sobota, 7 grudnia 2019

72. Podejrzenia...

Tak byłam skupiona na sprzeczce z Fredem, że nawet nie zauważyłam, kiedy Alex odeszła od stolika. Mnie raziło luźne podejście chłopaka do wszystkiego, jego zaś raził fakt, że za bardzo się wszystkim przejmuję. Dyskusja wydawała się być zbędna, bo nasze argumenty nie trafiały do drugiej strony. Nie było sensu tego ciągnąć. Emocje brały górę, a zwykła wymiana zdań przerodziła się w prawdziwą kłótnię. Nieświadomie zmniejszaliśmy między sobą dystans, próbując się wzajemnie przekrzyczeć. Napięcie było wyczuwalne w powietrzu. W pewnym momencie, gdy już miałam rzucić kolejny argument, Fred nagle mnie pocałował. W pierwszej chwili zamarłam, całkowicie zaskoczona tym co zrobił. Nie doczekując się reakcji z mojej strony, chłopak próbował pogłębić pocałunek. Dopiero czując jego język, ocknęłam się i odskoczyłam jak oparzona. Otworzyłam szeroko oczy, a moja twarz momentalnie oblała się rumieńcem.

- Co Ty wyprawiasz?! – pisnęłam, zasłaniając usta dłonią.

- Nie mów, że sama nie miałaś ochoty tego zrobić – zdziwił się rudzielec. Miał minę niewiniątka.

- Nie miałam! – oburzyłam się, odsuwając jeszcze bardziej. Wciąż byłam w szoku.

- No to trochę mnie poniosło - Fred beztrosko wzruszył ramionami.

- Poniosło? – zamrugałam zdezorientowana. – Pocałowałeś mnie!

– Źle odczytałem sygnały. Angelina zawsze nakręca się podczas kłótni – wyjaśnił spokojnie i napił się ze swojej szklanki. – Wyluzuj.

- Wyluzuj?! – Powtórzyłam po nim i odruchowo uderzyłam go pięścią w ramię. Było we mnie tak wiele różnych, sprzecznych emocji. Musiałam dać im ujście. – Tłumaczę Ci pół wieczoru, że nie potrafię.

- A jak bardzo próbujesz? – Fred poruszył brwiami z taką miną, jakby reklamował właśnie jakiś produkt. Wskazał głową na stolik. - Alex nalała Ci whisky, a nawet nie zmoczyłaś ust. Alkohol zawsze rozluźnia. To byłby pierwszy krok ku dobrej zabawie.

- Nic nie rozumiesz… – potrząsnęłam głową. - Ciężko się bawić, kiedy ciągle coś się dzieje.

- Naprawdę muszę Ci to tłumaczyć? – Fred przysunął szklankę bliżej mnie. – Klara, zawsze będzie się coś działo. Przypominam, że moimi fotkami oblepiono cała szkołę. I co? Robię sobie coś z tego?

Powoli się uspokajając, przyjrzałam mu się uważnie od góry do dołu. Nie wyglądał na przybitego czy zmartwionego, więc powoli pokręciłam głową.

- Właśnie – przytaknął Fred i znów upił ze swojej szklanki. – Kwestia podejścia.

- Ale jednak chcieliście się zemścić na ślizgonach – zauważyłam. – Ba, nawet zmusiliście mnie do uczestnictwa w tym.

- To coś innego – zaśmiał się chłopak. – Gnojkom się należało już wcześniej, a zemsta była za Angelinę. Nie zmienia to faktu, że odskocznia się przydaje. Nie mówię, że masz olewać wszystko co dla Ciebie ważne. Po prostu daj się czasem ponieść.

Powoli wypuściłam powietrze. Tyle się we mnie kłębiło pytań i obaw, że naprawdę miałam ochotę w końcu o wszystkim zapomnieć. Z drugiej strony, ciągle coś nie pozwalało mi opuścić gardy. Chciałam mieć wszystko pod kontrolą, a po alkoholu nie mogłam być tego pewna. Zamyślona złapałam za szklankę, uparcie wpatrując się w jej zawartość. Inni często pili. Nawet przed naszymi zajęciami, profesor Moody poczęstował mnie alkoholem… Może jednak mogłam odpuścić? Napiłam się, próbując przeboleć gorzki smak alkoholu.

- No brawo – Fred aż powoli zaklaskał.

- Czy to zawsze musi być takie niedobre? – zapytałam, krzywiąc się.

- Możesz spróbować czegoś innego. Mamy tu cały arsenał.

Rudzielec zaczął przestawiać butelki, kolejno oglądając ich etykiety. Ja spojrzałam na drugą stronę stolika i dopiero teraz zauważyłam brak przyjaciółki, oraz drugiego bliźniaka. Szybko zerknęłam w stronę parkietu, a później rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ludzie wydawali się świetnie bawić, ale wśród nich nie dostrzegałam Alex. Momentalnie się spięłam. Powinnam była jej pilnować!

- Niech to… - gwałtownie podniosłam się z siedziska. - Alex zniknęła! Przepuść mnie!

- Siadaj, nic jej nie będzie.

- Ona nie powinna chodzić sama. Przecież była kompletnie pijana. Może wpaść w tarapaty!

- Znowu się nakręcasz – rudzielec odkorkował jedną z butelek i powąchał jej zawartość. Zamrugał nieco zamroczony, a zaraz potem potrząsnął głową. – Wiesz, widziałem jak wychodziła z Georgem. Nie wiem za kogo nas uważasz, ale mój brat nic jej nie zrobi.

- Nie martwię się o Georga, a o innych. - Westchnęłam. – Przecież ona nie ma różdżki, a różne rzeczy mogą się tutaj wydarzyć.

- Klara, to jest Hogwart – zaśmiał się Fred.

No właśnie. Hogwart. Fred powiedział to takim tonem, jakby w szkole nie mogło zdarzyć się nic złego. Nawet gdyby odłożyć czarnowidzenie na bok, wciąż mogłam martwić się o Flinta lub któregoś z nauczycieli. Nim zdążyłam powiedzieć to na głos, do naszego stolika podszedł Lucjan Bole. Chłopak miał uśmiech przyklejony do twarzy i patrzył prosto na mnie.

- No proszę – zagaił wesoło. - Piątek wieczór, a „moja dziewczyna” zamiast siedzieć w bibliotece, przyszła na imprezę. Mam nadzieję, że chociaż Ty się jeszcze nie zmywasz?

- Sama nie wiem… - mruknęłam i przygarbiłam się nieco.

- Twoja dziewczyna? – zdziwił się Fred. Spojrzenia chłopaków od razu się skrzyżowały. – A nie jest nią Alex? – rzucił zaczepnie.

- Uwierz, chciałbym, ale ciągle mi odmawia – zaśmiał się Bole. Był chyba w dobrym humorze. Jego wzrok zjechał na nasz stół. – A wy co? Zamierzacie wypić to wszystko we dwoje? – zdziwił się.

- Zamierzaliśmy we czworo – mruknął Weasley. Opróżnił swoją szklankę i nalał sobie kolejnego trunku. Jego wzrok zjeżdżał w stronę parkietu.

- Nie widziałeś Alex? – zapytałam z nadzieją w głosie.

- Widziałem. – Lucjan usiadł po drugiej stronie stolika i przyjrzał się butelkom. – Zaraz, zaraz… skąd to macie? – szybko zgarnął z blatu małą buteleczkę z różowawym płynem. Obejrzał ją uważnie, a później spojrzał na nas podejrzliwie. Uniosłam ręce w obronnym geście.

- Nie Twój zasrany interes, Bole – Fred uśmiechnął się sztucznie i pociągnął łyka. – Po co w ogóle siadasz? Nikt Cie nie zapraszał.

- Nie potrzebuję zaproszenia. Mam sprawę do Klary – brunet jakby nigdy nic schował buteleczkę do kieszeni spodni i spojrzał na mnie znacząco.

- Jasne. Nie macie lasek w Slytherinie, że ciągle się przyklejasz do naszych?

- A co, martwisz się, że braknie dla Ciebie? – Lucjan poruszył brwiami.

- Dobra, dość – mruknęłam, wstając. – Oboje wyluzujcie.

- Ja jestem wyluzowany! – zaśmiał się ślizgon.

Rudzielec nic nie powiedział.

- Nie rozumiem dlaczego nie potraficie normalnie porozmawiać. - Pokręciłam głową i spróbowałam przepchnąć się przez Freda, który siedział u wylotu z loży. Bliźniak jedynie westchnął i pochylił się mocniej nad stolikiem. Przeczołgałam się za jego plecami, starając przy tym wcale go nie dotknąć. Gdy stanęłam na równe nogi, Lucjan również wstał. Z uśmiechem objął mnie ręką i odciągnął na bok z dala od tańczących ludzi i głośników. Stanęliśmy z boku, pod ścianą. Ślizgon odezwał się od razu, gdy miał pewność, że nikt nas nie podsłucha.

- Słyszałem o kliszy. Dobra robota – chłopak wystawił dłoń, żebym przybiła mu piątkę. Zrobiłam to niepewnie.

- Słyszałeś od Draco? – zapytałam z nadzieją w głosie.

- Od Alex. Wiesz, tylko szkoda, że nie zwinęłaś całego aparatu. Bardzo by mi się przydał.

- Jasne, następnym razem zgarnę całe pudło zarekwirowanych rzeczy i rozdam wszystkim, nie bacząc na konsekwencje - przewróciłam oczami i skrzyżowałam przed sobą ręce. – I tak sporo ryzykowałam wyciągając kliszę. Wszyscy myślą, że to taka łatwizna, a ja miałam wrażenie, że mi zaraz serce wyskoczy z piersi. Do tego po wszystkim trafiłam na Flitwicka… Gdyby moi rodzice się o tym dowiedzieli…

- Nie no, jasne – ślizgon wystawił przed siebie ręce w obronnym geście i uśmiechnął się szeroko. – Spokojnie. I tak uratowałaś mi dupę. Doceniam to. Naprawdę.

- Rany… - westchnęłam. – Uratowałam czy nie, jeśli chcesz ten aparat, wiesz gdzie go znaleźć. A skoro ten sprzęt był taki ważny, powinieneś bardziej z tym uważać. Jakim cudem w ogóle trafił w ręce woźnego?

- Tak szczerze to sam nie wiem – Lucjan podrapał się za uchem. - Kryjówka była naprawdę dobra. Nie ma opcji, żeby Filch sam to znalazł.

- Czyli komuś podpadłeś, tak? – wpatrzyłam się w chłopaka. W sumie sama kiedyś pozwoliłam, żeby mój pamiętnik wpadł w niepowołane ręce. Nie powinnam prawić mu morałów.

- Oj wiesz jak jest – brunet zaśmiał się beztrosko. - Zawsze komuś coś nie pasuje.

- Taki święty to też nie jesteś – mruknęłam.

– Najgorszy chyba też nie – Lucjan mrugnął, a potem objął mnie ramieniem, przyciągając do swojego boku. – A Ty nie bądź taka markotna. Naprawdę świetna robota. Powinniśmy wypić teraz Twoje zdrowie. Chodź, postawię Ci kolejkę.

Zrobiłam zbolałą minę, ale Lucjan i tak pociągnął mnie w stronę stolików. Odruchowo spojrzałam na ten, przy którym siedział Fred. George dołączył do brata i żywo o czymś dyskutowali. Gdy mijaliśmy ich stolik, zdążyłam tylko zapytać, gdzie Alex. George powiedział, że poszła spać. Świetnie. Teraz zostałam całkowicie sama… Rozejrzałam się w poszukiwaniu znajomych twarzy. W tym czasie Lucjan doprowadził mnie do loży przy której siedziało kilka starszych ode mnie, roześmianych puchonek. Dziewczyny miały przed sobą kolorowe drinki, a sądząc po ich rumianych policzkach, były już lekko wstawione.

- Jest i moje towarzystwo! Wybaczcie spóźnienie – Lucjan mrugnął i wykonał nonszalancki ukłon, czym spowodował wesoły śmiech dziewczyn.

- Nic się nie stało – powiedziała dziewczyna o zafarbowanych na czerwono włosach. Przesunęła się, robiąc nam miejsce.

Lucjan przedstawił nas sobie, a później rozsiadł się koło czerwonowłosej i poklepał miejsce obok siebie. Powtarzałam sobie w głowie, że miałam wyluzować. Ten jeden raz odpuścić. Mimo wszystko siadając razem z nimi czułam się dziwnie. Wszyscy wydawali się dobrze znać, a dziewczyny były wpatrzone w ślizgona jak w obrazek. Cokolwiek powiedział, strasznie je to bawiło. Przyglądałam się im naprzemiennie, próbując zrozumieć czego właściwie jestem świadkiem. Gdy Lucjan opowiadał jakąś historię z okresu wakacyjnego, nalał mi drinka i postawił go przede mną. Złapał za swoją szklankę i stuknął nią w moją, a później nachylił się do mojego ucha.

- Czyli wychodzi na to, że mam u Ciebie dług. Mam już kilka pomysłów na to, jak mogłabyś go odebrać – poruszył brwiami.

- Nie wiem czy chcę je słyszeć – speszona pokręciłam głową.

- Hej, nie są takie złe! – zaśmiał się i zarzucił rękę na oparcie.

- Co nie jest takie złe? – ciekawsko zagaiła jedna z puchonek.

- Moje pomysły. Nie żebym nie był skromny, ale są jednymi z lepszych – ślizgon kontynuował głośniej, a później uniósł szklankę w geście toastu.

Zaczęła się dyskusja. Dziewczyny wyraźnie go popierały. W pierwszej chwili chciałam się z nim kłócić. Jego ostatni „genialny” pomysł zniszczył życie Angeliny. Rozumiałam, że zrobili to w obronie Alex, ale jednak mimo wszystko wydawało mi się, że oboje grubo przesadzili. Ostatecznie odpuściłam przemowy. Spróbowałam drinka i zaskoczona odkryłam, że był nawet smaczny. Sączyłam go powoli, co jakiś czas zerkając w stronę parkietu. Temat jak zawsze zszedł na zbliżający się bal, a także na nauczycieli. Dziewczyny wspominały, że ponoć zwyczajem szkoły jest to, że każdy uczeń powinien odbyć choć jeden taniec z nauczycielem.

- Naprawdę jest taki zwyczaj? – zdziwiłam się.

- Dla mnie to wspaniała okazja, żeby zatańczyć z dyrektorem – skomentowała jedna z dziewczyn, patrząc przed siebie rozmarzonym wzrokiem.

- O ile się do niego dopchasz – zaśmiała się druga. - Myślę, że na Dumbledore’a może braknąć piosenek.

- W przeciwieństwie do profesora Snape’a – zagaiła czerwonowłosa. Pochyliła się mocniej ponad stolikiem i przyciszyła głos. – Moim zdaniem nikt z nim nie zatańczy. Będzie stał w kącie do końca balu i będzie patrzył tym swoim karcącym spojrzeniem.

- Prawdę mówiąc, profesor Snape jest bardziej przychylny swojemu domowi – zagaiłam. - Może któraś ze ślizgonek…

- A profesor Moody? – przerwała mi jedna z dziewczyn. - Ten to w ogóle jest brzydki. Nie mogę przeboleć tej paskudnej twarzy – wstrząsnął nią dreszcz.

- Paskudnej? – zamrugałam zdezorientowana. Nie dochodziło do mnie, że miały na myśli tego samego człowieka. Być może ja widziałam go inaczej. Dla mnie, jego twarz była po prostu twarzą kogoś doświadczonego w boju. Miał sporo blizn, ale nie ujmowały mu w żadnym stopniu. Dodawały mu realności.

- Najgorzej, kiedy tak dziwnie się przygląda – najmłodsza puchonka oparła się łokciem o stolik. - Do was też się tak uśmiecha? To trochę nienormalne…

- Dlatego lepiej zatańczcie z kimś takim jak ja – Lucjan przerwał temat i reklamując się, dotknął własnego, gładko ogolonego policzka. – Z twarzy dziesięć na dziesięć. Z charakteru dziesięć na dziesięć… Oczywiście skromny!

- Skromny – zaśmiała się czerwonowłosa i pocałowała go w policzek. – Ja chętnie z Toba zatańczę.

- Zaraz zaraz… – zmrużyłam podejrzliwie oczy i łypnęłam na chłopaka. - A Ty nie idziesz na bal z Alex? – Miałam wrażenie, że nie rozumiem połowy z tej rozmowy. Czy to przez alkohol?

- Idę, nie idę… - Bole wzruszył wesoło ramionami. – Zaprosiłem ją i liczę na to, że pójdziemy razem, ale wiesz jaka jest. Ciągle się wymyka.

- Wymyka się, bo ciągle się umawiacie – stwierdziłam z pewnością w głosie. Tak właśnie się tłumaczyła, gdy wracała o dziwnych porach czy znikała za dnia. – Zawsze chodzi albo o naukę, albo o Ciebie.

- Czekaj, co? – Lucjan aż się wyprostował. – Jak to ciągle się umawiamy? Obiecała mi trzy randki i ledwo zaliczyliśmy dwie. Mam jakąś sklerozę?

Przez moment patrzeliśmy sobie prosto w oczy. Sprawa wydała mi się podejrzana. Lucjan lubił bajerować, ale nie wyglądał jakby kłamał. Ewidentnie niczego w tej chwili nie ukrywał. Alex też w sumie nie opowiadała za dużo o tym, co rzekomo robiła z Lucjanem. A co jeśli… jeśli to nie z nim się spotykała? Tylko dlaczego miałaby to przede mną ukrywać? Nie chciała rozgłosu? Potrafiłam utrzymać język za zębami. Więc może się wstydziła? Ale byłyśmy przecież przyjaciółkami. Powinna móc mi powiedzieć wszystko… Z drugiej strony też powinnam móc jej o wszystkim mówić, a jednak zgodnie z prośba profesora Moody’ego ukrywałam sporą część mojego życia przed nią i innymi. Może u niej sprawa wyglądała podobnie? Na pewno miała jakiś ważny powód, żeby nic mi nie mówić…

- Kiedy jej zdaniem się ostatnio widzieliśmy? – Głos Lucjana wyrwał mnie z zamyślenia.

- Yyy… - dotknęłam skroni. – Wiesz, teraz nie pamiętam. Mniejsza z tym. - machnęłam ręką, chcąc go zbyć.

- Hej! Zaczęłaś, to skończ.

- Wybacz, musiało mi się coś pokręcić. Jestem już zmęczona. – Szybko dopiłam drinka i wstałam od stolika. Jeśli Alex miała powód, sama musiałam się o tym przekonać.

Gdy próbowałam zwiać, Bole ruszył zaraz za mną. Podążał za mną do samego wyjścia.

- Klara, czyli co? Alex o mnie ciągle mówi? – zapytał z jawnym zainteresowaniem.

- Nie wiem czy tak ciągle, ale zdarza jej się.

- A coś pozytywnego? Bo wiesz. Przy mnie gra taką trudną do zbycia, ale ja wiem, że tam w głębi na pewno ją do mnie ciągnie – chłopak przeczesał palcami włosy.

- Powinieneś o to zapytać ją, a nie mnie. Z jakiegoś powodu idzie z Tobą na bal, prawda? Ale błagam. Załatwiajcie to między sobą. Ja już się nie mieszam. Niepotrzebnie w ogóle zaczęłam temat.

Chcąc uniknąć dalszych pytań, wyszłam z pokoju życzeń i skierowałam się prosto do dormitorium. Wkopywanie Alex to było ostatnie czego mi trzeba. Sama przecież nie wiedziałam na czym stoi jej relacja z Lucjanem. Szczególnie teraz w obliczu nowych faktów…

W sypialni spojrzałam na łóżko Alex, ale chyba spała. Nie zamierzałam jej budzić. Chciałam pouczyć się przed spaniem, ale przez alkohol ciężko było mi złapać ostrość widzenia. Przytuliłam się do poduszki i zasnęłam w mgnieniu oka. Tuż nad ranem nawiedził mnie dziwny sen. Początek był całkiem zwyczajny. Sala do obrony przed czarną magią i profesor Moody. Śniły mi się zajęcia jak za dawnych czasów – w formie pojedynków. W pewnym momencie profesor zbliżył się do mnie i jak zawsze mnie rozbroił. Gdy był bardzo blisko dotknęłam jego pobliźnionej twarzy. Czułam pod palcami wszystkie szramy i szorstką skórę mężczyzny. Dlaczego tamte dziewczyny mówiły o nim tak źle? Nie był przecież paskudny. Nie był straszny. Ta chwila wydawała się trwać wiecznie. W pewnym momencie Moody złapał mnie za nadgarstek i szepnął moje imię. Zaraz potem w jednej chwili boleśnie wykręcił mi rękę, obrócił mnie i pchnął mnie na jedną z ławek.

- Czego Cie uczyłem? Stała czujność! Stała czujność Klaro! – warknął.

Zaczęliśmy się szarpać. Nie zachowywał się jak nauczyciel, którego znałam. Jego brutalność od razu wybudziła mnie ze snu. Zerwałam się. Moje serce waliło jak oszalałe. Rozejrzałam się po sypialni, zauważając, że reszta jeszcze śpi. Wciąż było wcześnie. Skoczyłam na chwilę do łazienki i przemyłam twarz wodą. Spojrzałam w swoje odbicie, westchnęłam i wróciłam do łóżka, zasypiając jeszcze na trochę. Moody by tak nie zrobił. Nie był taki. Był dla mnie dobry. Z tą myślą zasnęłam. Nie miałam już koszmarów.



Rano niemal zapomniałam o dziwnym śnie, starając się wywalić go z głowy. Gdy doszłam do siebie zabrałam się za naukę do eliksirów. Co jakiś czas dyskretnie obserwowałam przyjaciółkę, ale ta nie ruszała się cały dzień z łóżka. Była strasznie przygnębiona. Jeśli miałam dowiedzieć się dokąd się wymyka, dzisiaj nie było takiej opcji. Cały weekend minął w miarę spokojnie. Większość czasu zakuwałam do eliksirów, chcąc mieć pewność, że dostanę jak najwyższą ocenę na sprawdzianie. Gdy nadeszły poniedziałkowe zajęcia, większość klasy wyglądała na wymęczoną, jakby siedzieli po nocach, byle tylko to zdać. Profesor Snape otworzył nam drzwi do sali i wpuścił nas do środka, obdarzając jedynie lodowatym spojrzeniem. Po cichu usiedliśmy przy stolikach i wyciągnęliśmy pióra. Snape machnął różdżką, a testy same się rozdały. Większość odpowiedzi znałam, a tylko kilku rzeczy nie byłam całkowicie, w stu procentach pewna. Co mnie zdziwiło, Alex szybko zabrała się za pisanie. Byłam pewna, że obleje ten test, bo nie widziałam żeby się uczyła. Miała zamiar ściemniać? U mistrza eliksirów lanie wody nigdy nie przeszło.

- Amber, skup się na swojej kartce – skarcił mnie profesor.

Aż podskoczyłam, Bez słowa szybko przygarbiłam się nad swoją kartką i zaczęłam wypełniać kolejne polecenia. To był wyścig z czasem. Zadań było tyle, że jeśli ktoś nie umiał, nie miał szans nawet zdążyć pozmyślać. W sali panowała niemal grobowa cisza przerywana odbijającym się echem kroków profesora i cichym szmerem skrobiących po papierze piór. Snape przechadzał się między stolikami i rzucał nieprzychylne spojrzenia na nasze gryzmoły, nic jednak nie komentując. Gdy minął czas, machnięciem różdżki zebrał kartki, a później zasiadł za biurkiem. Wyszłam z sali razem z innymi, czekając pod drzwiami na Alex. Gdy przyjaciółka wyszła, od razu obrzuciłam ją pytaniami.

- Uczyłam się wczoraj. Nie udawaj takiej zdziwionej – Alex przewróciła oczami.

- Myślałam, że serio to odpuścisz… cieszę się, że jednak nie – przyznałam szczerze.

Razem udałyśmy się na obiad. Po teście wszyscy odetchnęli. Teraz i tak pozostało nam jedynie czekać na wyniki.



Reszta poniedziałku minęła normalnie. W głowie jednak ciągle miałam myśl, że muszę dowiedzieć się, gdzie wymyka się Alex. Zapytanie jej wprost nie wchodziło w grę, bo gdyby wiedziała, że coś podejrzewam, na pewno wykombinowałaby coś, żebym o niczym się nie dowiedziała. Pozostała jedyna opcja. Podstęp… W międzyczasie poprosiłam Harrego o przysługę. Jako że pomogłam mu z jajem, zgodził się pożyczyć mi swoją pelerynę niewidkę. Na jeden dzień! I to po złożeniu stu obietnic, że na pewno ją oddam. Nie planowałam jej przetrzymywać. Plan był prosty, poczekać aż Alex będzie chciała iść się uczyć lub widzieć z Lucjanem i wtedy ją wyśledzić. Przyjaciółka parokrotnie pytała mnie, czy się dobrze czuję, bo dziwnie się patrzę i w ogóle jestem jakaś nieobecna, ale zwalałam winę na stres spowodowany testem u Snape’a. Alex pocieszała mnie, że na pewno zdam go. Też tak myślałam, ale potrzebowałam wymówki.

W końcu pod wieczór nadszedł ten moment. Alex bez słowa wyszła z dormitorium. Szybko rzuciłam książki na łóżko i narzuciłam na siebie pelerynę, podążając śladem przyjaciółki. Gdy zaczęła schodzić do lochów, zawahałam się. Może faktycznie będzie widziała się z Lucjanem? Obiecałam sobie jednak, że zawrócę dopiero wtedy, gdy zobaczę ich razem. Alex minęła jednak pokój wspólny slytherinu, kierując się wprost… pod gabinet profesora Snape’a. Zmarszczyłam brwi i mocniej opatuliłam się peleryną. Nie mówiła, że miała szlabany w poniedziałki. Po co do niego szła? Być może zapytać o oceny z testów? Tak, na pewno o to chodziło. Tak sobie powtarzałam.

Alex zapukała do drzwi, a te się lekko uchyliły. Zauważyłam, że mężczyzna siedział za biurkiem. Przed nim leżał stos naszych testów. Przyjaciółka weszła, a ja szybko wślizgnęłam się za nią i jak najszybciej odsunęłam od drzwi, by mnie nimi nie przytrzasnęła. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie powinno mnie tu być… Wiedziałam o tym doskonale, ale drzwi już się zamknęły. Nie było odwrotu.

- I co? Jak mi poszło? – zapytała Alex, podchodząc bliżej biurka i patrząc prosto w oczy mężczyzny.

- Zaliczyłaś, Lamberd – Snape przesunął jej testem po blacie biurka. Gdy tylko zobaczył jej uśmiech, od razu powiedział coś, by go zgasić.- Spodziewałem się, że pójdzie Ci lepiej.

- Wiesz, że przy Tobie naprawdę ciężko się skupić…

- Więc postaraj się bardziej. Chyba wyraziłem się jasno? Głupota na mnie nie działa.

Zamrugałam zdezorientowana. Napięcie było wyczuwalne w powietrzu. To nie był sposób w jaki uczeń rozmawiał z nauczycielem. Ba, to nie był sposób w jaki ktokolwiek rozmawiał z profesorem Snapem. Mężczyzna odsunął się razem z krzesłem i nie przerywając kontaktu wzrokowego z Alex, sięgnął do rozporka. 








1 komentarz:

  1. Bomba!!! Brawo, Klara :D Ty spryciulo :D no, to teraz już chyba dziewczyny przestaną mieć przed sobą tajemnice :)

    OdpowiedzUsuń