Cieszyłam się, że profesor McGonagall
rozwiąże nasz problem z profesorem Snape’m. Sama miałam ochotę pójść do niej na
skargę i w sprawie zepsutego eliksiru i ujemnych punków, ale biorąc pod uwagę
nasz ostatni wybryk, lepiej było trzymać język za zębami. Ogólnie to ostatnio
nie poznawałam siebie. Miałam wrażenie, że odkąd zaczęłam zadawać się z Alex,
moje życie wywróciło się do góry nogami. To nie tak, że obarczałam ją winą za
całe zło tego świata. Po prostu dzięki niej zaczęłam żyć inaczej. Dowodem na to
był ukradziony eliksir, cały czas trzymany na dnie mojej torby.
Był wieczór. Weszłam do pokoju
wspólnego, gdzie jak zawsze było dosyć głośno. Wspięłam się szybko po schodach
do naszej sypialni. Alex jeszcze tam nie było. Rozejrzałam się po
pomieszczeniu, zastanawiając się gdzie schować kradzionego fanta. Wszystkie
miejsca wydawały mi się bardzo oczywiste. Ostatecznie wcisnęłam buteleczkę do
skarpetki, zrobiłam z tego zawiniątko i ukryłam na dnie swojego kufra. Nie
wiedziałam jeszcze kiedy i jak użyjemy eliksiru przeczyszczającego, ale lepiej
było nie nosić go ciągle przy sobie.
Usiadłam na skraju łóżka i
zastanowiłam się. Miałam w głowie natłok myśli. W większości sprzecznych. Z
jednej strony coś mnie ciągnęło do Draco, miałam wrażenie, jakby przy nim świat
zwalniał. Przyciągał mój wzrok nawet wtedy, gdy usilnie chciałam nie patrzyć. W
tym roku wydawał się jakiś taki… dojrzalszy. Przystojniejszy? Zarumieniłam się
na samą myśl. Dlaczego na mnie tak działał? Chyba nic nas nie łączyło. Byliśmy
z różnych domów. Do tego Draco często zachowywał się tak, jakbym nie istniała… W
bibliotece zaakceptował moją pomoc, choć nie doczekałam się wdzięczności. A
potem co? Potem jakby nigdy nic udupił mnie na eliksirach. O niedoszłej bójce
nawet nie było co myśleć, został sprowokowany, może gadał tak na odwal się, a
nie dlatego że tak myślał? Przecież moje zajęcia dodatkowe z profesorem Moodym
miały mi pomóc w zahartowaniu ciała i umysłu. To nie było nic złego! Nie
czułam, by było. Profesor był dla mnie taki miły. Czasem się go bałam, ale
uważałam to za część naszych lekcji.
Dla spokoju ducha, spisałam swoje
myśli w wysłużonym pamiętniku. Często pisałam wieczorami, by lepiej mi się
spało. Dziś po skończeniu wpisu postanowiłam zejść do pokoju wspólnego.
Hermiona i Harry siedzieli przy kominku, Ron wygłupiał się z braćmi. Z Alex
ominęłyśmy pierwsze zajęcia. Miałyśmy zwolnienie od profesor McGonagall, ale
wolałabym nadrobić materiał. Podeszłam więc do Hermiony, pytając ją o notatki.
Dała mi je, choć z pewnym ociąganiem.
- Przepraszam, że już tyle nie siedzę
z Tobą w bibliotece – wypaliłam nagle. – Czasem naprawdę mi tego brakuje.
Hermiona spojrzała na mnie, a na jej
twarzy, po raz pierwszy od dawna zobaczyłam zrozumienie. Skinęła do mnie głową.
- W sumie nic się nie dzieje…
Ostatnio często uczę się z Krumem. We trójkę pewnie byłoby nieco niezręcznie –
uśmiechnęła się do mnie słabo.
Zmarszczyłam brwi, początkowo nie
rozumiejąc co miała na myśli.
- Przecież uczyłyśmy się nie raz z
Neville’m i innymi i…
Otworzyłam szerzej oczy i złapałam ją
za rękę. Hermiona odwróciła wzrok lekko zawstydzona.
- Czy wy…? – patrzyłam na nią
zaskoczona.
Hermiona uśmiechnęła się nieco bardziej
i kiwnęła głową
.
- Chodzimy ze sobą – odpowiedziała
bardzo cichym szeptem.
Obie zezowałyśmy na Harrego, ale ten
czytał proroka codziennego załamując się każdym kolejnym, pełnym bredni
zdaniem. Nic nie słyszał.
- Rany… Ale on jest z innej szkoły.
Co będzie, gdy wyjadą? W ogóle rozmawiacie? Jaki jest? – zasypałam ją
pytaniami.
- Nie myślałam jeszcze co będzie
później – zmarszczyła brwi. - Na razie głównie uczymy się razem. Znaczy… no ja
się uczę, on na mnie patrzy. Chyba to lubi, wiesz? – na moment zamilkła. - No i
najprawdopodobniej pójdziemy razem na bal. Już mnie zaprosił. Tylko nikomu ani
słowa!
- Nieźle. On bierze udział w
turnieju, nie? Czyli cała szkoła będzie na was patrzeć. W sumie to chyba Ci
współczuję. – zaśmiałam się.
- Nie będzie chyba tak źle –
zastanowiła się Hermiona.
- Co za brednie! – krzyknął Harry i
wkurzony cisnął gazetą do rozpalonego kominka. – Ta głupia reporterka napisała,
że popłakałem się jak dziecko! Wcale tak nie było.
Spojrzałyśmy na niego. Hermiona odłożyła
książkę i od razu położyła Harremu dłoń na ramieniu.
- Nie martw się Harry, to widać, że ona
cały czas zmyśla – powiedziała pokrzepiająco.
- Pisze pod publikę, a dramaty dobrze
się sprzedają – wtrącił George.
Starszy brat Rona podszedł do nas,
stanął za fotelem Harrego i oparł się o mebel. Cały czas się uśmiechał.
- Pomyślcie co by było, gdyby rok w
rok siedziała u nas w szkole i prowadziła gazetkę szkolną. Już widzę te
nagłówki! – George powoli przesunął dłonią w powietrzu, wizualizując sobie coś.
Uśmiechnęłam się lekko, wyobrażając
sobie najdziwniejsze możliwe artykuły. Harry jednak nie wyglądał na
pocieszonego. Podparł głowę ręką i wpatrywał się w płonąca gazetę. Spojrzałam
na zegar, robiło się późno. Stwierdziłam, że czas iść spać.
Tej nocy Alex nie wróciła do
dormitorium. Rano zdziwiło mnie jej puste łóżko. Wyglądało na nieruszone. Pytałam
kilku osób, ale nikt jej nie widział. Zaniepokojona zeszłam na śniadanie. Na
wejściu do Wielkiej Sali zatrzymała mnie profesor McGonagall.
- Dzień dobry pani profesor – przywitałam
się uprzejmie.
- Dzień dobry Klaro. Możemy
porozmawiać?
Pani profesor odciągnęła mnie na bok.
Splotła ręce przed sobą i odprowadziła wzrokiem ostatnich, przechodzących do
Wielkiej Sali uczniów. W końcu skupiła na mnie całą swoją uwagę i zapytała.
- Klaro, powiedz mi proszę, Ty i Alex
Lamberd przyjaźnicie się, prawda?
- Tak pani profesor - kiwnęłam głową
i szybko dodałam. – Ale nie widziałam jej jeszcze dzisiaj. Chyba wcześnie
wyszła…
Miałam zupełnie inne podejrzenia, ale
nie chciałam dokładać jej problemów. I tak miała sporo na głowie. Profesor
McGonagall zrobiła dziwną minę i odparła spokojnie.
- Alex jest w skrzydle szpitalnym.
- O boże… - przejęłam się. – Co się
stało? Nic jej nie jest?!
Kto mógł jej coś zrobić? Może
przeklęta Pansy przegięła po raz kolejny? Albo Alex szła po ciemku i spadła ze
schodów? Albo pogryzł ją jakiś stwór Hagrida? Przez moją głowę przebiegały
coraz czarniejsze scenariusze. Pani profesor uniosła dłoń w uspokajającym
geście.
- Spokojnie Klaro, jest cała i
zdrowa. Wczoraj omdlała. Profesor Snape znalazł ją leżącą na korytarzu i zaniósł
ją do Pani Pomfrey. Rozmawiałam z nią dzisiaj, nic nie wskazuje na to, by
musiała tam dłużej zostać…
Z uwagą słuchałam każdego
wypowiadanego przez McGonagall słowa. Wpatrywałam się w jej usta, jakbym dzięki
temu miała lepiej słyszeć, co do mnie mówi. Przy okazji potakiwałam głową.
- …powinna niedługo wyjść, ale gdybyś
chciała ją odwiedzić, najlepiej zrobić to teraz. Mogłabyś pomóc jej się zebrać
i sprowadzić na śniadanie. Powinna zdrowo i regularnie jeść, żeby taka sytuacja
się nie powtórzyła.
- Rozumiem – odparłam w końcu. – Ale
czy to bezpieczne, żeby wyszła już dzisiaj? Nie uderzyła się w głowę czy coś?
- Nic mi o tym nie wiadomo –
McGonagall pokręciła głową. – Pani Pomfrey badała ją i wszystko było w porządku.
Odetchnęłam z ulgą. McGonagall
zamilkła na moment.
- Wiem, że panna Alex przechodzi teraz
trudny okres, dlatego dobrze by było, gdybyś jako jej przyjaciółka okazała jej
wsparcie.
- Oczywiście pani profesor –
energicznie pokiwałam głową.
To było oczywiste. Przynajmniej w
teorii, bo w praktyce miałam wrażenie, że czasem niewiele pomagały jej moje
słowa. Nie znaczyło to jednak, że zamierzałam przestać próbować. Grzecznie
pożegnałam się z panią profesor i czym prędzej pobiegłam do skrzydła
szpitalnego. Gdy weszłam do środka, wszystkie łóżka były puste. Wszystkie, poza
jednym, na którym siedziała Alex. Podbiegłam do niej, od razu ją przytulając.
- Alex! Jak się czujesz?! – zapytałam.
Obejrzałam ją od góry do dołu, szukając
jakichś śladów. Wyglądała normalnie. Może faktycznie było to tylko omdlenie.
- Nic mi nie jest – mruknęła Alex.
- Szybko zasnęłam, a rano Cie nie
było. Nie chciałam skarżyć czy coś… - paplałam przejęta. – A profesor
McGonagall zatrzymała mnie tak nagle! I powiedziała mi, że tutaj jesteś. Mówiła,
że zemdlałaś czy coś?...
- Nie ma o czym mówić – westchnęła przyjaciółka.
Usiadłam na łóżku obok Alex,
obejmując ją ramieniem. Ona patrzyła w ziemię. Była jakaś nieswoja. Cicha. Może
przybita.
- Miałam Cie nie męczyć, ale ten… ale
wiadomo dlaczego to się stało? Przecież nie masz problemów ze zdrowiem –
dopytywałam, marszcząc brwi.
Wpatrywałam się w Alex tak długo, aż
westchnęła przeciągle i z pewnym ociąganiem odpowiedziała.
- Pani Pomfrey mówiła, że w naszym
wieku omdlenia są normalne. Tyle czytasz, to powinnaś wiedzieć takie rzeczy –
wzruszyła ramionami. - Spieszyłam się do dormitorium, zrobiło mi się słabo i
nie zdążyłam usiąść i tyle… A to że mnie potem znalazł… - Alex zamilkła na
moment i głośno przełknęła ślinę.
- Profesor Snape… - dokończyłam za
nią, znając już historię.
- No… - odchrząknęła. - …Tego to już
nie pamiętam – Alex szybko pokręciła głową. – Z resztą wczorajszy dzień cały
był dziwny.
Miałam wrażenie, że przyjaciółka nie
mówi mi wszystkiego. Mimo wszystko jej słowa nieco mnie uspokoiły.
- To dobrze, jeśli to normalne…
znaczy, no wiesz – zaplątałam się. - Źle tak mdleć, ale dobrze, ze to nic
poważnego.
Alex kiwnęła głową. Przez chwilę
siedziałyśmy w ciszy. Później Alex spojrzała na mnie z taką miną, jakby właśnie
jej się coś przypomniało.
- A wiesz, zanim to się stało, przypadkiem
podsłuchałam jak Malfoy rozmawiał z Parkinson…
Otworzyłam szerzej oczy. Byłam ciekawa
tych informacji, ale od razu mi się przypomniało ostatnie spotkanie z tamtą
dwójką. Wysiliłam się na neutralny ton głosu. Brzmiało to dość nienaturalnie.
- A co mó… to znaczy ten… zgaduję, że
pewnie omawiali nowe taktyki jak nas pogrążyć?
- Raczej prywatne sprawy między nimi.
- Czyli nie powinno nas to obchodzić…
- powiedziałam cicho.
Alex szturchnęła mnie ramieniem.
- Daj spokój. Wiem, że on Ci się
podoba. Za każdym razem gdy go widzisz, pojawia Ci się na czole wielki napis.
Jęknęłam zawstydzona i ukryłam twarz
w dłoniach.
- Serio tak to widać? – zapytałam cicho.
- Rany… Jestem beznadziejna. Nic dziwnego, że Pansy ciągle się czepia…
- Różne są gusta – skomentowała Alex,
na moment zapatrując się przed siebie. – A wiesz, najlepsze jest to, że to
Malfoy przyczepił się do Pansy. Miał do niej pretensje, że Ci dokucza. Może
nawet Cie lubi?
Policzki mnie zapiekły. Spojrzałam na
Alex spomiędzy palców. Mówiła serio? Mina na to wskazywała. Jakoś ciężko było
mi sobie wyobrazić, że Draco mógłby mnie lubić. Był dla mnie jak eksponat za
pancerną szybą. Widziałam go codziennie, ale nie mogłam dotknąć. Z resztą
pewnie gdybym mogła i tak bym spanikowała.
- Może wiedzieli, że podsłuchujesz i
specjalnie tak powiedział? – kombinowałam. – Wiesz, siedzimy razem na obronie
przed czarną magią, a nigdy ze mną słowa nie zamienił. Chyba, że boi się
profesora Moodiego…
- Jestem pewna, że mnie nie widzieli –
dla odmiany to Alex objęła mnie ramieniem.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, a
później zeszłyśmy na śniadanie.
***
Minęło kilka dni, ślizgoni ciągle
dokuczali Harremu, cytując głupie wpisy z proroka codziennego. To w sumie
norma. Zmieniła się za to Alex. Przestała nosić swój „wyzywający” strój,
wracając do klasycznego mundurka z czarną spódnicą za kolana, taką samą jaką
nosiłam ja. Przyjaciółka przestała też się tak ciskać i szukać guza. Najdziwniejsza
była teraz - na zajęciach z eliksirów. Cicha, spokojna, trzymająca język za
zębami. Czyżbym miała na nią wpływ i teraz to ona zamieniała się we mnie?
Cokolwiek nią kierowało, dzięki temu Gryffindor przestał spadać w punktacji
domów. Profesor Snape przez większość czasu nawet nie patrzył w naszą stronę.
Gdy zaś patrzył, robił to krótko i ze znaną dla siebie pogardą. Ja uwijałam się
szybko przy zaległym antidotum, przez cały czas mając na oku Pansy Parkinson.
Ślizgonka ciągle posyłała mi mordercze spojrzenia, ale o dziwo nie zbliżała się
do mojego stanowiska. Byłam tak zaabsorbowana zdaniem tego, że pierwszy raz od
dawna wzrok nie uciekał mi na Draco Malfoya. No dobra, spojrzałam na niego ze
trzy razy, ale za każdym razem skupiony był na notowaniu. Gdy skończyłam
eliksir, przelałam go do fiolki, a tę zaniosłam na biurko profesora Snape’a.
- Zaliczone – powiedział profesor,
nie sprawdzając nawet zawartości.
Stałam przy jego biurku jak wryta.
Jasne, to była tylko formalność. Dobrze wiedział, że za pierwszym razem robiłam
wszystko dobrze. Teraz zajrzał mi do kociołka tylko raz, a i tak był pewien, że
dałam radę. Po co więc ta szopka ostatnim razem? Snape zauważył, że stoję jak
kołek. Oparł dłonie o biurko i lekko nachylił się w moją stronę, zmniejszając
między nami dystans.
- Coś nie tak, panno Amber? –
zapytał, a jego spojrzenie wierciło we mnie dziurę.
- N-nie profesorze Snape. Wszystko w
porządku – odpowiedziałam szybko.
Od razu obróciłam się na pięcie i
wróciłam na moje stanowisko. Snape wyprostował się i skrzyżował przed sobą
ręce. Obrzucił klasę nieprzychylnym spojrzeniem. Po chwili ciszy odezwał się.
- Wszyscy zdaliście antidota. Na
następnych zajęciach… - Profesor Snape posłał w moją i Alex stronę przydługie
spojrzenie. - …będziemy warzyć eliksir przeczyszczający – wrócił wzrokiem na
klasę. - Jeśli ktoś przyjdzie nieprzygotowany, od razu wylatuje z zajęć.
Zrobiło mi się gorąco ze strachu. On
wiedział. Wiedział, co zniknęło ze składziku. Jaki mógłby być inny powód tego,
że właśnie ten eliksir nam zadał? I jeszcze to przydługie spojrzenie w naszą
stronę. Złapałam Alex za przedramię i spojrzałyśmy po sobie, nic jednak nie
mówiąc. Ustaliłyśmy wcześniej wspólną wersję – nie wzięłyśmy zupełnie nic.
Powtórzyłam to sobie trzykrotnie w głowie, tak na wszelki wypadek. Na szczęście
profesor nie zamierzał nas o to nagabywać. Gdy zajęcia dobiegły końca, nie zatrzymał
nas przed wyjściem.
- On nas torturuje – jęknęłam do
Alex, gdy sala do eliksirów była już daleko w tyle.
- To może być przypadek –
odpowiedziała mi, pogrążona we własnych myślach.
- Wierzysz w to? Specjalnie wtedy nie
wyciągnął konsekwencji, żeby teraz się nad nami pastwić. Jedno jest dobre,
przynajmniej zaliczył mi to antidotum. Spodziewałam się, że będzie próbował
przyczepić się do najdrobniejszych detali, a on nawet nie spojrzał na fiolkę…
- Na pewno wiedział, że umiesz. To
była tylko formalność – Alex wzruszyła ramionami.
Gdy przechodziłyśmy przez błonie,
zauważyłam, że wszyscy mijani uczniowie mieli przyczepione do szat plakietki z
napisem „Harry śmierdzi”. Kilka kroków później odnalazł się i prowodyr tego zamieszania.
Pod drzewem stał Draco Malfoy razem ze swoją stałą ekipą - Crabb’em i Goyle’m.
Mieli cały zestaw tych plakietek, reklamowali je i rozdawali za darmo.
Rozejrzałam się czujnie, ale nie widziałam w pobliżu Pansy. Podeszłam bliżej,
by przyjrzeć się zamieszaniu. Draco zauważył nas i uśmiechnął się złośliwie.
- Kogo my tu mamy? Dwie gryfonki. Lamberd,
Amber też chcecie? – zamachał plakietką i poruszył brwiami - Za darmo są. Nie
żeby robiło wam to różnicę.
- Ja podziękuję – od razu
odpowiedziała Alex.
Ja gapiłam się na blondyna, walcząc z
myślami. W sumie lubiłam Harrego, noszenie przypinki byłoby niemiłe w stosunku
do niego. Ale może zdobyłabym punkty u ślizgona? Tylko że to zdrada domu…
- Nie dajcie się prosić. W końcu… –
Malfoy posłał mi krótkie spojrzenie. - …jesteśmy w jednej klasie, nie? Cała
szkoła łączy się przeciwko Potterowi. Oszukał system, żeby dostać się do tego
turnieju.
Malfoy nie czekał dłużej, kiwnął na
swoich przydupasów.
- Nic nie oszukał – powiedziała Alex.
- To nieporozumienie. Nawet nie wrzucił tam swojego zgłoszenia.
Crabb podszedł do Alex i spróbował
przypiąć jej przypinkę do szaty, ale ta tak na niego łypnęła, że ostatecznie
dał jej ją prosto do ręki. Przyjaciółka od razu cisnęła przypinką na trawę.
- No, no, no. Nie ładnie. Nie tak
traktuje się prezenty – Malfoy wycedził przez zęby.
Mimo wszystko wyglądał, jakby był w
dobrym humorze. Wyrwał przypinkę z rąk Goyla i jakby nigdy nic podszedł do mnie.
Momentalnie znieruchomiałam, obserwując jego ruchy. Serce waliło mi jak
oszalałe. Draco patrząc mi prosto w oczy z dziką satysfakcją przypiął przypinkę
do mojej szaty. Byłam tak na nim skupiona, że nie zauważyłam zakradającej się
od tyłu Pansy. Parkinson pociągnęła moją torbę, wyrywając mi ją z ręki.
- Mam ją! – wykrzyczała.
Alex próbowała ją chwycić, ale Pansy niemal
od razu wywróciła moją torbę do góry nogami, a wszystkie podręczniki i zeszyty
wysypały się na trawę. Był tam też mój pamiętnik. Odznaczał się na tle
zeszytów, więc szybko przykuł jej uwagę. Skoczyłam w jego stronę, ale ślizgonka
była szybsza. Ostatecznie wylądowałam więc twarzą na zawartości mojej torby.
Draco odsunął się z pokerową miną.
- Oddawaj! To prywatne sprawy! –
krzyknęłam, zbierając się z ziemi.
Alex szybko wyjęła różdżkę. Pansy namiętnie
kartkowała pamiętnik.
- Powiedziała oddawaj! – warknęła Alex,
celując w nią różdżką.
- Uuu! – Pansy znalazła coś, co ją
zaciekawiło – Śniłam Ci się ja i Draco? Amber, to chore. – skomentowała z
wrednym uśmiechem. – Nawet jest coś o profesorze Moodym. Chętnie się wszyscy
dowiemy co tam wyrabiacie po lekcjach!
- Rictusempra! – krzyknęła Alex.
Czar odepchnął Pansy, a pamiętnik
wypadł jej z rąk. Malfoy od razu go podniósł. Spojrzał na mnie krótko, przez chwilę
jakby się zawahał... Złapałam za różdżkę i wycelowałam w niego lekko drżącą
dłonią.
- Błagam, nie czytaj tego – miałam łzy
w oczach.
Draco zmrużył lekko oczy i mimo
początkowego wahania, jednak zajrzał do pamiętnika. W tym momencie na błonie wkroczył
profesor Moody. Bez ostrzeżenia uderzył w Malfoya czarem transmutacyjnym,
zamieniając go w białą fretkę. Pamiętnik upadł na ziemię, a fretka zaczęła
biegać w kółko, spanikowana.
- Panie Malfoy, nie ładnie dokuczać
panienkom – warknął Moody.
Jego różdżka cały czas była
wycelowana w Malfoya. Szalonooki podszedł bliżej, a za pomocą czarów miotał
fretką na boki i robił nią salta w powietrzu. Robił to z taką miną, jakby
znęcanie się sprawiało mu frajdę. Uczniowie którzy zdążyli się zebrać w
okolicy, śmiali się w głos. Nawet Alex skrzyżowała przed sobą ręce i uśmiechnęła
się z satysfakcją. Ja patrzyłam na fretkę wystraszona. Pansy kryła się za
drzewem.
- Nie wiesz, że panienki są kruche? –
szalonooki zwilżył językiem wargi. - Z nimi trzeba delikatnie jak z jajkiem.
Pewnie nie wiesz, bo obracasz się wokół samych zepsutych… - mechaniczne oko
Moodiego łypnęło na kryjącą się za drzewem Pansy.
- Profesorze! Proszę przestać… -
wołałam, ale mnie nie słuchał.
Nie mogłam już dłużej na to patrzyć. Przedarłam
się przez zbiorowisko i nie myśląc o konsekwencjach, złapałam profesora
Moodiego za ramię, odciągając go. Ten nagle się ocknął. Opuścił fretkę na
ziemię i jakby nigdy nic schował różdżkę. Odchrząknął i posłał mi uprzejmy
uśmiech. Od razu go puściłam.
- Co tu się dzieje? – huknął za nami
głos profesor McGonagall.
Pani profesor szybkim krokiem weszła
w sam środek zbiorowiska, zobaczyła mnie, profesora Moodiego i białą fretkę.
Momentalnie się skuliłam.
- Alastorze?! Czy to uczeń?! –
zapytała przejęta.
Profesor Moody zrobił dziwną minę i
schylił się po pamiętnik, chowając go za pazuchą. Profesor McGonagall rzuciła
zaklęcie cofające transmutację, a Draco na ponów stał się człowiekiem. Od razu
chwycił za różdżkę. Był wkurwiony.
- Nie zasłużyłem na takie
traktowanie! – warknął.
- To prawda – przytaknęła McGonagall
i spojrzała na Moodiego nieprzychylnie. – Czy dyrektor nie wyjaśnił Panu, że
nie używamy czarów przeciwko uczniom?
Pansy doskoczyła do Malfoya z
przejęciem sprawdzając, czy nic mu nie jest. Był cały.
- Może i wyjaśnił – lakonicznie burknął
Moody, opierając się na swojej lasce.
- Mój ojciec dowie się o wszystkim! –wygrażał
Draco.
- Grozisz mi młody człowieku? –
Szalonooki łypnął czujnie na Malfoya. – Twój ojciec sam nie jest święty.
Chcesz, żeby wszyscy o tym usłyszeli na kolejnych zajęciach? Chętnie opowiem
jak się poznaliśmy.
- Alastorze… - McGonagall położyła
dłoń na ramieniu profesora – To nie będzie konieczne. Uznajmy te sytuacje za
zwykłe nieporozumienie. Następnym razem proszę się pilnować.
Moody kiwnął głową.
- A teraz rozejść się! – McGonagall machnęła
rękami.
Ludzie zaczęli się rozchodzić. Ja
podeszłam do mojej wysypanej torby i zaczęłam zbierać rzeczy. Alex mi pomogła.
Moody stał w miejscu, wsparty a lasce i obserwował nas.
- Niezły jest, nie? – zagadała do
mnie przyjaciółka. – Mówił, że się tym zajmie i proszę. Pierwsza okazja, a on
złamał zasady profesorów, ale zrobił jak obiecał.
- Można było rozwiązać to inaczej… -
skomentowałam cicho.
- Weź, przecież to było świetne. Widziałaś
jak Pansy chowała się za drzewem? Szkoda że nie zamienił jej w szczura.
Pasowaliby do siebie. – Alex wyglądała na zadowoloną.
Profesor Moody podszedł do nas po
cichu. Stanął za mną i odchrząknął.
- Klaro? Mogę Cię prosić na słówko?
- Tak profesorze – odpowiedziałam.
Na szybko wpakowałam resztę
porozrzucanych rzeczy. Jeszcze spojrzałyśmy z Alex na siebie nawzajem i w końcu
wstałam. Moody mrugnął wesoło do Alex, a zaraz potem wskazał mi laską kierunek. Poszliśmy do jego gabinetu. Jak
zawsze puścił mnie do środka przodem, a potem zamknął za sobą drzwi. Stanęłam
kilka kroków za progiem, skorzystałam z chwili i ostrożnie zdjęłam przypinkę od
Malfoya. Ukryłam ją w kieszonce torby. Nie wiedziałam, czy dał mi go w ramach
podstępu, czy może tylko dlatego, że i tak rozdawał je wszystkim… Bez względu
na to jak głupia była ta przypinka, był to jednak prezent od Draco. Pewnie
gdyby dał mi kamień, cieszyłoby mnie tak samo mocno.
- Myślałem, że wyraziłem się jasno –
usłyszałam za plecami głos należący do szalonookiego.
- Przepraszam, ale co profesor ma na myśli?
No tak, zatraciłam się we własnych
myślach, a mieliśmy rozmawiać. Profesor Moody wymamrotał coś pod nosem, wyjął
zza pazuchy mój pamiętnik i ostentacyjnie przekartkował go, maszerując przez
pokój. Wydał z siebie kilka zadowolonych pomruków, a później spoważniał. W
pewnym momencie zamknął pamiętnik i obrócił się gwałtownie.
- Czy nie prosiłem o dyskrecję na
temat naszych… zajęć? – jego mechaniczne oko ślizgało się po mnie. - Czułem, że
mogę na Ciebie liczyć, a jednak pojawiło się to – rzucił pamiętnik na swoje
biurko. - I jest to skrajnie nieodpowiedzialne.
- Przepraszam profesorze. Nikt nie
miał tego czytać – wyjaśniłam zawstydzona, mimowolnie ściskając z rękach
kraniec spódnicy. - To moje prywatne zapiski.
- Prywatne zapiski… - powtórzył z zainteresowaniem i
podszedł bliżej, stając krok przede mną. – I nie pomyślałaś o tym, by użyć
czarów maskujących? Lub przede wszystkim by nie chodzić z czymś takim przy sobie?
- Po prostu nie spodziewałam się, że
ktoś zajrzy mi do torby – opuściłam wzrok.
- A widzisz… - Moody oblizał się. - Zawsze
trzeba być gotowym na wszystko.
Mężczyzna mocno złapał mnie za
ramiona i szybkim ruchem, siłą posadził mnie na kanapie. Był ode mnie o wiele
większy, więc przestawił mnie bez problemu, niczym krzesło. Spojrzałam na niego
zaskoczona. On tylko wskazał głową na moje kolano. Było stłuczone. Nawet nie
zwróciłam na to uwagi.
- Nawet nie wiem kiedy to się stało –
powiedziałam cicho i wyprostowałam nogę.
- Wtedy gdy upadłaś – skomentował profesor.
Mężczyzna wyjął zza paska różdżkę i bez pytania, powoli wsunął jej kraniec pod moją spódnice, tym samym podwijając ją nieco do góry. Gdy odsłonił kolano, jego mechaniczne oko wpatrywało się nachalnie w moje nogi. Moody sapnął cicho, naparł różdżką na moją nogę i wypowiedział zaklęcie
leczące. Po chwili po stłuczeniu nie było nawet śladu.
- Dziękuję profesorze. Strasznie mi
głupio. Tam na dziedzińcu, chciałam coś zrobić, ale nie mogłam… - wyjaśniłam.
Profesor z pewnym ociąganiem cofnął
różdżkę i wetknął ją z powrotem za pasek. Zaraz potem odchrząknął cicho i poprawił spodnie.
- Dlatego moja ptaszyno… – sapnął. - czeka nas duuuużo ćwiczeń. Tym razem miałaś szczęście, bo
byłem w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Przyjdź do mnie któregoś dnia
po zajęciach, wtedy będzie więcej czasu. A to… - z lekkim uśmiechem poklepał mój pamiętnik – na razie
u mnie zostanie.
Co za zboczuch z tego "Moody'ego" :D już go uwielbiam! Czuję w kościach, że się koleś jeszcze rozkręci. Na pewno jak tylko Klara od niego wychodzi, od razu musi sobie ulżyć. :P mam nadzieję, że go kiedyś na tym przyłapie :D
OdpowiedzUsuńHahahahaha haha xd
OdpowiedzUsuńNo, Moody to taki perwersik jest, ale raczej by się nie dał przyłapać na fapaniu XD
OdpowiedzUsuń'Stała czujność!' xD
Usuń