wtorek, 28 maja 2019

27. Przyłapani, przesłuchani. Snape, Moody.

- Na pewno nie jesteś obrażona? – zapytała Alex.

- Nie – odpowiedziałam krótko i czym prędzej wyszłam za drzwi łazienki prefektów, zostawiając za sobą mokre ślady butów.

Stanęłam za drzwiami i wzięłam głęboki wdech. Z ubrań i włosów wciąż kapała mi woda. Byłam przemoknięta do suchej nitki. Wykręciłam włosy i trzepnęłam rękoma, ale niewiele mi to pomogło. Czułam, że ubrania się do mnie lepią i nie było to miłe uczucie. Tym bardziej, że na korytarzu było chłodniej niż w łazience. Zadrżałam z zimna. Nie dość, że moja biała koszula przykleiła mi się do ciała, to jeszcze przez namoczenie stała się prześwitująca. Widać było mój stanik, a przez chłód i gęsią skórkę, pod materiałem odznaczały się też moje sutki. Szybko skrzyżowałam ręce przed sobą, osłaniając newralgiczne miejsca.

Angelina wyszła chwilę po mnie. Po jej minie widziałam, że wolałaby być teraz w basenie z resztą ekipy, a odprowadzenie mnie traktuje raczej jako przykry obowiązek. Obowiązek, który chciała raz dwa odbębnić. Angelina rozejrzała się po korytarzu i kiwnęła na mnie ręką.

- Chodź, przemkniemy szybko.

- Co jeśli ktoś nas zauważy? To aż dwa piętra – panikowałam.

Marsz po korytarzu to jedno, ale prędzej czy później musiałyśmy dojść do schodów. Żałowałam, że nie mam teraz peleryny niewidki Harrego.

- Nie bój się, nie zauważy – Angelina próbowała mnie uspokoić. – Nie pierwszy raz chodzę po Hogwarcie po ciszy nocnej.

Szłyśmy korytarzem, ale do ciszy naszym krokom było daleko. Przed każdym skrzyżowaniem Angelina jako pierwsza wyglądała zza rogu. To, co miało wyglądać na zaplanowaną tajną misję przemykania po szkole, było raczej jej parodią. Angelina szła slalomem, a mnie dodatkowo niepokoiło zostawianie za sobą tych głupich, mokrych śladów.

- Ja wyszłam z dormitorium tylko jeden raz i od razu trafiłam na profesora Snape’a… - zwierzyłam się półszeptem.

Angelina parsknęła śmiechem.

- Musiałaś mieć niesamowitego pecha. Snape zazwyczaj patroluje lochy i dolne piętra. Mnie nigdy nie złapał.

Angelina wyglądała na dumną z siebie. W końcu dotarłyśmy do schodów. Gryfonka ostrożnie przechyliła się przez barierkę, zerkając najpierw na dół, a później do góry. Nagle nad nami usłyszałyśmy dźwięk czyichś kroków i męskie głosy.

- Nie wiem co kombinowałeś, ale to nie pora na kręcenie się po piętrze gryfonów – ten głos poznałabym zawsze, należał do profesora Moodiego.

Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na Angelinę.

- Uciekamy! – szepnęła wystraszona, obróciła się na pięcie i od razu dała w długą.

Zrobiłam kilka kroków za nią, ale ostatecznie tylko patrzyłam na jej oddalające się plecy. Była naprawdę szybka! Nie miałam szans jej dogonić, tym bardziej mając na sobie mokre ciuchy. Na szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu kryjówki. Szarpnęłam za klamkę najbliższych drzwi, ale te były zamknięte. Dla mnie i tak było już za późno. Właśnie w tej chwili po schodach schodził profesor Moody prowadząc przed sobą złapanego na górze, wstawionego Lucjana Bole. Oboje spojrzeli w moim kierunku, na moment przystając na schodach. Mechaniczne oko profesora szybko obskoczyło różne punkty na moim ciele. Bole uśmiechnął się paskudnie.

- No Amber, odważnie! – Lucjan poruszył brwiami, wpatrując się w okolice moich piersi.

Uświadomiłam sobie, że trzymając dłoń na klamce odsłoniłam mokrą koszulę i wszystko było mi widać. Pisnęłam i szybko zasłoniłam się rękoma. Moja twarz momentalnie zrobiła się czerwona. Profesor Moody ocknął się, głośno odchrząknął, złapał mocno Lucjana za bark i popchnął go, tym samym nakazując by ten się ruszył.

- Ty się nie odzywaj, Bole – Szalonooki warknął do chłopaka.

Oboje zeszli na piętro, na którym stałam. Profesor oblizał się i stanął przede mną, trzymając chłopaka po swojej lewej.

– Klara, co Ty tu jeszcze robisz? Już dawno jest cisza nocna… – profesor ostentacyjnie obciął wzrokiem moje mokre ubrania. Zmarszczył brwi – I czemu jesteś cała mokra?

- Profesorze… - zaczęłam, pociągając nosem. – To był wypadek. Właśnie próbuje wrócić do wieży. Przepraszam, że tak późno, ale…

Lucjan miał na twarzy rozanielony uśmiech. Ciągle patrzył w okolice moich piersi. Mechaniczne oko Moodiego wyłapało to spojrzenie, dlatego profesor najpierw szturchnął chłopaka laską, a gdy to nie pomogło, użył różdżki, by obrócić go plecami do nas. Profesor zmarszczył brwi i spoważniał. Złapał mnie mocno za ramię i pochylił się w moją stronę, zbliżając swoją twarz do mojej.

- Czy ktoś Ci coś zrobił?...

Zacisnęłam usta i nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy, gorączkowo potrząsnęłam głową. Oko Moodiego zaczęło rozglądać się uważnie po korytarzu. Widziałam, że śledziło wzrokiem moje mokre ślady, a w pewnym momencie obróciło się też, zaglądając do tyłu, za plecy mężczyzny.

- Mów Klara. Ktoś Cie tknął? – zapytał twardo, potrząsając mną.

- N-nie profesorze… – szepnęłam. - To były wygłupy. Nic mi nie jest.

Skupiona na nauczycielu nie zauważyłam, że Lucjan zdążył znów się obrócić. Chłopak skrzyżował ręce przed sobą i przyglądał się nam uważnie z miną, jakby nad czymś dumał. Nagle wypalił.

- Czyli jednak to prawda, że wy coś teges? – Lucjan naprzemiennie pokazał na nas palcem.

Otworzyłam szeroko oczy, nie wierząc, że naprawdę o to zapytał. Nie rozumiałam dlaczego w ogóle ludzie snują takie teorie! Szalonooki momentalnie puścił moje ramię i przekręcił się w stronę ślizgona. Miał lodowate spojrzenie, a jego twarz wciąż była śmiertelnie poważna.

- O co Ty mnie posądzasz, chłopcze? – zapytał.

Profesor wyprostował się i wsparł na swojej lasce, patrząc na Lucjana z góry. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, sięgnął za pazuchę i wyjął z płaszcza buteleczkę, szybko pociągając z niej spory łyk. Lucjan uśmiechał się głupkowato.

- To chyba jasne? O to że pro… - zaczął Lucjan, nie rozumiejąc, że było to pytanie retoryczne.

Patrzyłam zdezorientowana na ślizgona. Szalonooki zmarszczył brwi i chwycił za różdżkę. Czarem zakneblował chłopaka, uniemożliwiając mu dalsze snucie teorii.

- Skończ już bredzić… – rzucił znudzonym tonem.

W tym momencie za plecami Szalonookiego jak spod ziemi wyrosła czarna sylwetka. Był to profesor Snape we własnej osobie. Niezadowolony jak zawsze. Już zrozumiałam na co patrzyło oko Moodiego, gdy tak zaglądało na schody.

- Co tu się dzieje? – zapytał Snape, podchodząc bliżej nas.

- Zbieram niedobitków i maruderów – powiedział Moody i wsparł się na lasce. – Nie powinieneś właśnie patrolować lochów, Severusie?

Snape najpierw obciął wzrokiem ucieszonego, choć zakneblowanego ślizgona, później mokrą mnie, a na końcu posłał Moodiemu wymuszenie neutralne spojrzenie. Mistrz Eliksirów od razu wyjął z rękawa różdżkę i wycelował we mnie, doprowadzając moje ubrania do ładu i suchości tylko jednym czarem. Spojrzałam na profesora Snape’a z wdzięcznością. Na twarzy Szalonookiego pojawił się lekki, niezadowolony grymas.

- Mój rejon jest już „czysty” – Snape stał prosty jak struna. - Znasz rozkazy Dumbledore’a. Mamy wyzbierać wszystkich.

Moody skinął głową. Patrzyłam na nich naprzemiennie. Czułam się, jakbym czekała na wyrok. Tymczasem oczy obojga skierowały się na Lucjana. Snape wycelował w niego różdżką, ale nim wypowiedział zaklęcie, zawahał się.

- Ma z „tym”… – Snape wskazał na mnie oszczędnym ruchem głowy – coś wspólnego?

- Nie – Moody odpowiedział spokojnie. - Pałętał się na siódmym. Pijany.

- Widzę – Snape stwierdził z pogardą.

Profesor machnął różdżką, odkneblowując Lucjana. Chłopak od razu potarł usta i poruszył nimi. Łypnął na wszystkich po kolei.

- Jestem pełnoletni. Wolno mi pić! – rzucił Lucjan.

Twarz Snape’a wykrzywiła się. Mężczyzna silnie złapał ślizgona za kark, zmusił go do zniżenia, a potem przyciągnął do siebie.

- Nie, kiedy ja tu pilnuje, Bole! – syknął mu wprost do ucha. - Hańbisz dom Slytherina. Jutro sobie porozmawiamy. A teraz jazda do dormitorium! – nakazał.

Snape pchnął chłopaka w stronę schodów. Lucjan złapał się poręczy i spojrzał jeszcze przez ramię.

– A Ty Amber gdzie masz koleżankę? Było tak miło, gdy nas odwiedziłyście… - rzucił do mnie z uśmieszkiem i mrugnął.

Lucjan zobaczył minę Snape’a, spoważniał i od razu zbiegł po schodach. Wtedy oczy obu profesorów wbiły się we mnie.

- Racja. Sama o tej porze poza dormitorium… - Snape splótł ręce za plecami. - To aż niemożliwe. Gdzie ta druga? Lamberd? – niebezpiecznie zmrużył oczy.

- N-nie wiem profesorze – zająknęłam się. – Rozdzieliłyśmy się.

- Siedziałyście ze ślizgonami?... – nagle zapytał Moody, ponownie łapiąc mnie za ramię. – Czy wyście zgłupiały? – potrząsnął mną.

Na twarzy profesora Moodiego widać było niezadowolenie.

- Tylko chwilę… - odpowiedziałam szybko, patrząc to na jednego, to na drugiego. – Kazali nam usiąść ze sobą.

Wyraz twarzy Szalonookiego zrobił się jeszcze bardziej srogi. Wyglądał, jakby się na mnie zawiódł.

- To bez znaczenia – wtrącił Snape. – Chyba że właśnie od nich wracasz?...

Snape patrzył na mnie tak, jakby samo jego spojrzenie miało rozgnieść mnie jak mrówkę. Skuliłam się marząc o tym, bym mogła zapaść się pod ziemię, albo po prostu umrzeć i nie musieć wcale się tłumaczyć. Nie chciałam wydać przyjaciółki, ale ciężko było odeprzeć serię pytań. Moje milczenie się przedłużało. W tym czasie profesor Moody wyglądał jakby nad czymś dumał. W końcu chrząknął i wtrącił.

- Zwyczajnie sprawdźmy – powiedział.

Podniósł laskę i jej końcem wskazał na pozostawione przeze mnie ślady. Snape nie wyglądał na zaskoczonego ich widokiem. Profesor Moody puścił mnie i ruszył przodem. Gdy już myślałam, że mi się upiekło, profesor Snape warknął do mnie.

- Idziemy.

Złapał mnie za kark, boleśnie wbijając palce i szarpnął mną, bym szła z nimi. Im byliśmy bliżej, tym bardziej ogarniała mnie panika. Choć próbowałam się wywinąć, nie miałam jak wyrwać się z uścisku. Profesor Snape był naprawdę silny.

- Ja przepraszam – z moich ust wylewał się słowotok. – Nie robiłam nic złego. Naprawdę nie chciałam być tak późno poza dormitorium! Czy mogę wrócić do wieży? Błagam, chcę już iść spać. Trochę zmarzłam i nie chcę być chora… Jutro zgłoszę się do profesor McGonagall po karę…

Miałam wrażenie, że nawet mnie nie słuchają. Patrzyłam błagalnie na profesora Moodiego, ale ten wciąż miał srogi wyraz twarzy. W pewnym momencie złapałam go za rękaw, ale odpędził mnie ręką. Czy on się na mnie zawiódł? Nienawidził mnie? Poczułam się strasznie. Byłam pewna, że nie zrobiłam nic złego, ale w ich oczach pewnie wyglądało to inaczej. Współudział w zbrodni. Tak jak mówił Lucjan w kryjówce ślizgonów.

Już po chwili stanęliśmy przed drzwiami łazienki prefektów. Kałuża tuż pod nimi jasno zdradzała, że był to punkt mojej wycieczki. Profesor Moody wypowiedział hasło, a drzwi stanęły przed nami otworem. Weszliśmy cała trójką. No, oni weszli, a mnie wtargano siłą. Dla mnie miejsce wyglądało niemal tak jak przedtem. Na ziemi leżały porozrzucane ciuchy i butelka po ćwiartce. Choć w basenie było dużo pachnącej piany, widać było, że przy krawędzi jest Alex razem z bliźniakami… w dziwnej, zawstydzającej sytuacji! Ona odchylała głowę do tyłu, jeden z braci całował jej usta, drugi zaś całował ją po szyi. Nie zauważyli nawet, że ktoś przyszedł. Zapowietrzyłam się, zasłaniając usta dłonią. Chciałam ich ostrzec, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. Z resztą było już za późno.

- CO TO MA ZNACZYĆ?! – Ryknął profesor Snape.

Był wściekły, co wcale mnie nie zdziwiło. Sama nie spodziewałam się, że zastaniemy tu taką sytuację. W reakcji na krzyk, cała trójka odskoczyła od siebie. Alex miała mętny wzrok. Patrzyła w naszą stronę, jakby nas nie widziała. Po chwili zaczęła drżeć i gorączkowo się zasłaniać. Bliźniacy w tym czasie udawali, że wcale nic nie robili i niby jedynie siedzą w basenie.

- Spokojnie profesorze, nic się nie dzieje – Fred uniósł ręce w obronnym geście.

George widząc reakcję półnagiej Alex, próbował zasłonić ją własnym ciałem.

- Rączki przy sobie, Weasley – ostrzegł Szalonooki.

Oko Moodiego łapczywie skakało po każdym z „uczestników”. Snape od razu mnie puścił. Złapał mocno za różdżkę, aż mu kostki zbielały.

- Wyskakiwać z wody! Ale już! – krzyknął Snape, celując w nich różdżką.

- Zepsuli całą zabawę… – mamrotał Fred.

- Głusi jesteście?! – warknął Snape.

Alex była jak sparaliżowana. Fred zaczął się rozglądać za ciuchami, ale robił to z ociąganiem. George chciał najpierw pomóc Alex wyjść z wody.

- Hej! Rączki przy sobie powiedziałem! – nakazał Moody, szybko wyciągając różdżkę.

Szalonooki cisnął w Georga czarem, a chłopak zawisł ponad basenem do góry nogami. Fred widząc co się dzieje z bratem, zaśmiał się i od razu wyskoczył z wody. Zebrał swoje ciuchy. Bokserki obojga były mocno wypukłe. Profesor Moody odchrząknął i zasłonił mi oczy ręką.

- Kurwa, bez przesady! Już wychodziłem! – marudził George, machając rękami.

Snape krótko zerknął na profesora Moodiego, zacisnął zęby i wykonał gest różdżką, przejmując kontrolę nad lewitującym Georgem. Sprawił, że ten przeleciał powoli ponad basenem, a gdy był nad podłogą, czar nagle odpuścił. George zareagował za późno i lądując na ziemi, rozbił sobie nos. Przeklął cicho i zaraz zebrał się z podłogi. W basenie została tylko Alex. Profesor Moody stojąc w miejscu zaczarował jeden z ręczników, by ten pofrunął w stronę mojej przyjaciółki. Alex chwyciła materiał jakby to była ostatnia deska ratunku i jeszcze będąc w wodzie, owinęła się nim szczelnie. Cały czas drżała. Nie byłam pewna czy z zimna, czy ze strachu.

- Lamberd, Ty też wyłaź – niecierpliwie warknął Snape.

Szybkim krokiem podszedł do Alex, złapał ją za nadgarstek i bez ceregieli szarpnął nią do góry, wyciągając na brzeg basenu. Dziewczyna była tak spanikowana, że nie wiedziała nawet co zrobić. Po prostu leżała owinięta mokrym ręcznikiem tuż u stóp profesora Snape’a. W oczach miała łzy.

- Hej! Delikatniej może! – rzucił George, widząc co się dzieje.

Profesor Moody gestem ręki pospieszał bliźniaków, by ci ubrali się do końca. Jego oko przypatrywało się każdemu po kolei, jakby zbierał na nas dowody, albo łączył kolejne fakty. George szybko wciągnął na siebie spodnie, a potem odchylił głowę, próbując powstrzymać krwawienie z nosa. Jego brat też się ubierał. Gdy obaj mieli na sobie spodnie, profesor Moody odsłonił mi oczy. Rozejrzałam się zdezorientowana.

- Delikatniej? – warknął profesor Snape i popatrzył na wszystkich po kolei. - Wy nieodpowiedzialne imbecyle! Cisza nocna, to nie jakieś widzimisię. Spodziewaliśmy się niedobitków, ale Ty Lamberd? Ile masz? Czternaście lat?... To nie miejsce dla Ciebie!

Snape patrzył na Alex obcesowo. Z pogardą. Nachylił się nad nią i patrząc prosto w jej oczy, szepnął bardzo, bardzo cicho.

- Ciesz się, że nie jesteśmy tutaj sami.

Następnie przyłożył różdżkę do ręcznika i wysuszył ją czarem. Wyprostował się jak struna, splótł ręce za sobą i przespacerował się po łazience.

- Niech mi ktoś do cholery wytłumaczy, co wy tu właściwie robicie? Co robicie TU w szczególności? Łazienka prefektów jest przeznaczona tylko dla PREFEKTÓW i kapitanów drużyn. Bądźcie pewni, ze dowiem się skąd macie hasło. To jest niedopuszczalne, żebyście robili, co wam się żywnie podoba. O tej godzinie powinniście być dawno w dormitoriach. Zasady są stworzone po to, by ich przestrzegać. Wiecie jak wiele ich złamaliście?...

- Pewnie z pięć – zaśmiał się Fred, który jako jedyny wciąż był w miarę rozluźniony.

Snape obrócił się do niego gwałtownie i wycelował w niego różdżką.

- Jeszcze jedno słowo Weasley, a wyrwę Ci język i wyślę go Twojej matce razem z wyjcem – Snape wycedził przez zęby.

Alex była blada jak ściana. Do tej pory obserwowała wszystko z podłogi lecz w końcu podniosła się z ziemi. Drżącą ręką sięgnęła po ubrania, ale żaden z tu obecnych nie zamierzał odwracać wzroku. W pewnym momencie ręcznik wyślizgnął jej się z rąk i wszyscy znów mogli zobaczyć jej bieliznę. George szybko złapał świeży ręcznik i próbował z nim podbiec, ale profesor Moody zatrzymał go swoją laską.

- Panie Weasley. Trzymaj się z daleka – Szalonooki ostrzegł go. - Dość już narozrabiałeś.

Z Georga uszło powietrze i powoli się wycofał, stając razem z bratem. Fred coś mu powiedział na ucho. Na twarzy Snape’a widać było pogardę w czystej postaci. Rzucił on czystym ręcznikiem w Alex, ale była tak wystraszona, że nie udało jej się go złapać. Ja spojrzałam na profesora Moodiego ze strachem. Ten łypnął na mnie w taki sposób, że nie mogłam odczytać jego emocji. Zawahałam się, ale jednak postanowiłam zaryzykować. Podbiegłam do Alex, podnosząc ręcznik i zasłaniając ją, by mogła się ubrać w spokoju.

- Zepsuci Weasleyowie… - Snape kontynuował wywód – Banda pyszałków pozbawionych zasad. Różne rzeczy mówią o waszej rodzinie i większość to prawda. Po kimś w waszym wieku spodziewałbym się więcej rozwagi i odpowiedzialności. Uważacie Hogwart za burdel?

Przyjaciółka była przerażona. Nagle w jednej chwili załamała się. Po jej policzkach potokiem płynęły łzy. Pierwszy raz widziałam ją w takim stanie. Przytuliłam ją mocno i obie usiadłyśmy na ziemi. Moody obserwował nas uważnie.

- Nikt z nas tak nie uważa – żachnął się George i z daleka patrzył na Alex. Widać, że bardzo chciał podejść.

- Nie przerywaj! – syknął Snape. – Hogwart to nie jest miejsce do spełniania waszych chorych fantazji! Wy jesteście niemal dorośli, ale Lamberd to jeszcze dziecko. Rozpijacie takie dzieci i wciągacie je w perwersyjne zabawy! Za takie coś powinniście wylecieć ze szkoły!

- Źle zrobili, ale to raczej decyzja dyrektora i Minervy – wtrącił profesor Moody. – Na pewno chętnie przyjrzą się sprawie.

Snape i Moody krótko zmierzyli się na spojrzenia. Obaj wiedzieli, że Moody miał rację. McGonagall była opiekunką naszego domu, więc to jej podlegaliśmy. Profesorowie mogli wlepić nam szlabany, ale prawdziwa pogadanka dopiero nas czekała.

- Dlatego jutro wszyscy stawią się u McGonagall w gabinecie – Snape wycedził przez zęby.

- Dobra, ale nikt jej do niczego nie zmuszał – odezwał się Fred, mając gdzieś wcześniejsze ostrzeżenia Snape’a. – Wspólnie spędzaliśmy czas, to nic złego.

Patrzyłam na bliźniaków z niedowierzaniem. Widać po nich było, że ta sytuacja ich irytuje. Byli oskarżani o straszne rzeczy.

- Nic złego? – Snape spiorunował Freda wzrokiem.

- A wygląda jakby się dobrze bawiła? – wtrącił profesor Moody, pokazując na nas laską.

Alex nie wyglądała jakby się dobrze bawiła. Była załamana, zapłakana, zasmarkana. Przedłużanie tej sytuacji było upokarzające. W ogóle miało mnie tu nie być. Chciałam już dawno temu iść spać, a oni mnie wciągnęli w te całą chorą sytuację. Chciałam to wykrzyczeć, ale jednocześnie bałam się odezwać. Alex też wolałaby tu nie być. Widziałam to w jej oczach. Cały czas drżała. W sumie, to może lepiej, że byłam tu teraz z nią. Nie wyobrażam sobie przez co by przechodziła, gdyby nie miała teraz żadnego wsparcia.

- Teraz nie, ale nie mówiła „nie”, profesorze. Ja nie zrobiłbym NIC wbrew jej woli! – wyrwał się George. – Alex jest moją dziewczyną i…

- Zamilcz! – uciszył go Snape.

Przez chwilę panowała cisza. Przerwała ją Alex, odzywając się cicho.

- Proszę przestać coś sugerować. Do niczego przecież nie doszło.

Wszystkie oczy wpatrzyły się w moją przyjaciółkę.

- Do niczego nie doszło – powtórzyła głośniej i ze wstydem spojrzała na profesora Snape’a – Nie pozwoliłabym na to, żeby cokolwiek się stało.

Bliźniacy patrzyli na Alex z wdzięcznością. Snape zacisnął usta. Wyglądało, jakby gotów był wyrzucić z siebie kolejną wiązankę krytyki.

- Chyba juz wystarczy, co? – powiedział profesor Moody, oblizując się – Jest bardzo późno, a panienki dość już mają wrażeń.

Szalonooki podszedł bliżej nas. Spojrzałam na niego do góry.

- Profesorze Snape, zabierz proszę chłopaków, niech idą prosto do łóżek. Ja upewnię się, że wszystko z nimi w porządku – Moody wskazał ruchem głowy na nas.

Snape zmrużył podejrzliwie oczy, spojrzał na mnie, na Alex i na końcu na Szalonookiego.

- Myślisz, że Weasleyowie są tak głupi, że sami nie trafią?

- Myślę, że dość już narozrabiali i lepiej żeby – Moody odchrząknął – ktoś ich przypilnował.

Profesorowie znów patrzyli sobie w oczy. Snape chyba miał obiekcje co do podziału obowiązków, ale Moody wsparł się na lasce i wypalił nagle.

- Nie mówiłeś kiedyś, że nie chcesz niańczyć dzieci?...

Przypomniały mi się słowa z mojego pamiętnika. Tak właśnie Snape powiedział kiedyś do Alex. Raczej profesor Moody tego nie słyszał… ale przecież profesor Snape mógł tak powiedzieć więcej niż raz. To raczej nic nie znaczyło. Mimo wszystko przez twarz Snape’a przebiegł lekki grymas. Snape obrócił się gwałtownie i oszczędnym gestem wskazał bliźniakom na drzwi.

- Idziemy stąd – warknął do nich. – Ruchy!

Niezadowoleni bliźniacy ruszyli przodem. George do samych drzwi patrzył przez ramię, na Alex. Wyglądało, jakby się martwił. Snape wyszedł zaraz za nimi. Gdy tylko ich sylwetki zniknęły za drzwiami, jakoś zrobiło się spokojniej. Odetchnęłam z ulgą. Być może za wcześnie.

- No panienki… - westchnął profesor Moody i pokręcił głową z dezaprobatą. – Profesor Snape ma rację. Nie powinno was tutaj w ogóle być. I przez godzinę i przez to, że jesteście za młode na „takie” rzeczy.

W tym momencie Szalonooki znacząco spojrzał na mnie. Otworzyłam szeroko oczy.

- Profesorze! Ale ja nic…! – pisnęłam.

Moody uciszył mnie gestem ręki.

- Klaro, cokolwiek się tutaj działo, macie szczęście, że Dumbledore zlecił nam przeczesanie zamku. Wszystko mogło skończyć się o wiele… - powoli oblizał się. – gorzej.

- Ale nie skończyło – Alex powiedziała cicho. – Do niczego nie doszło. Naprawdę.

Profesor pochylił się i pewnym ruchem złapał Alex za podbródek. Uniósł go, by spojrzeć jej prosto w oczy. Wciąż miała w nich łzy. Na jej twarzy malowało się poczucie wstydu i panika. Pierwszy raz od dawna, nie wywinęła mu się z ręki. Profesor zmarszczył brwi.

- Naprawdę mogło – kontynuował. - Nie mówiąc już o tym, że Ty Alex znów jesteś pijana.

- Tak jakoś wyszło – przyjaciółka szepnęła przepraszającym tonem. – To nie tak, że robię to specjalnie...

Zmierzyłam ją wzrokiem, ale nic nie powiedziałam. Ciągle piła, nawet gdy ją upominałam. Nie znała granic. Zapewne właśnie przez alkohol znalazła się w takiej, a nie innej sytuacji. To wszystko nigdy nie powinno się zdarzyć. Ja nie wyobrażałam sobie by znaleźć się w takiej sytuacji sam na sam z jednym chłopakiem, a co dopiero z dwoma.

- Tłumaczyć będziecie się profesor McGonagall. Ja mogę mieć jedynie nadzieję, że wyciągniecie wnioski na przyszłość – w głosie profesora słyszałam nutę zawodu.

Profesor puścił podbródek Alex i wyprostował się. Przyjaciółka zwiesiła głowę. Ja nie mogłam znieść myśli, że oskarża się nas niesłusznie. Moim jedynym grzechem było to, że byłam poza dormitorium po wyznaczonym czasie ciszy nocnej.

- Profesorze, mieliśmy tylko popływać… - powiedziałam.

Patrzyłam przed siebie, gorączkowo myśląc o tym, co by było, gdybym nie zdecydowała się wrócić do dormitorium? Czy też by nas przyłapali? Może nie byliby aż tak wściekli? Moody patrzył na mnie czujnie, jakby próbował wyczytać coś z mojej twarzy.

- Tak myślisz, Klaro? – zapytał i odchrząknął. – Powinniśmy stąd pójść. Może zajdziemy do mnie do gabinetu, napijecie się herbaty i uspokoicie trochę, co?

Profesor podał mi dłoń, bym mogła się na niej podeprzeć przy wstawaniu. Skorzystałam z oferty. Później mężczyzna pomógł wstać Alex. Następnie wyjął z kieszeni materiałową chusteczkę i średnio delikatnie otarł z łez policzki dziewczyny. Alex odsunęła głowę, więc Moody wcisnął jej chusteczkę do ręki.

- Tak myślę, bo tak powiedzieli, profesorze – tłumaczyłam się. - Chcieli pływać, ale ja nie chciałam, więc dla żartu wrzucili mnie do wody. To wszystko to musi być jakieś nieporozumienie.

Moody ostatni raz z namysłem obejrzał mechanicznym okiem wnętrze łazienki. Zmniejszył swoją laskę, chowając ją do kieszeni płaszcza. Następnie wszedł między nas i mocno objął nas ramionami, jakby chciał dodać nam otuchy. Poprowadził nas do wyjścia, a potem dalej korytarzem.

- To są młodzi chłopcy, a takim hormony buzują w głowie. Zawsze znajdą sposób na to, żeby… - profesor zerknął na mnie i zamlaskał. – No… Chyba to nie moment na takie rozmowy. W każdym razie nie bez powodu mówię, że ważna jest stała czujność. Nie wszyscy są mili i nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.

Alex całą drogę milczała. Też byłoby mi wstyd, gdyby profesorowie zobaczyli mnie w bieliźnie. Wkrótce znalazłyśmy się przed drzwiami gabinetu profesora. Byłam już zmęczona, więc ziewnęłam dyskretnie. Moody wpuścił nas przodem, a potem od razu zaparzył herbaty. Razem z Alex usiadłyśmy na kanapie. Po chwili parujące herbaty pojawiły się przed nami na stoliku. Profesor złapał za fotel i przesunął go, by stał tuż przed nami. Zasiadł na nim, klepnął dłońmi we własne uda i potarł je, patrząc na nas naprzemiennie. Przez moment zastanawiał się co powiedzieć.

- Pamiętacie, że jestem po waszej stronie? – zapytał.

Obie skinęłyśmy głowami. Wsypałam nam cukier do herbaty i powoli zamieszałam. Profesor patrzył na nas z powagą.

- Panienki, naprawdę nie chcę was męczyć… ale po prostu muszę wiedzieć, czy nic wam nie jest. Od tego zależy dalsze postępowanie w tej sprawie.

- Już mówiłam, że nikt mi nic nie zrobił, profesorze – powtórzyłam. – To była tylko woda.

- A wcześniej? – zapytał. – Ostatni raz widziałem was na Wielkiej Sali kilka godzin temu. Co robiłyście od tamtego czasu?

Drgnęłam i zerknęłam na Alex. W sumie miejsce zabawy było tajną kryjówką, raczej nie chciałam opowiadać profesorowi o tym gdzie się znajduje. To byłby łatwy krok do utraty wszystkich znajomych. Złapałam szybko za herbatę, chuchnęłam w napój i upiłam łyka.

- Kręciłyśmy się z gryfonami po szkole – powiedziała Alex, wybawiając mnie z opresji. – Byłyśmy w paru miejscach, to był przecież czas wolny.

Profesor wolno pokiwał głową.

- A Ci ślizgoni z którymi siedziałyście?... – zapytał.

Alex spojrzała na mnie lekko zaskoczona. Nie zdążyłam jej powiedzieć, jak profesor się o tym dowiedział. Zrobiłam minę w stylu „to nie ja”.

- Co to byli za uczniowie? Dokuczali wam? – drążył profesor.

Na pewno wizja ukarania ślizgonów była dla Alex kusząca, ale z nimi łączył się grząski temat ich seksualnej punktacji. Coś, czego Alex nie chciała ujawniać z obawy przed profesorem Snape’m.

- Ja prawie nikogo nie znałam… – powiedziałam i spojrzałam na Alex, mówiąc szybko - Dziś ten starszy ślizgon co nas zaprosił do nich, też został złapany. Pytał o Ciebie.

Miałam nadzieję, że zrozumie, o którym mówię, bo moim zdaniem Alex była lepsza w mówieniu tego co trzeba i lawirowaniu, też gdy trzeba. Przyjaciółka, choć wciąż była trochę nieswoja, kiwnęła do mnie głową.

- Lucjan? To zwykły głąb z siódmej klasy – skomentowała, wzruszając ramionami.

Profesor nachylił się w naszą stronę i położył nam dłonie na kolanach. Naprzemiennie patrzył nam w oczy.

- Zrobił wam coś? Ten Lucjan? – dopytywał przyciszonym głosem.

Obie pokręciłyśmy głowami, ale że wciąż na nas patrzył, Alex westchnęła.

- Po prostu spotkałyśmy ich po drodze z łazienki i tyle. Raczej starsze roczniki. Nikt nam nie dokuczał. Nie bardziej niż zwykle – wzruszyła ramionami. – Porozmawialiśmy z nimi. Nie ma o czym mówić. Naprawdę.

Znów ziewnęłam. Byłam naprawdę zmęczona. Zawsze o tej porze już dawno byłam w łóżku.

- Profesorze, czy możemy już iść? – zapytałam i wzięłam kolejny łyk herbaty. Była tak przyjemnie ciepła, że tym bardziej robiłam się senna.

- Też jestem zmęczona – powiedziała Alex, przecierając twarz dłońmi.

- A może prześpicie się tutaj? – profesor oblizał się i wskazał głową na drzwi do dalszych pomieszczeń. - Udostępnię wam prywatne komnaty, a sam się prześpię tutaj.

- Lepiej, jeśli wrócimy do wieży – powiedziała Alex.

Przyjaciółka spojrzała na swoją herbatę, ale nie wypiła ani łyka. Chyba nie miała ochoty. Profesor patrzył na nas przez chwilę, później westchnął cicho i klepnął nas w kolana. W końcu cofnął ręce. Odsunął się razem z fotelem.

- W sumie racja, nie potrzebujemy insynuacji – odchrząknął. - Odprowadzę was.

Szybko dopiłam herbatę i zebrałyśmy się. Wszyscy opuściliśmy gabinet, a później ruszyłyśmy w stronę wieży gryfonów. Po drodze poczułam się bardzo dziwnie. Byłam tak senna, że oczy same mi się zamykały. W pewnym momencie wsparłam się o ścianę. Profesor szybko do mnie podszedł i złapał mnie w pasie. Alex spojrzała na nas zaskoczona.

- Miała już tak kiedyś? – zapytał Moody, jakby nie miał z tym nic a nic wspólnego.

- Chyba nie. Choć nigdy nie widziałam jej tak późno na nogach - odpowiedziała przyjaciółka.

Moody kiwnął głową. Ja oparłam głowę o profesora, mamrocząc, że przepraszam i że chce mi się spać. Na szczęście byliśmy już tuż pod wieżą. Profesor odstawił nas pod sam obraz i klepnął mnie w policzek, dla ocucenia. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się zdezorientowana. Moody wskazał głową na obraz i poczekał, aż obie weszłyśmy do pokoju wspólnego. W tym samym czasie wyjął z kieszeni laskę i odczarował ją, przywracając jej naturalny rozmiar. Jego mechaniczne oko cały czas ślizgało się po naszych sylwetkach, ale do tego już przywykłam. Z Alex szybko przebiegłyśmy przez pokój wspólny i zwiałyśmy do sypialni.

- Alex… przepraszam. Poszli po moich śladach. Ja nic im nie powiedziałam. – tłumaczyłam się.

Byłam tak zmęczona, że gdy tylko padłam na łóżko, zasnęłam. Nie miałam nawet sił ściągnąć własnych ubrań.



14 komentarzy:

  1. Odnoszę wrażenie, że Moody wybitnie stara się pilnować cnót naszych bohaterek :P Pewnie dla 'większego dobra' :P uwielbiam jego postać w tym opowiadaniu <3 trochę mi mało Snape'a; tu ukłon w stronę Alex, która zawsze potrafiła wyciągnąć najwięcej Snapeowatości podczas opisu zachowań tej Postaci <3 Tak, wielkie "P" z szacunku :D dziękuję, Dziewczęta, świetnie Wam idzie pisanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moody chciałby sam sobie wymacać, więc pilnuje jak pies ogrodnika :D
      ~Klara

      Usuń
    2. Nooo czyli dalej można powiedzieć, że 'dla większego dobra' - swojego własnego :P

      Usuń
  2. Nawet nie wiesz jak zjebalam Klare za wczesniejszego Snape'a ;P Bo notka byla dodana wczesniej troche inna, ale Snape byl mało Snejpowy, wiec afera poszla w jej stronę i prosze :P Nowka Snape iscie snejpowy < 3 a Moody taaaaak, tez go kocham w tym opowiadaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli Snape w tamtej notce był np. za mało nieuprzejmy, to zawsze mogłyście zwalić na to, że to przez tę nieskończoną dobroć Klary ona tak go widzi :p i nawet słyszy inaczej jego wypowiedzi niż inni:p

      Usuń
    2. Np. Co słyszą wszyscy: "Lambert, czy tobie już kompletnie na rozum padło? Nie chcę słuchać twoich zasmarkanych przeprosin" vs. Co słyszy Klara:"Panno Lambert, dobrze się panna czuje? Przykro mi tego słuchać" xD

      Usuń
    3. Właśnie było odwrotnie... wyszedł bardzo nieuprzejmy i agresywny :)
      ~Klara

      Usuń
    4. No to tu mnie zaskoczyłaś :D

      Usuń
  3. D na końcu! LamberD aaaaaaa.!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorry, mój słownik musiał mi poprawić, pewnie dlatego, że często piszę hejterskie komentarze na Adama Lamberta :P że śmiał zastąpić najważniejszego Wokalistę w historii muzyki, Freddiego Mercurego w moim najukochańszym zespole Queen <3

      Usuń
  4. Nie był za mało nieprzyjemy tylko używał dziwnych słów i przeklinal xd i za bardzo się darl a sevus trzyma na wodzy emocje i nie klni3 jak szewc xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co wiemy z serii, to jest właśnie tak, jak piszesz, a takiego Severusa kochamy <3 z drugiej strony wychodzenie nieco poza schemat też jest ok, np. to, że Angelina byłaby chętna na na czworokąt, a bliźniacy palą trawkę i podsuwają ją innym :) Bardzo lubię właśnie to, że obie znajdujecie ciekawy balans pomiędzy tym, co wiemy o bohaterach z serii J.K.R., a tym, co same im dodajecie, czyli nowe cechy charakteru (które współgrają z tymi znanymi już nam z książek i filmów) i stroje. W poprzednich blogach Kopcia uwielbiałam to przywiązywanie uwagi do opisu strojów. I cieszę się, że tutaj też to się pojawia. <3 + opisy pomieszczeń, poznawanie tych nowych miejsc wykreowanych przez Was. Cud, miód, malina <3

      Usuń
    2. Cieszę się, że wydaje to Ci się zbalansowane :D Właśnie specjalnie staram się, żeby byli bliscy oryginału, ale z naszymi dodatkami. Mój facet marudzi, że to profanacja postaci, a moim zdaniem J.K.R. po prostu nie mogła zrobić porno z serii książek dla dzieci.
      ~Klara

      Usuń
    3. Naaah, to jest super! To tak, jakby poznawać ich od innej strony, wierzę, że jest tak jak piszesz i samą Rowling mogło hamować właśnie to, że dzieci mogą to czytać. A przecież nastolatkom różne rzeczy przychodzą do głowy. :D i fajnie o tych rzeczach czytać, można się poczuć młodziej :D

      Usuń