niedziela, 9 czerwca 2019

32. Dużo dialogów, mieszanie w głowie Alex, smutek, George

Stałam oparta o ścianę obok składziku i rozglądałam się co chwilę po korytarzu, czy ktoś nie idzie. Trochę dziwnie by to wyglądało, gdyby ktoś postronny zobaczył mnie jak czekam koło pomieszczenia na miotły.

Nagle usłyszałam bardziej podniesione głosy po drugiej stronie i pisk przyjaciółki.

- Klara… wszystko w porządku? – Spytałam, przykładając ucho do drzwi.

- Nic jej nie jest – odparł Lucjan, po czym coś uderzyło w drzwi. Odsunęłam się lekko, marszcząc brwi. Co to był za pomysł, żeby rozmawiać w takim miejscu? Nie mogli jak normalni ludzie usiąść na dziedzińcu albo na błoniach? Nie bardzo miałam ochotę stać na czatach w takim miejscu i pilnować, żeby ten durny Ślizgon zachowywał się jak trzeba, aczkolwiek sprawiał wrażenie miłego. Trochę przesadzał z pewnością siebie, ale z drugiej strony było to nawet urokliwe. Ponownie przyłożyłam ucho do drzwi, gdy nagle ktoś chwycił mnie mocno za szatę na plecach i szarpnął do tyłu. Nie musiałam nawet spoglądać na tę osobę, gdyż rozpoznałam ją po zapachu wody kolońskiej – Snape.

Mężczyzna nawet na mnie nie spojrzał. Przerzucił tylko wzrok na składzik, po czym sięgnął za klamkę, ale nie zdążył jej nawet chwycić, ponieważ drzwi otworzyły się same. Przed nami stała sparaliżowana Klara, którą obejmował Lucjan. Chłopak, gdy tylko zobaczył swojego profesora, cofnął rękę, odsuwając się od dziewczyny o kilka kroków.

- Co to ma znowu znaczyć, Bole? – Zapytał Snape znudzonym tonem. Nauczyciel w dalszym ciągu nie miał zamiaru mnie wypuszczać. Jego palce z taką samą siłą trzymały moją szatę, jak przedtem. Próbowałam się nawet wyrwać, ale bez zrobienia dziury w ubraniu, było to raczej niewykonalne.

- Tylko rozmawialiśmy, profesorze! – Pisnęła Klara, wychodząc szybko z pomieszczenia.

- Przecież to jeszcze dziecko, Bole – dodał Snape, ignorując dziewczynę.

- Klara jest moją dziewczyną – powiedział chłopak, uśmiechając się niewinnie.

- Co?! – Zapowietrzyła się Gryfonka. – Nie, nie, nie. Profesorze, niech profesor go nie słucha. Ja tylko…

- Zamilcz, Amber – przerwał ostro Snape, spoglądając to na jedno, to na drugie, po czym przyłożył palce wolnej ręki do nasady nosa i westchnął cicho. – Wynoście się wszyscy.

Lucjanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wyminął Snape’a, puścił oczko do Klary i zniknął za rogiem. Klara również chciała odejść, ale mężczyzna w dalszym ciągu trzymał mnie w żelaznym uścisku.

- Em…- mruknęła dziewczyna, chcąc coś powiedzieć, ale chyba nie wiedziała co dokładnie.

- Może mnie pan puścić? – Spytałam cicho. Nauczyciel momentalnie poluzował uścisk, odsunął rękę i odszedł w odwrotną stronę niż Bole. Patrzyłyśmy za nim przez chwilę, po czym obie również uciekłyśmy z tego miejsca. Po pewnym czasie Klara zaczęła panikować.

- Co on sobie pomyśli?! Zobaczył mnie z nim w tym składziku! I tak cud, że nie odjął nam punktów.

- On wie, że ty nic byś nie zrobiła – westchnęłam niepocieszona. Jak on mógł tak mnie traktować?! Nawet na mnie nie spojrzał. Nic. Zero. – Myślę, że bardziej mógłby się wściekać na Bole’a. On ma większe pole do popisu niż ty.

Zamyśliłyśmy się obie tak bardzo, że nawet nie usłyszałyśmy nawoływania profesora Moody’ego. Dopiero, gdy mężczyzna do nas podszedł, chwytając za ramiona, drgnęłyśmy wracając do rzeczywistości.

- Co się dzieje, panienki? – Zaśmiał się beztrosko, poklepując.

- Dzień dobry, profesorze – odparła poważnie Klara, spoglądając w bok. Spojrzałam na nią zdziwiona, ale zapewne dalej przeżywała tego Snape’a. Nie miała czym się martwić. Snape na pewno nie będzie jej obwiniał w niczym. Sam powiedział, że Klara jest tylko dzieckiem. Dla niego każda z nas była tylko i wyłącznie dzieckiem.

- Miałyśmy bliższe spotkanie z profesorem od Eliksirów – wyjaśniłam Moody’emu nie wdając się w szczegóły. Po minie mężczyzny domyśliłam się, że czekał aż opowiem mu więcej, ale nie miałam zamiaru tego robić, Klara tym bardziej, gdyż w dalszym ciągu wpatrywała się w ścianę. Moody odpuścił.

- Jak wam minął wczorajszy dzień, dziewczyny? – Dopytywał dalej. – Alex, wszystko w porządku?

Kiwnęłam głową. Wszystko było w jak najlepszym porządku, oprócz tego, że Snape traktował mnie jak powietrze.

- Klaro?

- Tak, profesorze – odparła, spoglądając na niego nieśmiało.

- Najadłaś się wczoraj w kuchni? – Zapytał z uśmiechem, a dziewczyna spojrzała w końcu normalnym wzrokiem na mężczyznę, otwierając lekko usta. – Przetrzymałem cię trochę dłużej niż zamierzałem. Wybacz.

- Skąd pan profesor wie?

- Powiedzmy, że mam pewną przyjaciółkę wśród skrzatów. Nie zawsze lubię spożywać posiłki w gronie innych nauczycieli, a jedna ze skrzatek stara się dbać o moją codzienną dietę. – Poklepał się po lekko wystającym brzuchu. – Mam nadzieję, że nie jadłaś za dużo… - zrobił pauzę, mrużąc nieznacznie oczy - czekoladowych żab. W pewnych ilościach robią się niezdrowe.

Dziewczyna wpatrywała się w niego, nie wiedząc co powiedzieć, więc Moody ponownie się uśmiechnął, przysuwając sobie nas bliżej siebie.

- Macie jakieś plany na dzisiejszy wieczór?

- Właściwie, to chciałyśmy posiedzieć w dormitorium – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie miałam ochoty na żadnego typu imprezy. Chciałam tylko leżeć i myśleć o Snapie. Klara natomiast wspominała o nauce na kolejny tydzień.

- To dobrze, dobrze. To bardzo dobrze – mruknął zadowolony. – W takim razie nie będę wam przeszkadzał. Mam nadzieję tylko, że odwiedzicie mnie w weekend. Klaro, co ty na to? – Dziewczyna kiwnęła głową, aczkolwiek zrobiła to z lekkim opóźnieniem.

- Bardzo chętnie – odparła, starając się na uśmiech. Moody pożegnał się z nami i odszedł.

Postanowiłyśmy wrócić na chwilę do dormitorium przed kolacją. Chciałam zapytać Klarę o jej dziwne zachowanie w stosunku do profesora, ale dziewczyna zdawała się być normalna i ucieszona, chociaż w dalszym ciągu przeżywała Snape’a i Lucjana.

Gdy tylko przeszłyśmy przez obraz doskoczył do nas George. Chwycił mnie za rękę, zaciągając na środek salonu.

- Mam dla ciebie niespodziankę! – Oznajmił ucieszony. – Co powiesz na romantyczną kolację?

- Co? – Zdziwiłam się, nie rozumiejąc do końca co chłopak miał na myśli. Tak naprawdę, nie chciałam już ciągnąć dłużej tej znajomości. Snape’owi nie podobało się, że grałam na kilka frontów. Dawał mi to do zrozumienia na każdym kroku, wypominając co chwilę bliźniaków. Z drugiej strony, jaką miałam pewność, że nauczyciel zainteresuje się mną, kiedy przestanę chodzić z George’em? Traktował mnie jak powietrze, wręcz nienawidził. Nie chciałam przekreślać swojej przyjaźni z chłopakiem przez kogoś, kto mną gardził.

- Dzisiaj, ty, ja i randka – sprecyzował w kilku słowach, obracając mną wokół własnej osi. – Wymkniemy się do Hogsmeade, zjemy kolację w knajpie, a potem… porobimy co tylko będziesz chciała.

Wpatrywałam się w bliźniaka z osłupieniem. Wyglądał na tak bardzo szczęśliwego. Nie miałam sumienia zrywać z nim.

- No nie wiem… - mruknęłam. – Chciałam poleżeć w dormitorium.

- Ty? – Zaśmiał się chłopak, przyciągając mnie do siebie. – Daj spokój. Proszę cię, zrób to dla mnie.

- Możemy porozmawiać o tym po kolacji? – Poprosiłam, dając sobie czas na przemyślenie wszystkiego.

- Dobrze – zgodził się George, całując mnie w policzek. – Tylko nie zapomnij.

- Przyjdę zaraz po kolacji i porozmawiamy – obiecałam. Pożegnałam się z nim i weszłam po schodach do pokoju dziewczyn. Klara, która weszła na górę chwilę przede mną, rozpakowywała na łóżku swoją torbę, zastanawiając się od czego zacznie naukę. Jej wzrok chwilę dłużej utknął na Historii Magii. Usiadłam koło niej, chwytając podręcznik w ręce.

- Serio chcesz za niego napisać referat? – Zapytałam, dalej nie dowierzając i wymachując książką przed oczami Gryfonki.

- Poprosił mnie.

- On to prawie na tobie wymusił – skrzywiłam się. – Wie, że wodzisz za nim wzrokiem i wykorzystał to przeciwko tobie. Nie powinnaś mu pisać żadnego wypracowania, rozumiesz?

- Jak to jedyna szansa, żeby zacząć z nim rozmowę! – Nie dawała za wygraną. Postanowiłam, że nie będę się dłużej z nią kłócić. Skoro dziewczyna pragnęła w ten sposób zwrócić swoją uwagę, to droga wolna. Rzuciłam podręcznikiem z powrotem na łóżku, wstając.– Myślisz, że się domyśla? – Zapytała po chwili, robiąc oczy wielkości spodków.

- Na pewno – odparłam pewnie, kładąc się na swoim materacu. Podłożyłam sobie pod głowę poduszkę, wpatrując się w sufit. Przez chwilę nie odzywałyśmy się do siebie. Kątem oka widziałam tylko jak dziewczyna zaczyna pisać swój własny referat, co chwilę spoglądając na mnie. Ja o swoim wypracowaniu nawet nie myślałam. Binns i tak wszystkim dawał Wybitne, więc nie było co się martwić jego przedmiotem.

- Alex… - zaczęła nagle Klara ostrym tonem, odkładając pióro. – Od kilku dni zachowujesz się nienormalnie. Jakbyś nie była sobą. W dodatku ta rozmowa z George’em? – Dziewczyna wskazała głową na drzwi. – Nie cieszysz się, że idziesz z nim na randkę?

- Nie dręcz mnie teraz Weasley’em – mruknęłam, obracając się plecami do przyjaciółki. – Chcę się chwilę przespać. Obudzisz mnie na kolację?

- To nie porozmawiasz ze mną? – Zdziwiła się.

- Nie – odparłam krótko, zamykając oczy.

Przyjaciółka obudziła mnie kilka godzin później. Byłam jej wdzięczna. Mogła przecież tego nie robić i obrazić się. Zeszłyśmy więc razem do Wielkiej Sali, siadając obok przyjaciół. Klara zajęła miejsce koło Hermiony, a ja przy Harrym. Ron w dalszym ciągu nie chciał wyciągnąć do mnie ręki, więc ja również nie miałam zamiaru robić tego pierwsza.

- Alex! – Krzyknął nagle George, który siedział kilka miejsc dalej przy swoim roczniku. – Pamiętaj o naszej rozmowie! – Odpowiedziałam mu skinieniem głowy i bezwiednie zajrzałam ponad głowami zebranych w stronę stołu nauczycielskiego. Wszyscy profesorowie byli obecni na dzisiejszej kolacji. Dumbledore rozmawiał z Mcgonagall, Flitwick z profesorem Moodym, a do Snape’a dosiadł się dyrektor Durmstrangu. Mężczyzna gestykulował energicznie rękoma, tłumacząc coś brunetowi, który nie za bardzo go słuchał, przeżuwając w spokoju swój posiłek. Westchnęłam cicho, obracając głowę do przyjaciół. Ron szepnął coś do Harry’ego na ucho, po czym chłopak skierował wzrok na mnie.

- Pokłóciłaś się z George’em? – Zapytał. Klara również była ciekawa mojej odpowiedzi i razem wpatrywali się we mnie intensywnie. Ron, który zajął się nakładaniem na talerz wszystkiego, co chciał zjeść, również co jakiś czas spoglądał w moja stronę, chociaż starał się to ukryć. Oczywiście nieudolnie.

- Nie – odparłam, marszcząc brwi. – Skąd ten pomysł? – Harry wzruszył rękoma, a Ron chwycił go za ramię i ponownie zaczął mówić mu coś na ucho. – Jeżeli jesteś taki ciekawy, możesz zawsze zapytać mnie albo brata – warknęłam na niego. – Chyba, że od dzisiaj jesteś niemową.

Chłopak zaczerwienił się cały, po czym wstał zabierając ze sobą swój talerz i usiadł koło Ginny i jej przyjaciółek z klasy niżej. Kilkoro gryfonów wyśmiało go.

- Trochę za ostro – szepnął okularnik, patrząc za przyjacielem.

- To niech się zachowuje jak facet, a nie jak dziecko! – syknęłam wściekle.

- Zgadzam się – burknęła cicho Hermiona, nie patrząc na mnie. Wszyscy unieśli wysoko brwi, łącznie ze mną. Odkąd rzuciłam się na dziewczynę, nawet na siebie nie spoglądałyśmy, a co dopiero z przyznawaniem mi racji w jakiejś kwestii. – Ron czasami zachowuje się jak totalny dzieciak.

- A mówiłaś, że ciebie i Alex nic nie łączy – odezwała się Klara, starając się oczyścić atmosferę. – A tu proszę. – Granger wbiła w nią mordercze spojrzenie, nie odzywając się już ani słowem.

Po skończonej kolacji postanowiłyśmy wrócić do dormitorium. Cała drogę myślałam nad tym, co powiedzieć George’owi. Nie chciałam ranić jego uczuć. Nie chciałam również decydować o czymkolwiek teraz, w tej chwili. Nie byłam na to gotowa.

- Dobry wieczór, laseczki! – Krzyknął nagle Lucjan, wbijając się pomiędzy mnie a Klarę, obejmując mocno ramionami. – Zaczynamy weekend?

- Chyba kpisz – prychnęłam. – Wracamy do siebie.

- Ja chciałam się pouczyć – odparła niewinnie dziewczyna. Chłopak spojrzał na nią jak na kogoś z innej planety.

- Moja dziewczyna nie będzie się uczyła w piątek wieczorem. Idziemy. – Zmusił nas do obrócenia się. – Pokój życzeń już czeka na was otworem.

- Nigdzie nie idę! – Zdenerwowałam się, chcąc zepchnąć rękę Ślizgona ze swojego ramienia.

-Na chwilę! – Jęczał dalej chłopak. – Napijecie się z nami po drinku i was puścimy.

- Jeden drink? – Dopytałam dla pewności.

- Oczywiście, że tylko jeden. Potem możecie iść, jak będziecie chciały, aczkolwiek mam nadzieję, że zostaniecie i rozbawicie Draco. Trochę przynudza.

- Draco tam siedzi?! – Spytała Klara, czerwieniąc się szybko.

- Ta – skwitował chłopak, przenosząc dłonie na nasze plecy. Pchnął nas lekko do przodu, żebyśmy przypadkiem mu nie uciekły.

Zostałyśmy zaprowadzone pod obszerną ścianę. Lucjusz stanął naprzeciw niej, przymknął oczy i starał się skupić na czymś bardzo mocno. Po chwili pojawiły się przed nami drzwi, które chłopak otworzył, zapraszając do środka. Pomieszczenie wyglądało tak samo, jak poprzednio. Po środku stał duży namiot, z którego wydobywała się głośna muzyka, ale nie weszliśmy do środka. Lucjan zaprowadził nas do spokojniejszego miejsca, gdzie stała czerwona sofa i stolik, na którym leżał już alkohol.

- To jest ten towar, który miałeś przyprowadzić? – Zdziwił się nagle Draco Malfoy, wyłaniając się zza kotary, która oddzielała ten pokój od reszty. Zmierzył nas od stóp do głów i wykrzywił usta.

- Moja dziewczyna i jej urokliwa przyjaciółka. Wymieszanie górnej półki ze średnią – odparł Lucjan, pokazując nam siedzenia. – Nie wybrzydzaj, Draco.

- No cóż… - westchnął teatralnie Malfoy, rozwalając się na sofie. – Amber, masz dla mnie to wypracowanie?

- Jeszcze… jeszcze nie napisałam – odparła przepraszającym tonem. Obrzuciłam ją karcącym spojrzeniem.

- Klara nic nie będzie ci pisała! – Warknęłam.

- Nie? – Zdziwił się blondyn. - Wiedziałem, że wymiękniesz.

- Napiszę! – Pisnęła szybko. – Alex, nie wtrącaj się! – Uniosłam ręce, ponownie dając za wygraną i usiadłam specjalnie koło blondyna, żeby zostawił gryfonkę w spokoju.

Bole podał nam butelki z piwem i sam sięgnął po swoje. Uniósł szkło w geście toastu i upił sporą część. Chwyciłam do ręki swój alkohol, którego nawet nie chciałam pić. Lucjan za wszelką cenę starał się zbajerować zarówno mnie jak i Klarę, ale nie bardzo mu to wychodziło, a Draco tylko siedział i z podstępnym uśmieszkiem przyglądał się wszystkiemu.

- Co wy takie nie w humorze? – jęknął brunet. – Jest piątek, jesteście tu z nami. Wszystko może skończyć się tak miło. Co nie, Klara?- Chłopak szturchnął dziewczynę lekko w ramię, ale ta spuściła tylko głowę. Draco wbił w nią niezidentyfikowane spojrzenie, a Lucjan zaśmiał się szczerze.

- Widzisz, nie codziennie tryskamy energią. Poza tym miałeś nam przygotować drinki, a nie podkładać piwo pod nos!

- Wybacz, ale nie stać nas na lepszy alkohol – zaśmiał się.

- W takim razie spadamy zaraz – odparłam, zamyślając się na moment.

- Merlinie, co jest z wami wszystkimi? Najpierw Snape, teraz wy. Ja pierdolę. Ta szkoła schodzi na psy – kontynuował Lucjan. Na dźwięk nazwiska profesora uniosłam lekko głowę, wpatrując się w chłopaka. Ślizgon kiwnął głową.

- U was też? – Zainteresował się nagle Malfoy, poprawiając się na siedzeniu.

- Mieliśmy dzisiaj pogadankę o tym całym balu i Snape był wkurwiony jak mało kiedy. Może chodziło mu o ten składzik, ale sam nie wiem. Wiecie, zawsze mu odwalało, ale rzadko kiedy wyżywał się na nas.

- Mnie też dzisiaj zjechał – odparł blondyn. – Normalnie, nigdy tego nie robił. Zawsze miałem u niego fory, a dzisiaj dostał jakiegoś szału. Poza tym, jaki składzik? – Lucjan machnął ręką.

- Może miał zły humor – wtrąciła nieśmiało Klara również nie komentując zajścia ze składzikiem. Patrzyła tylko maślanym wzrokiem na Dracona, który prychnął jej w odpowiedzi.

- Jego całe życie jest złym humorem. Odjebało mu na stare lata i tyle. Zjebał prawie całą klasą.

- Prawie? – Zainteresował się Lucjan i ponownie zaśmiał. – Co to znaczy prawie? Ma innego faworyta?

- Albo faworytkę – sprecyzował Draco, wbijając we mnie lodowate spojrzenie. Spięłam się w sobie jeszcze bardziej niż wcześniej, chwyciłam szybko kufel z piwem upijając z niego sporego łyka. – Na Lamberd nawet nie popatrzył, jakby była powietrzem.

- Co wy tak z tymi nauczycielami?! – Ponownie jęknął Lucjan, przelewając sobie piwo z butelki do kufla. – Nie lubicie świeżego towaru? – Poruszył gustownie brwiami, znowu spoglądając na Klarę.

- Przestań! – Pisnęła dziewczyna. – To już zaczyna robić się nudne.

- Jak to jest Lamberd, że tylko ciebie ominął? – Kontynuował Draco, mrużąc niebezpiecznie oczy.

- Mnie też ominął – dodała Klara.

- Bo siedziałaś z nią. No, Lamberd? Możesz mi to wyjaśnić?

- A jak to jest, że straciłam ponad 50 punktów dla naszego domu, bo Snape sobie tak ubzdurał? – Warknęłam, próbując wyjść cało z tej rozmowy. – On cały czas się mnie czepia, może raz w życiu zajmie się wami, a nie mną co?

- Ma rację – zgodził się Lucjan. – Mnie tam wszystko jedno, czy pokrzyczy trochę na nas, czy nie. Punktów nam nie odejmie, bo sam się wkopie.

- Ty to co innego – stwierdził Draco. – Snape przyjaźni się z moim ojcem. Zawsze byłem inaczej traktowany, lepiej!

- Weź, wyluzuj – zaśmiał się brunet. – Lepiej porozmawiajmy o czymś przyjemnym albo zagrajmy w butelkę na buziaki.

- Dużego wyboru do lizania się za bardzo nie masz – odparł Draco, ponownie rozsiadając się wygodnie na sofie.

- Nie gram w takie gierki! – Krzyknęła już na wstępie Klara.

- Widzisz… Jedna odpadła.

- Co jest? – Lucjan spojrzał zdziwiony, a zarazem rozbawiony, na dziewczynę. – Nigdy się nie całowałaś, czy jak? – Klara zaczerwieniła się po same koniuszki uszu i spuściła głowę. Malfoy uniósł kąciki ust w perfidnym uśmieszku.

- To łatwe – mruknęłam, opierając się na łokciu. Patrzyłam się tępo w przestrzeń, zastanawiając się nad tym, dlaczego Snape miał taki zły humor. Owszem, na Eliksirach mi się upiekło i mężczyzna nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem, ale wolałabym raczej, żeby pokazywał jak bardzo mnie nienawidzi niż udawał, że nie istnieję. To bolało po stokroć mocniej. – Musisz tylko przechylić lekko głowę, zamknąć oczy, otworzyć usta i wyciągnąć lekko język. Reszta sama powinna się zrobić – dokończyłam, wracając do rzeczywistości.

- Coś w ten deseń. – Lucjan przybliżył się do blondynki, nachylił nad nią i próbował pocałować, ale ta wystraszyła się, przysuwając mocno w moją stronę. Akurat sięgałam po piwo, kiedy Klara mnie szturchnęła, a cała zawartość kufla wylała się na moją spódnicę.

- Kurwa! – Zdenerwowałam się, wstając szybko. – Mogłabyś uważać!

- Przepraszam – pisnęła dziewczyna, zakrywając buzię rękoma. – Przepraszam, zaraz to wyczyszczę! – Zaczęła sięgać po różdżkę, ale zbyłam ją machnięciem ręki.

- Zaraz wracam – odparłam. – A ty mogłabyś czasami nie zachowywać się jak dziecko! – Obrzuciłam przyjaciółkę nieprzyjemnym spojrzeniem, przepchałam się przez blondyna i ruszyłam do najbliższej łazienki, która oddalona była od naszego miejsca mnóstwem korytarzy i zakrętów. Gdy doszłam na miejsce, zauważyłam, że obok toalet stała spora grupka starszych Ślizgonów. Tych samych, których ostatnim razem spotkałam z Harrym w Hogsmeade, kiedy byliśmy zakryci peleryną niewidką. Chciałam przejść koło nich niezauważona, ale kątem oka widziałam, jak patrzą na mnie natarczywie.

- Lamberd, gdzie ci tak spieszno? – Zapytał Marcus, zagradzając mi drogę. Wyciągnął przed siebie rękę i pociągnął mnie za krawat do siebie.

- Zostaw mnie! -Warknęłam, wyrywając się. – Masz pełno innych lasek, napalony durniu. Zajmij się nimi! – Ponownie próbowałam go wyminąć, ale chłopak nie dawał za wygraną. Jego świta podeszła bliżej, otaczając nas.

- Nie każda liczy sobie aż 10 punktów, Lamberd – odparł. Zagotowało się we mnie. Zamachnęłam się, chcąc mu przyłożyć z pięści w twarz, ale jeden z jego kumpli, chwycił mnie za nadgarstek, wykręcając mi rękę.

- Pojebało was już totalnie?! – Zdenerwowałam się. – Napaleni debile!

Marcus przejechał językiem po odsłoniętych zębach, zbliżając się do mnie. Wyciągnął różdżkę i jej końcem podwinął rąbek mojej spódnicy , odsłaniając uda. Pozostali Ślizgoni zarechotali obleśnie. Próbowałam się wyrwać, ale trzymano mnie zbyt mocno.

- Radzę ci być grzeczną dziewczynką.

- Spierdalaj – wycedziłam cicho.

Nagle zza rogu wyłoniła się jakaś starsza dziewczyna. Ślizgoni odsunęli się ode mnie szybko, a Marcus schował różdżkę z powrotem za pasek od spodni. Zaczęłam rozmasowywać obolały nadgarstek.

- Debile! – Skomentowałam na koniec, wracając do swojej ekipy. Na szczęście, nie próbowali mnie zatrzymać. Z tego wszystkiego zapomniałam nawet o wytarciu plamy ze spódnicy.

- Nareszcie! – Ucieszył się Lucjan, kiedy mnie zobaczył. Chciałam usiąść z powrotem na swoim miejscu, ale Draco perfidnie przysunął się do Klary. Lucjan zrobił to samo z drugiej strony. Dziewczyna została więc uwięziona pomiędzy nimi. Zauważyłam lekką panikę w jej oczach, ale możliwe, że była to jedna, jedyna okazja, aby mogła spędzić trochę czasu blisko Malfoya. Poza tym ci Ślizgoni stanowili zupełnie inny sort ze swojego domu niż poprzedni, z którymi miałam przed chwilą do czynienia.

- Alex, ja przepraszam! – Wyrzuciła nagle z siebie Klara. – Nie chciałam wylać na ciebie piwa. Plama zeszła? – Spojrzała na moją zaplamioną spódnicę. – Nie zmyło się?

Nie odpowiedziałam na to, tylko usadowiłam się obok Lucjana. Chwyciłam swój alkohol i wypiłam na raz całą zawartość butelki.

- To co? – Zagadnął Lucjan, przecierając dłonie. – Wracamy do tematu całowania?

- Serio dalej chcesz się w to bawić? – Prychnął zirytowany Draco i spojrzał na Klarę. Poklepał ją palcem po ramieniu, a dziewczyna odskoczyła jak oparzona, ponownie się czerwieniąc. – Ta się do niczego nie nadaje.

- Ej! Mówisz o mojej dziewczynie! – Odparł Lucjan z uśmiechem i kiwnął palcem na kolegę. – W ogóle, to weź jej nie dotykaj stary! Łamiesz podstawowe zasady kodeksu kumpelstwa.

- Nie jesteśmy kumplami, Bole – odparł Draco, obejmując ramieniem Klarę. Dziewczyna zesztywniała cała i bała się nawet oddychać.

- Widzisz, co on robi!? – Lucjan odezwał się do mnie i wskazał dłońmi na naszych towarzyszy. – Kradnie mi wszystkie dziewczyny! Może ty mnie pocieszysz, co? Całowałaś się już?

- Co to za pytanie? – Prychnęłam, przyglądając się przyjaciółce, która w dalszym ciągu starała się nie ruszać, żeby przypadkiem Draco nie zabrał ręki z jej ramion. Brunet wzruszył ramionami, przeczesując palcami swoje lekko rozwichrzone włosy.

- A seks?

- Myślisz, że ci powiem? – Spojrzałam na niego kpiąco.

- A nie powiesz?– zaśmiał się chłopak. – Wy Gryfoni jesteście tacy poważni. Ślizgonki zawsze da się zaciągnąć do łóżka.

- Wszystkie? – Zainteresowałam się.

- Prawie – odparł chłopak. – Krukonki są żelaznymi dziewicami jak Mcgonagall. Nie wiem, czy one w opisie domu mają bycie dziewicami do końca życia? Nigdy jeszcze nie udało mi się żadnej poderwać. Puchonki są naiwne, więc z nimi zawsze był luz, ale wy? Trzeba się tak cholernie namęczyć!

- Przykro mi – burknęłam, mając serdecznie dość tej rozmowy i siedzenia przy jednym stole ze Ślizgonami. - Wracam do dormitorium – dodałam pokrótce, patrząc na stół.

- Co?! – Pisnęła Klara. – Jak to?! – Próbowała nawet wstać, ale Lucjan zmusił ją by dalej siedziała i podłożył jej pod nos alkohol. – Nie chcę – żachnęła.

- Pij – rozkazał Draco, więc dziewczyna ze zbolałą miną sięgnęła po butelkę, przestając protestować.

- Dopilnujecie, żeby wróciła cała do Gryffindoru? – Dopytałam dla pewności, spoglądając to na jednego, to na drugiego.

- Słowo harcerza – powiedział brunet, przykładając rękę do piersi.

- Nigdy nie byłeś harcerzem – prychnął Draco. – Zresztą, to mugolskie.

- Ej! – Zezłościłam się. – Obiecajcie mi, że wróci cała, bo inaczej wam łby rozwalę! -Wyciągnęłam różdżkę, celując w obu chłopców naraz.

- No nic jej się nie stanie! – Lucjan przewrócił oczami. – Ale czemu idziesz? Myślałem, że porozmawiamy sobie jeszcze. Chciałem cię zapytać, czy pójdziesz ze mną na bal?

- Nie pójdę – odparłam szybko, chowając różdżkę. – Zaproś swoją „dziewczynę”– uśmiechnęłam się cwanie. Pożegnałam się szybko ze wszystkimi i wyszłam z pokoju życzeń, zostawiając pierwszy raz przyjaciółkę samą. Miałam pewne wątpliwości, co do Ślizgonów, ale raczej mogłam im zaufać. Chociaż słowo „raczej” było niezbyt wystarczające po tym, co odstawił Marcus. Przystanęłam na moment i zajrzałam przez ramię na ścianę za sobą. Zaczęłam bić się z myślami, czy dobrze zrobiłam.

- Kurwa – warknęłam, postanawiając wrócić po przyjaciółkę. Odwróciłam się przodem do ściany, czekając na jakiejś wejście, ale nic się nie pojawiło. – Kurwa! -zaklęłam ponownie, uderzając nogą w cegły. – Otwieraj się, do cholery!

Stałam tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu zrezygnowana postanowiłam wrócić do dormitorium. Nasze spotkanie ze Ślizgonami przedłużyło się o parę godzin aż nastała cisza nocna. Nawet nie wiedziałam kiedy ten czas tak szybko minął. Miałam tylko nadzieję, że nie przyłapie mnie żaden nauczyciel, chociaż nie byłam pijana, więc przynajmniej obyłoby się bez wzywania rodziców do szkoły czy różnych szlabanów.

- Teraz mi nie uciekniesz! – Warknął nagle Marcus, po czym zostałam pchnięta na ścianę. Obiłam sobie mocno plecy i syknęłam cicho z bólu. Poczułam jak chłopak naciska na mnie swoim ciałem, a jego dłonie dotykają moich pośladków przez spódniczkę.

- Chyba ci już powiedziałam, żebyś spierdalał! – Warknęłam, próbując się wyswobodzić. – Na ile jesteś tępy, że tego nie rozumiesz?!

- Zamknij się, Lamberd – odparł, nie słuchając mnie. Naparł na mnie jeszcze bardziej, chwytając moją dłoń, którą przyłożył do swojego krocza. Poczułam jak bardzo jest podniecony. Skrzywiłam się jeszcze bardziej. – Czujesz go? Nie dam za wygraną, Lamberd. Zdobędę te 10 punktów, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w tej durnej szkole.

Usłyszałam dźwięk rozpinanego rozporka i zaczęłam powoli panikować. Nie sądziłam, że Flint będzie na tyle głupi albo pijany, żeby chcieć zgwałcić kogokolwiek. Dobrze wiedział, czym skończyłoby się takie wykroczenie.

-Przestań – powiedziałam już niezbyt pewnie. Marcus sapnął mi obleśnie do ucha, podwijając spódnicę. Dotknął swoimi ohydnymi paluchami moich ud i sięgnął za gumkę od majtek. – Przestań! – Krzyknęłam na nowo się wyrywając. Puść mnie, do cholery!

- Zamknij ryj! – Zdenerwował się, kneblując mi jedną ręką usta. Drugą w dalszym ciągu próbował obsunąć moją bieliznę. Nie miałam siły mu się wyrwać. Zbyt mocno na mnie napierał, żebym była w stanie wykonać jakiś ruch. Przymknęłam tylko mocno powieki, czekając na cud.

Nagle poczułam powiew zimnego powietrza, a następnie Marcus został odsunięty ode mnie na przeciwległą ścianę. Osunęłam się powoli na ziemię, nie mogąc złapać oddechu.

- Co się tu dzieje?! – Zabrzmiał donośny głos profesora Moody’ego. Jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłam się na jego widok jak dzisiaj. On rzeczywiście był moim wybawicielem z każdej opresji. Mężczyzna trzymał wyprostowaną przed siebie różdżkę, którą skierował w stronę Ślizgona. Ja w dalszym ciągu nie mogłam podnieść się z podłogi. Spódnicę nadal miałam podwiniętą, a na udzie kilka drobnych siniaków. Nawet nie czułam, kiedy Marcus mi je zrobił. Moody od razu zrozumiał, co zaszło między nami.

- To Ślizgon – warknął w czyjąś stronę, aż w końcu obok nauczyciela pojawił się Snape. Mężczyzna spojrzał to na mnie, to na swojego podopiecznego i nic nie powiedział. Gdy tylko ujrzałam bruneta, spuściłam głowę dalej nie mogąc się uspokoić. Dlaczego Moody nie mógł być sam?!

- Żądam, żebyś ukarał go należycie! -Warknął profesor od Obrony. – Jeżeli ty tego nie zrobisz, pójdę i to zaraz do Albusa! – Mężczyzna dokuśtykał szybko do chłopaka, który musiał zostać potraktowany Drętwotą, ponieważ w dalszym ciągu stał przylepiony do ściany, nie mogąc się ruszyć ani nic powiedzieć. Moody przyłożył różdżkę do piersi chłopaka, pragnąc wywiercić w nim dziurę. – Jesteś już martwy – dodał cicho, żeby nikt go nie usłyszał.

- Spokojnie, Moody – odezwał się nagle Snape wypranym z emocji głosem. – Jesteś pewny, że to pan Flint jest tutaj wszystkiemu winny? – Podniosłam wystraszone i pełne niedowierzania oczy na mężczyznę. Czy on właśnie powiedział, że to wszystko MOJA WINA?!W dodatku, nawet na mnie nie spojrzał.

Moody odwrócił się i szybkim krokiem doszedł do mnie. Podał mi rękę, pomagając wstać i niedbałym ruchem laski, poprawił mi spódnicę, oblizując usta językiem. Ja w dalszym ciągu cała się trzęsłam, a na policzkach czułam spływające łzy.

- Co ty wygadujesz, Snape?! – Zdenerwował się nauczyciel. – Ten gnojek rzucił się na pannę Lamberd.

- Ja to widzę trochę inaczej – odparł brunet, przyglądając się wszystkim z powagą. – Dobrze wiemy, jaka jest Lamberd i co wyprawiała z Gryfonami w łazience. Skąd wiesz, że teraz nie było podobnie?

- Zrobisz wszystko, żeby bronić swojego domu, co? – warknął Moody ostrym tonem. – Bądź pewny, że ja tego tak nie zostawię! Alex, wszystko w porządku?

- Tak… znaczy nie… - jęknęłam płaczliwie. – Ja nic nie zrobiłam! Chciałam wrócić do siebie, a on się na mnie rzucił. Powiedział, że mnie zaliczy.

- Spokojnie, moje dziecko – szepnął Moody. – Na szczęście byłem w pobliżu. Nic się nie stało. – Pokiwałam energicznie głową i przytuliłam się do mężczyzny z całych sił, czując jak moje serce zaczyna nagle szybciej bić.

- Wszystkie uczennice tak pocieszasz? – zapytał kpiąco Snape i uwolnił Ślizgona spod czaru Moody’ego. Chłopak zatoczył się.

- Głupia dziwka – skomentował.

- Coś ty powiedział?! – Zdenerwował się Moody, wyciągając na nowo różdżkę.

- Wracaj do siebie – rozkazał Snape. – Jutro czeka cię poważna rozmowa. – Marcus spiorunował spojrzeniem swojego opiekuna i ruszył w stronę lochów, po drodze ostentacyjnie zapinając rozporek. Nauczyciele odprowadzi go wzrokiem.

- Chcę być przy tej rozmowie – oznajmił Moody i objął mnie lekko ramieniem, chociaż zrobił to niepewnie.

- To nie będzie koniecznie – odparł Snape, przyglądając się nam uważnie. – Widzę, że Lamberd zajmuje specjalne miejsce w hierarchii twoich ulubionych uczennic – podkreślił ostatnie słowo.

- Daj spokój dziewczynie, Severusie – zagrzmiał w dalszym ciągu zdenerwowany Moody. – Alex, możesz mnie puścić. Jeżeli chcesz, odprowadzę cię do wieży. – Kiwnęłam powoli głową i w końcu odsunęłam się od profesora, wycierając oczy. Powoli zaczynałam się uspokajać. Na Snape’a nawet bałam się spojrzeć.

- Jutro czeka nas rozmowa z tym gnojem – rzucił Szalonooki, wskazując laską na bruneta i w głąb korytarza – a teraz muszę odprowadzić dziewczynę, która nie zrobiła niczego złego. Jeżeli uważasz inaczej, to możemy wyjaśnić to sobie z Albusem, również jutro, a teraz wybacz. – Moody przepuścił mnie pierwszą i ruszył za mną.

Gdy byliśmy już w dość dużej odległości od Snape’a, mężczyzna przystanął na chwilę. Również się zatrzymałam.

- Nic ci nie zrobił? – Zapytał dla pewności.

- Nie – odparłam spokojniejszym tonem, wzdychając głęboko. – Znowu mnie pan uratował. Jak ja się odwdzięczę? – Mężczyzna odpowiedział uśmiechem.

- Widziałem, że zrobił ci kilka siniaków. – Moody podwinął mi sukienkę laską, odsłaniając uda. Jego mechaniczne oko zaczęło ślizgać się po moich nogach przez dłuższą chwilę. – Mogę wymusić na Snapie, żeby zrobił dla ciebie jakieś maści na to – odsunął laskę.

- Nie trzeba – odparłam.

- Dobrze, że byłem w pobliżu – westchnął. – To się mogło skończyć o wiele gorzej. Ostrzegałem cię przed tym, Alex.

- Ale nie jestem pijana! – Zaczęłam się tłumaczyć. – On się na mnie uwziął już dużo wcześniej. Nie prowokowałam go w żaden sposób.

- Wierzę – pokiwał głową Moody. – Gdzie jest Klara? – Zapytał nagle, jakby ze strachem. – Była z tobą?

Popatrzyłam mu prosto w oczy, nie wiedząc co powiedzieć. Nie chciałam go okłamywać, ale prawdy również nie mogłam powiedzieć. Musiałam wybrać mniejsze zło.

- Śpi w dormitorium – odpowiedziałam bez zająknięcia. – Ja siedziałam z przyjaciółmi trochę za długo. Nim się spostrzegłam, było już po ciszy nocnej i postanowiłam wrócić. Wtedy właśnie dopadł mnie ten Flint.

- Rozumiem, ale musisz na siebie uważać! – Warknął Moody, chwytając mnie za ramiona. – Nie zawsze będę w pobliżu, żeby was chronić. Nie zawsze uda mi się ocalić wasze… - zatrzymał się na moment, mrugając szybko. – Musicie uważać. Musicie.

- Dobrze, profesorze – odparłam. Nauczyciel odchrząknął, puszczając mnie. – Przyjdź jutro. Zaradzę coś na te siniaki.

Pożegnałam się z mężczyzną i wróciłam do wieży Gryffindoru. Chciałam przejść po cichu do dormitorium, ale w pokoju wspólnym tlił się jeszcze ogień w kominku, a na sofie tuż obok siedział George, o którym zapomniałam na śmierć. Chłopak siedział w rozkroku ze zwieszoną głową, łokcie oparte miał na kolanach, a dłonie splecione za głową. Wyglądał, jakby się czymś martwił. Gdy usłyszał jak ktoś przechodzi przez obraz, wyprostował się szybko.

- Gdzie byłaś? – Zapytał smutno, wstając.

- Ja… nigdzie. Znaczy się… - nie wiedziałam jak z tego wybrnąć. George posmutniał jeszcze bardziej.

- Fred was widział – powiedział chłodnym tonem. – Poszłaś z Klarą i Bole’em do ich kryjówki.

- George… - jęknęłam, chcąc do niego podejść, ale chłopak odsunął się.

- Czekałam na ciebie – kontynuował z żalem. – Od tygodnia to planowałem. Zarezerwowałem stolik, wynająłem pokój. Fred z Angeliną pomagali mi wybrać prezent dla ciebie. – Chłopak pogrzebał w kieszeni, wyjmując małe pudełko, które powiększyło się w jego ręce do rozmiarów średniego pudełka na buty. Rzucił je niedbale na kanapę. – Chciałem spędzić z tobą cały wieczór i noc. Chciałem sprawić, żebyś poczuła się wyjątkowa. Chciałem ci coś powiedzieć… - zawiesił głos.

- George proszę… wybacz mi. – Poczułam się jak totalna idiotka. Miałam pod nosem taki skarb, a zaprzątałam sobie głowę jakimś nauczycielem, który ponownie pokazał mi, że mu na mnie nie zależy. Obrażał mnie na każdym kroku, insynuował jakieś głupie rzeczy i nic a nic do mnie nie czuł. Nigdy. – Ja naprawdę chciałam z tobą porozmawiać…

- Ale ważniejsi okazali się Ślizgoni – dokończył beznamiętnie George, wymijając mnie.

- Zostań – poprosiłam błagalnie, chwytając go za rękę, ale chłopak wyrwał ją i ruszył na górę do sypialni. Usiadłam zrezygnowana na kanapie, patrząc tępo w kominek, a następnie chwyciłam prezent od George’a, kładąc pudełko na kolanach. Otworzyłam go powoli. W środku znajdowała się seksowna, czarna bielizna obsypana płatkami czerwonych róż. Jęknęłam cicho, odkładając pudełko obok. Tyle się działo w moim życiu, że zaczynałam powoli wariować. Miałam tylko nadzieję, że chociaż Klara dobrze się bawi i nie dzieje się jej żadna krzywda.



1 komentarz:

  1. Tyle różnych emocji :D Moody jak zawsze kochany, Draco kombinuje nie wiadomo co, Lucjan wymiata... Snape i jego spojrzenia śmierci. No i biedny George :(
    ~Klara

    OdpowiedzUsuń