piątek, 10 maja 2019

16. Przepytanie, sen i SNAPE



Wyciągnęłam ze stanika mały flakonik z eliksirem, którego potrzebowałyśmy.

- Przynajmniej nie musisz robić eliksiru na nowo.

- Ja? - Zdziwiła się Klara, chociaż wydawało mi się, że w dalszym ciągu była w szoku. Zaczęła również rozmasowywać obolały kark. - Dlaczego ja?

- Bo ja dopiero zaczęłam przygodę z eliksirami - odparłam, wznosząc oczy do nieba. - Zresztą, to nieważne. Mamy eliksir, rozumiesz?

- No tak. - Dziewczyna wydawała się jakaś nieobecna. Nie minęła chwila, a zaczęła mi jęczeć, że już nigdy nie chce przeżywać takiego stresu. - Wszyscy nauczyciele brali mnie za wzór do naśladowania przez innych uczniów, a teraz co? Teraz zostaję przyłapana na kradzieży! I to nie byle jakiej! Okradłam Snape'a!

Nie wytrzymałam i walnęłam ją lekko w twarz. Klara zamrugała kilka razy, chwytając się za piekący policzek.

- Ogarnij się. Nie pierwszy raz wpadasz ze mną w tarapaty - prychnęłam.

- Stanie z boku i patrzenie jak kogoś bijesz, to co innego niż kradzież eliksirów!

- Poprawić ci? - Spojrzałam wyzywająco na drugi, blady policzek dziewczyny. - Poza tym, to ja mam ciągle przejebane, nie ty. Snape cały czas odejmuje mi punkty za mundurek szkolny! Mówię ci, on się na mnie uwziął.

- Może ma trochę racji - mruknęła Klara. - Może ta spódniczka jest za krótka.

- Sprawdziłam regulamin szkoły - warknęłam. - Jest nawet o pół stopy dłuższa niż wymagana! Co z tego, że zdałam eliksiry! On teraz pewnie wymyśli coś innego, żeby mnie udupić!

- Okradłyśmy go. Ma prawo nas udupić - odparła rzeczowo przyjaciółka. W dalszym ciągu trzymała się za policzek, chociaż uderzenie nie było aż tak mocne.

- No ale, spójrz! Nie widzisz jak on traktuje wszystkich Gryfonów?

- Nigdy ci to nie przeszkadzało.

- Teraz przeszkadza! - żachnęłam. - Nie podoba mi się, jak nas traktuje. Tych idiotów wywyższa, a my dostajemy po dupie! Głupia sytuacja z tym kociołkiem. Miał wszystko wyłożone kawa na ławę, a i tak wolał nas oczernić niż swój dom.

- Nie rozumiem cię -westchnęła głęboko Klara. - Zawsze tak było. ZAWSZE!

-To może czas najwyższy to zakończyć?

Klara milczała. Nakazałam więc schować jej eliksir głęboko do torby. Jeszcze nie miałyśmy pomysłu jak go podać Parkinson, ale już byłam z tego faktu zadowolona.

Ruszyłyśmy w kierunku wieży Gryffindoru, gdy nagle zza rogu wyszedł Moody, kuśtykając wsparty na swojej lasce.

- Panno Lamberd, mogę prosić panienkę na słówko ze sobą?

Spojrzałyśmy zdziwione po sobie. Co on tak nagle sobie kolekcjonuje uczniów jednego po drugim?

- Mówiłaś mu coś o mnie? - Zapytałam dziewczyny na odchodne.

- Nie. Może coś chce od ciebie konkretnego?

Wzruszyłam ramionami, zostawiając dziewczynę i ruszyłam za profesorem. Jeszcze zanim zeszliśmy po schodach do jego gabinetu, mężczyzna spojrzał na Klarę, ukłonił jej się a na koniec puścił oczko. Blondynka była wniebowzięta.

Moody przepuścił mnie pierwszą do swojego gabinetu.

- Bardzo ładny strój, Lamberd - skomentował. - Szczególnie dolna jego część.

- Dziękuję - burknęłam, siadając na kanapie. Złączyłam również nogi, jak na grzeczną dziewczynkę przystało i czekałam, co też nauczyciel chciał mi powiedzieć ważnego, że aż musiał zaprosić mnie do swoich prywatnych kwater.

- Herbaty? - Spytał, bacznie mnie obserwując i zwilżając co chwilę wargi językiem. Nie mogłam na to patrzeć.

- Nie dziękuję - odparłam.

Moody westchnął, usadawiając się naprzeciwko w fotelu. Oparł dłonie na drewnianej lasce znowu badając mnie wzrokiem.

- Powiedz mi młoda damo - zaczął, wydając z siebie ciche pomruki zadowolenia - twój ojciec dalej pracuje w Ministerstwie?

- Tak - odparłam zaskoczona. - Skąd pan to wie?

- Często tam bywam. Słyszałem również, że brał udział w wielu procesach przeciwko Śmierciożercom.

- Tak, ale mój ojciec nigdy mi się nie zwierzał na ten temat. Raz tylko usłyszałam jak wspominał o procesie dyrektora Durmstrangu. Tyle.

- Taaak... - zamlaskał nauczyciel. - Igor Karkarow. Potworna gnida i kanalia. A Barty Crouch?

- Nie wiem kto to - odparłam zgodnie z prawdą, marszcząc brwi. Ta rozmowa zeszła na bardzo dziwny temat.

- Twój ojciec żądał dla niego najwyższej kary - kontynuował, jakby w transie - zesłał go do Azkabanu.

- Skoro tak zrobił, to znaczy że pewnie mu się należało - powiedziałam pewnie. - Mój ojciec zna się na swojej pracy.

- Tak, tak. Zna się.

Moody podniósł się szybko z kanapy, podchodząc do barku, gdzie trzymał wiele butelek z alkoholami. Wyciągnął zza pazuchy piersiówkę, upijając z niej dużego łyka.

- To bardzo niebezpieczna praca. Nie pomyślałaś, że wielu popleczników Czarnego Pana będzie chciało zemścić się na twoim ojcu za to, co robił? Albo, co gorsza na jego najbliższych? Czarny Pan w końcu się odrodzi...

- Skąd ta pewność? - Przerwałam mu, przypominając sobie jak Moody powiedział to samo Klarze. - Skąd pan ma tą pewność, że Sam - Wiesz - Kto się odrodzi?

Mężczyzna otrząsnął się nagle, ponownie siadając naprzeciwko mnie.

- Nastały niebezpieczne czasy, panienko - odparł normalnym tonem, uśmiechając się mile. - Może jednak tej herbaty?

- Nie, dziękuję. Ja już chyba pójdę.

Chciałam wstać i wyjść, ale nauczyciel zmienił szybko miejsce, siadając koło mnie na kanapie. Spojrzałam na niego kątem oka, odsuwając się lekko, gdyż Moody bardzo lubił wnikać w czyjąś osobistą przestrzeń.

- Powiedz mi jeszcze, Lamberd... czy panna Klara ma jakieś kłopoty z młodym Malfoyem?

Zaskoczyło mnie to pytanie. Najpierw wypytuje mnie o ojca, a teraz na dodatek chce wiedzieć, co podziało się między Klarą a Malfoyem. Czyżby nas śledził?

- Pewnie zastanawiasz się, dlaczego nagle tak cię wypytuję, co? - Uśmiechnął się tajemniczo, jakby czytał w moich myślach, co jeszcze bardziej zrobiło się podejrzane. Sięgnął ręką do mojego ramienia i przejechał po nim, jakby coś strzepywał. Nim zdążyłam zareagować, odsunął dłoń. - Rano słyszałem wyjca od twojego ojca, głos wydawał się znajomy, a o problemach twojej przyjaciółki dowiedziałem się od Harry'ego Pottera. Wiesz, wy dzieci lubicie plotkować między sobą.

Kiwnęłam głową. W sumie teraz wszystko układało się w logiczną całość.

- Cóż... - zaczęłam niepewnie, zastanawiając się, czy mieszać w to wszystko naszego profesora.

- Śmiało, Alex! - Zachęcił mnie, ponownie się przysuwając. Nie byłam do końca pewna, czy mam mu powiedzieć o Malfoyu, czy też nie, ale może była to dobra okazja, żeby w końcu ktoś pokazał Ślizgonom, że nie są pępkami świata.

- Pansy Parkinson uwzięła się na Klarę - odpowiedziałam w końcu. - Dzisiaj zniszczyła jej zadanie na eliksirach. Wszystko dlatego, że Klarze podoba się Draco.

- Podoba jej się? - Podłapał mężczyzna, zatapiając się w swoich myślach. Ponownie oblizał wargi językiem, powracając wzrokiem w moją stronę. - Myślę, że mogę jakoś zaradzić na tę sytuację.

- W jaki sposób?

Moody sapnął zadowolony, opierając rękę o oparcie kanapy tuż za moimi plecami.

- To już pozostanie moją tajemnicą, panienko. - Jego magiczne oko spoczęło na moich odkrytych kolanach trochę dłużej niż to normalne. Poczułam się nieswojo.

- Profesorze?

Moody przełknął głośno ślinę, a jego ręka przesunęła się po całej długości moich pleców, zahaczając o spódnicę. Mężczyzna sapnął przybliżając się coraz bliżej, aż w końcu nasze kolana stykały się ze sobą. Ponownie odsunęłam się od niego, wstając szybko.

- Muszę już iść - powiedziałam szybko, zmierzając w stronę drzwi.

- Oczywiście, Lamberd. Zajęcia czekają. - Mężczyzna również wstał, a raczej wystrzelił z procy, chcąc wypuścić mnie szybko na zewnątrz. - Nie bój się. Postaram się pomóc naszej słodkiej Klarze.

Opuściłam jego gabinet, przykładając na chwilę ucho do drzwi. Przez moment słyszałam tylko szuranie jego laski po podłodze, a potem wszystko ucichło.

- Dziwny - mruknęłam do siebie i odeszłam.

W nocy, kiedy wszystkie dziewczyny spały, łącznie z Klarą, zaczęłam rozmyślać o pewnym nauczycielu. Jak to się właściwie stało, że Snape zawrócił mi w głowie? Przecież nigdy nie patrzyłam na niego, jako na mężczyznę, a po tym cholernym śnie wszystko się zmieniło. Miałam marne szanse, aby zawrócić mu w głowie, może gdybym była starsza o te 5, 6 lat, wtedy udałoby mi się zwrócić jego uwagę, ale teraz? Mała dziewczynka, głupia nastolatka. Jak ktoś taki mógł mieć jakiekolwiek szanse u niego?

***

- Jeżeli tak bardzo pragniesz mojej uwagi, głupia dziewczyno, to nie gadaj tyle -rzekł Snape, podwijając mankiety swojej czarnej szaty. Chwycił mnie za ramię i pchnął w stronę biurka. Obiłam się pośladkami o jego kant, a mężczyzna przyparł do mnie, podwijając spódnicę. Opuszkami palców gładził wewnętrzną stronę ud, a ja drżałam pod jego dotykiem.

- Byłaś kiedyś z mężczyzną? - Spytał ochryple. Na jego czole pojawiły się pierwsze kropelki potu.

Jęknęłam cicho.

- Nie...

Snape kiwnął głową na znak, że rozumie i mocniej rozszerzył mi nogi, po czym wszedł we mnie jednym, mocnym ruchem. O dziwo, nie poczułam żadnego bólu, ale za to przyjemność, jakiej doświadczyłam była wręcz nie do zniesienia. Nigdy nie czułam czegoś takiego, jakby wszystkie moje nerwy podłączone były do maszyny, która miała za zadanie dawać rozkosz. Stękałam głośno, kiedy brał mnie w dogodny dla siebie sposób, dysząc ciężko. Ten dźwięk był najpiękniejszym brzmieniem, jakie kiedykolwiek słyszałam. Czułam, że z moim ciałem dzieje się coś dziwnego. Przyjemność stawała się coraz większa, a ja...

***

- Alex? - Klara szturchnęła mnie w ramię.

Otworzyłam szeroko oczy, czując jak policzki palą mnie żywym ogniem. W dodatku cała się trzęsłam.

- Masz gorączkę? Jesteś cała rozpalona.

- Wszystko dobrze. Znowu miałam popaprany sen. - Przetarłam twarz dłońmi.

- Ten sam, co ostatnio?

- Bardzo podobny. Idę pod prysznic.

Wykąpałam się szybko i razem zeszłyśmy na śniadanie.

Zaraz po posiłku ruszyłyśmy na zajęcia, gdy nagle zaczepiła nas Mcgonagall, prosząc na słówko do jej gabinetu. Jako, że pierwszą naszą lekcją miało być Zielarstwo, które odbywało się na błoniach, a gabinet zastępczyni dyrektora znajdował sie na drugim piętrze, Mcgonagall postanowiła napisać nam usprawiedliwienia z lekcji profesor Sprout. To oznaczało, że chciała z nami przeprowadzić dłuższą rozmowę.

- Niedobrze - szepnęła Klara, chwytając mnie za rękaw. Ja w odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami. Dzisiejszy sen totalnie wybił mnie z rytmu. Czułam się z tym źle, bo pragnienie Snape'a było coraz większe, a nijak nie mogłam sobie z nim poradzić.

Weszłyśmy w końcu do małego pomieszczenia. Pierwsze, co rzuciło nam się w oczy, to duży, perski dywan usytuowany na środku pokoju. Zaraz koło niego znajdowały się dwa wygodne fotelu dość blisko rozpalonego kominka.

- Siadajcie - poleciła kobieta, a sama wyczarowała dla siebie dodatkowe siedzenie naprzeciwko nas. - Przeglądałam dzisiaj punktacje domów i muszę powiedzieć, że ostatnio bardzo opadliśmy w tabeli. Panno Lamberd, straciła pani ponad 50 punktów dla Gryffindoru w przeciągu tygodnia. Czy to ma związek z profesorem Snape'em?

- Co? Z nim? Znaczy, z profesorem? Nie, a dlaczego pani pyta? - Zdenerwowałam się. Klara patrzyła na mnie współczująco.

- Rozmawiałam dzisiaj z profesorem Moodym i dowiedziałam się, że profesor Snape uwziął się na twój mundurek. Podobno to przez niego straciłaś tyle punktów.

- To prawda - odezwała się nagle blondynka. - Jak tylko widzi Alex, odbiera jej punkty za strój, a przecież jest przepisowy.

Mcgonagall zlustrowała mnie od góry do dołu.

- Owszem. Ja również nie mam się czego przyczepić. W takim razie, jeżeli to prawda, będę musiała porozmawiać dzisiaj z Severusem - westchnęła na koniec. - To będzie ciężka rozmowa, a teraz... - kobieta wyczarowała dla nas usprawiedliwienia - zmykajcie na kolejne zajęcia.

Przez moment szłyśmy w ciszy, po czym Klara szturchnęła mnie łokciem w ramię, zatrzymując się.

- Co jest? - Spytała. - Znowu jesteś jakaś nieobecna. - Co się stało? Powinnaś się cieszyć. Mcgonagall pogada ze Snape'em i da ci już spokój. Nie odbierze ci punktów za strój. Może nawet wygramy Puchar Domów - rozmarzyła się na koniec.

- Ta...

Do samego wieczora miałyśmy różne zajęcia. Przez cały dzień przechodziliśmy tylko z klasy do klasy lub siedziałyśmy na błoniach, na zajęciach o magicznych stworzeniach, które prowadził Hagrid - gajowy Hogwartu. Pół olbrzym zawsze prowadził interesujące wykłady, ale tym razem moje myśli były daleko, daleko. Co jakiś czas spoglądałam również w stronę boiska gry od Quiddicha, gdzie któraś z przeciwnych drużyn miała właśnie trening. Tak bardzo mi tego brakowało, ale oczywiście, znowu, przez Snape'a, zostałam pozbawiona kolejnej ukochanej rzeczy.

W rozmyślaniach przeszkadzały mi chichoty Ślizgonek, które pokazując nas palcami, rozmawiały między sobą. Miałam ochotę wstać i walnąć je z pięści. Klara za to posmutniała, ale starała się tego nie okazywać, robiąc notatki z zajęć.

Wieczorem, po kolacji, postanowiłam w końcu zająć się sprawą brata Rona. Musiałam porozmawiać z chłopakiem o balu, który zbliżał się nieubłagalnie, a my nawet nie zamieniliśmy słowa, odkąd zostałam na niego zaproszona. Przechodziłam właśnie koło dziedzińca gdy usłyszałam nagle przyciszone głosy z jednej, z niedomkniętych klas. Przykleiłam się szybko do kamiennej ściany tuż obok, uświadamiając sobie, do kogo należały ów głosy.

- Musisz z tym skończyć, Pansy! - Syknął rozdrażniony Draco. - Nie wiem, co cię napadło, ale przez to i mnie pogrążasz na dno, rozumiesz?

- Draco, ale ja to robię dla ciebie przecież - jęknęła brunetka. - Mówiłeś, że nienawidzisz Gryfonów! Chciałam cię rozbawić.

- Takim dziecinnym zachowaniem? - Prychnął. - Ta Lamberd już się mnie uczepiła, a nie mogę pozwolić sobie na żaden szlaban teraz. Dobrze wiesz, że ojciec ma ważne sprawy do załatwienia w tym roku. Powiedział mi wyraźnie, żebym mu nie zawracał niczym głowy. NICZYM, rozumiesz?

- Przepraszam Draco, ale ta Amber mnie denerwuje. Cały czas ci się przygląda! Nie mogę na to pozwolić!

- Głucha jesteś? Nie dociera do ciebie, co mówię? Może jednak powinienem zamienić cię na nią, co? Ona przynajmniej wie do czego służy biblioteka i zna się na książkach!

- Co? O czym ty mówisz? Draco?

- Nieważne - odparł szybko Malfoy. - Spadam stąd, zaraz będzie cisza nocna.

Najciszej jak się dało ulotniłam się z tamtego miejsca, żeby przypadkiem nie spostrzegli, że ich podsłuchiwałam. Byłam trochę zdziwiona reakcją Malfoya. Myślałam, że chłopak nienawidzi wszystkich Gryfonów, a tu jednak nie umiał wypowiedzieć się złośliwie o Klarze. Musiałam jej to jak najszybciej powiedzieć, gdy nagle wyrósł przede mną Snape. Cofnęłam się szybko, nie chcąc wpaść w niego.

- Zapraszam do mojego gabinetu - rzekł chłodno, wyprzedzając mnie.

- Wracam właśnie do wieży, profesorze - odparłam, nie chcąc, szczególnie dzisiaj, być z nim sam na sam. W głowie cały czas miałam swój erotyczny sen, który powodował u mnie ciarki.

- Teraz - nacisnął.

Poszłam za nim w ciszy, nie wiedząc zupełnie, o co mu chodziło. Przecież nawet nie miałam z nim kontaktu dzisiaj. Nic nie nabroiłam, a jeszcze nie była dość późna pora, żebym nie mogła chodzić po zamku. Co on chciał?

Snape wpuścił mnie pierwszą do gabinetu, zamykając za sobą starannie drzwi. Usłyszałam szczęk zamka. Odwróciłam się do niego przodem, zaczynając powoli panikować.
CO ON WYPRAWIAŁ?!

Mężczyzna zrobił krok do przodu, chwytając mnie za kołnierz, po czym rzucił mną o ścianę, trzymając boleśnie za ramiona.

W głowie miałam mętlik. Nie rozumiałam do końca, co się dzieje.

- Jeżeli jeszcze raz naskarżysz komuś, że odebrałem ci punkty za strój, to gorzko tego pożałujesz - wycedził cicho wprost do mego ucha.

- Co?! - Pisnęłam, chcąc się wyrwać. W normalnych okolicznościach chyba bym zwariowała, ale Snape wyglądał strasznie. Miał rozszerzone oczy i obnażone zęby, a naciskając moje ramiona sprawiał mi tym ogromny ból. - Ja nikomu nic nie...

- Zamilcz! - Syknął. - Myślisz, głupia dziewczyno, że możesz spoufalać się ze mną? Że przez jeden marny sen masz prawo podważać moje kompetencje?

Sen?!

- Myślałaś, że się nie dowiem? - Niemal wyczułam jego szyderczy uśmiech za uchem. Ucisk na ramionach wezbrał na sile.

- Proszę mnie puścić - pisnęłam. - To boli...

- Pamiętaj - ostrzegł mnie - jeżeli jeszcze raz mi się sprzeciwisz, napyskujesz a co gorsza, pójdziesz na skargę, gorzko tego pożałujesz, Lamberd.

Snape przycisnął swoje ciało do mojego.

- Rozumiesz?

- T-tak... tak, panie profesorze - poprawiłam się szybko, chcąc stąd jak najszybciej uciec. Serce biło mi jak oszalałe, a ja czułam, że tracę kontakt z rzeczywistością.

- Tak lepiej - odparł lżejszym tonem i przygryzł mi płatek ucha, po czym obmył go językiem, odsuwając się w końcu.

Gdy tylko mnie puścił, osunęłam się po podłodze i zemdlałam.


2 komentarze:

  1. Dobra, nadrobione i przeczytane. Uwielbiam taką kreatywność, niby ta sama historia, ale perspektywa znów inna, bogatsze opisy, budowanie napięcia bez zmian - bo zawsze było znakomite i na najwyższym poziomie. Taki powrót do korzeni i odświeżenie tego, co pamiętam jako nastolatka. Czuję teraz jednak, że level podniósł się, Wasze notki po prostu się pochłania, czytając to, widzi się cały Hogwart, kibicuje się postaciom i te ciągłe elementy zaskoczenia - niby czujesz, podejrzewasz, że coś się stanie, a tu nagle zwrot akcji! Dziewczyny, rewelacja. Czekam na więcej, życzę Wam dużo weny. To jest naprawdę genialne. Potraficie obie wczuć się w pisanie z perspektywy nastolatek, a wiadomo, że myślą i odbierają świat inaczej niż osoby dorosłe. A jednocześnie zachowujecie spójność w dialogach dorosłych. Jesteście wspaniałe, obie. Obie piszecie świetnie. Keep doing that <3

    OdpowiedzUsuń
  2. :* dzięki. Xd wlasciwie to tak z perspektywy 14 letniej dziewicy jeszcze nie pisałam o alex hqhqhhq

    OdpowiedzUsuń