Ruszyłyśmy pod salę obrony przed
czarną magią. Przez większość drogi biłam się z myślami. Miałam wrażenie, że
popełniam głupie decyzje jedna za drugą. Profesor Moody miał rację, że zwrócił
mi uwagę. Alex też ją miała, gdy zezłościła się o eliksir. Był jednak ktoś, kto
tej racji nie miał. Przynajmniej moim zdaniem.
- Wiesz co Alex? Profesor Snape nie
miał racji… - wypaliłam w końcu.
Alex spojrzała na mnie przelotnie.
Wyglądała na bardzo smutną.
- Co masz na myśli? – zapytała.
- Powiedział, że to Ty byłaś
prowodyrką wszystkiego, a to przecież nie prawda. Znaczy no wiesz… -
zastanowiłam się. – Ty podrzuciłaś pomysł, żeby się zemścić, ale ja to
podłapałam. Też chciałam to zrobić. Wiedziałam, że nie powinnyśmy, ale jednak
skusiłam się. Może powinnam bardziej słuchać własnych przeczuć czy coś… Poza
tym i tak zamierzałyśmy mu wszystko zwrócić.
- Mam wrażenie, że dla niego intencje
nie mają zupełnie znaczenia – odpowiedziała przyjaciółka.
Gdy dotarłyśmy pod salę, wszyscy inni
już pod nią czekali. Odruchowo zerknęłam w kierunku Draco Malfoya. Stał jak
zawsze z Crabbem, Goylem i Parkinson, ale tym razem Pansy nie była do niego
przyklejona. Mimo wszystko wciąż posyłała mi palące spojrzenie. Wszyscy
ślizgoni ciągle nosili swoje prześmiewcze przypinki. Odwróciłam wzrok i
przepchnęłam się, by stanąć tuż pod drzwiami. Po chwili usłyszeliśmy znajomy
stukot laski, a na korytarzu pojawił się profesor Moody.
- Dzień dobry profesorze! –
wypaliłam, gdy wciąż był parę kroków ode mnie.
- Dzień dobry, dzień dobry –
odpowiedział Szalonooki.
Inni też go przywitali. Jego
mechaniczne oko jak zawsze przeskakiwało z ucznia na ucznia, zerkając to tu to
tam. Profesor otworzył drzwi do klasy i przytrzymał je, wpuszczając nas do
środka. Mrugnął do mnie, gdy przechodziłam obok niego. Widok Moodiego jakoś
poprawił mi humor. Uwielbiałam jego zajęcia, więc na moment zapomniałam o
zmartwieniach. Wparowałam do klasy, usiadłam w pierwszej ławce i szybko
wypakowałam to co trzeba. Alex jak zawsze usiadła na tyle z Ronem. Draco
przelotnie spojrzał na mnie i moją ławkę, ale nie zatrzymał się. Szedł na tyły.
Profesor Moody wszedł za ostatnim uczniem, zamknął za sobą drzwi i od razu
łypnął na ślizgona.
- Panie Malfoy, zapraszam do przodu –
zawołał i stuknął krańcem laski o blat mojej ławki.
Draco zatrzymał się wpół kroku, na
moment zacisnął pięści i zaklął pod nosem.
- …Nie muszę chyba przypominać, że
mam doskonały słuch? – mimochodem rzucił Moody.
Profesor zajął się czymś przy
tablicy. Ja odgarnęłam włosy za ucho i obejrzałam się przez ramię, na Draco. Ten
był wyraźnie poirytowany, ale mimo wszystko zawrócił i usiadł na krześle obok
mnie. Wypakował z torby podręcznik i głośno odłożył go na ławkę. Później
rozsiadł się wygodnie i skrzyżował ręce na torsie. Łypnął na mnie przelotnie,
aż drgnęłam - wystraszona, że mógłby dostrzec jak się gapię. Nieudolnie udałam
skupienie na podręczniku. Profesor Moody obrócił się przodem do nas i stanął
tuż przed moją ławką. Podniosłam na niego wzrok.
- Trochę już o tym mówiliśmy… –
zaczął profesor, sięgając w okolice paska, po swoją różdżkę. Wyjął ją powoli. –
Ale znów wrócimy do tematu zaklęć niewybaczalnych. Chcę mieć… - odchrząknął -
…pewność, że każdy z was wie z czym ma do czynienia. Że rozpoznacie takie
zaklęcia. Że będziecie potrafili w porę zareagować.
Miałam wrażenie, że jego mechaniczne
oko patrzy na mnie o wiele dłużej niż na innych.
- Fajnie by było, być wyzwaniem dla
atakującego, prawda? – Moody uśmiechnął się kącikiem ust.
Uczniowie pokiwali głowami. Ja
pokiwałam energicznie. Marzyłam o pracy Aurora, wiec potrzebny był mi refleks i
pełen zestaw zaklęć. Do tej pory gdy przychodziło co do czego, nie wiedziałam
czego użyć. Nie miałam nawet wyrobionego nawyku sięgania po różdżkę. Alex była
ode mnie o wiele lepsza. Moody wpatrywał się w nasze zainteresowane twarze. Oblizał
się i przekręcił głowę, wbijając wzrok w Neville’a.
– Panie Longbottom! – zawołał nagle.
Profesor Moody pokazał ręką, by
Neville wstał. Chłopak zrobił to powoli, przy okazji rozglądając się na boki.
Był zdezorientowany.
- Tak profesorze? – zapytał.
- Myślisz, że mógłbyś być takim
wyzwaniem?
Moody patrzył wyczekująco. Longbottom
wyglądał, jakby myślał intensywnie.
- Tak czy nie? – Szalonooki
niecierpliwił się, ściskając w dłoni różdżkę.
- No gdybym uhm... miał siebie
ocenić… tak w tej chwili… - dukał chłopak.
- Imperio!
Moody strzelił zaklęciem wprost w
wahającego się Neville’a. Chłopak nie zdążył nawet złapać za różdżkę. Zmuszony
zaklęciem wskoczył na ławkę i zaczął na niej tańczyć, skopując przy okazji
wszystkie rzeczy. Oczy chłopaka były zamglone, ale wyraz twarzy jakby
wskazywał, że podoba mu się to co wyczynia. Spojrzałam na profesora. Ten
uśmiechał się pod nosem i podrygiwał różdżką.
- Profesorze Moody! – Hermiona
poderwała się z ławki. - Nie powinien pan używać czarów niewybaczalnych na
uczniach!
- Nie powinienem? – powtórzył
Szalonooki.
Na jego twarzy wykwitł szaleńczy
uśmiech. Szybkim ruchem skierował różdżkę na Hermionę i warknął to samo
zaklęcie. Dziewczyna zdążyła tylko wyjąć różdżkę, a potem znieruchomiała. Jej
oczy zamgliły się. Moody zmusił ją by usiadła z powrotem w ławce, odłożyła
różdżkę na miejsce, a potem by kartkowała podręcznik w te i we w tę. Harry
potrząsał Hermioną, próbując ją wybudzić z transu, ale nie reagowała. Po klasie
rozszedł się szmer. W tej chwili wszyscy już złapali za różdżki.
- Regulamin, regulamin! – zawołał
Moody i przeszedł się po klasie, krótko celując w różne osoby. - Tak się
składa, że profesor Dumbledore dał mi pozwolenie! A jak najlepiej nauczyć się
obrony, jeśli nie przez praktykę? Hę? – rozejrzał się.
Wszyscy ściskali swoje różdżki. Nawet
nie kryli ich pod ławkami. Draco chciał wykorzystać moment, że profesor stanął do
nas tyłem. Nie wiedział jednak, że mechaniczne oko zerkało w naszą stronę.
- Expellia…! - Malfoy poderwał się z
ławki.
Profesor obrócił się w mgnieniu oka.
Wyglądał na wkurzonego. Był też szybszy.
- Expelliarmus!
Pisnęłam omal nie spadając z krzesła.
Różdżka Draco wyleciała mu z ręki i poleciała w okolice tablicy. Malfoy nie
czekał ani chwili dłużej i pobiegł po nią, by móc się obronić. W tym czasie
Moody zacisnął zęby i wycedził.
- Imperio!
Czar uderzył Malfoyowi w odsłonięte
plecy, ten na moment zwolnił, ale się nie zatrzymał. Dopadł swoją różdżkę i
wyprostował się, znów ściskając ją w ręce. Dyszał ze wściekłości i adrenaliny.
Wszyscy patrzeli teraz na ślizgona. On nie odrywał czujnego spojrzenia od
profesora. Moody w pierwszej chwili wyglądał na zaskoczonego, wymamrotał coś, a
twarz jego powoli wykrzywiła się w uśmiechu.
- Nieźle Panie Malfoy. Plus piętnaście
punktów dla Slytherinu za wspaniały pokaz obrony przed klątwą imperius! A teraz
opuść różdżkę.
Moody pstryknął palcami. Hermiona i
Neville ocknęli się z transu, oboje wyglądali na mocno zdezorientowanych. Longbottom
zszedł ostrożnie z ławki i zaczął zbierać rzeczy. Hermiona na moment przytuliła
się do Harrego. Ja nie mogłam przestać patrzeć na Draco. Nie wierzyłam, że miał
odwagę tak po prostu zaatakować nauczyciela na zajęciach. Nie wierzyłam, że
oparł się klątwie. Moody zobaczył moje maślane spojrzenie i odchrząknął głośno,
mijając moją ławkę.
- No siadaj już chłopcze, koniec
pokazu – pospieszył go.
Malfoy ominął Szalonookiego szerokim
łukiem i wrócił na miejsce, nie odłożył jednak różdżki.
- To było świetne… - szepnęłam
najciszej jak umiałam.
Draco nawet na mnie nie spojrzał.
Cały czas był w gotowości.
- No więc tak… - Moody znów
odchrząknął i stanął przodem do klasy. – Powinienem odjąć punkty za celowanie w
moje plecy, ale właściwie zrobiłem to samo… Nauczcie się jednak, że trzeba
walczyć z kimś twarzą w twarz. Brzydzę się tchórzami… – prześlizgnął wzrokiem
po Malfoyu. – …którzy próbują wykorzystać okazję, gdy przeciwnik się tego nie
spodziewa. Nie zmienia to faktu, że dla niektórych to jedyna szansa na
zwycięstwo. A jak wiadomo, są ludzie, dla których zwycięstwo jest ważniejsze
niż honor i zasady. Śmierciożerca nie zapyta was o pozwolenie na użycie klątwy.
Śmierciożerca nie przerwie, gdy będziecie mieli dość…
Moody zamilkł i powoli zwilżył
językiem górną wargę. Ja podniosłam rękę, wyrywając się do odpowiedzi.
- Tak Klaro? – profesor wsparł się na
lasce i patrzył na mnie.
- Profesorze, może wyjaśni nam Pan
jak się bronić? – zaproponowałam.
- Racja – odchrząknął Moody. – Trzeba
być czujnym, gotowym do szybkiej reakcji. Jeśli uderzymy pierwsi, lepiej dla
nas. Później pozostają czary obronne takie jak protego czy protego totalus. W
ostateczności, choć to zadziała jedynie przy klątwie imperiusa, znaczenie ma
nasza siła woli.
Profesor i Draco wpatrywali się w
siebie nawzajem, jakby prowadzili bitwę na spojrzenia. Znów na moment zapadła
cisza.
- Ministerstwo miało rację zabraniając
nam testowania tych czarów – Hermiona w końcu się ocknęła i była wyraźnie
rozżalona przebiegiem lekcji. - Jesteśmy dopiero w czwartej klasie. Wielu z nas
nawet nie wie czego dokładnie chce…
- Im wcześniej zaczynamy – przerwał
jej Moody – tym lepiej dla was. Zrozum to Panno Granger. Nie jestem waszym
wrogiem.
Profesor rozłożył ręce. Hermiona
zrobiła obrażoną minę. Alex w ogóle nie uważała na zajęciach, tylko patrzyła
tępo przed siebie.
- Jeśli komuś coś nie pasuje, to
lepiej się przyzwyczajcie. Zamierzam testować was tak co zajęcia – profesor
łypnął na kilku uczniów. - Może co dwa, zobaczymy. Ćwiczcie ile możecie. Na
dziś wystarczy.
Moody odsunął się pod tablicę.
Wszyscy zaczęli się pakować. Draco do samego końca nie wypuścił różdżki z ręki.
Posłał profesorowi mordercze spojrzenie i wyszedł z klasy. Ja jak zawsze
pakowałam się z ociąganiem. Gdybym mogła, siedziałabym tu wszystkie dni w
tygodniu.
- Panienko Alex, zostaniesz chwilę?
Klaro, Ty też – rzucił do nas Moody.
Nagle jakby sobie coś przypomniał,
obrócił się do nas tyłem, sięgnął za pazuchę płaszcza i szybko pociągnął łyka z
dziwnej buteleczki. Tej samej z której często popijał. W tym czasie klasa
powoli się opróżniła. Ludzie żywo rozmawiali o tym, co się dzisiaj działo.
Komentowali też pokaz dany przez Malfoya. Było jasne, że chciał się odegrać za
fretkę. Ale że jeszcze za to dostał punkty? Te zajęcia nie przypominały żadnych
innych. Były jednak emocjonujące, tego nie można było im odmówić.
Alex na odwal wrzuciła wszystko do
torby i niczym cień samej siebie podeszła do mojej ławki. Stałyśmy tak obie,
czekając na to, co profesor miał nam do powiedzenia. On zaś schował buteleczkę,
zamlaskał, przetarł usta wierzchem dłoni i dopiero wtedy spojrzał w naszą
stronę. Podszedł bliżej.
- No, panienki? Co jest? Skąd takie
miny?
Zmarszczyłam brwi. Odkąd go
widziałam, byłam raczej uśmiechnięta, choć mogło mu chodzić o moją minę z
przedtem. Zerknęłam jednak na Alex i cóż… nie zdziwiło mnie pytanie profesora.
Lekko szturchnęłam ramię przyjaciółki, ale ta trzymała usta zaciśnięte. Nie
chciała mówić?
- Chodzi o pro… - zaczęłam.
Alex momentalnie ocknęła się ze
swojego transu. Złapała mnie za szatę i szarpnęła mną lekko, przy okazji
posyłając ostrzegawcze spojrzenie.
- Ćśś! – syknęła. – Nic się nie
dzieje. Wszystko jest w porządku – wypaliła od razu.
Moody gapił się na nas podejrzliwie.
Ja skuliłam się lekko i obserwowałam przyjaciółkę. Myślałam, że powiedzenie
profesorowi Moodiemu by nam pomogło, ale widać ona nie chciała by wiedział.
Postanowiłam uszanować jej decyzję. Po chwili wahania powoli przytaknęłam
ruchem głowy.
- Taak. Wszystko jest w porządku –
skłamałam, ale mój głos zdradzał wszystko.
-Dziewczyny… -zaczął profesor.
Wpakował się między nas. Objął Alex
przyjacielskim ramieniem i mocno przytulił ją do swojego boku. Mnie objął ręką
w której trzymał laskę, przyciągając do siebie nieco luźniej. Alex była tak
zdołowana, że w pierwszej chwili nawet nie zareagowała. Ja poczułam się
zawstydzona, że profesor znalazł się aż tak blisko. Do tego musiałam zadrzeć
głowę do góry, by na niego spojrzeć. Widziałam, że się oblizał.
- Przyznam szczerze, że jesteście
moimi – odchrząknął. - ulubienicami. Gdyby coś się działo… zawsze możecie mi o
tym powiedzieć. Gdyby coś was dręczyło, możecie się u mnie wypłakać. Wiecie, że
możecie na mnie liczyć, prawda?
- Wiemy – pokiwałam głową i zerknęłam
na Alex. Też przytaknęła. – Ale to naprawdę nic takiego… Zwykłe, szkolne
problemy - Stałam jak wmurowana i zezowałam na Alex, ściskając pasek torby. –
Skoro profesorze mamy umieć oprzeć się klątwie, musimy też sobie radzić z
takimi błahszymi rzeczami bez pomocy dorosłych. Mierzyć się z konsekwencjami
czynów…
- Znajdować sens gdzie go nie ma… –
dorzuciła Alex.
Przyjaciółka schyliła się, wyswobadzając
z objęcia profesora. Ten nic sobie z tego nie zrobił, zwyczajnie opuszczając
rękę.
- Racja dziewczyny, racja – profesor
odchrząknął. Patrzył na nas naprzemiennie - …Ale nie zadręczajcie się za
bardzo, co? Nawet dorośli nie mierzą się ze swoimi problemami sami.
Zapadła chwila ciszy. Na szybko
zastanowiłam się w czym mógłby nam pomóc. O sprawie Alex nie chciałam
wspominać. Punktów nie mógł dać nam od tak, a i tak nie śmiałabym prosić o
takie nagięcie zasad… zostało więc jeszcze coś.
- Mam szlaban u Filcha - Wypaliłam
nagle, opuszczając wzrok na podłogę.
Profesor Moody spojrzał na mnie z
zainteresowaniem, ale nie wyglądał na zaskoczonego.
- W tę niedzielę. Wieczorem –
kontynuowałam bardzo cichym głosem.
Szalonooki opuścił rękę którą mnie
obejmował. Miałam wrażenie, że gdy to robił, coś przejechało po moim pośladku.
Uznałam, że mogła to być jego laska.
- Rozumiem – odparł, powoli oblizując
usta. – To ja z nim pogadam i po prostu na ten szlaban przyjdziesz do mnie, co?
Ochoczo pokiwałam głową. Filch trochę
mnie przerażał, a siedzenie u Aurora nie brzmiało nawet jak kara. Moody
spojrzał zaraz na Alex i zmierzył wzrokiem jej strój. Dolną część.
- A co do Ciebie Alex, słyszałem od
profesor McGonagall, że miałaś problemy z mundurkiem? – stwierdził z pewnym
żalem w głosie. - Straszna szkoda… Bardzo Ci pasował.
- Niestety za bardzo zwracał uwagę –
odpowiedziała Alex.
- O tak, to prawda. Rzucał się w oczy
– Moody pokiwał głową. – I jeszcze słyszałem o wyjcu. Naprawdę masz duuużo na
głowie, co? –przez ułamek sekundy wyglądał na zmartwionego, zaraz jednak
uśmiechnął się pod nosem. - Słyszałem też, że planujecie wypad do Hogsmade. W
takich okolicznościach chwila zapomnienia na pewno się przyda.
Spojrzałyśmy z Alex po sobie. Ona
zacisnęła usta i pokazała mi, bym nie pisnęła ani słowa.
- T-tak profesorze – zająknęłam się.
– Mieliśmy iść jutro całą grupą.
- Też tam będę – odparł Szalonooki.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Moody
ruszył w stronę wyjścia i ponownie objął nas rękoma, ale tym razem trzymał je
mniej więcej w połowie naszych pleców. Pchnął nas lekko ku drzwiom. Alex
ruszyła znacznie szybciej, wywijając się po raz kolejny z jego objęcia.
- Tak samo jak profesor Snape… -
kontynuował Moody, idąc jakby nigdy nic.
Tym razem to Alex spojrzała na niego
zaskoczona.
- Jako profesorzy mamy mieć uczniów
na oku. Coś mi się wydaje, że moje będzie przymknięte – profesor mrugnął do nas
i otworzył drzwi, puszczając nas przodem.
Wyszliśmy na zewnątrz, Szalonooki
skłonił się nam na pożegnanie i pokuśtykał do swojego gabinetu. Gdy tylko
zniknął z mojego pola widzenia, na ponów zmarkotniałam. Pasowałam nastrojem do
zdołowanej Alex. Ruszyłyśmy w stronę dormitorium.
- Kiepsko – powiedziałam. – Myślałam
że olejesz zakaz profesora Snape’a, ale skoro on tam będzie, to raczej nie masz
jak iść.
- I tak nie wiem, czy chciałabym
ryzykować. Wystarczy, że byłby tam jakiś ślizgon, oni uwielbiają donosić.
- Racja - zastanowiłam się. – A
wiesz… Tak sobie myślę, że skoro Ty nie możesz iść do Hogsmade, to w takim
razie ja też nie pójdę.
Alex spojrzała na mnie, jakbym
oszalała.
- Weź przestań. To że mnie ukarał,
nie znaczy że i Ty nie masz się dobrze bawić.
- Ale ja po prostu nie chcę. Tak jak
mówiłam przed zajęciami, obie w tym siedziałyśmy. Powinnyśmy mieć taką samą
karę, czyli nie idziemy obie.
- Klaro, Ty zawsze siedzisz w
Hogwarcie – westchnęła Alex. - Wyjście dobrze Ci zrobi. Z resztą może jednak
pójdę?
Otworzyłam szeroko oczy, nie
dowierzając temu co słyszę. Alex zobaczyła moje spojrzenie.
- Nie pytaj jak, bo jeszcze nie wiem
– szturchnęła mnie ramieniem.
Nie pytałam.
W dormitorium rozdzieliłyśmy się.
Alex poszła gadać z Harrym, ja wywaliłam z torby niepotrzebne podręczniki i
przygotowałam się na wymarsz do biblioteki. W pokoju wspólnym dołączył do mnie
Neville.
- Idziesz się uczyć? – zagaił, zrównując
ze mną krok.
- Jasne. Chcę dopieścić wypracowanie
na historię magii – odparłam.
- To ten… to idę z Tobą – stwierdził.
Nie miałam nic przeciwko. Większość
drogi pokonaliśmy w milczeniu. Tuż przed biblioteką Neville zwolnił kroku.
- Klaro?... nie wydaje Ci się, że
profesor Moody trochę przesadza? – zapytał z dziwną miną.
- Hm? - Spojrzałam na niego, również
zwalniając. – Niby czemu?
- No wiesz… - zawahał się. - Z tymi
zaklęciami niewybaczalnymi.
- Przecież nam wyjaśnił dlaczego nas
ich uczy. Moim zdaniem dobrze robi – wzruszyłam ramionami.
- Tak mówisz, bo jeszcze nie
oberwałaś klątwą imperiusa – wymamrotał Neville.
Otworzyłam usta by coś powiedzieć,
ale przypomniałam sobie o słowach profesora Moodiego. Nie mówić, co robię z nim
po lekcjach. Dobrze więc. Nie powiem.
- No… - odkaszlnęłam i nerwowo
zaczęłam skubać skórkę przy paznokciu. – To musiało być dziwne uczucie, co?
- Naprawdę dziwne! – ożywił się
Neville. – To jest taki jakby… jakby trans! Że nagle nie myślisz o niczym,
robisz rzeczy mechanicznie. One same się pojawiają w głowie – postukał palcem w
skroń - i wiesz, że masz je zrobić. Tak jakby mówił mi co mam myśleć. Naprawdę
straszne!
- Hm.. Ale przecież tylko tańczyłeś
na ławce – zauważyłam, marszcząc brwi.
- Noo… - Neville ociągał się – racja.
Tylko tańczyłem, ale pomyśl! On mógłby kazać nam zrobić COKOLWIEK.
Weszliśmy do biblioteki i zajęliśmy
wolny stolik. Rozpakowałam rzeczy.
- Mógłby, ale nie każe, bo to
nauczyciel – stwierdziłam pewnie. - Oni wszyscy są silniejsi od nas i fizycznie
i magicznie, mogliby zrobić z nas swoje marionetki, gdyby tylko chcieli… Ale są
odpowiedzialni, no nie? Na tym chyba polega bycie dorosłym. Masz władzę i
wykorzystujesz ją we właściwy sposób.
- W sumie… - mruknął Neville.
- A jak tego nie potrafisz, to
zostajesz śmierciożercą. No sam pomyśl. Kto nie ma zasad? Oni właśnie – mówiłam
ożywiona. - Profesor Moody ciągle o tym wspomina. W szkole mogliby nas na
śniadanie częstować serum prawdy i nikt by nie skłamał, mogliby imperiusem
kazać nam się uczyć i nie mieliby problemów. Ale nie robią takich rzeczy, bo są
odpowiedzialni. Dlatego myślę, że profesor Moody doskonale wie co robi. Mógłby
kazać skoczyć Ci przez okno, a zmusił Cie tylko do tańczenia.
Neville pokiwał głową, wyglądał na
bardziej przekonanego.
- Trzeba powtórzyć to Hermionie… Jest
na niego wściekła – rzucił.
***
Nadeszła sobota. Niemal wszyscy zbierali
się w pokoju wspólnym, gotowi do wyjścia. Na dworze robiło się coraz zimniej,
więc poubieraliśmy się w kurtki i szaliki. Początkowo tylko patrzyłam na innych
jak się szykowali, ale Alex zapewniła mnie, że też idzie.
- Co? – patrzyłam na nią zaskoczona.
– Nie boisz się?
- Ugadałam się z Harrym i mamy pewien
plan. Do „nie-zobaczenia” na miejscu – mrugnęła do mnie Alex i wybiegła przez
obraz.
- Ron, na pewno nie idziesz? –
usłyszałam, jak Hermiona pytała siedzącego na kanapie rudzielca.
- Nie mam ochoty. Zupełnie – odparł.
Wyglądał na obrażonego.
George doskoczył do młodszego brata i
rozczochrał mu włosy.
- Ale Ty przynudzasz! – zaśmiał się
George.
Ron zezłościł się i poprawił fryzurę.
Drugi z bliźniaków - Fred - stał niedaleko, obejmując Angelinę w pasie i
skradając z jej ust pocałunek.
- Dajcie mi święty spokój. Wszyscy! –
warknął Ron.
George i Hermiona popatrzeli po sobie
i oboje wzruszyli ramionami. Zaraz potem George podszedł do mnie, rozglądając
się.
- Gdzie Alex? Umówiliśmy się, że
idziemy razem.
- Dostała szlaban… - powiedziałam
półszeptem, nie wiedząc na ile mogę go wtajemniczyć.
George spochmurniał.
- Ale mówiła, że zobaczymy się na
miejscu, czyli jednak i tak idzie.
- O – rozpogodził się. – Czyli na
nielegalu, rozumiem – mrugnął wesoło i wrócił do brata.
Hermiona podeszła do mnie i złapała
mnie pod ramię. Całą grupą wyszliśmy z pokoju wspólnego, dołączając do zbiórki
na dziedzińcu.
- Krum też będzie? – zapytałam po
cichu.
- Nie może - Hermiona potrząsnęła
głową. - Po pierwsze, to nadal trochę jakby tajemnica… a po drugie, jego
dyrektor jest bardzo surowy. Mają nawet restrykcyjną dietę. Wyobraź sobie, że u
nich w szkole nie ma takiego wyboru dań jak u nas!
Hermiona nawijała jak najęta przez
większość drogi do Hogsmade. Gdy dotarliśmy na miejsce, od razu przylepiłam się
do szyby Miodowego Królestwa.
- To co, od razu idziemy do gospody?
– zaproponował Fred i popatrzył po wszystkich.
- Wypadałoby zająć stolik – zauważyła
Angelina. – Ostatnio bywa tam tłoczno.
- No ja mam ochotę na piwo kremowe –
stwierdził Neville.
- A ja to bym chyba weszła kupić parę
łakoci – odpowiedziałam wciąż trzymając nos przyklejony do szyby.
- To jak coś, będziemy pili na
piętrze – powiedział George. – Jak spotkasz Alex, to jej powiedz, że tam
czekam.
Wszyscy ruszyli do gospody. Jedynie
Neville patrzył na mnie przez chwilę, ale po wahaniu ruszył za ekipą. Ja
weszłam do Miodowego Królestwa i kupiłam kilka słodkości w tym fasolki
wszystkich smaków i cukrowe pióro. Gdy wyszłam ze sklepu, poczułam czyjąś dłoń
na ramieniu. Obróciłam się, ale nikogo nie było. Nagle Alex ściągnęła z głowy
pelerynę niewidkę.
- Bu! – powiedziała głośnym szeptem.
Pisnęłam zaskoczona widokiem jej
lewitującej głowy. Zaraz obok usłyszałam parsknięcie śmiechem. To musiał być
Harry.
- Rany, czemu mnie ciągle straszycie
– marudziłam.
- Bo się dajesz straszyć – Alex znów
ukryła głowę pod peleryną.
Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się.
Jakby ktoś mnie widział, uznałby, że gadam z powietrzem. Szalona Klara.
- To ten świetny plan? – syknęłam,
wciąż mówiąc szeptem. – Co wy w ogóle zamierzacie, co? Będziecie siedzieć pod
peleryną cały dzień?
- Właśnie tak – odpowiedział mi
Harry.
- Alex? George czeka na Ciebie w
gospodzie. Wszyscy mają być na piętrze.
Odpowiedziało mi tylko westchnięcie.
Ruszyliśmy w trójkę do gospody, a przynajmniej tak sobie wyobrażałam, bo nie
widziałam co robili. Pod trzema miotłami było strasznie tłoczno. Dużo uczniów i
dorosłych.
- Zamów nam piwo kremowe – usłyszałam
szept gdzieś za mną.
- Rany… - westchnęłam znowu. – Teraz
się czuje, jakbyście byli w mojej głowie.
Znów usłyszałam parsknięcie.
Podeszłam do lady i zamówiłam trzy piwa kremowe. Dwa z nich szybko zniknęły pod
peleryną. Rozejrzałam się. Na parterze przy stoliku siedzieli profesor Snape i
profesor McGonagall razem z kimś z wioski. Wspięłam się po schodach, powoli
siorbiąc napój. Gryfoni zajęli okrągły stolik, każdy miał już przed sobą
trunek. Wszyscy byli w dobrych humorach.
- Klara! – zawołała Hermiona – Chodź,
siadaj z nami – poklepała miejsce blisko siebie.
Usiadłam na wolnym krześle,
zastanawiając się jak Alex i Harry zamierzają siedzieć razem pod peleryną.
Problem szybko się rozwiązał, bo Harry po prostu wyskoczył spod materiału,
poprawił fryzurę i usiadł na jednym z wolnych krzeseł, dzierżąc w ręce kufel
piwa kremowego. Ja odwiesiłam kurtkę na siedzenie obok mnie. Usłyszałam jak
Alex na nim siadała.
- Gramy w grę, dołączycie? –
zaproponował Fred. Angelina cały czas się do niego tuliła.
- Co to za gra? – zapytałam.
- Każdy po kolei mówi jakąś rzecz
której nigdy w życiu nie robił… - tłumaczył bliźniak. - I ten kto to robił,
musi się wtedy napić.
- Brzmi prosto – stwierdziłam. – Mogę
zagrać.
- To kto pierwszy? – Rozejrzał się
Harry, też gotów do grania.
- Teraz moja kolej! – zgłosiła się
Angelina. Usiadła prosto, wpatrzyła się Fredowi w oczy i z uśmiechem
powiedziała. – Nigdy w życiu nie jeździłam na nartach.
Kilka osób napiło się, w tym ja. Po
Angelinie był Harry.
- Nigdy w życiu nie wrzuciłem swojego
zgłoszenia do czary ognia.
Wszyscy popatrzyli po sobie. Fred i
George napili się.
- Teraz Klara? – spojrzeli na mnie.
Pomiędzy mną i Harrym były dwa wolne
miejsca. Cóż, jedno, bo jedno zajmowała Alex. Jej głowa wyłoniła się na ułamek
sekundy spod peleryny.
- Teraz ja – powiedziała. - Nigdy w
życiu nie spadłam z miotły!
Prawie wszyscy się napili.
- No to moja kolej… - zastanowiłam
się. – Nigdy w życiu nie dostałam wyjca?
Aż poczułam na sobie spojrzenie Alex.
Kilka osób się napiło. Potem była Hermiona.
- Nigdy w życiu nie zawiodłam swoich
rodziców – rzuciła.
Zrobiłam poważną minę i napiłam się.
Alex też wypiła trochę. Za nami usłyszałam charakterystyczny stukot laski. Obejrzałam
się. To profesor Moody wszedł na piętro. Gdy nas zobaczył, podszedł od razu do
naszego stolika.
- Ale przynudzacie – zaśmiał się
Fred. – To ma być zabawa, a nie dołowanie.
- Dobra, cicho! – uciszył go Neville.
Popatrzył przyczajony na boki i wypalił. – Nigdy w życiu się nie całowałem.
Wszyscy popatrzeli po sobie. Wszyscy
się napili, poza mną. Spojrzeliśmy na siebie z Nevillem, a zaraz potem wbiłam
wzrok w stół. Bliźniacy rechotali. Profesor Moody stanął zaraz za krzesłem Alex.
Oparł się ręką o oparcie i postukał w nie palcami.
- Można się dosiąść do młodzieży? –
zapytał z lekkim uśmieszkiem.
- Można, można, zapraszamy – wyrwała
się Angelina.
Moody przez moment patrzył w „puste”
miejsce, a potem zerknął na mnie i mrugnął wesoło. Usiadł na krześle pomiędzy
Harrym i Alex. Hermiona łypała na niego spode łba, ale dałam jej znak, że
przecież jej mówiłam.
- W co gramy? – zapytał profesor,
wyjął zza pazuchy piersiówkę i odkręcił ją.
- W „nigdy w życiu” – powiedział Harry.
- Tez gram. Obawiam się jednak, że
upije się jako pierwszy – zażartował profesor.
Czujnie rozejrzał się mechanicznym okiem
i dolał do naszych kremowych piw po troszeczkę mocniejszego alkoholu ze swojej
piersiówki. Laskę jak i rękę oparł o krzesło Alex, tym samym zniechęcając
kogokolwiek do zajęcia tego miejsca. Zauważyłam, że śmiesznie poruszał
kciukiem. Nie widziałam, że to co wyglądało jak niewinny tik nerwowy, było tak
naprawdę głaskaniem peleryny niewidki mojej przyjaciółki. George potarł nos
- Kontynuujemy, co? – wyglądał na
ucieszonego. - To będzie dobre. Nigdy w życiu nie marzyłem o profesorze Snapie!
George od razu rozejrzał się czujnie.
Nikt nie tknął piwa. Nikt, poza Alex, która nagle uderzyła na wpół wypitym kuflem
o blat i gwałtownie wstała. Mechaniczne oko Moodiego cały czas ją śledziło,
mimo że reszta jej nie widziała.
- Ale głupia jest ta gra! – żachnęła się.
– Spieprzam stąd.
Popatrzeliśmy po sobie. Profesor
Moody przesunął się jedno krzesło w moją stronę i dla odwrócenia uwagi grupy, pociągnął
z piersiówki. Bliźniacy wybuchli śmiechem. Hermiona wciąż dziwnie patrzyła.
- No co? – Szalonooki poruszył
brwiami – Mówiłem, że pierwszy się upiję, nie?
George po szybkim namyśle wstał i
zszedł na dół. Nie widziałam gdzie poszedł on i Alex. Pozbawiony przykrycia Harry
zaklął pod nosem. Moody podsunął mi niedokończone piwo Alex, a jego ręka
spoczęła za moimi plecami, na oparciu krzesła. Kontynuowaliśmy grę. Pytania
padały coraz głupsze. Piwo kremowe powoli uderzało mi do głowy, ale jego słodki
smak był taki zdradliwy.
- Komuś domówić piwa? – zapytałam w
pewnym momencie.
Zebrałam zamówienia i wstałam. Lekko
zakręciło mi się w głowie. Pierwszy raz byłam pijana, bo zawsze stroniłam od
alkoholu. Przytrzymałam się poręczy i zeszłam na dół. Profesora Snape’a nie
było przy stoliku. McGonagall nadal siedziała na miejscu. Uciekłam wzrokiem na
podłogę, skuliłam się nieco i próbowałam iść jak najbardziej naturalnie, żeby
nie zauważyła, że coś mnie kopnęło. Dobrnęłam do kolejki przy szynkwasie i
potknęłam się o własne nogi, wpadając na ostatnią osobę z kolejki. Osobę, którą
oczywiście był Draco Malfoy. Ten obrócił się od razu, kładąc dłoń na różdżce. W
prywatnych ciuchach był równie przystojny jak w mundurku.
- Kurwa, Amber, co Ty wyprawiasz? –
syknął. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Wybacz… - wymamrotałam i stanęłam
prosto.
Rozejrzałam się. Znów był bez swojej
świty… bez tej cholernej Pansy Parkinson.
– Zaraz… Czy Ty jesteś wstawiona?... –
zapytał nagle i rozejrzał się, wyraźnie kogoś szukając.
Szybko przyłożyłam palec do swoich ust.
- Ćś. Błagam, nic nie mów. To od
kremowego piwa –wyjaśniłam szybko. – Zaraz mi przejdzie. Chyba.
- Jasne. Tak nie powiem, jak Ty nie
podjebałaś mnie Moodiemu – Draco rzucił oschle.
- Nie podje…! Znaczy… nic nie
powiedziałam! Naprawdę! – patrzyłam mu prosto w oczy.
- I tak z niczego uwziął się na mnie,
bo sobie coś sam ubzdurał? – Malfoy skrzyżował ręce na tosie. Jego spojrzenie
było nieufne. Przesunął się razem z kolejką. – Nie potrzebuje kazań od ojca,
szczególnie za nic.
- Ja nie wiem dlaczego to robi… -
potrząsnęłam głową. – Na błoniach próbowałam Cię bronić. Wszyscy się śmiali, a
ja go odciągnęłam. Nie pamiętasz?
Malfoy patrzył na mnie bez słowa.
Jego spojrzenie nie odpuszczało.
- Też myślę, że przesadził. Nie
powinien Cie w nic zamieniać – mówiłam. – Jego metody są dyskusyjne, dużo osób
tak myśli.
- Pieprzyć go – mruknął Draco i
obrócił się do mnie plecami.
Kolejka przesunęła się dalej.
Opuściłam głowę. W końcu przyszła kolej na Draco, zamówił co miał zamówić.
Myślałam, że oleje mnie jak zawsze, ale gdy mnie mijał, rzucił na odchodne.
- Zgubiłaś plakietkę?
Nie czekał jednak na odpowiedź. Nasze
spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, a potem poszedł do stolika gdzieś w
rogu. Ja po głębokim namyśle zamówiłam sobie sok dyniowy. To wstyd upić się
kremowym piwem, nawet jeśli Moody dolał nam procentów. Nie chciałam wpaść w tym
stanie na Snape’a. Wróciłam na górę, rozdałam zamówienia i usiadłam markotnie,
popijając mój sok. Gdy stałam w kolejce, profesor zdążył się zmyć z naszego
stolika.
Ach.. Słodko, pijana Klara. <3 No i Malfoy już nie jest taki nieprzyjemny, jest już prawie uprzejmy. :P PS super macie te avatary, od razu widać, że oddają charakter postaci :)
OdpowiedzUsuńMoody Klary jest lepszy od Snape'a xd zakochałam się xd serduszka!
OdpowiedzUsuń