piątek, 24 maja 2019

24. Moody, Snape i pomieszane z poplątanym

- Dużo tego jest, więc nie musicie dziś kończyć – zawyrokował Moody, nie spuszczając wzroku ze swojej lektury. Ucieszyłam się bardzo na te słowa, rzuciłam szmatkę na sofę i już miałam chwycić za klamkę, gdy profesor odchrząknął i z lekkim uśmiechem dodał: przejęzyczyłem się, dziewczynki. Klaro, możesz już iść, Alex, ty zostajesz.

Jęknęłam cicho, robiąc niepocieszoną minę. Spojrzałam przelotnie na Klarę, która wyglądała, jakby wcale nie chciała wychodzić z gabinetu nauczyciela.


- Ja mogę jeszcze zostać i dokończyć sprzątanie - odezwała się po chwili, ściskając w dłoni swój pamiętnik.


- To nie jest konieczne, Klaro - odparł Moody, uśmiechając się pod nosem. - Odrobiłaś już swój szlaban i mam nadzieję, że na przyszłość bardziej będziesz uważała na to, co ludzie podają ci do picia - zagroził humorystycznie palcem.


Dziewczyna oblała się czerwienią, skinęła głową i wyszła z gabinetu. Przewróciłam oczami. Czasami jej podlizywanie doprowadzało mnie do szału. Muszę ją oduczyć tego kujoństwa.


- To co teraz, profesorze? - Spytałam niepewnie, stojąc jak kołek. Prawdziwe oko nauczyciela bacznie mnie obserwowało, a magiczne przesunęło się w bok, jakby chcąc, żebym podążyła za nim. Moody odkaszlnął teatralnie. Nie wiedziałam czemu, ale sprawiało mu to wszystko ogromną radochę.


- Twoje narzędzie pracy, Alex - rzucił, widząc jak przypatruję się rzuconej przeze mnie wcześniej ścierce, leżącej na sofie. Westchnęłam w duchu, sięgając po ścierkę. Powolnymi ruchami zaczęłam ścierać to, czego jeszcze Klara nie dokończyła. Nie miałam najmniejszej ochoty tego robić, a dodatkowo unoszący się w powietrzu kurz sprawiał, że ponownie chciało mi się wymiotować. Odsunęłam się na moment od regałów.


- Alex, Alex, Alex - cmoknął Moody ustami, wstając szybko zza biurka. Podszedł do mnie, przygarnął ramieniem i posadził na kanapie. Sam usadowił się tuż obok, dalej mnie przytulając. - Źle się czujesz?


Kiwnęłam głową.


- Chciałabyś się napić wody?


- Poproszę - burknęłam, czując jak dłoń profesora głaszcze mnie delikatnie po odsłoniętej skórze. Spoglądałam na jego ruchy niepewnie, ale Moody odchrząknął i odciągnął rękę, w dalszym ciągu nie zwiększając dystansu między nami. Machnął za to różdżką w powietrzu, a z kredensu tuż obok półki z książkami wyłonił się kielich, napełniający się powoli wodą.


- Proszę królewno - powiedział, kiedy lewitujące naczynie spoczęło w mojej dłoni.


Zaczynałam powoli czuć niepokój z tym ciągłym przekraczaniem granic między nim a uczniami, a w szczególności między nim a mną. Przeważnie jakoś nie zwracałam na to uwagi, ale dzisiaj byłam bardziej rozdrażniona i wyczulona na różne bodźce zewnętrzne. Odsunęłam się więc na drugi koniec kanapy, wypijając całą zawartość kielicha na raz. Moody uśmiechnął się z troską, nie robiąc sobie nic z mojego wyślizgnięcia się spod jego ręki.


- Już lepiej? - Dopytał dla pewności.


- Tak. Dziękuję. - Odłożyłam pusty kielich na stolik, opierając się wygodniej o oparcie sofy. Przymknęłam na moment oczy, nabierając powietrza do płuc i z wydechem uniosłam powieki. Nie powinnam była przychodzić jeszcze na ten szlaban. Przecież nauczyciel nic by mi nie zrobił, gdybym wstawiła się jutro.


- Możemy wrócić do szlabanu, panno Lamberd? - Zagadnął po chwili.


-A musimy? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Wczoraj rzeczywiście przegięłam z alkoholem i cały dzień jest mi niedobrze. Przyszłam do profesora, bo miałam się zgłosić po karę, ale wolałabym ją przełożyć na inny dzień.


- Kara będzie efektywniejsza, jeżeli teraz ją dokończysz - odparł poważnym tonem. - Przynajmniej będziesz wiedziała na przyszłość, że nie należy tyle pić i włóczyć się do rana po wiosce. To było skrajnie nieodpowiedzialne.


- Wiem profesorze - zgodziłam się z nim, spuszczając głowę i splatając palce na podołku szarej spódnicy. - To się już nie powtórzy.


- Nie wiem, czy mogę wierzyć ci na słowo.


Spojrzałam na niego bokiem, zauważając pewien błysk w oku. Miałam nadzieję, że oznaczało to odpuszczenie dzisiejszego szlabanu.


- W takim razie odbębnimy szlaban w inny sposób - kontynuował, oblizując usta - mianowicie, porozmawiamy sobie...


- Rozmawiać? - Zdziwiłam się. - Nie ma sprawy.


- ... na różne tematy - dokończył, sapiąc cicho. Popatrzyłam na niego, nie rozumiejąc do końca, o co chodzi nauczycielowi, ale przystałam na to. Lepsze pogaduszki niż czyszczenie półek. - Zacznijmy więc od twojej przyszłości, Alex. Kim chciałabyś zostać jak podrośniesz?


- Nie zastanawiałam się nad tym - odparłam zgodnie z prawdą, obracając się przodem do nauczyciela. Moody siedział rozwalony po drugiej stronie kanapy, a rękę miał przerzuconą swobodnie przez oparcie mebla.


- Nie masz pomysłu na siebie? Klara twardo wyznaczyła sobie dalszą ścieżkę swojej kariery, a ty ciągle nic?


- Klara jest pilną uczennicą i większość swojego życia przesiedziała w książkach, dlatego nie bardzo dziwi mnie fakt, że już ma całe życie z góry ustalone. Ja stawiam na spontan. Co ma być, to będzie - wzruszyłam ramionami. - Wolę zajmować się teraz innymi rzeczami.


- Jakimi? - Podchwycił Moody, oblizując sie ponownie. - Chłopakami pewnie, nieprawdaż?


- Poniekąd - odparłam zdawkowo.


- Ten cały Weasley, to dobrze zbudowany, dojrzały mężczyzna - kontynuował. Nie specjalnie podobało mi się, że Moody wchodził na takie tematy, ale uzgodniliśmy, że rozmowa będzie odpowiednią karą dla mnie. Teraz już rozumiałam, na czym ta kara miała polegać. Profesor chciał mnie onieśmielić.


- Jest niczego sobie. Zaprosił mnie na bal i zgodziłam się pójść.


- Ano tak! - Ożywił się nagle mężczyzna i klasnął w dłonie. - Zupełnie zapomniałem, że czeka was ten wspaniały bal. Każdy ma już parę na to wydarzenie?


- Niezupełnie - odrzekłam. - Harry wraz z Ronem nie mogą znaleźć sobie partnerek jeszcze, a wie pan profesor, ze Harry musi mieć kogoś, bo reprezentuje szkołę - uśmiechnęłam się wrednie. - No i Klara nie znalazła nikogo.


- Nie? - Zainteresował się mężczyzna. - To dobrze. W takim razie jest dla mnie szansa.


Gdyby nie mrugnięcie do mnie okiem i szeroki uśmiech na twarzy profesora, byłam skłonna pomyśleć, że powiedział to na serio.


- Pamiętasz jak cię niosłem do zamku wczoraj? - Zadał któreś z kolei pytanie. Jęknęłam w duchu. Ile jeszcze chciał mnie maglować i dręczyć. Już dobrze zrozumiałam, że nie powinnam była się upić do nieprzytomności i wracać tak wcześnie nad ranem do zamku. Albo przynajmniej zrobić to w taki sposób, żeby żaden z nauczycieli nas nie przyłapał.


- Nie bardzo, profesorze - odparłam zgodnie z prawdą. - Film mi się urwał w pubie.


- Przypuszczam, że musiałaś mieć bardzo ciekawy sen - dorzucił, jakby od niechcenia przyglądając się swoim paznokciom.


- Sen? - Zdziwiłam się. - Jaki sen? - Zaczęłam zastanawiać się gorączkowo nad tym, co też mogło mi się śnić tamtej nocy, ale w głowie miałam zupełną pustkę. Moody sapnął zadowolony przysuwając się ponownie.


- Cały czas powtarzałaś jedno słowo...


- Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co to było za słowo - powiedziałam cicho, zaczynając powoli drżeć. Coś mi mówiło, że mogło to mieć coś wspólnego ze Snape'em. W końcu tylko on śnił mi się najczęściej ostatnimi czasy.


- Profesorze, profesorze - snuł dalej Moody, znowu zmniejszając dystans między nami.


- Nie chcę o tym mówić! - Krzyknęłam wstając szybko. Zaczęłam panikować. To był mój sekret! Co jeżeli powiedziałam coś więcej?! Co, jeżeli wspomniałam profesorowi o tym, jak mnie przycisnął do ściany, jak nie pozwolił się ruszyć i ugryzł mnie w taki sposób, że...że... Merlinie najświętszy!


Moody, gdy tylko zobaczył jak wystrzeliłam z kanapy również się podniósł, chwytając mocno mój nadgarstek, gdyż zaczęłam miotać się jak szalona po gabinecie.


- Królewno, przecież nic się nie dzieje - próbował mnie uspokoić. - Nie ty pierwsza, nie ostatnia zakochałaś się w nauczycielu.


- W nikim się nie zakochałam! - warknęłam, próbując się bronić. - To nie jest tak, jak profesor myśli. Musiał to profesor źle zinterpretować! Nie obchodzą mnie żadni nauczyciele!


-Siadaj - polecił i podprowadził mnie do kanapy. Stanął nade mną, macając się po kieszeniach. W końcu wyciągnął z jednej, z nich piersiówkę, ale okazała się pusta. Dokuśtykał więc do biurka, otwierając jedną z szuflad. - A niech to! Poczekaj królewno chwilę. Muszę skoczyć do sypialni po swój magiczny napój - postukał palcem w swoją piersiówkę i ruszył do pomieszczenia obok.


Odprowadziłam go wzrokiem, a gdy tylko zniknął za drzwiami, również wstałam chcąc uciec stąd jak najdalej. Nie miałam zamiaru kontynuować tego tematu. Musiałam wrócić do dormitorium i obmyślić plan, jak z tego wybrnąć. Nie chciałam aby Moody łączył mnie z jakimkolwiek nauczycielem. W końcu i tak skojarzyłby moje dziwne zachowania z osobą Snape'a. 


Chciałam podejść do drzwi, ale w oczy rzuciła mi się otwarta szuflada biurka, którą Moody zapomniał zamknąć. Zajrzałam dyskretnie do niej i bez dotykania niczego, przejrzałam jej zawartość. Po całej długości walały się puste buteleczki, zapewne, po specyfiku, który co chwilę popijał, a oprócz tego zauważyłam zeszyt, który wyglądał identycznie jak pamiętnik Klary. Zaskoczyło mnie to i gdyby nie fakt, że widziałam jak Klara trzymała swój pamiętnik w dłoni, powiedziałabym, że to ten sam. Sięgnęłam dłonią po zeszyt, gdy nagle dostrzegłam połyskujący przedmiot w tyle. Wysunęłam przegródkę do końca. Moim oczom ukazała się najprawdziwsza maska Śmierciożercy z wizerunkiem kościotrupa. Odsunęłam się jak oparzona, trafiając plecami na mężczyznę. Nim krzyknęłam, Moody zakneblował mi szybko usta ręką, chwytając mocno, żebym nie mogła uciec.


- Jeżeli nie będziesz krzyczeć, to cię puszczę - powiedział wprost do mego ucha. - To nie tak jak myślisz, Alex. Wszystko ci opowiem, ale obiecaj, że nie będziesz krzyczeć.


Kiwnęłam niepewnie głową, chociaż cała się trzęsłam. Profesor odsunął powoli dłoń, a ja odwróciłam się szybko przodem do niego i odsunęłam. Zerknęłam szybko na drzwi, pragnąc uciec, ale Moody jednym szybkim zaklęciem przekręcił zamek. Usłyszałam głośne kliknięcie.


- Nie jestem jednym z nich - powiedział spokojnie. - To pamiątka po ostatniej wojnie ze Śmierciożercami.


- Dlaczego trzyma ją pan w szufladzie? - Zapytałam w końcu, nie będąc do końca przekonaną.


- W szufladach trzymam wiele dziwnych rzeczy - tłumaczył na spokojnie. - Nie powinnaś była tam zaglądać.


- A ten zeszyt? - Kiwnęłam głową w stronę biurka. Moody zajrzał do szuflady.


- To mój prywatny notes - rzekł. - Zresztą, oddałem pamiętnik Klarze.


- Jest identyczny - drążyłam dalej. Przez moją głowę przewijało się milion myśli. Jakoś nie mogłam dopuścić do siebie tego, że Moody mógłby być Śmierciożercą. Przecież Dumbledore nie zatrudniłby kogoś takiego do pracy w Hogwarcie.


- Alex... - zaczął profesor, widząc jak sytuacja ponownie wymyka się spod kontroli. Zrobił krok do przodu, ale ja znowu się odsunęłam. - Alex, powinnaś uszanować moją prywatność. Myślałem, że możemy sobie ufać. - Kolejny krok do przodu i następny mój w tył, aż w końcu natrafiłam plecami na ścianę.


- Nie powinienem tak zareagować, ale gotowa byłaś krzyczeć na całą szkołę - rzekł, robiąc kolejnych kilka kroków w moją stronę, aż w końcu zmniejszył dystans między nami do zera. - Jeżeli jesteś jednak tak bardzo ciekawa, to proszę. - Profesor wyjął różdżkę z paska od spodni, wypowiedział zaklęcie przywołujące, po czym wręczył mi do ręki ten sam zeszyt. Otworzyłam go szybko, ale był pusty. Żadna ze stron nie została zapisana, a przecież Klara dzień w dzień skrobała w nim swoje przemyślenia. Spojrzałam mu w oczy, nie wiedząc co myśleć.


- Jeszcze jedno - dodał, podwijając rękaw płaszcza. Pokazał mi lewe przedramię. - Wiesz, co tam powinno być, gdybym był Śmierciożercą?


- Tak - odparłam z wyraźną ulgą. - Znak.


- Tak, królewno. - Mężczyzna kiwnął głową. - Już jesteś spokojniesza?


W jednej chwili zrobiło mi sie okropnie głupio. Jeszcze nigdy w życiu nie czułam takiego wstydu jak dzisiaj. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i zniknąć.


- Przepraszam - szepnęłam, spuszczając głowę. - Mam jakieś paranoje. Nawet nie wiem, dlaczego.


- Już dobrze - sapnął mężczyzna z wyraźną ulgą i uniósł mój podbródek końcem różdżki. - To nic takiego, ale jeżeli mamy sobie pomagać, to zaufanie jest podstawą.


- W jaki sposób ja bym mogła panu pomóc? - Zapytałam niepewnie. - To pan profesor cały czas nas ratuje i kryje.


- Królewno, jesteś w stanie mi pomóc, ale nie teraz. - Moody uśmiechnął się mile i odsunął, wkładając różdżkę z powrotem za pazuchę spodni. - Ale musisz mi ufać. Ufasz?


- Tak. Bardzo! I przepraszam! Tak mi wstyd... Ta maska i ten zeszyt... nie wiem, co ja myślałam. Przepraszam.


- Już dobrze. - Moody przygarnął mnie ramieniem i potarł lekko ramię. - Jeżeli chcesz, możemy zakończyć ten szlaban. Myślę, że przemyślisz swoje zachowanie i następnym razem nie upijesz się do nieprzytomności, co?


Kiwnęłam głową, w dalszym ciągu karcąc siebie w duchu za niesłuszne oskarżenia.


- No to wracaj do przyjaciół.


Wróciłam do naszego domu. Pokój Wspólny pełen był ludzi. Wśród zebranych zauważyłam większość rodziny Weasleyów a także Klarę i Hermionę. Dziewczyny uczyły się na jutrzejsze eliksiry. Westchnęłam w duchu. Z deszczu pod rynnę. Nie miałam już siły na myślenie o jutrzejszym sądzie ostatecznym, dlatego też usiadłam koło Rona, kładąc głowę na jego ramieniu. Chłopak zaczerwienił się po same koniuszki uszu.


- Jak było na szlabanie? - Zapytała nagle Klara.


- Normalnie - burknęłam i szybko zmieniłam temat. - Gdzie jest Harry? Dalej umiera w dormitorium?


- Wyszedł gdzieś z Hagridem -odparł Fred, przytulając się do Angeliny. - Lepiej ci już?


- Taaak - przeciągnęłam. Dopiero teraz zaczynałam dochodzić do siebie. Głowa mniej bolała, na wymioty również mnie nie zbierało.


- To dobrze - odparł cicho Ron, siedząc jak na szpilkach. Nawet nie chciał się ruszyć, żebym tylko nie zabrała głowy z jego ramienia. - Moi bracia to idioci. Wiesz co zrobili ci rano?


- Co? - Spytałam, chociaż tak naprawdę mało co mnie teraz interesowało. W dalszym ciągu przeżywałam spotkanie z Moodym. Jak ja miałam mu teraz spojrzeć w oczy? W dodatku ten pieprzony Snape.


-Rano jak spałaś, postanowili ułożyć sobie wieżyczkę z różnych rzeczy na tobie -zaperzył się.


Zachichotałam cicho.


- Widzisz! - Wykrzyknął Fred, wbijając oskarżycielski palec w Rona. - Mówiliśmy ci, że Alex zna się na żartach.


Ron spochmurniał.


- Nie no - uniosłam głowę, dalej się uśmiechając. - Dzięki, że broniłeś mojej czci. - Pocałowałam Rona mocno w policzek, zmieniając pozycję. Oparłam się o oparcie kanapy, spoglądając po zebranych.


- Nie... nie ma za co... - szepnął Gryfon i szybko wstał, wychodząc z pokoju. Fred odprowadził go wzrokiem.


- Gdzie George? - Spytałam nagle, uświadamiając sobie, że pośród zgromadzonych nie zauważyłam bliźniaka oraz Neville'a. Chociaż, jeżeli chodzi o drugiego chłopaka, to zapewne w dalszym ciągu leżał nieprzytomny w łóżku.


- Sprząta sowiarnię - odparł rozweselony Fred. - Snape mu nie odpuścił.


- Normalne. Idę spać.




***




Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy następnego dnia rano szłam na zajęcia z Eliksirów. Tej felernej nocy, kiedy postanowiłam wybrać się z przyjaciółmi do Hogsmeade, Snape jakimś cudem musiał mnie przyuważyć. Inaczej nie próbowałby mnie szukać za wszelką cenę po całym pubie, nie groziłby Klarze szlabanami i dał nam spokój.


Stanęłam z boku korytarza jak najdalej od innych uczniów, ściskając mocno pasek od torby. Ostatnim razem, kiedy z nim rozmawiałam, ostrzegł mnie. Wyraźnie powiedział, że mam mu się nie sprzeciwiać. Owszem, to co zrobił było cudowne, ale metoda, jaką wybrał, już mniej. Wiedziałam przecież, że nie może mi zrobić nic złego, był przecież nauczycielem i raczej nie skrzywdziłby żadnego ucznia, ale i tak nie chciałam, żeby dochodziło między nami do kolejnej konfrontacji. Pragnęłam jego uwagi, bliskości, ale nie chciałam jej dostać w taki sposób.


Gdy usłyszałam stukot jego butów o posadzkę, zaczęłam niekontrolowanie drzeć. Klara, która stała z Hermioną odeszła na chwilę od koleżanki, kładąc dłoń na moim ramieniu.


- Uspokój się, Alex - poprosiła łagodnie. - Jeżeli on wyczuje, że się go boimy, to koniec.


- Od kiedy, to ty przestałaś się go bać? - Prychnęłam, a mój wzrok co chwilę spoglądał jej przez ramię.


- Boję się - odpowiedziała - ale ty przesadzasz. Przecież on ci nic nie zrobi. Najwyżej odejmie kilka punktów albo wlepi szlaban.


- Kolejny?! - Pisnęłam, słysząc coraz wyraźniejsze kroki nauczyciela. Po chwili czarna sylwetka wyłoniła się za zakrętu i ruszyła prosto do drzwi sali eliksirów. Spuściłam wzrok, pragnąć zapaść się pod ziemię. Co ja wyprawiałam? Czemu tu w ogóle stałam?! - Idę stąd - dodałam szybko do Klary, robiąc w tył zwrot.


- Lamberd, drzwi są w tę stronę - powiedział donośnie Snape, a większość Ślizgonów parsknęła śmiechem. - Może Mcgonagall powinna zamienić cię w kompas, żebyś nie miała problemu z kierunkami?


Ślizgoni po raz kolejny wybuchli śmiechem, a ja robiłam się z sekundy na sekundę coraz bardziej czerwona ze złości. Klara widząc moją minę pragnęła w jakiś sposób zareagować. Wiedziała, że jeżeli czegoś nie zrobi, ja albo ucieknę, albo postąpię lekkomyślnie i postawię się Snape'owi.


- Profesorze... - podniosła rękę, chcąc coś powiedzieć.


- Minus 2 i pół punkta za odzywanie się bez pozwolenia, a dla Lamberd minus 10 za odwracanie się tyłem do nauczyciela.


Zamarłam, uświadamiając sobie, że Snape nawiązuje z punktacją do tego, co wyczytał w notatniku Ślizgonów. Zamiast dać wszystkim szlabany, odebrać punkty, wywalić ze szkoły albo cokolwiek, on wolał zadrwić z nas i wyśmiać przy wszystkich. Odwróciłam się więc powoli przodem do niego, patrząc wyzywająco w oczy.


- Do środka - warknął Snape, nie przerywając kontaktu wzrokowego - wszyscy.


Uczniowie zaczęli w nieskazitelnej ciszy wchodzić do sali i rozpakowywać się przy swoich ławkach. Ja weszłam jako ostatnia i usiadłam na samym tyle z Ronem. Chłopak obrzucił mnie współczującym spojrzeniem, ale machnęłam na niego ręką. Snape chciał mnie sprowokować. Nie mogłam dać mu się tak łatwo.


Tym razem nie musieliśmy przygotowywać żadnych mikstur, za to Snape stwierdził, że poprowadzi wykład na temat jednego z eliksirów. Mieliśmy wsłuchiwać się w to, co mówił i pod koniec lekcji oddać mu gotowe już sprawozdanie na ten temat. W klasie panowała nieskazitelna cisza, słychać było tylko skrobanie piór o pergaminy. Nawet Ron próbował dać z siebie tyle, ile potrafił i zapisywał dokładnie wszystko, co mówił profesor. Ja również starałam się to robić, ale było mi ciężko, ponieważ mężczyzna przechadzał się po klasie, spoglądając na wszystkich z góry. Gdy przechodził koło naszej ławki, spinałam się za każdym razem, kiedy czułam jego perfumy.


Pod koniec zajęć, Snape usiadł za biurkiem i czekał aż oddamy mu swoje wypracowania. Każdy po kolei wstawał, kładł zapisany pergamin i wychodził z sali. Kiedy ja podeszłam do mężczyzny, moja kartka nagle uniosła się kilka cali nad biurkiem i spłonęła.


- Co?! -Pisnęłam, widząc jak spopielone kawałki pergaminu lądują powoli na stole.


- No cóż... - skomentował cicho Snape, splatając palce przed sobą. - Taka szkoda.


- To nie jej wina! - Broniła mnie Klara, odkładając swoje wypracowanie. - Ktoś musiał rzucić czar na to! - Dziewczyna rozejrzała się po sali, ale oprócz Gryfonów nikogo już nie było.


- Dziękuję, panno Amber. Możesz wyjść - rzucił szybko Snape, nawet na nią nie spoglądając. Jego wzrok w dalszym ciągu utkwiony był we mnie.


- Będę czekała za drzwiami.


- To nie będzie konieczne - odparł Snape.


Gdy cała klasa opustoszała, mężczyzna wstał, okrążył biurko i stanął naprzeciwko mnie. Usłyszałam szczęk zamka za nami. Przełknęłam głośno ślinę, robiąc krok w tył.


- To pan spalił moje wypracowanie, prawda? - Zapytałam, chociaż bardzo dobrze wiedziałam, że chciał się w ten sposób odegrać.


- Cóż za impertynencja - prychnął. - Niemal taka sama jak w Hogsmeade, kiedy widziałem twoją rękę wynurzającą się spod peleryny Pottera.


Zamarłam.


- Myślałaś, że się nie dowiem?! - Warknął. - Chyba dałem ci jasno do zrozumienia, że masz mi się nie sprzeciwiać, prawda?


Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Może postąpiłam lekkomyślnie wychodząc z przyjaciółmi w sobotę, ale przecież tak naprawdę nic złego nie zrobiłam, żeby brunet tak mnie karał.


- Ten cholerny auror cię krył - syknął, nachylając się nade mną. - Jaki miał w tym cel, co?!


Nie docierało do mnie nic, co Snape mówił. Moja cała uwaga skupiona była wyłącznie na jego cienkich, różowych ustach, których zapragnęłam z całego serca w tej chwili.


- Lamberd, nie skupiaj się na swoich dziecięcych fantazjach! Musisz wbić sobie do głowy, że jestem twoim nauczycielem i zrozumieć, że jesteś dla mnie tylko mierną uczennicą.


Kolejny raz Snape potraktował mnie okropnie. Zaczynała we mnie wzbierać złość.


- Kara cię nie ominie za złamanie szlabanu, ale dzisiaj nie mam na to czasu - wyprostował się. Drzwi otworzyły się powoli za nauczycielem. Brunet zrobił krok w bok, wypuszczając mnie na zewnątrz.


Wyszłam szybko z pomieszczenia, zmierzając prosto do Wielkiej Sali, gdzie siedziała sama Klara. Klapnęłam ciężko koło niej, chwytając bułeczkę maślaną w dłoń, po czym zgniotłam ją jednym mocnym ruchem. Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie.


- Marnujesz jedzenie - skwitowała, więc walnęłam ją jedzeniem przeklinając cicho.


- Nienawidzę go! - Syknęłam, zabierając się za drugą bułeczkę, ale Klara w porę odciągnęła koszyczek z chlebem na bok.


- Dał ci szlaban?


- Nie, ale mnie wkurwił.


- Co się stało?


- Nic! - Warknęłam. - Gdzie reszta? Już na Transmutacji?


- Harry poszedł z Hermioną ćwiczyć zaklęcie do zadania - odparła spokojnie Klara, popijając sok dyniowy. Zainteresowałam się.


- Już wie, jakie ma zadanie?


- Smoki - odpowiedziała blondynka, a mnie oczy wyszły na wierch.


- Smoki?! Wielkie, ziejące ogniem, smoki!?


- Tak. Zostały specjalnie sprowadzone z Rumunii i są bardzo niebezpieczne.


Jęknęłam. Jeszcze mi tego brakowało, żebym straciła przyjaciela w zadaniu. No, ale musiałam przecież wierzyć w to, że mu się uda. Może jakimś cudem przeżyje.


Nagle podszedł do nas Marcus Flint. Popatrzyłam na niego jak na gówno, a Klara przysunęła się bardziej do mnie, patrząc na niego wystraszona.


- Czego? - Warknęłam, przypominając sobie te durne zakłady, o których jeszcze nie miałam czasu powiedzieć Klarze, chociaż nie byłam do końca pewna, czy powinnam mówić jej o takich rzeczach.


- Lamberd, idziesz na bal ze mną? - Spytał, opierając się nonszalancko o stół. - Możemy miło spędzić czas, jeżeli wiesz co mam na myśli. - Marcus poruszył w ohydny sposób brwiami, czym przyprawił mnie o odruch wymiotny.


- Idę z Weasleyem - odparłam, nie chcąc go wyzywać przy dziewczynie. - Także moja odpowiedź brzmi nie.


- Może zmienisz zdanie, Lamberd. Wiesz, gdzie mnie szukać. - Chłopak puścił do mnie oczko, po czym zlustrował nudnym spojrzeniem Klarę i odszedł do stołu Slytherinu.


- Pajac - prychnęłam.


- Co to miało znaczyć, że możecie miło spędzić czas, jeżeli wiesz, co ma na myśli? - Zainteresowała się blondynka, spoglądając na stół ich domu. Chyba próbowała wyhaczyć wzrokiem Malfoy'a, ale chłopaka nie było pośród kolegów.


- Nie wiem, czy ci mówić, co to znaczyło - zmieszałam się. - Dziwnie reagujesz na takie rzeczy.


- No powiedz - ponagliła mnie, nie zdając sobie sprawy, o co prosiła.


- Chciał mnie bzyknąć.


Klara momentalnie zbladła, po czym jej twarz przybrała kolor purpury.


- A-ha - burknęła. - Chodź, bo się spóźnimy na kolejne zajęcia.


- Mówiłam, że tak będzie - przewróciłam oczami. - Niepotrzebnie pytałaś.


- Niepotrzebnie mi mówiłaś! - Pisnęła nienaturalnie, po czym udałyśmy się na pierwsze piętro, na Transmutację.


3 komentarze:

  1. Moody i jego sekrety... :D
    Snape i jego zboczenia XD

    OdpowiedzUsuń
  2. "- Jeżeli nie będziesz krzyczeć, to cię puszczę - powiedział wprost do mego ucha. - To nie tak jak myślisz, Alex. Wszystko ci opowiem, ale obiecaj, że nie będziesz krzyczeć." - mrrr ciarki mnie przeszły w tym momencie. :D No, Dziewczęta, jak na radzie bardzo grzecznie poczynają te bohaterki, wyczuwam ciszę przed burzą :) <3

    OdpowiedzUsuń
  3. <3 grzeczna Alex to cos dziwnego xd
    Kopcik

    OdpowiedzUsuń