Zanim Alex wpadła do sypialni, akurat wynotowywałam najważniejsze szczegóły
dzisiejszego wykładu z Historii Magii. Pochłonięta notatkami, zauważyłam jej
przybycie dopiero wtedy, gdy nagle uwiesiła mi się na szyi. Zamrugałam
zaskoczona i szybko, acz ostrożnie odłożyłam pióro i notatki na stolik. Zaraz
potem objęłam ją po przyjacielsku.
- Alex? Co się stało? Dlaczego płaczesz? – zapytałam zmartwiona.
Alex szlochała tak mocno, że nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Trochę
niepewnie pogładziłam ją po plecach.
- No już. Uspokój się – zastanowiłam się i zaczęłam dopytywać. – Byłaś na
tym spotkaniu z profesorem Snape’m? Chodziło o ten egzamin? A może masz
przechlapane za wczorajszą noc?
Alex nie mogąc przestać płakać tylko pokiwała głową. Jej łzy moczyły moją
koszulkę.
- Nie może być tak źle – próbowałam ją pocieszyć, ale sama nie brzmiałam
na super przekonaną. – No bo wiesz… w końcu byłaś tam i przeżyłaś, prawda?
- Ale co to za życie! – w końcu udało jej się coś z siebie wydusić.
Puściła mnie i osunęła się na ziemię, siadając na podłodze. Plecami
oparła się o moje łóżko. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je rękoma. Łzy
nadal płynęły jej po policzkach.
- Hej, nie mów tak! – odparłam.
Od razu usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem, przytulając do siebie.
Przez krótką chwilę szukałam w głowie odpowiednich słów.
- Wiesz… yy… każdy ma taki moment, że sprawia trochę problemów… bo
dorastamy i w ogóle. Po mnie się pewnie nie spodziewasz, ale w domu… często
kłócę się z moim ojcem. – na krótką chwilę spochmurniałam.
Alex patrzyła tępo przed siebie. Miałam wrażenie, że w ogóle nie słucha
co do niej mówię. Siedząc tak, kurczowo trzymała swój nadgarstek.
– Staram się jak mogę, a dla niego zawsze to mało. Tak to już jest. A szlabany
i egzaminy to część szkolnego życia. Profesor Snape dał Ci jakąś nową karę?
Wieczne sprzątanie jego składziku, albo coś równie monotonnie męczącego? –
próbowałam ją rozweselić.
- Nie – odparła w końcu. Jednak mnie słuchała? - Nawet odwołał nasze
szlabany, bo dla niego jestem tylko głupim dzieckiem i nie ma ochoty mnie
niańczyć!
Alex wyglądała na wkurzoną i załamaną jednocześnie. Podrapałam się po
policzku.
- Naprawdę tak powiedział? – niedowierzałam.
Przyjaciółka kiwnęła głową.
- No cóż… - kontynuowałam. – To prawda, trochę niemiło to zabrzmiało, ale
wiesz jaki jest profesor Snape… Oschły dla wszystkich, wiecznie niezadowolony,
a w ogóle to często sprawia wrażenie, jakby robił nam łaskę, że nas w ogóle
uczy. Cenię go jako nauczyciela, ale jego podejście pozostawia wiele do
życzenia. Potrafi zaniżyć ocenę praktycznie bez powodu.
Alex otarła rękawem łzy. Byłam pewna, że wie, że mam rację.
- Myślę, że każdy na Twoim miejscu cieszyłby się, że nie musi tego
odbębniać. Tak naprawdę przecież zdjął z Ciebie karę, a to pozytyw. No nie?
Wyobrażasz sobie, żeby odpuścił Harremu?
Wpatrywałam się w Alex, zupełnie nie mając pojęcia co tak naprawdę było
powodem całego jej smutku. Ona, choć wciąż była smutna, cicho parsknęła.
- No nie. Nie odpuściłby mu.
- Właśnie – uśmiechnęłam się - Może sobie gadać, że niby nie chce Cie
niańczyć, ale przy tym robi Ci przysługę.
- No może… Ale jest jeszcze coś – Alex spojrzała na mnie – muszę zdać ten
egzamin. Będę mieć jedną, jedyną szansę, a jeśli to zawalę, obleję przedmiot i
rok.
Spoważniałam. Oblanie roku było poważną sprawą. Zdarzało się bardzo
rzadko. Wiem, że były w szkole pojedyncze przypadki, jak na przykład Marcus ze
Slitherinu. Ogólnie nie życzyłabym nikomu takiego oblania. Upokarzające i
straszne. Nie mogłam dopuścić, by to spotkało Alex.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda? – powiedziałam niemal od razu –
Ile tym razem mamy czasu? Dzień? Pare godzin? Czas do świtu?
W głowie układałam już możliwy plan na szybkie przyswajanie ogromu
wiedzy.
- Jeszcze nie wiem, nie podał daty – Alex wciąż była przybita.
- Więc przygotujmy Cie jak najszybciej. Widziałam, że dzisiaj już się
trochę uczyłaś. Trochę systematyki, siedzenia w bibliotece, ręcznych notatek… o
tak, to dobry sposób na zapamiętanie. Zrobimy to. I profesor nie będzie Cie
musiał niańczyć, bo sama wszystko ogarniesz.
Uśmiechnęłam się do niej. Alex przemyślała wszystko i ostatecznie
wyglądała na zmotywowaną. Jeszcze tego wieczoru wspólnie zajrzałyśmy do
podręcznika od Eliksirów. Miałam wrażenie, że przeglądałam go już tyle razy, że
mogłabym go przepisać z pamięci i recytować wyrywkowo przez sen. Po
dwugodzinnej nauce, już leżąc w łóżku, odpytywałam przyjaciółkę ze składników
podstawowych mikstur. Szło jej całkiem dobrze. Wkrótce obie zasnęłyśmy.
.......................
Tej nocy, pierwszy raz od dawna miałam sen. Dosyć dziwny. Ocknęłam się,
siedząc w pierwszej ławce w sali od Obrony Przed Czarną Magią. Rozejrzałam się
powoli. Inne ławki były puste, poza ostatnią, w której siedzieli Draco i Pansy.
Pansy była w niego wtulona, on miał palce wplecione w jej włosy. Ich usta
złączone były w namiętnym pocałunku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie
fakt, że Pansy miała zamknięte oczy, a Draco podczas pocałunku nachalnie patrzył
w moją stronę. Odwróciłam wzrok, by im nie przeszkadzać. Wpatrzyłam się w pustą
tablicę. Usłyszałam za sobą kroki, a zaraz potem Draco rzucił torbę obok ławki
i usiadł na krześle obok mnie w ten sam nonszalancki sposób jaki zrobił to za
dnia w klasie. Znów poczułam to mocne bicie serca. Starałam się na niego nie
patrzeć.
- Ignorujesz mnie? – zapytał rozdrażniony i mocno złapał mnie za ramię,
siłą przekręcając na krześle. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Malfloy nachylił się w
moją stronę i…
- Pobudkaaaa! – zaczęła drzeć się Alex, potrząsając mną – Klaro, spóźnisz
się na śniadanie.
Otwarłam oczy, zupełnie nie wiedząc co się dzieje. Kiedy zwlekałam się z
łóżka, zauważyłam, że Alex wzięła sobie do serca te całą naukę. Nawet teraz
miała przy sobie podręcznik!
- Spałaś tak długo, zdążyłam sobie nawet powtórzyć to co czytałyśmy
wczoraj. – powiedziała.
Spojrzałam na nią podejrzliwie. Uszczypnęłam się, by sprawdzić, czy to
też nie jest sen. Nie był. Przetarłam twarz dłońmi. Czułam się, jakbym nie
spała ani minuty. Zły moment na wybudzenie.
- Wiesz co? – byłam roztargniona - Spotkajmy się już na śniadaniu. Muszę
wziąć szybko prysznic, bo inaczej się nie
dobudzę.
- Dobra, zajmę Ci miejsce – rzuciła Alex i poszła na śniadanie.
Weszłam do łazienki i popatrzyłam w lustro, na swoje odbicie. Nigdy
jeszcze nie miałam takich snów. Zwykle śniły mi się faktyczne lekcje, stosy
książek, biblioteka… Czasem jakieś normalne rzeczy, ale nigdy jeszcze nie śnił
mi się Draco Malfloy. Zastanawiałam się, co miało być dalej w tym moim śnie? Co
chciał zrobić Draco? Powiedzieć mi coś? Może… pocałować? Zaczerwieniłam się na
samą myśl. Szybko przemyłam twarz. To był tylko głupi sen-Klaro. Nic więcej.
Umyłam się, ubrałam w mundurek, sprawdziłam czy wszystkie podręczniki i
zeszyty w torbie się zgadzają i popędziłam do Wielkiej Sali. Usiadłam obok
Alex, faktycznie zajęła mi miejsce. Ron i Harry nadal siedzieli daleko od
siebie. Hermiona siedziała pomiędzy nimi, wyraźnie zmęczona sytuacją. Zaczęłam
smarować chleb dżemem.
- I co, lepiej? – zapytała przyjaciółka.
- Lepiej. A Ty, jak się dziś czujesz? – wpatrzyłam się w Alex i wzięłam
gryza kanapki.
Alex wzruszyła ramionami. Nie tryskała szczęściem, ale też nie była tak
załamana jak dnia poprzedniego.
- Wiem, że łatwo mówić – powiedziałam - ale spróbujmy się nie pakować przez
jakiś czas w kłopoty. Zdasz ten egzamin, będzie grzecznie, to odwołają też
resztę szlabanów.
- Wiecie co zawsze działa? – wtrącił się Ron, mówiąc z pełną buzią - Gdy
ktoś inny narozrabia. Cała uwaga skupia się wtedy na tej osobie. Przez ile
rzeczy udało nam się prześlizgnąć, bo Harry był na świeczniku za coś tam?
Rudzielec łypnął na swojego (aktualnie nielubianego) przyjaciela. Harry
uśmiechnął się krzywo.
- Moim zdaniem lepiej zmierzyć się z konsekwencjami i wyciągnąć ze
wszystkiego wnioski. No i oczywiście się poprawić – nagle powiedziała Hermiona, w ogóle nie
patrząc w naszą stronę – kiedy popełniłam błąd w wypracowaniu na historię magii…
- Przepisałaś wszystko od nowa? – skończyła za nią znudzona Alex – To mi
się raczej nie przyda, ale dzięki. Bądźcie wszyscy tak mili i skończmy temat
szlabanów i innych.
- Zakazane tematy? – Ron poruszył brwiami.
Alex rzuciła w niego bułeczką maślaną. Ron ją złapał, wyszczerzył się i
ugryzł. Wszyscy skupili się na jedzeniu. Ja błądziłam wzrokiem po sali. W
pewnym momencie wpatrzyłam się w jasnowłosą czuprynę należącą do ucznia
Slitherinu. Draco… W pewnym momencie spojrzał krótko w moją stronę. Poczułam, że
policzki mnie zapiekły. Alex szturchnęła mnie łokciem.
- Znów ekscytujesz się zajęciami? – zapytała półszeptem.
Zbita z tropu pokiwałam głową i skupiłam się na jedzeniu. Mimowolnie, od
czasu do czasu zerkałam w stronę Malfloya. Sama nie wiedziałam dlaczego.
.......................
Tego dnia zajęcia minęły całkiem
szybko. Po ostatnich miałam zaciągnąć Alex do biblioteki, żebyśmy mogły znów
powtórzyć eliksiry. Nie byłam pewna, czy dziewczyna była tam kiedykolwiek. Gdy
wychodziłyśmy z klasy, podszedł do mnie Neville.
- Klaro, byłaś wczoraj u profesora
Moodiego? – zapytał.
Klepnęłam się ręką w czoło. No tak,
zupełnie wypadło mi z głowy, że obiecałam przyjść!
- Rany! Nie byłam. A Ty byłeś?
Neville pokręcił głową. Alex trzymała
się za pasek torby i patrzyła na nas.
- Ale profesor mówił, że możemy
przyjść też dzisiaj – kontynuował Neville - Dlatego pytam. Moglibyśmy pójść
razem. Bo wiesz… Nie to, że się go jakoś bardzo boje, ale jednak razem byłoby
raźniej.
Ochoczo pokiwałam głową.
- Serio zamierzasz do niego iść? –
wypaliła nagle Alex.
Razem z Longbottomem spojrzeliśmy na nią
zdziwieni.
- Mówiłam Ci, że on jest jakiś
nienormalny – Alex zakręciła palcem obok własnej skroni - Widziałaś jak się
zachowuje?
- Alex, to sławny Auror! – broniłam go
- Sam mówił, że wsadził chyba połowę więźniów Azkabanu. Wiesz ile ma za sobą
potyczek? Ile musiał przeżyć? Poza tym jest dla nas miły. I naprawdę chce nas
czegoś nauczyć.
Alex tylko machnęła ręką. Nie miała
ochoty się ze mną kłócić.
- Po prostu pójdę z wami.
- A eliksiry? – zapytałam.
- Zdążę z tym. Poza tym też
interesują mnie te zaklęcia które przerabialiśmy. Chętnie dowiem się więcej.
- Skoro tak… - uśmiechnęłam się – to idziemy
we trójkę.
Parę minut później byliśmy już pod
gabinetem profesora Moodiego. Wyrwałam się pierwsza do drzwi i zapukałam. Nikt
nie odpowiadał. Zapukałam jeszcze raz, tym razem głośniej i nachalniej. W końcu
z wnętrza zaczęły dobiegać nas dźwięki. Brzmiało jak szamotanie, potem stukanie
laską o podłogę. Po dłuższej chwili drzwi się uchyliły, a ze środka wyjrzał
Szalonooki, popijając coś z małej buteleczki, którą szybko schował za pazuchę.
Łypnął na nas, a jego mechaniczne oko rozglądało się na boki, jakby sprawdzał,
czy nikt nas nie śledził.
- O proszę. Jesteście – Moody uśmiechnął
się nieco sztucznie, ale brzmiał na zadowolonego - Neville, Klara i… Alex, tak?
No panienki to się nie spodziewałem. Proszę, proszę.
Moody cofnął się do środka i nieco
szerzej otworzył drzwi, zapraszając nas gestem ręki. Wchodziliśmy jeden po drugim.
Jego mechaniczne oko tym razem sprawiało wrażenie, jakby oglądało nas od stóp
do głów. Moody zwilżył językiem górną wargę i zamknął za nami drzwi.
Gabinet nie był duży. Na jednej
ścianie znajdował się kominek, przed nim zaś dwa fotele i mały stolik kawowy. Z
boku stał barek pełen trunków z różnych stron świata, karafek, buteleczek, ale
też i szklanek czy filiżanek na herbatę. Pod oknem było masywne, mahoniowe
biurko zawalone różnymi gratami, kartkami i paroma podręcznikami. Przeciwległa
ściana cała była zabudowana regałami i tam też stała wysłużona, skórzana
kanapa. Drzwi do prywatnych kwater znajdowały się blisko kominka.
Wszyscy stanęliśmy blisko drzwi.
Profesor Moody doczłapał do foteli i obrócił je tak, by razem z kanapą tworzyły
okrąg.
- No już, siadajcie – powiedział. – Zaparzę
wam herbaty.
Szalonooki stanął do nas tyłem i
zaczął robić coś przy barku. Neville od razu podszedł do fotela i usiadł w nim.
Mebel był tak duży, że chłopak wydawał się w nim zapadać. Zaśmiałam się cicho i
usiadłam na kanapie. Alex usiadła obok mnie. Obie rozglądałyśmy się po
pomieszczeniu.
- Neville? – zagaił Moody, wrzucając
torebki herbaty do filiżanek – Słyszałem od profesor Sprout, że bardzo dobrze
radzisz sobie z roślinami.
- O tak, profesorze – Neville był nieco
speszony, trzymał ręce na kolanach - Można powiedzieć, że to mój konik.
- Ma bardzo dobre stopnie – wtrąciłam.
Profesor obrócił się lekko, by na mnie spojrzeć. Uśmiechnął się pod nosem
i kontynuował robienie herbaty.
- Tak się składa, że ostatnio znalazłem w moich zbiorach pewną… ciekawą książkę.
O botanice. Myślę, że lektura Ci się spodoba, synu.
Moody popchnął laską stolik kawowy, by znalazł się bardziej na środku
naszego mini kręgu. Potem zaś postawił na nim cztery filiżanki z parującą
herbatą. Od razu złapałam za cukierniczkę i wrzuciłam dwie kostki cukru. Alex
też posłodziła. Zdawała się bacznie obserwować nauczyciela. Szalonooki podszedł
do regału i przez chwilę przeglądał półki. W końcu znalazł to czego szukał.
Dokuśtykał za fotel Neville’a i podał mu książkę, a następnie nachylił się nad
nim, opierając o oparcie i zaglądając chłopakowi przez ramię.
- I co myślisz? – zapytał.
Neville obejrzał okładkę, a potem z błyskiem w oku przekartkował
zawartość.
- „Rzadkie gatunki roślin…” Tego jeszcze nie czytałem! – wyglądał na
podekscytowanego. – To jakieś wydanie specjalne. Rzadki egzemplarz. Na pewno
mogę to pożyczyć?
- Synu, ta książka już jest Twoja.
Moody poklepał mocno chłopaka po ramieniu i zasiadł w drugim, wolnym
fotelu, przy okazji wyciągając zza pasa różdżkę. Neville nie zwracał już na nic
uwagi, ciągle kartkując podarowaną książkę.
- Profesorze? – zaczęłam, nie mogąc już się doczekać – Możemy pomówić o
zaklęciach niewybaczalnych?
Profesor Moody momentalnie spoważniał. Wpatrzył się we mnie, przez
dłuższą chwilę nawet nie mrugając. Trzymał różdżkę, wbijając sobie jej czubek w
koniuszek palca drugiej ręki.
- Uhm… Tak. Naturalnie. Co dokładnie chcesz wiedzieć, Klaro?
- Ja mam w sumie jedno pytanie – wypaliła nagle Alex, świdrując wzrokiem
Moodiego.
Mężczyzna skupił na niej wzrok.
- Czy to nie tak, że rzucać te czary mogą jedynie śmierciożercy?...
Profesor uśmiechnął się kącikiem ust. Wskazał nam na filiżanki, jakby
chciał nam przypomnieć o herbacie. Ja zerknęła na Alex z naburmuszoną miną i
złapałam za swój napój. Chuchnęłam, by go nieco oziębić i wzięłam łyka.
- A myślisz dziewczyno, że na czym dokładnie polega moja praca? – Profesor
nachylił się mocno do przodu, jakby chciał skrócić między nami dystans - Jestem
skuteczny, bo potrafię myśleć dokładnie tak jak oni. Wczuć się w ich
pragnienia. W ich pobudki. W ich strach…
Patrzyłam na profesora jak zahipnotyzowana. Nawet Neville na moment przestał
wpatrywać się w podręcznik i zaczął słuchać. Alex zmrużyła lekko oczy.
- Nie pijesz? – zapytał nagle profesor, nie przestając się wpatrywać –
Zaprosiłem was na herbatę. To niegrzeczne, nie wypić jej.
Głośno zasiorbałam swoją. Neville jakby przypomniał sobie, że też dostał
herbatę i od razu mocno ją dosłodził. Alex niechętnie sięgnęła po filiżankę i
też się napiła. Moody znów oblizał się w specyficzny dla siebie sposób.
- Jak miło – spojrzał na mnie – Klaro. A Ty co byś chciała wiedzieć?
- Chciałabym wiedzieć, czy da się bronić przed zaklęciami niewybaczalnymi
– powiedziałam jednym tchem.
- Cóż. Wszystkie można spróbować skontrować, ale da się obronić tylko
przed jednym z nich. Przed Imperiusem.
Słuchałam z uwagą, pokiwując głową.
- Wymaga to jednak dużej siły woli – kontynuował Moody, przybierając przy
tym zaciętą minę - Tym większej, im silniejszy jest czarodziej, który w nas tym
czarem celuje. Jak mówiłem na zajęciach, wielu ludzi po wojnie czarodziejów
twierdziło, że Voldemort rzucił na nich to właśnie zaklęcie. Już mniejsza z tym
ilu z nich kłamało… Mimo wszystko nie znam nikogo, komu udałoby się odeprzeć
klątwę. To raczej wiele mówi o Voldemorcie, prawda?
- Dlaczego profesor zawsze używa jego imienia? Ministerstwo Magii… -
zaczął Neville.
Moody zacisnął dłoń w pięść i mocno uderzył w stolik kawowy, aż
rozchlapał trochę herbaty ze swojej filiżanki. Zaskoczona podskoczyłam.
- Ministerstwo! – wycedził i zacisnął usta, stopniowo się uspokajając.
Jego oko łypało na wszystkich po kolei. - Ministerstwo ma swoje zasady, z
którymi się nie zgadzam. Chcą zrobić z czarodziejów popychadła, niezdolne do
obrony, ani do działania. Gdybym umiał tylko to, co macie w programie, nigdy… -
odchrząknął - …nikogo bym nie pojmał.
Ze zrozumieniem pokiwałam głową. Profesor ostentacyjnie spojrzał na
zegarek.
- Niech to… Zaprosiłem was na herbatę, a zapomniałem o spotkaniu z
dyrektorem. Pijcie raz dwa.
Pospieszył nas gestem ręki i wstał z fotela. Kuśtykając podszedł do
biurka. Przez chwilę grzebał w szufladkach. Dużą część czasu stał tak, że nie
było widać jego twarzy. Ja szybko dopiłam herbatę, Alex zostawiła połowę
swojej. Neville był cały czas przyklejony do nowej książki, więc wypił tylko ze
dwa łyki.
- Profesorze Moody – wstałam z kanapy – ja… naprawdę chciałabym nauczyć
się tej siły woli. Czy da się to ćwiczyć?
- Da się, da – Szalonooki wydawał się skupiony na czymś zupełnie innym –
ale takie nauki, to najlepiej przeprowadzać sam na sam – nagle podniósł na mnie
wzrok, przyjrzał się badawczo, może trochę oceniająco – Bo do tego trzeba… - odchrząknął
- indywidualnego podejścia. Rozumiesz, Klaro?
- Bo każdy człowiek jest inny? Rozumiem – ochoczo pokiwałam głową.
Moody schował coś do kieszeni płaszcza i wyprostował się.
- To co, wypite? – zajrzał nam do filiżanek, ale nie skomentował ich
zawartości.
Wszyscy po kolei wstali. Moody stanął między mną i Alex, rozłożył ramiona
i dotknął nas po przyjacielsku mniej więcej w połowie pleców. Popatrzył to na
mnie, to na Alex, pchając nas ku drzwiom.
- Czyli Klaro zgłaszasz się na ćwiczenia dodatkowe. A panienka Alex też
będzie chciała takie zajęcia? Na lekcjach też coś tam zrobimy. Umówimy się
jeszcze, co? Teraz naprawdę muszę już iść.
Profesor otworzył nam drzwi i
puścił nas przodem. Jego mechaniczne oko nie omieszkało obejrzeć naszych tyłów.
Moody przywołał do siebie laskę i przepuścił w drzwiach Neville’a. Potem
wyminął całą grupkę, zamknął za sobą gabinet i machnął nam laską na pożegnanie,
znikając na rozwidleniu korytarza.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę posiedzieć z tym w bibliotece – rzucił po
chwili Neville i pokazał na świeżo otrzymaną książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz