(…)
- Ona mu loda robi – Alex szybko
odpowiedziała.
- Co mu robi?! - zapowietrzyłam się i
nie czekając na nic, po prostu wyskoczyłam spod peleryny jak oparzona.
W tej chwili nie miało nawet
znaczenia, że miałam czekać na Hermionę, ani że też chciałam iść do toalety. Po
prostu wystrzeliłam z łazienki i pognałam schodami na piętro, chcąc być jak
najdalej od tego co się wyczyniało za zamkniętymi drzwiami. Policzki mnie
piekły, a do tego miałam minę, jakbym właśnie zobaczyła ducha. Ostatnie kroki
do krzesła przeszłam nieco chwiejnie, aż w końcu opadłam na siedzisko, zupełnie
bez życia. Patrzyłam tępo w stół. Robi mu loda… cokolwiek to znaczyło.
Słyszałam kiedyś parę rzeczy, ale ogólnie nie miałam żadnego rozeznania w
seksualnym temacie. Ważne jednak, że Draco i Pansy byli sami w łazience, a mina
Alex mówiła jasno, że coś się między nimi działo. Czułam ukłucie zazdrości, ale
też i smutek. Nie wiem na co właściwie liczyłam. Malfoy czasem ze mną gadał,
ale nic poza tym. Wszystko było w mojej głowie.
- Klara, wszystko dobrze? – zapytał
siedzący obok mnie Neville.
Ledwo zauważalnie kiwnęłam głową,
złapałam moją szklankę i – wciąż w ciężkim szoku - opróżniłam ją do dna.
Przełykając zrozumiałam, że to, co miało być bezalkoholowym sokiem dyniowym,
okazało się mieć w sobie jakieś procenty. Dużo procentów. Momentalnie mnie
wykrzywiło. Zakaszlałam. Bliźniacy patrzyli na mnie z mieszaniną
niedowierzania, szacunku i rozbawienia.
- No nie wierze… Wypiła! Na raz! –
komentował Fred, szturchając brata łokciem.
- Dobra jest – odparł George.
Angelina była rozbawiona. Neville i
Harry patrzyli na mnie z niedowierzaniem i współczuciem. Ja otarłam usta
rękawem i zajrzałam zdezorientowana do kubka.
- Do… dolaliście mi czegoś? –
zapytałam spanikowana.
- Taki żarcik – zaśmiał się George.
Wyjął spod stołu prawie pustą butelkę
wódki i potrząsnął nią z głupim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. Zaraz jednak
zerknął mi gdzieś za plecy i szybkim ruchem schował trunek. Miałam wrażenie, że
w jednej chwili atmosfera się ochłodziła. Do stolika – niczym cień - podszedł
profesor Snape. Zesztywniałam ze strachu, wciąż trzymając kubek. Policzki wciąż
mnie paliły.
- Co się tu dzieje? - Zapytał powoli
nauczyciel. - Gdzie masz przyjaciółkę, Amber? Mam nadzieję, że siedzi w
Hogwarcie.
Stało się dokładnie to, czego się
obawiałam. Zwrócił się prosto do mnie! Siedziałam jakbym miała kij od miotły w
wiadomym miejscu, jedynie zerknęłam na Snape’a kątem oka. Błagałam w myślach,
by nie zaczął niuchać. Na pewno by mi nie uwierzył, że wypiłam to niechcący.
- Tak, profesorze – odparłam,
starając się brzmieć naturalnie. - Została w szkole, bo ma szlaban do końca
roku szkolnego.
George zakpił z profesora, ten
nałożył na niego karę, a zaraz potem pojawił się nasz stolikowy wybawiciel,
profesor Moody. Profesorowie zniknęli w pokoju. Dla mnie te wydarzenia powoli
się rozmywały. Ważne było, że Snape w końcu zniknął z naszej okolicy, dzięki czemu
mogłam odetchnąć z ulgą. Trzęsącą się ręką odłożyłam szklankę na stół. W tym
momencie po schodach weszła Hermiona.
- Klaro! Dzięki że na mnie czekałaś!
– rzuciła do mnie z wyrzutem w głosie.
- Przepraszam – bąknęłam, nawet nie
patrząc w jej kierunku.
Harry co rusz oglądał się za siebie. Hermiona
wróciła na swoje miejsce i powąchała zawartość swojego kubka, zerkając przy tym
na rudzielców. Chłopaki popatrzeli jeden na drugiego, a uśmiechy nie schodziły
im z twarzy. Hermiona zdecydowanym ruchem odsunęła od siebie szklankę.
- Bardzo zabawne… - mruknęła i oparła
łokcie o stół i popatrzyła na wszystkich po kolei. – A wiecie… jak wracałam z
łazienki, przypadkiem usłyszałam coś bardzo dziwnego…
Spojrzałam na nią przerażona.
Przyłapała Malfoya?...
- Jacyś starsi ślizgoni mówili o
jakimś rankingu… - kontynuowała Hermiona, marszcząc brwi. - Że niby dziewczyny
mają jakieś punkty i oni je zdobywają…
Nie chodziło jej o niego, więc
straciłam zainteresowanie.
- Ranking popularności – wtrącił Fred.
– Też o tym słyszeliśmy.
- Jaki ranking? – zapytała Angelina,
mierząc wzrokiem swojego chłopaka. Ten pogłaskał ją po udzie.
- Męskie zabawy – mrugnął Fred. – Nie
przejmuj się. Dla nas najważniejsze, że można pozbierać zakłady – Spojrzał na
pozostałych. – Co wy na to, żeby zmienić zabawę? -zaproponował i położył na
środku stołu swoją różdżkę. Zakręcił nią. – Prawda lub wyzwanie!
- A jak się w to gra? – zapytał zamyślony
Neville.
- Proste – tłumaczył Fred. - Ja
zaczynam, kręcę różdżką i losuje osobę, osoba wybiera, czy powie prawdę, czy
chce wyzwanie. Przydzielam jej zadanie zgodnie z preferencjami, a im
śmieszniejsze tym lepiej – mrugnął. – po wykonaniu, to wylosowany losuje dalej
i wymyśla.
- A co jeśli osoba nie chce wykonać
zadania lub powiedzieć prawdy? – zapytała Hermiona.
- Wtedy pije karniaka! – zaśmiał się
Fred. – To co, gramy?
Wszyscy popatrzeli na wszystkich.
Tylko ja gapiłam się w stół, nie mogąc przestać myśleć o Draco i o tym, że
Snape się tu kręcił. Bałam się, że zaraz zmaterializuje się za moimi plecami i
powie coś w stylu „panno Amber, zostajesz zawieszona do końca semestru za
popijanie”. Myślałam też o tym, by zachować trzeźwość umysłu, ale było ciężko.
Zdecydowanie przegrywałam tę walkę. Może powinnam iść zwymiotować, zanim było
za późno?...
- Nie widzę sprzeciwu! – zawołał Fred
i zakręcił różdżką. Ta zrobiła kilka obrotów, aż zatrzymała się na Harrym. –
Prawda czy wyzwanie?!
- A niech będzie wyzwanie! –
stwierdził okularnik, śmiało pociągając z kubka.
Fred zatarł ręce i rozejrzał się.
- Musisz wejść na stół i krzyknąć „to
ja, Harry Potter”!
Wszyscy się zaśmiali. Harry zmrużył
na moment oczy, rozejrzał się podejrzliwie i wspiął się na stół. Rozłożył ręce,
zacisnął je w pięści i krzyknął.
- To ja, Harry Potter!
Zaraz potem super szybko zszedł z
powrotem na ziemię i wrócił na krzesło. Skurczył się na siedzisku, rozglądając
ile osób zwróciło na nas uwagę. Było tak głośno, że prawie nikt na nas nie
patrzył.
- Łe… spodziewałem się lepszych
efektów – zaśmiał się Fred i wskazał na różdżkę.
Harry zakręcił, różdżka wycelowała w
Angelinę.
- Wyzwanie – powiedziała odważnie
Angelina.
- Idź zapukaj w drzwi za którymi
Moody gada ze Snapem –rzucił Harry z przebiegłą miną.
Angelina spojrzała na drzwi
pomieszczenia, podniosła tyłek z krzesła, ale zaraz się zaśmiała i usiadła z
powrotem.
- Piję karniaka! – pociągnęła spory
łyk z kufla.
Gra trwała krótką chwilę, po której
drzwi z zadania same się otworzyły. Moody podszedł do stolika i odsunął
krzesło, na którym wcześniej siedziała Alex. Usłyszałam, że dziewczyna
przechodzi obok mnie i siada.
- No nareszcie! - Zajęczał Harry,
wpatrując się w „puste” miejsce. - Alex, gdzie byłaś?
- Przepraszam – usłyszałam głos Alex.
Zerknęłam półprzytomnie na pustkę
obok mnie. Tym razem Szalonooki nawet nie spytał, czy się może dosiąść, po
prostu zajął miejsce obok Alex, zarzucając rękę na oparcie jej krzesła. George
zmrużył lekko oczy, obserwując poczynania profesora.
- To co kochani? – zapytał profesor –
Dalej bawimy się w waszą ciekawą grę?
- Teraz gramy w Prawda czy Wyzwanie –
powiedział Harry. – Zna Pan te grę?
- Znam, znam, oczywiście. Czyja
kolej? – Moody pociągnął z piersiówki, a potem coś tam nią kombinował, a
piersiówka zniknęła pod peleryną niewidką. Później do niego wróciła, a ten
szepnął coś do „pustego” miejsca.
Nie zwracałam na to większej uwagi.
Oparłam łokcie o stół i zwiesiłam głowę. Strasznie mi w niej szumiało.
Mechaniczne oko Moodiego zerkało w moją stronę od czasu do czasu. W sumie chyba
patrzył na każdego po kolei. Gryfoni kontynuowali zabawę. George zakręcił
różdżką, a ta wskazała na Alex.
- Prawda czy wyzwanie? – zapytał,
pochylając się do przodu.
- Wyzwanie – rzuciła Alex, brzmiała
na rozluźnioną.
- Usiądź obok mnie! - George
uśmiechnął się triumfalnie.
- Łatwizna – parsknęła Alex.
Sądząc po ruchu mechanicznego oka
Moodiego, Alex wstała z krzesła i obeszła stół. Hermiona zrobiła jej trochę
miejsca, oddalając się od bliźniaków. Alex usiadła między nią i Georgem, ten
zaś zerknął na profesora Moodiego i – tak jak on wcześniej – zarzucił rękę na
oparcie krzesła Alex, jednocześnie przysuwając się do niej jak najbliżej.
- No i to rozumiem – skomentował
zadowolony rudzielec.
Szepnął coś do Alex na ucho. Alex
wystawiła rękę spod peleryny, by zakręcić różdżką. W tym momencie z pokoju
wyszedł profesor Snape. Stanął kilka kroków od naszego stołu i prześlizgnął się
spojrzeniem po całej gromadce. W pewnym momencie Snape znieruchomiał, zmrużył
oczy, a na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Nie podszedł jednak
do nas. Zerknął na Moodiego, obrócił się na pięcie i zszedł po schodach. Moody
podejrzliwie zerknął za nim i przesiadł się na krzesło tuż obok mnie. Zarzucił
rękę na moje oparcie i pociągnął z piersiówki.
- Klaro, rozmawialiśmy o Twoim
szlabanie – rzucił mimochodem. - Profesor Snape zgodził się, żebyś odbyła go u
mnie.
- Dobrze profesorze… Dziękuję -
opowiedziałam niewyraźnie i czknęłam.
Zawstydzona zasłoniłam usta dłonią.
Zamrugałam. Nie czułam się najlepiej. Łypnęłam z wyrzutem na bliźniaków. Moody
przyglądał mi się czujnie, jednocześnie oblizując usta. George przytulił Alex
do swojego boku. Przyjaciółka w końcu zakręciła różdżką, a ta wycelowała w
Neville’a.
- Prawda czy wyzwanie? – zapytała Alex.
- Wyzwanie – powiedział Neville,
będąc wyraźnie w dobrym humorze. Zapewne też od piwa kremowego.
- O, fajnie… - ucieszyła się i
zamyśliła na moment. – No to skoro nigdy się nie całowałeś… i Klara też nie, to
może pocałujesz ją?
Neville powoli przekręcił głowę, by
na mnie spojrzeć. Podniosłam mętny wzrok, gapiąc się najpierw w stronę
niewidzialnej Alex, a później na Neville’a. Profesor odchrząknął.
- No uhm… - Neville szybko upił z
kubka, dla odwagi. – W sumie mógłbym chyba spróbować… jeśli Ty też chcesz,
Klaro? – przechylił się w moją stronę.
- Chcę co? – zapytałam, nie bardzo
ogarniając co w ogóle się dzieje. Świat wirował. Procenty mieszały mi w głowie.
- No… - Neville był nieco zbity z
tropu, zerkał na boki. – No czy też chcesz się pocałować? Takie mam zadanie.
- Nie można tak! To zadanie jest
głupie – oburzyła się Hermiona i patrzyła z dezaprobatą.
- Można! Dawaj, dawaj! – dopingowała
Angelina.
Harry uśmiechał się pod nosem. Fred
śmiał się. George szeptał coś do Alex. Moody łypał na nas dziwnie. Popatrzyłam
na wszystkich po kolei. Zamrugałam. Neville siorbnął z kubka raz jeszcze i chyba
chciał wykorzystać to, że się zastanawiam, bo powoli, ostrożnie nachylał się w
moją stronę.
- N-nie! – wydukałam i gwałtownie
wstałam.
Neville odskoczył jak oparzony.
Profesor Moody uśmiechnął się pod nosem. Mi jeszcze bardziej zakręciło się w
głowie, więc musiałam podeprzeć się rękami o stół. Profesor szybko położył dłoń
na moich plecach, pomagając mi utrzymać pion.
- Nie musimy! – powiedział od razu
Neville. – Przepraszam! To ja piję karniaka! – cały czerwony napił się szybko.
- Neville, jeśli chcesz, to ja Cie
nauczę całować – zaśmiała się Angelina i mrugnęła kokieteryjnie.
Fred wydawał się nie mieć z tym
problemu, bo tylko się napił. Neville był jeszcze bardziej zawstydzony.
- Idę się przewietrzyć… - szepnęłam.
Potarłam oczy, odepchnęłam się od
stołu i zerwałam z oparcia moją kurtkę, przerzucając ją przez ramię. Złapałam
się poręczy i bardzo powolutku zaczęłam schodzić po schodach. Miałam wrażenie,
że te zmieniają swoją długość. W oczach mi się dwoiło. Zmartwiona Hermiona
wstała i ruszyła w moim kierunku. Profesor Moody łypnął na Harrego, później na
Alex. Po błyskawicznym namyśle odchrząknął i podniósł się z krzesła. Złapał
Hermionę za ramię i wskazał jej głową, by usiadła.
- Zostań. Przypilnuje jej –
Zasalutował ekipie, po czym na moment zerknął jeszcze na rudzielców. Rzucił na
odchodne. – A Ty rączki przy sobie, Weasley!
Obaj bracia nagle położyli ręce na
stole. Spojrzeli na siebie nawzajem i zaśmiali się. Profesor pokręcił głową i dołączył
do mnie na schodach. Bez ceregieli mocno zacisnął palce na moim ramieniu,
blisko łokcia i tak mnie trzymając, sprowadził mnie bezpiecznie po schodach.
Chciałam przystanąć na dole, ale Szalonooki szarpnął mną lekko i prowadził mnie
dalej, do drzwi. Czułam się, jakby prowadził mnie do gabinetu dyrektora. Bałam
się, że jest na mnie wściekły. Do tego jego uścisk bolał.
- Przepraszam profesorze… - jęknęłam
w momencie gdy przechodziliśmy przez próg.
Znaleźliśmy się przed pubem. Był
chłodny wieczór. Na zewnątrz było trochę ludzi, snuli się w te i we w te, stali
i rozmawiali. Moody milczał, co potęgowało mój niepokój. Rozejrzał się czujnie
i pociągnął mnie w boczną uliczkę, prowadzącą na tyły pubu. Mężczyzna odezwał
się dopiero po chwili.
- Mały spacer dobrze Ci zrobi –
odchrząknął. - Nie powinnaś tyle pić. To nieodpowiedzialne.
Gdy zeszliśmy ludziom z oczu, puścił
moją rękę i od razu objął mnie ramieniem, przyciskając do swojego boku. Ciężko
mi było utrzymać pion, więc przytuliłam głowę do jego skórzanego płaszcza. Był
chłodny. Moody zerkał na mnie z nieodgadnioną miną. Zamknęłam oczy, wszystko
wirowało, rozmywało się.
- Przepraszam… - szepnęłam
bełkotliwie. - Źle się czuję… Bliźniacy dolali mi coś do soku dyniowego... Nie
chciałam już więcej pić… Ja nigdy… profesorze… Błagam, nie chcę wylecieć ze
szkoły…
Czułam, że łzy zaczynają mi ciec po
policzkach. Było mi tak wstyd.
- Spokojnie ptaszyno. – Moody w końcu
zatrzymał się. - Nie mówiłem, że dziś przymknę oko?
Profesor wyrwał mi kurtkę z ręki i
okrył nią moje ramiona. Nie mogąc ustać, przechyliłam się do tyłu. Okazało się,
że tuż za mną była ściana budynku, oparłam się o nią plecami. Palcami wytarłam
łzy. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Byliśmy na tyłach pubu. Sami.
Prowadziła tu tylko jedna alejka, którą weszliśmy. Mechaniczne oko Moodiego
czujnie lustrowało okolicę. On zaś stał przede mną, wsparty na lasce.
- Dużo wypiłaś? – zapytał nagle.
Potrząsnęłam głową i zwiesiłam ją.
Tak naprawdę nie wiedziałam. Wypiłam kremowe piwo i kubek dyniowego soku, ale
nie miałam pojęcia ile mi do niego dolali wódki. Szalonooki podszedł bliżej,
złapał mnie za podbródek i uniósł moją głowę. Obejrzał moją twarz uważnie to z
jednej, to z drugiej strony.
- Nie wyglądasz najlepiej –
skwitował, widząc mój mętny wzrok.
Nie pocieszyło mnie to. Po policzkach
popłynęły kolejne łzy.
- I dręczy Cie coś jeszcze, mam
rację? – drążył.
Byłam wystraszona i zawstydzona.
Patrzyłam na niego nieprzytomnie. Skąd wiedział?...
- I zastanawiasz się skąd wiem? –
mówił dalej, powoli oblizując usta. – Masz wszystko wypisane na twarzy,
ptaszyno – puścił mój podbródek, znów opierając się na lasce. - To jedna z
rzeczy nad którymi musimy popracować. Do tego refleks – wyliczał. - Odruch
łapania za różdżkę i stała czujność. W tej chwili Klaro jesteś niebywale łatwym
celem.
Choć starałam się skupić, docierała
do mnie połowa tego co mówił. Drżącą ręką wyjęłam z kieszeni wysłużoną
chusteczkę, tę samą która podarował mi profesor u siebie w gabinecie. Wytarłam
nią świeże łzy, nie mogąc przestać płakać.
- Tak łatwym celem… – szepnął Moody i
zbliżył się, gwałtownie zmniejszając dystans między nami. Patrzył na mnie z
góry, a jego oko ślizgało się po moim ciele, co jakiś czas nadal zerkając
dookoła – …że gdybym Cie teraz nie pilnował, każdy mógłby zrobić z Tobą co
tylko by chciał.
Zamrugałam i głośno przełknęłam ślinę.
- Profesorze… - szepnęłam.
Moody przyłożył mi palec do ust,
uciszając mnie. Przesunął nim w dół, po mojej brodzie i szyi. Patrzył na mnie w
dziwny sposób.
- Czy Ty w ogóle wiesz, co się
dzieje? – zapytał.
Potrząsnęłam głową, na znak, że nie
wiem. Zamknęłam oczy. Wszystko wirowało, wydawało się nierealne, zamglone. Nie
mogłam skupić się na myśleniu. Moody wydał z siebie zadowolony pomruk. Czułam,
że wsunął rękę pod kurtkę dotykając mojej talii. Jego ręka zeszła niżej, na
moje biodro. Powoli badał je palcami. Sapnął cicho, blisko mojego ucha. Był tak
delikatny, że nie byłam pewna, czy to działo się naprawdę. Może po prostu
chciał mnie przytrzymać, bym nie upadła, a reszta mi się wydawała? Tak ciężko
było mi stać, że oparłam się czołem o Szalonookiego. Profesor sięgnął w okolice
paska i złapał za swoją różdżkę. Powoli przyłożył mi jej kraniec do skroni. W
tym samym czasie jego palce przesuwały się na mój pośladek. Mężczyzna na moment
zacisnął usta. Nie wiedziałam co chciał zrobić, ale widocznie walczył ze sobą.
- Dziękuję, że jest Pan, profesorze –
wybełkotałam.
Moody zamarł, odsuwając różdżkę od
mojej głowy.
– ….Że mnie Pan broni przed tymi, którzy
mogliby mi zrobić krzywdę… - mówiłam cicho.
- Naturalnie ptaszyno… - Profesor
odchrząknął. - Po to właśnie tu jestem.
Jego magiczne oko znieruchomiało,
wpatrując się w stronę uliczki. Ktoś nadchodził. Profesor oblizał się i szybko
cofnął rękę, którą mnie dotykał. Raz jeszcze wycelował we mnie różdżką.
- Wybacz Klaro – szepnął i z pewnym
żalem wypowiedział zaklęcie – Imperio.
Byłam w takim stanie, że nie
broniłabym się przed niczym. Zaklęcie trafiło mnie bez problemu w jednej chwili
odciążając moją pijaną głowę ze wszystkich myśli i zmartwień. Profesor złapał
mnie za ramiona i siłą popchał w dół.
- Siadaj – sapnął.
Jak szmaciana lalka dałam się
sprowadzić na dół. Potrząsnęłam głową i usiadłam na ziemi, opierając się
plecami o ścianę. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Powietrze było chłodne.
Mocniej opatuliłam się kurtką. Poczułam się, jakbym była w przyjemnym transie. Zaklęcie
zmusiło moją głowę, bym zachowywała się naturalnie. Jakbym nie była tak pijana
jak jestem. Profesor odsunął się ode mnie na odległość kilku kroków. Wetknął
różdżkę za pasek. Oparł obie dłonie o laskę i wpatrzył się w uliczkę,
wyczekując. Jego oko nie myliło się. Nie minęła chwila, a w przejściu pojawiła
się profesor McGonagall i profesor Snape. Ona wyglądała na zmartwioną, on na podirytowanego.
- Co się dzieje? – zapytała McGonagall,
od razu podchodząc bliżej mnie. – Hermiona była zaniepokojona, że nagle
wyszłaś.
- Przepraszam, wszystko dobrze. Było
mi duszno – moje usta same wypowiedziały słowa. Zaskakująco wyraźnie. Nie
martwiłam się tym ani niczym innym.
- Pilnuje jej, żeby nie włóczyła się
sama – spokojnie wtrącił Moody, nie ruszając się z miejsca. - Zaraz wracamy do
środka.
- Twoja ulubienica, co? – Snape wskazał
na mnie głową.
Siedziałam pod ścianą, patrząc przed
siebie.
- Szczerze mówiąc, mam dwie – odparł Moody,
uśmiechając się kącikiem ust.
Profesor Snape i Profesor Moody dyskretnie
złapali za swoje różdżki i patrzyli na siebie nawzajem w taki sposób jakby
próbowali zajrzeć w najgłębsze zakamarki duszy.
- Za dużo czasu spędzasz z tymi
dzieciakami – wycedził Snape, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Ufają mi, a ja je lubię. Czy to coś
złego? – Moody również nie mrugał.
- Powinni się Ciebie bać – Snape nie
odpuszczał z tonu.
- Znam lepsze metody… - odchrząknął
Moody. - ….wychowawcze.
- Severusie, Alastorze, dość już –
wtrąciła McGonagall, wchodząc pomiędzy nich. – Klara wygląda dobrze, nie ma
powodu żeby teraz toczyć takie dyskusje.
- Ja mam powód. Jesteśmy tu służbowo –
warknął Snape. – Moody powinien pilnować też innych.
- Ależ pilnuję – zaśmiał się Moody i
wskazał na kręcące się, mechaniczne oko. – Ślizgoni rozrabiają właśnie w
toalecie. Mam iść ich upomnieć, czy zrobisz to sam, Severusie?
Snape wyraźnie zdusił w sobie złość.
Nie zwracałam na nich uwagi. Wstałam, choć tak właściwie to moje ciało samo
wykonywało ruchy. Zaskakująco dobrze utrzymywałam się w pionie. A właściwie do
tego zmuszał mnie czar.
- Przepraszam za kłopot – odezwałam się
nagle. Moody oblizał się, zerkając w moją stronę. – Jestem już zmęczona.
Ruszyłam w stronę wyjścia z zaułka.
Profesor McGonagall dogoniła mnie i pociągnęła nosem, a na jej twarzy pojawił
się grymas. Nic dziwnego. Czuć było ode mnie alkoholem.
- Klaro, czy Ty piłaś?! – zapytała z
dezaprobatą w głosie.
- Nie Pani profesor – kłamstwa płynęły
z moich ust tak płynnie.
- Trochę mi się wychlapnęło gdy
siedziałem z gryfonami – wtrącił profesor Moody i mocno zakołysał swoją
piersiówką. – Lubię gestykulować przy opowieściach. Klara to dobra uczennica,
nie piłaby alkoholu.
Snape miał minę, jakby nie wierzył w
ani jedno słowo. McGonagall wyglądała na bardziej przekonaną. Całą czwórką
wyszliśmy z zaułka. Gdy znaleźliśmy się pod pubem wszyscy z którymi przyszłam
akurat wychodzili na zewnątrz. Wyszedł Neville i Hermiona, za nimi Fred z
Angeliną, a za nimi George… obejmujący powietrze. Oczy Snape’a zaświeciły się. Od
razu rzucił się w stronę chłopaka i spróbował chwycić coś, co George trzymał. Jego
ręce nie pochwyciły jednak niczego. Bliźniacy zaśmiali się.
-Coś nie tak, profesorze? – zapytał George
i tym razem rozłożył obie ręce, udając że obejmuje dwie niewidzialne osoby.
- Gdzie ona jest? – Warknął profesor
Snape i chwycił za różdżkę. Od razu użył zaklęcie ujawniające osoby w pobliżu.
Wszyscy się rozejrzeli. Moody uśmiechnął się pod nosem. Alex nie było w
pobliżu, tak samo jak Harrego. Moody widział doskonale, że razem wychodzili
tylnym wyjściem.
- Nie wiem o czym Pan mówi profesorze
– kontynuował George. – To taki mój nowy styl chodzenia. Zazdroszczę bratu, że
on ma kogo obejmować i tyle.
- Milcz – warknął Snape i mocno pchnął
drzwi prowadzące do pubu. Zniknął w środku.
McGonagall uśmiechnęła się do mnie,
poklepała mnie po plecach i weszła za Snape’m. Hermiona podeszła do mnie.
- Wszystko dobrze? – zapytała,
przyglądając mi się podejrzliwie.
Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
Musiało to dziwnie wyglądać, skoro wyszłam chwiejnym krokiem, a teraz moje
ruchy były znów płynne, a słowa wyraźne.
- Jestem trochę zmęczona – wyznałam.
Słowa znów same płynęły z moich ust. - Chcę wracać. Idziesz też?
Hermiona pokiwała głową. Pożegnałyśmy
się z resztą i same wróciłyśmy do szkoły. Neville zerkał na mnie zawstydzony. Profesor
Moody najdłużej odprowadzał mnie wzrokiem. Imperius którego użył zmusił mnie do powrotu do szkoły i trzymał mnie
do momentu, gdy bezpiecznie wróciłam do łóżka. Gdy tylko się na nim położyłam,
czar odpuścił. W jednej chwili wróciły wszystkie moje myśli, obawy, smutki i
nieprzyjemny stan upojenia. Miałam wrażenie, że moje łóżko wiruje, a wszystko
pamiętałam jak przez gęstą mgłę. Wyrywkowo. Nie miałam nawet siły się nad tym
wszystkim zastanawiać. Usnęłam w ułamku sekundy. W tym samym czasie reszta
nadal dobrze się bawiła.
Ohhh Ty! Ja już byłam pewna, że Moody zadziała, a tu wparowali Snape i McGonagall. :D Notka pełna klasa, tak mnie wciąnęło, że prawie minęłam swoją stację SKM. :)
OdpowiedzUsuńJa oszalałam na punkcie Moody'ego. Klara stworzyła potwora, uwalniajac mnie na chwilę od wiecznej snejpowej miłosci. Masakra. Uwielbiam jak nim sterujesz w notkach! No po prostu, to uwielbiam!
OdpowiedzUsuńHej! Ale fajnie znowu czytać dobre potterowskie fan fiction :) Trochę mi brakuje Nadine, ale Klara też wymiata. Czekam na następne notki, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNadine była zdzira nie wiedziała z kim do łóżka iść a klara jest niewinna i taka niedoswiadczona xd
OdpowiedzUsuńSię okaże xD
UsuńNo ja zamierzam utrzymać Klarę w tej niewinności i nieogarnięciu jak najdłużej :)
Usuń