wtorek, 7 maja 2019

12. W gabinecie u Moodiego 1


Zanim Alex wpadła do sypialni, akurat wynotowywałam najważniejsze szczegóły dzisiejszego wykładu z Historii Magii. Pochłonięta notatkami, zauważyłam jej przybycie dopiero wtedy, gdy nagle uwiesiła mi się na szyi. Zamrugałam zaskoczona i szybko, acz ostrożnie odłożyłam pióro i notatki na stolik. Zaraz potem objęłam ją po przyjacielsku.

- Alex? Co się stało? Dlaczego płaczesz? – zapytałam zmartwiona.

Alex szlochała tak mocno, że nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Trochę niepewnie pogładziłam ją po plecach.

- No już. Uspokój się – zastanowiłam się i zaczęłam dopytywać. – Byłaś na tym spotkaniu z profesorem Snape’m? Chodziło o ten egzamin? A może masz przechlapane za wczorajszą noc?

Alex nie mogąc przestać płakać tylko pokiwała głową. Jej łzy moczyły moją koszulkę. 

- Nie może być tak źle – próbowałam ją pocieszyć, ale sama nie brzmiałam na super przekonaną. – No bo wiesz… w końcu byłaś tam i przeżyłaś, prawda?

- Ale co to za życie! – w końcu udało jej się coś z siebie wydusić.

Puściła mnie i osunęła się na ziemię, siadając na podłodze. Plecami oparła się o moje łóżko. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je rękoma. Łzy nadal płynęły jej po policzkach.

- Hej, nie mów tak! – odparłam.

Od razu usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem, przytulając do siebie. Przez krótką chwilę szukałam w głowie odpowiednich słów.

- Wiesz… yy… każdy ma taki moment, że sprawia trochę problemów… bo dorastamy i w ogóle. Po mnie się pewnie nie spodziewasz, ale w domu… często kłócę się z moim ojcem. – na krótką chwilę spochmurniałam.

Alex patrzyła tępo przed siebie. Miałam wrażenie, że w ogóle nie słucha co do niej mówię. Siedząc tak, kurczowo trzymała swój nadgarstek.

– Staram się jak mogę, a dla niego zawsze to mało. Tak to już jest. A szlabany i egzaminy to część szkolnego życia. Profesor Snape dał Ci jakąś nową karę? Wieczne sprzątanie jego składziku, albo coś równie monotonnie męczącego? – próbowałam ją rozweselić.

- Nie – odparła w końcu. Jednak mnie słuchała? - Nawet odwołał nasze szlabany, bo dla niego jestem tylko głupim dzieckiem i nie ma ochoty mnie niańczyć!

Alex wyglądała na wkurzoną i załamaną jednocześnie. Podrapałam się po policzku.

- Naprawdę tak powiedział? – niedowierzałam.

Przyjaciółka kiwnęła głową.

- No cóż… - kontynuowałam. – To prawda, trochę niemiło to zabrzmiało, ale wiesz jaki jest profesor Snape… Oschły dla wszystkich, wiecznie niezadowolony, a w ogóle to często sprawia wrażenie, jakby robił nam łaskę, że nas w ogóle uczy. Cenię go jako nauczyciela, ale jego podejście pozostawia wiele do życzenia. Potrafi zaniżyć ocenę praktycznie bez powodu.

Alex otarła rękawem łzy. Byłam pewna, że wie, że mam rację.

- Myślę, że każdy na Twoim miejscu cieszyłby się, że nie musi tego odbębniać. Tak naprawdę przecież zdjął z Ciebie karę, a to pozytyw. No nie? Wyobrażasz sobie, żeby odpuścił Harremu?

Wpatrywałam się w Alex, zupełnie nie mając pojęcia co tak naprawdę było powodem całego jej smutku. Ona, choć wciąż była smutna, cicho parsknęła.

- No nie. Nie odpuściłby mu.

- Właśnie – uśmiechnęłam się - Może sobie gadać, że niby nie chce Cie niańczyć, ale przy tym robi Ci przysługę.

- No może… Ale jest jeszcze coś – Alex spojrzała na mnie – muszę zdać ten egzamin. Będę mieć jedną, jedyną szansę, a jeśli to zawalę, obleję przedmiot i rok.

Spoważniałam. Oblanie roku było poważną sprawą. Zdarzało się bardzo rzadko. Wiem, że były w szkole pojedyncze przypadki, jak na przykład Marcus ze Slitherinu. Ogólnie nie życzyłabym nikomu takiego oblania. Upokarzające i straszne. Nie mogłam dopuścić, by to spotkało Alex.

- Wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda? – powiedziałam niemal od razu – Ile tym razem mamy czasu? Dzień? Pare godzin? Czas do świtu?

W głowie układałam już możliwy plan na szybkie przyswajanie ogromu wiedzy.

- Jeszcze nie wiem, nie podał daty – Alex wciąż była przybita.

- Więc przygotujmy Cie jak najszybciej. Widziałam, że dzisiaj już się trochę uczyłaś. Trochę systematyki, siedzenia w bibliotece, ręcznych notatek… o tak, to dobry sposób na zapamiętanie. Zrobimy to. I profesor nie będzie Cie musiał niańczyć, bo sama wszystko ogarniesz.


Uśmiechnęłam się do niej. Alex przemyślała wszystko i ostatecznie wyglądała na zmotywowaną. Jeszcze tego wieczoru wspólnie zajrzałyśmy do podręcznika od Eliksirów. Miałam wrażenie, że przeglądałam go już tyle razy, że mogłabym go przepisać z pamięci i recytować wyrywkowo przez sen. Po dwugodzinnej nauce, już leżąc w łóżku, odpytywałam przyjaciółkę ze składników podstawowych mikstur. Szło jej całkiem dobrze. Wkrótce obie zasnęłyśmy.

.......................

Tej nocy, pierwszy raz od dawna miałam sen. Dosyć dziwny. Ocknęłam się, siedząc w pierwszej ławce w sali od Obrony Przed Czarną Magią. Rozejrzałam się powoli. Inne ławki były puste, poza ostatnią, w której siedzieli Draco i Pansy. Pansy była w niego wtulona, on miał palce wplecione w jej włosy. Ich usta złączone były w namiętnym pocałunku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Pansy miała zamknięte oczy, a Draco podczas pocałunku nachalnie patrzył w moją stronę. Odwróciłam wzrok, by im nie przeszkadzać. Wpatrzyłam się w pustą tablicę. Usłyszałam za sobą kroki, a zaraz potem Draco rzucił torbę obok ławki i usiadł na krześle obok mnie w ten sam nonszalancki sposób jaki zrobił to za dnia w klasie. Znów poczułam to mocne bicie serca. Starałam się na niego nie patrzeć.

- Ignorujesz mnie? – zapytał rozdrażniony i mocno złapał mnie za ramię, siłą przekręcając na krześle. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Malfloy nachylił się w moją stronę i…


- Pobudkaaaa! – zaczęła drzeć się Alex, potrząsając mną – Klaro, spóźnisz się na śniadanie.
Otwarłam oczy, zupełnie nie wiedząc co się dzieje. Kiedy zwlekałam się z łóżka, zauważyłam, że Alex wzięła sobie do serca te całą naukę. Nawet teraz miała przy sobie podręcznik!

- Spałaś tak długo, zdążyłam sobie nawet powtórzyć to co czytałyśmy wczoraj. – powiedziała.

Spojrzałam na nią podejrzliwie. Uszczypnęłam się, by sprawdzić, czy to też nie jest sen. Nie był. Przetarłam twarz dłońmi. Czułam się, jakbym nie spała ani minuty. Zły moment na wybudzenie.

- Wiesz co? – byłam roztargniona - Spotkajmy się już na śniadaniu. Muszę wziąć szybko prysznic,  bo inaczej się nie dobudzę.

- Dobra, zajmę Ci miejsce – rzuciła Alex i poszła na śniadanie.

Weszłam do łazienki i popatrzyłam w lustro, na swoje odbicie. Nigdy jeszcze nie miałam takich snów. Zwykle śniły mi się faktyczne lekcje, stosy książek, biblioteka… Czasem jakieś normalne rzeczy, ale nigdy jeszcze nie śnił mi się Draco Malfloy. Zastanawiałam się, co miało być dalej w tym moim śnie? Co chciał zrobić Draco? Powiedzieć mi coś? Może… pocałować? Zaczerwieniłam się na samą myśl. Szybko przemyłam twarz. To był tylko głupi sen-Klaro. Nic więcej.

Umyłam się, ubrałam w mundurek, sprawdziłam czy wszystkie podręczniki i zeszyty w torbie się zgadzają i popędziłam do Wielkiej Sali. Usiadłam obok Alex, faktycznie zajęła mi miejsce. Ron i Harry nadal siedzieli daleko od siebie. Hermiona siedziała pomiędzy nimi, wyraźnie zmęczona sytuacją. Zaczęłam smarować chleb dżemem.

- I co, lepiej? – zapytała przyjaciółka.

- Lepiej. A Ty, jak się dziś czujesz? – wpatrzyłam się w Alex i wzięłam gryza kanapki.

Alex wzruszyła ramionami. Nie tryskała szczęściem, ale też nie była tak załamana jak dnia poprzedniego.

- Wiem, że łatwo mówić – powiedziałam - ale spróbujmy się nie pakować przez jakiś czas w kłopoty. Zdasz ten egzamin, będzie grzecznie, to odwołają też resztę szlabanów.

- Wiecie co zawsze działa? – wtrącił się Ron, mówiąc z pełną buzią - Gdy ktoś inny narozrabia. Cała uwaga skupia się wtedy na tej osobie. Przez ile rzeczy udało nam się prześlizgnąć, bo Harry był na świeczniku za coś tam?

Rudzielec łypnął na swojego (aktualnie nielubianego) przyjaciela. Harry uśmiechnął się krzywo.

- Moim zdaniem lepiej zmierzyć się z konsekwencjami i wyciągnąć ze wszystkiego wnioski. No i oczywiście się poprawić  – nagle powiedziała Hermiona, w ogóle nie patrząc w naszą stronę – kiedy popełniłam błąd w wypracowaniu na historię magii…

- Przepisałaś wszystko od nowa? – skończyła za nią znudzona Alex – To mi się raczej nie przyda, ale dzięki. Bądźcie wszyscy tak mili i skończmy temat szlabanów i innych.

- Zakazane tematy? – Ron poruszył brwiami.

Alex rzuciła w niego bułeczką maślaną. Ron ją złapał, wyszczerzył się i ugryzł. Wszyscy skupili się na jedzeniu. Ja błądziłam wzrokiem po sali. W pewnym momencie wpatrzyłam się w jasnowłosą czuprynę należącą do ucznia Slitherinu. Draco… W pewnym momencie spojrzał krótko w moją stronę. Poczułam, że policzki mnie zapiekły. Alex szturchnęła mnie łokciem.

- Znów ekscytujesz się zajęciami? – zapytała półszeptem.

Zbita z tropu pokiwałam głową i skupiłam się na jedzeniu. Mimowolnie, od czasu do czasu zerkałam w stronę Malfloya. Sama nie wiedziałam dlaczego.

.......................


Tego dnia zajęcia minęły całkiem szybko. Po ostatnich miałam zaciągnąć Alex do biblioteki, żebyśmy mogły znów powtórzyć eliksiry. Nie byłam pewna, czy dziewczyna była tam kiedykolwiek. Gdy wychodziłyśmy z klasy, podszedł do mnie Neville.

- Klaro, byłaś wczoraj u profesora Moodiego? – zapytał.

Klepnęłam się ręką w czoło. No tak, zupełnie wypadło mi z głowy, że obiecałam przyjść!

- Rany! Nie byłam. A Ty byłeś?

Neville pokręcił głową. Alex trzymała się za pasek torby i patrzyła na nas.

- Ale profesor mówił, że możemy przyjść też dzisiaj – kontynuował Neville - Dlatego pytam. Moglibyśmy pójść razem. Bo wiesz… Nie to, że się go jakoś bardzo boje, ale jednak razem byłoby raźniej.

Ochoczo pokiwałam głową.

- Serio zamierzasz do niego iść? – wypaliła nagle Alex.

Razem z Longbottomem spojrzeliśmy na nią zdziwieni.

- Mówiłam Ci, że on jest jakiś nienormalny – Alex zakręciła palcem obok własnej skroni - Widziałaś jak się zachowuje?

- Alex, to sławny Auror! – broniłam go - Sam mówił, że wsadził chyba połowę więźniów Azkabanu. Wiesz ile ma za sobą potyczek? Ile musiał przeżyć? Poza tym jest dla nas miły. I naprawdę chce nas czegoś nauczyć.

Alex tylko machnęła ręką. Nie miała ochoty się ze mną kłócić.

- Po prostu pójdę z wami.

- A eliksiry? – zapytałam.

- Zdążę z tym. Poza tym też interesują mnie te zaklęcia które przerabialiśmy. Chętnie dowiem się więcej.

- Skoro tak… - uśmiechnęłam się – to idziemy we trójkę.

Parę minut później byliśmy już pod gabinetem profesora Moodiego. Wyrwałam się pierwsza do drzwi i zapukałam. Nikt nie odpowiadał. Zapukałam jeszcze raz, tym razem głośniej i nachalniej. W końcu z wnętrza zaczęły dobiegać nas dźwięki. Brzmiało jak szamotanie, potem stukanie laską o podłogę. Po dłuższej chwili drzwi się uchyliły, a ze środka wyjrzał Szalonooki, popijając coś z małej buteleczki, którą szybko schował za pazuchę. Łypnął na nas, a jego mechaniczne oko rozglądało się na boki, jakby sprawdzał, czy nikt nas nie śledził.

- O proszę. Jesteście – Moody uśmiechnął się nieco sztucznie, ale brzmiał na zadowolonego - Neville, Klara i… Alex, tak? No panienki to się nie spodziewałem. Proszę, proszę.
Moody cofnął się do środka i nieco szerzej otworzył drzwi, zapraszając nas gestem ręki. Wchodziliśmy jeden po drugim. Jego mechaniczne oko tym razem sprawiało wrażenie, jakby oglądało nas od stóp do głów. Moody zwilżył językiem górną wargę i zamknął za nami drzwi.
Gabinet nie był duży. Na jednej ścianie znajdował się kominek, przed nim zaś dwa fotele i mały stolik kawowy. Z boku stał barek pełen trunków z różnych stron świata, karafek, buteleczek, ale też i szklanek czy filiżanek na herbatę. Pod oknem było masywne, mahoniowe biurko zawalone różnymi gratami, kartkami i paroma podręcznikami. Przeciwległa ściana cała była zabudowana regałami i tam też stała wysłużona, skórzana kanapa. Drzwi do prywatnych kwater znajdowały się blisko kominka.
Wszyscy stanęliśmy blisko drzwi. Profesor Moody doczłapał do foteli i obrócił je tak, by razem z kanapą tworzyły okrąg.

- No już, siadajcie – powiedział. – Zaparzę wam herbaty.

Szalonooki stanął do nas tyłem i zaczął robić coś przy barku. Neville od razu podszedł do fotela i usiadł w nim. Mebel był tak duży, że chłopak wydawał się w nim zapadać. Zaśmiałam się cicho i usiadłam na kanapie. Alex usiadła obok mnie. Obie rozglądałyśmy się po pomieszczeniu.

- Neville? – zagaił Moody, wrzucając torebki herbaty do filiżanek – Słyszałem od profesor Sprout, że bardzo dobrze radzisz sobie z roślinami.

- O tak, profesorze – Neville był nieco speszony, trzymał ręce na kolanach - Można powiedzieć, że to mój konik.

- Ma bardzo dobre stopnie – wtrąciłam.

Profesor obrócił się lekko, by na mnie spojrzeć. Uśmiechnął się pod nosem i kontynuował robienie herbaty.

- Tak się składa, że ostatnio znalazłem w moich zbiorach pewną… ciekawą książkę. O botanice. Myślę, że lektura Ci się spodoba, synu.

Moody popchnął laską stolik kawowy, by znalazł się bardziej na środku naszego mini kręgu. Potem zaś postawił na nim cztery filiżanki z parującą herbatą. Od razu złapałam za cukierniczkę i wrzuciłam dwie kostki cukru. Alex też posłodziła. Zdawała się bacznie obserwować nauczyciela. Szalonooki podszedł do regału i przez chwilę przeglądał półki. W końcu znalazł to czego szukał. Dokuśtykał za fotel Neville’a i podał mu książkę, a następnie nachylił się nad nim, opierając o oparcie i zaglądając chłopakowi przez ramię.

- I co myślisz? – zapytał.

Neville obejrzał okładkę, a potem z błyskiem w oku przekartkował zawartość.

- „Rzadkie gatunki roślin…” Tego jeszcze nie czytałem! – wyglądał na podekscytowanego. – To jakieś wydanie specjalne. Rzadki egzemplarz. Na pewno mogę to pożyczyć?

- Synu, ta książka już jest Twoja.

Moody poklepał mocno chłopaka po ramieniu i zasiadł w drugim, wolnym fotelu, przy okazji wyciągając zza pasa różdżkę. Neville nie zwracał już na nic uwagi, ciągle kartkując podarowaną książkę.

- Profesorze? – zaczęłam, nie mogąc już się doczekać – Możemy pomówić o zaklęciach niewybaczalnych?

Profesor Moody momentalnie spoważniał. Wpatrzył się we mnie, przez dłuższą chwilę nawet nie mrugając. Trzymał różdżkę, wbijając sobie jej czubek w koniuszek palca drugiej ręki.

- Uhm… Tak. Naturalnie. Co dokładnie chcesz wiedzieć, Klaro?

- Ja mam w sumie jedno pytanie – wypaliła nagle Alex, świdrując wzrokiem Moodiego.
Mężczyzna skupił na niej wzrok.

- Czy to nie tak, że rzucać te czary mogą jedynie śmierciożercy?...

Profesor uśmiechnął się kącikiem ust. Wskazał nam na filiżanki, jakby chciał nam przypomnieć o herbacie. Ja zerknęła na Alex z naburmuszoną miną i złapałam za swój napój. Chuchnęłam, by go nieco oziębić i wzięłam łyka.

- A myślisz dziewczyno, że na czym dokładnie polega moja praca? – Profesor nachylił się mocno do przodu, jakby chciał skrócić między nami dystans - Jestem skuteczny, bo potrafię myśleć dokładnie tak jak oni. Wczuć się w ich pragnienia. W ich pobudki. W ich strach…

Patrzyłam na profesora jak zahipnotyzowana. Nawet Neville na moment przestał wpatrywać się w podręcznik i zaczął słuchać. Alex zmrużyła lekko oczy.

- Nie pijesz? – zapytał nagle profesor, nie przestając się wpatrywać – Zaprosiłem was na herbatę. To niegrzeczne, nie wypić jej.

Głośno zasiorbałam swoją. Neville jakby przypomniał sobie, że też dostał herbatę i od razu mocno ją dosłodził. Alex niechętnie sięgnęła po filiżankę i też się napiła. Moody znów oblizał się w specyficzny dla siebie sposób.

- Jak miło – spojrzał na mnie – Klaro. A Ty co byś chciała wiedzieć?

- Chciałabym wiedzieć, czy da się bronić przed zaklęciami niewybaczalnymi – powiedziałam jednym tchem.

- Cóż. Wszystkie można spróbować skontrować, ale da się obronić tylko przed jednym z nich. Przed Imperiusem.

Słuchałam z uwagą, pokiwując głową.

- Wymaga to jednak dużej siły woli – kontynuował Moody, przybierając przy tym zaciętą minę - Tym większej, im silniejszy jest czarodziej, który w nas tym czarem celuje. Jak mówiłem na zajęciach, wielu ludzi po wojnie czarodziejów twierdziło, że Voldemort rzucił na nich to właśnie zaklęcie. Już mniejsza z tym ilu z nich kłamało… Mimo wszystko nie znam nikogo, komu udałoby się odeprzeć klątwę. To raczej wiele mówi o Voldemorcie, prawda?

- Dlaczego profesor zawsze używa jego imienia? Ministerstwo Magii… - zaczął Neville.

Moody zacisnął dłoń w pięść i mocno uderzył w stolik kawowy, aż rozchlapał trochę herbaty ze swojej filiżanki. Zaskoczona podskoczyłam.

- Ministerstwo! – wycedził i zacisnął usta, stopniowo się uspokajając. Jego oko łypało na wszystkich po kolei. - Ministerstwo ma swoje zasady, z którymi się nie zgadzam. Chcą zrobić z czarodziejów popychadła, niezdolne do obrony, ani do działania. Gdybym umiał tylko to, co macie w programie, nigdy… - odchrząknął - …nikogo bym nie pojmał.

Ze zrozumieniem pokiwałam głową. Profesor ostentacyjnie spojrzał na zegarek.

- Niech to… Zaprosiłem was na herbatę, a zapomniałem o spotkaniu z dyrektorem. Pijcie raz dwa.

Pospieszył nas gestem ręki i wstał z fotela. Kuśtykając podszedł do biurka. Przez chwilę grzebał w szufladkach. Dużą część czasu stał tak, że nie było widać jego twarzy. Ja szybko dopiłam herbatę, Alex zostawiła połowę swojej. Neville był cały czas przyklejony do nowej książki, więc wypił tylko ze dwa łyki.

- Profesorze Moody – wstałam z kanapy – ja… naprawdę chciałabym nauczyć się tej siły woli. Czy da się to ćwiczyć?

- Da się, da – Szalonooki wydawał się skupiony na czymś zupełnie innym – ale takie nauki, to najlepiej przeprowadzać sam na sam – nagle podniósł na mnie wzrok, przyjrzał się badawczo, może trochę oceniająco – Bo do tego trzeba… - odchrząknął - indywidualnego podejścia. Rozumiesz, Klaro?

- Bo każdy człowiek jest inny? Rozumiem – ochoczo pokiwałam głową.

Moody schował coś do kieszeni płaszcza i wyprostował się.

- To co, wypite? – zajrzał nam do filiżanek, ale nie skomentował ich zawartości.

Wszyscy po kolei wstali. Moody stanął między mną i Alex, rozłożył ramiona i dotknął nas po przyjacielsku mniej więcej w połowie pleców. Popatrzył to na mnie, to na Alex, pchając nas ku drzwiom.

- Czyli Klaro zgłaszasz się na ćwiczenia dodatkowe. A panienka Alex też będzie chciała takie zajęcia? Na lekcjach też coś tam zrobimy. Umówimy się jeszcze, co? Teraz naprawdę muszę już iść.

Profesor otworzył  nam drzwi i puścił nas przodem. Jego mechaniczne oko nie omieszkało obejrzeć naszych tyłów. Moody przywołał do siebie laskę i przepuścił w drzwiach Neville’a. Potem wyminął całą grupkę, zamknął za sobą gabinet i machnął nam laską na pożegnanie, znikając na rozwidleniu korytarza.

- Nie wiem jak wy, ale ja idę posiedzieć z tym w bibliotece – rzucił po chwili Neville i pokazał na świeżo otrzymaną książkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz