piątek, 27 września 2019

59. Średnio udana randka z Draco

Wzięłam z sypialni podręcznik i wróciłam do pokoju wspólnego, by wykorzystać popołudnie na powtórkę. Choć Alex opuściła pokój wspólny, temat jej rzekomych „występków” wciąż pozostał żywy. Na nic były sprostowania czy stawanie w obronie przyjaciółki, bo kto chciał uwierzyć, wierzył. Z tym nie dało się wygrać. Dla mnie cała sprawa była nie do pomyślenia. Nie rozumiałam, dlaczego ludzie tak chętnie powtarzali te brednie. Nie były to pierwsze plotki z jakimi się borykałyśmy, ale za to pierwsze, które rozeszły się tak błyskawicznie, jak ciepłe bułeczki. Co gorsza, spojrzenia niektórych uczniów zjeżdżały w moją stronę, a ich miny sugerowały, że mogą zacząć mnie wypytywać o szczegóły, których nie znałam. Starałam się nie łapać z nikim kontaktu wzrokowego. Kątem oka zauważyłam, że Harry i Ron zerkają na zmianę na siebie i na mnie. W końcu, po dłuższym wahaniu dwójka dosiadła się do mnie. Ich miny były nietęgie.

- Alex wystrzeliła stąd jak oparzona… - mruknął zmartwiony Ron.

- Dziwisz jej się?

- No nie… - rudzielec podrapał się po tyle głowy. – Kurde… słuchaj… ale to możliwe, żeby ona ten…? – Jego twarz oblała się rumieńcem.

- Co ten? – zmarszczyłam brwi.

- Przecież mieliśmy w to nie wierzyć – syknął Harry, jednocześnie szturchając przyjaciela łokciem.

- No wiem – Ron odsyknął. Zaczął gestykulować. – Ale mówi się, że plotki nie biorą się z niczego.

- Wiecie co wam powiem? – Zamknęłam podręcznik. - Plotki faktycznie nie biorą się z nikąd. Zawsze na ich czele stoi jakaś jedna osoba, która je wymyśla. Ale to wcale nie znaczy, że są prawdziwe.

- Rany! – jęknął Ron. – Ja nie mówię, że muszą być prawdziwe na sto procent, ale może tak wiesz… - pokazał palcami coś malutkiego. Harry przewrócił oczami.

- Znacie ją od czterech lat, przyjaźnicie się. Myślicie, że Alex byłaby zdolna do czegoś takiego? – uniosłam brwi.

Chłopacy spojrzeli po sobie i po namyśle wzruszyli ramionami.

- Nie? – powiedział Harry.

- No raczej nie – mruknął Ron. – Rany, ale to popaprane… - chłopak przetarł dłońmi twarz. – Bo wiesz, powiedziałbym śmiało „nie”, ale ostatnio Alex spędza z nami mniej czasu. I ja już nie wiem, czy to jest ta sama Alex którą znamy, czy może jakaś inna. Bo na przykładzie Freda zauważyłem, że bycie w związku zmienia człowieka…

- Ale ona nie ma teraz chłopaka? – zamrugałam.

- No niby nie ma, ale chodziła z Georgem i… - Ron wyglądał na zrezygnowanego. - Sam nie wiem…

- Ale pleciesz bzdury – wtrącił się Harry. – Alex to Alex. Dla mnie jest taka sama jak rok czy dwa lata temu. Lubię ją na równi i te głupie gadanie niczego nie zmieni.

- No ja też ją lubię oczywiście – oburzył się Ron.

- Więc lepiej nie wypal przy niej z takimi przemyśleniami – Potter popukał się w czoło. – Powinniśmy jej jakoś pomóc. Dementować te plotki, poszukać sprawcy czy coś… to pewnie któryś ze ślizgonów – okularnik niebezpiecznie zmrużył oczy.

- Czemu od razu podejrzewacie kogoś ze Slytherinu? – zapytałam, starając się brzmieć neutralnie.

- A zrobili kiedyś cokolwiek miłego? – wtrącił się rudzielec, zaciskając ręce w pięści. - Te plakietki na Harrego wymyślił kto? Oczywiście Malfoy. Przez niego i ekipę mieliśmy ten cholerny test z roślin z Zakazanego Lasu. Do tego napadli nas na korytarzu, a nawet za to nie beknęli…

- Ale akurat tam na korytarzu, wszystko było przez Flinta – stwierdziłam. - On nie jest normalny…

- Przez niego czy nie przez niego, wszyscy są siebie warci – skwitował Potter, wzruszając ramionami.

Zacisnęłam usta z trudem powstrzymując się od komentarza. Osobiście wierzyłam, że ludzie są dobrzy z natury, a jeśli ktoś nie wpasowywał się w te ramy, szukałam na to wytłumaczenia lub uważałam go za wyjątek od reguły. Nie były to popularne poglądy. Obaj gryfoni mieli już wyrobione zdanie o domu Salazara Slytherina i wątpiłam, bym była w stanie przemówić im do rozumu. Z resztą nie miałam na razie zbyt wielu dobrych przykładów na poparcie swojej tezy, że nie wszyscy są tacy źli. Kiedy Harry i Ron zaczęli żywą dyskusję o tym jak spróbują odnaleźć źródło plotki i co z nim zrobią, poprosiłam ich, żeby nie robili niczego pochopnie, a później ulotniłam się do sypialni. Doceniałam, że chcieli pomóc Alex, ale sama nie chciałam robić nic bez jej wiedzy. Miałam nadzieję, że przyjaciółka szybko wróci do dormitorium i że razem ustalimy jakiś plan. Popołudnie spędziłam więc nie tylko z nosem w książce, ale też zerkając na drzwi wejściowe do sypialni. Jak na złość Alex nie wracała. Zaczęłam podejrzewać, że ukryła się w tej swojej miejscówce do nauki, a szukanie jej po całym zamku mijało się z celem. Przepytałam kilka osób w pokoju wspólnym i okazało się, że była tu całkiem niedawno. Harry pytał mnie nawet, czy nie wiem, po co była jej peleryna niewidka. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie wiem. Zastanawiało mnie co kombinowała i dlaczego mnie w to nie wtajemniczyła, ale w sumie to tego wieczora miałam też swoje plany. Skoro Alex nie przepadła jak kamień w wodę, mogłam spokojnie stawić się w umówionym miejscu. Ubrana w mundurek i czarne podkolanówki dotarłam na korytarz, gdzie pojawiały się drzwi do pokoju życzeń. Gdy Malfoy mówił o kryjówce, zapewne miał na myśli tę ukrytą w środku. Pozostało tylko przejść przez najtrudniejszy element – kapryśne drzwi. Nie wiedziałam co robiłyśmy z Alex źle, że nigdy te drzwi nie chciały nam się pojawić, ale dziś postanowiłam zmienić taktykę. Zamiast stać jak kołek pod ścianą, postanowiłam poczekać, aż ktoś będzie chciał tam wejść. Nie musiałam długo czekać. Na korytarzu pojawili się Fred i Angelina. Para była w świetnych humorach i miała wilgotne włosy, jakby świeżo wrócili z kąpieli. W połowie korytarza Fred zakręcił Angeliną wokół jej własnej osi, a później przyparł ją do ściany i pocałował namiętnie. Zaraz potem oboje się roześmiali. Chciałam schować się bardziej za róg, ale chłopak zerknął kątem oka w moją stronę i mnie zauważył.

- Klara! Co się tak czaisz? – zawołał z uśmiechem, odsuwając się od swojej partnerki.

- Właśnie. O tej porze, a Ty nie jesteś nosem w książkach? Aż dziwne - Angelina obcięła mnie wzrokiem, ale uśmiech nie schodził jej z twarzy. Nie byłam w stanie powiedzieć, czy był fałszywy czy nie. – Alex też tu jest? – dziewczyna rozejrzała się.

- Alex? Nie. Jestem sama. – lekko zawstydzona podeszłam do nich. - Chciałam wejść do pokoju życzeń, ale to mi nigdy nie wychodzi. Wpuścicie mnie?

- Uu… komuś imprezka w głowie. - Fred objął Angelinę ramieniem i zerknął na nią. - Wpuścimy? – zapytał wesoło, a ona udała, że się zastanawia. Odpowiedział jako pierwszy. – Dobra, chodź tu.

Fred puścił gryfonkę, złapał mnie za ramiona i postawił tuż przed ścianą. Stanął za mną i oparł się o mój bark, zerkając naprzemiennie na mnie i na ścianę. Angelina stanęła z założonymi rękami i obserwowała nas.

- Dobra… teorię znasz, prawda? – zagaił Fred, nachylając się bliżej mojego ucha. – Pokój pojawia się, gdy bardzo tego chcesz.

- Ale ja naprawdę bardzo tego chcę… – jęknęłam.

- No to zamknij oczy – poinstruował mnie, a ja je zamknęłam. – Dobrze… - chłopak potarł moje ramiona. – To teraz skup się… Nie wystarczy samo chcenie. Ten kto otwiera pokój jako pierwszy, życzy go sobie w jakimś celu. Samo myślenie o imprezie byłoby zbyt łatwe. To czego Ci brakowało, to hasło.

- Jakie jest hasło?... – szepnęłam.

Angelina podeszła do mnie od drugiej strony i szepnęła mi wprost do ucha „Lachociąg”. Gwałtownie otworzyłam oczy i spojrzałam na nią z wyrzutem, a dziewczyna się zaśmiała w głos.

- To nie jest nawet zabawne! – oburzyłam się, zaciskając ręce w pięści.

- Jest czy nie jest, ale działa – Angelina odrzuciła włosy do tyłu i pokazała kciukiem na ścianę, która właśnie zmieniała swój kształt, ukazując niepozorne, drewniane drzwi.

- Kto wymyśla takie dziwne hasła?... - Zamrugałam z niedowierzaniem.

- Wiadomo, puchoni - Fred klepnął mnie w ramię i złapał za klamkę. – Oni są najbardziej wyluzowani i robią najlepsze imprezy. – Mrugnął wesoło.

Para weszła przodem, a ja szybko za nimi. W środku wyglądało tak jak kiedyś. Kilka kotar z lejącego materiału, starszy ode mnie puchon na czatach, dużo gratów i zakamarków, no i niepozorny, ale głośny namiot. Angelina wtuliła się w bok swojego chłopaka i pociągnęła go w stronę wejścia do namiotu. Fred obejrzał się jeszcze przez ramię.

- Poradzisz sobie? – zapytał, a ja kiwnęłam głową.

Że też ze wszystkich chętnych na wejście, musiałam trafić akurat na tę dwójkę… Byłam im wdzięczna za pomoc, ale zastanawiało mnie jak Angelina potrafiła tak żyć – z jednej strony udawać dobrą koleżankę, a z drugiej obrabiać tyłek za plecami. O mnie nie było jak powymyślać zbyt wielu plotek, ale i tak zamierzałam być przy niej ostrożna. Poczekałam, aż zniknęli mi z oczu, a potem ruszyłam wzdłuż ściany, przez labirynt regałów i staroci. Nie zatrzymywałam się, by nie dać szansy mojej głowie na rozmyślenie się. Gdy byłam już blisko, zauważyłam, że przy wejściu stoi Crabbe. Chłopak miał skrzyżowane przed sobą ręce i wyglądał na niezbyt szczęśliwego. Gdy mnie zauważył, drgnął zaskoczony i szybko odchylił kotarę prowadzącą do kryjówki, rzucając do środka krótkie „Ty, przyszła!”. Zwolniłam kroku i poprawiłam włosy. Crabbe cały czas na mnie patrzył.

- Jest tam Draco?... – zapytałam.

- Sama zobacz – chłopak uśmiechnął się głupkowato i przytrzymał mi kotarę.

Nieufnie podeszłam do przejścia i zajrzałam do środka. W kryjówce było trochę poprzestawiane. Dwie, skórzane kanapy stały naprzeciw siebie, a po środku oddzielał je niski, czarny stolik. Jedna ściana zastawiona była półkami, których większość pokrywały puste, częściowo zakurzone butelki po różnych alkoholach. Wyglądały jak trofea. Nie brakowało też niedużej lodówki ukrytej w rogu pomieszczenia. W kryjówce były tylko dwie osoby - Malfoy i Goyle. Ślizgoni siedzieli naprzeciw siebie i popijali piwo, rozmawiając o czymś. Gdy tylko weszłam, zamilkli, a oczy obojga skierowały się w moją stronę. Crabbe wszedł zaraz za mną.

- Spóźniłaś się – rzucił Draco, wolno sącząc piwo.

- Nie tak łatwo tutaj wejść… - speszona złapałam za swój krawat, bawiąc się nim.

- Gdyby było łatwo, miejscówka byłaby spalona. – Blondyn obciął mnie wzrokiem, a potem poklepał miejsce obok siebie, dając mi znać, bym usiadła.

Wciąż miętosząc krawat, niepewnie podeszłam do kanapy i usiadłam w pewnej odległości od Malfoya. Ślizgon skrzyżował spojrzenie z Goyle’m i bez żadnych ceregieli przysunął się do mnie, zarzucając ramię na oparcie za moimi plecami. Czując go tak blisko, spięłam się.

- Zostaw to – mruknął blondyn, wyciągając mi krawat z rąk.

Zamarłam. Serce waliło mi jak oszalałe. Draco poprawił mi krawat, a później dotknął palcami mojego podbródka, przekręcając go tak, by łatwiej mu było mnie pocałować. Nasze wargi się złączyły, a moja twarz momentalnie oblała się rumieńcem. Choć usta chłopaka były takie miękkie i przyjemne w dotyku, krępowała mnie obecność tamtej dwójki. Nie mogłam przestać myśleć o tym, że się gapią. W ogóle nie czułam się komfortowo. Malfoy chyba wyczuł, że coś jest nie tak, bo zmarszczył brwi i odsunął się.

- Po alkoholu jesteś bardziej rozluźniona… – stwierdził, a potem rzucił do kumpli. – Podajcie jej piwo.

- Ta jest - Crabbe zerwał się z miejsca.

Chłopak praktycznie pobiegł do lodówki, wyciągając z niej zimne piwo. Otworzył je i podał mi wprost do ręki. W tym czasie Malfoy rozsiadł się wygodniej, popijając ze swojej butelki. Zachęcił mnie do picia, a sam zaczął rozmawiać z chłopakami na temat ostatnich wydarzeń w szkole. Ciężko było mi wbić się w rozmowę, bo połowę rzeczy słyszałam po raz pierwszy. Nie byłam obeznana w szkolnych plotkach. Popijałam piwo, słuchając ich w milczeniu. Powoli zaczynało mi szumieć w głowie. Nie siedziałam już jak na szpilkach, co chyba było widać. W trakcie rozmowy ręka Malfoya zjechała z oparcia na moje ramię. Nie zrzuciłam jej, pozwalając mu na to, by delikatnie mnie głaskał. Wydało mi się to nawet przyjemne. W pewnym momencie Malfoy skoczył do łazienki, a gdy wrócił, powiedział do chłopaków, by zostawili nas samych. Mieli zostać na czatach. Blondyn spojrzał na mnie z góry i poluźnił swój krawat.

- Czyli co… nigdy tego nie robiłaś? – zapytał jakby od niechcenia, a potem usiadł blisko mnie.

- Tego, czyli…? – zamrugałam zdezorientowana.

- Pytam o seks – Draco uśmiechnął się kącikiem ust.

Momentalnie oblałam się rumieńcem i gorączkowo pokręciłam głową, opuszczając wzrok.

- Ale chcesz?... – ślizgon dopytał i nie czekając na odpowiedź, pocałował mnie.

- Co?… - mruknęłam w jego usta. - Nie wiem…

Wydawało mi się o wiele za szybko na takie pytania. Nawet ze sobą nie chodziliśmy, a seks przecież uprawiało się dopiero po ślubie! Malfoy jednak nie spieszył się. Wciągnął mnie do siebie na kolana i nie przerywając pocałunków, położył sobie moje ręce na karku. Niepewnie objęłam go. Choć jakaś część mnie pragnęła mu się wyrwać i stąd uciec, inna część zamierzała udowodnić ślizgonowi, że jeśli coś postanowię, to się tego trzymam. W myślach przywołałam słowa Alex. Mówiła mi, że jeśli dotyka nas ten, kto nam się podoba, jest przyjemnie. Mówiła, że powinnam się temu oddać. Wydawało mi się to takie nienaturalne, ale chciałam spróbować. Draco przesunął dłonią po moich plecach, przy okazji wybadując przez koszulę zapięcie mojego stanika. Potem objął mnie w pasie, przyciągając do siebie mocniej. Nasze ciała się zetknęły, przez co zrobiło mi się strasznie gorąco. Czułam pod sobą jakąś wypukłość. Nakręcony Malfoy sapnął w moje usta. Masował mnie po udzie, wjeżdżając dłonią aż na pośladek. Mój umysł bombardowały tysiące dziwnych myśli, ale starałam się skupić na tym, co się właściwie działo. Gdy ręka ślizgona zaczęła wsuwać się pod moją spódnicę, usłyszeliśmy ruch za kotarą. Draco znieruchomiał i zerknął niezadowolony w stronę drzwi.

- Ej wy, nie widzieliście Bole’a? – usłyszeliśmy głos Flinta. Musiał gadać z chłopakami. – Kurwa, sukinkot przepadł jak kamień w wodę!

Malfoy szybko zsadził mnie z kolan. Ledwo zdążył wytrzeć usta wierzchem dłoni, gdy w przejściu pojawił się Marcus Flint, a za nim jego nowy cień - Pansy Parkinson. Draco złapał za piwo i zarzucił rękę na oparcie za mną, a ja siedziałam nieruchomo jak posąg. Patrzyłam na nich przestraszona. Omal nie przyłapali nas w niedwuznacznej sytuacji! Do tego ta dwójka była ostatnimi osobami na świecie, na których chciałam teraz trafić. No może nie licząc profesora Snape’a i profesora Moody’ego. Sama nie wiem, co byłoby gorsze.

- O kurwa… – Flint uśmiechnął się obleśnie. - Kogo my tu mamy. Malfoy i ta kujonka... Jak jej tam było?

- Amber – wysyczała niezadowolona Pansy, krzyżując przed sobą ręce.

- Właśnie. Amber… - Flint przyglądał mi się ze zmrużonymi oczami. – Z resztą jeden pies – rzucił i wszedł do kryjówki jak do siebie, po czym rozsiadł się na kanapie naprzeciwko nas. – Malfoy, po co wziąłeś tutaj tych dwóch? – ruchem głowy wskazał w kierunku kotary.

- A Ty po co wziąłeś tutaj ją? – Draco wskazał ruchem głowy na Pansy.

- To jakiś problem? – zdziwiła się ślizgonka.

– Teraz wszędzie chodzicie razem? – Malfoy zapytał dość spokojnie, jednocześnie poprawiając poluźniony wcześniej krawat.

- Tylko gdy mam na to ochotę – zaśmiał się Flint. – Nie spinaj tak, stary. Lepiej powiedz, dlaczego robisz imprezkę i mnie na nią nie zaprosiłeś. Mnie, swojego najlepszego kumpla…

- Nie nazwałbym tego „imprezką”.

Wszyscy spojrzeli w moją stronę. Starałam się skurczyć, żeby być jak najmniej widoczną, ale to nie pomagało. Marcus przejechał językiem po wystających zębach.

- Racja. Widać, że kiepsko się bawicie. Pokażemy im jak to się robi? – Flint zerknął na Parkinson, a ta mu przytaknęła. Chłopak klepnął w oparcie kanapy. – No to dawaj. Zrób tego sławnego drinka. Byle mocnego.

Dziewczyna zerknęła na Malfoya i powoli ruszyła w stronę lodówki. Wyjęła z torebki kilka pomniejszonych butelek i czarem przywróciła ich normalny rozmiar. Zaczęła coś tam tworzyć. W tym czasie obaj ślizgoni patrzyli na siebie, jakby prowadzili wojnę na spojrzenia. Miałam wrażenie, że nawet nie mrugali. Cały czar tamtej chwili z blondynem prysnął, a towarzystwo przestało mi odpowiadać, więc uznałam, że to dobry moment na ulotnienie się.

- W sumie powinnam już iść… - powiedziałam cicho, wstając z kanapy.

- Weź mnie nawet mnie nie wkurwiaj… - Flint automatycznie przeniósł wzrok na mnie. – Dopiero zaczynamy, a Ty już chcesz spierdalać?

- Po prostu robi się późno… - powiedziałam wystraszona.

- I co z tego? Dygasz się szlabanu? – zakpił Marcus.

- Amber, siadaj – polecił mi Draco. Spojrzałam na niego, a on wskazał mi głową na miejsce obok siebie. – Później wyjdziemy razem – mrugnął.

Z lekkim wahaniem usiadłam z powrotem na kanapie. Pansy akurat skończyła tworzyć swoją „miksturę”. Postawiła przed każdym z nas wysoką szklankę z jakimś napojem. Mi posłała przy tym śmiercionośne spojrzenie, a gdy kładła drinka przed Malfoy’em, robiła to z namaszczeniem. Chłopak wyraźnie ją olewał, co niezbyt jej się podobało. Flint uniósł drinka w geście toastu, a później wziął spory łyk. Mlasnął zadowolony.

- Kurwa, mocne. Spisałaś się – pochwalił ślizgonkę. – Pijcie – nakazał.

Wszyscy napili się bez zawahania. Ja złapałam za szklankę, patrząc podejrzliwie na Parkinson. Właśnie przez takie podejrzane napoje zagubiła się Alex. Nie uśmiechało mi się moczenie ust w tym tworze, tym bardziej, że nie wiedziałam co jest w środku. Do tego Marcus gapił się na mnie bardzo dziwnie.

- Muszę? – zapytałam nieśmiało.

- Zamierzasz się wyłamać? – Flint jakby od niechcenia wyciągnął różdżkę i zaczął się nią bawić.

Westchnęłam i upiłam malutki łyk. Kaszlnęłam w pięść. Drink faktycznie był mocny, aż piekło od niego gardło i przełyk. Czy ona zrobiła go z samego alkoholu? Spojrzałam niepewnie na Pansy. Z jej twarzy nie schodził wredny uśmieszek. Ślizgonka nachyliła się do ucha Draco. Przesunęła palcem po jego koszuli, zataczając nim kółka.

- Draco… możemy porozmawiać? – zapytała go zalotnie i zrobiła słodkie oczy. – Proszę…

Malfoy spojrzał na mnie, na nią i westchnął. Wstał, włożył ręce w kieszenie spodni, a potem oboje wyszli za kotarę. Flint uśmiechnął się pod nosem.

- No kujonko, zostaliśmy sami – ślizgon poruszył brwiami.

Marcus przesiadł się, na miejsce obok mnie. Spięta odsunęłam się o kawałek.

- Gdzie spierdalasz? – warknął. - Nie gryzę – dosunął się do mnie, zarzucając rękę na oparcie za mną. – A może jednak? – dla popisu, groźnie kłapnął zębami.

Drgnęłam wystraszona, przypadkowo wylewając na spódnicę odrobinę drinka.

- Widzisz, jakbyś piła tak jak wszyscy, nic by się nie stało. Weź kurwa pij jak człowiek – chłopak popchnął moją szklankę, przykładając mi ją do ust.

- Nie smakuje mi – jęknęłam, ale musiałam się napić. Inaczej wszystko wylądowałoby na mojej koszuli. Okropny smak wykrzywiał mi twarz.

- Jesteś strasznie wybredna.

Flint przechylał mi szklankę na tyle szybko, że zakrztusiłam się. Gwałtownie odsunęłam od siebie trunek i próbowałam złapać oddech. Ślizgon wyglądał jakby się świetnie bawił. Od niechcenia poklepał mnie po plecach.

- Jak z dzieckiem – skwitował. Ostentacyjnie obciął mnie wzrokiem, upijając ze swojej szklanki. - Jakim cudem Malfoy to wytrzymuje? Musisz bardzo dobrze obciągać, albo mieć naprawdę ciasną cipkę…

- Co? – Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami i niemo poruszyłam ustami. Moja twarz zrobiła się czerwona jak burak. Co on wygadywał? Skąd w ogóle takie pomysły? Gdy odzyskałam głos, powiedziałam szybko – My się tylko razem uczymy…

- Chyba ruchania – Flint zarechotał. Złapał mnie za krawat i pociągnął w swoją stronę. – Ja nie lubię niedoświadczonych, ale dla Ciebie mogę zrobić wyjątek. Tylko wiesz… będziesz krzyczała, bo mam dużego. – Obleśnie poruszył brwiami.

Szarpnęłam się w panice. Kotara poruszyła się.

- Nie aż tak dużego – rzuciła Pansy, wchodząc do środka.

- Co Ty pierdolisz? – syknął Flint, puszczając mój krawat. Cała swoją uwagę skupił teraz na dziewczynie. - Znasz kogoś z większym?

- No właśnie, znasz? – Draco wszedł zaraz za Parkinson. Również wyglądał na zainteresowanego tematem.

Zatkałam uszy, nie chcąc słuchać wymiany zdań o penisach. Patrzyłam w podłogę. Świat wydawał się wirować. W ustach wciąż czułam smak alkoholu. Chyba robiło mi się niedobrze.

- A to jest jakiś konkurs na penisy? – Pansy przewróciła oczami i usiadła na kanapie. – Sami skoczcie do łazienki i je pomierzcie. Nie wciągajcie mnie w to.

- Sama kurwa zaczęłaś – Flint poderwał się z kanapy. – Na pewno widziałaś ich dużo.

- Wcale nie aż tak dużo – Pansy próbowała się tłumaczyć.

- Z resztą nie trzeba iść do łazienki – Flint rozpiął pasek spodni i zaczął rozpinać rozporek.

- Uspokój się kurwa. Nie będziemy nic mierzyć – syknął Malfoy.

Zaczynało robić się strasznie. Złapałam się za oparcie kanapy i szybko wstałam. Jeszcze mocniej zakręciło mi się w głowie. Zamrugałam kilkukrotnie, próbując przywrócić ostrość widzenia.

- Przepraszam… Możemy już iść? – szepnęłam prosząco w stronę Draco.

- Właśnie miałem mówić, że się zmywamy – powiedział głośno blondyn.

Pansy nie wyglądała na zadowoloną z takiego obrotu sprawy, ale decyzja była już podjęta. Malfoy szybko dopił drinka, posłał tamtej dwójce sztuczny uśmiech i razem wyszliśmy z kryjówki. Gdy odeszliśmy kawałek, chłopak zatrzymał się na moment i pocałował mnie.

- Wiesz, trochę spieprzyli nam plany, ale znajdziemy jakieś bardziej ustronne miejsce… - szepnął i objął mnie ramieniem, ciągnąc gdzieś.

- Plany? A co chciała Pansy?...

- Nie musisz wszystkiego wiedzieć.

- Ale chciałabym – mruknęłam.

Malfoy nie zamierzał mi opowiadać ze szczegółami. W milczeniu wyprowadził mnie z pokoju życzeń. Niestety cokolwiek sobie zamierzał, potężna dawka alkoholu powoli dawała mi się we znaki. Zaczęłam się zataczać, co rusz wpadając na ślizgona. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a język się plątał. Czar ewidentnie prysnął. Miłe, alkoholowe rozluźnienie przerodziło się w mocne objawy upojenia. Zaczęłam zalewać chłopaka potokiem bezsensownych słów, nie wiedząc nawet, że nic z tej paplaniny nie będę już pamiętać. Później trafiliśmy na korytarz, na którym do naszych uszu dobiegły czyjeś śmiechy. Ja usiadłam przy ścianie, a gdy rozległo się znajome stukanie laski, Draco zmył się w znanym sobie stylu. Wokół mnie zrobiło się zamieszanie. Otaczające mnie sylwetki były rozmyte. Choć słyszałam wokół siebie cztery głosy, nie kontaktowałam na tyle, żeby rozumieć kto i o czym mówi. Ich tonacja brzmiała jednak na niezadowoloną. O co mogli być źli? Zaczęłam sobie przypominać wszystkie rzeczy o które mogłam czuć się winna. Pierwszy był profesor Moody.

- Dot…kałam się prze..ż, ale nie umiem… - wymamrotałam niewyraźnie.

- Trzeba ją stąd szybko zabrać, bo plecie już same głupoty – westchnął Moody.

Gdy Alex chciała dobrać się do jego buteleczki, zrugał ją. Pozostało pytanie co się teraz z nami stanie. Alex wybuchła, Lucjan próbował ją uspokoić, a profesorowie łypali jeden na drugiego. Mimo ostrych słów jakie padły z ust mojej przyjaciółki, Snape jedynie wykrzywił usta, ale ostatecznie zachował spokój.

- To oczywiste co zrobimy – powiedział z błyskiem w oku, zupełnie ignorując pijacki wywód Alex. – Za przebywanie poza dormitorium o tej porze należy im się koza. Całej trójce.

- Łoł, znowu koza! Do tego będziemy tam razem – Lucjan ucieszył się i wystawił do Alex dłoń, by ta przybiła mu piątkę. Dziewczyna nie zamierzała tego robić. Wciąż była w bojowym nastroju. Odepchnęła jego rękę.

- Koza? To jest niesprawiedliwe! – warknęła dziewczyna i spojrzała na profesora Moody’ego, jakby szukając wsparcia. – Wszyscy kręcą się nocami po zamku.

Szalonooki zerknął na Snape’a.

- Ale nie wszyscy snują się kompletnie pijani – mruknął i pokręcił głową. – Sądziłem, że Hogsmeade było dla was nauczką. Co wy macie w głowach? – Zmartwiony raz jeszcze poklepał mnie po policzku, próbując ocucić. Moja głowa opadła bezwładnie.

- Psze…szam… pszaszam… - mamrotałam niewyraźnie.

- Alex, cśś – ślizgon próbował uciszyć dziewczynę. – Daj spokój.

- Nie „ćśś”! Te zasady są do dupy! - Alex spojrzała twardo na Snape’a, zaciskając ręce w pięści. Alkohol zdecydowanie dodał jej za dużo odwagi. - Czemu wszystko co dobre i przyjemne jest zabronione? Czemu musimy się ograniczać?... Powinniśmy… My…

- Macie zastrzeżenia do regulaminu szkoły? – Snape przerwał jej i splótł ręce za plecami. Szybkim, sprężystym krokiem podszedł bliżej całej czwórki. – W takim razie zmieńcie szkołę na taką, której zasady wam odpowiadają.

- Tu nie chodzi o szkołę…! – wkurzała się Alex.

- Lepiej już zamilcz, Lamberd – Snape spojrzał na nią z góry. - W innym wypadku z przyjemnością do kozy dodam jeszcze cosobotnie szlabany…

Policzki dziewczyny zarumieniły się, a oczy otworzyły się szerzej, jakby z nadzieją.

- … Z Filchem. – dokończył Mistrz Eliksirów. Mina Alex momentalnie zrzedła. - Czyszczenie toalet to bardzo edukujące zajęcie, prawda Bole? – mężczyzna spojrzał na ślizgona.

- Ano zdarzyło się kiedyś… - zaśmiał się wyluzowany chłopak. – Ale nie jest to coś, co chciałoby się powtarzać. - Objął Alex ramieniem, a przyjaciółka zrezygnowana zepchnęła jego rękę. Zacisnęła usta i nic już nie mówiła, stojąc wyjątkowo grzecznie.

- Ta mapa… mapa… prosefro.. pfoszeszo…. Mapa… - zaczęłam mamrotać, przypominając sobie mój niecny występek, jakim było wyłączenie mapy Harrego. Do teraz czułam się winna, że oszukiwałam profesora Moody’ego. Będąc w tym pijackim stanie, miałam ochotę wszystko mu wyśpiewać i błagać o wybaczenie. Złapałam go za dłoń, przyciągając do siebie.

- Mapa? – zapytał Szalonooki, nachylając się bliżej mnie. – Co tam próbujesz powiedzieć? – nadstawił ucho.

- Pijacki bełkot – Snape wykrzywił usta w pogardzie. – Nie ma sensu jej słuchać.

Alex rzuciła się w moją stronę, próbując mnie uciszyć. Lucjan stał i patrzył, nie rozumiejąc w ogóle zamieszania.

- Tak. Racja. Odprowadźmy ich – zaproponował Moody, zarzucając sobie moją rękę przez szyję i próbując mnie postawić do pionu. – Ja zajmę się dziewczynami, ty chłopakiem. Nie powinni snuć się po szkole w takim stanie.

Snape spojrzał na mnie i Alex. Ja przypominałam zwłoki, ona wyglądała, jakby zamierzała robić problemy. Decyzja była prosta.

- Jak tam chcesz – westchnął Mistrz Eliksirów i spojrzał lodowato na Lucjana. – Bole, idziemy – zarządził, od razu odwracając się na pięcie i znikając za rogiem. Ślizgon mrugnął do Alex, poklepując swoją kieszeń, a potem dogonił nauczyciela.

Moody raz jeszcze pokręcił głową. Podniósł mnie, podtrzymując ręką w pasie. Byłam na nim całkowicie uwieszona.

- Psze… Ae ja ho ko… kocham… - wymamrotałam niewyraźnie.

- Ile ona wypiła? – zdziwił się Moody. – Od dawna tak dziwnie mówi?

- Nie wiem. Nie byłyśmy razem – czknęła Alex, zezując na pustą butelkę po whisky.

- Więc z kim piła? Przydałaby jej się odtrutka. Pójdziecie do mnie… - Szalonooki pociągnął mnie w stronę gabinetu. Mechaniczne oko profesora zerknęło na pelerynę niewidkę. Mężczyzna wyjął różdżkę i przywołał materiał zaklęciem. – A to rekwiruję…

- Co? – Alex ożywiła się. – Nie może profesor. To pożyczone!

- Zapewne od Harrego? – Moody uniósł brwi i wcisnął pelerynę pod połę płaszcza. – Macie szczęście, że profesor Snape nie chciał jej zabrać. Od początku dziwiło mnie, jak tak silny artefakt znalazł się w rękach młodzieży. Można z tym dokonać wiele rzeczy, a wy wykorzystujecie pelerynę do popijania po kątach. Nie wiem czy bardziej mnie to cieszy, czy martwi – mruknął.

Otworzył drzwi od gabinetu, wpuszczając do środka Alex. Mnie wprowadził zaraz potem. Machnięciem różdżki zamknął za nami drzwi. Mężczyzna doprowadził mnie do kanapy i ostrożnie na niej usadził. Gdy tylko mnie puścił, od razu przewaliłam się na bok.

- Nie moszemy… nie pofinniźmy… - mamrotałam.

- Profesorze, tu nie chodziło o popijanie… – Alex usiadła obok mnie, poprawiając moją podwiniętą spódnicę. – Ja muszę zwrócić tę pelerynę. Naprawdę!

- Więc o co chodziło? O randkę z tym chłopakiem? – Mechaniczne oko Szalonookiego wpatrywało się w dziewczynę. Sam mężczyzna okrążył biurko i przeszukał jego szuflady. Część z nich brzęczała szkłem.

- Nie... Mówiłam, że sama zajmę się moim problemem. Niech profesor raz mi zaufa i pozwoli zrobić po mojemu. I odda mi pelerynę, żebym mogła ją zwrócić.

- Sam mogę ją oddać. – Szalonooki wcisnął pelerynę do jednej z szuflad biurka.

- Tak jak zwrócił profesor mapę? – Alex założyła przed sobą ręce.

Moody i Alex patrzyli na siebie przez chwilę.

- Wciąż ją badam – krótko wyjaśnił profesor. - Z resztą Potter nie miał nic przeciwko…

- Albo bał się profesorowi sprzeciwić… - cicho mruknęła przyjaciółka, opuszczając wzrok.

- Mapa.. pszofesosze… szaszam… - znowu próbowałam wyjawić swoje winy. Alex szybko zasłoniła mi usta dłonią.

- Co ona próbuje powiedzieć? - Moody odnalazł fiolkę której szukał. Przyjrzał jej się pod światło, a później ruszył w naszym kierunku. – Weź rękę, bo ją udusisz. Widzisz przecież, że ledwo żyje.

Mężczyzna odciągnął dłoń Alex od moich ust i wlał do nich kilka kropel specyfiku. Zaraz potem mocno złapał mnie za ramiona i siłą posadził. Wstrząsnął mną nieprzyjemny dreszcz. Poczułam, że robi mi się strasznie niedobrze. Żołądek podchodził mi do gardła. Odbiło mi się.

- Powinna to pić w takim stanie? Nie udusi się?... – przyjaciółka przyglądała mi się zmartwiona.

- Zabiorę ją do łazienki – mruknął Moody i z cichym sapnięciem, sprawnie wziął mnie na ręce. – Zostań tu – nakazał, zerkając na Alex.

Ruszył w stronę sypialni, butem otworzył sobie do niej drzwi, a później wniósł mnie do łazienki. Postawił mnie przy zlewie, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Mężczyzna zamknął i wyciszył drzwi, odwiesił płaszcz, po czym stanął za mną i mocno objął mnie ręką w pasie. Poczułam na plecach jego ciepłe ciało. Oboje spojrzeliśmy w lustro na nasze odbicie. Byłam cała blada, niewyraźna. Widziałam jak przez mgłę. Wiedziałam jednak kto stoi tam ze mną.

- Psofeszosze?... – mruknęłam ze łzami w oczach, a moim ciałem wstrząsnęły torsje.

- No już. Spokojnie ptaszyno… Rób co masz robić.

Mężczyzna przekręcił mój krawat do tyłu. Złapałam się za umywalkę. Było mi strasznie głupio, ale nie mogłam tego powstrzymać. Zaczęłam wymiotować do zlewu, wyrzucając z siebie nieprzetrawiony jeszcze alkohol. Moody odkręcił wodę, zebrał moje włosy i przytrzymał je z tyłu. Gdy myślałam, że to już koniec, zwymiotowałam po raz kolejny i kolejny. Wszystko to było strasznie męczące i uwłaczające. Bolało mnie tym bardziej, że każde kolejne wymioty przywracały mnie bardziej do świadomości.

- Nie powinnaś tyle pić – pouczał mnie profesor. - Alkohol rozplątał Ci język. Chyba nie musze mówić, co by się mogło stać, gdyby ktoś wziął na poważnie Twoje paplanie?

Zamrugałam zdezorientowana. Świat znów nabierał kształtów.

- Skończyłaś wymiotować? To przemyj twarz – powiedział sucho.

Mężczyzna puścił moje włosy i odsunął się. Spojrzałam na lejącą się do zlewu wodę. Nabrałam jej w dłonie i opłukałam twarz. Rozejrzałam się. Poznawałam to miejsce. Zaczęłam zdawać sobie sprawę z położenia. Oto stałam z Moodym w jego łazience, dopiero co wymiotowałam, a jego mina nie wskazywała na to, żeby był szczęśliwy z mojej postawy. Co gorsze, film urwał mi się gdzieś w połowie marszu z Draco. Czy co czegoś doszło? Gorączkowo obmacałam się po koszuli, ale ta była zapięta. Cała moja garderoba wydawała się być na miejscu. Tylko gdzie był ślizgon?

- Co ja tutaj robię? Co się stało? – zapytałam cicho i wciąż niewyraźnie.

- Sam powinienem o to zapytać. Znalazłem Cię na korytarzu. Kompletnie pijaną – wyjaśnił Moody. – Klaro, to do Ciebie niepodobne… - pokręcił głową.

- Ja nie chciałam… - jęknęłam. Po policzkach popłynęły mi łzy. Raz jeszcze przemyłam twarz. Miałam wrażenie, że nie ustoję na nogach, więc usiadłam ciężko na brzegu wanny. Opuściłam głowę. – To… to… nie chciałam…

- Pamiętasz cokolwiek? Alex twierdzi, że nie byłyście razem – Moody przyglądał mi się uważnie. Ubrał płaszcz i zakręcił wodę.

- Nie byłyśmy… - mruknęłam, mrużąc oczy. Tak naprawdę pamiętałam dużo. To, że całowaliśmy się z Draco, to że przerwał nam Flint i Parkinson. Nie chciałam jednak opowiadać ani o kryjówce, ani o zdarzeniu. – Przepraszam… nie chciałam tyle wypić. To przez przypadek. Mam bardzo słabą głowę i… – spojrzałam zapłakana na profesora. – Wierzy mi profesor?

Mężczyzna westchnął.

- Cóż, długo w nic się nie wplątywałyście… - stwierdził niechętnie. – I ten „przypadek” ujawnił nam Twoją słabość. Ptaszyno, nikt nie będzie potrzebował na Ciebie verita serum, jeśli zaczniesz gadać po zwykłej wódce…

Była to kolejna rzecz, w której nie byłam dobra. W tym stanie lekkiego upojenia, uderzyło mnie to jeszcze mocniej. Zrobiło mi się naprawdę przykro. Pociągnęłam nosem, starając się nie rozpłakać jeszcze bardziej.

- A co z tą mapą? – Moody otworzył drzwi od łazienki i złapał mnie za ramię, podnosząc do pionu. – Chciałaś mi coś powiedzieć?

Mapą? Nie pamiętałam, bym coś o niej mówiła. Czyżbym próbowała coś wypaplać? Przeraziłam się.

- Nie wiem profesorze – odpowiedziałam szybko, jednocześnie potrząsając głową. – Jaką mapą?

- To ja się pytam. Ciągle powtarzałaś coś o mapie, ale nie dochodziłaś do sedna.

- Nie pamiętam, przepraszam – bąknęłam.

- No trudno – mężczyzna oblizał się i wyprowadził mnie z łazienki. Wróciliśmy do gabinetu.







2 komentarze:

  1. Długo zastanawiałam się, dlaczego skoro Klara jest przyjaciółką Alex, to dlaczego A. nie powie Klarze o swoim romansie ze Snape'em. No, ale po tekście "seks tylko po ślubie", już wiem dlaczego - Klara by dostała zawału, gdyby usłyszała takiego newsa:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alex boi się reakcji Klary na wieść, że ona cokolwiek z nauczycielem ^^

      ~Klara

      Usuń