wtorek, 3 września 2019

52. Pigułka gwałtu


Gdy Moody wraz z Klarą zeszli na dół, klapnęłam ociężale na jedno z wolnych krzeseł i westchnęłam głęboko. George widząc moją minę, przystawił drugie krzesło jak najbliżej mojego i również usiadł obok.

- Co jest? – Zapytał przejęty.

- Wkurzacie mnie – warknęłam. – Wszyscy. Mogliście mi powiedzieć, że to Moody.

- Przecież nic się takiego nie stało – zauważył chłopak.

- Stało, nie stało – wtrąciła Angelina, przepychając się przed Freda – ale zadanie musisz wykonać. Kogo pocałujesz?

Wyprostowałam się na krześle, ściskając dłonie w pięści. Spojrzałam po zebranych; Bułgarzy definitywnie odpadali. Drażniła mnie ich pewność siebie i myśl, że mogą mieć każdą laskę w szkole. Kruma nie brałam nawet pod uwagę. Wybrał sobie Granger za dziewczynę, więc automatycznie stał się dla mnie aseksualny. Do Freda nie chciałam za bardzo się zbliżać z wielu powodów, jednym z nich była stojąca obok niego starsza gryfonka. Przeniosłam więc wzrok na Rona i George’a. Chłopcy wyczuli rywalizację i łypali na siebie złowrogo.

- No? Ile można czekać? – Ponagliła mnie dziewczyna, prychając głośno. Założyła ręce na piersi, tupiąc nerwowo nogą. George przysunął się bliżej krzesłem.

- Zaraz w nią wjedziesz tym krzesłem – warknął podirytowany Ron, siadając obok Harry’ego, który w dalszym ciągu zajęty był swoim piwem kremowym. Bliźniak chciał się odciąć, ale zagroziłam mu palcem, po czym wstałam, dając sobie jeszcze chwilę na zastanowienie.

- I tak jesteś szczyl – dodał George, nie mogąc się powstrzymać. Przewróciłam oczami i bez ceregieli podeszłam do okularnika. Chwyciłam jego twarz w dłonie, całując w usta bez języczka. Nim chłopak zorientował się, co się dzieje, oderwałam się od niego, z powrotem siadając koło George’a. Wszyscy zamilkli, wstrzymując powietrze. Harry zaczerwienił się i poprawił okulary, które zleciały mu z nosa. Spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem. Jedyne, co wydobyło się z jego ust, to głośne „eee?”.

- Nie ma za co – odparłam, zakładając nogę na nogę.

- Tego się nie spodziewałam – odezwała się nagle Angela, mając szeroko otwarte oczy. – Szacun.

- To nie w porządku! – Rzucił podirytowany George.

- Skończ – warknęłam.

- Właściwie, lepszy Harry niż ty - dodał Ron, wzruszając ramionami. Co chwilę posyłał bratu nieprzyjemne spojrzenia i przysunął bliżej siebie swoje piwo kremowe, upijając znaczną ilość.

- Obaj skończcie! – Zdenerwowałam się, wbijając w nich mrożące krew w żyłach spojrzenie. – Mam dość waszych sprzeczek o mnie. Dałam wam jasno do zrozumienia, że tylko się przyjaźnimy.

- Już nic nie mówię – burknął Ron, a brat (o dziwo) zgodził się z nim.

Przyjaciele postanowili kontynuować swoją zabawę. George na moment spasował i jeszcze bardziej przysunął się krzesłem w moją stronę, do momentu złączenia się naszych ramion.

- Nie gniewaj się – szepnął, odgarniając mi niesforny kosmyk włosów za ucho.

- Przestań – odsunęłam jego rękę. – Nie dotykaj mnie w ten sposób.

- Chciałbym cofnąć czas – westchnął i przerzucił tę samą rękę za moje oparcie. – Gdybym tego nie spieprzył, pewnie dalej bylibyśmy razem. Pokręciłam smutno głową. George był jednym z niewielu, do którego czułam coś więcej niż zwykły pociąg seksualny. Jego obecność sprawiała, że robiło mi się cieplej na sercu, ale to z góry było skazane na niepowodzenie. Chodzenie z nim miało na celu odwrócenie mojej uwagi od Snape’a, a że podczas tego zdarzyło się kilka sprośnych incydentów, to już sprawka niepohamowanych hormonów.

- Jak w ogóle się czujesz? – Spytałam chłopaka, nie chcąc już więcej myśleć o tym, w jaki sposób go wykorzystałam. To było zbyt potworne. – Mam na myśli wczorajszy pojedynek. Twój upadek wyglądał poważnie.

- Nic wielkiego się nie stało – odparł lekko zdziwiony moim nagłym zainteresowaniem. – Musiałem stanąć w twojej obronie.

- Nie tylko w mojej! – Wystawiłam mu język.

- Tylko ciebie miałem na myśli – puścił mi oczko. – Zawsze stanę w twojej obronie.

- Dobrze, że rzadko kiedy masz ku temu okazję – zaśmiałam się nerwowo, przypominając sobie, że to przecież Moody zawsze stawał w mojej jak i Klary obronie.

Porozmawiałam jeszcze przez chwilę ze swoim przyjacielem, po czym postanowiłam zejść na dół po kolejne piwo kremowe. W drodze do kontuaru, musiałam oczywiście zerknąć w stronę stołu, przy którym siedzieli nauczyciele. Moody’ego w dalszym ciągu nie było, za to Mcgonagall zajęła się rozmową ze Snape’em. Zauważyłam, że co jakiś czas kładła dłoń na jego dłoni, co sprawiało, że w mojej klatce piersiowej budził się zazdrosny potwór, chcący udusić kobietę. Spojrzałam prosto na mężczyznę, wpadając przy okazji na jakiegoś chłopaka. Już chciałam go przeprosić, ale przede mną wyrósł sam Marcus Flint. Odsunęłam się szybko na bezpieczną odległość.

- Snape chyba woli stare dupy – skomentował. Musiał pewnie widzieć, jak przyglądałam się stołowi nauczycieli. Szlag! Powinnam być bardziej uważna. Jeszcze tego brakowało, żeby Flint ponownie rozpowiadał głupoty o mnie i Mistrzu Eliksirów.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz – warknęłam.

- Oczywiście – prychnął, oglądając swoje paznokcie. – Jak tam po wczorajszym pojedynku? Liżecie swoje rany, czy wszyscy jesteście tu obecni? Mam nadzieję, że nikt mi nie przeszkodzi… - Spojrzał mi twardo w oczy, po czym mrugnął i przejechał językiem po zębach. Nie miałam ochoty dociekać tego, co mówił, więc postanowiłam przejść i iść dalej, ale chłopak zagrodził mi drogę. Zmarszczyłam brwi, patrząc mu wyzywająco w oczy. Ślizgon chciał się do mnie zbliżyć, ale nagle odsunął się, unosząc ręce w obronnym geście.

- Zwykła rozmowa! – Odezwał się nagle z pewną nonszalancją w głosie i bezczelnym uśmieszkiem. Zaglądnęłam przez ramię, widząc jak, zarówno moja wychowawczyni jak i Snape wstają i podchodzą do nas.

- Nic się nie stało – zgodziłam się ze Ślizgonem.

- Wiesz, jaki był warunek, Flint, żebyś mógł tutaj przyjść? – Zapytał Snape, pragnąc przypomnieć chłopakowi zasady.

- Wiem, profesorze – odparł zdawkowo i oddalił się, chowając ręce do kieszeni.

- W porządku, Alex? – Zagadnęła Mcgonagall, klepiąc mnie delikatnie po ramieniu.

- Nic się nie stało – powtórzyłam pewniej – ale tak, wszystko w porządku.

- To dobrze. Severusie, zaraz wrócę – zwróciła się do mężczyzny, opierając pomarszczoną dłoń o jego ramię. – Przypudruję tylko nos.

Wpatrywałam się w Mcgonagall z niebezpiecznym błyskiem w oku, a Snape nawet na nią nie spojrzał, tylko kiwnął powoli głową. Dopiero, gdy nauczycielka zaczęła się oddalać, przerzucił wzrok na jej plecy, do momentu aż zniknęły za drzwiami toalety.

- To był podryw! – Syknęłam cicho, zaciskając dłonie w pięści? – Brunet uniósł wysoko jedną brew. – Ona leci na ciebie.

- Czyżbyś chciała odstawiać sceny zazdrości?

- Nie, ale…

- W takim razie zamilcz – wycedził przez mocno zaciśnięte zęby, po czym zmierzył mnie wzrokiem od dołu do góry i uśmiechnął się kącikiem ust. Rozejrzał się raz jeszcze po pomieszczeniu, ale większość uczniów zajętych była sobą i ponownie przeniósł wzrok na moją osobę. – Idź teraz za mną Lamberd, ale odczekaj chwilę, zanim wyjdę pierwszy.

Nie odezwałam się ani słowem. Kiwnęłam tylko głową. Udało mi się zauważyć ten błysk w oczach mężczyzny, który mówił o tym, czego pragnęłam od wczoraj. Myślałam jednak, że kolejne nasze spotkanie odbędzie się dopiero za tydzień.

Nauczyciel obrócił się na pięcie i wyszedł z pubu na uliczkę. Odczekałam chwilę, rozglądając się bacznie, czy żadne podejrzany oczy mnie nie obserwują i ruszyłam za mężczyzną. Czułam bicie własnego serca. Było to dość ekscytujące.

Snape szedł kilka metrów przede mną. Stawiał pewne, duże kroki, a czarna peleryna powiewała za nim złowrogo. Był tak pewny tego, że za nim podążam, że nawet się nie obrócił, by to sprawdzić. Zresztą, nie musiał. Wiedział, że skoczyłabym za nim w ogień, gdybym musiała.

Gdy mężczyzna wszedł do Gospody pod Świńskim Łbem, przystanęłam na moment, przypatrując się niechętnie staremu szyldowi, który wisiał nad drzwiami. Od razu przypomniały mi się słowa Syriusza, żeby trzymać się od tego pubu jak najdalej. Aczkolwiek, skoro ostatnim razem nic nam się nie stało, a była wtedy dość późna godzina, to teraz, kiedy Snape był ze mną, również nie mogło stać mi się nic złego.

Weszłam niepewnie do brudnego pubu, który wydawał się pusty o tej porze. Spojrzałam na barmana, jak nalewał ognistej whisky do brudnej szklanki i zaklęciem posłał ją na stolik w kącie pubu, przy którym siedział podejrzany mężczyzna w mocno zaciągniętym kapturze na głowie. Przeczesałam szybko palcami włosy, chcąc zasłonić nimi twarz i ruszyłam szybko schodami na górę, zastanawiając się, w którym pokoju znajduje się Snape. Wszystkie drzwi były zamknięte, wszystkie, oprócz jednych na samym końcu korytarza. Serce zabiło mi mocniej, kiedy pewnym ruchem ruszyłam w ich stronę. Zajrzałam powoli do środka, widząc Snape’a stojącego tyłem, jak zdejmuje z siebie swój czarny płaszcz i rzuca go niedbale na łózko. Odwróciłam się jeszcze na sekundę, sprawdzając czy korytarz jest pusty, po czym wśliznęłam się bezszelestnie do środka pomieszczenia.

Wynajęty pokój nie należał do najpiękniejszych. Mogłam sobie tylko wyobrazić, co ludzie robili w takich miejscach, bo na pewno nie spędzali miło czasu; ściany były brudne, tapety obdarte, a ktoś, kto zajmował się sprzątaniem tych pomieszczeń, musiał robić to od niechcenia albo w ogóle.

Snape odwrócił się w końcu przodem do mnie, luzując przy okazji mankiety od swojej szaty. Zanim zrobiłam krok w jego stronę, mężczyzna naparł na mnie i z całej siły przydusił do ściany. Jego ręka znalazła się między moimi udami, a druga przytrzymała mi ręce nad głową.

- Jesteś zazdrosna, Lamberd? – Zapytał melodyjnym głosem. Od samego tembru nogi mi zmiękły.

- Nie podoba mi się, że ktoś pana dotyka– jęknęłam, przymykając oczy i czując na twarzy jego oddech, który pachniał miętą i alkoholem. Duża męska dłoń, która znajdowała się między moimi nogami przesunęła się na wewnętrzną stronę uda. Miałam ochotę rozpłynąć się pod jego parzącym skórę dotykiem.

- Ciesz się, Lamberd. Na razie tylko tobie pozwalam się dotykać – szepnął mi do ucha, odsuwając się. Opuściłam ręce, otwierając oczy. Zamrugałam kilka razy, a następnie padłam przed nim na kolana, odsłaniając mu poły szat. Chwyciłam pasek od czarnych spodni mężczyzny, mocując się z nim przez chwilę. Chciałam jak najszybciej zaspokoić jego jak i swoją potrzebę, a ten cholerny pasek mi to utrudniał. Na szczęście, Snape zlitował się nade mną, luzując sprzączkę i rozpinając rozporek.

Wyciągnęłam na wierzch jego męskość i od razu włożyłam ją do buzi, ssąc delikatnie. Dłonią wykonywałam powolne, jednostajne ruchy, jeszcze bardziej pobudzając mężczyznę. Snape syknął cicho, kiedy zaczęłam lizać główkę penisa i oparł się wyprostowaną dłonią o ścianę, do której przed chwilą byłam przyciśnięta, nachylając się lekko do przodu.

- Zęby, Lamberd! – Syknął, cofając biodra.

- Przepraszam, ja…

- Na litość boską, nie przepraszaj! – Warknął rozjuszony, spoglądając na mnie z góry błyszczącym wzrokiem. – Kontynuuj i uważaj, co robisz!

Zrobiłam jak kazał i chociaż czułam się mocno zażenowana tym, że nie potrafiłam w poprawny sposób go zadowolić, postanowiłam kontynuować oralne pieszczoty. Wyciągnęłam członka Snape’a z ust i przejechałam językiem po całej jego długości, czując w ustach słonawy posmak i ponownie objęłam go ustami, ssąc zachłannie. Mężczyzna jęknął cicho, co spowodowało, że z jeszcze większą intensywnością zaczęłam go pobudzać. Nie minęła chwila, a Snape odepchnął mnie mocno od siebie tak samo, jak za pierwszym razem i doszedł na podłogę, chowając twarz, w dalszym ciągu, wyprostowanym ramieniu. Syknął cicho, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Patrzyłam na to wszystko jak zahipnotyzowana. Za każdym razem Snape inaczej dochodził i to było w tym wszystkim najpiękniejsze.

Gdy się otrząsnął, wyprostował się i jak gdyby nigdy nic, przyjął dawną złowrogą postawę. Doprowadził się szybko do porządku, czyszcząc przy okazji podłogę ze swoich soków.

- Um… - mruknęłam, siedząc w dalszym ciągu przed nim na podłodze. – Kiedy będę mogła… - zawstydziłam się lekko – spróbować jak smakujesz?

Snape rzucił mi przelotne spojrzenie, sięgając po płaszcz.

- Nie wymagaj za dużo – ostrzegł.

- Pragnę tego - szepnęłam, nie mogąc pohamować rumieńców. Czułam się, jak głupia, tępa nastolatka, a przecież byłam kochanką samego Mistrza Eliksirów. No, może nie do końca kochanką, ale powoli wszystko ciągnęło ku temu, żebym się nią stała.

- Nie zawsze dostaje się to, czego się pragnie – odparł, kończąc rozmowę i założył na siebie wierzchnie ubranie. Chciałam spędzić z nim jeszcze chwilę, porozmawiać, cokolwiek, ale Mistrz Eliksirów wcale nie miał zamiaru siedzieć w tym śmierdzącym pokoju dłużej, niż to było konieczne. Jednak wcale mi to nie przeszkadzało. Uśmiechnęłam się promiennie do mężczyzny, również podnosząc się z podłogi. Otrzepałam spódniczkę z kurzu, czekając na dalsze instrukcje. Snape przyglądał mi się podejrzliwie przez krótką chwilę.

- Mogę mówić panu po imieniu? – Spytałam nagle. Dziwiłam się sama sobie, że wcześniej o to nie zapytałam. Gdybym w końcu mogła używać jego imienia w swoich myślach, nasza relacja naprawdę mogłaby stać się bardziej intymna i specyficzna.

- Nie spoufalaj się za bardzo, Lamberd – fuknął, podchodząc do drzwi. Chwycił w dłoń klamkę, ale jej nie przekręcił. Przez chwilę stał w ciszy, kontemplując ścianę obok. – Odczekaj chwilę i również wyjdź. Przejdź przez pub i nie ściągając na siebie żadnych spojrzeń, wyjdź na zewnątrz. Rozumiesz?

- Tak, profesorze – odparłam, wzdychając głęboko. Liczyłam, że Snape jednak okaże trochę i serca, pozwalając mi mówić do siebie po imieniu, ale on wolał nie ułatwiać mi tego w żaden sposób.

Gdy Snape wyszedł, odczekałam chwilę i również opuściłam pokój. Zeszłam schodami do pubu, zdając sobie sprawę, że w karczmie znajduje się coraz więcej osób. Większość miała na sobie kaptury, tak że nie sposób było odróżnić ich twarzy. Rzuciłam przelotne spojrzenie barmanowi, który musiał mnie bacznie obserwować od pewnego czasu, ale nie odezwał się słowem, a ja czym prędzej wybiegłam z pubu na ulicę. Miałam nadzieję, że w Świńskim Łbie nie było nikogo znajomego. Nie trudno było połączyć mnie i Snape’a razem.

Wróciłam do Trzech Mioteł. Snape musiał mieć coś do zrobienia po drodze, ponieważ w dalszym ciągu nie wrócił do gospody. Za to Klara i Moody owszem. Nauczyciel rozmawiał z dziewczyną tak żywo, że zdawał się nie skupiać na niczym innym. Nie chcąc im przeszkadzać, weszłam powoli na górę.

- Gdzie byłaś? – Zapytał nagle George, doskakując do mnie. – Myślałem, że poszłaś do toalety, ale zniknęłaś jak kamień w wodę!

- Musiałam się przewietrzyć trochę – odparłam pewnie. Coraz częściej musiałam okłamywać swoich przyjaciół. Nie czułam się z tym dobrze, ale innego wyboru nie miałam.

- Tak długo? – Zdziwił się. Wzruszyłam ramionami, siadając przy stole. Zaczęłam stukać palcami miarowo w blat, czekając na swoją przyjaciółkę, aż w końcu skończy rozmawiać z nauczycielem. Swoją drogą, jej również sporo czasu nie było w pubie.

Gdy się w końcu pojawiła, chwyciłam ją szybko pod ramię i z powrotem zeszłyśmy na dół po alkohol. W między czasie dziewczyna opowiadała mi, o czym rozmawiała z Moody’m, ale gdy tylko napomknęła o mapie Huncwotów, spięłam się lekko w sobie.

- Harry nie może mu jej odblokować! – Pisnęłam przejęta.

- Nie wiem, jak z tego wybrnie, ale ja nie będę znowu narażała siebie, żeby ponownie ją zablokować – odparła Klara, kręcąc mi palcem przed nosem. – Dopiero co odbudowałam zaufanie.

- Dobrze, to wtedy ja się tym zajmę – westchnęłam, przepychając się do kontuaru. Chciałam zamówić dla siebie piwo kremowe, usiąść przy stoliku i rozpamiętywać to, co robiłam przed chwilą ze Snape’em.

- Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, że on teraz… no wiesz…olewa cię.

- No co ty – prychnęłam. – Sama tego chciałam. Zresztą, daj spokój. Mam go gdzieś.

- Nie powinnaś tak mówić – upomniała mnie przyjaciółka. – Przecież uwielbiałaś go.

- Dalej go lubię, ale czasami przekracza pewne granice – odparłam, patrząc jej twardo w oczy. Blondynka zamrugała oczami. Wyglądała, jakby chciała mi coś powiedzieć, ale w ostateczności zrezygnowała.

Po dopchnięciu się do barmana, zamówiłam dla siebie piwo kremowe, a dziewczyna sok dyniowy i wróciłyśmy z powrotem na górę. Klara zaczęła opowiadać mi, co ją spotkało, gdy wracała do Trzech Mioteł. Do rozmowy również dołączyli pozostali. Przez chwilę panowała miła atmosfera. Każdy z każdym rozmawiał i popijał w spokoju swój alkohol. George próbował wszystkich rozbawić głupimi żartami, a Fred zajęty był swoją dziewczyną. Obejmował ją czule i głaskał po ramieniu, całując przy okazji namiętnie w usta. Siedziałyśmy z Klarą naprzeciwko nich, mając bardzo dobry widok na wszystko, co robili. W pewnym momencie zauważyłam, jak przyjaciółka wpatruje się w nich uparcie, głaszcząc w podobny sposób swoje ramię. Jednak gdy napotkała mój wzrok, spuściła szybko rękę, czerwieniąc się lekko.

- Co ty robisz? – Zapytałam zdziwiona.

- Nic – odparła zbyt szybko, spuszczając wzrok, po czym ponownie go uniosła, patrząc na mnie niepewnie. – Alex, dotykałaś się kiedyś?

Zamrugałam zdziwiona jej pytaniem i gdyby nie śmiertelnie poważna mina przyjaciółki, zapewne wybuchłabym śmiechem na cały pub.

- Nie bardzo wiem, o co mnie pytasz – odparłam, lekko rozbawiona.

- Czy się dotykałaś kiedyś? – Powtórzyła, czerwieniąc się z sekundy na sekundę coraz bardziej.

- Skąd po głowie chodzą ci takie pytania?!

- Po prostu pytam. – Wzruszyła ramionami. – Albo wiesz co? Zapomnij. Głupia jestem! Niepotrzebnie cię pytałam!

- Poczekaj! – Syknęłam i chwyciłam przyjaciółkę za ramię, widząc jak próbuje wstać i uciec do ciemnego kąta. – Tak, robiłam, robię to czasami.

- Ro…robisz? – Klara otworzyła szeroko usta. – Ale jak? Gdzie?

- Nie powiem, jest to trudne w pełnym dormitorium, ale zawsze wyciszam kotary i przeważnie robię to późno w nocy.

- Wyciszasz kotary? Ale czemu?

- Klara, serio muszę ci to wszystko tłumaczyć? – Przewróciłam oczami. Dziewczyna kiwnęła głową, wyglądała na mocno przejętą, więc postanowiłam kontynuować. Przysunęłam się bliżej niej, żeby nikt postronny nie mógł podsłuchać naszej rozmowy i kontynuowałam. – Dotykanie polega na dawaniu samej sobie przyjemności, jeżeli wiesz co mam na myśli.

- Mniej więcej – mruknęła.

- Wiesz, kobiety inaczej to pojmują niż mężczyźni.

- To oni też to robią?!

- Jasne, częściej niż kobiety i mówią o tym otwarcie. Dziewczyny nie bardzo chcą o tym gadać, wstydzą się. Faceci w ten sposób chcą tylko rozładować emocje, a kobiety starają się zrobić z tego pewien seans, rozumiesz?

- Nie bardzo – jęknęła, drapiąc się po głowie.

- Jeżeli podoba ci się jakiś facet, którego nie możesz mieć… - spojrzałam na nią znacząco. Klara ponownie się zaczerwieniła, spuszczając wzrok na chwilę – to często dotykamy się, myśląc, że nasza ręka, to jego dłoń, jego dotyk…jednak to nigdy nie zastąpi prawdziwego faceta, pamiętaj o tym.

- W dalszym ciągu nie bardzo rozumiem – westchnęła.

- To nic złego – próbowałam ją przekonać. – Pamiętasz, jak Malfoy dotykał cię w Zakazanym Lesie? Mówiłaś, że byłaś cała rozpalona, ale to było przyjemne, prawda?

- Tak, pamiętam.

- To samemu też jest ok, ale już nie tak intensywniej. Najlepiej, jeżeli doprowadzisz się do orgazmu, wtedy jest błogo – uśmiechnęłam się, przypominając sobie jak Snape dochodzi. Od razu zrobiło mi się goręcej, więc zaczęłam się wachlować. – Wiesz, co to orgazm?

- Czytałam o nim – odparła poważnie. – Trzeba pocierać łechtaczkę, aż…

- Merlinie, skończ! – Zaśmiałam się i postukałam palcem po głowie. – Nie musisz mi podawać definicji, ale skoro wiesz, co i gdzie się znajduje, to połowa sukcesu.

Klara zastanowiła się przez chwilę.

- A ty o kim myślisz, kiedy to robisz? – Spytała nagle. Tym razem, to ja się zaczerwieniłam, chociaż wcale tego nie chciałam. – I jak to robisz? Pocierasz swoje ramiona i resztę ciała?

Postanowiłam zignorować pierwszą część pytania i skupić się na kolejnych.

- Wiesz… nie mam ustalonych schematów – zastanowiłam się przez chwilę, drapiąc po brodzie. – Możesz dotykać się w te miejsce, w które lubisz być dotykana albo byś chciała, żeby ktoś cię dotknął.

- I to powoduje, że nie boisz się dotyku później?

- Zadajesz dziwne pytania – ponownie się zaśmiałam. – To nie ma z tym nic wspólnego, Klara.

- Ale jak to?

- No tak to. Chodź do toalety, bo mi pęcherz pęknie.

Po wróceniu z powrotem na górę, przy naszym stoliku nie było nikogo. Domyśliłyśmy się, że grupa nie zostawiła nas samych, ponieważ ich kubki jak i rzeczy dalej znajdowały się na oparciach krzeseł. Musieli po prostu gdzieś wyjść na chwilę, nie mówiąc nam o tym.

Niestety, na piętro również powrócili Ślizgoni, gdyż nagle od jednego ze stolików wstała Pansy Parkinson, zagradzając nam dalszą drogę. Doszło między mną, a nią do ostrej wymiany zdań i gdyby nie profesorowie, którzy nagle postanowili sprawdzić, co się z nami dzieje, przyłożyłabym suce prosto w twarz.

Wróciłyśmy szybko do stolika. Byłam tak zdenerwowana, że od razu wypiłam pół kufla na raz. Gdyby nie to, że Snape stał za plecami Moody’ego, zapewne przywaliłabym Ślizgonce.

- Dziewczyny, co to za zamieszanie? – Zapytał nagle Moody, kładąc dłoń na barku przyjaciółki. Spojrzałam na ten gest nieprzychylnie, siadając na krześle. Kątem oka zerknęłam na Mistrza Eliksirów, który podszedł do stolika swojego domu, tłumacząc coś zgromadzonym tam uczniom. Wszyscy słuchali go w ciszy ze spuszczonymi głowami, tylko Pansy obróciła się na moment w moją stronę i puściła mi oczko, widząc jak popijam swój alkohol. Z nią zdecydowanie było coś nie tak. Zauważyłam również, że wśród nich nie było ani Lucjana, ani Flinta.

Moody zaczął przypominać nam o stałej czujności i nie piciu drinków, które pozostawione były same sobie, po czym bez ceregieli wyciągnął Klarze kubek z ręki, kładąc go z powrotem na blacie. Jego magiczne oko na moment zatrzymało się na mojej osobie, ale mężczyzna nie odezwał się ani słowem i podszedł do Snape’a, karcąc kolejną grupę uczniów.

- Alex, może nie powinnaś tego pić – powiedziała niepewnie Klara, chcąc wyrwać mi z rąk alkohol.

- Daj spokój – prychnęłam. – Zresztą i tak już trochę wypiłam i jestem cała, widzisz? – Zaśmiałam się, czując się coraz bardziej swobodnie. Obserwowałam profesorów w ciszy, do momentu aż pozostali gryfoni z powrotem wrócili do naszego stolika.

- Gdzie byliście? – Zapytała z wyrzutem Klara, kiedy wszyscy zaczęli się rozsiadać na swoich miejscach.

- Musieliśmy się przewietrzyć na chwilę – odparł Fred, puszczając oczko do dziewczyny. Prawdopodobnie, on jako pierwszy dzisiejszego dnia postanowił się upić.

- A ci, co tu robią?! – Zdenerwował się nagle George, zauważając w tłumie Ślizgonów. Zaczął się podnosić ze swojego krzesła, ale Klara kazała mu się uspokoić.

- Profesorowie tutaj są, więc na razie jest spokój.

- Na razie. Dobrze, że to podkreśliłaś.

- Na razie, na razie – zaczęłam mruczeć pod nosem, czując jak powoli zaczyna mi się kręcić w głowie. Spojrzałam na swoje piwo kremowe, które nawet nie było do połowy upite, a następnie ponownie na nauczycieli spacerujących między stolikami. – Muszę do toalety.

- Znowu? – Zdziwiła się Klara. – Przed chwilą, co byłyśmy – dodała, wskazując kciukiem na schody za sobą.

- Muszę iść jeszcze raz – upierałam się przy swoim, po czym wstałam, zataczając się lekko. Chwyciłam się oparcia swojego krzesła, marszcząc czoło.

- Na pewno nic ci nie jest? – Dopytywała przyjaciółka.

- Jest w porządku, ale muszę się wysikać. To piwo jest moczopędne – wyjaśniłam i odeszłam od naszego stolika. Zaczęłam schodzić powoli na parter, czując coraz większe zawroty głowy. Wszystko wokoło zaczynało się rozmazywać, a moja głowa stawała się z sekundy na sekundę coraz cięższa. Przytrzymałam się mocno barierki, siadając na ostatnim schodku. Złączyłam kolana i wsparłam się na łokciach, przykładając palce do skroni. Coś zdecydowanie było nie tak.

Nagle poczułam szturchnięcie laski w ramię, ale nie zareagowałam na to. Mężczyzna zszedł ze schodów, stając naprzeciwko mnie. Uniosłam lekko głowę, wyłapując wzrok Moody’ego, ale nie odezwałam się ani słowem.

- Wiem, że miałem się nie wtrącać. Szanuję twoją prośbę, chcesz być samowystarczalna, popieram to, ale nie mogę przejść obojętnie, kiedy widzę, ze dzieje się z tobą coś złego – powiedział profesor, wystukując palcami jakiś rytm na rękojeści swojej laski.

- Nic mi nie jest – warknęłam, podnosząc się ostatkiem sił z podłogi. Miałam zamiar iść do toalety i przemyć twarz wodą.

- Chciałbym ci wierzyć na słowo, Alex – westchnął, kręcąc głową. – Poza tym, nie po to za tobą poszedłem, żeby prawić ci kazania. Chciałem ci powiedzieć, że przemyślałem sobie na spokojnie kilka spraw i chciałbym cię przeprosić.

- Przeprosić? – Zdziwiłam się, wyłapując tylko ostatnie słowo.

- Wiązanie uczennic w gabinecie nauczyciela nie powinno mieć miejsca. Wiem, jak to wyglądało. Mogłaś się wystraszyć, spanikować. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz? – Tłumaczył się Moody, a ja w dalszym ciągu nie miałam pojęcia, o czym on do mnie gada. - Czasami mam wrażenie, że nie bardzo nadaję się na profesora w Hogwarcie, po tym wszystkim co przeszedłem. Mam swoje przyzwyczajenia aurorskie, których nie umiem się wyzbyć i chociaż aurorem również od dawna nie jestem, to jednak staram się dalej mieć wszystko pod kontrolą, dlatego wtedy postąpiłem tak, a nie inaczej.

- Wszystko pod kontrolą? – Spytałam, po czym wstałam niepewnie na dygocących się nogach i przechyliłam się do przodu, tracąc równowagę. Wpadłam prosto w ramiona nauczyciela, tracąc równowagę.

- Alex? - Zaniepokoił się Moody. Jego magiczne oko zerknęło na górę schodów, a następnie na moją osobę. – Chodźmy w jakieś cichsze miejsce. – Mężczyzna zaczął mnie prowadzić do jednego z gościnnych pokoi. Przy okazji rozglądał się bacznie, czy aby nikt postronny nie skupiał się na nauczycielu, który prowadzi gdzieś na wpół nieprzytomną uczennicę.

W końcu udało mu się zaprowadzić mnie do pokoju. Mężczyzna posadził mnie na łóżku, a zaklęciem zamknął drzwi.

- Alex? – Powtórzył, podchodząc bliżej. Zaczęłam ponownie chwiać się na wszystkie strony.

- Coś jest nie tak – jęknęłam, odzyskując świadomość.

- Za dużo wypiłaś – stwierdził srogo. – Ale przecież wiesz, co robisz. Nie będę ci mówił, jak powinnaś pić. To twoja sprawa. Zawołam twoją przyjaciółkę i razem wrócicie do Hogwartu. – Moody chciał podejść do drzwi, ale chwyciłam go mocno za rękaw, zatrzymując.

- Nie zostawiaj mnie tutaj – poprosiłam, nie rozluźniając palców na jego koszuli.

- Alex… co ty wyprawiasz? – Zdziwił się nauczyciel, a jego magiczne oko lustrowało wszystko, co działo się za drzwiami pokoju. – Jesteś tak pijana, że nawet nie zdajesz sobie sprawy, co robisz.

- Nie jestem pijana – upierałam się przy swoim, chociaż już z nieco mniejszym przekonaniem. Pociągnęłam profesora w swoją stronę, ale ten ani drgnął. Zmrużył niebezpiecznie oczy, zastanawiając się nad czymś głęboko, po czym obmył usta językiem i na szybko sięgnął wolną ręką do kieszeni po swoją buteleczkę z napojem. Upił z niej łyka, chowając z powrotem, a następnie usiadł koło mnie na łóżku, chwytając mocno mój podbródek. Obejrzał mi twarz z każdej strony, jakby szukając jakiegoś haczyka w moim zachowaniu.

- Faktycznie, nie mogłaś się tak szybko upić – stwierdził spokojnie, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi i wyciągnęłam rękę, dotykając piersi mężczyzny. Moody drgnął lekko, ale nie odsunął się. Pod palcami czułam, jak jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała powoli. Odpięłam zwinnie jeden guzik od koszuli, wślizgując się palcem pod materiał.

- Alex… - rzucił ostrzegawczo mężczyzna, ale w dalszym ciągu nie zrobił nic, by temu zapobiec.

- Nigdy nie dajesz mi się dotykać – jęknęłam, wyobrażając sobie Snape’a. Spojrzałam prosto w oczy mężczyzny, przysuwając twarz bliżej jego. Nasze usta dzieliły od siebie centymetry. Wbiłam paznokcie w jego skórę i oblizałam wargi. Moody oddychał nierównomiernie, przełykając, co jakiś czas, ślinę. 


- O czym ty mówisz? - Zapytał ochrypłym głosem, a następnie chwycił mój nadgarstek. Przez chwilę trzymał go delikatnie, a następnie ścisnął i odsunął od siebie. - Pójdę po Klarę i zaprowadzimy cię do zamku - dodał i odchrząknął. 

- Nie…

- Spokojnie. Poczekaj chwilę. Zaraz będę z powrotem – zapewnił mnie profesor i czym prędzej wstał, opuszczając pokój. Siedziałam przez chwilę w ciszy, po czym ponownie zakręciło mi się w głowie i padłam na materac, wpatrując się w wirujący sufit.

Nagle do pokoju ktoś wszedł. Uniosłam lekko głowę, widząc przed sobą dwie zamazane postacie. Nim się zorientowałam kim są, jedna zaczęła podnosić mnie szybko z łóżka, a druga przekładała sobie moją rękę przez swoje ramię.

- Kurwa, ile ona waży?! – Warknął znajomy głos.

- Jest prawie nieprzytomna! – Odwarknął kolejny.

- Weź ją wyprowadź tak, żeby wszyscy myśleli, że się najebała! – Rzucił pierwszy głos, w którym rozpoznałam Marcusa Flinta.

- Mam nadzieję, że nie masz z tym nic wspólnego! – Zezłościł się drugi głos, należący do Lucjana Bole’a.

- Weź kurwa tyle nie gadaj, tylko ją wyprowadź stąd, zanim wróci Szalonooki – rozkazał Flint i jako pierwszy opuścił pokój, rozglądając się we wszystkie strony, a następnie dał znak koledze, że również może wyjść. Lucjan poprawił mnie sobie, ponieważ zaczęłam mu lecieć z rąk, a następnie wyprowadził mnie z pokoju. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ale jeszcze dawałam radę nimi powłóczyć po podłodze. Flint torował sobie drogę przez innych uczniów do wyjścia, rzucając krótkie „z drogi” albo „wypierdalaj!”

Zostałam w końcu wyprowadzona z gospody. Flint wskazał ręką na drewnianą, gospodarczą szopę, która znajdowała się z boku pubu, a Lucjan przywlókł mnie tam, chociaż sprawiałam mu nie lada problem i położył na starej, podziurawionej kanapie.

- Musimy ją zaprowadzić do zamku albo powiedzieć Mcgonagall, co się stało. Myślisz, że ten Moody serio chciał jej coś zrobić? – Zapytał Lucjan, przechadzając się tam i z powrotem po brudnej podłodze, na której leżała masa nieużywanych narzędzi, rozbitych kufli i przedawnionych gazet.

- Kto go tam wie – prychnął Flint, opierając się o ścianę. Oddychał szybko i nierównomiernie, ale przy tym wydawał się być uśmiechnięty i podniecony.

- Z czego się śmiejesz, kretynie?! – Zdenerwował się Lucjan. – Nie możemy jej tu trzymać. Nie wygląda dobrze. – Chłopak nachylił się nade mną i poklepał kilka razy po policzku. Mruknęłam coś cicho pod nosem, ale nawet nie miałam siły, żeby podnieść rękę i przegonić od siebie tego idiotę.

- Nic jej nie będzie – odparł starszy Ślizgon, również podchodząc do kanapy. – Słuchaj, przynieś mi piwo z pubu, a ja jej popilnuję przez chwilę.

Lucjan spojrzał podejrzanie na swojego kolegę, nie odzywając się ani słowem.

- No co? – Zaśmiał się Flint. – Mówiłem ci, że wtedy, co ją chciałem przelecieć, to najebałem się za mocno i nie wiedziałem, co robię. Teraz jestem trzeźwy. Zresztą, widzisz, że jestem.

- No nie wiem – mruknął Bole, drapiąc się po głowie. – Ona ci nie ufa. Co będzie, jeżeli się nagle ocknie?

- Nie ocknie się – odparł pewnie Flint, w dalszym ciągu uśmiechając się cwanie.

- Skąd wiesz?

- Wiem. Idziesz po to piwo? Popilnuję jej przez chwilę, żeby ten stary oblech jej tu nie dorwał, a ty przyniesiesz nam po piwie. Napijemy się trochę, może jednak się ocknie, jak powiedziałeś i zaprowadzimy ją do Mcgonagall.

- To nie jest dobry pomysł, stary. – Lucjan w dalszym ciągu nie był przekonany. – Jeżeli ktoś tu zajrzy i zobaczy dwóch pijących uczniów z nieprzytomną dziewczyną, to wiesz jak to się skończy, co nie? Ty już kolejnej szansy nie dostaniesz.

- Przestań się spinać! Powiedziałem ci, że nie chciałem jej nic zrobić. Poza tym, wszyscy wyolbrzymiają! Chwyciłem ją wtedy za rękę, nie chciałem przepuścić, a pół Hogwartu pierdoli głupoty, że niby jakiś gwałt? Co jest?!

- Kurwa, Marcus. To wszystko brzmi dziwnie. Jesteś moim kumplem, ale wolałbym, żebyś sam sobie poszedł po alkohol. Ja z nią zostanę. Dla naszego wspólnego dobra.

- No co ty, chłopie? Nie ufasz mi?

- Nawet po pijaku powinieneś się hamować – stwierdził Lucjan. – W ogóle, to co ty taki dobroduszny się dzisiaj stałeś?


- Staram się zmienić swoją karmę -wycedził przez zaciśnięte zęby Ślizgon. - Po chuj zadajesz tyle pytań? Nie możesz po prostu iść po to piwo, jak ci mówię? 

- To zmieniaj karmę i mnie również przynieś alko. Zostanę z nią. 

Flint przez moment stał w miejscu ze ściśniętymi mocno pięściami, po czym kopnął z całej siły w rozpadające się krzesło obok łóżka i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając mocno spróchniałymi drzwiami.






2 komentarze:

  1. Moody dziś wygrał życie XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Bleeee, ten obleśny Flint :P kurde, za to Lucjana naprawdę bardzo polubiłam :D jeden w miarę przyzwoity Ślizgon na cały dom.:) Moody <3

    OdpowiedzUsuń