wtorek, 26 maja 2020

92. Dział ksiąg zakazanych


Wszyscy, którzy siedzieli na około mnie, spojrzeli wyczekująco, aż udzielę jakiejś odpowiedzi. Mcgonagall wychyliła się przed Moody’ego z miną „nie zawiedź mnie, dziewczyno”, Moody zmrużył zainteresowany zdrowe oko, a magiczne zerkało co chwilę na Severusa, a sam Snape uśmiechał się perfidnie pod nosem, najwyraźniej doskonale bawiąc się moim kosztem.

- Profesorze, my wczoraj z Alex wróciłyśmy około północy do dormitorium. Nasze współlokatorki mogą to potwierdzić, jeżeli są jeszcze w szkole – odpowiedziała za mnie Klara, za co byłam jej wdzięczna. Zastępczyni dyrektora odetchnęła wyraźnie z ulgą, posyłając opiekunowi Slytherinu pełne wyższości spojrzenie. Moody poklepał Klarę po ramieniu, podkładając jej pod nos czerwony koszyczek z ciepłymi, lukrowanymi bułeczkami.

- Częstuj się, Klaro – powiedział spokojnie. – Myślę, że nie ma co wypytywać biednej dziewczyny o wczorajszy wieczór – zwrócił się do pozostałych. – A pan Bole na pewno się w końcu pojawi.

Dziewczyna przyjęła ochoczo smakołyki od swojego ulubionego nauczyciela i położyła je na swoim talerzu. Pozostali zgromadzeni również zabrali się za śniadanie. Dumbledore rozbawiał najbliżej siedzących wokół siebie uczniów. Profesor Sprout wyglądała, jakby męczył ją potężny kac, a Flitwick łypał co chwilę na Mcgonagall, czerwieniąc się delikatnie. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać, co zaszło między nimi na balu. W końcu cały czas widziałam ich razem.

Spojrzałam na obficie zastawiony stół, nie czując się wcale głodną. Nos w dalszym ciągu mnie bolał, a wojowniczy nastrój nie chciał opuścić. Wiedziałam, że jak dziewczyny wrócą ze świąt, czekać nas będzie poważna konfrontacja z nimi. Byłam tylko ciekawa, czy bliźniacy wiedzieli o tym, co też planowały ich koleżanki, czy jednak nie mieli bladego pojęcia.

- Jedz, Alex – zachęcił mnie nagle Moody, widząc jak siedzę przygarbiona.

- Nie jestem głodna – burknęłam.

- To chociaż napij się soku – zaproponował i sięgnął po dzbanek z sokiem pomarańczowym, nalewając mi go do szklanki.

Westchnęłam cicho, po raz kolejny powtarzając sobie, że nie tak to miało wszystko wyglądać. Powinnam teraz być w euforii z wielu powodów, a nie zastanawiać się, w jaki sposób zaatakować Angelinę po powrocie do Hogwartu.

Podniosłam na moment wzrok, krzyżując go ze srogim spojrzeniem mistrza eliksirów. Snape przypatrywał mi się uważnie, marszcząc przy tym czoło. Ten widok trochę ostudził moją chęć mordu, więc sięgnęłam po szklankę, upijając trochę soku. Starałam się nie spuszczać kontaktu wzrokowego z tym mężczyzną, kiedy nagle Klara nachyliła się nieco w moją stronę, szepcząc do ucha.

- Profesor Moody pyta, dlaczego miałaś złamany nos.

Zamrugałam zdekoncentrowana. Raz jeszcze spojrzałam na Severusa, ale ten zajęty był swoim posiłkiem, a następnie wysunęłam się lekko do przodu. Moody wpatrywał się we mnie z pytającą miną. Oczywistą rzeczą było, że opowiadanie mu o tym, co się wydarzyło, nie wchodziło w grę.

- Mam nadzieję, że nie wymsknęło ci się nic? – Warknęłam szeptem w stronę przyjaciółki.

- Nie – odparła lekko oburzona blondynka. – Ale uważam, że mogłybyśmy chociaż jemu o tym powiedzieć. Dobrze wiesz, że kto jak kto, ale profesor Moody zawsze jest po naszej stronie.

- Tak, ale… o Merlinie! – Pisnęłam, uderzając się otwartą dłonią w czoło.

- Co się stało? – Zaniepokoiła się przyjaciółka.

- Peleryna Niewidka! – Syknęłam spanikowana. - Harry musiał już wyjechać do Nory i nie wziął ze sobą płaszcza, a na pewno go szukał przed podróżą! Muszę ją znaleźć!

Chciałam wstać od stołu, ale Klara chwyciła mnie szybko za rękę.

- Alex, zwracasz na siebie uwagę nauczycieli – szepnęła cicho. – Po śniadaniu ją znajdziemy, skoro Harry już wyjechał, to równie dobrze możemy po śniadaniu się tym zająć.

- Ty nic nie rozumiesz – jęknęłam, przecierając twarz rękoma. Przyjaciółka w dalszym ciągu myślała, że gryfoni zgubili płaszcz wczoraj wieczorem, a tak naprawdę to ja sama go sobie przywłaszczyłam na krótki czas, nie mówiąc o tym przyjacielowi.

- Czego mam nie rozumieć? – Spytała zdziwiona, unosząc wysoko brwi.

- Nieważne – burknęłam, bijąc się z myślami, gdy nagle znowu poczułam na sobie palący wzrok Severusa. Tym razem bałam się podnieść głowę i spojrzeć mu w oczy.

Przez resztę śniadania siedziałam cicho, nie odzywając się do nikogo. Wpatrywałam się niemrawo w swój talerz i żułam powoli jedną bułeczkę maślaną, cały czas zastanawiając się, jak mam przeprosić Harry’ego za kradzież i ZGUBIENIE jego własności.

Gdy uczta oficjalnie dobiegła końca, nie czekając na Klarę wstałam od stołu i pognałam do miejsca, gdzie ostatni raz widziałam pelerynę. Oczywiście, nie było jej tam. Ktoś musiał ją zabrać, a jeżeli to były te powalone dziewczyny?! Harry nigdy mi tego nie wybaczy! Kopnęłam z całej siły w ścianę, przykładając do niej głowę. Teraz miałam kolejny powód, żeby zniszczyć życie Angelinie.

- Alex! Alex! – Krzyknęła nagle Klara, podbiegając do mnie. Przystanęła obok, nachylając się lekko do przodu. Oparła dłonie o kolana, oddychając głęboko. – Boże, jak ty szybko biegasz. Znalazłaś ją?

- A jak myślisz?! – Fuknęłam zezłoszczona.

- Nie napadaj na mnie! Staram ci się pomóc! – Żachnęła się przyjaciółka. Powinnam była poczuć skruchę i ją przeprosić, ale byłam tak nastawiona negatywnie po ataku gryfonek, że nic nie było w stanie mnie uspokoić. Starałam się nawet myśleć o porannym seksie, ale nawet ta myśl została zdmuchnięta na boczny tor przez te wredne suki.

- Nie ma niewidki – odpowiedziałam. – Ja im tego nie daruję.

- Komu? Czego?

- Tym pizdom! – Krzyknęłam rozjuszona.

- Daj już spokój – westchnęła Klara, kręcąc głową z dezaprobatą. – Nie możemy o tym zapomnieć?

- Chyba żartujesz?! – Prychnęłam głośno. – Jeżeli nie chcesz, to nie musisz mi pomagać. Sama znajdę na nie sposób!

- Dziewczynki! – Z głębi korytarza dobiegł do nas głos profesora Moody’ego, a następnie usłyszałyśmy charakterystyczny stukot laski.

- A ten znowu czego chce? – Jęknęłam, wpatrując się w idącego w naszą stronę nauczyciela.

- Alex! – Oburzyła się Klara. – Przestań się wyładowywać na wszystkich!

- Gdyby te suki na nas nie napadły, to wszystko byłoby w jak najlepszym porządku! Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na to świąteczne śniadanie!

- A co w tym śniadaniu było takiego nadzwyczajnego? – Zdziwiła się dziewczyna, po czym pomachała do zbliżającego się nauczyciela. Postanowiłam już nie skomentować tego.

- Dziewczynki, tak szybko wybiegłyście z Sali, że nie sposób było za wami nadążyć – sapnął Moody, podchodząc do nas.

- Przepraszam, profesorze – odparła skruszona Klara. – Alex, nie ma dzisiaj humoru, a ja staram się ją pilnować, żeby nie zrobiła niczego głupiego.

Założyłam ręce na piersi, nie odzywając się ani słowem. Moody natomiast przypatrywał nam się uważnie, przerzucając spojrzenie z jednej na drugą, po czym podrapał się lekko po brodzie.

- Mam rozumieć, że nie dowiem się, dlaczego miałaś złamany nos, Alex?

- Nie – odparłam butnie.

- A mogę ci jakoś poprawić humor? – Zapytał.

- Nie zdoła pan.

- Nawet jak powiem, że znalazłem pelerynę Harry’ego i oddałem mu ją przed wyjazdem?

Zamilkłyśmy, wpatrując się w mężczyznę jak w objawienie. Po krótkiej chwili, Klara jako pierwsza wydała z siebie dźwięk pełen ulgi.

- Serio? – Próbowałam dopytać, nie dowierzając.

- Tak, młoda panno. Dokładnie w miejscu, w którym stoisz – dodał, wskazując laską pod moje nogi. Tym razem, to i mnie kamień spadł z serca. Przynajmniej jedna sprawa mniej do załatwienia. Podziękowałam więc profesorowi, starając się nawet na mały uśmiech.

Wymieniłyśmy jeszcze z Moodym kilka uprzejmości. Mężczyzna wypytał nas, co mamy zamiar robić z tyloma dniami wolnego, ale tak naprawdę to obie nie wiedziałyśmy, w jaki sposób wykorzystać ten czas. Domyślałam się tylko, że Klara przeznaczy go na naukę na przyszłe zajęcia, ja natomiast miałam zamiar spędzać jak najwięcej czasu z Severusem. Poza tymi sprawami, nie miałyśmy żadnych sprecyzowanych planów, o czym głośno powiedziałyśmy nauczycielowi.

Po powrocie do pustego dormitorium, Klara postanowiła posprzątać wokół swojego łóżka, a ja podeszłam do okna, spoglądając na pokryte śniegiem błonia. Nerwowym ruchem ręki stukałam miarowo w parapet, zastanawiając się, co zrobić z Angeliną. Pomimo odnalezienia peleryny, w dalszym ciągu byłam wojowniczo nastawiona, co nie umknęło uwadze przyjaciółki.

- Daj sobie spokój – powiedziała po raz setny, ścieląc łóżko.

- Nie – odparłam twardo. – Muszę jej pokazać, że ze mną się nie zadziera.

- Tak? – Prychnęła dziewczyna, uśmiechając się pobłażliwie pod nosem. – A co jej zrobisz? Popchniesz ją następnym razem do jeziora? A może rzucisz drętwotę w wielkiej Sali?

- Nie – powtórzyłam, rozmyślając nad czymś. Tym razem, to ja się uśmiechnęłam, ale bardziej demonicznie. Klara widząc to, zaczęła kręcić szybko głową.

- Nie wiem, co wymyśliłaś, ale NIE! Absolutnie NIE! – Krzyknęła.

- Potrzebuję czarno - magicznych zaklęć – powiedziałam po chwili, zacierając dłonie. – Te zaklęcia, których się uczymy są do dupy, potrzebuję czegoś, co pokaże jej raz na zawsze, żeby trzymała się ode mnie z daleka. Te jej koleżaneczki także.

- Nie kombinuj tak. – Klara przerwała swoje sprzątanie i z poważną miną podeszła do mnie. – Słyszysz? Nie kombinuj tak! – Powtórzyła zawzięcie. Oderwała moją dłoń, która wystukiwała szyki rytm, od parapetu.

- Bo co?! – Warknęłam. – Zamoczyły nasze głowy w szambie, kurwa! Jedyna rzecz, jaka to przewyższy, to rzucenie na nie silnego zaklęcia czarno – magicznego. Moody się na tym zna, prawda?

- Czarna Magia jest zakazana. Jeżeli myślisz, że profesor Moody nauczy cię kilku takich zaklęć, to jesteś w błędzie. – Dziewczyna postukała się palcem po czole.

- Może warto spróbować? – Wzruszyłam ramionami.

- O tak. Na pewno nauczy cię, jak rzucać klątwy, za które trafia się do Azkabanu. – Głos blondynki ociekał ironią.

Zamilkłam na moment, rozglądając się po pomieszczeniu, aż w końcu natrafiłam wzrokiem na stos podręczników rozwalonych na łóżku Lavender.

- Biblioteka! – Wykrzyknęłam i klasnęłam w dłonie. – W bibliotece jest dział ksiąg zakazanych, a tam na pewno mają lektury, które są mi potrzebne!

- Księgi zakazane! – Powtórzyła Klara, jakbym ja sama nie miała pojęcia, o czym mówię. – Już sama nazwa wskazuje, że nie wolno z nich korzystać.

- Ale po coś są w tej bibliotece, co nie? – Puściłam do niej oczko. – Gdyby nie można było z nich korzystać, to po jaką cholerę trzymaliby je w bibliotece, która jest przeznaczona dla nas, uczniów, prawda?

- Te księgi są dla nauczycieli, a dział zakazany jest zamknięty na cztery spusty. Nie dostaniesz się tam i w ogóle przestać o tym gadać! Pierwszy dzień wolnego, a tobie już odbija! Ja na pewno nie przyłożę do tego ręki! – Dziewczyna skrzyżowała dłonie na piersi, odwracając się do mnie tyłem.

- Nie musisz. Sama sobie poradzę – odparłam lekceważąco. Klara nie odezwała się już ani słowem, wracając do swoich obowiązków. Ja natomiast położyłam się płasko na swoim łóżku, które wyglądało, jakby przeszedł po nim huragan i zapatrzyłam się tępo w sufit. Na nowo próbowałam przypomnieć sobie dzisiejszy poranek, który spędziłam w towarzystwie Severusa. Tym razem seks był o wiele przyjemniejszy i ta pozycja również pobudzała moją wyobraźnię. I chociaż wolałabym patrzeć na twarz mężczyzny, którego kochałam to i tak dziękowałam niebiosom za to, co dostałam od losu. W najśmielszych snach nie przeszło mi przez myśl, że kiedyś będę kochanką samego Severusa Snape’a. Słowo „kochanka” spowodowało gęsią skórkę na moich ramionach. Wyobrażając sobie dalej nauczyciela – usnęłam.

Obudziłam się wieczorem. Za oknem prószył śnieg, a w sypialni paliła się tylko lampka przy łóżku przyjaciółki, która nie robiła nic innego, jak uczyła się transmutacji. Przewróciłam oczami, siadając i rozciągając się leniwie.

Nie czekając na nic, zeskoczyłam z materaca, zakładając na nogi buty. Do podkolanówki włożyłam różdżkę i już chciałam wyjść z dormitorium, ale zatrzymał mnie jeszcze na moment głos Klary.

- Chyba nie idziesz do tej nieszczęsnej biblioteki?

- Idę – odparłam wojowniczo. – Wracaj do nauki.

- Alex! Nie masz peleryny, nie jesteś przygotowana! Jak ty niby chcesz to załatwić?

Wzruszyłam ramionami.

- W Hogwarcie nikogo nie ma. Na pewno będzie mi łatwiej niż wtedy, kiedy cała szkoła wróci z powrotem.

Tymi słowami pożegnałam się z przyjaciółką, wychodząc z sypialni. W Pokoju Wspólnym nie było nikogo, co rzadko kiedy się zdarzało. W kominku tlił się ogień, ale było to raczej zasługą skrzatów domowych, które dbały o utrzymaniu ciepła i miłej atmosfery w pokojach wspólnych.

Przez pomieszczenie przeszłam szybko, wychodząc z wieży. Skierowałam się prosto na pierwsze piętro, gdzie mieściła się biblioteka. Powoli dochodziła godzina 22, więc bibliotekarka Pince skończyła swoją pracę dwie godziny wcześniej. Miałam nadzieję, że nie siedziała po nocach i nie układała książek na półkach. Byłoby mi to bardzo nie na rękę.

Nagle zostałam chwycona za kołnierz i pociągnięta do tyłu. Nim wyciągnęłam swoją różdżkę, Klara poświeciła mi po oczach swoją.

- Zwariowałaś?! – Pisnęłam, odpychając ją od siebie. – Wystraszyłaś mnie! Co tu robisz?!

- Przecież nie puszczę cię samej! – Syknęła cicho dziewczyna, rozglądając się na boki. – Zdajesz sobie sprawę, że zasady w Hogwarcie nie zmieniły się podczas świąt? W dalszym ciągu obowiązuje cisza nocna, a my mamy siedzieć w swoich domach!

- Przyszłaś mi recytować regulamin, czy pomóc?! – Zdenerwowałam się.

- Próbuję jeszcze odciągnąć cię od tego durnego pomysłu!

- No to wracaj do siebie! – burknęłam cicho, kontynuując dojście do swojego celu.

- Alex! – Krzyknęła za mną dziewczyna i wyrównała krok. – Alex, pomogę ci. Nie zostawię cię, ale zastanów się. To się źle skończy. Odpuść, proszę cię.

- Odpuściłabym, gdyby suka nie rozwaliła mi nosa.

- Przecież Moody ci go naprostował, także nie rozumiem, o co ci chodzi! – Klara rozłożyła ręce.

- Upokorzyły nas! Serio, masz to w dupie? Może powinnaś im jeszcze podziękować za to, co?

- Merlinie, Alex – westchnęła gryfonka. – Co się z tobą dzisiaj dzieje? Jesteś bardzo nerwowa i bojowo nastawiona w dalszym ciągu. Myślałam, że wystarczyło to, jak się na nie rzuciłaś. Miałyśmy dużo szczęścia, że Dumbledore przymknął na to oko, pomimo twojej zakrwawionej twarzy!

Milczałam, bo najprawdziwszych powodów mojej zemsty nie mogłam jej wyjawić, a kłócić również nie miałam już zamiaru. Na szczęście udało nam się w końcu dojść pod bibliotekę. Wejście do pomieszczenia było otwarte, jak zawsze, ale w środku panowały egipskie ciemności. Blondynka obejrzała się za siebie, czy aby przypadkiem nikt nas nie śledził. Podświetliła sobie również podłogę przed sobą, ponieważ obawiała się, że kotka Filcha mogła także za nami pójść, ale cały korytarz był pusty.

Weszłam pewnie do ogromnej, pogrążonej w egipskich ciemnościach, Sali. Po obu stronach znajdowało się mnóstwo regałów i półek, które aż uginały się od nadmiaru książek. Przy wejściu w każdą alejkę widniały tabliczki z różnymi działami. Niektóre były tak absurdalne, że dziwiłam się, aby były na świecie osoby, które tworzyły książki z nimi związane.

Dział ksiąg zakazanych znajdował się na samym końcu biblioteki i odłączony był od reszty wysoką na kilka metrów czarną bramą. Klara oświetlała drogę różdżką, a ja swoją trzymałam w pogotowiu, jakby jednak ktoś postanowił nas śledzić niezauważony.

- Łatwo idzie – szepnęłam do niej, uśmiechając się pod nosem. – Niepotrzebnie panikowałaś.

- I tak uważam, że to wszystko źle się dla nas skończy!

- Nie prosiłam cię, żebyś ze mną poszła – przewróciłam oczami. – Weź, nie zaczynaj.

- Jestem twoją przyjaciółką, Alex! – Żachnęła się. – Poszłam za tobą tylko dlatego, że się bałam o ciebie. Nie chcę, żebyś wpadła w kolejne kłopoty.

- I co? – Zaśmiałam się cicho. – Lubisz ze mną wpadać w te kłopoty? Później będziesz mi to wypominać.

- Nic ci nie będę wypominać! – Zdenerwowała się. – Mam nadzieję, że nie dostaniesz się do tego działu i problem z głowy!

- Obyś nie miała racji!

Stanęłyśmy w końcu pod wrotami, które składały się z samych żelaznych prętów. Ich zakończenia uformowane były w szpiczaste groty, które na pierwszy rzut oka wydawały się bardzo ostre. Nie było więc mowy o przeskoczeniu przeszkody. Nie zastanawiając się zbytnio pchnęłam skrzydło bramy, które skrzypnęło, uchylając się nieco. Spojrzałam zdziwiona na przyjaciółkę, mając wymalowane podniecenie na twarzy.

- To niemożliwe – szepnęła przerażona Klara, oświetlając bramę. – To niemożliwe! – Powtórzyła głośniej.

- A jednak! – Zaśmiałam się perliście. – Los postanowił się do mnie uśmiechnąć – dodałam i pchnęłam ręką wrota, przedostając się na drugą stronę biblioteki. Klara poszła za mną, ale rozglądała się nerwowo, jakby próbowała przyłapać kogoś między półkami.

- Nie, Alex – warknęła, nie mogąc już znieść mojego zuchwałego podejścia do sprawy. – Ty nic nie rozumiesz. Albo nie jesteśmy tutaj sami… - stanęła do mnie tyłem, ponownie świecąc różdżką na wszystkie strony – albo ktoś tu był przed nami i zapomniał zamknąć bramę.

- Wątpię, żeby ktoś wpadł na ten sam pomysł, co ja. Znowu panikujesz! – Przypomniałam jej, ale Klara w skupieniu rozglądała się na boki, przyświecając sobie przy tym różdżką każdy kąt biblioteki.

- Stała czujność – szepnęła do siebie.

Zostawiłam ją przy wejściu, a sama zagłębiłam się pomiędzy półki w poszukiwaniu jakiejś księgi, która pomogłaby mi z Angeliną.

W tej części biblioteki, nie było podziału na działy. Przy ścianie stały dwa regały zapełnione po brzegi grubymi książkami. Większość pokryta była kurzem, jakby od bardzo dawna nikt z nich nie korzystał, ale znajdowały się też takie, które wydawały się być często wypożyczane. Jedną z takich lektur było „Najsilniejsze eliksiry”. Zapatrzyłam się na bok woluminu, chcąc po niego sięgnąć, ale mój wzrok przykuła książka, która leżała półkę wyżej „Najczarniejsze zakamarki magii”. Tytuł księgi pokryty był złotymi, powywijanymi literami lekko zaprószonymi przez kurz.

- Chyba mam to – szepnęłam w stronę przyjaciółki i sięgnęłam po książkę. Ściągnęłam ją bez żadnych przeszkód i przetarłam brzegiem spódnicy czarną, jak smoła, okładkę. Klara nie była z tego powodu zadowolona, ale ciekawość zwyciężyła. Podeszła do mnie i zajrzała przez ramię. W dalszym ciągu nie traciła jednak swojej czujności.

- Otwórz – poleciła spokojnie, chociaż czułam, jak bije jej serce. Zmarszczyłam brwi, spoglądając na nią z niezrozumieniem.

- Co ci?

- To czarna magia! – Syknęła. – Nie powinnyśmy mieć z nią styczności, ale jestem ciekawa, co zawiera ten wolumin. Wydaje się być bardzo starym wydaniem.

- Była zakurzona – dodałam, obracając ciężkie tomisko w dłoniach. – Myślisz, że uda mi znaleźć jakieś zaklęcia na Angelinę?

- Myślę, że nie będziesz w stanie połowy odczytać – parsknęła. – Zapewne inkantacje są zapisane dawnym językiem albo runami.

- I teraz mi to mówisz?! – Warknęłam zdenerwowana.

- Przecież ty zawsze postawisz na swoim i nie chcesz słuchać innych – prychnęła.

- Gadaj se, gadaj – mruknęłam pod nosem, otwierając księgę na przypadkowej stronie. Kartki były zżółknięte i wydawały się na bardzo kruche. Musiałam ostrożnie je kartkować, żeby przypadkiem nie rozpadły mi się w dłoniach. I tak jak powiedziała Klara, większość zaklęć napisana była w prastarym języku albo oznaczona runami. Oprócz tego, na każdej stronie znajdowały się rysunki przedstawiające, jak rzucić dany urok i jaką krzywdę może on wyrządzić.

- Widzisz – skomentowała wesoło Klara po krótkiej chwili wpatrywania się w księgę. – Tak jak mówiłam. Odłóż to na miejsce i wracamy do wieży.

- Zabieram to ze sobą – odpowiedziałam pewnie, zamykając wolumin.

- Absolutnie nie! Zwariowałaś?! Przecież jutro ktoś może się zorientować, że brakuje jednej książki i co wtedy?! – Spanikowała gryfonka. – Wykluczone. Nie możesz tego zabrać.

- Czego nie może zabrać?

Za naszymi plecami rozbłysło światło, drażniąc nasze oczy, a po chwili pojawił się profesor Moody. Klara podskoczyła jak oparzona, przecierając powieki, a ja szybko schowałam za siebie podręcznik, prostując się niczym struna.

- Czego nie może zabrać? – Powtórzył poważnie profesor. Widać było, że nie był zadowolony z miejsca, w którym się znajdowałyśmy. Przyglądał się uważnie to jednej, to drugiej, mrużąc zdrowe oko. Różdżkę trzymał wysoko w powietrzu, oświetlając nasze postacie, a drugą rękę jak zwykle zaciśniętą miał na swojej nieodłącznej lasce.

Klara nawet nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Nauczyciel przyłapał nas na gorącym uczynku i nie miałyśmy zbytnio możliwości wydostania się jakoś z tej sytuacji.

- W dalszym ciągu czekam na odpowiedź – przypomniał nam srodze, a magiczne oko skierowało się na regał za mną, na którym brakowało jednej pozycji. – Która z was zabrała księgę? – Zapytał po chwili.

Spojrzałyśmy po sobie niepewnie. Przyjaciółka miała w oczach łzy. Nie chciałam więc narażać jej dłużej na gniew profesora, więc z bólem serca wyciągnęłam zza pleców ciężki podręcznik, podając go Moody’emu.

- Doprawdy, wszystkiego mogłem się po was spodziewać, ale czarna magia? – Zdenerwował się. – Po co ci to było, Alex? Albo dla kogo? Co?

- Profesor nie wie, dlaczego to tak wyszło! – Pisnęła Klara, próbując mnie jakoś wybronić, ale Moody wyciągnął dłoń, prosząc ją o ciszę.

- Potrzebowałam dla siebie – mruknęłam, spuszczając wzrok.

- A dokładniej?

- Profesorze, tu chodzi o ten poranek! – Przyjaciółka nie mogła już wytrzymać w ciszy. Poza tym, Moody wyglądał na naprawdę wściekłego, więc dziewczyna próbowała go jakoś uspokoić. – Alex miała rozbity nos, bo starsze dziewczyny z Gryffindoru nas zaatakowały.

- Klara! – Krzyknęłam oburzona. – Zamknij się!

- Alex chciała nastraszyć je czymś jak wrócą po świętach i postanowiła zajrzeć do działu ksiąg zakazanych. Próbowałam wybić jej ten pomysł z głowy, ale się nie dało. Poszłam więc za nią, chociaż cały czas miałam nadzieję, że nie znajdzie niczego, co by jej pomogło zemścić się na dziewczynach!

Stałam oniemiała, mając szeroko otwarte usta. Nie mogłam uwierzyć, że dziewczyna wypaplała wszystko Moody’emu! Z kolei nauczyciel wysłuchał jej spokojnie, kiwając co chwilę głową. Spoglądał przy tym na księgę, którą udało mi się znaleźć i na nowo na Klarę.

- Za takie rzeczy można trafić do Azkabanu – powiedział po chwili, kierując te słowa do mnie.

- To także próbowałam jej powiedzieć – jęknęła roztrzęsiona przyjaciółka. – Nie chciała mnie słuchać. Jest tak zaślepiona chęcią zemsty, że nic nie jest w stanie jej przekonać.

- Klara! – Krzyknęłam raz jeszcze, chwytając ją mocno za ramię. – Przestań gadać i gadać! Miałyśmy siedzieć cicho!

- Alex… - odezwał się ostrzegawczo nauczyciel. – Gdyby nie twoja przyjaciółka, kto wie, co jeszcze strzeliłoby ci do głowy? Z czarną magią nie ma żartów. Jestem zmuszony dać wam szlaban, dziewczynki – westchnął na koniec.

- Proszę bardzo – prychnęłam buntowniczo. – Może być nawet ze Snape’em.

Moody spojrzał mi twardo w oczy.

- Ze mną, droga panno. Ze mną ten szlaban. Klaro, przykro mi, ale ty również będziesz musiała się na nim pojawić – dodał profesor z żalem. – Wiem, że chciałaś jak najlepiej dla Alex, ale to nie zmienia faktu, że również tu przyszłaś w nocy.

- Rozumiem, profesorze. – Klara spuściła pokornie głowę.

- Jutro widzę was u siebie w gabinecie. Jeżeli tak bardzo interesuje cię czarna magia, Alex, to pokażę ci jej prawdziwe oblicze, a przy okazji obie czegoś się dowiecie. Ostrzegam tylko, że nie będzie to nic przyjemnego, a teraz prosto do dormitorium.

- Nie odejmie nam pan punktów? – Spytała nieśmiało blondynka.

- Nie, Klaro. Profesor Snape odebrał wam rano wystarczającą ilość. Uznajmy, że zrobił to za nas dwóch. – Moody uśmiechnął się do dziewczyny i poklepał ją pocieszycielsko po plecach. Na mnie spojrzał tylko z falą wyrzutów, po czym przepuścił nas obie przed siebie, zamykając za sobą dział ksiąg zakazanych.

Gdy znajdowaliśmy się już poza biblioteką, Moody pożegnał się z nami, dając nam do zrozumienia, że mamy udać się prosto do wieży Gryffindoru. Klara oczywiście zgodziłaby się ze wszystkim, co powiedziałby jej nauczyciel, ale ja nie byłam taka jak ona.

Znajdując się już w sporej odległości od profesora, przystanęłam na moment i zawróciłam.

- Co ty robisz?! – Zdenerwowała się Klara. – Chyba nie chcesz tam wrócić?! Moody zabrał księgę ze sobą!

- Nie idę tam – odparłam niewzruszona. – Idę do łazienki prefektów.

- Co?! – Dziewczyna przewróciła oczami, nie dowierzając w to, co robiłam. – Po co?

- No jak to, po co? – Zdziwiłam się. – Jestem wściekła na niego, na ciebie i na wszystkich wokoło. Muszę wziąć relaksującą kąpiel, inaczej zwariuję, rozumiesz? Jak mogłaś mu to wszystko wygadać?! – Prawie wrzasnęłam na koniec.

- Musiałam powiedzieć prawdę! Nie uwierzyłby nam w nic innego! – Broniła się. – Alex, on i tak potraktował nas ulgowo. Gdyby to ktoś inny złapał nas na czymś takim, pewnie wyleciałybyśmy ze szkoły!

- Ciekawa jestem, co on tam robił? – Zastanowiłam się przez moment. – Może to on szukał czegoś, a my pokrzyżowałyśmy mu plany, co?

- Gadasz głupoty – westchnęła przyjaciółka, kręcąc z niedowierzania głową. – Faktycznie, on mógł tam być przed nami, dlatego wrota były otwarte, ale to nauczyciel. Zapewne szukał czegoś na zajęcia.

Nie odpowiedziałam, ponieważ Klara dobrze to wszystko wytłumaczyła. Nie było sensu brnąć dalej w głupie teorie spiskowe.

- Ale i tak idę do łazienki – postawiłam w końcu na swoim. – Z tobą, czy bez ciebie. Jeżeli chcesz, to możesz nawet wrócić do Moody’ego i nakablować mu na mnie, gdzie jestem.

- Jesteś okrutna, wiesz? – Posmutniała. – To było konieczne.

- Ta, jak wszystko – powiedziałam pod nosem, ruszając w stronę łazienki prefektów. Myślałam, że Klara odpuści i wróci do wieży, ale ona podążyła za mną, próbując w dalszym ciągu przeprosić mnie jakoś za wcześniej, ale nie chciałam jej słuchać. Profesor Moody był dla niej wszystkim i chcąc mu się przypodobać, była zdolna wyjawić mu każdą tajemnicę.

Stanęłam w końcu pod łazienką i wypowiedziałam stare hasło, które zadziałało. Drzwi uchyliły się nieco, a ze środka uderzyło nas w twarz ciepłe powietrze wymieszane z jabłkową wonią płynu bąbelkowego. Już chciałam się cofnąć, zdając sobie sprawę, że przeszkodziłyśmy komuś w kąpieli, gdy nagle usłyszałyśmy znajome głosy Ślizgonów. Weszłam więc niepewnie do środka, a Klara podążyła za mną, wchodząc mi prawie na plecy.

- Cóż za miła niespodzianka! – Wykrzyknął uradowany Lucjan w samych bokserkach. – Skąd wiedziałyście?

- Nie wiedziałyśmy – burknęłam, rozglądając się po zaparowanym pomieszczeniu.

- I wcale tu nie chciałyśmy przyjść – jęknęła moja przyjaciółka, próbując ciągnąć mnie za rękę w drugą stronę. – Wracajmy, proszę. Obiecałyśmy.

- Komu obiecałaś? – Zapytał nagle Draco Malfoy, siedząc w basenie przy brzegu. Po swojej lewej stronie miał przytuloną do siebie Pansy Parkinson, a po drugiej stronie siedziała jakaś Puchonka, patrząc na nas z pogardą.

- Czy to ważne? – Lucjan postanowił zmienić temat, obejmując mnie ramieniem. – Ściągajcie te łachy i wskakujcie do wody. Dopiero co przyszliśmy, więc woda jest nieziemsko ciepła i relaksująca.

I to właśnie słowo wystarczyło, żeby mnie przekonać…

2 komentarze:

  1. Hah, dział Ksiąg Zakazanych! Uwielbiam Was za te wszystkie niekończące się pomysły <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Alex wariatka.. 👍👍👍

    OdpowiedzUsuń