poniedziałek, 20 maja 2019

22. Jak brak weny, to brak weny i nic na to nie poradzę ;----;


Gdy Klara zniknęła wraz z Moodym, George na nowo przygarnął mnie do siebie. Poczułam się okropnie. Jak zwykle nie przemyślałam tego, co chciałam powiedzieć i postanowiłam, że również muszę zejść do swojej przyjaciółki. Próbowałam się podnieść, ale rudzielec zatrzymał mnie w taki sam sposób, jak przed kilkoma minutami nauczyciel Hermionę. Spojrzałam na niego lekko podirytowana.

- Zostaw mnie!

- Alex. Siadaj. On się nią zajmie. - Chłopak pociągnął mnie w dół i z powrotem opadłam na krzesło. W dalszym ciągu czułam, że postąpiłam niewłaściwie.

- Neville - zaczęłam, spoglądając przepraszająco na równie przybitego Gryfona - przepraszam. Głupio wyszło. Nie powinnam stawiać was w takiej sytuacji.

- Nie powinnaś - zgodziła się Hermiona podniosłym tonem. - Dobrze, że Klara niezbyt kontaktowała, co się dzieje, bo inaczej mogłaby się obrazić.

- Daj spokój - machnęła ręką Angelina. - Przecież to są tylko wygłupy. - To Klara zareagowała zbyt ostro.

- Bo była pijana - przypomniała jej Hermiona. Założyła ręce na piersi, patrząc twardo przed siebie. - Idę do Mcgonagall - oznajmiła pokrótce. Przepchała się więc przez nas wszystkich i ruszyła schodami w dół.

- Pierwszy raz muszę się z nią zgodzić - jęknęłam, opierając głowę o blat stołu. - Co ze mnie za przyjaciółka?

- To moja wina! - Zajęczał nagle Neville. - Nie wiem, co ja sobie myślałem.

- Dajcie już spokój! - Zdenerwowała się starsza Gryfonka. - Gramy dalej, czy co robimy?

Wszyscy spojrzeli po sobie. Ja także podniosłam głowę, spoglądając po zebranych. Coś mi mówiło, że to tyle z naszej dzisiejszej imprezy.

- Ten wieczór na pewno tak się nie skończy! - zaprotestowała Angelika, wstając gwałtownie. - Idziemy do Świńskiego Łba!

Wytrzeszczyliśmy na wierzch oczy. Neville to nawet zapiszczał przejęty. Każdy dobrze wiedział, że Gospoda pod Świńskim Łbem nie była miejscem przystosowanym dla dzieci. Kręciła się tam klientela specyficznego typu i wątpiłam, abyśmy zostali do niej wpuszczeni bez żadnego "ale".

- Kto jest za? - Kontynuowała Angelika.

- Mnie tam wszystko jedno - odparł Harry, wzruszając ramionami. - We wtorek zapewne zginę w męczarniach, więc mogę iść, chociażby do Wierzby Bijącej.

Zaśmialiśmy się wesoło. Atmosfera ponownie zaczynała się rozluźniać, chociaż ja w dalszym ciągu martwiłam się o Klarę.

- E tam - skwitował Fred. - Może nie umrzesz, ale zakłady już obstawione, co nie George?

- Krum prowadzi - dodał wspomniany wyżej chłopak. Harry jęknął.

- Dlatego idę upić się w trupa! - Zadecydował, również wstając.

Zaczęliśmy powoli zbierać się do wyjścia. Wszyscy byliśmy podekscytowani. Neville z kolei nie do końca był pewny, czy chce w tym uczestniczyć, ale za wszelką cenę pragnął zostać częścią naszej paczki, zgadzając się na wszystko, co proponowaliśmy.

Podniosłam się ze swojego siedzenia, nakładając na okularnika pelerynę. Mrugnęłam do niego okiem i oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem.

- Ej, ej! - George pokiwał nam palcem. - Co wy tam wyprawiacie, a czego ja nie widzę?

- Słuchajcie! Mam pewien pomysł! - Rzuciła nagle Angelika, zatrzymując się w pół kroku. - Jesteś tu nielegalnie, Alex co nie?

- No tak. Mam szlaban - skrzywiłam się, czego dziewczyna nie mogła zauważyć.

- No właśnie. Snape cały czas tu węszy. Zrobimy tak, że my wszyscy wyjdziemy z pubu, George będzie udawał, że cię obejmuje, a ty z Harrym przemknięcie się tyłem i tam się spotkamy.

- Brzmi ciekawie - zamyślił się chłopak. - Trochę utrzemy nietoperzowi jego haczykowaty nos.

- Jeżeli to podziała i przestanie mnie szukać, to wchodzę w to - odparłam, kiwając energicznie głową.

Zeszliśmy wszyscy na dół, gdzie panował jeszcze większy rozgardiasz niż na górze. Kolejka do baru wciąż się powiększała, a obok drzwi, przez które cały czas ktoś wchodził i wychodził, czekała na nas Hermiona, tupiąc nogą ze zdenerwowania. Jako pierwsza podbiegła do niej Angelika i zapewne opowiedziała o swoim pomyśle. Młodsza Gryfonka westchnęła ciężko, ale przystała na jej warunki, po czym wszyscy wyszli przed pub, a ja w tym czasie wraz z Harrym skręciliśmy w stronę tylnego wyjścia.

Przechodząc koło toalet, natknęliśmy się na grupkę starszych Ślizgonów, którzy stali koło siebie w kółku i przekazywali sobie z rąk do rąk jakiś notatnik. Chwyciłam Harry'ego za rękę, żeby się zatrzymał i podeszłam bliżej do chłopców, wyciągając szyję, aby móc zobaczyć co oni właściwie robią. Przypomniały mi się również słowa Hermiony o jakichś zakładach. Może właśnie rozmawiali o nich?

- Zapisz mu 3 punkty za tę małą z trzeciego roku - powiedział jeden ze Ślizgonów, podając wyżej wspomniany notatnik, koledze. - Mało, ale zawsze coś.

- Myślisz, że tak łatwo jest je do siebie przekonać? - Prychnął kolejny chłopak, notując coś w zeszycie. - Jestem ostatni - dodał, krzywiąc się. Kurwa.

- Bo nie celujesz w najwyżej punktowane! - Odezwał się nagle kolejny Ślizgon z dużymi zębami i czarnymi włosami.

- Flint - szepnął do mnie okularnik.

- Jebana gnida - dodałam.

Znałam chłopaka z boiska. Kilka lat temu Marcus Filnt został kapitanem swojej drużyny i od tamtej pory nienawidziłam rozgrywać meczów ze Slytherinem. Ślizgon był brutalny w grze i nie raz lądowałam przez niego w Skrzydle Szpitalnym, bo próbował zrzucić mnie z miotły albo walnąć tłuczkiem. W dodatku był idiotą. W tym przypadku działała teoria, że im większe mięśnie, tym mniejszy mózg. Filnt powinien rok temu zakończyć naukę, ale nie zdał Owutemów i został kolejny rok w Hogwarcie.

- Na każdym roku jest dzida, która jest najwięcej warta - kontynuował, kartkując notes.

- Myślisz, że takie wskoczą ci od razu do łóżka? - Prychnął kolejny, zakładając ręce na piersi. - Z nimi jest więcej roboty.

Marcus uśmiechnął się obleśnie, odsłaniając długie jak u królika zęby, po których przejechał językiem z głośnym mlasknięciem i wrócił do kartkowania.

- Zaraz ci pokażę o które mi chodzi - mruknął.

- Daj ten zeszyt! - Kolejny Ślizgon rzucił się do przodu, wyrywając koledze notatnik.

- Kurwa, przecież ci mówiłem, że zaraz pokażę! - Warknął Flint, popychając kolegę.

Ślizgoni zaczęli się przekrzykiwać i szturchać. Każdy z nich chciał dosięgnąć zeszytu i sprawdzić punktację.

- Idziemy! - Ponaglił mnie Harry ciągnąc szybko za ramię. - Chodź!

Nim zdążyłam zareagować, korytarzem zmierzał profesor Snape. Wyglądał na rozwścieczonego. Ślizgoni zauważyli go z daleka, wypuszczając z rąk notatnik. Flint kopnął rzecz nogą w naszą stronę, prostując się przed swoim opiekunem. Wszyscy stanęli w rządku, oczekując reprymendy od nauczyciela. Ja w tym czasie kucnęłam wraz z Harrym na posadzce, przyglądając się przez moment notatnikowi, który wyglądał niczym ciężki wolumin, oprawiony w zielono-srebrną okładkę z godłem Slytherinu na środku. Co kilka stron włożona była zakładka z poszczególnymi kolorami domów i ich symbolami. Zerknęłam kątem oka na Snape'a, ale mężczyzna nie zaglądał Ślizgonom przez ramię, sprawdzając co się dzieje za nimi, tylko twardo ich upominał za zachowanie.

Otworzyłam trzęsącą się dłonią notatnik na zakładce Gryffindoru i zamarłam. Nasz dom podzielony był na każdy rok od trzeciego wzwyż, a pod każdym rokiem wypisane były imiona dziewczyn wraz z krótkim opisem obok i punktacją.

- Co to ma być?! - Syknęłam rozwścieczona.

- To jest obrzydliwe - dodał Harry, krzywiąc się. - Spójrz! - Chłopak wskazał palcem na nasz rocznik i długą kolumnę ciągnącą się do dołu strony:

Hermiona Granger - SZLAMA, dziewica, 1 punkt - NIEWARTO.

Parvati Patil - bliźniaczka, półkrwi, dziewica. Można łączyć z siostrą, wtedy podwójna liczba punktów. Za jedną 5 punktów.

Lavender Brown - wariatka, nie- dziewica, czysta krew - 3 punkty.

Klara Amber...

Spięłam się w sobie, czytając imię i nazwisko przyjaciółki. Zacisnęłam dłonie w pieści. Potter poklepał mnie po ramieniu.

Klara Amber - kujonka, dziewica, półkrwi, 2,5 punkta.

Alex Lamberd - dobra dzida, może dziewica, czysta krew, 10 punktów.

Oprócz tych wszystkich informacji, prawie przy każdej z nas Ślizgoni dopisywali swoje prywatne, obrzydliwe opinie.

- Ja ich zabiję - warknęłam, robiąc się czerwona ze złości. - Ja im dam zakłady o nasze dupy!

- Alex, uspokój się! - Harry próbował mnie uspokoić, ale nie miał, niestety, takiej siły przebicia.

- Jak mam się uspokoić?! - Spojrzałam mu twardo w oczy. - Chyba ci się to nie podoba, co?!

- Mnie?! - Pisnął Harry i postukał się palcem po czole. - Zwariowałaś? Uważam, że to totalny brak szacunku do kobiet. Snape powinien ich wyrzucić ze szkoły!

- Powinien - odparłam spokojniejszym tonem, po czym pchnęłam z impetem notatnik po posadzce, aż wylądował pod nogami Snape'a. Mężczyzna spojrzał w dół, marszcząc brwi i podniósł rzecz z podłogi. Akurat było otwarte na naszym roczniku.

- Co to ma być? - Wycedził cicho, pokazując Ślizgonom zeszyt. Chłopcy zmieszali się. Tylko Marcus Flint stał pewnie wyprostowany przed profesorem, uśmiechając się bezczelnie. Ja bym już dawno wyleciała z Hogwartu za takie zachowanie!

- Prywatne zapiski, profesorze - odparł niewinnie. Snape przeniósł wzrok z chłopaka na zeszyt, czytając jego zawartość.

- Konfiskuję to - rzekł po chwili cicho. - A teraz wszyscy jazda z powrotem do szkoły. Najstarszy Ślizgon chciał coś dodać, ale mężczyzna popatrzył na niego tak lodowatym i pełnym pogardy wzrokiem, że chłopak zrezygnował, ruszając za pozostałymi do wyjścia. Snape stał jeszcze przez chwilę w miejscu, kartkując zeszyt w tę i we w tę, po czym schował go głęboko do kieszeni i odszedł.

- Nawet nie odjął im punktów! - Wpadłam w szał.

- Co się dziwisz. - Harry wzruszył ramionami. - To Ślizgoni. Są na innych prawach niż pozostali.

- To nie ma znaczenia! Jakbym poszła z tym do Dumbledore'a, to by ich pewnie wyrzucił ze szkoły.

- Daj sobie spokój na razie. Idziemy?

Wyszliśmy więc na tyły karczmy, czekając na pozostałych, którzy mieli do nas dołączyć. Opatuliłam się bardziej kurtką, gdyż wieczory o tej porze roku zaczynały robić się chłodniejsze. Harry postanowił wyjść spod peleryny i zaczerpnąć świeżego powietrza, a następnie wyjął z kieszeni małą buteleczkę bursztynowego płynu w środku. Zakołysał naczyniem przede mną, odkręcił i pociągnął sporego łyka, krzywiąc się przy tym okropnie.

- Skąd to masz? - Zapytałam, śmiejąc się z chłopaka.

- Wyciągnąłem komuś z kieszeni przy barze - odparł, wręczając mi alkohol. Przechyliłam butelkę, upijając tyle samo, co Harry.

Czekając na przyjaciół opróżniliśmy całą whisky, poprawiając sobie tym samym humor. Zaczęliśmy opowiadać różne, głupie historie, śmiejąc się do rozpuku. Na szczęście, po chwili zauważyliśmy Gryfonów skręcających z głównej ścieżki. Brunet pomachał do nich entuzjastycznie.

- Zrobiliśmy Snape'a w bambuko! - Krzyknął George, po czym przybił sobie piątkę z bratem. - To było epickie!

- Był wściekły, jak zobaczył że koło George'a nikt nie stoi - dodała Angelika. - Co ty mu zrobiłaś, że tak się uwziął na ciebie, co?

- Nie wiem. Zdałam egzamin poprawkowy?

Wszyscy wybuchli śmiechem, po czym ruszyliśmy z powrotem na główną ścieżkę, skręcając w przeciwnym kierunku, w głąb wioski, gdzie znajdowała się gospoda pod Świńskim Łbem. Nie przeszliśmy jednak nawet pięciu kroków, gdy zatrzymał nas profesor Moody. Chciałam do niego podejść i porozmawiać o Klarze, ale mężczyzna nie wyglądał na skorego do rozmów, więc postanowiłam się nie odzywać. Może przegięliśmy i nauczyciel nie miał zamiaru dalej "przymykać oka" na to, co robiliśmy?

- Chwileczkę młodzieży - powiedział, podchodząc do nas. - Który z was wlał młodej Amber alkoholu do kufla, co?

Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni.

- Pytam się - warknął zły, że wciąż nikt nie udzielił mu odpowiedzi.

- No, eee... my - odparł Fred, drapiąc się lekko po głowie. - To miał być żart.

- Nie sądziliśmy, że to wypije - dodał George. - Hermionie też dolaliśmy i odsunęła kufel.

- Jak ona się czuje? - Zapytałam po chwili, kiedy Moody bacznie nam się przyglądał. Gdy się odezwałam jego magiczne oko zatrzymało się na mnie.

- Lepiej. Wróciła do zamku z panną Granger - odparł lakonicznie. - A wy uważajcie! - wskazał laską na bliźniaków. - Żadnych więcej takich numerów, bo wtedy inaczej będziemy rozmawiać. I proszę nie włóczyć się do rana po wiosce, zrozumiano? Panie Potter, niech pan pamięta, że przed panem poważne zadanie do wykonania.

- Wiem, profesorze. Nie będziemy siedzieć długo - obiecał brunet.

Wszyscy skinęli głowami, żegnając się z profesorem, który wpatrywał sie we mnie tak intensywnie, jakby chciał mnie zatrzymać jeszcze na chwilę.

- Zaraz dojdę do was - rzuciłam, podchodząc do Moody'ego. Mężczyzna dopiero teraz obdarzył mnie lekkim uśmiechem, wspierając się na swojej lasce.

- Chciałbym cię prosić o dyskrecję - rzekł i odkaszlnął teatralnie.

- W jakiej sprawie?

- Chciałbym cię prosić, żebyś nie wspominała nikomu o mojej i Snape'a rozmowie. Trochę mnie poniosło wtedy w Trzech Miotłach. Nie powinnaś była tego słyszeć.

- Och, no dobrze. Domyślam się, że ja też się nie dowiem, o co panu chodziło, prawda?

- Niestety, panno Lamberd. To są sprawy między mną a profesorem Snape'em. Jak zauważyłaś, nie pałamy do siebie sympatią, a mnie czasami ponosi. Możemy się umówić, że nic nie słyszałaś? - Moody nachylił się lekko nade mną, dalej trzymając się kurczowo swojej laski.

- Nikomu nic nie powiem - uśmiechnęłam się do niego. - A teraz, jeżeli pan pozwoli... - odwróciłam na chwilę głowę w stronę przyjaciół, którzy czekali na mnie pod drzewem.

- Oczywiście. Idź, idź. Możesz również ściągnąć pelerynę. Widziałem jak profesor Snape zabiera sporą grupę Ślizgonów i wraca do zamku. Niebezpieczeństwo zażegnane.

- Super! - Ucieszyłam się, ściągając z głowy kaptur. Raz jeszcze uśmiechnęłam się promiennie do profesora.

- Uważaj na siebie - dodał Moody poważnym tonem i odszedł w dół ścieżki, a ja pognałam do swoich przyjaciół i w końcu mogliśmy na spokojnie udać się do gospody pod Świńskim Łbem.

Stanęliśmy przed dużym, obskurnym budynkiem ze starym, zardzewiałym i skrzypiącym szyldem przedstawiającym głowę świni. Pub nie przyciągał swoim wyglądem, ale bez zbędnych ceregieli weszliśmy do środka. Wewnątrz znajdowało się tylko jedno średniej wielkości pomieszczenie, skąpane w półmroku. Z boku znajdował się zabrudzony bar, za którym stał średniej budowy mężczyzna z długą, białą brodą i ze znużoną miną czyścił szkło brudną ścierką.

- Wchodźcie! - Ponaglił nas George, zamykając za sobą drzwi. - Siema, Aberforth! - Przywitał się z właścicielem pubu, po czym wskazał nam na jeden duży stolik znajdujący się pod równie zabrudzonym oknem i ruszył do baru zamówić alkohol.

Usiadłam obok Angeliny i Freda, a miejsce obok siebie zajęłam dla drugiego bliźniaka. Harry wraz z Neville'em usadowili się naprzeciwko nas. Widziałam, że Neville'owi nie bardzo spodobał sie wystrój pubu. Chłopak co chwilę rozglądał się po pomieszczeniu, a gdy tylko usłyszał jakiś dźwięk, podskakiwał wystraszony na krześle. Zachichotałam wraz z Harrym na jego reakcję.

- Czy wy coś już piliście? - Zapytała Angelika, wychylając się do przodu z taksującym nas spojrzeniem.

- Może coś tam - mruknęłam.

Po chwili wrócił George, a tuż za nim lewitowała olbrzymia taca z kieliszkami i butelką czystej wódki. Chłopak puścił do nas oczko, usadawiając się obok mnie. Zostałam objęta ramieniem i przyciągnięta do ciepłego ciała. Fred potarł ręce, chwycił butelkę i nalał wszystkim kolejkę. Chwyciliśmy za kieliszki i wypiliśmy na raz.

- Merlinie! - skrzywił się Neville.

- Okropność - dodał Harry, po czym roześmiał się szczerze.

- Dacie radę. Musicie tylko częściej z nami wychodzić - powiedział Fred, całując Angelinę w policzek.

- Akurat - burknęłam. Nie widziałam w sobie koneserki tego rodzaju alkoholu. Mnie również nie przypasował smak wódki.

- Harry, wiesz już jakie jest twoje pierwsze zadanie? - Zapytał nagle Neville, spoglądając na Freda jak ponownie rozlewa alkohol do kieliszków.

- Nie mam bladego pojęcia - burknął okularnik, tracąc humor.

- Nie przejmuj się. Jakoś dasz radę - próbowałam go pocieszyć, ale z marnym skutkiem. George widząc, że zaczynamy znowu się załamywać, rozkazał wszystkim wziąć kieliszki w dłonie i napić się. Zrobiliśmy jak chciał.

Alkohol powoli zaczął mieszać mi w głowie.

- Dam, nie dam, co za różnica? - Prychnął, opierając się na łokciu. - Cho i tak nie pójdzie ze mną na bal.

- Co? - Całą paczką spojrzeliśmy na chłopaka, który chyba zaczął odpływać.

- Chciałeś ją zaprosić? - Zapiszczał podekscytowany Neville i czknął głośno. Harry kiwnął powoli głową, wpatrując się w swój kieliszek.

- Jeszcze tego nie zrobiłem, ale ona chyba chodzi z Cedrikiem, także po zawodach.

- Zawodach... - mruknęłam do siebie. - Zawody! - Otrzeźwiałam na chwilę, opowiadając zebranym o tym, co udało nam się z Harrym podsłuchać i zobaczyć. Bliźniacy nie wyglądali na zaskoczonych, ale nie odezwali się nawet słowem. Angelika natomiast zrobiła zniesmaczoną minę, a Neville zaczął przysypiać i nic nie usłyszał z mojej opowieści. Oparł tylko głowę o blat stołu i przymknął oczy.

- Tego nie da się przyjąć na trzeźwo! - Wykrzyknęła dziewczyna, wstając powoli. Przechyliła się na moment do przodu, ale Fred złapał ją szybko w pasie i posadził z powrotem na krześle. - Lej, Fred!

- Nie za szybko? - Zaśmiał się.

- Lej, powiedziałam! - Zażądała brunetka i walnęła pięścią w stół. - Ślizgoni to śmiecie! Musimy dać im popalić.

- Prawda! - Podniosłam rękę w geście, że się z nią zgadzam. - Obmyślimy paskudny plan i załatwimy cały Slytherin!

- Calutki!

Zaśmiałyśmy się głośno.

- Muszę do toalety - powiedział nagle Harry, wstając powoli i chwiejnym krokiem ruszył przed siebie. Nawet nie wiedział, gdzie idzie, ale miałam nadzieję, że trafi tam, gdzie chciał.

- Dobrze się czujesz, Alex? - Zapytał troskliwie George, odsłaniając mi włosy z czoła.

- Jest ok - odparłam. - Neville chyba wysiadł, co? - Wskazałam głową na Gryfona leżącego nieprzytomnie na stole.

- To było do przewidzenia - zaśmiał się. Kątem oka spostrzegłam jak Fred obłapuje Angelinę, wpychając jej język do gardła. Poczułam się trochę nieswojo, zważywszy, że George przyglądał mi się takim wzrokiem, jakby chciał zrobić to samo, co jego brat. Na szczęście, po krótkiej chwili wrócił Harry. Bliźniak przestał całować swoją dziewczynę, zabierając się ponownie za dolewanie każdemu wódki.

Fred podtrzymywał tempo picia i po chwili do Neville'a dołączył również Harry, a zaraz za nim ja. Wszyscy leżeliśmy na stole, nie będąc wstanie się podnieść. Oprócz Weasleyów tylko Angelika się trzymała, chociaż niewiele jej brakowało do naszego stanu. Przynajmniej siedziała prosto, czasami kiwając się na boki. To oznaczało koniec imprezy. George obudził młodszych kolegów, nakazując im zbierać się do wyjścia.

Po wyjściu z pubu, Neville wraz z Harrym ledwo trzymali się na nogach, ale Fred próbował ich trzymać w pionie. Angelina dawała radę iść o własnych nogach, a ja... zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje na około mnie. George próbował mnie przytrzymywać, ale co chwilę leciałam mu z rąk, niczym worek kartofli. Powoli wszystko zaczynało się wymykać spod kontroli.

- Dacie radę sami iść? - Spytał po chwili Fred, puszczając kolegów.

- Ja zawsze dam. Jestem cholerny Harry Potter! - Wykrzyknął triumfalnie chłopak, zataczając się.

- To trzymaj się i Neville'a też - warknął Fred, przekładając sobie moją rękę przez swoje ramię. George zrobił to samo z drugiej strony i powoli zaczęliśmy iść w kierunku szkoły. Była już późna pora jak nie wczesny ranek. Wszystkie dróżki były opustoszałe, nawet pub pod Trzema Miotłami został już dawno temu zamknięty.

Nagle Neville stracił równowagę i runął na Harry'ego. Oboje padli twarzą na ziemię, próbując wstać.

- Kurwa mać - zaklął Fred, podając mnie George'owi. - Mobilicorpus! - Machnął różdżką w powietrzu. Dwaj chłopcy zawiśli nad ziemią. - Teraz możemy iść.

- Co się tu dzieje? - Zabrzmiał donośny głos mężczyzny, który wyłonił się z jednej, z bocznych uliczek - Moody.

- Pan profesor?! - Spanikował Fred, nie wiedząc co zrobić. Wszystkie nasze dzisiejsze grzeszki były wystawione jak na dłoni - pijani Gryfoni, wstawiona Angelika i nieprzytomna ja.

- Dlaczego nie jesteście jeszcze w zamku? - Zdenerwował się, a magiczne oko lustrowało każdego z osobna. - Co to ma znaczyć? Wszyscy jesteście pijani?

Mężczyzna przystanął przed lewitującym Harrym i poklepał go kilka razy po policzku. Chłopak nie zareagował w żaden sposób. Moody przeklął pod nosem.

- Co ja mam z wami zrobić? - Mruknął bardziej do siebie niż do nas, po czym jego oko znieruchomiało. - Ile ona wypiła? - Zapytał i dokuśtykał do mnie. George za wszelką cenę starał się mnie trzymać, ale nieprzytomna byłam dwa razy cięższa.

- Dużo - jęknął chłopak. - Nie sądziliśmy, że tak się wszyscy opiją. My wciąż jesteśmy trzeźwi.

- Bo macie twardsze głowy i nie robicie tego pierwszy raz. Niektórzy z waszego grona, domyślam się, pierwszy raz mieli alkohol w ustach - skomentował Moody, a magiczne oko zatrzymało się na Neville'u. - Daj mi ją. - Moody wyciągnął przed siebie ręce.

- Ale pan profesor... - George zmieszał się i spojrzał na laskę nauczyciela.

- Co chłopcze? - Moody uśmiechnął się cwanie. - Myślisz, że nie dam rady zrobić kroku bez pomocy tej cholernej laski? - Mężczyzna zmniejszył ją zaklęciem do rozmiaru zapałki i schował do kieszeni płaszcza. - No już chłopcze, daj mi ją i zajmij się pozostałymi.

George przekazał mnie delikatnie profesorowi Moody'emu, który podniósł mnie lekkim ruchem. Mruknęłam coś do siebie, chcąc podnieść rękę, ale była ona zbyt ciężka i ponownie opadła swobodnie. Moody przyjrzał mi się przez chwilę z dziwnym błyskiem w oku, oblizał wargi i ruszył do Hogwartu.

Zdawało się, że wszystko było pod kontrolą. Fred trzymał Angelinę za rękę, a George lewitował przed sobą dwóch pijanych Gryfonów. W oddali majaczył już cały zamek pogrążony we śnie.

- Profesorze... - jęknęłam nagle, widząc przed oczami sylwetkę Snape'a. Moody zareagował automatycznie, słysząc mój cichy, pijacki głosik.

- Cśś... - wyszeptał. Poczułam ciepły oddech przy uchu i ponownie jęknęłam. Udało mi się także podnieść rękę, którą zarzuciłam na szyję mężczyzny, wtulając się w jego ciepłe ciało, które trochę inaczej pachniało. Nie wyczułam także znajomej wody kolońskiej doprowadzającej mnie do szaleństwa. Chciałam otworzyć oczy, ale powieki miałam tak ciężkie, że uniesienie ich sprawiało mi ogromną trudność.

W końcu dotarliśmy do zamku. Moody nakazał być wszystkim bardzo cicho i podprowadził nas pod obraz Grubej Damy, która spała sobie w najlepsze, w swoich ramach. Nauczyciel odchrząknął głośno, budząc kobietę.

- Wiecie która godzina? -Syknęła, ale gdy tylko zobaczyła profesora, ukłoniła się nisko, zamykając buzię. - Hasło poproszę - dodała poważnym tonem.

- Banialuki - odparł George, a obraz odsunął się, przepuszczając nas do środka. Mechaniczne oko Moody'ego rozejrzało sie po całym pokoju wspólnym.

- Zabierzcie chłopców do dormitorium - rozkazał profesor, kładąc mnie na kanapie. Johnson, dasz radę zanieść koleżankę na górę?

- Ja dam radę! - Zaoferował George. Moody zaśmiał się cicho.

- Młody człowieku, nie dasz rady z zaklęciem zakazu wstępu dla płci przeciwnej.

- Pan profesor może zdjąć to zaklęcie.

- Nawet ja nie jestem w stanie tego zrobić - odparł Moody- To jak, Johnson?

- Spróbuję - odparła cicho, po czym zwymiotowała na podłogę. Fred odskoczył od dziewczyny jak oparzony, krzywiąc się okropnie. - Źle się czuję...

Nauczyciel westchnął głęboko, kręcąc z niezadowolenia głową.

- Żebyście nie myśleli, że zostawię to bez echa - rzekł poważnym tonem. - Jak wszyscy wytrzeźwieją każdy z was dostanie szlaban, a panowie Weasley podwójny za upijanie młodszych od siebie.

- Przecież na siłę nikomu nie wlewaliśmy alkoholu - warknął Fred.

- Bez dyskusji, Weasley - uciął Moody. - Zmykajcie wszyscy do siebie, Lamberd niech zostanie w pokoju wspólnym. - George przez chwilę spoglądał w moją stronę, po czym machnął różdżką w kierunku schodów, a ciała młodszych Gryfonów lewitowały za jego ruchami. Fred podprowadził Angelinę kawałek i czekał aż wejdzie samodzielnie po schodach i zniknie za drzwiami do dormitorium, po czym wraz z bratem również udali się do siebie.

- Ciebie kara też nie ominie, królewno - sapnął Moody, spoglądając na mnie z góry i wyciągnął swoją różdżkę, przywołując gruby koc, który leżał na oparciu jednego z foteli. Nakrył mnie nim delikatnie, oblizując się kilkakrotnie.

Mężczyzna stał tak jeszcze przez krótką chwilę, nie spuszczając ze mnie wzroku, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju wspólnego.


2 komentarze:

  1. Kto pierwszy dorwie się do Alex? :D Moody czy Snape? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stawiam piwo kremowe, że ani ten, ani ten :D Kopciu, Ty nawet jak nie masz weny, to notka zawsze trzyma poziom <3

      Usuń