wtorek, 4 czerwca 2019

30. Pierwsza powazna konfrontacja ze Snape'em


Wieczorem, gdy powoli cały dzień dobiegał końca, postanowiłam zejść do pokoju wspólnego, w którym siedział Harry z Ronem. Z jednej strony nie chciałam im przeszkadzać, ponieważ w dalszym ciągu byłam pokłócona z rudzielcem, ale z drugiej strony wolałam posiedzieć z nim w ciszy niż przebywać w dormitorium z Hermioną. Cały czas miałam ochotę wytargać ją za włosy, dlatego też wybrałam mniejsze zło. Klara natomiast spędzała czas w gabinecie profesora Moody’ego na swoich dodatkowych zajęciach z Obrony.

- Cześć – rzuciłam, schodząc po schodach. Spojrzałam wymownie na Rona, ale chłopak zdawał się mnie nie zauważać albo raczej nie chciał mnie zauważać; siedział wygodnie w fotelu, przeglądając kolejny numer swojego czasopisma o Quiddichu.

- Jeszcze nie śpisz? – Zdziwił się Potter, robiąc mi miejsce na kanapie koło siebie.

- A ty, znaczy się… wy?

- Ja nie mogę spać – odparł Harry, pokazując mi mapę Huncwotów, którą dostał rok wcześniej od bliźniaków. – Oglądam sobie okolicę. Chcesz popatrzeć?

Kiwnęłam głową i usiadłam koło chłopaka. Harry rozłożył pergamin, który był długi na kilka stóp i położył nam go na kolanach. Popatrzyłam na mapę całego Hogwartu ze wszystkimi wyszczególnionymi korytarzami i ukrytymi przejściami, po których poruszały się małe kropki z imionami i nazwiskami. W dalszym ciągu byłam pewna podziwu dla Huncwotów za jej stworzenie. Słyszałam również, że jednym z jej pomysłodawców był tata i chrzestny Harry’ego.

- Spójrz tu -odezwał się nagle Harry, wskazując mi palcem na tajemne przejście prowadzące do Hogsmeade. Przy starym posągu czarownicy stali bliźniacy i Angelika. Trzy czarne kropki powoli przesuwały się w stronę końca mapy, aż w końcu zniknęły.

- Co oni kombinują? – Zdziwiłam się, marszcząc brwi. Przejechałam wzrokiem po reszcie mapy, natrafiając na Klarę. Dziewczyna siedziała w Sali od Obrony z Barty Crouchem. – Co on robi w szkole? – Zapytałam chłopaka, który także nie miał pojęcia. Nawet Ron zainteresował się tematem i wstał z fotela, stając za nami. Nachylił się nad kawałkiem pergaminu, obserwując dwie kropki: Klarę i Croucha, które stały bardzo blisko siebie.

- Może przyjechał obgadać kolejne zadanie – pogłówkował Ron, spoglądając na mnie kątem oka. Nasze głowy znajdowały się bardzo blisko siebie.

- I co? Z Klarą je omawia? -Prychnął Harry, nie będąc do końca przekonanym.

- Moody jest w gabinecie. – Rudzielec wskazał palcem na komnaty profesora, które znajdowały się nieopodal Sali lekcyjnej. – Może przyszedł z nim pogadać, potem Moody skoczył na chwilę do gabinetu po coś, a Crouch został z Klarą przez moment. Czy teraz brzmi logiczniej?

- Jak najbardziej -odparł brunet, a ja kiwnęłam głową na znak, że również zgadzam się z przyjacielem. Harry spojrzał to na jedno, to na drugie i odchrząknął.

- To może ja was zostawię samych…

Ron zaczerwienił się cały i wyprostował szybko. Obszedł naszą sofę i ponownie zasiadł w fotelu, przyciągając do twarzy swoją gazetę.

- Widzisz, Harry. Nic na to nie poradzę – westchnęłam patrząc na Rona, który nie zaszczycił mnie już żadnym spojrzeniem.

- Ale ty jesteś głąb – skomentował okularnik w kierunku przyjaciela, po czym szybko zmienił temat. – Armaty prowadzą?

- Dalej prowadzą – odparł z dumą chłopak, ożywiając się na moment. Potter wstał i podszedł do Rona, wpychając się w ten sam fotel, na którym siedział rudzielec. Przez chwilę oboje zaczęli się kłócić o miejsce, aż w końcu przysunęli sobie magazyn pod nos, czytając o najnowszych wynikach ulubionej drużyny Rona – Armat z Chudley.

Rozłożyłam sobie więc mapę Huncwotów pośrodku kolan, oglądając po kolei wszystkie kropki, aż w końcu natrafiłam na Snape’a. Mężczyzna wychodził właśnie z gabinetu dyrektora, zmierzając w dół mapy, gdzie znajdowały się lochy i jego gabinet. Patrzyłam przez moment intensywnie na imię i nazwisko profesora, zmierzające dość szybkim krokiem w stronę swoich komnat i nie zastanawiając się długo, zeskoczyłam z sofy, kierując się do wyjścia.

-Gdzie idziesz? – Zainteresował się nagle brunet, opuszczając gazetę sprzed nosa. – Zaraz cisza nocna.

- Wyjdę po Klarę – odparłam bez namysłu i nie czekając na kolejne pytania, wyszłam szybko przez dziurę w portrecie. Zeszłam z wieży, udając się wprost do lochów. Oczywiście po drodze musiałam uważać na patrolujących okolicę nauczycieli, ale droga do lochów była czysta. Nawet nie spotkałam wałęsających się Ślizgonów. Cisza i spokój.

Stanęłam przed gabinetem Snape’a, czekając na mężczyznę. Serce biło mi jak oszalałe. Właściwie, nie miałam pojęcia po co tu przyszłam, a tym bardziej, co mogłabym mu powiedzieć. Było mi źle po wczorajszym i dzisiejszym dniu. Czułam się tak, jakbym go zdradziła, chociaż to przecież nie miało żadnego sensu. W dodatku, mężczyzna specjalnie wyżywał się na mnie za wczorajszą noc. „Po jednej połówce dla każdego?”. Dlaczego tak usilnie pragnął, bym pamiętała, co robiłam z bliźniakami? Chciał mnie upodlić? Zniszczyć? Musiałam sobie to z nim wyjaśnić. Poza tym nasze „starcie”, które miało miejsce kilka tygodni wcześniej, również miało jakieś znaczenie. Snape przecież nie gryzł w ucho każdej denerwującej go uczennicy. W tym musiało być coś więcej, a ja w końcu pragnęłam dowiedzieć się, co.

Rozglądnęłam się na boki z obawy przed nieproszonymi gośćmi. Jeszcze nie wymyśliłam sobie w głowie odpowiedzi na to, co robiłam sama chwilę przed ciszą nocną koło gabinetu profesora od Eliksirów. Miałam tylko nadzieję, że żaden Ślizgon nie przyłapie mnie tutaj oraz nie będzie zadawał niewygodnych pytań.

Minuty dłużyły się niemiłosiernie, a mnie zaczynało robić się coraz chłodniej. Lochy nie należały do ciepłych pomieszczeń. Objęłam się rękoma, gdy nagle usłyszałam stukot butów o posadzkę. Wiedziałam, że był to Snape. Wszędzie rozpoznałabym te pewne i równomierne stawianie kroków. Przestąpiłam z nogi na nogę, wyczekując mężczyzny. Wpatrywałam się w koniec długiego korytarza, z którego dochodził hałas, a serce chciało mi wyskoczyć z piersi. Dłonie zaczęły mi drzeć, ale zacisnęłam je w mocno w pięści.

W końcu z korytarza wyłoniła się czarna sylwetka. Snape, gdy tylko mnie zobaczył, zatrzymał się niemal natychmiastowo, po czym ponownie ruszył do przodu.

- Zgubiłaś się, Lamberd? – spytał mrocznym tonem, zatrzymując się o kilka kroków ode mnie. Spojrzał na mnie z góry wyczekująco. Przełknęłam głośno ślinę, podnosząc na niego wzrok. Widząc te piękne czarne oczy, które zlewały się z półmrokiem, jaki panował w korytarzu, miałam ochotę utonąć w nich raz na zawsze.

- Chciałam porozmawiać – powiedziałam cicho, nie spuszczając z niego wzroku, co było dość trudnym wyzwaniem, ponieważ spojrzenie mężczyzny potrafiło wypalić dziurę w człowieku. Snape uniósł jedną brew.

- Nie przypominam sobie, żebym kazał ci przyjść pod mój gabinet i to jeszcze o takiej porze – rzekł profesor, podchodząc do drzwi. Mruknął pod nosem jakąś łacińską formułkę zaklęć, a drzwi uchyliły się lekko. Brunet chwycił za klamkę, ale nie otworzył ich szerzej.

- Proszę – nacisnęłam.

- Dziewczyno, wracaj do siebie! – Warknął, zaciskając dłoń na rączce. – Nie mam ochoty niańczyć cię po godzinach pracy!

- Nie chcę, żebyś mnie niańczył! – Również warknęłam nabierając trochę pewności siebie. – Chcę tylko porozmawiać o tym, co miało miejsce wczoraj i… - zawahałam się przez moment, dotykając ucha. Cała pewność siebie wyleciała ze mnie niczym powietrze z balonika. Snape zmrużył niebezpiecznie oczy, rozejrzał się nerwowo po korytarzu, po czym chwycił mnie mocno za ramię, wpychając do swojego gabinetu. Zamknął za nami drzwi i zapieczętował zaklęciem.

- Myślisz, że możesz robić, co ci się podoba, Lamberd? – Syknął niebezpiecznie, robiąc krok w moją stronę. – Przychodzisz pod mój gabinet, skamląc jak kundel o uwagę i żądasz, żebyśmy „porozmawiali”? Jaką „rozmowę” masz na myśli?

- Ja… - zacięłam się, przesuwając się powoli w tył. – Ja…

- Nie jesteś nawet w stanie wypowiedzieć tego na głos – prychnął, uśmiechając się cynicznie. – Ubzdurałaś sobie coś w głowie i myślisz, że to dostaniesz?

- Nie mogę przestać o tobie myśleć! – Krzyknęłam, zaczynając się trząść.

-Z szacunkiem, Lamberd – ostrzegł mnie, robiąc kolejny krok w moją stronę.

- Ja… ja nie chciałam, żebyś… żeby pan profesor… żeb… - zacięłam się, panikując. To był błąd, że tu przychodziłam. Spojrzałam na drzwi za Snape’em, chcąc wyminąć go i wyjść. Snape widząc, co chcę zrobić, odsunął się. Zrobiłam krok, tym razem do przodu, pragnąć go wyminąć i uciec. Gdy przeszłam koło niego, mężczyzna chwycił mnie mocno za nadgarstek i rzucił na biurko. Chwyciłam się desperacko jego kantów, patrząc z przerażeniem jak Snape podchodzi do mnie, chwytając boleśnie za włosy. Odchylił mi głowę, wpychając się brutalnie pomiędzy moje kolana.

- Nie zdajesz sobie sprawy z kim zadarłaś, dziewczyno – szepnął złowrogo, jeszcze mocniej ciągnąc mnie za włosy. Syknęłam głośno, zaciskając powieki. – Chętnie posłucham twoich jęków, jak bardzo nie chcesz tu być… jak bardzo błagasz, bym nie robił ci tego, co zamierzam zrobić.

Zaczęłam tak strasznie panikować, że ledwo mogłam złapać oddech. Nie miałam pojęcia, czego spodziewać się po mężczyźnie, ale sposób w jaki mówił, w jaki się ze mną obchodził, sprawił że chciałam znaleźć się z powrotem w dormitorium ze swoimi przyjaciółmi. Z drugiej strony, ciężko mi to było przyznać nawet przed samą sobą, ale ten specyficzny ból stawał się przyjemny i podniecający.

- Naprawdę chcesz wiedzieć, jak to jest być z mężczyzną? – Zapytał Snape, ale wcale nie czekał na moją odpowiedź.

Poczułam jak druga dłoń Snape’a dotyka mnie pod spódnicą po udach. Mając cały czas zamknięte powieki, ujrzałam przed oczami tysiące iskier. Westchnęłam cicho, otwierając usta. Dłoń mężczyzny przesunęła się wyżej, dotykając mnie przez majtki.

-Tak samo chętna jak we śnie – mruknął, jakby z uznaniem i wsunął palec pod materiał. – Patrz na mnie! – Otworzyłam szeroko oczy, spoglądając na jego skupioną twarz. Czarne oczy przebijały mnie na wylot, a ja zapomniałam jak się oddycha. Palec mężczyzny wsunął się głębiej. Wciągnęłam ze świstem powietrze, czując łzy na policzkach. Przyjemność była tak olbrzymia, że przestałam kontrolować swoje odruchy, a paznokcie wbiłam boleśnie w blat biurka. Poczułam ponowne szarpnięcie za włosy, kiedy Snape zaczął poruszać zwinnie palcem.

- Proszę… -jęknęłam, ale nie miałam nawet pojęcia, o co prosiłam. Czułam jak policzki palą mnie żywym ogniem. Snape uśmiechnął się lekko pod nosem i dołożył kolejny palec, zatapiając się we mnie jeszcze głębiej.

- O co prosisz, dziewczyno? – Wyszeptał cicho wprost do mojego ucha, puszczając na chwilę włosy. Wbiłam w niego wystraszone spojrzenie, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Mężczyzna nagle zabrał ręce, odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość. Przez moment nie miałam pojęcia, co się dzieje. Usta Snape’a wykrzywiły się w grymasie.

- To było do przewidzenia, Lamberd – rzekł cicho i sięgnął po chusteczkę, wycierając w nią palce. – Nie masz pojęcia, czego chcesz. Rozkładasz nogi przed każdym, kto się do ciebie zbliży, a tak naprawdę nie jesteś na nic gotowa. Marnujesz tylko mój czas.

Poczułam jak coś ciężkiego opada mi na dno żołądka, a usta zaczynają niekontrolowanie drzeć. Moje serce, które przed chwilą biło jak szalone, chcąc wylecieć z piersi, teraz zamarło i rozerwało się na pół. Miałam ochotę się popłakać, ale nie chciałam robić tego przy nim.

- Na przyszłość pamiętaj, że jeżeli czegoś chcę, to biorę to bez względu na wszystko. Nie potrzebuję na to twojej zgody, a tym bardziej jakichś żałosnych wyznań od dzieciaka – dodał i odblokował zamek w drzwiach zaklęciem. – A teraz się wynoś. Nie pokazuj mi się więcej pod moim gabinetem.

Siedziałam jeszcze przez chwilę w ciszy, przypatrując mu się żałosnym wzrokiem, po czym zeszłam powoli z blatu, zmierzając w stronę drzwi. Snape przybrał nienaganną postawę, prostując się i splatając dłonie za plecami, i odprowadził mnie wzrokiem do wyjścia.

- Pamiętaj… - ostrzegł mnie – żeby nikt pod żadnym pozorem cię nie zobaczył teraz. Nie potrzebuję być oskarżonym o rzeczy, o których nawet ty nie masz pojęcia. Wracaj do swoich przyjaciół i nie popełniaj więcej tego samego błędu, co dzisiaj, bo źle się to dla ciebie skończy.

Opuściłam jego gabinet ze zwieszoną głową. Gdy tylko przeszłam przez próg, Snape zamknął z hukiem drzwi. Złapałam się na tym, że cały czas przygryzałam boleśnie wargę. Rozejrzałam się ze strachem po korytarzu, ale wydawał się być pusty i cichy. Przeszłam więc kilka kroków, po czym oparłam się ramieniem o zimną ścianę i rozpłakałam. On miał rację. Potraktował mnie w taki sposób, na jaki sobie zasłużyłam. Byłam tylko głupim dzieciakiem, które robiło kretyńskie rzeczy, których nawet nie potrafiło nazwać bez zaczerwienienia się. Ogarnęłam się na chwilę, przecierając oczy, po czym wróciłam szybko do wieży Gryffindoru. Na szczęście pokój wspólny był pusty. Wdrapałam się po cichu, po schodach do dormitorium. Wszystkie dziewczyny już spały. Nawet Klara. Usiadłam więc na swoim łóżku, zasłoniłam je baldachimem i zwinęłam w kłębek. Do moich oczu ponownie napłynęły łzy. Nie wiedziałam nawet kiedy, ale zasnęłam, a śniłam tylko i wyłącznie o Nim.



***

Wstałam wcześnie rano przed resztą współlokatorek. Czułam się okropnie. Głowa bolała mnie niemiłosiernie od ciągłego płaczu, a i całą twarz miałam przez to opuchniętą. Odsłoniłam kotary łóżka, spoglądając za okno. Na zewnątrz padał deszcz. Jesień powoli zbliżała się ku końcowi, a szaruga i kolorowe liście miały zostać zastąpione przez śnieg i ogołocone gałęzie. Westchnęłam w duchu. Dlaczego zawsze pogoda musiała odzwierciedlać mój humor?

Wygramoliłam się z łóżka i zamknęłam w łazience. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Tak jak przypuszczałam, całą twarz miałam nabrzmiałą. Próbowałam otrząsnąć się jakoś, ale nie umiałam. W głowie ciągle miałam to, co mi robił… Dokładnie wiedziałam co to było, ale nie sądziłam, że przyjemność wynikająca z tego może być tak duża. Z drugiej strony, jak mnie potem potraktował…

Wzięłam szybki prysznic, zmieniając mundurek i wyszłam z łazienki. Dziewczyny powoli się budziły. Hermiona wstała jako pierwsza. Z dumnie podniesioną głową przeszła koło mnie i zamknęła się w łazience.

- Może powinnaś ją przeprosić – powiedziała nagle Klara, podnosząc się i przeciągając. Popatrzyłam na nią dziwnie, nie odzywając się. Usiadłam ponownie na swoim łóżku, wyciągając z torby wczorajszy zeszyt i wpakowując książki. – Gdzie byłaś wczoraj? – Spytała nagle, również wypakowując swoją torbę.

- Nigdzie – odparłam beznamiętnie, przyglądając się podręcznikowi od Eliksirów. Miałam ochotę spalić książkę i rzucić popiołami w Snape’a. Tyle sprzecznych emocji…

- Alex? – Klara przyglądała mi się od dłuższej chwili. – Źle wyglądasz. Znowu włóczyłaś się po ciszy nocnej z bliźniakami? – Założyła ręce na piersi, czekając na wyjaśnienia.

- No tak, tak… - burknęłam, chowając podręcznik pod łóżko. – A jak twoje zajęcia? – Starałam się uśmiechnąć. Dziewczyna wyprostowała się lekko.

- Dobrze. Ćwiczyłam z profesorem Moodym zaklęcie Expelliarmus! – Pisnęła podekscytowana.

- I jak ci poszło?

- Jeszcze wiele lekcji przede mną, ale zapowiada się obiecująco – powiedziała Klara z dumą. – Mam problem z szybkim reagowaniem na przeciwnika.

- To, to ja wiem od dawna, ale jakby to Moody powiedział? Stała czujność! – Zaczęłam parodiować mężczyznę.

- Ogólnie robimy tak, że ja próbuję go zatrzymać zaklęciem, a on cały czas zmierza w moją stronę – wyjaśniała dalej dziewczyna, ekscytując się coraz bardziej. - Oczywiście, nie jestem w stanie na tym etapie go rozbroić, więc w kółko powtarzamy ten sam schemat, ale jestem nastawiona optymistycznie! Też może powinnaś z nim poćwiczyć, co?

- Ja? Ja mam dobre odruchy obronne – zaśmiałam się w końcu. Poczułam pewien rodzaj ulgi.

- Ale mogłabyś je ulepszyć – stwierdziła Klara, po czym nachyliła się w moją stronę i szepnęła. – Słyszałam plotki, że „coś” niebezpiecznego się zbliża.

- Coś? – Uniosłam wysoko brwi.

- Sama – Wiesz – Kto – sprecyzowała.

- Bzdura – prychnęłam.

- W każdym razie lepiej być przygotowanym na wszystko – zmieniła w końcu ton, prostując się. Chwyciła swoją różdżkę w rękę, robiąc nią dziwne esy i floresy w powietrzu.

– Teraz to wszystko opisz w pamiętniku.

- Przestań! – Zaczerwieniła się dziewczyna. W tym samym czasie Granger wyszła z łazienki, a jej miejsce zajęła Klara. Nie czekając na nią, postanowiłam zejść przed wszystkimi do wielkiej Sali na śniadanie. Nie chciałam, póki to nie było koniecznie, oglądać Snape’a. Na szczęście dzisiejszy dzień nie zapowiadał żadnych lekcji z nim, ani szlabanów, ani zupełnie niczego.

Gdy weszłam do wielkiej Sali, siedziało w niej już sporo uczniów, którzy najwidoczniej cenili sobie spokój i woleli w ciszy zjeść śniadanie. Stół nauczycielski w dalszym ciągu był pusty, co uspokoiło mnie nieco. Usiadłam więc przy prawie pustym stole Gryfonów i sięgnęłam po suchego tosta. Zaczęłam przeżuwać kęs dwadzieścia razy, patrząc tępo w przestrzeń.

„Rozkładasz nogi przed każdym…” - te słowa wywiercały dziurę w mojej głowie. Mężczyzna potraktował mnie, jakbym była zwykłą dziwką, a może nią byłam skoro dzień wcześniej siedziałam z bliźniakami w basenie? Może powinnam być mu wierna, jeżeli mnie chciał? Albo powinnam dać mu spokój? Ale sposób, w jaki mnie dotykał…

- Merlinie – jęknęłam płaczliwie, odkładając tosta. Zakryłam twarz dłońmi, opierając się łokciami o stół. Znowu miałam ochotę się popłakać. Co ja najlepszego zrobiłam?!

- Wstawaj, Lamberd! Nie śpimy! – Odezwał się nagle męski głos, po czym ktoś usiadł obok mnie, obejmując ramieniem. Zerwałam się jak oparzona, zrzucając z siebie rękę Lucjana. – Co ty taka strachliwa? – zaśmiał się.

- Daj mi spokój – burknęłam, odsuwając się. Popatrzyłam nieprzechylnie na Ślizgona, który jak zwykle miał w niedbały sposób zawiązany krawat i poluzowaną koszulę pod szyją.

- Gdzie masz przyjaciółeczkę? – Zapytał brunet, rozglądając się po Sali. – Albo raczej powinienem powiedzieć „moją dziewczynę".

- Przestań sobie żartować – warknęłam, spoglądać na nadgryzionego tosta. – Bawi cię to? Jeżeli próbujesz ją „zaliczyć” – zrobiłam w powietrzu znak palcami na kształt apostrofów – to odpuść sobie.

- Od razu „zaliczyć” – przewrócił oczami i pokazał dokładnie ten sam gest, co ja. – Jest moją dziewczyną. Chciałbym z nią najzwyczajniej w świecie spędzić trochę czasu.

- Ale ty jesteś uparty! Nie dociera do ciebie, co mówię?

- Dociera do mnie wiele rzeczy, kiedy patrzę na ciebie – poruszył gustownie brwiami, przysuwając się. Ponownie zarzucił mi rękę przez ramię. – Tak na marginesie, pójdziemy w końcu do tego łóżka? Nie chodzi mi nawet o punktację, chociaż wtedy bym prowadził – zamyślił się na moment, drapiąc po brodzie – ale tak dla przyjemności.

- Ja mam już dość wszelkiego rodzaju przyjemności! – Zdenerwowałam się, odganiając go od siebie, jakby był natrętną muchą.

- Nie umiecie się bawić – jęknął, wstając. – Ucałuj ode mnie Klarę! – Ukłonił mi się nisko, jak na prawdziwego arystokratę przystało i odszedł. Patrzyłam za nim przez chwilę, dopóki nie wyszedł z pomieszczenia. Co za uparty koleś!

Pierwszą lekcją dzisiejszego dnia miały być Zaklęcia. Uwielbiałam ten przedmiot, ponieważ profesor Flitwick zawsze umiał nas zainteresować i pokazywał naprawdę przydatne czary, które przydawały się w codziennym życiu. Tym razem nie usiadłam z przodu, tylko ruszyłam na tyły, gdzie zajęłam pojedynczą ławkę. Kątem oka widziałam, jak Klara przygląda mi się ukradkiem.

Z lekcji nie zapamiętałam niczego. Gdy wychodziliśmy z sali, dopadła mnie przyjaciółka.

- Alex, co się dzieje? – Zapytała raz jeszcze. Chwyciła mnie pod ramię i ścisnęła mocno. – Chodzi o ojca? Aż tak się tym przejmujesz?

- Nie martw się o mnie – westchnęłam, uśmiechając się do niej. – Wszystko jakoś się ułoży, zobaczysz.

W drodze na kolejną lekcję, minęłyśmy się z bliźniakami, którzy również szli w dużej grupce na następne zajęcia. George, gdy tylko mnie zobaczył, wyskoczył naprzeciw. Klara odsunęła się, a rudzielec pocałował mnie w policzek.

- Cześć, piękna! – Ucieszył się. – Jak się dzisiaj czujesz?

Skrzywiłam się lekko, odsuwając od chłopaka. Nie chciałam, żeby Snape wyszedł za rogu i zobaczył, jak George mnie całuje lub obejmuje.

- Co jest? – Zdziwił się. Klara również przyglądała się temu z konsternacją. Już chciała coś powiedzieć, gdy nagle zza rogu korytarza wyłoniła się Mcgonagall. Nakazała wszystkim udać się na lekcje i nie blokować przejścia, po czym podeszła do mnie.

- Lamberd, twój ojciec właśnie jest u dyrektora. Chodź za mną, proszę – powiedziała profesorskim tonem i spojrzała po zebranych. – Na lekcję, natychmiast! – Klasnęła w dłonie, a uczniowie zaczęli się rozchodzić. – Wy także – dodała, widząc jak moi przyjaciele chcą iść ze mną. – Tylko panna Lamberd.

- Pogadamy później – szepnął George i odszedł.

- Trzymaj się – dodała Klara, trzymając kciuki.

Ruszyłam w ciszy za nauczycielką. Przez to wszystko zupełnie zapomniałam o swoim ojcu, który miał pojawić się w Hogwarcie. Czemu wszystko, co beznadziejne zawsze spotykało mnie? Nie chciałam z nim rozmawiać, a wiedziałam, że ojciec będzie oczekiwał ode mnie wyjaśnień.

- Poczekaj tu chwilę – odezwała się nagle Mcgonagall, kiedy byłyśmy już pod gabinetem Dumbledore’a. – I nie przejmuj się kolejną lekcją. Rozmawiałam z Hagridem, a Klara da ci notatki.

Kiwnęłam głową, chociaż tak naprawdę mało mnie obchodziły jakieś notatki. Kobieta zniknęła za chimerą strzegącą wejścia, a ja zostałam sama na korytarzu. W głowie tworzyłam już sobie plan ucieczki. Przecież nie dostałabym szlabanu od ojca. To byłoby niedorzeczne. Po krótkim czasie figura znowu się przesunęła, ale tym razem wyszedł przez nią Snape i Moody. Cofnęłam się instynktownie, panikując od wewnątrz. Spuściłam szybko głowę, zaciskając pięści. Brunet przeszedł koło mnie, jak gdyby nigdy nic, za to Moody zatrzymał się i poklepał mnie po ramieniu. Tuż za nimi wyłonił się mój ojciec. Jak zwykle ubrany był w swój najdroższy, czarny garnitur w kratę. Na palcach obu rąk założone miał grube sygnety, a na głowie typowy sztywny kapelusz (homburg). Mężczyzna nie wyglądał na zadowolonego, co zdradzały jego krzaczaste, ciemne brwi, mocno zmarszczone. Profesor odsunął się ode mnie.

- Alex! – Warknął mój ojciec, podchodząc bliżej. Chwycił mnie boleśnie za ramię, ale zaraz potem puścił, widząc minę Moody’ego. Profesor odchrząknął.

- Do zobaczenia, Victorze – rzekł. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – dodał i oddalił się korytarzem. Stukot jego laski był jeszcze słyszalny przez kilka minut.

Ojciec odczekał chwilę, aż był w zupełności pewny, że nikt nam nie przeszkodzi i ponownie złapał mnie za ramię, potrząsając mną lekko.

- Znacie się? – Zapytałam zdziwiona po tym jak Moody nazwał mojego ojca po imieniu.

- Nie przyszedłem tutaj rozmawiać o moich znajomościach. Miałem dzisiaj bardzo ważne posiedzenie w Radzie Ministrów! – Zdenerwował się. – Musiałem odmówić Knotowi, żeby tu przybyć, rozumiesz?!

- Przecież teleportacja jest szybka – odparłam, próbując wyswobodzić się z jego uścisku. – Zaraz sobie wrócisz do swoich ministrów. Żaden ci nie ucieknie, ojcze!

- Nie kpij sobie, młoda damo, ze mnie. Dzięki temu dostałaś wszystko, czego pragnęłaś.

- W dupie to mam! – Jęknęłam, aż w końcu udało mi się oderwać od mężczyzny. Zaczęłam rozmasowywać obolałe ramię. Ojciec skrzywił się, usłyszawszy jak przeklinam, po czym rozejrzał się po korytarzu.

- Musimy poważnie porozmawiać – rzekł ostrym tonem. – Chodźmy gdzieś, gdzie nikt nie będzie nas widział. - Znowu chwycił mnie boleśnie za ramię, prowadząc na niższe kondygnacje zamku. Stanęliśmy w końcu przed jedną z pustych klas. Rodzic wepchnął mnie siłą do środka.

- Zostałem wezwany, ponieważ od pewnego czasu nauczyciele nie są w stanie sobie z tobą poradzić – zaczął. Skrzyżował ręce na piersi, bacznie mnie obserwując. – To, czego się dowiedziałem…- zatrzymał się na moment, kręcąc z niedowierzania głową. – Hańbisz nasze nazwisko! I to z kim?! Z Weasleyami?! Kpisz sobie ze mnie?

- Są czystej krwi! – Krzyknęłam. – Zresztą, to nie ma znaczenia! Ciebie bardziej obchodzi, jaki kto ma status niż samo zdarzenie! Tylko i wyłącznie dobre imię rodziny! Jak my nawet nie tworzymy żadnej rodziny!

- Licz się ze słowami – warknął ostrzegawczo, grożąc mi palcem. – Wychowywałem cię całe życie, a ty przynosisz mi wstyd na stare lata?! Dlaczego nie możesz być taka jak twój brat. – Na wspomnienie o nim twarz mojego ojca przybrała łagodny obraz, po czym znowu wróciła do ostrzejszych rysów. – Picie, nocne zabawy, przeklinanie, seks?! Czy ty na głowę upadłaś? Zachowujesz się jak zwykła dziwka! Powinienem wysłać cię do rygorystycznej szkoły. Hogwart pomieszał ci w głowie!

- Nie było żadnego seksu! – Krzyknęłam. – Czemu każdy powtarza, że się z nimi przespałam?! I nie jestem dziwką!

A może jestem?

- Zachowujesz się jak swoja matka – prychnął. – Wieczne wahania nastrojów, impertynencja i codzienna histeria.

- Nie obrażaj jej! Ciągle siedziałeś w pracy, nie przychodziłeś na noc do domu. Jak niby miała się zachowywać?!

- Alex… - zdenerwował się.

- Nie dziwię się, że cię zostawiła! Miała dość takiego życia! Wracaj do swojej pracy! Nie potrzebuję twoich nędznych pouczeń!

Mężczyzna doskoczył do mnie, uderzając mocno w twarz. Zatoczyłam się lekko do tyłu, ale nie upadłam, ponieważ ojciec chwycił mnie boleśnie za ramiona, potrząsając mną z całych sił.

- Nigdy nie waż się mówić do mnie w ten sposób! – Syknął niebezpiecznie, nie przestając mną szarpać. – Inaczej pokażę ci, jaki potrafię być naprawdę, a wtedy…

-Wystarczy, Victorze – rzekł nagle Moody spokojnym tonem. Nawet nie wiedziałam kiedy pojawił się za nami w klasie. Ojciec puścił mnie szybko, jakbym nagle parzyła. – Dziewczyna zrozumiała wszystko dobitnie, co chciałeś jej przekazać. Możesz wracać do swoich obowiązków.

- Alastorze, to było konieczne. – Nagle ton głosu ojca stał się stonowany i jakby pełen obaw.

- Domyślam się – odparł nauczyciel, spoglądając na mnie magicznym okiem jak trzymam się kurczowo policzka. Czułam się fatalnie. Fatalnie, że Moody to wszystko widział, że ojciec tak mnie potraktował, że Snape widział we mnie dziwkę, że wszystko zaczynało się powoli walić. Poczułam łzy pod powiekami.

- Zasłużyła na karę. Powinienem jej zmienić szkołę!

Moody skierował oboje oczu na mojego ojca.

- To nie będzie konieczne. Panna Lamberd dostała już karę i więcej nie zrobi podobnych głupot.

Przez chwilę obaj mierzyli się spojrzeniami. Moody wpatrywał się w mego ojca z dziwnym spokojem, który wydawał mi się trochę przerażający. Ojciec natomiast był lekko spanikowany. Zapewne bał się, że to co zobaczył nauczyciel, może zniszczyć jego karierę praworządnego ministra.

W końcu mój ojciec opuścił klasę bez słowa, trzaskając mocno drzwiami, a profesor podszedł do mnie powoli.

- W porządku? – Zapytał z troską, podnosząc laską mój podbródek. – Opuść rękę – dodał, gdyż cały czas trzymałam się za czerwony policzek. Zrobiłam jak kazał, a łzy ciurkiem spływały mi po policzkach. – Zaraz coś na to zaradzimy – uśmiechnął się, obejmując mnie ramieniem.

Wyszliśmy z Sali. Moody rozejrzał się czujnie po korytarzu i zaprowadził nas do swojego gabinetu, gdzie usiadłam na kanapie ze spuszczoną głową. Nauczyciel zaś zaczął przechadzać się po swoich komnatach szukając czegoś, aż w końcu nachylił się nade mną i ponownie podniósł mój podbródek, przykładając do policzka kompres nasączony lodowatą wodą.

- Ślad powinien zejść po chwili – wyjaśnił, przysuwając sobie fotel. Usiadł w nim naprzeciwko mnie, nachylając się trochę do przodu. – Nie płacz, Alex – dodał i otarł kciukiem łzę spływającą po moim policzku.

- Nigdy wcześniej mnie nie uderzył – powiedziałam z żalem, trzymając okład przy twarzy. Moody kiwał głową, jakby rozumiał stan rzeczy.

- Moje relacje z ojcem również nie były usiane różami – rzekł po chwili, oblizując usta. – Brak czasu dla syna, ciągłe kłótnie. Na sam koniec mój własny ojciec wyrzekł się mnie.

- To straszne – mruknęłam.

- Nie przejmuj się. To było dawno temu. Teraz jest on dla mnie obcym człowiekiem. – Moody położył dłoń na moim kolanie, głaszcząc je lekko. – Lepiej się czujesz?

Wzruszyłam ramionami, odsuwając w końcu kompres od twarzy. Kuknęłam wzrokiem na profesora, który ponownie się uśmiechnął.

- Prawie zniknęło. Rano nie będzie śladu, królewno.

Zagryzłam wargę, ponownie spuszczając głowę. Kurtyna włosów zakryła mi pół twarzy, a moim ciałem wstrząsnął szloch.

- Profesor jest taki dobry dla mnie – chlipnęłam cicho, zakrywając buzię dłońmi. – Nie musiał pan stawać w mojej obronie. Poradziłabym sobie jakoś.

Nauczyciel wstał szybko i usiadł obok mnie, przygarniając ramieniem. Zaczął mnie uspokajać, ale im bardziej to robił, tym głośniej płakałam.

- Królewno, nie mogłem pozwolić, żeby robił ci krzywdę. Przecież wiesz, że zawsze będę po twojej stronie.

- Jestem taką idiotką! – Znowu zalałam się łzami, myśląc tym razem o Snapie. -Nie zasługuję na nic.

- Ej, ej, ej. – Moody odsunął się ode mnie i siłą uniósł mój podbródek, po czym objął dłońmi moją twarz, przybliżając się bardzo blisko. – Nie mów tak. Zapędzasz się trochę. Nie pozwól, żeby twój ojciec zniszczył w tobie poczucie własnej wartości!

Nie czekając długo, rzuciłam się na profesora, przytulając go z całych sił. Moody wydawał się tym faktem zaskoczony, ale po chwili objął mnie tak samo, głaszcząc uspokajająco po plecach. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego nie mogłam mieć takiego ojca, jak on. Nauczyciel także spędzał całe życie poza domem. Praca Aurora była zapewne bardziej wymagająca niż ciepła posadka w Wizengamocie, a jednak potrafił zainteresować się mną i Klarą jak własnymi córkami, których prawdopodobnie nigdy nie miał.

- Napijesz się herbaty? – Zapytał nagle, odsuwając się. Przejechał magicznym okiem po całej mojej sylwetce i oblizał usta językiem.

- A pan nie ma żadnych zajęć dzisiaj? – Zdziwiłam się, wycierając wierzchem dłoni łzy z policzków. Powoli zaczynało mi być lepiej. Moody potrafił podnieść na duchu, chociaż nie miał pojęcia, dlaczego się rozpłakałam.

- Dzień wolny – odparł zadowolony. – To jak z tą herbatą?

- Mogę się napić.

Moody kiwnął głową i machnął różdżką kilka razy w powietrzu. Najpierw, przed nami pojawił się stolik, a następnie stanęły na nim dwie filiżanki z parującym napojem.

- Następnym razem pamiętaj Alex, żebyś nie dała się złapać, jak będziesz wracała z imprezy – powiedział, puszczając mi oczko. – Jako nauczyciel będę musiał ukarać cię za to. – Magiczne oko znowu ślizgało się po mojej sylwetce. – Osobiście uważam, że powinnaś się wyszaleć, póki jesteś młoda. Byleby nie za bardzo – dodał ostrzegawczo pod koniec, sięgając po filiżankę. Zrobiłam to samo. Herbata była orzeźwiająca i bardzo smaczna.

- Pamiętaj również o alkoholu – dodał. – Za młodu też lubiłem sobie popić ze znajomymi, ale kiedy… - odchrząknął, przypatrując mi się uważnie – młoda kobieta pije, staje się łatwym celem dla mężczyzn, jeżeli wiesz co mam na myśli.

Zmarszczyłam brwi, ale kiwnęłam powoli głową.

- Tylko ja mówiłam panu, że potrafię się sobą zająć. Zresztą, zawsze jestem wśród przyjaciół. Nic mi się nigdy nie stało.

- Na szczęście, królewno, na szczęście – mruknął pod nosem, upijając herbaty. – Dobrze jest być wśród przyjaciół, a co jeżeli przyjaciele również są pijani? – Uniósł brew i z uśmiechem wyczekiwał mojej odpowiedzi.

- To… - zastanowiłam się przez chwilę. -Nie wiem. Klara zawsze jest trzeźwa.

- I myślisz, że ona ci pomoże, jeżeli ktoś was napadnie? – Moody nie był przekonany.

- Możliwe. Przecież ćwiczy z panem Obronę. Do tego czasu na pewno będzie umiała się bronić – odparłam beztrosko. Moody zmarszczył mocno brwi i odłożył filiżankę na stół.

- Opowiadała ci? – Zapytał, jakby od niechcenia, chociaż wyczułam pewne napięcie w jego głosie. Kiwnęłam głową, a Moody klepnął otwartą dłonią w swoje kolano, po czym je potarł i wstał szybko. – Na dzisiaj wystarczy, królewno. Przyjdź kiedy indziej, to znowu sobie porozmawiamy.

- Dobrze – odpowiedziałam zdziwiona zachowaniem mężczyzny, ale bez ociągania wstałam, pożegnałam się z profesorem i opuściłam jego gabinet.

2 komentarze:

  1. Ohhhh jaaaaaa! Wreszcie, po 30 notkach (nie licząc incydentu z uchem) doczekałam się! <3 Kopciu, level Master! Haha, czyżby Alex podrywała Klarze Moody'ego? :D Jakie to było słodkie, jak się do niego przytuliła <3 ojciec Alex to niezły chujek, nic dziwnego, że się biedna bała konfrontacji. Czyżby okazał się śmierciożercą? Albo raczej kimś takim, jak rodzina Blacków, z poparciem poglądów Voldiego, ale bez przybierania masek i bycia częścią kręgu :D ahhhh, dzięki! Miły początek dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alex wszystkich by chciała mieć XD hahaha
      ~Klara

      Usuń