachować.

Usłyszałam zgrzyt starych sprężyn materaca, a następnie męskie, duże dłonie oderwały moje malutkie od twarzy. Byłam cała czerwona i zażenowana sytuacją. Nie dziwiłam się, czemu Severus mnie nie chciał.

- Przepraszam – szepnęłam, odwracając wzrok. – Kretynka ze mnie.

- Nie musisz przepraszać, Alex – odparł spokojnie. – Powiedz mi, pieścił cię ktoś kiedyś ustami?

Pokręciłam szybko głową, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Ponownie skarciłam się za to w duchu. Przecież na co dzień byłam taka pewna siebie, dlaczego w łóżku również nie mogłam? Czy to dlatego Severus mnie odrzucił? Potrzebował doświadczonej kobiety? Takiej, jak tamta?

- W takim razie, to zaszczyt być tym pierwszym – próbował mnie rozbawić. - Zaufaj mi. Chcę sprawić ci przyjemność. Chcę, żebyś się temu poddała.

- Może ja się panem zajmę? – Zaproponowałam, sięgając ponownie dłonią do jego krocza, ale Moody odsunął mnie stanowczo od siebie.

- Nie – odpowiedział pewnie. – Ty jesteś dzisiaj najważniejsza. Pokażę ci, jaką przyjemność można czerpać z seksu. Musisz mi tylko na to pozwolić.

Wzięłam głęboki, urywany oddech i kiwnęłam nieśmiało głową. Mężczyzna na nowo zaczął mnie rozpalać, całując po całym ciele, aż doszedł w końcu do moich ud. Rozsunął je tak, jak poprzednio i zatopił szybko język w mojej kobiecości.

Jęknęłam głośno, próbując się ponieść przyjemności. Moody w tym czasie wsunął głębiej swój ciepły organ, a następnie go wysunął i przyssał się do łechtaczki. Zaczął ją ssać powoli, trzymając mocno moje biodra, które przy każdym jego dotyku podrygały co chwilę z rozkoszy. Jego usta pieściły mnie zachłannie, jakby od dawna tego nie robiły. Na przemian lizały i ssały, a kiedy do tego wszystkiego zatopił we mnie dwa palce, krzyknęłam głośno, wyginając ciało.

Mężczyzna nie śmiał nawet zaprzestać swoich pieszczot. W pokoju słychać było tylko moje ciche jęki i odgłosy ssąco – mlaszczące. Jego język ślizgał po nabrzmiałym guziczku, doprowadzając mnie na skraj szaleństwa. Czułam, jak tysiące iskier przeszywają moje ciało, jak zaczyna ono sztywnieć przed zbliżającym się orgazmem. Wsunęłam bezwiednie palce we włosy mężczyzny, przyciskając mocniej jego głowę do siebie, po czym doszłam, krzycząc głośno. Ciałem wstrząsnął dreszcz i jeszcze długo nie chciał odpuścić, nawet wtedy, kiedy Moody ponownie pojawił się obok. Jego palce zaczęły głaskać moje ramię, a przy każdym muśnięciu opuszków, przechodziły mnie przyjemne prądy.

Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, wycierając wilgotne usta dłonią i postanowił poczekać, aż orgazm powoli się ulotni, zostawiając tylko uczucie spełnienia.

- W porządku? – Spytał ochrypłym głosem.

Kiwnęłam głową. Orgazm był niesamowity. Tak bardzo różnił się od tego, jakiego doświadczałam sam na sam, ale jak nieziemski mógłby być, gdyby to Severus chociaż raz pomyślał o mnie, a nie o sobie.

- A pan?

Moody uśmiechnął się i nakrył mnie kocem.

- W swoim czasie, królewno, w swoim czasie…





7 komentarzy:

  1. Najlepszy jest fragment, kiedy Moody siedzi z Alex na kanapie i nagle wstaje <3 Ta walka z samym sobą, zawahanie i decyzja <3

    ~Klara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwiedzam, już myślałam, że znów całkowicie skapituluje. Należało się Alex trochę przyjemności po tym, co zrobił Snape. Może teraz będzie miała jakiś piękny sen? ❤️

      Usuń
  2. ja i tak jestem team Severus <3 Myślałam, Kasiu, że chociaz trochę Cię zaskoczyłam tym Moodkiem ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czułam, że ktoś wynagrodzi Alex te cierpienia, ale nie spodziewałam się, że może to być Moody 💕❤️ bardzo mi się podobał opis tego zdarzenia, ach.. <3 myślałam, że może George znów się do niej dobierze, ale fajnie, że nie on, skoro ona i tak go nie chce, a on ją kocha i robiłby sobie nadzieje. Coś czuję, że może byc teraz trochę niezręcznie pomiędzy Alex i Moodym :D

      Usuń
  3. :)

    Czy Ty jesteś "kopciurkiem" od Nicole Malfoy? Cały internet przekopałam w poszukiwaniu tego opowiadania z mojej młodości :D Jeżeli to nie Ty, będę zawiedziona..

    Tak czy siak, jest Snape. Zabieram się za opowiadanie od początku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo jaaaaa!!! Tak się cieszę, że dołączyłaś! I zazdroszczę, że masz tyle do nadrobienia! <3 <3

      Usuń
  4. o Mój boże! Tak to ja!!!! :D a Ty kim jesteś? Miałaś wcześniej inny nick? Ja mam Nicole Malfoy na dysku, ale tamto jest okropnością samą w sobie, sentyment tylko został, więc i opowiadanie zostawiłam. To opowiadanie polecam, bo nie piszę go sama i moja współtowarzyszka mnie pilnuje, żeby wszystko było logiczne i spojne :D Także zapraszam. Będzie nam ogromnie miło, jak dołączy kolejny czytelnik (czytelniczka) !

    OdpowiedzUsuń