niedziela, 17 maja 2020

91. Zemsta i śniadanie

- Chcesz ponownie wylądować głową w gównie?! Ja im tego nie daruję!

- Oczywiście, że nie chcę! – pisnęłam roztrzęsiona.

Od smrodu zbierało mnie na wymioty. Nie mogąc dłużej walczyć z własnym żołądkiem, rzuciłam się w stronę rzędu zlewów i wyrzuciłam z siebie resztki wczorajszego jedzenia. Rzygając jak kot, odkręciłam kran. Woda jaka z niego płynęła, była lodowata. Musiało mi to wystarczyć. Gwałtownymi ruchami opłukałam twarz i usta, a później włożyłam całą głowę pod wodę, próbując spłukać z siebie smród i brud. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to wszystko się wydarzyło. Przecież byłam niewinna! Nigdy nawet nie myślałam o tym, żeby podrywać Freda! Chłopak sam mnie zagadywał. Angelina o tym nie wiedziała i dlatego się mściła? A może była to ich wspólna gierka? On robił sobie ze mnie jaja, a ona karała mnie za ich słuchanie…

- Nie mamy czasu na pierdoły – wściekła Alex złapała mnie za kołnierz koszuli i odciągnęła mnie od zlewu. – One dzisiaj wyjeżdżają. Jeśli nic nie zrobimy, ujdzie im to płazem!

- A co jeśli zrobią nam coś jeszcze gorszego? – zapytałam płaczliwie. Skoro dziewczyny nie miały oporów przed znęcaniem się nad nami z tak błahego powodu, mogłam się tylko domyślać na co jeszcze je stać.

- To znowu odpłacimy im z nawiązką! Z resztą, nie mam czasu Cie przekonywać. Albo pójdziesz ze mną, albo idę sama.

Alex rzuciła się w stronę drzwi. Wybiegłam zaraz za nią. Miałam ochotę pobiec prosto do McGonagall. Mogło być jednak tak, że zanim znajdę jakiegoś nauczyciela, dziewczyny faktycznie wyjadą, a zatem nie spotka ich żadna kara. Po świętach sprawa straci swój wydźwięk. Zrobią im pogadankę i puszczą to płazem. W końcu Flintowi też odpuścili, a zrobił coś o wiele gorszego… Naprawdę został nam samosąd?

- Idę z Tobą! - powiedziałam, od razu żałując, że się zgadzam. To nie mogło się skończyć dobrze. – Tylko wiesz… Pewnie już wynoszą walizki z wieży. Nigdy ich nie dogonimy.

- Nie dogonimy… - powtórzyła pod nosem Alex. Zatrzymała się przy schodach, złapała za poręcz i wychyliła mocno, spoglądając przy tym do góry. Od wieży Gryffindoru dzieliło nas kilka pięter. – Przetniemy im drogę – powiedziała nagle i zaczęła zbiegać po schodach.

Starałam się ją dogonić, ale po wymiotowaniu i całym tym stresie czułam się naprawdę słabo.

- Przetniemy? Gdzie chcesz je złapać?

- Jak to gdzie? W holu.

- Obok Wielkiej Sali?! – spanikowałam.

- Dokładnie tam!

Znalazłyśmy się na parterze. Obie wyglądałyśmy jak dwa nieszczęścia. Ja byłam cała mokra, oczy miałam zaczerwienione, a włosy rozczochrane. Alex wyglądała jeszcze gorzej, a do tego rozwalony nos poplamił jej całe ubranie. Jej oczy aż płonęły ze złości. Gdy dotarłyśmy do holu, usłyszałyśmy kroki. Z przestrachem złapałam za swoją różdżkę i schowałam się za jednym z posągów rycerzy. Alex weszła za drugi posąg.

- Najpierw je unieruchommy! – powiedziałam do niej głośnym szeptem. – Z zaskoczenia!

- Ty to zrobisz. Ja nie mam ze sobą różdżki.

- Co? Czemu? – zdziwiłam się. Sama starałam się nie rozstawać z moją. Jak to mawiał profesor Moody: „stała czujność”.

- Po prostu jej nie mam. Cicho! – Alex przyłożyła palec wskazujący do ust i przygarbiła się.

Miałam wrażenie, że przyjęła postawę polującego kota. Ostrożnie wyjrzałam zza posągu i zobaczyłam, że idą dwie z naszych oprawczyń – Angelina i nowa dziewczyna Georga. Dziewczynom było bardzo wesoło, uśmiechały się szeroko, ciągnąć za sobą wielkie walizki na kółkach. Niczego się nie spodziewały. Były tak zuchwałe!

- Poczekaj jeszcze… - szepnęłam i zerknęłam w bok. Alex już nie było za posągiem! Gdy znów wyjrzałam na hol, zauważyłam, że przyjaciółka pędzi z gołymi pięściami wprost na gryfonki.

- Wy jebane szmaty! – krzyknęła moja przyjaciółka, sprzedając Angelinie mocny prawy sierpowy. Cios aż odrzucił zaskoczoną, ciemnoskórą gryfonkę. – Wszystko mi zniszczyłyście! Zabiję was za to!

- Szybko się pozbierałaś, szonie! - Druga z dziewczyn pierwsza zareagowała, łapiąc Alex za nadgarstki i próbując ją unieruchomić. Zaczęły się siłować, ale Alex była jak opętana. Co rusz wyrywała się z uścisku i biła pięściami na oślep. Celowałam w nie różdżką, uważnie śledząc je wzrokiem. Przez to, że tak się miotały, bałam się, że trafię nie tę, którą trzeba.

- Naprawdę jesteś popierdolona – syknęła Angelina, trzymając się za szczękę. – Jeśli będę mieć sińca, nie żyjesz!

- To Ty nie żyjesz! – Alex złapała Angelinę za włosy, szarpiąc mocno i przypadkiem wyrywając ich garść. Angelina rozdarła się na całe gardło. To musiało boleć. - Zapłacicie mi za wszystko! Zemszczę się!

Dziewczyna Georga złapała Alex od tyłu. W tym czasie Angelina próbowała znaleźć w torebce swoją różdżkę. Teraz była moja szansa, miałam czysty strzał.

- Drętwota! – krzyknęłam, wyskakując zza zbroi.

Zaskoczona dziewczyna Georga nie miała nawet szansy zareagować. Jej ciało momentalnie zesztywniało w pozycji w jakiej obejmowała Alex od tyłu. Moja przyjaciółka szybko kucnęła, wyślizgując się z objęcia.

- Tak myślałam, że będziecie obie – warknęła Angelina i wytargała różdżkę z torby. Byłam na to gotowa.

- Expelliarmus! – krzyknęłam w momencie, gdy tylko zobaczyłam kawałek drewna w jej dłoni.

Angelina nie zdążyła odbić czaru, jej różdżka wyskoczyła wysoko do góry. Gdy gryfonka powiodła za nią wzrokiem, Alex znowu wyskoczyła do przodu, uderzając ją pięścią w twarz. Trafiła prosto w nos.

- Oko za oko, nos za nos! – powiedziała triumfalnie.

- Więc Ty mi odpłacisz za włosy – krzyknęła Angelina.

Ja stałam z wyciągniętą przed siebie różdżką i oddychałam płytko, nerwowo. Targały mną różne emocje. Jasne, udało mi się trafić czarami, ale przecież to jeszcze nie koniec. Z jednej strony chciałam, żeby w jakiś sposób odpowiedziały za wszystko… żeby cierpiały… żeby spotkała je kara… z drugiej strony nie powinnam była tak myśleć. Nie powinnam była nic im robić. Były tylko uczennicami. Dwie głupie nastolatki. Każdy ma prawo się mylić.

- Klara, rób coś! – krzyknęła Alex.

Gdy się ocknęłam z zamyślenia, zauważyłam, że Alex leżała na ziemi, a teraz to Angelina okładała ją pięściami. Niewiele myśląc, posłałam w ich stronę mały płomień. Nie chciałam spalić gryfonki, ale odrobina ciepła na pewno odwróciłaby jej uwagę. Sęk w tym, że Angelina akurat się schyliła i płomień trafił prosto w… jej materiałową walizkę. Tworzywo z którego była wykonana szybko zajęło się ogniem. W gruncie rzeczy uzyskałam efekt taki jak chciałam, bo dziewczyna zeszła z Alex i rzuciła się na ratunek swoich ubrań.

- Alex, zmywajmy się! – pisnęłam.

- Nie ma mowy! – przyjaciółka zakasała rękawy, gotowa do kontynuacji bójki.

Gdy już miała się rzucić na tamtą, wszystkie cztery usłyszałyśmy mocne kroki. Było już za późno. Szybko schowałam różdżkę i obróciłam się w stronę korytarza. Czy mogło być gorzej? W holu pojawił się sam profesor Snape. Mężczyzna zatrzymał się w pół kroku, szybko przeskakując wzrokiem po wszystkich uczestnikach zamieszania. Jego oblicze było teraz jeszcze bardziej straszne niż zawsze. Na samą myśl o tym co zrobi, przeszedł mnie dreszcz.

- Co się tutaj wyprawia? – profesor zapytał grobowym tonem.

Wszystkie trzy zamarłyśmy. Profesor wykonał jeden jego szybki gest różdżką i pożar został ugaszony. Drugi ruch uwolnił gryfonkę z drętwoty. Dziewczyna upadła na twarz i nie miała odwagi się podnieść. Profesor pochylił na moment głowę i złapał się palcami za nasadę nosa. Westchnął sam do siebie.

- Nawet w świąteczny poranek wychodzą z was najgorsze cechy Gryffindoru... Za ten rozgardiasz odejmuję wam dwieście punktów.

Alex patrzyła na niego walecznie. Ja zacisnęłam pięści, ale nie odważyłam się odezwać.

- Poza tym wszystkie lądujecie u dyrektora – syknął profesor i różdżką wskazał nam na korytarz prowadzący na klatkę schodową. - W tej chwili.

- Ale profesorze… - jęknęła Angelina, próbując ugłaskać swoje rozczapierzone włosy. – My wyjeżdżamy!

- Trzeba było o tym myśleć zanim zaczęłyście urządzać sobie ognisko w holu. Marsz do gabinetu.

- Zaraz jest świąteczne śniadanie! – powiedziała Alex, a Snape zmrużył lekko oczy.

- Trudno. Macie dziesięć sekund, albo odejmę wam kolejne punkty.

Dziewczyna Georga podniosła się błyskawicznie. Ja praktycznie ruszyłam biegiem w stronę schodów. Alex nieco się ociągała, patrząc przy tym z żalem i wyrzutem na profesora, ale nie przyglądałam im się jakoś specjalnie. Nie chciałam żebyśmy straciły jeszcze więcej punktów. Snape był zdolny do tego, żeby pozbawić nas wszystkich. Choć starsze gryfonki jeszcze coś tam jojczyły, ostatecznie cała czwórka znalazła się przed gabinetem Dumbledore’a. Z Alex stanęłyśmy po jednej stronie drzwi, zaś tamte stanęły po drugiej. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, zapewne wszystkie leżałybyśmy teraz martwe.

- Pewnie się poskarżysz? – Alex skrzyżowała przed sobą ręce. Patrzyła prosto w oczy Angelinie.

- Wolę załatwiać sprawy sama – odpowiedziała jej gryfonka.

- Chyba z koleżaneczkami – syknęła Alex. - W grupie jesteś odważniejsza. Typowe.

- Gdyby nie Klara, przegrałabyś starcie jeden na jeden – Angelina uniosła dumnie głowę.

- Wcale aż tyle nie zrobiłam… - powiedziałam cicho. Chciałam po prostu już mieć to za sobą.

- Która z was puści parę? – dziewczyna Georga nie wytrzymała. Przestępowała nerwowo z nogi na nogę. – Jeśli coś piśniecie, pogrążymy was!

- Nie zamierzam nic mówić! – warknęła Alex.

- Co? – spojrzałam zdziwiona na przyjaciółkę. Przyciszyłam głos. – Przecież mogłybyśmy…

- Milczymy – zadecydowała za mnie Alex.

- Milczymy – zgodziła się z nią Angelina.

To było jedyne w czym się zgadzały. Alex i Angelina obie obrażone zaczęły patrzeć w zupełnie innych kierunkach. Patrzyłam na nie oniemiała. Chciały się kryć nawzajem? Nie była to kolejna gierka? Podpucha? Potarłam skroń, próbując zrozumieć co tutaj się wyprawia. Ułożyć sobie wszystko w głowie. Akurat przed gabinetem pojawił się profesor Dumbledore. Mężczyzna miał na sobie odświętne szaty. Miał taką minę, jakby oderwano go od czegoś bardzo miłego i jakby przyjście tutaj traktował jako uciążliwy obowiązek. Spojrzał na nas kolejno.

- Zapraszam do mojego gabinetu – powiedział i otworzył nam drzwi. -Wszystkie cztery. Proszę, proszę…

Weszłyśmy do środka, a on za nami. Różdżką wyczarował nam cztery krzesła, pozwalając usiąść. Dziewczyna Georga wyglądała na najmniej poszkodowaną. Z drugiej strony, na pewno Snape przekazał dyrektorowi w jakich warunkach nas znalazł.

- Od razu przejdźmy do rzeczy – Dumbledore oparł się tyłem o biurko i spojrzał na nas sponad okularów połówek. Uśmiechnął się. - Która z was opowie mi o tym, co się właściwie stało?

Dziewczyny milczały. Spojrzałam na nie kolejno. Naprawdę nie chciały nic mówić?

- Profesor Snape wspominał coś o pożarze i bójce… - kontynuował Dumbledore. – Nie mam powodu by wątpić w jego zeznania, ale gdy tak na was patrzę… takie cztery młode damy nie powinny przecież sprawiać żadnych problemów, prawda?

Alex zdusiła parsknięcie. Ja opuściłam głowę, nie chcąc spojrzeć profesorowi w oczy. Starsze gryfonki za to trzymały fason. Obrażone patrzyły po ścianach.

- Alex, może Ty nam powiesz co się wydarzyło? – Dumbledore spojrzał na moją przyjaciółkę.

- W sumie to nic – Alex wzruszyła ramionami. Brzmiało to komicznie, jeśli wziąć pod uwagę jej okrwawioną twarz. - Możemy wracać na śniadanie?

- Właśnie. Za godzinę powinnam być u rodziców – żachnęła się Angelina.

- Nie macie nic do powiedzenia? – zdziwił się dyrektor. – Nie było mnie tam, ale patrząc na same wasze ubrania, mógłbym wysnuć z pięć różnych opowieści…

- Profesorze, nic się nie stało – powiedziała dziewczyna Georga. – Nic, co wymagałoby interwencji. Wszystko jest dobrze.

- Właśnie. Wszystko spoko – Alex potarła nos.

- Klaro? – profesor zwrócił się prosto do mnie. – A Ty co o tym powiesz?

- Ja… - przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam dużymi oczami na współtowarzyszki. Sądząc po ich minach, odpowiedź była tylko jedna. – Też uważam, że wszystko było w porządku. Nic się nie stało. Pro… Profesor Snape zareagował zbyt mocno.

- Ach tak… - westchnął Dumbledore. Na moment stanął do nas tyłem, zapatrzył się w okno za swoim biurkiem, a później z namysłem machnął ręką. – Dobrze, uciekajcie.

Starsze gryfonki wstały z gracją. Alex poderwała się z krzesła i wybiegła z gabinetu jako pierwsza. Ja szybko ruszyłam za nią.

- Musimy się przebrać! Nie odpuszczę tego śniadania! – syknęła przyjaciółka, pędząc do wieży na złamanie karku.

Ledwo udało mi się ją dogonić. Alex zamknęła się w łazience, a ja skorzystałam z faktu, że większość wyjechała i wpadłam do łazienki innej sypialni. Raz jeszcze przemyłam twarz i włosy, tym razem robiąc to mydłem, później zaś wysuszyłam się zaklęciem. Gdy wróciłam do pokoju by się przebrać, Alex w pośpiechu zapinała guziki nowej, czystej koszuli. Wyglądała dobrze, ale jej nos nadal sprawiał wrażenie uszkodzonego.

- Cholera… niewidka Harrego! – Alex klepnęła się dłonią w czoło. – Zupełnie o niej zapomniałam.

- Ojej… idziemy jej poszukać? – zapytałam, przebierając się w czyste ubrania.

- Po śniadaniu! – twardo powiedziała Alex. Niedbale założyła krawat Gryffindoru i ruszyła do wyjścia.

Zgarnęłam z jej łóżka różdżkę i dogoniłam ją, podając jej przedmiot. Dziewczyny może i wyjechały, ale powinnyśmy obie być gotowe na ewentualny odwet. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że ta szopka u dyrektora była robiona w dobrej wierze. Na pewno się zemszczą. Czułam to w kościach… Najgorsze było to, że przez całe to wydarzenie, wcale nie czułam, jakby atmosfera dzisiejszego śniadania miała być jakaś świąteczna czy specjalna. Właściwie to nawet nie miałam jakoś apetytu na jedzenie. Odechciało mi się wszystkiego. Mimo wszystko trzeba było się stawić na Wielkiej Sali. Wpadłyśmy tam dosłownie na styk. McGonagall zwróciła uwagę Alex na jej krzywy krawat, przyjaciółka szybko go poprawiła, a potem stanęłyśmy przy jednym, długim stole. Większość uczniów i część nauczycieli, albo już wyjechała, albo właśnie wychodziła ze szkoły, dlatego to śniadanie było specjalne. Postanowiono, że w tak okrojonym gronie zasiadać będziemy przy jednym, wspólnym stole. Śnieżnobiały obrus zdobiły piękne stroiki z ostrokrzewu i kolorowych bombek, a ponad stołem lewitowały duże, jasno płonące świece. Nauczyciele w większości siedzieli już przy stole. Nie wiedząc gdzie mam usiąść, rozglądałam się po miejscach, szukając jakichś zawieszek czy innych etykiet. W tym momencie podszedł do nas profesor Moody. Mężczyzna chwycił mnie za ramiona i nachylił się do mojego ucha.

- Może usiądziecie obok mnie, co panienki? – zapytał, a jego mechaniczne oko zerknęło na Alex.

- Jeśli profesor chce… - kiwnęłam głową.

Alex rozglądała się, kogoś szukając. Moody nie czekał. Poprowadził mnie bliżej stołu i odsunął mi krzesło. Usiadłam, a on zasiadł obok mnie. Zerknął na mnie i się oblizał. W tym czasie jego drugie oko wciąż przyglądało się mojej przyjaciółce.

- Alex, chodź – zawołał ją, poklepując siedzisko po swojej drugiej stronie.

Nim przyjaciółka się ruszyła, nadszedł ktoś inny. Profesor McGonagall.

- Alastorze, można? – zapytała nauczycielka, uśmiechając się uprzejmie do Szalonookiego.

- Ekhm… - odchrząknął. – Cóż… Chciałem wyjątkowo posiedzieć z uczniami, ale proszę bardzo. Zapraszam – wstał i odsunął jej krzesło, choć już z mniejszym entuzjazmem.

Nieco przygaszona Alex usiadła obok mnie. Jej nos był nienaturalnie spuchnięty. Gdy Moody skończył uprzejmą rozmowę z McGonagall, wyciągnął różdżkę i wychylił się, dotykając jej czubkiem nosa Alex. Usłyszałam odgłos nastawianej kości. Alex warknęła i złapała się za twarz. Spojrzała z wyrzutem na nauczyciela, on zaś uśmiechnął się do niej bardzo uprzejmie.

- Profesorze, może mi profesor wymazać pamięć?... – jęknęłam cicho, patrząc w mój pusty talerz.

- Co? Dlaczego? – zdziwił się Moody. – Co takiego chciałabyś zapomnieć?...

Od razu wpatrzył się we mnie czujnie. Alex mocno szturchnęła mnie łokciem, a potem odpowiedziała za mnie.

- Na żarty jej się zebrało – uśmiechnęła się krótko do profesora. – Prawda Klara?

- Yy… Tak. Przepraszam. Po prostu zjadłam coś nieświeżego i chciałabym tego nie pamiętać – uśmiechnęłam się słabo. Jakim cudem wciąż czułam odór tamtej łazienki? Skrzywiłam się.

- To nie jest temat do żartów, dziewczynki – westchnął Moody. Niby się obrócił, ale jego mechaniczne oko nie przestawało na mnie patrzeć. – Wszyscy wiedzą, że wymazywanie pamięci jest niebezpieczne. Ingerujesz w umysł. Najbardziej wrażliwą część każdego człowieka… Zwykli ludzie żyją ze swoimi wszystkimi porażkami i złymi wspomnieniami i dają sobie radę. To w sumie egoistyczne z naszej strony, by próbować sobie coś tam wymazać. Szczególnie coś tak błahego, jak nieświeże śniadanie.

- Przepraszam – powiedziałam jeszcze ciszej.

Na Wielką Salę wszedł profesor Dumbledore w towarzystwie Snape’a. Ten drugi spojrzał od razu w stronę mnie i Alex, jakbyśmy bardzo mu czymś zawiniły. Schowałam głowę w barkach i obniżyłam się na krześle. Tego też się obawiałam, że profesor dowie się, co powiedziałyśmy dyrektorowi. Pewnie uznał, że go zlekceważyłyśmy. Jeśli zaś Dumbledore usłyszał inną wersję wydarzeń niż nasza, nie dawał tego po sobie poznać. Na salę wszedł uśmiechnięty i od razu usiadł na jednym krańcu stołu, omiatając wzrokiem wszystkich zebranych.

- Możemy zaczynać? – zapytał. – Czy kogoś brakuje?

Snape usiadł centralnie naprzeciwko Alex, mrożąc ją swoim spojrzeniem.

- Obawiam się, że oprócz wyraźnego braku zdrowego rozsądku, mamy mały brak w uczniach mojego domu – powiedział Mistrz Eliksirów. – Lamberd! – syknął takim tonem, jakby wywoływał ją do odpowiedzi. - Nie wiesz przypadkiem gdzie jest Twój wczorajszy partner?

- Nie jesteś przypadkiem pierwszym, który powinien wiedzieć, gdzie on jest? – głośno zapytał profesor Moody.

- Z tego co mi wiadomo, nie wrócił na noc do dormitorium… - Snape zmrużył niebezpiecznie oczy. - Na tym moja wiedza się kończy. Jestem pewien, że Lamberd powie nam coś więcej…

- Severusie, Alex jest porządną panienką – oburzyła się McGonagall. - Nie sugerujesz chyba, że byliby gdzieś razem?





1 komentarz:

  1. Hahaha, dobrze, Ladies, szmaty dostały za swoje! Ale Klara zakończyła... Jak w najlepszych serialach :D czekam z niecierpliwością na tłumaczenie się Alex ❤️

    OdpowiedzUsuń