Nastał wtorek. W samo południe miał się odbyć
pierwszy etap turnieju trój magicznego. Ja ubrałam jasne jeansy i białą koszulę
z mundurku, a Alex ubrała obcisłe czarne legginsy i czarny, również obcisły
top. Obie miałyśmy ze sobą szaliki Gryffindoru. Alex dodatkowo dała sobie
namalować na policzkach flagi w kolorach naszego domu. Byłyśmy niemal gotowe do
wyjścia. Przeglądając zawartość swojego kufra, natrafiłam na przypinkę „Harry
śmierdzi”. Tę samą, którą jakiś czas temu podarował mi Draco. Alex zauważyła,
że dziwnie przyglądam się przedmiotowi.
- Tego chyba nie bierzesz? – zapytała z kpiną.
Drgnęłam, wystraszona tym, że zauważyła na co
patrzę.
- Nie, no co Ty! – odpowiedziałam szybko i
wcisnęłam przypinkę z powrotem do kufra. Zakopałam ją pod stosem ubrań.
- Masz szczęście, że nikt inny nie widział. Po
co w ogóle to trzymasz? – Alex podeszła do mojego łóżka, opierając się o jego
słupek.
Zaczerwieniłam się, unikając kontaktu
wzrokowego.
- Pewnie powiesz, że to głupie, ale… no… on mi
to dał – powiedziałam cicho.
- Na pewno powiem, że to trochę dziwne - Alex
zamyśliła się na moment i po chwili wzruszyła ramionami. – Ale w sumie można
uznać, że jest to jakaś pamiątka.
Kiwnęłam głową. Czułam, że przyjaciółka mi się
przygląda.
- Tak szczerze mówiąc – zaczęła, nie
spuszczając ze mnie wzroku. – Jeśli on Ci się serio tak podoba, powinnaś zrobić
pierwszy krok w jego stronę.
Spojrzałam na nią z miną, jakby oszalała. Alex
poruszyła brwiami.
- No co? – zaśmiała się. – Nie chcesz chyba do
końca szkoły patrzeć na niego z dwudziestu metrów i ślinić się do przypinki?
- No nie chce… ale weź…
Wstałam i chciałam uciec z sypialni, tym samym
ucinając temat, jednak Alex szybko złapała mnie za ramię.
- Spokojnie Klaro, nie mówię, że masz od razu
wyznawać mu miłość – przewróciła oczami. - Ale moglibyście chociaż pogadać.
Zakumplować się.
- Łatwo powiedzieć… - westchnęłam przeciągle.
- Może jeszcze mam do niego podejść na oczach Pansy Parkinson? A potem czekać
na truciznę w zupie, albo inny nieszczęśliwy wypadek?
- No niech tylko spróbuje się znowu
przyczepić, a obije tę jej wredną buźkę – Alex uderzyła pięścią w otwartą dłoń.
- No nie wiem… - nie byłam przekonana. - I
potem znowu będziesz mieć kłopoty? Drugi wyjec? Kolejny szlaban u Snape’a? I
tak się na nas uwziął.
- Tym razem by jej się należało – Alex
wzruszyła ramionami. - A jak to nie wystarczy, zawsze można coś napomknąć
profesorowi Moodiemu. Przynajmniej on jest po naszej stronie…
Alex zerknęła na mój kufer i zrobiła minę,
jakby chciała mi o czymś powiedzieć. W tym momencie do sypialni zapukała i
zajrzała Angelina.
- Idziecie? Wszyscy już wychodzą.
Spojrzałam na Alex i razem ruszyłyśmy do
wyjścia. W pokoju wspólnym powoli się przerzedzało. Ostatnie osoby malowały
sobie twarze. Niektórzy robili tylko znaki na policzkach, inni malowali całość.
Ja nie odważyłam się na nałożenie farby. Hermiona wzięła Harrego pod ramię, a
Ron zakręcił się blisko mnie i Alex. Wyszliśmy całą grupką razem z innymi
gryfonami. Przyjaciółka rozejrzała się, wyraźnie kogoś szukając.
- Jeśli szukasz Georga, to bawią się w
bukmacherów – westchnął Ron. – Będą już na stadionie.
- Szkoda, myślałam że pójdą z nami – Alex
wzruszyła ramionami. – Harry, jak się czujesz? – zapytała zrównując z nim krok.
Dogoniłam ją, by iść tuż obok. Harry miał minę
nietęgą. Nie wyglądał na pewnego siebie, ani w ogóle na pewnego, że przeżyje.
- Ćwiczyliśmy bardzo długo – odpowiedziała
Hermiona, obcinając wzrokiem Alex. – Ale Harry da sobie radę, prawda? –
uszczypnęła go w ramię.
- Mam taką nadzieję – Harry westchnął i kiwnął
głową.
- Przynajmniej wiesz co to jest – Alex
próbowała go pocieszyć. - Gorzej, gdybyś dowiedział się na miejscu. Poza tym
chyba nie zrobiliby takiego turnieju, gdzie naprawdę można zginąć?
Z dziedzińca wszyscy ruszyliśmy pod specjalnie
przygotowany stadion. Dumbledore od razu wyłapał z tłumu Harrego i zaprowadził
go do dużego namiotu dla uczestników. Hermiona stała w miejscu, długo wahając
się w którą pójść stronę. W końcu poszła za Harrym. Razem z Alex i Ronem
staliśmy przed wejściem na trybuny. W pewnym momencie dostrzegliśmy dwie,
znajome, rude czupryny. Bliźniacy snuli się pod trybunami i zbierali zakłady.
Mieli ze sobą dużą tabliczkę z przelicznikiem prawdopodobieństwa zwycięstwa
każdego z uczestników. Największe szanse dawali Krumowi, później Cedrikowi, na
trzecim miejscu Fleur, a na końcu oczywiście Harremu. Jedną z możliwych do
obstawienia pozycji było to, że Harry w ogóle nie przeżyje zadania. Bliźniacy
gdy tylko zobaczyli nas przed wejściem, zaraz do nas podeszli. George pocałował
Alex w policzek na przywitanie i skomplementował jej ciuchy. Później skrzyżował
spojrzenia z Ronem. Alex obejrzała tabliczkę z zakładami i parsknęła, kręcąc
głową.
- Ale jesteście. Dobrze, że Harry nie zdążył
tego zobaczyć – stwierdziła.
- To okrutne – skomentowałam.
- To biznes – powiedział Fred i wzruszył
ramionami.
– Dużo osób tak obstawia. Jeśli Harry przeżyje,
nam to na rękę. Większy zysk – uśmiechnął się George.
- Kupię nam popcorn… - stwierdził Ron i
zniknął.
Owinęłam szyję szalikiem w barwach domu i
rozglądałam się. Fred nagabywał przyszłych kupców. George objął Alex ramieniem.
- Alex, jak to się zacznie, to dołączę do
Ciebie na trybunach – mrugnął. – Teraz jeszcze trochę ponaciągamy klientów.
Wybaczysz mi, co?
- Jasne – odpowiedziała z uśmiechem. - Ale
przy następnym wypadzie do Hogsemeade stawiasz mi piwo kremowe.
- Umowa stoi! – George wyszczerzył się i
dołączył do brata. – Idźcie już, bo wam fajne miejscówki pozajmują!
Pomachałyśmy chłopakom i ruszyłyśmy do
wejścia. Gdy jednak usłyszałam za sobą znajomy głos, obejrzałam się przez
ramię. To była grupka ślizgonów z Draco na czele. Wszyscy zadowoleni,
poobwieszani plakietkami wyśmiewającymi Harrego. Malfoy jak tylko zobaczył
tabliczkę bliźniaków od razu sięgnął do kieszeni spodni i wyjął kilka monet.
- Patrzcie jak dobrze się składa. Od rana
obstawiam, że Potter dziś zdechnie, a tutaj jeszcze można na tym coś ugrać –
Draco wcisnął pieniądze Fredowi i posłał znaczący uśmiech w stronę kolegów.
- Też tak obstawiam – wyrwał się jeden z młodszych
ślizgonów, dorzucając swoje pieniądze. – Koleś nie ma szans!
- Jego legenda się skończy – skomentował inny,
przybijając sobie z kumplem piątkę.
Nie wiem czy z głupoty, czy dla popisu, ale pozostali
ślizgoni zaczęli opróżniać kieszenie z pieniędzy. George skrzętnie notował
kwoty.
- Co za gnidy… - Alex zacisnęła pięści.
- Fred mówił, że to biznes – napomknęłam. -
Niech marnują pieniądze, to nie zmieni wyniku turnieju.
Alex spojrzała na grupkę, później na mnie. W
końcu westchnęła i weszłyśmy razem na stadion. Chwilę zajęło nam szukanie Rona,
ale w końcu go znalazłyśmy. Faktycznie zajął całkiem dobre miejsca., tuż przy
barierce. Bardzo dobrze widać było arenę. Ron poczęstował nas popcornem, Alex
zapakowała całą garść naraz do buzi, próbując przełknąć złość. Ja oparłam się o
barierkę. Po paru minutach przyszła do nas Hermiona.
- Co za zołza… - powiedziała wkurzona.
Wszyscy spojrzeliśmy na nią z zaciekawieniem.
- Ta przeklęta reporterka zrobiła zdjęcie mi i
Harremu i nazwała nas zakochaną parą! – oburzyła się Hermiona.
Ron i Alex parsknęli śmiechem, ja poklepałam
Hermionę po plecach.
- Dopiero tłumaczyliśmy Harremu, że ona pisze
bzdury - powiedziałam. - Każdy to wie, nie masz czym się przejmować.
- No i przecież Harry jest dobrą partią –
wtrąciła Alex. – To nie wstyd być posądzonym o bycie jego dziewczyną.
- Parę numerów temu napisali, że on ma
jedenaście lat… - rzucił Ron, jakby od niechcenia.
Hermiona zrobiła dziwną minę, ale nie
powiedziała nic. Przez myśl mi przeszło, że może Krum będzie zazdrosny? Nie
chciałam jednak pytać o to przy wszystkich. Staliśmy więc i z wyczekiwaniem
patrzeliśmy na arenę. Gdy ogłoszono kolejność, wprowadzono pierwszego smoka. W
tym czasie bliźniacy tymczasowo zwinęli swój kram. Fred stanął z Angeliną
niedaleko mnie, przy barierce. George zakradł się do nas od tyłu i nagle stanął
za Alex, obejmując ją w talii.
- Jestem! – powiedział jej do ucha.
Miałam wrażenie, że z powodu zaskoczenia, Alex
w pierwszej chwili chciała mu przywalić. Chłopak jednak w porę się odchylił i
zaraz potem zaśmiał.
- Spokojnie, to tylko ja – George oparł brodę
o bark Alex, ponownie kładąc dłonie na talii mojej przyjaciółki.
Stali tak razem. Zerkałam na nich co jakiś
czas, tak samo jak Ron. Nie tylko my zerkaliśmy. Z naszego miejsca widać było
doskonale trybunę z nauczycielami i dyrektorem. Miałam wrażenie, że profesor
Snape patrzy w naszą stronę raz na jakiś czas, a na jego twarzy widniał
niezadowolony grymas. Nawet teraz nie mógł znieść naszego widoku? Nie
rozumiałam po co więc patrzy. Na trybunie był też i profesor Moody. Gdy nasze
spojrzenia się spotkały, profesor zasalutował mi z uśmiechem. Rozpogodziłam się
nieco i od razu mu pomachałam.
Gdy na arenę wszedł w końcu Harry, nasza
trybuna zawrzała. Wszyscy machali szalikami, krzyczeli i kibicowali jak tylko
mogli. Wyklaskiwaliśmy rytm, śpiewaliśmy piosenki. George wziął Alex na barana,
by mogła o wiele więcej widzieć. Ja przytuliłam się do barierki, dziękując w
duchu Ronowi za zajęcie tego miejsca. Trybuna ślizgonów wydawała z siebie buczenie
i gwizdy. Byliśmy jednak głośniejsi.
- DASZ RADEEE! – Krzyczała Alex. - WIERZYMY W
CIEBIE!
Harry po kilu nieudanych podejściach do
złotego jaja, przywołał miotłę, wskoczył na nią i próbował w locie wykiwać
smoka. Wszyscy powtarzali jeden drugiemu, że trafił mu się najgroźniejszy okaz.
W pewnym momencie wszystkim zrzedły miny. Łańcuch smoka zerwał się, a ten wzbił
się w powietrze w pogoni za okularnikiem. Oboje zniknęli z naszego pola
widzenia, odlatując daleko poza stadion. Ludzie ucichli, patrzyli jeden na
drugiego. Nie wyglądało to dobrze. Wystraszona Hermiona ukryła twarz w
dłoniach. Nawet George odstawił Alex na ziemię.
- Kurwa. Oby nie było już po nim – zaklął
George, zerkając do notesu. – Nie wypłacimy się.
- Na pewno nic mu nie jest… - powiedziała
Alex, próbując coś wypatrzyć.
- Twardy jest, da radę – rzucił Fred,
przytulając do siebie wystraszoną Angelinę.
Ron patrzył na horyzont w milczeniu. Ja
zaciskałam kciuki i wstrzymywałam oddech, od czego szybko zrobiło mi się słabo.
Alex stawała na palcach, jakby miało jej to pomóc coś dostrzec. Z przerażeniem
co jakiś czas zerkałyśmy na trybunę nauczycieli. Ogłoszą przegraną? Zawieszą
konkurs? Co w ogóle zamierzają?...
Po paru minutach na niebie pojawił się jakiś
kształt. Chwilę później Harry wrócił na arenę – już bez smoka – i jakby nigdy
nic dopadł złote jajo. Na trybunach znów zawrzało. Dumbledore ogłosił, że Harry
przechodzi do kolejnego etapu! Wszyscy w naszym sektorze zaczęli wiwatować i
się przytulać. Ja głośno klaskałam. George mocno przytulił się z Alex, później
Alex przytuliła się z Ronem. Ron od razu spalił buraka i ewakuował się w stronę
Hermiony. Alex z Hermioną jedynie na siebie łypnęły, po czym Alex podeszła mnie
uściskać. Ron przytulił Hermionę krótko, a później mnie – na odwal się, jedynie
jedną reką. Hermiona przytuliła mnie normalnie. George tylko przybił mi piątkę
i zaraz przygarnął do siebie Alex. Fred i Angelina jedynie wszystkim przybijali
piątki, nie wychodząc ze swoich objęć. Teraz i tak najważniejsze było to, że
Harry nie spłonął żywcem i że przeszedł do kolejnego etapu. Gdy trybuny nieco
ucichły, Dumbledore znów przyłożył różdżkę do swojej krtani i zaczął
przemawiać.
- Raz jeszcze najszczersze gratulacje dla
naszych uczestników! Korzystając z okazji, że jesteśmy w komplecie, pragnę
zaprosić wszystkich uczniów i nauczycieli na dzisiejszą ucztę! Będziemy
biesiadować do późna, świętując zwycięstwo wszystkich uczestników! W związku z
wydarzeniem, dzisiejsza cisza nocna zostanie przesunięta na godzinę pierwszą w
nocy, a jutro pierwsze zajęcia odbędą się dopiero po obiedzie!
Ludzie zawyli z radości. Podekscytowana Alex
wywinęła się spod reki Georga, skoczyła w moją stronę, złapała mnie za ramię i
potrząsnęła mną.
- Słyszałaś?! Jutro rano znowu wolne! –
cieszyła się.
Ja miałam minę, jakbym oberwała właśnie cios
prosto w serce. Przewiesiłam się przez barierkę, bez życia.
- Odpadnie nam obrona przed czarną magią… -
stęknęłam nieszczęśliwa.
- Oj daj spokój, zawsze to dodatkowe wolne –
Alex szturchnęła mnie.
- Wyjątkowo się z nią zgodzę – rzuciła
Hermiona. – Profesor Moody ma specyficzny sposób prowadzenia zajęć… nie
odpowiada mi.
Westchnęłam cierpiętniczo i posłałam krótkie
spojrzenie w stronę trybuny profesorów. Moodiego już tam nie było. Ludzie z
naszej trybuny też się już zbierali. Hermiona i Ron popędzili przodem, by
dopaść Harrego przy wyjściu z namiotu uczestników. Alex złapała mnie za rękę i
pociągnęła do wyjścia.
- Chodź. I tak masz z nim dodatkowe spotkania,
więc na pewno nadrobicie to co ominęło nas na zajęciach – przekonywała mnie
przyjaciółka.
- Wiesz, nie do końca robimy to co w klasie –
rzuciłam.
Zostawiłam barierkę w spokoju. Zerknęłam
jeszcze na pustą trybunę ślizgonów i poszłyśmy do wyjścia. W tym momencie
George dogonił nas, szepnął do Alex, że musi iść się rozliczyć z zakładów i że
zobaczą się później. Pomachałyśmy mu na pożegnanie i dołączyłyśmy do ekipy pod
namiotem. Gdy tylko Harry wyszedł na zewnątrz, Alex, Ron i Hermiona rzucili się
na niego, mocno go przytulając. Ja stałam z boku. Wszyscy mu gratulowaliśmy. Z
daleka widziałam, jak Pansy Parkinson udziela wywiadu reporterce proroka
codziennego. Nikt sobie jednak nie zaprzątał tym teraz głowy. Całą grupą
wróciliśmy do szkoły, wiwatując po drodze. Słyszałam jak ludzie mówili, że
Harry musiałby być głupcem, żeby zgłosić się dobrowolnie do tego turnieju.
Chyba w końcu zaczęli mu wierzyć.
Popołudniu zeszłyśmy z Alex do Wielkiej Sali.
Usiadłyśmy naprzeciw Rona i Harrego. Stoły były suto zastawione, ale smakołyki
wyglądały o wiele lepiej niż zazwyczaj. Było tłoczno i gwarno, ludzie
rozmawiali, śmiali się, opowiadali historie. Co rusz przy każdym stole ktoś
wiwatował. Każdy po kolei chciał uściskać Harrego i złożyć mu gratulacje.
Powoli zaczęła robić się do niego kolejka, a widać było, że chłopak powoli
zaczyna mieć dość. W tym czasie Cedrika nosili na rękach. Ja zajadałam się
babeczkami. Alex nabiła truskawkę na wykałaczkę i zamoczyła ją w czekoladowej
fontannie. Gdy ją oblizywała, Ron strasznie się zagapił.
Nauczyciele co jakiś czas patrolowali między
stołami, zaglądając, czy nikt nie ma pod stołem butelek z alkoholem oraz
wąchając zawartości niektórych kubków. Impreza miała być na trzeźwo, ale widać
było po twarzach niektórych, że coś na pewno sobie dolewali. Ja pilnowałam
swojego pucharka jak oka w głowie. W pewnym momencie zerknęłam na stół kadry
nauczycielskiej. Profesor Moody żywo rozmawiał o czymś z profesor McGonagall. Alex
podążyła za mną wzrokiem i klepnęła dłonią w stół.
- Wiesz co? – zaczęła. – Tak mnie nosi od
jakiegoś czasu… no po prostu muszę Ci o tym powiedzieć.
Wpatrzyłam się w przyjaciółkę, a ta przekręciła się w moją stronę. Rozejrzała się jeszcze by ocenić kto jest blisko nas i na ile mógłby słyszeć.
- Pamiętasz ten szlaban, co chwilę
sprzątałyśmy razem?
- Tak, pamiętam – kiwnęłam głową i odłożyłam
niedojedzoną babeczkę.
- Zrobiłam strasznie głupią rzecz… -
westchnęła Alex i klepnęła się dłonią w czoło. – Gdy już poszłaś, był taki
moment, że profesor Moody wyszedł na chwile z gabinetu i zostawił szufladę
biurka otwartą. Nie mogłam się powstrzymać i do niej zajrzałam…
- Grzebałaś mu?! – pisnęłam z szeroko
otwartymi oczami.
Alex szybko zasłoniła mi usta i uśmiechnęła
się do siedzącej nieopodal gryfonki, która dziwnie na nas łypnęła. Przyjaciółka
zabrała rękę z mojej twarzy i kontynuowała.
- Nie chciałam! – broniła się. – Ale w tej
szufladzie zobaczyłam coś, co wyglądało jak Twój pamiętnik!
- To chyba Ci się dni pomyliły – zmarszczyłam
brwi. - Bo tamtego dnia profesor mi go zwrócił.
- No właśnie dlatego mnie to zdziwiło. Mówię
Ci, był identyczny! Przynajmniej z zewnątrz.
- Jak to z zewnątrz? – patrzyłam na nią
podejrzliwie i z niedowierzaniem. – Jeszcze przekartkowałaś?
- Sam mi dał przekartkować… - Alex westchnęła.
- Przyłapał mnie na grzebaniu.
Nie mieściło mi się w głowie. Mieć czelność
grzebać nauczycielowi i jeszcze dać się na tym złapać? To cud, że nie dostała
żadnego szlabanu ani nic. Siedziałyśmy tak i patrzyłyśmy na siebie nawzajem.
- Rany… Nie pomyślałaś, że kupił kiedyś zeszyt
w takim samym sklepie? – zapytałam nagle, nawet nie dopuszczając innej myśli do
głowy.
- To była chwila – Alex nabiła na wykałaczkę
kolejną truskawkę i powoli zanurzyła ją w czekoladzie. - Nie myślałam wtedy za
dużo, po prostu wydało mi się to dziwne, więc musiałam zobaczyć. No ale ten
jego zeszyt był puściutki w środku…
Alex spokojnie oblizała truskawkę z czekolady,
a później ugryzła ją. Widziałam kątem oka, że profesor Snape stał w odległości
kilku metrów od nas i z pokerową miną patrzył w naszą stronę. Odruchowo nieco
się skuliłam, by mniej zwracać na siebie uwagę.
- I co? Profesor nie był… zły czy coś? – zapytałam,
mrużąc oczy.
- Na początku trochę się wkurzył –
kontynuowała Alex. - Ale szczerze przeprosiłam go za wścibskość i jak sobie
wyjaśniliśmy wszystko, to już było dobrze. Z innym nauczycielem może by nie
przeszło...
- Racja. Jest dla nas bardzo wyrozumiały… -
Nagle coś mi się przypomniało. – Ale wiesz co? Gdy byliśmy we wiosce, profesor
Moody powiedział, że ma dwie ulubienice. Profesor Snape wtedy wskazał na mnie
jako na jedną z nich. Może Ty jesteś drugą? – uśmiechnęłam się do niej.
Obie zerknęłyśmy na stół nauczycieli. Moody
popijał z buteleczki, którą zaraz potem chował za pazuchą.
- W sumie dobrze jest mieć takiego sojusznika.
Nie powiesz mi, że nam nie pomaga – stwierdziła przyjaciółka. – A co do tej
szuflady jeszcze, to miał w niej też coś innego…
- Boję się pytać… - szepnęłam.
Alex nachyliła się w moją stronę i szepnęła mi
do ucha „maskę śmierciożercy”. Spojrzałyśmy sobie prosto w oczy, a zaraz potem
ja – po raz kolejny - spojrzałam na profesora Moodiego. Nie wiem, czy wiedział
że o nim gadamy, ale akurat też na nas patrzył. Wciąż siedział z McGonagall.
- Wiesz… on jest aurorem – powiedziałam bez
stresu. – to chyba normalne, że ma takie rzeczy?
- Teraz też już uważam to za względnie
normalne. W pierwszej chwili się wystraszyłam, że może on jest wiesz…
- Śmierciożercą? – dokończyłam za nią i wysoko
uniosłam brwi.
- No nie wiem – parsknęła Alex, wyraźnie
zmieszana. – Mówię, to była chwila! Też może byś pomyślała coś głupiego. Ale
pokazał mi rękę i nie ma na niej znaku śmierciożerców. I mówił, że to pamiątka
po wojnie czarodziejów. Czyli wszystko spoko.
Wzruszyłam ramionami. Gadałyśmy sobie jeszcze
przez chwilę, aż w pewnej chwili pomiędzy nas wpakował się George. Objął Alex
ramieniem i rozejrzał się dyskretnie.
- Hej dziewczyny, zwijamy się stąd? –
zaproponował.
- Przecież jest impreza – powiedziałam.
- To nazywasz imprezą? - George zaśmiał się. -
Wszyscy siedzą i jedzą, do tego profesorowie zaglądają ludziom na ręce. Ani się
odprężyć, ani powygłupiać!
- Mhm… Co proponujesz? – zapytała Alex i
wrzuciła do ust cukierka, trafiając za pierwszym razem.
- Mamy taką posiadówę w zamkniętym gronie… -
szepnął George. - Starsze roczniki głównie, ale też kto się przyklei, ten
wpada. Dziewczyny mają wstęp wolny, bo kobiet nigdy za wiele – zaśmiał się.
- Weźcie mnie też… - błagał Harry wskazując na
tłoczących się wokół niego ludzi. – Nie wytrzymam tu z nimi.
George ocenił Harrego wzrokiem i kiwnął głową.
Wstał od stołu, a Alex kiwnęła na mnie ręką, bym też szła. Harry szybko
przeczołgał się pod stołem. Ron widząc okazję, zrobił to samo. Ruszyliśmy
grupką przez korytarze. Mijaliśmy większe i mniejsze grupki rozmawiajacych i bawiących
się uczniów. Alex i George szli przodem. Ten najpierw głaskał ją po boku, a później
opuścił rękę niżej, na jej biodro. Zawstydziłam się i zwolniłam trochę kroku,
równając go z Ronem.
- Mam nadzieję, że warto tam iść – bąknął Ron.
- A co Ty taki nie w sosie? – zapytał Harry. –
To ja prawie dzisiaj umarłem i jeszcze dwa razy prawie mnie zabiją. Mam chyba
więcej powodów do zmartwień, co?
- No niby –westchnął Ron. – Ale ogólnie to się
cieszę, że znów możemy się kumplować. Nie wiem czemu uwierzyłem, że mnie
oszukałeś…
- Też nie wiem – odpowiedział Harry. - Zawsze
myślałem, że skoro jesteśmy przyjaciółmi, to sobie ufamy.
Zaczęłam się zastanawiać, czy skoro mam przed
Alex tajemnicę, to czy to znaczy, że nie jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami?
Moje rozmyślania jednak przerwał fakt, że dotarliśmy pod niepozorne drzwi.
George zapukał w dziwny rytm, a drzwi się otworzyły. W przejściu zasalutował
nam starszy od nas prefekt Hufflepuffu, który pełnił rolę bramkarza. Alex z
Georgiem przeszli bez problemu, do mnie prefekt się uśmiechnął, Harrego
przepuścił, jako zwycięzcę, ale za to zatrzymał Rona.
- Ty to chyba za młody jesteś, co? –
powiedział prefekt.
- Daj mu wejść, to mój brat – rzucił George,
ciągnąć Rona za rękaw.
- Tylko niech nie robi nic głupiego – mrugnął prefekt.
Ostatecznie przepuścił wszystkich. Przeszliśmy
przez kilka lejących zasłon i mały labirynt między skrzyniami i pudłami. W
końcu znaleźliśmy się w wielkiej, zagraconej sali na której środku stał
niepozorny namiot. George podbiegł do wejścia i przytrzymał nam płachtę,
puszczając nas przodem. Środek okazał się wielokrotnie większy od tego co widać
było na zewnątrz. Namiot był ogromny, zdolny pomieścić w sobie ludzi na duże
przyjęcie. Było tam pełno wnęk, bocznych komór i zakamarków. Stały kanapy,
krzesła, stoliki i pufy. Na środku było wydzielone miejsce na parkiet, na
którym tańczyło kilkanaście osób. Muzyka grała głośno. Światło było lekko
przyciemnione, ale nie na tyle, by nic nie było widać. Ludzie siedzieli w
grupkach, gadali i grali w różne gry. Na stołach stały pootwierane butelki
wódki i różne piwa. To co pierwsze rzuciło mi się w oczy, to fakt, że prawie wszyscy
byli od nas starsi. Byli tu ludzie z obu odwiedzających nas szkół oraz ze
wszystkich domów Hogwartu. W pewnym momencie tuż przed nami przebiegł chłopak z
ekipy Kruma. Był bez koszulki, a jego umięśnione ciało aż błyszczało od potu.
Chłopak wydzierał się w nieznanym mi języku. Alex podążyła za nim wzrokiem.
- Komuś tutaj gorąco – zaśmiała się i złapała
mnie pod rękę, żebym się nie zgubiła.
- Co to za miejsce?... – zapytałam, nie
rozpoznając kształtu pomieszczenia.
- Pokój życzeń – powiedział George. – Potrzebowaliśmy
miejsce na posiadówę z dala od nauczycieli i proszę. W dodatku dzięki namiotowi
nie słychać nas na zewnątrz.
- Nieźle – ucieszyła się Alex.
Rozejrzałam się uważnie. George złapał Rona za
kołnierz i popchnął go w stronę grupki dziewczyn z francuskiej szkoły.
- Idź kogoś wyrwij, nie rób wstydu rodzinie –
zaśmiał się bliźniak.
Ron wylądował pomiędzy dziewczynami. Na jego
twarzy widać było panikę. Harry podszedł do niego, by go uratować. W tym
momencie wszystkie dziewczyny zaczęły wydawać z siebie ochy i achy w związku z
jego popisem na turnieju. Harry miał więc grono fanek, a Ron szybko przygasł. Nie
patrzyłam na nich długo, bo George zaprowadził mnie i Alex do niskiego stolika
przy którym siedziało się na poduchach na ziemi. Fred już tam siedział, a Angelina
leżała, trzymając mu głowę na kolanach. Wyglądała na lekko wstawioną. Chłopcy
podali nam po piwie, ale ja swoje stanowczo odsunęłam.
- Po ostatnim, to ja nie chcę pić –
powiedziałam. – I Ty Alex też nie powinnaś. Profesor Moody Cie upomniał,
pamiętasz?
Alex patrzyła mi prosto w oczy i jakby nigdy
nic wzięła łyka piwa. Później uśmiechnęła się do mnie bardzo miło.
- W dupie to mam –stwierdziła przyjaciółka.
Westchnęłam. Usiadłam na piętach, położyłam
dłonie na kolanach i ostrożnie obserwowałam ludzi wokół nas. Było bardzo dużo obściskujących
się par. Ludzie rozmawiali o turnieju, o odwołanych zajęciach, obgadywali
profesorów, tańczyli. Alex opróżniała piwo z prędkością światła, tłumacząc mi,
że jest przecież słabe. Było całkiem fajnie, na pewno mniej drętwo niż na
Wielkiej Sali. W pewnym momencie Alex wyciągnęła mnie na parkiet, żeby się
poruszać. Reszta ekipy od razu do nas dołączyła. Tańczyliśmy w kółku do
momentu, aż poleciała wolniejsza piosenka. Wtedy George poprosił Alex do tańca.
Ona objęła go wokół szyi, a on złapał ją za jej jędrny tyłek. Wycofałam się z
parkietu, stając pod ścianą namiotu. Obserwowałam ich do momentu, gdy się
pocałowali. Robili to tak długo i namiętnie, że aż poczułam się nieswojo. Zaczerwieniona
postanowiłam ewakuować się do łazienki. Alex przyuważyła, że odchodzę od reszty,
więc ostatni raz pocałowała Georga i jakby nigdy nic zostawiła go na parkiecie.
Podbiegła do mnie z uśmiechem na twarzy.
- Gdzie idziesz? – zapytała.
- Chciałam do łazienki… - powiedziałam, wciąż
czerwona.
- To idę z Tobą.
Alex pomachała Georgowi, a ten z niezbyt
zadowoloną miną wrócił do stolika. Zaczęłyśmy razem kręcić się po namiocie, zaglądając
w różne zakamarki. W jednym z nich była grupa starszych krukonów, którzy bawili
się w turniej wiedzy. Gdy usłyszałam serię pytań i odpowiedzi, oczy mi się
zaświeciły.
- Też chce się w to pobawić! – powiedziałam,
idąc w ich stronę.
Alex złapała mnie mocno za ramię i zatrzymała.
- Weeź. Chcesz żebym z nudów umarła? –
zaśmiała się.
Postanowiłam odpuścić. Ruszyłyśmy dalej w
poszukiwaniu łazienki lub chociaż jakiejś do niej drogi. W międzyczasie minęłyśmy
grupkę uczniów z Durmstrangu. Chłopacy robili zawody w pompkach na jednej ręce,
a ich zaangażowanie i entuzjazm wyjaśniały, dlaczego wcześniej jeden uczeń
biegał bez górnej części garderoby. W pewnym momencie trafiłyśmy na Harrego. Na
policzkach i czole miał odbite ślady szminki, a jego okulary były
przekrzywione.
- Co Ci się stało?... – zaśmiała się Alex.
- Obskoczyły mnie dziewczyny – Harry wyglądał
jakby był w szoku. – Gdzie reszta?
Zaśmiałam się cicho i wskazałam mu kciukiem
kierunek, gdzie ostatnio widziałyśmy bliźniaków.
- Rona zgubiłeś? – zapytała Alex, rozglądając
się.
- Gdzieś przepadł… ale na pewno snuje się po
namiocie – Harry powlókł się w stronę stolika. Po kilku krokach obrócił się do
nas. – Uważajcie. Widziałem, że ślizgoni też tu wchodzili.
Alex odruchowo złapała za różdżkę. Zauważyłam
to.
- Chyba nie będą psuli wszystkim imprezy? –
zapytałam.
- Kto ich tam wie – przyjaciółka wzruszyła
ramionami.
Ostatecznie wyszłyśmy z namiotu. Podeszłyśmy
do prefekta, pilnującego wejścia do pokoju życzeń. Popijał piwo kremowe i
twardo stał na straży.
- Już spadacie? – zapytał z przyjaznym
uśmiechem.
- Szukamy łazienki – powiedziałam.
- Skoro tak, to tam w głębi powinny być drzwi –
kciukiem wskazał nam kierunek. – Bo wiecie… Lepiej nie wychodzić na zewnątrz.
Snape na kilometr wyczuje dobrą zabawę i wszystko nam spieprzy – mrugnął do nas
wesoło.
- Racja… - wystraszyłam się. - Profesor
potrafi zjawiać się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie.
W sumie nie miałam sobie nic do zarzucenia,
ale Alex i reszta pili alkohol. No i profesor Snape na pewno znalazłby paragraf
na każdego z nas, już za samo to, że się tutaj ukrywamy. Bez znaczenia było, że
nikt nie zabraniał się chować.
Zawróciłyśmy i zaczęłyśmy krążyć po pokoju
życzeń. Sala była jeszcze większa niż wydawało mi się na samym początku.
Skrzynie i graty tworzyły istny labirynt. Znalazłyśmy w końcu wejście do
łazienki, a gdy z niej wyszłyśmy, ruszyłyśmy w drogę powrotną. W pewnym
momencie usłyszałyśmy męskie głosy. Spojrzałyśmy po sobie. Alex pokazała mi, by
być cicho, złapała mnie za dłoń i bezszelestnie zakradłyśmy się bliżej źródła
dźwięku. Okazało się, że tuż za rogiem była „tajna” miejscówka ślizgonów. Kilka
czarnych, skórzanych kanap tworzyło półkole, na środku stały niskie skrzynki
zastawione butelkami. Siedziało tam paru uczniów ze starszych roczników, było
też kilka dziewczyn. Wszyscy ze Slytherinu. To co mnie najbardziej zaskoczyło,
to fakt, że na jednej z kanap siedział Draco Malfoy. Blond włosy miał
przylizane do tyłu. Ubrany był w czarne spodnie i czarną koszulę zapiętą pod
szyję. Jedną rękę miał luźno zarzuconą na oparcie, a w drugiej trzymał piwo,
które powoli sączył. Po obu stronach chłopaka, zamiast standardowej obstawy
siedziały dwie, wdzięczące się ślizgonki. W towarzystwie nie było Parkinson.
- Słuchaj kretynie – Draco zwracał się do
Goyla, który siedział na skrzynce pomiędzy kanapami – jak z Crabbem nie
zdobędziecie ani jednego punktu, wszyscy uznają was za przegrywów. To sprawa
honoru.
- Na moje chłopak nie ma szans – odezwał się
ślizgon z szóstego roku. – To prawdziwa sztuka zakręcić się koło lasek. Z
resztą wasz rocznik ma trudniej. Na dzieciaka nie poleci żadna starsza, one
wolą dojrzalszych.
- Kogo nazywasz dzieckiem? – Malfoy posłał
tamtemu chłodne spojrzenie.
Ten z szóstego roku uśmiechnął się sztucznie i
po chwili wskazał głową na Goyla. Ja zastanawiałam się o czym w ogóle gadali.
Alex miała minę, jakby wiedziała wszystko. Mrużyła oczy.
- Zaproszenie na bal potrafi zrobić różnicę –
wtrąciła jedna ze ślizgonek, siedzących obok Draco. – Kobieta czuje się wtedy
wyróżniona, łatwiej ją przekonać do różnych rzeczy – dziewczyna patrzyła
znacząco na blondyna.
- Spróbuje w ten sposób. A kto teraz pilnuje
punktacji? – zapytał Goyle.
- Ja - usłyszałyśmy za plecami męski głos.
Podskoczyłam ze strachu. Obróciłyśmy się w
momencie, gdy właściciel głosu złapał nas za ramiona. To był Lucjan Bole,
wysoki, dobrze zbudowany chłopak o czarnych włosach. Aktualnie na ostatnim roku
nauki. Alex znała go z boiska do quidditcha, bo był pałkarzem drużyny
Slytherinu. Alex złapała za różdżkę, ale Bole spojrzał na nią tak, że szybko
zrezygnowała.
- Spokojnie - Lucjan mrugnął do nas i lekko
wypchnął nas zza skrzynek, aż znalazłyśmy się na widoku dla całej ekipy. -
Słuchajcie, mamy tutaj niespodziewane towarzystwo! – rzucił w stronę grupki i lekko
się uśmiechnął.
Wszyscy spojrzeli w naszą stronę. Szczególnie
dziewczyny miały takie miny, jakby chciały nas zabić za samo to, że istniejemy.
- Kurwa… - zaklął Draco, szybko odstawiając
piwo.
- Znasz je? – zapytał Bole.
Cały czas stał za nami i blokując nam
najszybszą drogę ucieczki. Ja patrzyłam spanikowana na Malfoya. Alex stanęła
prosto, jakby nie miała sobie nic do zarzucenia.
- Ta… są z naszego roku – mruknął Malfoy i
wskazał na mnie głową. – Z Amber siedzę na obronie, a ta druga – wskazał na
Alex – Lamberd, przyciąga kłopoty.
- Kłopoty? – powtórzył Lucjan i pokręcił
głową. – To kiepsko. Ale nie bądźmy tacy, dziewczyn nigdy za wiele, nie?
Siadajcie z nami – był podejrzanie miły.
- Właściwie to tylko przechodziłyśmy i… -
zaczęłam się tłumaczyć.
- Widziałem jak „przechodziłyście” – Bole
tracił cierpliwość. Zarzucił nam ręce na barki i spojrzał na nas naprzemiennie.
– Nie wiem jak u was, ale u nas mówi się na to podsłuchiwanie. Szpiegujecie dla
swoich, hm?
- Prawie nic nie słyszałyśmy – Alex sprawnie wywinęła
się spod jego ręki.
Ja stałam jak kołek.
- Jasne – mruknął pałkarz. – I tak siadajcie. Widziałyście
za dużo, nie możemy was tak po prostu puścić.
- I co, będziecie nas więzić? – warknęła Alex,
znów łapiąc za różdżkę. – Będą nas szukać!
Paru ślizgonów wyjęło swoje różdżki. Mieli
przewagę liczebną, ale Alex nie opuszczała gardy. Rozśmieszyło ich to.
- Serio jest kłopotliwa – zaśmiał się siedzący
na kanapie szóstoklasista, zerkając przy tym na Malfoya.
- Mówiłem – skomentował Draco i sięgnął po
swoje piwo.
Młody Malfoy obserwował nas ze stoickim
spokojem. Ja byłam sparaliżowana strachem. Nie wiedziałam na ile sobie żartują.
Od razu przypominałam sobie te wszystkie straszne rzeczy o których mówił
profesor Moody…
- Po prostu siadajcie – Lucjan wciąż się
uśmiechał.
Złapał mnie za ramię i posadził na jednej z
kanap. Alex łypnęła na boki. Mimo beznadziejnej sytuacji biła od niej pewność
siebie. Przyjaciółka podeszła do kanapy i jakby nigdy nic usiadła obok mnie, od
razu obejmując mnie ramieniem.
- No i świetnie – Lucjan klasnął w dłonie. –
To teraz przewidziana kara.
Spokojnie poszedł za kanapę i z ukrytej za skrzynkami
lodówki wyjął butelkę whisky. Śledziłyśmy go wzrokiem. Chłopak postawił przed
nami dwie szklanki i nalał po połowie. Goyle zarechotał.
- Pijcie – powiedział Bole, wciąż trzymając
butelkę w ręce.
- Co? Nie ma mowy – pisnęłam.
Alex sięgnęła po szklankę i powąchała zawartość.
- Musicie – Lucjan patrzył mi prosto w oczy.
Do jego twarzy cały czas przyklejony był ten
uśmieszek. Chyba już wiedziałam czemu tak się cieszył. Spojrzałam na Draco z jakąś
głupią nadzieją, że może wybawi nas z opresji. Cholera, byliśmy w tej samej
klasie.
- Ale ja nie mogę – próbowałam się bronić.
- Powiedział, że musicie – stwierdził twardo
Draco. – Widziałyście, że pijemy, więc musicie napić się z nami.
Siedzące przy nim dziewczyny uśmiechały się
pod nosem.
- Dokładnie. Wtedy to będzie jak współudział w
zbrodni – tłumaczył Lucjan. – Wybaczcie, ale na słowo wam nie uwierzę, że
nikomu nie piśniecie ani słówka.
- Może i racja, ale nie przemyśleliście
jednego – w końcu odezwała się Alex, patrząc odważnie na Lucjana - Jak Klara
wypije to całe, będziecie musieli tłumaczyć się, dlaczego leżą tu jej zwłoki.
Szybko pokiwałam głową, przyznając jej rację.
Ślizgoni obcięli mnie wzrokiem i pogadali chwilę między sobą.
- Niech weźmie łyka, a Ty Lamberd wypijesz
resztę – rzucił Draco, uśmiechając się pod nosem.
Kilka osób przytaknęło na ten pomysł.
Spojrzałam na Alex z przerażeniem i niedowierzaniem. Ona uśmiechnęła się do
mnie lekko i na raz opróżniła swoją szklankę. Skrzywiła się lekko, czując
gorzki smak whisky. Ślizgoni byli pod wrażeniem. Lucjan odkręcił butelkę i
chciał jej dolać, ale przyjaciółka położyła otwartą dłoń na szklance.
- Dość – stwierdziła stanowczo. - Miałyśmy
tylko to wypić.
- Dobra, dobra. Ale została jeszcze druga –
Lucjan odłożył butelkę i złapał mnie od tyłu za barki. Wbił mi w nie palce – No
młoda, dasz radę. Chociaż łyczek – zachęcał mnie.
- Zostaw ją – warknęła Alex, widząc moją minę.
Chłopak zabrał ręce, unosząc je w obronnym
geście. Draco odstawił na stół pustą butelkę piwa i sięgnął po kolejne,
obserwując rozwój wydarzeń. Przyjaciółka podała mi do ręki szklankę, ja powąchałam
zawartość i skrzywiłam się. Miałam nie pić nic z nieznanych źródeł. Do tego to
był mocny alkohol. Popatrzyłam powoli na wszystkich wokół. Wszyscy wydawali się
świetnie bawić naszym przedstawieniem. Wzięłam malutki łyczek, od razu tego
żałując. Miałam wrażenie, że alkohol wypala mi dziurę w przełyku. Rozkaszlałam
się. Bole zaśmiał się i poklepał mnie po plecach. Draco jakby od niechcenia przysunął
w moją stronę butelkę piwa. By zabić ten smak, zdecydowałam się zaryzykować i
upiłam łyk z tej butelki. Gdy ją odstawiłam, Draco zgarnął swoje piwo i nie
spuszczając ze mnie wzroku, napił się. Lekko drżącą ręką podałam Alex moją
szklankę.
- Nic Ci nie będzie jeśli aż tyle wypijesz? –
zapytałam półszeptem. – Jeśli trzeba wypije więcej.
Nie chciałam, by stała jej się krzywda. Alex tylko
wzruszyła ramionami.
- Na pewno zniosę to lepiej niż Ty –
odpowiedziała i dokończyła moją whisky.
Głośno odstawiła szklankę na skrzynkę. Kilku
ślizgonów aż zaklaskało. Goyle pomyślał, że zwietrzył okazję i chciał dosiąść
się do Alex, ale ta od razu kazała mu spieprzać. To tym bardziej ucieszyło
ślizgonów. Ja siedziałam jak na szpilkach i zerkałam na Malfoya. Jedna ze ślizgonek
trzymała mu rękę na udzie i patrząc na mnie, pocałowała go w policzek.
Zaczerwieniłam się i opuściłam wzrok.
- Lamberd uratowała sytuację! Kara odbębniona –
Lucjan sprawnie przeskoczył ponad oparciem kanapy, usadawiając się obok mnie.
Popatrzył z lekkim uśmiechem na towarzyszy. – Zlecamy im coś jeszcze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz