czwartek, 3 października 2019

60. Bardzo, ale to bardzo dużo Snape'a!


Gdy Moody zniknął wraz z Klarą za drzwiami od sypialni, westchnęłam głęboko, rozglądając się wokoło. Mniej więcej znałam już gabinet Moody’ego, ale było w nim tak sporo dziwnych wynalazków, że za każdym razem natrafiałam wzrokiem na coś nowego, czego wcześniej nie dostrzegałam.

Przez chwilę nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Oparłam się o sofę, zakładając nogę na nogę, przesuwając spojrzeniem po zakurzonych półkach z książkami, a następnie na biurko. W pewnym momencie mój wzrok zatrzymał się na biurku i na wpół otwartej szufladzie, do której wcześniej mężczyzna włożył pelerynę. Nie zastanawiając się zbyt długo, wstałam i wystrzeliłam do przodu, podchodząc do biurka. Otworzyłam szerzej szufladę, wyciągając z niej rzecz należącą do Harry’ego, po czym poszperałam jeszcze w poszukiwaniu mapy Huncwotów, ale charakterystycznego kawałka papieru nie było w środku. Natomiast rzuciła mi się w oczy prawie pełna butelka whisky. Bez namysłu chwyciłam również i ją, po czym opuściłam szybko gabinet.

Schodziłam na coraz to niższe kondygnacje zamku, oglądając się co chwilę za siebie, w obawie, że profesor zdążył zauważyć, co zrobiłam i zaczął mnie śledzić, ale na szczęście, korytarz był pusty. W międzyczasie nałożyłam na siebie ponownie pelerynę, zeskakując po dwa schodki do lochów. Od razu uderzył mnie chłód, jaki panował w tej części zamku i chociaż przez moment zrobiło mi się przeraźliwie zimno, to i tak musiałam porozmawiać ze Snape’em. Miałam nadzieję, że mężczyzna był już dawno w swoim gabinecie, ale zauważyłam go nieopodal wejścia do Slytherinu. W dalszym ciągu użerał się z Lucjanem. Chłopak wyglądał na jeszcze bardziej pijanego niż wcześniej. Co chwilę się zataczał albo opierał o ścianę, dając sobie chwilę na uspokojenie wirującego przed nim krajobrazu. Snape wydawał się być mocno podirytowany tym wszystkim. Na pewno nie chciał robić za niańkę swojego podopiecznego, który był już pełnoletni i mógł odpowiadać sam za siebie.

- Rusz się, Bole! – Warknął Snape, stając w bezpiecznej odległości od Ślizgona.

- No przecież się staram – jęknął, odbijając się od ściany.

- Hasło! – Syknął brunet, odsuwając się od przejścia.

- Nie pamiętam – burknął Bole, po czym zrobił minę, jakby chciało mu się wymiotować.

- Nawet się nie waż, Bole! – Zdenerwował się Mistrz Eliksirów. – Wszystko trzeba za was robić! Banda rozwydrzonych, nabuzowanych hormonami, małolatów!

- Ja już nie jestem małoletni – odparł Lucjan, kontaktując poniekąd, co mówił Snape, chociaż zabrzmiało to tak, jakby Mistrz Eliksirów gadał do siebie.

- Zamilcz, Bole! Ślizgoński spryt. – Snape wypowiedział hasło, a ściana naprzeciwko niego zaczęła zanikać, aż w końcu ukazała przejście do pokoju wspólnego Ślizgonów. Mężczyzna złapał Lucjana za ramię i siłą wepchnął go do środka. – Rano się policzymy.

- Ale ja nic nie… - reszta słów została zduszona przez zasuwającą się z powrotem ścianę, aż w końcu wszystko ucichło. Snape westchnął cicho, zerknął na swój zegarek, po czym skierował się w stronę swojego gabinetu, który znajdował się za zakrętem.

Owinęłam się ciaśniej peleryną w obawie przed zsunięciem się materiału z moich ramion i ruszyłam po cichu za mężczyzną. Nagle Snape przystanął, nasłuchując. Zasłoniłam usta ręką, myśląc że usłyszał mój oddech, ale mężczyzna zerknął tylko raz do tyłu i na nowo ruszył przed siebie, a ja za nim. Gdy ponownie się zatrzymał, nawet nie było mi dane zareagować. Mistrz Eliksirów obrócił się szybko, sięgając dłonią przed siebie. Zacisnął ją w powietrzu, a tak naprawdę chwycił mnie z całej siły za ramię i siłą rzucił na ścianę. Zerwał mi z głowy kaptur, przyciskając do ściany.

- Co ty wyrabiasz?! – Wysyczał wściekły wprost do mojego ucha.

- Ja… - jęknęłam, czując ból – chciałam z tobą porozmawiać.

- Daruj sobie, głupia dziewucho – warknął ponownie. – Moja cierpliwość się skończyła. Wynoś się i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy!

- Co?! – Przeraziłam się. -Ale… ale… nie! Proszę! Ja po prostu… nie dotykasz mnie w ogóle! Robię dla ciebie wszystko, a ty…

- Zamknij się! – Snape rozejrzał się po lochach, a następnie odsunął się i podszedł pod swój gabinet. Otworzył drzwi i razem weszliśmy do środka, a wtedy ponownie przycisnął mnie, tym razem do drzwi. – Mam dość przebywania w obecności dziecka. Trochę sobie poużywałaś, ale na tym koniec. Anuluję wszystkie twoje szlabany.

- Błagam! – Załkałam, trzęsąc się cała. Z tego wszystkiego cały alkohol zaczął ze mnie powoli schodzić. Docierało do mnie, co mówiłam w obecności Moody’ego i poczułam się jak totalna idiotka, ale to i tak nie zmieniało faktu, że Snape potraktował mnie po macoszemu, a w dodatku dalej brakowało mi jego dotyku, którego ani razu nie dostałam. – Ja przepraszam za wcześniej, ale już nie wiem, co mam myśleć. Nie podobam ci się?! Dlaczego nie chcesz mnie dotykać, dlaczego nie pozwalasz mnie tego robić?! Ja naprawdę…brakuje mi tego. Tak cholernie mi tego brakuje, że już wariuję!

- Nasz układ był jasny, Lamberd – odparł Snape oschle, mrużąc niebezpiecznie oczy, po czym odsunął się ode mnie, pozwalając w końcu złapać normalny oddech. – Ja ci daję to, czego chciałaś, a ty grzecznie to bierzesz i nie zadajesz pytań ani nie wymagasz nie wiadomo czego.

- Ale ja już tak nie mogę!

- Dlatego upijasz się z Bole’em i wykrzykujesz o tym na cały zamek? – Spytał ironicznie mężczyzna, krzyżując ręce na piersi. – Jak mam cię brać na poważnie dziewczyno, kiedy ty ciągle robisz wszystko, żeby nas zdradzić? Nie potrzebuję problemów, a ty cały czas je tworzysz.

- Ja się zmienię. Obiecuję! – Pisnęłam spanikowana. Tak bardzo pragnęłam cofnąć czas i zamknąć się wtedy, kiedy powinnam. Miałam cichą nadzieję, że Moody nie skojarzył moich słów ze Snape’em, tylko z tym nieszczęsnym Quiddichem.

- Nie mam na to żadnej gwarancji – stwierdził mężczyzna. – Zdejmij pelerynę.

Posłuchałam go, zsuwając z ramion pelerynę, która spadła bezszelestnie na podłogę. Dopiero teraz mężczyzna zauważył, jak trzymam kurczowo w lewej dłoni butelkę alkoholu. Chciałam ją schować za siebie, ale nie widziałam w tym teraz większego sensu. Snape spojrzał na trunek, a potem na mnie i znowu na trunek. Jego brwi uniosły się wysoko, a na ustach pojawił się szelmowski uśmiech.

- Ukradłaś? – Zapytał.

- Um… - Również spojrzałam na butelkę trzymaną w dłoni. – Tak i pelerynę też.

- Moody’emu? – Dopytywał Snape, w dalszym ciągu ze swoim charakterystycznym uśmieszkiem na ustach, który był jedną z pięknych rzeczy, jaką dostrzegałam w tym mężczyźnie.

- Wyciągnęłam mu wszystko z szuflady i uciekłam – opowiedziałam, czerwieniąc się lekko. – Nie jestem z tego dumna.

Snape mruknął.

- A może powinnaś? – Dodał po cichu, bacznie mi się przyglądając. Prześliznął wzrokiem po mojej sylwetce, a następnie wyciągnął mi z ręki butelkę. Podszedł do biurka, wyciągając dwie szklanki, a następnie nalał do nich whisky. Gdy odstawił alkohol, chciał wręczyć mi jedną ze szklanek, ale wydawało mi się to wszystko zbyt podejrzane i nie chciałam wykonać żadnego ruchu.

- Nagła abstynencja? – Zakpił, mocząc usta w drugiej szklance. – Bierz.

Na dźwięk tego słowa wyciągnęłam przed siebie drżącą dłoń i chwyciłam szybko naczynie, przyciągając do siebie. Uniosłam je na wysokości twarzy, przykładając do ust i upiłam troszeczkę. Whisky smakowała tak samo, jak ta, którą Moody poczęstował mnie raz w pubie. Była mocna i paliła przełyk. Snape’owi najwidoczniej zasmakowała, ponieważ dopił do końca, nalewając sobie ponownie.

- Na więcej nie licz – rzekł, widząc jak przyglądam się zachłannie jego ruchom, chociaż moje zamierzenia były zupełnie inne niż te, o których myślał Snape. – Jeżeli dam ci to, czego chcesz, przestaniesz robić z siebie męczennicę po pijaku i rozpowiadać głupoty?

- Co? – Rozszerzyłam z niedowierzania oczy, nie wiedząc co powiedzieć. Właściwie, nie doszło do mnie to, o co zapytał mężczyzna. – To, czego chcę?

- Mniej więcej, Lamberd – sprecyzował, przewracając oczami.

- Ja nigdy już nie pisnę ani słowa – zarzekłam się. – I mówię to szczerze, nie oczekując nic w zamian.

- Dobrze więc… - Snape kiwnął głową, ponownie upijając ze swojej szklanki, a następnie odłożył ją z powrotem na biurko. – W takim razie, potraktuj to, jako karę za swoje zachowanie.

Nie rozumiałam za bardzo, o co chodziło mężczyźnie. Najpierw chciał mi dać coś, czego chcę, a następnie nazywa to karą? Spojrzałam na niego niepewnie, a mężczyzna poluzował mankiety od swojej szaty i zdjął pelerynę. Otworzyłam szeroko usta, wciskając się jeszcze mocniej w ścianę, kiedy brunet podszedł do mnie, zajmując się tym razem moją koszulą. Odpiął sprawnie kilka guzików pod szyją, a następnie spojrzał mi twardo w oczy. Niemal czułam, jak policzki palą mnie żywym ogniem. Chciałam zachować się profesjonalnie, nie zgrywając takiej cnotliwej dziewczyny, ale tylko przy nim czułam się tak krucha i niepewna swojej urody.

Gdy mężczyzna zajął się dalszym rozpinaniem mojej koszuli, ponownie zaczęłam drżeć. Serce waliło mi młotem. To już nie było zwykłe bezemocjonalne traktowanie, a coś więcej. W końcu brunet doszedł do ostatniego guzika, a następnie rozchylił moją koszulę. Przez chwilę przyglądał się moim piersiom, zakrytym czerwonym stanikiem, a następnie zsunął mi ubranie z ramion, które dołączyło do Niewidki pod moimi stopami.

Zawstydziłam się, odwracając głowę. Nie sądziłam, żebym była idealna dla tego faceta. Przypuszczałam, że Snape miał w swoim życiu wiele kobiet i to o niebo atrakcyjniejszych, dojrzalszych z pełnymi kobiecymi kształtami.

Brunet widząc mój wstyd, zacmokał niepocieszony językiem, wyciągając złączony palec serdeczny ze wskazującym i przyłożył mi je do policzka, zmuszając, żebym ponownie obróciła głowę w jego stronę, a następnie przejechał dłonią na moją brodę, unosząc ją wysoko. Nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą. Jego oczy nie zdradzały żadnej emocji, wydawały się bezdennie puste, a moje błyszczały. Domyślałam się również, że źrenice miałam cztery razy większe niż normalnie.

- Chyba trochę za późno na wstyd, panno Lamberd – szepnął niskim, zmysłowym głosem, unosząc kąciki ust.

Wciągnęłam ze świtem powietrze, opierając głowę o chłodną ścianę, kiedy dłoń mężczyzny przejechała po moim boku, zatrzymując się na piersi. Snape ścisnął ją lekko, a ja westchnęłam głęboko, zamykając na moment powieki. Następnie, przesunął ją na brzuch i biodro. Badał moje ciało, każdą rozwijającą się dopiero wypukłość, jakby pragnął nauczyć się tego na pamięć, a następnie wsunął mi dłoń pod spódniczkę. Włożył kolano między nogi, rozszerzając je nieznacznie i dotknął mnie przez majtki.

Tak bardzo nie mogłam doczekać się tego dotyku. Gdy za pierwszym razem zostałam dotknięta przez niego w ten sposób, myślałam że odlecę, ale tym razem było inaczej. Czułam, jak moje ciało wypełnia euforia i niewyobrażalna żądza. Wypchnęłam machinalnie biodra, chcąc poczuć jego palec wewnątrz siebie.

- Spokojnie, dziewczyno – powiedział Snape ochrypłym głosem.

- Zrób to – zajęczałam, chwytając się desperacko jego ramienia. – Błagam, zrób to.

Snape mruknął zadowolony i wśliznął się palcem za materiał bielizny, a następnie pomiędzy wargi sromowe. Stęknęłam głośno, zaciskając palce na jego ramieniu. Nie umiałam nawet opisać tej przyjemności.

Palec mężczyzny wsuwał się we mnie delikatnie, a kciuk drażnił łechtaczkę. Gibkie ruchy ręką sprawiły, że jęczałam z tej nieziemskiej przyjemności. Z początku chciałam być cicho, ale zauważyłam, że moje dźwięki podobają się Snape’owi, dlatego postanowiłam nie hamować się dłużej. Krzyczałam jak oszalała, kiedy dłoń przyspieszyła swoje ruchy. Kolana powoli uginały się pode mną, w ustach mi zaschło, a temperatura wokół mnie musiała mieć ze sto stopni. Czułam zbliżający się orgazm, jeszcze chwila, a w końcu dostanę to, czego tak bardzo pragnęłam. Ścisnęłam jeszcze mocniej ramię mężczyzny, przysuwając się do niego bliżej. Od razu uderzył mnie jego zapach: mieszanina perfum, eliksirów i alkoholu. Byłam blisko, jeszcze tylko kilka słodkich ruchów palcem i zaraz, za chwilę…

Nagle Snape zatrzymał się i wysunął palec, a następnie oddalił się ode mnie, sięgając po chusteczkę. Z początku nie wiedziałam, co się dzieje. Patrzyłam na niego oniemiała, a gdy doszło do mnie, że to właśnie była ta kara, nogi odmówiły mi posłuszeństwa i osunęłam się po ścianie na posadzkę.

- Peleryna zostaje u mnie – powiedział nagle nauczyciel, sięgając po swoją szklankę. Jemu również chyba zaschło w gardle, ponieważ wypił wszystko na raz, nawet się nie krzywiąc.

- Nie możesz… - wydukałam z siebie, nie mogąc w dalszym ciągu otrząsnąć się z szoku, przyjemności, która została mi tak brutalnie odebrana i tego, że w ogóle do tego doszło. – Nie możesz… - powtórzyłam jak mantrę, wpatrując się w niego oniemiała.

- Czego nie mogę, Lamberd? – Mężczyzna zmrużył niebezpiecznie oczy.

- Nie możesz mnie tak zostawić – jęknęłam płaczliwie, zaciskając kolana. Moje ciało w dalszym ciągu było spragnione jego dotyku. Tak bardzo chciałam, żeby dał mi w końcu spełnienie. Właśnie bez tego wariowałam powoli.

- Czyli peleryna nie jest już dla ciebie ważna? – Spytał kpiąco, uśmiechając się pod nosem. – Szybko zmieniasz priorytety.

- Peleryna? – Zdziwiłam się otępiała. – Peleryna! Nie… nie możesz jej zabrać – dodałam mniej przekonywująco. Snape miał rację. W tym momencie obchodziło mnie coś zupełnie innego niż jakiś głupi skrawek ubrania. Później będę martwiła się Niewidką Harry’ego.

Podniosłam się ociężale z podłogi, czując jak drżą mi wszystkie mięśnie. Ledwo ustałam na nogach. Sięgnęłam po koszulę, zakładając ją na ramiona, po czym szybko zapięłam wszystkie guziki. Mężczyzna przyglądał się temu ukradkiem.

- Musisz siebie kontrolować i mówię to po raz ostatni – rzucił nagle Snape, wyznaczając mi wytyczne. – Żadnego chlania na umór, bo nie panujesz nad tym, co mówisz. Nie zabraniam ci pić, Lamberd, ale masz uważać, co i do kogo gadasz po alkoholu. Co się tyczy Bole’a…

- Ja żartowałam z tym randkowaniem! – Wypaliłam nagle, prostując się. – Chciałam wzbudzić w tobie zazdrość.

- Zazdrość? – Ton głosu Snape’a zdawał się być lekko rozbawiony. – Sam kazałem ci znaleźć sobie kogoś, żeby odwrócić uwagę ode mnie. Nie przeszkadza mi ten chłopak.

- Ale ja go nie chcę. Chcę ciebie.

- Nie każ mi powtarzać tego, jakie warunki nas łączą – warknął złowrogo, więc zamilkłam. – Powinnaś znaleźć sobie chłopaka, który da ci to, czego potrzebujesz.

- A co z tobą?

- Ja biorę tylko to, na co mam ochotę – odparł i w dwóch krokach ponownie znalazł się przy mnie. Pogłaskał mnie pieszczotliwie po policzku. Przymknęłam oczy, poddając się tej pieszczocie. Chciałam objąć jego dłoń, ale mężczyzna szybko zabrał rękę, zmuszając mnie do uklęknięcia przed nim. – Zajmij się nim – rozkazał i rozpiął rozporek…

Nie opierałam się. Pomimo tego, że nie dostałam orgazmu, którego tak bardzo pragnęłam, przepełniała mnie euforia. Snape pokazał, że nie jest takim dupkiem, na jakiego się kreował. Okazał mi trochę ciepła i bliskości, co jeszcze bardziej rozpaliło moją miłość do niego. Chciałam wykrzyczeć mu w twarz jak bardzo go kocham, ale na to było jeszcze za wcześnie.

Miałam ochotę postąpić z mężczyzną tak samo, jak on ze mną i zostawić go, gdy będzie dochodził, ale uwielbiałam patrzeć na jego twarz, kiedy przez ten krótki moment jego rysy stawały się łagodniejsze, a z ust wydobywał się zduszony krzyk.

Po wszystkim, Snape powrócił do swojej nienagannej postawy i zaklęciem oczyścił podłogę ze spermy, a następnie przywołał do siebie pelerynę niewidkę.

- Wracaj do siebie, Lamberd – rozkazał po chwili, bacznie mnie obserwując.

- Potrzebuję tej peleryny – odezwałam się cicho. – Nie jest moja.

- Jest Pottera i tym bardziej ci jej nie oddam – odparł i nagle stało się coś dziwnego. Mężczyzna wzdrygnął się lekko, skrzywił nieznacznie, a następnie chwycił za lewe przedramię.

- Profesorze? – Spytałam przejęta. – Wszystko w porządku?

- Nic mi nie jest, Lamberd! – Warknął, odciągając rękę. Sięgnął raz jeszcze po whisky, ponownie sobie nalewając. Wypił wszystko jednym duszkiem i odstawił szklankę z głośnym trzaskiem na blat.

- Na pewno? – Dopytałam, widząc że jednak z nauczycielem dzieje się coś niedobrego. Nagle Mistrz Eliksirów stał się bardziej rozdrażniony i podenerwowany.

- Idź już, Lamberd! – Syknął wściekły, przeszywając mnie lodowatym spojrzeniem, więc postanowiłam zamilknąć. Pożegnałam się z mężczyzną i wyszłam na korytarz. Rozejrzałam się bacznie we wszystkich kierunkach, po czym ruszyłam szybko do wieży Gryffindoru.

W pokoju wspólnym nie było już nikogo. Kiedy ostatni raz widziałam się z Lucjanem było po północy. Nie miałam pojęcia, ile czasu spędziłam u Snape’a, ale musiał być już środek nocy, skoro cały pokój wspólny opustoszał, a ogień w kominku dogasał. Poświeciłam sobie więc różdżką i czmychnęłam szybko do dormitorium. Wszystkie dziewczyny spały w najlepsze, a ja skoczyłam pod szybki prysznic. Gdy spod niego wyszłam, podeszłam do łóżka przyjaciółki, ale dziewczyny nie było w nim. Przystanęłam na moment, dopuszczając do swojej głowy najgorsze scenariusze, ale przecież ostatnia osoba, jaka z nią przebywała, to Moody. Cóż złego mogło się stać Klarze przy naszym profesorze? Zapewne usnęła mu na kanapie, więc nie chciał jej budzić i postanowił ją przenocować. Nie musiałam martwić się o Klarę.

Usiadłam na swoim łóżku, zakrywając się do połowy kocem i zasłoniłam kotary. Sięgnęłam po różdżkę, wyciszając je i wygrzebałam spod poduszki pelerynę Snape’a. Przyłożyłam ją do nosa, wciągając uzależniający zapach mężczyzny, a następnie dotknęłam się między nogami. Znowu byłam rozpalona. Musiałam coś z tym zrobić. Nie mogłam czekać w nieskończoność na nauczyciela, a Lucjan nie był żadnym odpowiednikiem od mojego Snape’a. Tak… mojego. Zdawałam sobie sprawę, że byłam jedyną osobą, z którą miał romans, a która poznała go od tej innej strony, kiedy ściągał maskę bezwzględnego nauczyciela.

Zadrżałam na samą myśl o nim, dotykając się i w dalszym ciągu trzymając jego pelerynę przy twarzy. Robiłam to szybko, niedbale, byleby tylko osiągnąć orgazm.

- Seve… - jęknęłam, wypychając biodra, aż w końcu doszłam z cichym krzykiem, opadając z powrotem na materac. Musiałam dać sobie chwilę na unormowanie oddechu, a następnie schowałam z powrotem pod poduszkę pelerynę, układając się do snu.

Nie wiem, ile spałam, ale przypuszczałam, że dłużej niż powinnam, ponieważ tym razem w dormitorium nie było nikogo. Wyskoczyłam szybko z łóżka, ubrałam i zeszłam na śniadanie.

Gdy dochodziłam do Wielkiej Sali zauważyłam już z oddali spore zbiegowisko przy drzwiach. Większość uczniów przepychała się między sobą, chcąc coś zobaczyć. Również byłam ciekawa, co się stało, dlatego podeszłam bliżej, przeciskając się przez młodsze roczniki. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy dostrzegłam, że większość lewego jak i prawego skrzydła wrót zaklejona była zdjęciami z wczorajszego wypadu Angeliny z Fredem. Po tym wszystkim, co działo się później, zupełnie zapomniałam, od czego zaczęło się nasze picie, a wcześniejsze skradanie się.

- I co powiesz? – Zapytał nagle Lucjan, również przepychając się przez innych uczniów. Podszedł do mnie, opierając się ręką o moje ramię. – Dałem radę, co?

- Wyszło idealnie – odparłam zgodnie z prawdą, uśmiechając się wdzięcznie do Ślizgona.

- Spójrzcie, to ona! – Krzyknął jakiś drugoroczny, a większość głów odwróciła się w stronę zbliżającej się do Wielkiej Sali Angeliny w towarzystwie swojego chłopaka. Wszyscy wstrzymali powietrze, kiedy Gryfonka stanęła jak wryta, zauważając w końcu kompromitujące ją zdjęcia, na których robiła loda bliźniakowi.

- Co to ma znaczyć?! – Pisnęła przerażona, chwytając mocniej Freda za rękę. Chłopak zmarszczył brwi, podchodząc bliżej.

- To jakieś kłamstwo! – Krzyknął na głos. – Mam większego, słyszycie?! To jakaś nędzna podróbka!

- Naprawdę, tylko to cię interesuje!? – Żachnęła się dziewczyna ze łzami w oczach, po czym pchnęła Freda na grupkę rozchichotanych dziewczynek, które odskoczyły szybko, a rudzielec upadł na podłogę, obijając sobie tyłek.

- Gadała na Lamberd, a sama jest lachociągiem! – Krzyknął jakiś głos.

- Nieprawda! – Zaprzeczyła, wbijając we mnie wściekłe spojrzenie. Uniosłam ręce w obronnym geście, dając jej tym samym do zrozumienia, że nie mam z tym nic wspólnego.

- Chciała odwrócić od siebie uwagę, to nagadała na nią! – Krzyknął kolejny głos. Poczułam niewyobrażalną ulgę.

- Po całej szkole nakleiłem te fotki. Będzie je przez miesiąc zrywała, jak oczywiście uda jej się je znaleźć – szepnął Lucjan, puszczając do mnie oczko i zaśmiał się na głos.

- Jesteś idiotą! – Warknęła wściekle Angelina na swojego chłopaka, kłócąc się z nim, a następnie odeszła bez słowa w przeciwnym kierunku. Fred podniósł się szybko z podłogi i pobiegł za swoją dziewczyną. Przybiliśmy sobie piątkę ze Ślizgonem, śmiejąc się do rozpuku, gdy nagle na śniadanie zeszli moi przyjaciele łącznie z George’em. Starszy Weasley, gdy tylko zobaczył mnie w towarzystwie Lucjana, zmrużył niebezpiecznie oczy, zaciskając tylko pięści.

- Widzieliście Klarę? – Spytałam na wstępie, gdy cała trójka podeszła bliżej.

- Nie – odparł Harry. – A jak tam moja peleryna?

- To ona należy do ciebie? – Zdziwił się Lucjan. – Skąd ją masz?

- A skąd ty o niej wiesz? – Harry podrapał się po głowie, spoglądając zmieszany na mnie. Jęknęłam głośno, pukając się palcem po głowie w kierunku Ślizgona.

- Czemu ty się odzywasz niepytany? – Mruknęłam.

- No co?! – Wzruszył Lucjan ramionami. – Wczoraj pytałem, to nie odpowiedziałaś, a potem…potem już mało co pamiętam.

- Byłaś z nim? – Zapytał Ron, jakby Lucjana nie było obok. – Ze Ślizgonem?

- Gryfon, Ślizgon? Jakie to ma znaczenie?

- Jak widać ma, bo zostawiłaś mnie dla niego – powiedział nagle George grobowym głosem. – Na dodatek te wszystkie plotki….

- Te plotki, to akurat trochę zakłamane były – odpowiedział Lucjan, wskazując na drzwi za nami. Gryfoni spojrzeli w tamtym kierunku.

- Do diaska! – Zawołał Ron. – Z drogi, gówniaki! – Warknął na pierwszorocznych, dopychając się bliżej drzwi. – Czy to Fred i Angelina?

- A co? Nie widać? – Zarechotał Lucjan. – Może chcesz okulary Pottera?

- Uspokój się – skarciłam go, kręcąc głową.

- Macie z tym coś wspólnego? – Zapytał podejrzliwie George i spojrzał na mnie pełnym wyrzutów wzrokiem.

- Miałem lepsze rzeczy do roboty niż patrzenie na ich ruchanie – odparł Ślizgon.

- Ktoś musiał cię pomylić z Angeliną – stwierdził nagle Ron, patrząc jak zahipnotyzowany na zdjęcie przed sobą i skrzywił się lekko. Wyciągnął przed siebie dłoń, zakrywając nią sylwetkę Freda i w dalszym ciągu wpatrywał się, niczym zaczarowany w obrazek.

- Ron? – Harry podszedł do przyjaciela i szturchnął go mocno w bok.

- Auć! – Syknął z bólu rudzielec, rozmasowując miejsce po uderzeniu.

- Ja tam nic nie widzę – rzucił nagle Harry, mrużąc oczy. Ściągnął na moment okulary z nosa, przetarł je rękawem i założył z powrotem. – O! Znacznie lepiej. Czyli te wszystkie plotki o tobie, Alex to nieprawda?

- Przecież nie wierzyłeś w nie! – Żachnęłam się, zakładając ręce na piersi.

- No nie, nie. Oczywiście, że nie!

- Skąd wiecie, że to nie kolejna, która obciąga? – George starał się mnie zranić. Również założył ręce na piersi, spoglądając na mnie buntowniczo.

- Bo jeszcze mi tego nie robiła, ale jeżeli to zrobi, to nie martw się, obwieszczę ci to! – Lucjan stanął w mojej obronie, obejmując mnie ramieniem. Już chciałam mu się wyrwać, gdy nagle usłyszałam znajomy dźwięk odbijającej się laski o podłogę. W naszą stronę zmierzał Moody. Nie wyglądał na rozwścieczonego, a może była to tylko cisza przed burzą? Chłopcy, widząc zbliżającego się nauczyciela, weszli szybko do wielkiej Sali, nie chcąc narazić się na jego gniew (zapewne myśleli, że Moody zauważył zdjęcia z daleka).

- Szykują się kłopoty – szepnął mi do ucha Lucjan, po czym zabrał rękę. Myślałam, że brunet przejmie się tym jakoś bardziej, ale ten tylko stanął wyluzowany, czekając aż nauczyciel podejdzie bliżej.

- Macie mi może coś do powiedzenia? – rzekł na wstępie, świdrując nas wzrokiem. Większość uczniów zaczęła się już rozchodzić, ale spora gromadka stała również przy drzwiach i w dalszym ciągu oglądała fotki.

- Dzień dobry – odpowiedzieliśmy chórem. Lucjan wpatrywał się w mężczyznę z szelmowskim uśmieszkiem, a ja starałam się unikać jego spojrzenia.

- Smakowała moja whisky, hm? – Spytał Moody, stukając miarowo laską o podłogę.

- Whisky? Ktoś miał whisky? Gdzie? – Zainteresował się Lucjan, nie wiedząc o co chodzi, a ja poczerwieniałam lekko, spuszczając głowę. Nie wiedziałam, co miałam powiedzieć nauczycielowi. Po pierwsze, zapomniałam, że ukradłam mu coś, po drugie, byłam pijana.

- Nie udawaj, chłopcze – prychnął profesor, w dalszym ciągu obserwując mnie dokładnie. – Panno Lamberd?

- Nie wiem, o czym profesor mówi – mruknęłam w podłogę.

- Radzę się wam wytłumaczyć i to natychmiast – podniósł głos, aż w końcu musiałam spojrzeć mu prosto w oczy. Tym razem zauważyłam w nich złość. Przełknęłam głośno ślinę, a biedny Lucjan w dalszym ciągu nie wiedział, o co nam chodziło.

- Byłam pijana – przyznałam cicho.

- I to cię usprawiedliwia przed grzebaniem w moich rzeczach? – Moody uniósł brew.

- No nie…

- Bole, idź zobacz, czy cię nie ma na śniadaniu – rzekł Moody, wzdychając głęboko.

- Jestem niemal absolutnie pewny, że mnie tam nie ma, profesorze – odparł zadowolony chłopak, chcąc się uśmiechnąć, ale zobaczył kogoś poza ramieniem Moody’ego i szybko wszedł do Wielkiej Sali. Również podążyłam za jego spojrzeniem, widząc idącego pospiesznie Mistrza Eliksirów, a za nim dyrektora szkoły bułgarskiej.

- Severusie, musimy porozmawiać! – Syknął cicho Igor Karkarow.

- Nie teraz – odparł szybko Snape, mierząc spojrzeniem mnie, a następnie profesora Moody’ego. Obaj mężczyźni mierzyli się przez chwilę spojrzeniami, po czym Mistrz Eliksirów warknął złowrogo w stronę wszystkich zgromadzonych pod wrotami od Wielkiej Sali i wszedł do środka, nawet nie zauważając poprzyklejanych zdjęć. Dyrektor Durmstrangu również zdawał się ich nie zauważać, gdyż ruszył za Snape’em, chcąc wyrównać z nim krok.

Oblizałam pospiesznie usta, przypominając sobie wczorajszą noc. Moody odchrząknął.

- Tak więc? – Kontynuował temat.

- Profesorze, gdzie jest Klara? – Zapytałam nagle, przypominając sobie, że od samego rana nie widziałam przyjaciółki. – Nocowała u pana? – Dodałam ciszej.

- Alex, nie zmieniaj tematu! – Zdenerwował się i najwyraźniej zmieszał, ponieważ jego magiczne oko zaczęło dziwnie wirować. Mężczyzna oblizał się pospiesznie.

- Nie było jej w łóżku przez całą noc – szepnęłam, żeby nikt postronny nie mógł nas usłyszeć. – Moi przyjaciele też jej nie widzieli. To niepodobne do niej.

- Na pewno siedzi już na śniadaniu, a jeżeli nie, to zapewne zaraz się na nim pojawi – odparł Moody, starając się mnie uspokoić.

- Ale nocowała u pana?

- Um… tak, tak – odparł pospiesznie. – Usnęła mi na kanapie. Nie miałem serca jej budzić, ale z samego rana miała wrócić do wieży. Może po prostu jej nie zauważyłaś?

- Mogła być w łazience – zastanowiłam się na głos, drapiąc po brodzie.

- No widzisz. – Moody poklepał mnie nerwowo po ramieniu. – Idź na śniadanie, Alex. Ja mam jeszcze coś do zrobienia. – Uśmiechnął się do mnie, po czym odszedł w przeciwnym kierunku. Patrzyłam za nim zdziwiona do momentu, aż zniknął za rogiem. Dziwne, Moody nagle zapomniał o swoim przesłuchiwaniu mnie i zrobił się lekko rozkojarzony. Podobnie zachowywał się Snape wczoraj. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć, więc po prostu wzruszyłam ramionami, wchodząc do Wielkiej Sali. Miałam nadzieję, że zobaczę w niej przy stole Gryfonów swoją przyjaciółkę, ale gdy tylko ujrzałam puste miejsce, zaczęłam lekko się niepokoić...



1 komentarz:

  1. Oooo, taaak, to było boskie! Ale już po tytule wiedziałam, że będzie. Chociaż, ja jak Alex, liczyłam na jeszcze więcej - że Snape ją w końcu porządnie bzyknie. :) Już nie mogę się doczekać notki Klary, ciekawe, co tam wyrabiała z Moodym <3

    OdpowiedzUsuń