wtorek, 11 czerwca 2019

33. Pierwszy pocałunek Klary

(…)

- Dopilnujecie, żeby wróciła cała do Gryffindoru? – Alex dopytała dla pewności, spoglądając to na jednego, to na drugiego.

- Słowo harcerza – powiedział brunet, przykładając rękę do piersi.

- Nigdy nie byłeś harcerzem – prychnął Draco. – Zresztą, to mugolskie.

- Ej! – Alex zezłościła się. – Obiecajcie mi, że wróci cała, bo inaczej wam łby rozwalę! -Wyciągnęła różdżkę, celując w obu chłopców naraz.

- No nic jej się nie stanie! – Lucjan przewrócił oczami. – Ale czemu idziesz? Myślałem, że porozmawiamy sobie jeszcze. Chciałem cię zapytać, czy pójdziesz ze mną na bal?

- Nie pójdę – szybko odparła Alex i schowała różdżkę. – Zaproś swoją „dziewczynę”.

Przyjaciółka uśmiechnęła się cwanie, pożegnała się i nie czekając na nic, po prostu wyszła. Ja nerwowo ściskałam w ręce ledwo napoczętą butelkę piwa i patrzyłam oniemiała na kotarę, za którą zniknęła Alex. Co ją ugryzło? Od jakiegoś czasu wydawała się być nie w sosie, ale nie sądziłam, że tak po prostu zostawi mnie samą w kryjówce ślizgonów! Wstydziłam się, gdy siedzieliśmy we czwórkę, a teraz w ogóle poczułam się jak sparaliżowana. Byłam tu sama z tymi dwoma chłopakami, nie mając odwagi spojrzeć na żadnego z nich. Siedziałam jak sardynka w puszce uwięziona pomiędzy Lucjanem, który nachalnie uważał mnie za swoją dziewczynę i Draco, który tak strasznie mi się podobał. Gdyby nie fakt, że blondyn ciągle obejmował mnie ramieniem, od razu wybiegłabym za przyjaciółką.

Po wyjściu Alex na moment zapadła niezręczna cisza. Lucjan spojrzał na mnie jedynie przelotnie, ale nie kontynuował tematu. Zamyślony po prostu napił się piwa. Draco wyłapał to spojrzenie, a na jego twarzy od razu pojawił się cwany uśmieszek. Chłopak cofnął rękę, którą do tej pory mnie obejmował i sięgnął po kolejne piwo, otwierając je.

- No co jest Bole? - Malfoy zapytał wrednie i pstryknął kapslem, za pierwszym razem trafiając do stojącego na stole, pustego kufla. – Nie zapraszasz?

Otworzyłam szerzej oczy, czekając w niepewności. Zaproszenie na bal byłoby czymś naprawdę miłym, ale nie wiem, czy chciałabym iść na tę imprezę właśnie z Lucjanem. Przy poprzednim spotkaniu w kryjówce ślizgonów podsłuchałyśmy z Alex, że według nich takie zaproszenie wiąże się też w innymi „bonusami”. Ta myśl mnie odstraszała.

- A Ty z kim idziesz? – Lucjan nawet na mnie nie spojrzał.

- Jeszcze nie wiem – Draco wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodnie, zarzucając rękę na oparcie kanapy za moimi plecami. - Mam kilka opcji – postukał palcami w obicie mebla.

Cały czas siedziałam nieruchomo. Odniosłam wrażenie, że nagle przestałam dla nich istnieć. Byłam jak powietrze. Jak gdyby po wyjściu Alex, ktoś zarzucił na mnie pelerynę niewidkę. Teraz i tak nie mogłam się na niczym skupić, bo ciągle dudniło mi w głowie, że Draco Malfoy jeszcze do niedawna obejmował mnie ręką. Do tego siedział na tyle blisko, że nasze nogi częściowo się stykały. Wszystko przez to, że rozsiadł się na kanapie niczym król. Czy robił to przypadkowo, czy naumyślnie? Zerkałam na niego nieśmiało.

- A ta Twoja laska? Jak jej tam było… – Bole postukał palcem wskazującym w podbródek i przechylił się do przodu, by lepiej widzieć kompana. – No ta z waszego roku?...

- Mówisz o Parkinson? – Draco pociągnął łyk z butelki i stwierdził z rozbrajającą szczerością. - To nie jest moja laska.

- No popatrz, a słyszałem, że ją pieprzysz – zaśmiał się Lucjan.

- Od kiedy jedno wymaga drugiego? – Draco poruszył brwiami i zerknął na mnie. – Amber, zostajesz w tyle – rzucił od niechcenia.

- Co?... – zerknęłam speszona na blondyna.

- Właśnie. Pij – pospieszył mnie Lucjan, łapiąc za moje piwo od spodu i podsuwając mi je bliżej twarzy.

Odruchowo odsunęłam głowę. Spojrzałam wystraszona na bruneta. Chłopak uśmiechał się do mnie przyjaźnie. Puścił moje piwo i znacząco wskazał na nie głową. Nie umknęło ich uwadze, że od dłuższego czasu nie wzięłam nawet łyka.

- Na Merlina, nie bój się – Bole zaśmiał się. – Obiecałem Cie odstawić, to Cie odstawie. Możesz sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa – mrugnął.

- Ja to tak nie bardzo… - próbowałam się tłumaczyć.

- Amber, no pij – Draco rzucił zmęczonym tonem i potrząsnął własną butelką, sprawdzając ile jeszcze mu zostało.

Speszona od razu wzięłam spory łyk piwa. W ogóle mi nie wchodziło, było gorzkie i niesmaczne. Jak wszyscy mogli to pić? Chciałam odstawić butelkę, ale spojrzenia chłopaków mówiły jasno, że mam nie przerywać. Piłam dalej, tym razem małymi łyczkami.

- Bole – zagaił blondyn i posłał koledze znaczące spojrzenie. - Ciągle powtarzasz, że Amber jest Twoją laską, a jakoś nie widzę, żebyście byli blisko.

- Właśnie to samo jej dziś mówiłem! – Lucjan klepnął się otwartą dłonią w udo i przechylił się w stronę kompana. – Wyobraź sobie, że dziś w składziku mieliśmy takie dogodne warunki…

Draco spojrzał na mnie z umiarkowanym zainteresowaniem. Otworzyłam szeroko oczy.

- Tylko rozmawialiśmy! – powiedziałam szybko.

- Właśnie, tylko – Lucjan westchnął teatralnie i przeczesał palcami włosy. – Powiem Ci, że ciężko coś ugrać. Normalnie żelazna dziewica jak te wszystkie krukonki.

Malfoy uśmiechnął się kpiąco. Bole dostrzegł minę kolegi i postanowił mu coś udowodnić.

- Sam zobacz – skomentował brunet.

Złapał za moje piwo, bez problemu wyciągając mi je z ręki. Odstawił je na stół. Miałam wrażenie, że oboje patrzyli na mnie jak na okaz w zoo. Zerknęłam to na jednego, to na drugiego i zniżyłam się nieco na siedzisku, chcąc po prostu zapaść się pod ziemię. Może to był dobry moment na ulotnienie się?

- Klara, to co z tym całusem? – Lucjan poruszył brwiami. – Dawaj, nauczę Cię. To nie takie straszne jak myślisz…

Chłopak lekko nachylił się w moją stronę, a ja gorączkowo potrząsnęłam głową.

- Nie chcę – mruknęłam.

- Po prostu zamknij oczy, a ja się zajmę resztą – kontynuował brunet.

Spanikowana lekko go odepchnęłam. Lucjan wyprostował się i rozłożył ręce z miną „a nie mówiłem?”. Malfoy parsknął śmiechem.

- Źle się za to zabierasz… - mruknął. Pociągnął z butelki łyk piwa i głośno odstawił ją na stół. Poprawił się na siedzeniu. – Amber? – zwrócił się do mnie.

- Tak? – niczego nieświadoma obróciłam głowę w stronę Draco.

Chłopak tylko na to czekał. Momentalnie naparł na mnie ciałem, a nasze wargi się zetknęły. Poczułam, jak jego wilgotny język bezceremonialnie wpycha mi się do ust. Zaskoczona ale i oniemiała nie opierałam się pocałunkowi, pozwalając mu na tę przyjemną pieszczotę. Czułam, jak dziwne ciepło rozlewa mi się po ciele. Zrobiło mi się gorąco. Choć trwało to bardzo krótko, w tej jednej chwili cały świat przestał istnieć.

Wszystko zepsuł Bole, który nagle odchrząknął, przypominając nam, że wciąż byliśmy we trójkę. Malfoy odsunął się z triumfalnym uśmieszkiem i jakby nigdy nic sięgnął po swoje piwo. Ja początkowo zastygłam w tej dziwnej pozie, patrząc na blondyna z niedowierzaniem. Pocałował mnie. Draco Malfoy mnie pocałował! Policzki mnie paliły. Serce waliło jak oszalałe. Wzrok miałam mętny, rozmarzony. W jednej chwili miałam wrażenie, że uszło ze mnie całe powietrze. Jeszcze bardziej osunęłam się na kanapie, nie mogąc zebrać myśli. Lucjan przyglądał mi się przez chwilę. Szturchnął mnie, bez reakcji z mojej strony.

- Co to było? Pocałunek dementora?... – zaśmiał się chłopak.

- Mówiłem, że źle się za to zabierasz - Draco jedynie wzruszył ramionami i napił się. Nawet na mnie nie patrzył.

Lucjan złapał mnie za nadgarstek, podniósł moją rękę, a zaraz potem puścił ją, obserwując jak ta opada bezwładnie na kanapę.

- Kurwa, stary... – Bole pokręcił głową. - Nie dość, że naruszyłeś kodeks kumplostwa, to jeszcze zepsułeś mi dziewczynę.

- Kogo oszukujesz? – Malfoy spojrzał na niego z wyższością. - Wszyscy wiedzą, że nie jesteście razem.

- Nie mów tak! – Lucjan objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie moje bezwładne ciało. Nie miałam siły się opierać. Wciąż byłam w szoku. – My się kochamy! – wyszczerzył się.

- Właśnie widzę – mruknął znudzony Draco. Opróżnił kolejną butelkę piwa i odstawił ją na stolik.

Lucjan spojrzał na mnie, ale widząc, że nie panikuję jak zawsze, po prostu zostawił mnie w spokoju.

- Cholera – brunet przeciągnął się i podrapał po karku. - Fajnie byłoby pójść na bal z jakąś dziesiątką…

- Dycha też może ci spieprzyć wieczór.

- Ale to nadal dycha! – Bole spojrzał na mnie i po krótkim namyśle, wstał nagle. – Rozejrzę się za innymi opcjami – rzucił na odchodne.

Patrzyłam na znikające za kotarą plecy chłopaka i zamrugałam. Po prostu wyszedł? Ocknęłam się nagle i poprawiłam na kanapie, grzecznie wygładzając rękoma materiał spódnicy. Zostaliśmy sami, ja i Malfoy. Zapanowała cisza. Wciąż nie wierzyłam, że on mnie pocałował. To było dużo więcej niż oczekiwałam. Od piwa trochę wirowało mi w głowie, ale nie na tyle mocno, żebym mogła mieć zwidy. To się musiało stać naprawdę. Dlaczego to zrobił? Zerknęłam nieśmiało na ślizgona, ale ten znowu nie zwracał na mnie uwagi. Po prostu sięgnął po kolejne piwo, otwierając je i jakby od niechcenia powtarzając sztuczkę z kapslem.

- Chcę już wracać… - odezwałam się w końcu. Wzięłam głęboki wdech i z trudem wypowiedziałam kolejne słowa. - Odprowadzisz mnie?...

Draco lekko uniósł brwi i zerknął na mnie przelotnie.

- Ja nic nie obiecywałem – stwierdził obojętnie i napił się.

Zawstydzona opuściłam głowę, a chłopak ponownie zarzucił rękę na oparcie za mną. Było już naprawdę późno, robiłam się zmęczona. Nie chciałam tutaj siedzieć, tym bardziej, że robiło się niezręcznie. Zebrałam się w sobie i próbowałam wstać, ale wtedy Malfoy złapał mnie za bark, przytrzymując na miejscu.

- Poczekaj – mruknął i przekręcił się w moją stronę.

Zarumieniona usiadłam z powrotem w tym samym miejscu. Serce znów waliło mi jak oszalałe. Patrzyłam na ślizgona niepewnie. Od niego biła pewność siebie.

- Co z tym wypracowaniem? – zapytał nagle, patrząc mi prosto w oczy. – Długo mam na nie czekać?

-N..nie – zająknęłam się, zupełnie nie spodziewając się, że właśnie o tym będzie chciał ze mną rozmawiać. Skarciłam się w myślach. – Przepraszam, na pewno je dostaniesz. Po prostu jeszcze nie miałam czasu… Chciałam dziś je zrobić, ale Lucjan nas tutaj zaciągnął… – tłumaczyłam.

Poczułam, że coś dotyka moich włosów. Drgnęłam i spojrzałam przez ramię, dostrzegając, że to Malfoy okręca sobie jeden z moich kosmyków wokół palca. Zamrugałam zdezorientowana. Czy on mi okazywał zainteresowanie, czy nie? Wysyłał mi sprzeczne sygnały, a ja nic z tego nie rozumiałam. Jakoś myśl, że mogłabym mu się podobać była dla mnie nierealna.

- Jutro po obiedzie – powiedział nagle.

- Co jutro po obiedzie?... – zapytałam zaskoczona, ponownie spoglądając mu w oczy. Wydawały się takie zimne.

- Spotkamy się w bibliotece i zrobisz to wypracowanie – Draco upił łyk piwa, nie przerywając kontaktu wzrokowego. – Mówiłaś, że wystarczy jeden dzień – dodał, na moment przymrużając oczy.

- Bo wystarczy. Powinno – odpowiedziałam szybko, kiwając głową.

Nie sądziłam, że będzie chciał być przy tym. Czyżby mój plan zrobienia wypracowania za odrobinę uwagi serio działał? I czy nasze spotkanie będzie randką? Nigdy nie byłam na randce. Od razu zaczęłam się stresować. A może to tylko zwykła wspólna posiadówka? Z Nevillem często uczyliśmy się razem, a przecież nigdy nie martwiłam się tym, że będziemy siedzieć obok siebie. Dlaczego tym razem było inaczej?

- No to jesteśmy umówieni – Draco klepnął mnie w ramię i zabrał rękę zza moich pleców. – Teraz możesz iść.

Zamrugałam z niedowierzaniem i powoli wstałam z kanapy. Tym razem mnie nie zatrzymał. Spojrzałam niepewnie na kotarę oddzielającą pomieszczenie od reszty pokoju życzeń. Malfoy znów rozsiadł się wygodnie. Obserwował mnie spokojnie.

- Co jest? Dopiero co chciałaś iść.

- Bo chcę, ale… - zawahałam się.

- Ale co? – jego spojrzenie nie odpuszczało.

Chciałam powiedzieć tak wiele rzeczy, ale moje usta pozostawały zamknięte. Strasznie mi się podobał, a jeszcze teraz doszły te inne odczucia. To ciepło gdzieś w środku. Dziwna lekkość. Pocałunek naprawdę zamieszał mi w głowie. Z drugiej strony bałam się, że mnie wyśmieje. Skoro Lucjan chodził ze mną dla żartu, równie dobrze Draco mógł okazywać mi te szczątki zainteresowania z tego samego powodu. Co na moim miejscu zrobiłaby Alex? Na pewno nie stałaby jak ostatnia ofiara. Na szczęście ta chwila nie trwała długo, bo z impasu uratował mnie Lucjan Bole. Zajrzał nagle przez kotarę i szybko wszedł do środka. Był dziwnie poważny, zerknął na siedzącego Malfoya, a później na mnie.

- Ekipa, zmywamy się – powiedział szybko.

- Co jest? – zapytał Draco marszcząc brwi.

- Snape’owi odbiło – Lucjan zakręcił palcem przy własnej skroni.

Podszedł do kanapy, złapał za różdżkę i zaczarował wszystkie nieotwarte piwa, by stały się bardzo małe. Poukrywał je w kilku kieszeniach. Ja patrzyłam na nich naprzemiennie, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

- Aż tak? – zapytał Malfoy, dopijając swój trunek. Zaraz potem wstał i poprawił swój nienaganny strój.

- Aż tak – potwierdził Bole, zerknął na mnie i nachylił się w stronę ślizgona, mówiąc lekko przyciszonym głosem. – Ponoć Flint dopadł i siłą prawie zaliczył jakąś dziewczynę, ale mu przerwali. Przechwalał się, że już miał dziesięć punktów w garści.

- Co za zjeb… - Malfoy wykrzywił usta w pogardzie.

- Dawno powinni go wypieprzyć – mruknął brunet. - To już przesada. Musimy dopisać do zasad, że punkty zdobyte siłą się nie liczą.

Ślizgoni pospiesznie ruszyli do wyjścia. Przerażona objęłam się ramionami i ruszyłam za nimi, starając się nadążyć. Szybko przedzieraliśmy się przez labirynt korytarzy, nie spotykając nikogo po drodze.

- Flint nie wrócił do dormitorium i Snape wpadł w szał – Lucjan kontynuował opowieść. - Rozniósł pół pokoju wspólnego, obudził kogo się dało, a teraz przeczesują szkołę. Lepiej żeby nas tutaj nie znaleźli, nie?

- Kurwa. Czyli już wie, że nie było nas w sypialni – skomentował Malfoy.

- To nasz najmniejszy problem.

Podeszliśmy pod drzwi wyjściowe pokoju życzeń. „Strażnika” nigdzie nie było, a namiot imprezowy zniknął. Atmosfera była tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Wszyscy popatrzeliśmy na drzwi. Przeczuwałam najgorsze.

- A co jeśli stoją tuż za drzwiami? – zapytałam cicho.

- To nas złapią – Lucjan wzruszył ramionami i sięgnął w kierunku klamki.

Skoro Snape przeczesywał szkołę, zapewne robił to też profesor Moody. Na samą myśl o tym, że przyłapie mnie tutaj z nimi o tej porze, zrobiło mi się słabo. Było grubo po ciszy nocnej. Profesor dosadnie dał mi do zrozumienia, że nie lubił niesubordynacji. Byłam pewna, że znowu mnie ukarze… Do tego Flint cały czas gdzieś się kręcił… Tak bardzo bałam się wracać. Zebrałam się w sobie i szybko złapałam Bole’a za rękaw. Ten spojrzał na mnie zaskoczony.

- Odprowadzisz mnie do dormitorium?... – zapytałam ze łzami w oczach.

Malfoy i Bole popatrzyli po sobie o mało nie wybuchając śmiechem.

- Obiecałeś Alex… - powiedziałam cicho. - Błagam, nie chcę trafić na tego Flinta…

- No Bole, obiecałeś – Draco sparodiował mnie.

- Dałem słowo harcerza, ale harcerzem nigdy nie byłem – Lucjan stwierdził rozbrajającą szczerością i poklepał mnie po plecach. – Daj spokój, to w zupełnie inne strony. No i po co Flint miałby się kręcić po waszym rejonie?

- N..nie wiem… - cofnęłam rękę i opuściłam głowę. - Ale nie chcę żeby…

- Do jutra – przerwał mi Malfoy i nacisnął na klamkę, powoli otwierając drzwi.

Wyjrzał na korytarz, wsunął ręce w kieszenie spodni i jakby nigdy nic, wyszedł. Bole stanął w progu jako drugi i sprawdził sytuację na korytarzu. Panował tam półmrok i nie było w zasięgu wzroku nikogo poza blondynem. Bole już miał wychodzić, ale zerknął na mnie i zobaczył moją wystraszoną minę. Nie wiem, czy zrobiło mu się mnie żal, czy ruszyło go sumienie, ale westchnął i przewrócił oczami.

- Dobra, niech będzie. Zaprowadzę Cię – złapał mnie za dłoń i wyciągnął na korytarz. – Byle szybko.

Lucjan zamknął za nami drzwi, a te magicznie wtopiły się w ścianę, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Przynajmniej jedno mieliśmy z głowy - nie będzie na nas, że wydaliśmy nauczycielom miejsce kryjówki uczniów. Ślizgon spojrzał jeszcze na znikające plecy Malfoya, wyjął różdżkę, rozpalając ją zaklęciem i pociągnął mnie w stronę wieży gryfonów. Szliśmy bardzo szybko.

- Teraz to już naprawdę musisz mi dać buziaka. A najlepiej jakbyś załatwiła mi całusa od Alex. Albo jeszcze lepiej! Gdyby poszła ze mną na bal! No wisisz mi przysługę w każdym razie – chłopak nawijał przyciszonym głosem.

Słuchałam tego, marszcząc brwi.

- Ona Ci odmówiła, bo idzie na bal z Georgem Weasleyem. To jest jej chłopak. Wątpię, żeby dawała całusy innym…

- Mówisz? Ach, taka szkoda – syknął rozczarowany Lucjan. – Zmarnowany potencjał… No cóż. To zadowolę się Twoim całusem – zerknął na mnie. - Nasz „dobry kolega”, Draco, pokazał Ci co i jak, to już chyba bez stresu, co? – szturchnął mnie ramieniem.

Zaczerwieniłam się, unikając z nim kontaktu wzrokowego. Przez błądzenie wzrokiem po ziemi, zauważyłam coś, czego nie powinno tutaj być. Pojedyncze, niewielkie plamy krwi. Pisnęłam wystraszona, a Bole szybko zasłonił mi usta ręką.

- Głupia jesteś? Kręcą się a Ty… - Bole spojrzał tam gdzie ja, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. – Grubo… myślisz że ktoś zginął? – poruszył brwiami i zabrał rękę z moich ust.

- Nawet tak nie mów! – jęknęłam.

Bole nieco przygasił różdżkę i zaczął iść po śladach, ja szłam zaraz za nim. Nie podobało mi się, że idziemy tym tropem. Miałam bardzo złe przeczucia. Dostałam gęsiej skórki. Objęłam się ramionami.

- Idźmy do wieży, proszę – błagałam.

- Chcesz to idź, już jest blisko. Mnie ciekawi co tu się odwaliło – wyjaśnił chłopak, nawet na mnie nie patrząc.

Przeszło mi przez myśl, żeby się rozdzielić, ale w wakacje widziałam w telewizji za dużo horrorów. To nigdy nie kończyło się dobrze. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze. Co zrobiłby profesor Moody? Wyrósłby mi za plecami. Odruchowo zerknęłam za siebie, ale korytarz był pusty. Dobra, druga rzecz… Moody na pewno miałby różdżkę w gotowości! Drżącą ręką sięgnęłam do wewnętrznej kieszonki szaty. Ścisnęłam mocno różdżkę i wystawiłam ją przed siebie, powtarzając sobie w głowie zaklęcia.

- Kurwa! – usłyszeliśmy za rogiem głos należący do Marcusa.

Ja i Lucjan spojrzeliśmy po sobie. Chłopak całkowicie zgasił różdżkę, ale zamiast się wycofać, po cichu ruszył w stronę źródła dźwięku. Nie mając ochoty zostać sama w ciemności, ruszyłam za nim. Bałam się jak cholera. Przez półmrok wydawało mi się, że cienie zmieniają kształty. Powtarzałam sobie jednak, że muszę być twarda. Auror nie bałby się ciemności, nie bałby się śladów krwi, poszedłby i sprawdził sytuację, tak jak robił to Lucjan. To w sumie pewnego rodzaju test, prawda?

Wyjrzeliśmy zza rogu. Korytarzem, tyłem do nas, szedł Marcus Flint. No, może „szedł”, to za dużo powiedziane. Chłopak mocno się zataczał, po drodze obijając o ścianę ramieniem, a czasem też o nią podpierająć. Jedną rękę trzymał przy twarzy, uciskając rozwalony, krwawiący nos. Drugą, oświetlał sobie drogę. Jego koszula była cała w plamach krwi. Wyglądał na trochę poturbowanego. Wyglądało na to, że znalazł się winny znalezionych przez nas śladów. Tylko co mu się stało?

Lucjan wyprostował się i już chciał do niego wyjść, ale usłyszeliśmy za sobą kroki. W chowaniu się byłam beznadziejna. Na szczęście Bole złapał mnie za fraki i pociągnął za sobą. Schowaliśmy się za zbroją. Zasłoniłam usta dłonią, by nie wydać z siebie dźwięku. Wciąż trzymałam różdżkę w gotowości. W korytarzu pojawił się profesor Snape. Widocznie też szedł po krwawych śladach. Gdy tylko dostrzegł Marcusa, jak burza przemknął przez korytarz, w jednej chwili dopadając do chłopaka. Długie, blade palce profesora zacisnęły się na karku ślizgona i przycisnęły go nieco do dołu, aż niestabilne nogi chłopaka lekko się ugięły. Później cisnął nim o ścianę, blokując mu drogę ucieczki własnym ciałem. Flint próbował się bronić, ale profesor sprawnie odebrał mu różdżkę.

- Myślisz, że wszystko Ci wolno, Flint? – Snape wycedził przez zęby i przyłożył różdżkę do krtani chłopaka. – Co Ty sobie wyobrażasz? Że z racji zasiedzenia masz jakieś przywileje? – profesor patrzył mu prosto w oczy. – Jak nisko trzeba upaść, żeby próbować gwałtu. W moim domu. Pod moim okiem.

Marcus wyglądał jakby miał dość zanim w ogóle zaczęła się ich rozmowa. Dyszał ciężko, przyciśnięty do ściany. Ja zerknęłam na Lucjana. Wyglądał na podjaranego tym, że tamta dwójka nas nie widzi. Nie wszystko do nas dolatywało, bo byliśmy daleko, ale sytuacja wyglądała poważnie.

- Gdybym z nią skończył, inaczej by śpiewała! – skłamał chłopak. 

- Zamilcz - wycedził Snape.


- O tak... - Flintowi chyba odbiło, bo nagle się zaśmiał. - Ta dziwka wiele musi dla was znaczyć.

Profesor zmrużył oczy. Szarpnął chłopaka za krawat, przybliżając go do swojej twarzy

- Jakich nas? – syknął, obserwując go uważnie.

- Was, profesorów - Marcus uśmiechał się kpiąco. - Warujecie przy niej jak tresowane psy - chłopak poruszył brwiami.

Usta Snape'a zacisnęły się tak mocno, że teraz przypominały wąską linię. Jego lodowate spojrzenie mogło zabić.

- Zważaj na słowa, Flint. Powinienem obciąć Ci język za te brednie i urwać łeb za głupie pomysły… - Snape powoli zaczął zaciskać pętlę na szyi Flinta, podduszając go. – Właściwie to mógłbym sprawić, byś żałował tego dnia do końca swego marnego życia. Głupi byłeś zawsze, ale liczyłem, że matka nauczyła Cię, by nie ruszać cudzej własności. A może nie wyraziłem się jasno, hm?

Marcus złapał za krawat, próbując go poluźnić, ale Snape ciągle trzymał go ciasno. Patrzył na ucznia z wyższością i obrzydzeniem. Po chwili rozejrzał się dyskretnie i nachylił w stronę ślizgona, patrząc mu prosto w oczy.

- Pamiętasz co Ci powiedziałem?

Flint nie odpowiadał. Powoli zaczynał się dusić. Próbował odepchnąć mężczyznę, ale nieskutecznie. Zaczął wierzgać.

- Pamiętasz? – twardo powtórzył Snape.

Szarpnął chłopakiem, dodatkowo przyduszając go do ściany. Flint gorączkowo pokiwał głową. W tym momencie profesor puścił krawat i odsunął się na bezpieczną odległość. Chłopak szybko poluźnił węzeł, a potem zdjął krawat z szyi. Wparł dłonie o kolana i rozkaszlał się, próbując wziąć kilka głębokich wdechów. Po chwili splunął na ziemię krwią. Na koniec przetarł usta wierzchem dłoni i spojrzał na Snape’a od dołu. Na twarzy ślizgona widać było grymas. Był wkurzony.

- Nie zapominaj się, Flint – zrugał go profesor.

Jedno spojrzenie wystarczyło, by Marcus od razu spuścił wzrok. Snape rozpalił swoją różdżkę, rozjaśniając korytarz. Dopiero teraz dokładnie przyjrzał się uczniowi. Widząc jego stan, zmarszczył brwi.

- Spadłem ze schodów – od razu wyjaśnił Flint. Podparł się o ścianę i z trudem wyprostował.

- Widzę – skomentował Snape, o dziwo nie poddając w wątpliwość słów ucznia. – Idziemy – warknął, wskazując różdżką korytarz.

Zacisnął palce na ramieniu chłopaka i pociągnął go ze sobą. Marcus nic już nie mówił, a jeśli mówił, to na tyle cicho, że nie słyszałam. Stałam nieruchomo, patrząc jak obie sylwetki znikają nam z pola widzenia. Gdy zapadła cisza, Lucjan nagle objął mnie ramieniem. Drgnęłam wystraszona. Z emocji zupełnie zapomniałam, że staliśmy we dwójkę. Wycelowałam w niego różdżką, a on zaśmiał się.

- Spokojnie dziewczyno. Widzisz? – brunet wskazał ruchem głowy na korytarz. -Droga wolna.

Faktycznie było już czysto. Kiwnęłam głową i razem wyszliśmy z kryjówki. Ruszyliśmy w stronę schodów. Gdy miałam pewność, że Flint został złapany, jakoś zrobiło mi się lżej.

- Niezła akcja. Później wypytam Marcusa do której się dobierał. Pewnie wlepią mu szlabany na pół roku – komentował mój towarzysz. – A może wypieprzą go ze szkoły?

Ja szłam z opuszczoną głową. Nie wiedziałam co powiedzieć o tej całej sytuacji. Profesor Snape był niedelikatny, ale też sprawa nie była błaha. O ile prawdą było to, co opowiadał Lucjan. Po namyśle stwierdziłam, że lepiej było nic nikomu nie wspominać. Nie chciałam, by wydało się, że znowu naruszyłam ciszę nocną. Poprzednim razem wpadłam na profesora Moodiego. Zastanawiałam się, czemu dzisiaj nie pojawił się z nikąd, jak to zwykł robić. Myślałam o tym tak długo, aż zatrzymaliśmy się przy schodach. Teraz wystarczyło wejść na nasze piętro i przejść przez obraz.

- To co? Dojdziesz sama, czy Ci pomóc? – Lucjan patrzył na mnie z dziwnym uśmieszkiem.

- Myślę, że już dojdę sama – odpowiedziałam po namyśle. - Jesteśmy blisko. Zagrożenia nie ma.

- A mogę popatrzeć? – Bole poruszył brwiami.

- Chcesz patrzeć jak idę? - Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc.

- Chcę widzieć jak dochodzisz – sprecyzował, a jego twarz nie przestawała się cieszyć.

- Znaczy.. odprowadzić mnie, tak? Myślałam, że się spieszysz.

- Raczej doprowadzić – poprawił mnie, opierając się łokciem o poręcz. - I spieszę się, ale na odrobinę przyjemności zawsze znajdzie się chwila. To co, chętna? – rozłożył ręce.

- Chyba jesteś pierwszą znaną mi osobą, której chodzenie sprawia przyjemność… - mruknęłam, dziwnie na niego patrząc.

Bawił się ze mną w jakieś gierki słowne, których w ogóle nie rozumiałam. Złapałam za poręcz, gotowa ruszyć na piętro. Lucjan rozbawiony pokręcił głową.

- Chciałem zapytać jak to robisz, ale… - Ślizgon machnął ręką, poddając się. – Jesteś jak zamknięta księga, co?

- Chyba odwrotnie. Ponoć dużo po mnie widać – dotknęłam własnych policzków. - Muszę nad tym popracować.

- No ja po Tobie widzę… – Lucjan podłapał temat i podszedł bliżej. - Że wciąż wisisz mi moją nagrodę za przysługę. Mam odebrać ją sam?

Przypomniało mi się o co prosił i od razu się spięłam. Alex nie mogłam mu obiecać, nawet gdyby była wolna. To podchodziłoby pod handel ludźmi. Z resztą przyjaciół się nie sprzedaje. Znaczyło to, że został albo całus, albo przysługa. Skoro chciał odebrać, zapewne miał na myśli pierwsze z nich. Szybko potrząsnęłam głową.

- Więc na co czekasz? – zapytał z uśmiechem.

- Mówiłeś, że to może być też przysługa?... – zapytałam nieśmiało, zaciskając palce na poręczy.

- O tak, może być przysługa – Lucjan zaśmiał się szczerze. – Ale nie boisz się, że wymyślę coś gorszego?

Z głębi korytarza dobiegły nas jakieś dźwięki. Ktoś nadchodził. Lucjan zerknął w tamtym kierunku.

- Jeszcze o tym pogadamy – Ślizgon mrugnął do mnie i szybko zbiegł po schodach.

Ja od razu ruszyłam do góry, nie mając zamiaru dać się złapać. O dziwo udało mi się dotrzeć pod obraz, a potem wypowiedzieć hasło. Pokój wspólny był niebywale cichy i pusty o tej porze. Wyglądało na to, że wszyscy smacznie spali. Sama też czułam się strasznie zmęczona. Od razu poszłam do sypialni. Zerknęłam na łóżko Alex, upewniając się, że wróciła bezpiecznie. Przebrałam się w pidżamę i położyłam na materacu, wbijając wzrok w baldachim. Ten dzień był pełen emocji, ale jedno wydarzenie najbardziej odbiło na mnie swoje piętno. Po cichu wyjęłam z kufra pamiętnik, otworzyłam go na pustej stronie i zapisałam jedynie kilka słów.

„Nie wiem czy to coś znaczyło, ale pocałował mnie. Jestem taka szczęśliwa.”

Z uśmiechem zamknęłam pamiętnik i schowałam go na miejsce. Później wróciłam do łóżka i zamknęłam oczy, od razu pogrążając się we śnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz