sobota, 4 maja 2019

8. "Podsłuchane"




Wszyscy patrzeliśmy, jak Harry wychodzi na środek. Wyglądał na wystraszonego i zaskoczonego. Dumbledore zatrzymał go przy reszcie kandydatów i dokończył formalności.


- Cóż… Wyjątkowo w tym roku czara ognia zaplanowała dla nas czworo kandydatów. Brawa dla wszystkich! – powiedział Dumbledore.


Ludzie zaklaskali, niektórzy z większym ociąganiem niż inni. Przechyliłam się w stronę Alex.


- Wiedziałaś o tym? – zapytałam półszeptem.


Alex potrząsnęła głową.


- Dziwne… - skomentowałam.


Wszyscy chętnie byśmy wypytali Harrego o szczegóły jego sztuczki i czemu trzymał ją w sekrecie, ale gdy tylko szopka się skończyła, cała czwórka kandydatów wraz z dyrektorami szkół zaczęła wychodzić z Wielkiej Sali. Na progu zostali tylko Snape i Dumbledore, przez chwilę rozmawiali po cichu, po czym dyrektor wyszedł. Snape obrócił się na pięcie i szybkim, pewnym krokiem doszedł do podestu z którego zwykł przemawiać Dymbledore. Obrzucił ludzi nieprzychylnym spojrzeniem i zakomunikował głośno.


- W związku z… - przerwał na moment, wpatrując się w czarę ognia - zaistniałymi okolicznościami, wszystkie szlabany i egzaminy zaplanowane do końca tego tygodnia zostają odwołane. Można się rozejść do swoich domów i kwater.


Nie czekając na odpowiedź ruszył od razu do wyjścia. Alex zacisnęła pięść i zrobiła ciche „jest!”. Ja zamrugałam z niedowierzaniem. Naburmuszony Ron chwycił torbę i poszedł.


- Czyli co? Mój szlaban też odpada? – zapytałam.


- Wyraźnie powiedział „wszystkie” – wtrąciła Hermiona.


- Nie mów, że będzie Ci brakowało latania ze ścierą u Filcha? – zaśmiała się Alex.


- Nie no, po prostu nie chcę, żeby było, że miałam przyjść, a nie przyszłam.


- Ja to się od razu lepiej poczułam – Alex dorzuciła sobie na talerz kolejną kiełbaskę.


Westchnęłam cicho i popatrzyłam po ludziach. Nigdzie nie było widać Pansy i tej drugiej… Za to w pewnym momencie natrafiłam wzrokiem na Draco. Wyglądał na wkurzonego. Ostro dyskutował o czymś z kilkoma ślizgonami. Zacisnęłam zęby i zebrałam swoje rzeczy.


- Już idziesz? – zapytała Alex, będąc w połowie jedzenia.


- Tak. Chce odpocząć. Źle się czuje – powiedziałam, nie zatrzymując się.


Ludzie powoli rozchodzili się z Wielkiej Sali. Wmieszałam się w tłum. W trakcie marszu dotknęłam swoich włosów i zdałam sobie sprawę, że cały czas łaziłam taka rozczochrana. Wszystko przez ten cholerny worek… Po drodze do dormitorium skręciłam więc do łazienki. Poprawiłam włosy przed lustrem, przemyłam twarz i oparłam się o umywalkę. To wszystko było bezsensu. Po co ten liścik? Po co ten napad? Czy aż tak uwłaczało Malfloyowi, że Profesor McGonagall kazała nam razem tańczyć? Ja naprawdę nic nie zrobiłam, a tamtej odbiło. I jak daleko by się posunęły, gdyby nie wparowała Alex? Poczułam, że znowu zaczynają lecieć mi łzy. Przetarłam oczy. Usłyszałam kroki. Schowałam się w kabinie, nie chcąc, żeby ktoś widział jak płaczę. Już i tak zalewali nas gradem pytań skąd nasze obrażenia, a my nawet nie wymyśliłyśmy wspólnej wersji. Poza tym co bym miała powiedzieć? Że dostałam liścik od kogoś, dla kogo nie istnieje i pomyślałam, że najlepszym wyjściem będzie tam pójść? Że nie wydało mi się to podejrzane?


- Sprawdź czy nikogo nie ma – usłyszałam głos Pansy.


Usłyszałam jak ktoś kopie drzwi dwie kabiny obok. Wyjść od razu, czy się ukryć? A co jeśli znowu mnie zaatakują? Alex powiedziałam, że idę odpocząć, nie szukałaby mnie tutaj. Szybko wspięłam się na toaletę. Na szczęście druga ślizgonka nie otwierała wszystkich drzwi, jedynie zaglądała od spodu.


- Czysto – powiedziała.


- Dobra, to pilnuj drzwi – rozkazała Pansy.


Starając się być cicho, zajrzałam przez szparę między drzwiami a resztą kabiny. Pansy położyła kosmetyczkę na umywalce i grzebała w niej. Wyciągnęła podkład i pare innych rzeczy do makijażu. Zaczęła zamalowywać sińca pod okiem.


- Przez to że sobie obiłaś ten głupi łeb, nie zdążyłyśmy na losowanie – warknęła Pansy.


- Mogłyśmy przecież iść tam od razu – druga dziewczyna pilnowała drzwi od łazienki.


- I co, Twoim zdaniem miałam pójść w takim stanie? Nie jestem głupia. Nie pokażę się Malfloyowi z takim limem! Jemu nie podobają się chłopczyce. No i pobicia by nie odpuścił, zaraz by pytał jak do tego doszło, a przecież ustaliłyśmy, że to tajemnica.


- Racja. To może ja też powinnam sobie zamalować ślady?


- Ty? – Pansy spojrzała na koleżankę – nie obraź się, ale Ciebie Draco ma w dupie. Skoro już dałaś się trafić, powiemy, że poślizgnęłaś się ze schodów i tyle, stąd nasze opóźnienie. To też wyjaśni ślady.


- Dałam się trafić, bo mówiłaś, że tylko ją nastraszymy! Miałam ją tylko trzymać, nie było mowy o biciu. No i ta druga wpadła tak niespodziewanie.


- Bo kurwa…. ta Klara zawsze chodzi sama, nie wiem czemu ta druga była w pobliżu. A to na koniec? Wielkie przyjaciółeczki – zakpiła. – Ale mam nadzieję, że osiągnęłam efekt. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, nawet na niego już nie spojrzy. Draco będzie cały mój.


Pansy poprawiła makijaż.


- Chyba już. Nie widać nic? – spojrzała na koleżankę.


Tamta podeszła i oceniła pod różnymi kątami. Pokazała kciuk w górę. Pansy pozbierała kosmetyki.


- A ten… wy z Draco w końcu jesteście razem, czy nie? Bo ja już nie wiem.


- Myślę, że to już niedługo stanie się jasne. Na razie to nic oficjalnego. Spędzamy ze sobą duuużo czasu – Pansy uśmiechnęła się i obie wyszły.


Odczekałam dobrą chwilę, nim odważyłam się postawić nogi na ziemi. Plecy zabolały mnie od dziwnej, przyczajonej pozycji w jakiej tkwiłam. Wyszłam z kabiny, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i pełna sprzecznych myśli wyszłam z łazienki. Na końcu korytarza widziałam znaną mi sylwetkę odzianą w czarne szaty. Profesor Snape rozmawiał z profesor McGonagall. Miałam ochotę zawrócić, ale to była jedyna droga do wieży Gryfindoru. Spuściłam więc głowę i starając się nie zwracać na siebie większej uwagi, wyminęłam profesorów. Snape widział mnie jednak już z daleka.


- Panno Amber? – powiedział, gdy byłam dwa metry od nich. Zacisnęłam usta i stanęłam.


- Tak profesorze Snape?


McGonagall patrzyła na mnie ze współczuciem. Nie wiem ile wiedziała o dzisiejszych wydarzeniach. Może nic?


- Sprawdziłem Twój egzamin. Zdałaś. – Snape powiedział zdawkowo.


Zamrugałam. Prawie zapomniałam, że to dziś pisałam poprawkę. Po chwili opamiętałam się i kiwnęłam głową.


- Niestety Twoja koleżanka Lamberd nie miała na tyle szczęścia. A może rozumu?


McGonagall spojrzała na Snape’a z dezaprobatą.


-Doprawdy, przychodzić nieprzygotowanym na moje zajęcia. I to dwukrotnie.


- Na pewno miała powód – wtrąciła McGonagall – nie jest pilną uczennicą, ale nigdy nie sprawiała mi problemów.


Próbowałam się wymknąć, ale wtedy profesor Snape znów zwrócił na mnie uwagę.


- Amber. Przekaż koleżance, że przy następnej okazji dokończymy naszą… rozmowę.


Nie wiedzieć czemu przeszedł mnie dreszcz.


- Możesz odejść – powiedział.


Skorzystałam z okazji i zwiałam do dormitorium. Nie chciałam ryzykować, że się rozmyśli. Lubiłam nauczycieli, ale Snape to było ostatnie czego w tej chwili chciałam słuchać. Byłam wciąż zła za to jak nas potraktował tam w starej sali od Historii Magii.


W pokoju wspólnym aż tętniło życiem. Odpuszczenie egzaminów i szlabanów wszystkich rozluźniło. Ja byłam tak zmęczona, że od razu poszłam do łóżka. Alex siedziała już na swoim.


- No jesteś! Gdzie byłaś? – zapytała od razu, przyglądając mi się – Tylko nie mów, że znów się w coś wplątałaś.


Potrząsnęłam głową i usiadłam na łóżku.


- Byłam w łazience. Trochę mi zeszło, przepraszam.


- Spoko. Po prostu myślałam, że będziesz tu pierwsza.



- Co gorsze, na korytarzu spotkałam profesora Snape'a - zmrużyłam oczy - kazał Ci przekazać, że przy następnej okazji dokończycie waszą "rozmowę". Nie wiem co miał na myśli, ale już Ci współczuję.




Alex miała minę, jakby przełknęła coś naprawdę gorzkiego. Albo co gorsza, jakby to coś tkwiło teraz w jej gardle. Ja położyłam się, odruchowo sięgając po podręcznik do kolejnych zajęć. Popatrzyłam na drzwi. Ludzie byli tak głośno, że słychać ich było przez ściany.


- Nie masz ochoty się z nimi bawić? – zapytałam.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz