Przeszłam przez obraz, trzymając światło różdżki blisko twarzy. Czułam
ogromny stres. Przebywanie poza dormitorium o tej porze było surowo zabronione
i nigdy jeszcze nie złamałam tego zakazu. Tym razem nie miałam jednak wyjścia.
Alex nigdzie nie było, a gdy ostatnio ją widziałam byłam w takim stanie, że nie
zdziwiłoby mnie, gdyby wpadła na jakiś głupi pomysł… a co gorsza, gdyby w
trakcie jego realizowania spadła ze schodów prowadzących do wieży i leżała
teraz tam, na dole. Przełknęłam głośno ślinę i ostrożnie zaczęłam schodzić.
Jeszcze zanim zobaczyłam co się dzieje u stóp schodów, usłyszałam czyjeś niewyraźne
głosy. Ktoś stał tam i rozmawiał. Kilka kroków później, byłam już w stanie
rozpoznać po głosie obie osoby. W tych ciemnościach nie widziałam jednak
dokładnie co tam się działo.
- Alex? Co ty tu... profesorze Snape? – zapytałam zaskoczona.
Jej się spodziewałam. Ba, spodziewałam się, że mogła się w coś wplątać,
ale żeby akurat towarzyszył jej Profesor Snape? Uważając pod nogi, schodziłam
dalej. Snape dostrzegł mnie kątem oka. Najpierw nachylił się do Alex i szepnął
na tyle cicho, że nie usłyszałam.
- Dla mnie – podkreślił – jesteś przede wszystkim uczennicą. Uczennicą i
dzieckiem, bo jak takie się zachowujesz, Lamberd.
Snape ścisnął nadgarstek Alex jeszcze mocniej i zaraz potem go puścił. Odstąpił
od niej i splótł ręce za plecami, przyjmując swoją standardową, dumną postawę. Akurat
wtedy byłam już na tyle blisko, że znaleźli się w zasięgu światła mojej
różdżki. Alex stała ze zwieszoną głową i wyciągniętą przed siebie ręką, ledwo
utrzymując się na nogach. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale milczała.
Snape stał ze trzy kroki od niej. Wpatrywał się we mnie z kamienną, pozbawioną
emocji twarzą.
- Panna Amber - Huknął takim tonem, jakby gotów był dać mi reprymendę – Co
robisz poza dormitorium? Czy Tobie też marzą się nocne eskapady po uśpionej
szkole?
Od razu schowałam głowę w ramionach.
- N-nie profesorze Snape – wydukałam - Szukałam Alex.
- I ją znalazłaś. – rzucił oschle. - Zabieraj ją z moich oczu.
Nie czekając na nic, szybko podeszłam do koleżanki, łapiąc ją pod ramię.
Alex uwiesiła się na mnie i wybełkotała coś o jakimś profesorze i dzieciach. Nie
zrozumiałam w ogóle o co jej chodziło. Jeśli chciała planować rodzinę, to był
zdecydowanie zły moment.
- Pijackie brednie… –Snape zakpił pod nosem.
Spojrzałam na niego z przestrachem. Groźnie zmrużył oczy i lekkim, acz
stanowczym ruchem głowy wskazał na schody. Opamiętałam się i pociągnęłam Alex w
ich stronę.
- Chodź, idziemy już – powiedziałam do niej cicho.
Alex nadal bełkotała, ale nie rozumiałam już zupełnie nic. W połowie
schodów zerknęłam przez ramię. Czarnej sylwetki już za nami nie było. Nie wiedziałam
nawet w którym momencie Snape zniknął.
W pokoju wspólnym Alex zebrało się na wymioty. Zdążyłam jedynie złapać
miskę po chipsach, ratując w ten sposób dywan. Gdy jej żołądek się uspokoił,
dotarłyśmy w końcu do sypialni. Położyłam ją do łóżka i zostawiłam na jej
stoliku nocnym butelkę wody.
- Powinnaś się napić. Czegoś niealkoholowego –dodałam od razu.
Dziewczyna zignorowała moją sugestię. Ściskając własny nadgarstek
przewaliła na bok i praktycznie od razu odpłynęła. Siedziałam przy niej jeszcze
przez jakąś chwilę. Aż w końcu sama też położyłam się spać.
Następnego dnia w naszej sypialni aż cuchnęło przetrawionym alkoholem.
Alex długo siedziała w łazience, ale prysznic bardzo jej pomógł. Nie wyglądała
aż tak bardzo jak zwłoki. No i moja butelka z wodą okazała się bardzo
przydatna.
- Skąd wiedziałaś, że będę tego potrzebować? – mruknęła Alex, popijając
wodę z butelki.
- Z doświadczenia. Nie mojego oczywiście – dodałam szybko. – znaczy… no.
Nie ma się czym chwalić raczej.
Alex spojrzała na mnie pytająco. Speszyłam się.
- Chodzi o mojego ojca… ale nie chcę o tym mówić – ucięłam temat.
Alex pokiwała głową. Szłyśmy właśnie pod klasę zajęć obrony przed czarną
magią. Zajęcia, których nie mogłam się doczekać! Uczyć nas miał sławny Auror,
znany jako Profesor Moody. Widziałam go już w szkole, ale do tej pory nie
miałam szansy z nim rozmawiać. Ekscytowałabym się zajęciami jeszcze bardziej,
gdyby nie dziwne wydarzenia dni poprzednich. Draco, Pansy, Snape… nawet brat
Rona był jakiś dziwny. No i nie mogłam uwierzyć, że wczorajszy stan Alex
obejdzie się bez jakichkolwiek kary. Coś musiało być na rzeczy, a Alex była
dziś taka przybita i zamyślona. Zwalałam winę na to, że pewnie źle się czuje.
- Alex? A ten… - zaczęłam niepewnie – A Ty Pamiętasz co się wczoraj
działo?
Przyjaciółka spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała pytania.
- No… Jak to co? Bawiłyśmy się ze wszystkimi, a potem… potem poszłyśmy spać.
Zamrugałam.
- No ale chodzi mi pomiędzy Twoim piciem, a pójściem spać.
Alex popatrzyła przed siebie, zmrużyła oczy i po chwili nieco posmutniała.
Wzruszyła ramionami.
- Czyli pamiętasz, czy nie? –drążyłam.
- Nie wiem – mruknęła na odczep się - Pamiętam, że miałam jakiś szalony
pomysł, ale nie pamiętam dokładnie jaki. Z resztą co za różnica?
- Po prostu myślałam, że wiesz czego chciał od Ciebie Profesor Snape.
Kiedy Cie znalazłam, chyba rozmawialiście. Albo coś… - potrząsnęłam głową.
- Rozmawialiśmy? – zapytała Alex i odruchowo dotknęła swojego nadgarstka.
- Właśnie nie wiem, sama nie jestem pewna. Ciemno było. Martwię się, że
mógł wymyślić jakąś karę, a potem będzie zły, że się na nią nie zgłosiłaś.
- Za bardzo panikujesz – skwitowała Alex.
Dotarłyśmy pod klasę jako jedne z pierwszych. Stanęłam blisko drzwi. Alex
popijała z butelki i patrzyła niemrawo na ludzi. Ja wpatrywałam się w Alex.
- Może masz rację. A jeśli mogę spytać, o co chodziło Georgowi, gdy się
do Ciebie dosiadł?
- Widziałaś? – zapytała przyjaciółka i pociągnęła kolejny łyk wody –
Zaprosił mnie na bal. Powiedział, że chciał mieć pewność, że zrobi to pierwszy.
Zaskoczyło mnie to. Bal. No tak. Zapomniałam, że można było w ogóle iść w
parze.
- I co, zgodziłaś się? – uśmiechnęłam się lekko.
- Zgodziłam – odpowiedziała Alex, ale wcale nie wyglądała na zadowoloną z
tego faktu.
- Ciekawe, czy mnie ktoś zaprosi – rzuciłam bardziej do siebie.
Alex schowała butelkę i oceniająco popatrzyła na kolegów z naszej klasy.
Na moment się rozluźniła.
- A jest ktoś z kim chciałabyś iść? Hm?
Zaczerwieniłam się i potrząsnęłam głową.
- Nawet o tym nie myślałam jeszcze – wydukałam.
Alex szturchnęła mnie lekko łokciem i powiedziała wesoło.
- No? Powiedz tylko imię, a resztę da się załatwić. Z resztą jeszcze jest
dużo czasu.
Zaśmiałam się nerwowo. W sumie Alex była popularna w szkole, wielu się za
nią oglądało. Skoro ktoś taki jak George od razu wyskoczył do niej z tym
zaproszeniem na bal, była spora szansa, że ktoś inny nie odmówiłby jej
malutkiej prośbie zabrania mnie na uroczystość. Ciężko mi było jednak sobie wyobrazić,
że idę tam z kimkolwiek.
Od wyobrażania i odpowiedzi uratowały mnie właśnie zaczynające się
zajęcia. Uczniowie rozstąpili się, robiąc przejście podpierającemu się laską
profesorowi Moodiemu. Gdy szedł, jego mechaniczne oko kręciło się jak szalone, przyglądając
każdej z mijanych twarzy. Wytargałam z torby podręcznik do zajęć i przycisnęłam
go do siebie. Szalonooki stanął przed drzwiami i otworzył je. W tym czasie jego
mechaniczne oko wpatrzyło się we mnie, a zaraz potem w Alex. Ją świdrowało
wzrokiem o wiele dłużej. Profesor uśmiechnął się pod nosem, zwilżył językiem górną
wargę i obrócił się do nas przodem. Ludzie wchodzili do klasy za jego plecami.
- Panna Lamberd? Jak dziś się czujemy? – zapytał, stając niebezpiecznie
blisko.
Alex odruchowo uciekła wzrokiem i odsunęła się. Ja spojrzałam zdziwiona
na profesora, a później na nią. Z nim też wczoraj rozmawiała?
- Dobrze profesorze – odpowiedziała.
Moody jeszcze przez moment badawczo świdrował ją wzrokiem, po czym zszedł
nam z drogi, wskazując ręką na drzwi.
- To świetnie. Zapraszam do klasy – rzucił jakby nigdy nic.
Alex wyminęła mnie. Ja uśmiechnęłam się do profesora i weszłam zaraz za
nią. Nie widziałam, ale profesor bacznie obejrzał nasze tyły, a dopiero potem
wszedł do klasy, zamykając za sobą drzwi. Widząc, że Hermiona siedziała z
Harrym, gotowa do zajęć usiadłam w pierwszej ławce. Alex wybrała miejsce z
tyłu, obok Rona. Pokręciłam głową na myśl, że chłopacy nadal się na siebie
złoszczą. Moody oparł się na lasce, popatrzył na uczniów, a potem obrócił się
przodem do tablicy.
- Zapewne wszyscy mnie już znają, ale niech formalności stanie się zadość
– mówił, zapisując na tablicy swoje
pełne imię i nazwisko – Jestem Alastor Moody, znany też jako Szalonooki. Z
zawodu Auror.
Gdy pisał, jego mechaniczne oko obróciło się do tyłu. Na samym końcu sali
siedział Draco razem z Pansy. Pansy wyglądała, jakby namiętnie szeptała coś
Malfloyowi do ucha, a jego ręce znajdowały się pod ławką. Nikt by na nich nie
zwrócił uwagi, gdyby nie to, że profesor obrócił się nagle, rzucając kredą
prosto w Draco.
- Panie Malfloy!
Draco aż podskoczył, od razu kładąc obie ręce na ławkę i łapiąc za
podręcznik. Choć jego mina niewiele zdradzała. Pansy wyglądała na mocno
speszoną.
- Zapraszam tutaj do przodu.
Moody wskazał laską na pierwszą ławkę. Tę samą w której siedziałam ja.
- No już! Bez ociągania! – pospieszył go.
Otworzyłam szeroko oczy i patrzyłam jak Draco z wkurzoną miną przechodzi
do przodu. Gdy rzucił torbę obok ławki i nonszalancko usiadł obok mnie,
osunęłam się na krześle. Serce zaczęło mi walić. Miałam ochotę zapaść się pod
ziemię. Pansy mówiła jasno, że mam się do niego nie zbliżać. Ostatnio pobiła
mnie za sam taniec, teraz też pewnie będzie miała w dupie, że to nie z mojej
winy Draco siedział właśnie ze mną. Obróciłam się, szukając ratunku w oczach
Alex. Ona jednak była skupiona na… książce? Podręczniku od eliksirów?
Przetarłam oczy ze zdziwienia. Cóż, nie mogłam jej teraz zawołać. Zerknęłam
spanikowana na Malfloya i oparłam łokieć o stół, robiąc z ręki prowizoryczną
zasłonę dla oczu. Profesor dostrzegł moje dziwne zachowanie i oparł się o
ławkę, nachylając nade mną.
- Panno Amber, wszystko w porządku? – zwrócił się do mnie półszeptem.
Nerwowo pokiwałam głową.
- Dobrze – Szalonooki wyprostował się i zwrócił do klasy - To co, jakieś
pytania?
Ludzie zaczęli się zgłaszać. Moody wskazał na jednego z uczniów.
- Profesorze, a jak to jest być aurorem? – zapytał Seamus.
Profesor Moody uśmiechnął się kącikiem ust i zaczął barwnie odpowiadać, jednocześnie
przechadzając się między ławkami. Ja wpatrywałam się w podręcznik. Kątem oka
widziałam, jak Draco poluźnił krawat swojego szkolnego mundurka. Zerknął przez
ramię na Pansy, a w stosunku do mnie zachowywał się po staremu – tak, jakbym
zupełnie nie istniała. Nawet nie zauważyłam, że siedziałam na skraju ławki, a
on zajął większość blatu. Potrząsnęłam głową i skupiłam się na lekcji.
- Profesorze, a czy to prawda, że brał Pan udział w pojmaniu
śmierciożerców? – Kolejne pytanie znowu zadał Seamus.
Moody stanął na środku klasy i
znów oparł się obiema rękami o laskę.
- Tak było. Mówi się, że w pewnym momencie zapełniłem więźniami połowę
Azkabanu. Brałem też udział w procesach pojmanych osób – na tę myśl, uśmiechnął
się pogardliwie, mocniej ściskając czubek laski - Wielu z nich tak rozpaczliwie
pragnęło wrócić do normalnego życia, że gotowi byli sprzedać własną matkę za
skrócenie lub unieważnienie wyroku. Bez skrupułów zdradzali pobratymców i
swojego Pana. Nic nie warte śmieci.
- To chyba dobrze, jeśli zdradzali? Ułatwiali tym pracę Aurorom, prawda? –
wtrąciła Hermiona.
Moody wpatrzył się w nią i po chwili skinął głową.
- Prawda. Ułatwiali. A później jakby nigdy nic wracali na łono społeczeństwa.
Tacy ludzie są teraz wśród nas, nawet i w tej szkole. No ale dość o mojej
pracy, skupmy się na lekcji.
Profesor zmienił nagle temat. Podszedł do jednego ze szklanych słojów i
ściągnął pokrywę, wyciągając ze środka dużego pająka.
- Dziś pomówimy o zaklęciach niewybaczalnych – zaczął. – Jest ich trzy,
na pewno o nich słyszeliście.
Wszyscy, włącznie z Alex skupili swój wzrok na nauczycielu. Zaklęcia
niewybaczalne! Zawsze na zajęciach profesorowie omijali ten temat szerokim
łukiem, ale nie on. Nie Alastor Moody. W jego oku pojawił się niebezpieczny
błysk. Podniósł pająka do góry, by wszyscy dobrze go widzieli. Laskę oparł o
swoje biurko, a zza paska wyjął różdżkę.
- Zacznijmy może od pierwszego z nich. Imperius! – powiedział Szalonooki,
wykonując przy tym odpowiedni gest.
Pająk początkowo znieruchomiał. Profesor zmusił go ruchem różdżki do
tego, by pająk śmiesznie zatańczył. Potem, by skakał pomiędzy naszymi ławkami.
Gdy ten wylądował na naszej ławce, Draco zepchnął go podręcznikiem. Pająk
jednak szybko wrócił do robienia salt i skoków. Ludzie śmiali się z jego
trików.
- Zaklęcie przejmuje kontrolę nad naszym celem. Śmiesznie, co? – Moody
też wyglądał, jakby był w dobrym humorze.
Nagle jednak spoważniał i w pełnym skupieniu zmusił pająka do zawiśnięcia
nad słojem pełnym wody. Pająk bronił przed wpadnięciem do środka, próbując
dosięgnąć nogami brzegów naczynia.
- …Ale mogę też zrobić o tak. Mogę zmusić go, by wyskoczył przez okno,
mogę zmusić go, by wszedł w ogień i spłonął żywcem. To już nie takie śmieszne,
co? – mechaniczne oko profesora świdrowało spojrzeniem kolejnych uczniów.
Wszyscy ucichli, niektórzy pobladli. Profesor posadził znów pająka na
swojej dłoni i popatrzył z powagą na klasę.
- Zaklęcie Imperius może mieć tragiczne skutki. Jest z nim jednak pewien
problem… naprawdę ciężko je udowodnić. Po śmierci Voldemorta, wielu
śmierciożerców tłumaczyło się, że popełniało zbrodnie właśnie będąc pod
działaniem tego zaklęcia. Co o tym sądzicie?
Choć zadał pytanie, nie czekał na odpowiedź. Posadził pająka na ławce Neville’a
i wpatrzył się w chłopaka.
- Panie Longbottom… Wiesz jakie jest drugie zaklęcie?
Neville niepewnie pokiwał głową. Głośno przełknął ślinę. Draco uśmiechnął
się pod nosem.
- No to słucham – ciągnął Moody.
- Z…zaklęcie Cr… c… cruciatus – wydukał Neville.
- Dobrze Longbottom. Pięć punktów dla Gryffindoru – rzekł profesor i
zaraz potem rzucił drugie zaklęcie niewybaczalne.
Pająk wywrócił się na plecy, a jego kończyny zaczęły się wykręcać.
Wydawał skrzekliwe, dziwne dźwięki, które jednoznacznie świadczyły o tym, że
doświadczał niewyobrażalnego bólu. Moody patrzył na pająka z fascynacją.
Odruchowo oblizał wargi.
- O tak. Cruciatus. Wiecie co robi, prawda? – wyraźnie podjadany swoją
pokazówką, zerknął kolejno na kilku uczniów. – torturuje ofiarę. Sprawia tak
niewyobrażalny ból, że poddani zaklęciu ludzie odchodzą błagają o śmierć. Jeśli
ktoś poddany jest działaniu czaru zbyt długo, może raz na zawsze odejść od
zmysłów!
Neville patrzył na pająka z przerażeniem, tak samo jak połowa klasy. Ja
miałam mieszane uczucia. Z jednej strony było to straszne, z drugiej chciałam
wiedzieć jak najwięcej. Podobną minę miała Alex.
- Profesorze… Proszę przestać. Profesorze! – krzyknęła Hermiona.
Szalonooki ocknął się ze swojego dziwnego stanu i automatycznie odpuścił
zaklęcie, przez co pająk podniósł się na drżących nogach. Następnie przeniósł
go na ławkę Hermiony, uśmiechnął się przebiegle i zapytał.
- Panno Granger… Och, na pewno wiesz jakie jest trzecie zaklęcie
niewybaczalne, prawda?
Świdrował ją wzrokiem. Hermiona przygryzła wargę i wpatrywała się w blat
biurka. Widząc okazję do zdobycia punktów i zabłyśnięcia, szybko podniosłam
rękę. Wierciłam się, chcąc, by wybrał mnie do odpowiedzi. Ruchome oko Moodiego
dostrzegło moją wyrywność. Obrócił się w moją stronę.
- Tak Panno Amber? – zapytał.
Draco spojrzał na mnie badawczo. Hermiona popatrzyła tak, jakby miała mi
za złe, że się zgłosiłam. W tej chwili miałam to gdzieś.
- Ostatnie zaklęcie, to Aveda Kedavra! – wypaliłam dumna z siebie. – Jest
to najgorsze z zaklęć niewybaczalnych i najmocniejsze z nich. Zaklęcie to
zabija ofiarę.
- Dokładnie tak – przytaknął mi profesor - Pięć punktów dla gryffindoru.
Następnie obrócił się szybkim ruchem i wycelował w pająka.
- Aveda Kedavra!
Z jego różdżki wystrzelił zielony promień, zabijając pająka na miejscu.
Przerażona Hermiona zasłoniła oczy rękoma. Moody uśmiechnął się przerażająco.
- Wielu popleczników i przeciwników Voldemorta zginęło właśnie od tego
zaklęcia – powiedział wykładowym tonem - Panno Granger, może w takim razie
powiesz nam, dlaczego nazywamy te zaklęcia niewybaczalnymi?
Hermiona wzięła kilka głębszych wdechów i nie patrząc na profesora
odpowiedziała na pytanie.
- Te zaklęcia nazywają się niewybaczalne, bo po ich użyciu nie ma już odwrotu.
Moody przytaknął ruchem głowy.
- Doskonała odpowiedź.
Wziął truchło pająka i wywalił je do kosza jak zwykłego śmiecia. Podszedł
do biurka po swoją laskę.
- Nie każdy jest w stanie użyć tych zaklęć. Trzeba spełnić pewne warunki…
opowiem o tym na kolejnych zajęciach. Jeśli nie ma cie pytań, myślę, że na
dzisiaj to już tyle.
Ludzie zaczęli pakować książki. Hermiona spakowała się pierwsza i
wybiegła z sali. Draco wrzucił wszystko na odwal do torby, spojrzał na mnie
przelotnie, jakby z pogardą i wyszedł. Tuż za progiem dołączyła do niego jego
stała grupka. Pansy minęła moją ławkę, posyłając mi spojrzenie śmierci. Alex
ukryła w torbie podręcznik do eliksirów i podeszła do mnie.
- Nie wiedziałam, że interesujesz się tymi zaklęciami.
- Bardzo lubię ten przedmiot. Może w przyszłości też zostanę Aurorem –
uśmiechnęłam się.
Alex popatrzyła na mnie oceniająco.
- Trochę nauki przed Tobą – skomentowała.
Zaśmiałam się i zerknęłam na profesora Moodiego. Ten podszedł do
roztrzęsionego Neville’a i zaproponował mu herbatkę u siebie w gabinecie.
- Nie czekaj na mnie – powiedziałam do Alex – mam z tysiąc pytań do
profesora.
Alex spojrzała na mnie dziwnie. Posłałam jej uśmiech i przyciskając do piersi
podręcznik obrony przed czarną magią, podeszłam do Szalonookiego.
- Profesorze! Przepraszam. Mam kilka pytań.
Moody obrócił się nieco zaskoczony, ale gdy tylko mnie zobaczył,
uśmiechnął się w sposób, który można by nazwać przyjaznym.
- Klara, tak? Co to za pytania?
Speszyłam się trochę, że użył mojego imienia, ale pytania były
ważniejsze. Moje oczy aż się świeciły z podniecenia. Nie seksualnego
oczywiście. Podniecenia nauką!
- No bo… bo ja bym chciała wiedzieć, czy jest jakiś sposób, żeby bronić
się przed tymi zaklęciami. Tymi i innymi. Do tej pory nauczyciele traktowali
tej przedmiot po macoszemu, ale Pan Profesorze… Pan nie boi się mówić o tym, o
czym inni się boją. I myślę, że od Pana wiele się będziemy mogli nauczyć.
Chciałabym…
Moody zobaczył, że Alex ciągle nam się przygląda. Patrząc na nią, dotknął
ręką moich pleców, popychając mnie lekko w stronę drzwi do swojego gabinetu.
Zrobiłam kilka kroków.
- Nie tutaj Klaro, nie tutaj.
Powiedział, pochylając się nade mną w taki sposób, że mówił prawie wprost
do mojego ucha.
- Porozmawiajmy o tym u mnie w gabinecie. Ciebie też zapraszam na… -odchrząknął
i znów się oblizał - na herbatkę.
Ochoczo pokiwałam głową. W przeciwieństwie do Alex, nie miałam żadnych
podejrzeń co do naszego profesora. Może był trochę zdziwaczały, ale jego
przeszłość mogła zdziwaczeć każdego. Dla mnie przede wszystkim był mentorem.
Kimś, od kogo mogłam zdobyć wiedzę. Podziwiałam jego doświadczenie.
Gdy już mieliśmy wejść do gabinetu, do sali wszedł profesor Snape.
Obrzucił spojrzeniem ociągającą się przed wyjściem Alex, potem mnie, Neville’a,
a na końcu Moodiego.
- Musimy porozmawiać – rzucił profesor Snape, bez ceregieli kierując się
do gabinetu.
- Jestem trochę zajęty – odpowiedział profesor Moody, stając w miejscu i wpierając
się na lasce.
- Właśnie widzę – Snape zmrużył oczy - Cokolwiek zamierzasz, możesz
zrobić to… potem.
Moody spojrzał na Snape’a z pewnym rozżaleniem. Łypnął na Neville’a,
potem na mnie. W końcu się odezwał.
- A niech to… – machnął ręką – Dobra! Przyjdźcie do mnie potem. Dziś po
zajęciach, albo jutro – wycelował palcem w Neville’a – Pamiętaj synu, ta
herbatka nadal aktualna. Chętnie bym z wami posiedział teraz, ale widzicie –
rozłożył ręce, jakby nie była to jego wina.
W końcu dla otuchy poklepał Neville’a po ramieniu. Do mnie mrugnął, choć
w sumie może zwyczajnie mrugnął oboma oczami, ale że miał tylko jedno, to wyglądało
dla mnie jak mrugnięcie. Pokiwałam głową.
- Dobrze profesorze. Ja na pewno przyjdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz