piątek, 10 maja 2019

15. Głupie pomysły pod wpływem emocji


- Czy to się kiedyś skończy? – jęknęłam załamana, siadając przy stole w Wielkiej Sali.

Miałam wielkie poczucie niesprawiedliwości. Znów nie zrobiłam nic złego, a zostałam źle potraktowana. Miałam wrażenie, że profesor Snape mścił się na mnie za tamtą nieudaną pomoc przy egzaminie Alex. Jakby odjęcie nam miliarda punktów i teraz terroryzowanie Alex to było wciąż mało.

- Obawiam się, że póki nie znajdzie nowego kozła ofiarnego, będziecie na świeczniku – powiedział Harry.

- Odrobisz to bez problemu. Następnym razem nie spuszczaj kociołka z oczu – poinstruowała mnie Hermiona. - Skoro Pansy się przyczepiła, będzie próbowała znowu. Wiesz jaka ona jest.

Kiwnęłam głową. Zobaczyłam, że Alex wchodzi do Wielkiej Sali. Była wkurzona bardziej ode mnie. Usiadła obok.

- Co za śmieć – warknęła Alex.

- Oblał Cie? – zapytałam wystraszona.

Alex mocno potrząsnęła głową.

- Nie, dał zadowalający… ale za to odjął punkty za strój.

- Co? – zdziwiłam się. - Nie miał prawa tego robić. Przecież masz godło domu o tutaj – dotknęłam naszywki z lwem.

Alex spojrzała na swoją spódnicę i wzruszyła ramionami.

- Jeśli następnym razem się przyczepi, powiem mu to prosto w twarz. Dziś tak mnie wkurzył, że gdybym została w sali, na pewno byśmy się pokłócili. Już dość mam kłopotów.

Alex była wyraźnie zmęczona i podłamana. Oparła łokcie o stół. Popatrzyła smętnie na jedzenie.

- Dlaczego w ogóle posłuchał Malfloya? Wiadomo, że ten drań nie wydałby Pansy. – zastanawiał się Ron.

- Za to Alex próbowała ściągać na egzaminie, czemu miałby jej wierzyć? – wtrąciła Hermiona, mierząc Alex wzrokiem.

Alex łypnęła na Hermionę ostrzegawczo. Miałam wrażenie, że te dziewczyny nigdy się nie polubią.

 - Nic by wam się nie stało, gdyby któreś z was stanęło po naszej stronie – syknęła Alex.

- Nic by to nie dało – skomentował Harry. - On ma problem z całym Gryffindorem…

Chciałam załagodzić sytuację, ale w tym momencie wraz z pocztą, do sali wleciał wyjec. Zawisł w powietrzu tuż przed Alex, uformował się w kształt męskich ust i zaczął się wydzierać na moją przyjaciółkę.

- Alex Lamberd! Do naszego domu dotarły niepokojące wieści ze szkoły! Co to wszystko ma znaczyć? Od pokoleń nasz ród oznacza się na tle innych, a Ty tak po prostu go hańbisz?! Nie tak Cie wychowaliśmy! Nie tego od Ciebie oczekujemy!

- Cicho! Cicho, nie tu! – Alex poderwała się z miejsca.

Wspięła się na ławkę i próbowała za wszelką cenę złapać wyjca. Patrzyłam na nią zaskoczona. Ron pomagał, bombardując wyjca słodkimi bułeczkami. List jednak był uparty i lawirował ponad głowami.

- Upijać się w tak młodym wieku? – darł się wyjec - W dni szkolne? Do tego ściągać na egzaminie? Jeśli oblejesz przedmiot, możesz nawet nie wracać do domu! Jesteś zakałą rodziny. Chodzącą kpiną! Popraw swoje zachowanie, albo znajdziemy dla Ciebie bardziej rygorystyczną szkołę!...

Wyjec w końcu skończył ujadać i momentalnie spłonął, zostawiając na stole jedyne kupkę popiołu. Ludzie patrzyli w naszą stronę. Alex warknęła coś pod nosem, zeskoczyła z ławki i wybiegła. Od razu poderwałam się z miejsca, biegnąc za nią. 

- Świetnie, teraz wszyscy wiedzą! Tego mi brakowało – Alex była rozjuszona.

- No… mogli to dyskretniej zrobić – stwierdziłam przygnębiona.

- Niech spieprzają. Mam ich w dupie! Nie będą mi rozkazywać!

Alex ze złością uderzyła pięścią w ścianę. Poszłyśmy pod salę od Transmutacji. Byłyśmy tam oczywiście jako pierwsze. Z czasem inni uczniowie zaczęli stawać pod salą. W pewnym momencie przyszedł też Draco z przyklejoną do jego boku Pansy. Spojrzałam w jego stronę z rozżaleniem. Alex zobaczyła moją minę i podążyła za mną wzrokiem. Wciąż była wkurzona, chyba szukała sposobu na odreagowanie. Odepchnęła się od ściany i szybkim krokiem podeszła do pary.

- Jebany kłamco – warknęła Alex, odpychając Draco.

Ten momentalnie spoważniał, puścił Pansy i od razu chwycił za różdżkę. Alex równie szybko chwyciła swoją. 

- Kogo nazywasz kłamcą, oszustko? – odwarknął Malfloy.

Uczniowie zrobili krąg. Pansy gorączkowo szukała czegoś  w torbie. Ja podeszłam bliżej, łapiąc Alex za ramię.

- Daj spokój – szepnęłam do niej, ale mnie nie słuchała. Wyrwała mi ramię z ręki.

- Dobrze wiesz, że to nie Klara spaprała swój eliksir! – Alex nie odpuszczała. – Przyznaj, że widziałeś!

- Widziałem tyle co powiedziałem – Draco przybrał kpiący wyraz twarzy. - Spieprzyła i tyle. Pewnie to przez to, że ciągle łazi do Moodiego na herbatki.

Draco spojrzał na resztę ślizgonów, poszukując poklasku. Grupka się zaśmiała. Ja momentalnie się zaczerwieniłam. Faktycznie ostatnio trochę u niego przesiadywałam, ale wszystko było w celach naukowych!

- Gówno o niej wiesz – warknęła Alex.

Alex strzeliła expeliarmusem, ale Draco odbił atak. Pansy w końcu odnalazła różdżkę, stanęła ramię w ramię z Malfloyem i rzuciła zadowolona.

- Za to teraz o Tobie wszyscy wszystko wiedzą. Podziękuj starym!

Sięgnęłam po różdżkę, ale Ron i Harry uprzedzili mnie, praktycznie od razu stając po obu stronach Alex. Uśmiechnęli się do niej. Wydawało się, że „nasza” strona ma przewagę. Niestety, albo i stety w tym momencie weszła na korytarz profesor McGonagall.

- Co to za krzyki? – zawołała z daleka.

Wszyscy schowali różdżki i rozpełzli się pod salą, udając, że nic się nie działo.

- Mała różnica zdań, pani profesor – powiedział Harry, obejmując Alex ramieniem.

- Ale już w porządku? – Pani profesor przyjrzała się każdemu z osobna.

Nikt nie był ranny, do niczego w sumie nie doszło. W końcu McGonagall otworzyła więc salę, a ja odetchnęłam z ulgą. Alex wcale nie wyglądała, jakby było jej lepiej. Emocje wciąż wirowały w powietrzu. Atmosfera była tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Gdy wchodziliśmy do sali, wszyscy łypali na wszystkich. Było mi głupio, że w większości byłam prowodyrką konfliktu. Gdybym bardziej się pilnowała, Pansy nie miałaby szans.

Usiadłam w ławce razem z Alex. Ona miała łokcie oparte o blat i patrzyła przed siebie spode łba. Ron trzymał się blisko, cały czas zerkając na odsłonięte nogi mojej przyjaciółki. Rzucał od czasu do czasu niby pocieszające teksty, ale dziewczyna ani na moment się nie uśmiechnęła. Z naszej trójki, tylko ja ćwiczyłam zaklęcie transmutacyjne, które właśnie przerabialiśmy. Nagle Alex rzuciła w przestrzeń.

- Mam ochotę się zemścić.

Powoli przekręciłam głowę w jej stronę.

- Co? Ale na kim? – zapytałam niepewnie.

- To chyba jasne?

Popatrzyłyśmy na siebie. Następnie Alex wskazała lekkim ruchem głowy w stronę Pansy. Zmarszczyłam brwi. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że sama nie miałam takiej ochoty. Nic jednak dobrego nie przychodziło mi do głowy. No i lepiej się o tym rozmyślało, niż faktycznie coś robiło. W gruncie rzeczy, nie chciałabym zrobić jej krzywdy. Nawet jeśli była dla mnie straszna.

- Nie musimy być takie jak ona – stwierdziłam po chwili.

- I nie będziemy – zapewniła Alex i nachyliła się w moją stronę. – Ucząc się na eliksiry, przeczytałam kilka rozdziałów do przodu. Co Ty na to, żeby zrobić dla niej eliksir przeczyszczający?

Alex poruszyła brwiami. Zastanowiłam się. Nie brzmiało to wcale aż tak groźnie.

- W sumie…

- Alex? Klaro? – Profesor McGonagall spojrzała na nas. - Skupcie się proszę na ćwiczeniach.

Kontynuowałam machanie różdżką. Alex wyprostowała się i udała że ćwiczy. Znów przechyliła się w moją stronę. Ron nadstawiał ucho.

- Tylko problem będzie ze składnikami – szepnęła Alex. – A wiesz co to znaczy?...

Nabrałam powietrza w płuca. Musiałyśmy okraść składzik profesora. Ta część podobała mi się najmniej. Mimo wszystko kiwnęłam głową. Po tym jak Snape nas potraktował, jakoś łatwiej było mi się zgodzić na coś takiego. Przecież to tylko kilka rzeczy. Odkupimy mu to przy wypadzie do Hogsmade. Tak sądziłam.



Nastał wieczór. Większość ludzi dopiero siadała do kolacji. Ja i Alex zmierzałyśmy jednak do lochów, chcąc wykorzystać moment, gdy nawet profesorowie siedzą przy wspólnym stole.

- A co jak zauważą, że nas nie ma? – dopytywałam podenerwowana.

Czułam, jak pociłam się ze strachu. Non stop oglądałam się za siebie, sprawdzając, czy nikt nas nie śledzi. Alex była dość spokojna, jak na te okoliczności.

- Daj spokój – odpowiedziała mi szeptem. – Kto miałby zauważyć? Tyle tam uczniów, jeszcze jak teraz są te dwie szkoły…

Stanęłyśmy pod drzwiami prywatnego składziku profesora Snape’a. Alex szarpnęła za klamkę, ale oczywiście było zamknięte. Rozejrzałyśmy się.

- To tak jak ustaliłyśmy. Ty stoisz na czatach, ja wchodzę – powiedziała Alex.

Wyjęła z podkolanówki różdżkę i wyszeptała zaklęcie, otwierając zamek. Znów nacisnęła na klamkę. Tym razem drzwi otwarły się bez żadnego problemu.

- Tylko szybko! – szepnęłam, przestępując z nogi na nogę.

Kręciłam się w miejscu, co chwilę zerkając na poczynania Alex. Ta użyła zaklęcia lumos, by oświetlić wnętrze ciasnego pomieszczenia i przeglądała półki, zaczynając od góry.

- Wiesz co? To chyba jednak był kiepski pomysł… - panikowałam.

- Daj mi ze dwie minuty i to znajdę! – szepnęła Alex, przeglądając półki na wysokości oczu. – jak to jest posegregowane? No chyba nie alfabetycznie… - mruczała pod nosem.

Nie mogąc ustać w miejscu, postanowiłam się przespacerować po korytarzu. Chodziłam w te i wewte, tak bardzo skupiając się na własnych krokach, że nie usłyszałam tych należących do profesora Snape'a. Czy on w ogóle wydawał jakieś dźwięki jak chodził? Teraz nie miało to znaczenia. Gdy wyszedł zza rogu, weszłam wprost na niego, odbijając się jak od ściany. Przerażona podniosłam na niego wzrok. Snape zmrużył groźnie oczy.

- Amber… - wycedził przez zęby. – Co Ty wyprawiasz?

Próbowałam zasłonić mu widok, ale byłam od niego wiele niższa. Gdy spojrzał za mnie, zobaczył otwarte drzwi składziku na składniki magiczne. Otworzyłam szeroko oczy i szybko podniosłam ręce. Było jednak za późno.

- Profeso…! – zaczęłam.

Snape zacisnął zęby, mocno złapał mnie za kark, boleśnie wbijając w moją skórę swoje długie palce i siłą pociągnął mnie w stronę otwartych drzwi. Gdy w nich stanął, zobaczył… jak Alex klęczała na ziemi z wypiętym tyłkiem i przeglądała najniższe półki, próbując sięgnąć coś, co było daleko w tyle. Profesor otworzył usta, by coś powiedzieć, ale przez chwilę jedynie patrzył.
 
- Klara? – Alex nawet się nie obróciła. - Już prawie to…

Snape szybko się opamiętał. Zapytał oschle.

- Już prawie co, Lamberd?!

W tym samym czasie brutalnie cisnął mną do składziku. Ja - jak to ja - potknęłam się o własne nogi i wpadłam na półki. Zaskoczona Alex próbowała szybko wstać i uderzyła głową o półkę, przy okazji wywracając z niej kilka rzeczy. Zaraz jednak zebrała się na równe nogi. Ona masowała guza, ja masowałam kark, starając się stać jak najmniejsza. Jeśli liczyłam, że nagle przestanie mnie widzieć, mogłam sobie tylko pomarzyć. W myślach przygotowywałam już mowę pogrzebową. Snape zagrodził nam wyjście i skrzyżował ręce przed sobą. Patrzył na nas z góry, jak jakiś pieprzony monument.

- No słucham – nalegał, wypalając w nas wzrokiem dziurę. - Już prawie co?

Profesor wyglądał na wściekłego, ale to dopytywanie chyba sprawiało mu frajdę. Wiedział, że nie będziemy miały żadnej dobrej wymówki. Po prostu patrzył, jak obie się kurczymy licząc na jakiś cud.

- Już prawie… ekhm.. – Alex głośno przełknęła ślinę. – Już prawie mam… yyy. To! – podniosła nagle swoją różdżkę.

Ja nie wiedziałam o co chodzi, ale tylko kiwałam głową, że się zgadzam. Choćby powiedziała, że teleportował nas tu świstoklik, kiwałabym i mówiła, że tak właśnie było. Najgorsze było to, że Snape nawet nie mrugał. Wpatrywał się w moją przyjaciółkę, jakby chciał ją złamać samym wzrokiem. Alex jednak brnęła dalej w swoją dziwną historię.

- Bo mi… eee… - Alex zerknęła na boki. - …bo mi wpadła tam. Pod półkę. Przez przypadek. W ogóle by nas tutaj nie było ale…

Nagle profesor Snape zrobił szybki krok w naszą stronę i złapał Alex za nadgarstek ręki, w której trzymała różdżkę. Wykręcił jej rękę, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Alex jęknęła cicho. Nie mogła oderwać wzroku od jego oczu. Ja nie wiedziałam co się dzieje. Czułam, że zaschło mi w gradle. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Przez chwilę trwała zupełna cisza. Ta chwila dłużyła się niemiłosiernie. Nagle profesor Snape uśmiechnął się samym kącikiem ust, zerknął na różdżkę mojej przyjaciółki i puścił jej rękę.

- Przez przypadek…. – powtórzył. – Niech będzie.

Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Uwierzył nam? Nic z tego nie rozumiałam. Patrzyłyśmy na niego wystraszone. Snape cofnął się, stając za progiem. Ostentacyjnie obejrzał Alex od góry do dołu.

- Kolejne minus 10 punktów za ciągłe noszenie stroju nieprzystosowanego dla 14-o letniej uczennicy. Śmiało, Lamberd, prowokuj mnie dalej, a wasz dom wyjdzie na zero.

Alex zacisnęła pięści ze wściekłości.

- To przepisowy strój! I nie jest dla Ciebie!... Znaczy… Nie jest dla Pana, Profesorze!

Snape zmrużył oczy. Wyglądał jakby gotów był nas ukąsić. Ja patrzyłam na zmianę na niego i na Alex. O czym oni gadali?

- Minus 10 punktów za pyskowanie – warknął Snape. - Jeszcze chcesz dyskutować? Czy łaskawie wyniesiecie się z mojego składziku, zanim całkowicie stracę cierpliwość? 

Czując okazję do ucieczki, złapałam Alex mocno za rękę i szarpnęłam ku wyjściu. Wypadłyśmy na zewnątrz, a później puściłyśmy się biegiem, zatrzymując dopiero przed Wielką Salą. Dyszałyśmy ze zmęczenia. Ja byłam cała blada ze strachu.

- Jakim cudem nas puścił?... – zapytałam.

- Nie wiem… - wysapała Alex. – Ale udało mi się zwinąć to…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz