poniedziałek, 6 maja 2019

10. Pierwsze Zajęcia Obrony Przed Czarną Magią...


Przeszłam przez obraz, trzymając światło różdżki blisko twarzy. Czułam ogromny stres. Przebywanie poza dormitorium o tej porze było surowo zabronione i nigdy jeszcze nie złamałam tego zakazu. Tym razem nie miałam jednak wyjścia. Alex nigdzie nie było, a gdy ostatnio ją widziałam byłam w takim stanie, że nie zdziwiłoby mnie, gdyby wpadła na jakiś głupi pomysł… a co gorsza, gdyby w trakcie jego realizowania spadła ze schodów prowadzących do wieży i leżała teraz tam, na dole. Przełknęłam głośno ślinę i ostrożnie zaczęłam schodzić. Jeszcze zanim zobaczyłam co się dzieje u stóp schodów, usłyszałam czyjeś niewyraźne głosy. Ktoś stał tam i rozmawiał. Kilka kroków później, byłam już w stanie rozpoznać po głosie obie osoby. W tych ciemnościach nie widziałam jednak dokładnie co tam się działo.

- Alex? Co ty tu... profesorze Snape? – zapytałam zaskoczona.

Jej się spodziewałam. Ba, spodziewałam się, że mogła się w coś wplątać, ale żeby akurat towarzyszył jej Profesor Snape? Uważając pod nogi, schodziłam dalej. Snape dostrzegł mnie kątem oka. Najpierw nachylił się do Alex i szepnął na tyle cicho, że nie usłyszałam.



- Dla mnie – podkreślił – jesteś przede wszystkim uczennicą. Uczennicą i dzieckiem, bo jak takie się zachowujesz, Lamberd.


Snape ścisnął nadgarstek Alex jeszcze mocniej i zaraz potem go puścił. Odstąpił od niej i splótł ręce za plecami, przyjmując swoją standardową, dumną postawę. Akurat wtedy byłam już na tyle blisko, że znaleźli się w zasięgu światła mojej różdżki. Alex stała ze zwieszoną głową i wyciągniętą przed siebie ręką, ledwo utrzymując się na nogach. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale milczała. Snape stał ze trzy kroki od niej. Wpatrywał się we mnie z kamienną, pozbawioną emocji twarzą.

- Panna Amber - Huknął takim tonem, jakby gotów był dać mi reprymendę – Co robisz poza dormitorium? Czy Tobie też marzą się nocne eskapady po uśpionej szkole?

Od razu schowałam głowę w ramionach.

- N-nie profesorze Snape – wydukałam - Szukałam Alex.

- I ją znalazłaś. – rzucił oschle. - Zabieraj ją z moich oczu.

Nie czekając na nic, szybko podeszłam do koleżanki, łapiąc ją pod ramię. Alex uwiesiła się na mnie i wybełkotała coś o jakimś profesorze i dzieciach. Nie zrozumiałam w ogóle o co jej chodziło. Jeśli chciała planować rodzinę, to był zdecydowanie zły moment.

- Pijackie brednie… –Snape zakpił pod nosem.

Spojrzałam na niego z przestrachem. Groźnie zmrużył oczy i lekkim, acz stanowczym ruchem głowy wskazał na schody. Opamiętałam się i pociągnęłam Alex w ich stronę.

- Chodź, idziemy już – powiedziałam do niej cicho.

Alex nadal bełkotała, ale nie rozumiałam już zupełnie nic. W połowie schodów zerknęłam przez ramię. Czarnej sylwetki już za nami nie było. Nie wiedziałam nawet w którym momencie Snape zniknął.


W pokoju wspólnym Alex zebrało się na wymioty. Zdążyłam jedynie złapać miskę po chipsach, ratując w ten sposób dywan. Gdy jej żołądek się uspokoił, dotarłyśmy w końcu do sypialni. Położyłam ją do łóżka i zostawiłam na jej stoliku nocnym butelkę wody.

- Powinnaś się napić. Czegoś niealkoholowego –dodałam od razu.

Dziewczyna zignorowała moją sugestię. Ściskając własny nadgarstek przewaliła na bok i praktycznie od razu odpłynęła. Siedziałam przy niej jeszcze przez jakąś chwilę. Aż w końcu sama też położyłam się spać.


Następnego dnia w naszej sypialni aż cuchnęło przetrawionym alkoholem. Alex długo siedziała w łazience, ale prysznic bardzo jej pomógł. Nie wyglądała aż tak bardzo jak zwłoki. No i moja butelka z wodą okazała się bardzo przydatna.

- Skąd wiedziałaś, że będę tego potrzebować? – mruknęła Alex, popijając wodę z butelki.

- Z doświadczenia. Nie mojego oczywiście – dodałam szybko. – znaczy… no. Nie ma się czym chwalić raczej.

Alex spojrzała na mnie pytająco. Speszyłam się.

- Chodzi o mojego ojca… ale nie chcę o tym mówić – ucięłam temat.

Alex pokiwała głową. Szłyśmy właśnie pod klasę zajęć obrony przed czarną magią. Zajęcia, których nie mogłam się doczekać! Uczyć nas miał sławny Auror, znany jako Profesor Moody. Widziałam go już w szkole, ale do tej pory nie miałam szansy z nim rozmawiać. Ekscytowałabym się zajęciami jeszcze bardziej, gdyby nie dziwne wydarzenia dni poprzednich. Draco, Pansy, Snape… nawet brat Rona był jakiś dziwny. No i nie mogłam uwierzyć, że wczorajszy stan Alex obejdzie się bez jakichkolwiek kary. Coś musiało być na rzeczy, a Alex była dziś taka przybita i zamyślona. Zwalałam winę na to, że pewnie źle się czuje.

- Alex? A ten… - zaczęłam niepewnie – A Ty Pamiętasz co się wczoraj działo?

Przyjaciółka spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała pytania.

- No… Jak to co? Bawiłyśmy się ze wszystkimi, a potem… potem poszłyśmy spać.

Zamrugałam.

- No ale chodzi mi pomiędzy Twoim piciem, a pójściem spać.

Alex popatrzyła przed siebie, zmrużyła oczy i po chwili nieco posmutniała. Wzruszyła ramionami.

- Czyli pamiętasz, czy nie? –drążyłam.

- Nie wiem – mruknęła na odczep się - Pamiętam, że miałam jakiś szalony pomysł, ale nie pamiętam dokładnie jaki. Z resztą co za różnica?

- Po prostu myślałam, że wiesz czego chciał od Ciebie Profesor Snape. Kiedy Cie znalazłam, chyba rozmawialiście. Albo coś… - potrząsnęłam głową.

- Rozmawialiśmy? – zapytała Alex i odruchowo dotknęła swojego nadgarstka.

- Właśnie nie wiem, sama nie jestem pewna. Ciemno było. Martwię się, że mógł wymyślić jakąś karę, a potem będzie zły, że się na nią nie zgłosiłaś.

- Za bardzo panikujesz – skwitowała Alex.

Dotarłyśmy pod klasę jako jedne z pierwszych. Stanęłam blisko drzwi. Alex popijała z butelki i patrzyła niemrawo na ludzi. Ja wpatrywałam się w Alex. 

- Może masz rację. A jeśli mogę spytać, o co chodziło Georgowi, gdy się do Ciebie dosiadł?

- Widziałaś? – zapytała przyjaciółka i pociągnęła kolejny łyk wody – Zaprosił mnie na bal. Powiedział, że chciał mieć pewność, że zrobi to pierwszy.

Zaskoczyło mnie to. Bal. No tak. Zapomniałam, że można było w ogóle iść w parze.

- I co, zgodziłaś się? – uśmiechnęłam się lekko.

- Zgodziłam – odpowiedziała Alex, ale wcale nie wyglądała na zadowoloną z tego faktu.

- Ciekawe, czy mnie ktoś zaprosi – rzuciłam bardziej do siebie.

Alex schowała butelkę i oceniająco popatrzyła na kolegów z naszej klasy. Na moment się rozluźniła.

- A jest ktoś z kim chciałabyś iść? Hm?

Zaczerwieniłam się i potrząsnęłam głową.

- Nawet o tym nie myślałam jeszcze – wydukałam.

Alex szturchnęła mnie lekko łokciem i powiedziała wesoło.

- No? Powiedz tylko imię, a resztę da się załatwić. Z resztą jeszcze jest dużo czasu.

Zaśmiałam się nerwowo. W sumie Alex była popularna w szkole, wielu się za nią oglądało. Skoro ktoś taki jak George od razu wyskoczył do niej z tym zaproszeniem na bal, była spora szansa, że ktoś inny nie odmówiłby jej malutkiej prośbie zabrania mnie na uroczystość. Ciężko mi było jednak sobie wyobrazić, że idę tam z kimkolwiek.

Od wyobrażania i odpowiedzi uratowały mnie właśnie zaczynające się zajęcia. Uczniowie rozstąpili się, robiąc przejście podpierającemu się laską profesorowi Moodiemu. Gdy szedł, jego mechaniczne oko kręciło się jak szalone, przyglądając każdej z mijanych twarzy. Wytargałam z torby podręcznik do zajęć i przycisnęłam go do siebie. Szalonooki stanął przed drzwiami i otworzył je. W tym czasie jego mechaniczne oko wpatrzyło się we mnie, a zaraz potem w Alex. Ją świdrowało wzrokiem o wiele dłużej. Profesor uśmiechnął się pod nosem, zwilżył językiem górną wargę i obrócił się do nas przodem. Ludzie wchodzili do klasy za jego plecami.

- Panna Lamberd? Jak dziś się czujemy? – zapytał, stając niebezpiecznie blisko.

Alex odruchowo uciekła wzrokiem i odsunęła się. Ja spojrzałam zdziwiona na profesora, a później na nią. Z nim też wczoraj rozmawiała?

- Dobrze profesorze – odpowiedziała.

Moody jeszcze przez moment badawczo świdrował ją wzrokiem, po czym zszedł nam z drogi, wskazując ręką na drzwi.

- To świetnie. Zapraszam do klasy – rzucił jakby nigdy nic.

Alex wyminęła mnie. Ja uśmiechnęłam się do profesora i weszłam zaraz za nią. Nie widziałam, ale profesor bacznie obejrzał nasze tyły, a dopiero potem wszedł do klasy, zamykając za sobą drzwi. Widząc, że Hermiona siedziała z Harrym, gotowa do zajęć usiadłam w pierwszej ławce. Alex wybrała miejsce z tyłu, obok Rona. Pokręciłam głową na myśl, że chłopacy nadal się na siebie złoszczą. Moody oparł się na lasce, popatrzył na uczniów, a potem obrócił się przodem do tablicy.

- Zapewne wszyscy mnie już znają, ale niech formalności stanie się zadość – mówił,  zapisując na tablicy swoje pełne imię i nazwisko – Jestem Alastor Moody, znany też jako Szalonooki. Z zawodu Auror.

Gdy pisał, jego mechaniczne oko obróciło się do tyłu. Na samym końcu sali siedział Draco razem z Pansy. Pansy wyglądała, jakby namiętnie szeptała coś Malfloyowi do ucha, a jego ręce znajdowały się pod ławką. Nikt by na nich nie zwrócił uwagi, gdyby nie to, że profesor obrócił się nagle, rzucając kredą prosto w Draco.

- Panie Malfloy!

Draco aż podskoczył, od razu kładąc obie ręce na ławkę i łapiąc za podręcznik. Choć jego mina niewiele zdradzała. Pansy wyglądała na mocno speszoną.

- Zapraszam tutaj do przodu.

Moody wskazał laską na pierwszą ławkę. Tę samą w której siedziałam ja.

- No już! Bez ociągania! – pospieszył go.

Otworzyłam szeroko oczy i patrzyłam jak Draco z wkurzoną miną przechodzi do przodu. Gdy rzucił torbę obok ławki i nonszalancko usiadł obok mnie, osunęłam się na krześle. Serce zaczęło mi walić. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Pansy mówiła jasno, że mam się do niego nie zbliżać. Ostatnio pobiła mnie za sam taniec, teraz też pewnie będzie miała w dupie, że to nie z mojej winy Draco siedział właśnie ze mną. Obróciłam się, szukając ratunku w oczach Alex. Ona jednak była skupiona na… książce? Podręczniku od eliksirów? Przetarłam oczy ze zdziwienia. Cóż, nie mogłam jej teraz zawołać. Zerknęłam spanikowana na Malfloya i oparłam łokieć o stół, robiąc z ręki prowizoryczną zasłonę dla oczu. Profesor dostrzegł moje dziwne zachowanie i oparł się o ławkę, nachylając nade mną.

- Panno Amber, wszystko w porządku? – zwrócił się do mnie półszeptem.

Nerwowo pokiwałam głową.

- Dobrze – Szalonooki wyprostował się i zwrócił do klasy - To co, jakieś pytania?

Ludzie zaczęli się zgłaszać. Moody wskazał na jednego z uczniów.

- Profesorze, a jak to jest być aurorem? – zapytał Seamus.

Profesor Moody uśmiechnął się kącikiem ust i zaczął barwnie odpowiadać, jednocześnie przechadzając się między ławkami. Ja wpatrywałam się w podręcznik. Kątem oka widziałam, jak Draco poluźnił krawat swojego szkolnego mundurka. Zerknął przez ramię na Pansy, a w stosunku do mnie zachowywał się po staremu – tak, jakbym zupełnie nie istniała. Nawet nie zauważyłam, że siedziałam na skraju ławki, a on zajął większość blatu. Potrząsnęłam głową i skupiłam się na lekcji.

- Profesorze, a czy to prawda, że brał Pan udział w pojmaniu śmierciożerców? – Kolejne pytanie znowu zadał Seamus.

 Moody stanął na środku klasy i znów oparł się obiema rękami o laskę.

- Tak było. Mówi się, że w pewnym momencie zapełniłem więźniami połowę Azkabanu. Brałem też udział w procesach pojmanych osób – na tę myśl, uśmiechnął się pogardliwie, mocniej ściskając czubek laski - Wielu z nich tak rozpaczliwie pragnęło wrócić do normalnego życia, że gotowi byli sprzedać własną matkę za skrócenie lub unieważnienie wyroku. Bez skrupułów zdradzali pobratymców i swojego Pana. Nic nie warte śmieci.

- To chyba dobrze, jeśli zdradzali? Ułatwiali tym pracę Aurorom, prawda? – wtrąciła Hermiona.

Moody wpatrzył się w nią i po chwili skinął głową.

- Prawda. Ułatwiali. A później jakby nigdy nic wracali na łono społeczeństwa. Tacy ludzie są teraz wśród nas, nawet i w tej szkole. No ale dość o mojej pracy, skupmy się na lekcji.

Profesor zmienił nagle temat. Podszedł do jednego ze szklanych słojów i ściągnął pokrywę, wyciągając ze środka dużego pająka.

- Dziś pomówimy o zaklęciach niewybaczalnych – zaczął. – Jest ich trzy, na pewno o nich słyszeliście.

Wszyscy, włącznie z Alex skupili swój wzrok na nauczycielu. Zaklęcia niewybaczalne! Zawsze na zajęciach profesorowie omijali ten temat szerokim łukiem, ale nie on. Nie Alastor Moody. W jego oku pojawił się niebezpieczny błysk. Podniósł pająka do góry, by wszyscy dobrze go widzieli. Laskę oparł o swoje biurko, a zza paska wyjął różdżkę.

- Zacznijmy może od pierwszego z nich. Imperius! – powiedział Szalonooki, wykonując przy tym odpowiedni gest.

Pająk początkowo znieruchomiał. Profesor zmusił go ruchem różdżki do tego, by pająk śmiesznie zatańczył. Potem, by skakał pomiędzy naszymi ławkami. Gdy ten wylądował na naszej ławce, Draco zepchnął go podręcznikiem. Pająk jednak szybko wrócił do robienia salt i skoków. Ludzie śmiali się z jego trików.

- Zaklęcie przejmuje kontrolę nad naszym celem. Śmiesznie, co? – Moody też wyglądał, jakby był w dobrym humorze.

Nagle jednak spoważniał i w pełnym skupieniu zmusił pająka do zawiśnięcia nad słojem pełnym wody. Pająk bronił przed wpadnięciem do środka, próbując dosięgnąć nogami brzegów naczynia.

- …Ale mogę też zrobić o tak. Mogę zmusić go, by wyskoczył przez okno, mogę zmusić go, by wszedł w ogień i spłonął żywcem. To już nie takie śmieszne, co? – mechaniczne oko profesora świdrowało spojrzeniem kolejnych uczniów.

Wszyscy ucichli, niektórzy pobladli. Profesor posadził znów pająka na swojej dłoni i popatrzył z powagą na klasę.

- Zaklęcie Imperius może mieć tragiczne skutki. Jest z nim jednak pewien problem… naprawdę ciężko je udowodnić. Po śmierci Voldemorta, wielu śmierciożerców tłumaczyło się, że popełniało zbrodnie właśnie będąc pod działaniem tego zaklęcia. Co o tym sądzicie?

Choć zadał pytanie, nie czekał na odpowiedź. Posadził pająka na ławce Neville’a i wpatrzył się w chłopaka.

- Panie Longbottom… Wiesz jakie jest drugie zaklęcie?

Neville niepewnie pokiwał głową. Głośno przełknął ślinę. Draco uśmiechnął się pod nosem.

- No to słucham – ciągnął Moody.

- Z…zaklęcie Cr… c… cruciatus – wydukał Neville.

- Dobrze Longbottom. Pięć punktów dla Gryffindoru – rzekł profesor i zaraz potem rzucił drugie zaklęcie niewybaczalne.

Pająk wywrócił się na plecy, a jego kończyny zaczęły się wykręcać. Wydawał skrzekliwe, dziwne dźwięki, które jednoznacznie świadczyły o tym, że doświadczał niewyobrażalnego bólu. Moody patrzył na pająka z fascynacją. Odruchowo oblizał wargi.

- O tak. Cruciatus. Wiecie co robi, prawda? – wyraźnie podjadany swoją pokazówką, zerknął kolejno na kilku uczniów. – torturuje ofiarę. Sprawia tak niewyobrażalny ból, że poddani zaklęciu ludzie odchodzą błagają o śmierć. Jeśli ktoś poddany jest działaniu czaru zbyt długo, może raz na zawsze odejść od zmysłów!

Neville patrzył na pająka z przerażeniem, tak samo jak połowa klasy. Ja miałam mieszane uczucia. Z jednej strony było to straszne, z drugiej chciałam wiedzieć jak najwięcej. Podobną minę miała Alex.

- Profesorze… Proszę przestać. Profesorze! – krzyknęła Hermiona.

Szalonooki ocknął się ze swojego dziwnego stanu i automatycznie odpuścił zaklęcie, przez co pająk podniósł się na drżących nogach. Następnie przeniósł go na ławkę Hermiony, uśmiechnął się przebiegle i zapytał.

- Panno Granger… Och, na pewno wiesz jakie jest trzecie zaklęcie niewybaczalne, prawda?

Świdrował ją wzrokiem. Hermiona przygryzła wargę i wpatrywała się w blat biurka. Widząc okazję do zdobycia punktów i zabłyśnięcia, szybko podniosłam rękę. Wierciłam się, chcąc, by wybrał mnie do odpowiedzi. Ruchome oko Moodiego dostrzegło moją wyrywność. Obrócił się w moją stronę.

- Tak Panno Amber? – zapytał.

Draco spojrzał na mnie badawczo. Hermiona popatrzyła tak, jakby miała mi za złe, że się zgłosiłam. W tej chwili miałam to gdzieś.

- Ostatnie zaklęcie, to Aveda Kedavra! – wypaliłam dumna z siebie. – Jest to najgorsze z zaklęć niewybaczalnych i najmocniejsze z nich. Zaklęcie to zabija ofiarę.

- Dokładnie tak – przytaknął mi profesor - Pięć punktów dla gryffindoru.

Następnie obrócił się szybkim ruchem i wycelował w pająka.

- Aveda Kedavra!

Z jego różdżki wystrzelił zielony promień, zabijając pająka na miejscu. Przerażona Hermiona zasłoniła oczy rękoma. Moody uśmiechnął się przerażająco.

- Wielu popleczników i przeciwników Voldemorta zginęło właśnie od tego zaklęcia – powiedział wykładowym tonem - Panno Granger, może w takim razie powiesz nam, dlaczego nazywamy te zaklęcia niewybaczalnymi?

Hermiona wzięła kilka głębszych wdechów i nie patrząc na profesora odpowiedziała na pytanie.

- Te zaklęcia nazywają się niewybaczalne, bo po ich użyciu nie ma już odwrotu.
Moody przytaknął ruchem głowy.

- Doskonała odpowiedź.

Wziął truchło pająka i wywalił je do kosza jak zwykłego śmiecia. Podszedł do biurka po swoją laskę.

- Nie każdy jest w stanie użyć tych zaklęć. Trzeba spełnić pewne warunki… opowiem o tym na kolejnych zajęciach. Jeśli nie ma cie pytań, myślę, że na dzisiaj to już tyle.

Ludzie zaczęli pakować książki. Hermiona spakowała się pierwsza i wybiegła z sali. Draco wrzucił wszystko na odwal do torby, spojrzał na mnie przelotnie, jakby z pogardą i wyszedł. Tuż za progiem dołączyła do niego jego stała grupka. Pansy minęła moją ławkę, posyłając mi spojrzenie śmierci. Alex ukryła w torbie podręcznik do eliksirów i podeszła do mnie.

- Nie wiedziałam, że interesujesz się tymi zaklęciami.

- Bardzo lubię ten przedmiot. Może w przyszłości też zostanę Aurorem – uśmiechnęłam się.

Alex popatrzyła na mnie oceniająco.

- Trochę nauki przed Tobą – skomentowała.

Zaśmiałam się i zerknęłam na profesora Moodiego. Ten podszedł do roztrzęsionego Neville’a i zaproponował mu herbatkę u siebie w gabinecie.

- Nie czekaj na mnie – powiedziałam do Alex – mam z tysiąc pytań do profesora.

Alex spojrzała na mnie dziwnie. Posłałam jej uśmiech i przyciskając do piersi podręcznik obrony przed czarną magią, podeszłam do Szalonookiego.

- Profesorze! Przepraszam. Mam kilka pytań.

Moody obrócił się nieco zaskoczony, ale gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się w sposób, który można by nazwać przyjaznym.

- Klara, tak? Co to za pytania?

Speszyłam się trochę, że użył mojego imienia, ale pytania były ważniejsze. Moje oczy aż się świeciły z podniecenia. Nie seksualnego oczywiście. Podniecenia nauką!

- No bo… bo ja bym chciała wiedzieć, czy jest jakiś sposób, żeby bronić się przed tymi zaklęciami. Tymi i innymi. Do tej pory nauczyciele traktowali tej przedmiot po macoszemu, ale Pan Profesorze… Pan nie boi się mówić o tym, o czym inni się boją. I myślę, że od Pana wiele się będziemy mogli nauczyć. Chciałabym…

Moody zobaczył, że Alex ciągle nam się przygląda. Patrząc na nią, dotknął ręką moich pleców, popychając mnie lekko w stronę drzwi do swojego gabinetu. Zrobiłam kilka kroków.

- Nie tutaj Klaro, nie tutaj.

Powiedział, pochylając się nade mną w taki sposób, że mówił prawie wprost do mojego ucha.

- Porozmawiajmy o tym u mnie w gabinecie. Ciebie też zapraszam na… -odchrząknął i znów się oblizał - na herbatkę.

Ochoczo pokiwałam głową. W przeciwieństwie do Alex, nie miałam żadnych podejrzeń co do naszego profesora. Może był trochę zdziwaczały, ale jego przeszłość mogła zdziwaczeć każdego. Dla mnie przede wszystkim był mentorem. Kimś, od kogo mogłam zdobyć wiedzę. Podziwiałam jego doświadczenie.

Gdy już mieliśmy wejść do gabinetu, do sali wszedł profesor Snape. Obrzucił spojrzeniem ociągającą się przed wyjściem Alex, potem mnie, Neville’a, a na końcu Moodiego.

- Musimy porozmawiać – rzucił profesor Snape, bez ceregieli kierując się do gabinetu.

- Jestem trochę zajęty – odpowiedział profesor Moody, stając w miejscu i wpierając się na lasce.

- Właśnie widzę – Snape zmrużył oczy - Cokolwiek zamierzasz, możesz zrobić to… potem.

Moody spojrzał na Snape’a z pewnym rozżaleniem. Łypnął na Neville’a, potem na mnie. W końcu się odezwał.

- A niech to… – machnął ręką – Dobra! Przyjdźcie do mnie potem. Dziś po zajęciach, albo jutro – wycelował palcem w Neville’a – Pamiętaj synu, ta herbatka nadal aktualna. Chętnie bym z wami posiedział teraz, ale widzicie – rozłożył ręce, jakby nie była to jego wina.

W końcu dla otuchy poklepał Neville’a po ramieniu. Do mnie mrugnął, choć w sumie może zwyczajnie mrugnął oboma oczami, ale że miał tylko jedno, to wyglądało dla mnie jak mrugnięcie. Pokiwałam głową.

- Dobrze profesorze. Ja na pewno przyjdę.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz