poniedziałek, 4 maja 2020

88. Pierwszy raz // bal cz.3

- A może zatańczysz jeden ze mną? – Spytał nagle George, pojawiając się przy stoliku. – Przez wzgląd na dawne czasy.

Poderwałam głowę, spoglądając zdziwiona na chłopaka, a następnie przeniosłam wzrok w stronę przyjaciół, którzy dalej siedzieli na krześle z przymkniętymi oczami, ale uśmiechali się przy tym dość głupkowato. Zachowywali się tak, jakby przeżywali właśnie jakiś sen. Ron wyciągnął przed siebie dłonie, robiąc nimi różne zawijasy w powietrzu, poruszał przy tym biodrami. Wyglądało to dość komicznie, gdy siedział. Harry z kolei naciskał nogą w podłogę, sprawdzając jej miękkość.

- A tym pajacom co dolega? – Zapytał zdziwiony rudzielec, który również przerzucił wzrok na swojego brata i jego towarzysza.

- Grają w kalambury – odpowiedziała szybko Klara, nie chcąc ich zdradzić, a przy okazji nas wszystkich. George mógłby pójść z tym do Freda, a ten z kolei nie bardzo pałał optymizmem do mnie, więc rozgłosiłby to dalej, robiąc nam wszystkim pod górkę.

Rudzielec zignorował to, co powiedziała dziewczyna, prawdopodobnie wierząc jej słowom i raz jeszcze poprosił mnie do tańca, podając rękę i czekając aż w końcu ją przyjmę. Właściwie, to i tak chciałam zatańczyć, a skoro Lucjan zniknął gdzieś na chwilę ze swoimi znajomymi, to mogłam poświęcić chwilę byłemu chłopakowi.

Wyciągnęłam swoją nabalsamowaną dłoń, którą George ścisnął szybko i podciągnął mnie z krzesła. Oboje weszliśmy na parkiet, pomiędzy wirujące pary, gdy nagle Fatalne Jędze postanowiły zmienić kawałek na bardzo wolny dla wszystkich zakochanych par, jak to ujęły. Przez chwilę staliśmy naprzeciwko siebie, nie wiedząc co zrobić. Chciałam odejść z powrotem do stolika i poczekać na Ślizgona, ale rudzielec przyciągnął mnie do siebie, obejmując w talii. Położyłam niepewnie ręce na jego barkach i razem zaczęliśmy poruszać się delikatnie w rytm muzyki.

- Pięknie wyglądasz – mruknął mi do ucha chłopak. – To ja powinienem być na miejscu Bole’a.

- Mówiłam ci, że to tylko przyjaciel – westchnęłam, kręcąc głową. – Dlaczego nie potrafisz tego zrozumieć?

- Czyli mam rozumieć, że to nie dla niego ten strój? A dla kogo? – George zmrużył podejrzliwie oczy.

- Musi być dla kogoś? – Zdziwiłam się. – Co ty kombinujesz? – Próbowałam odejść od Gryfona, ale ten nie pozwolił mi na to. W dalszym ciągu starał się mnie prowadzić w naszym tańcu, nie bacząc na wszystko i wszystkich.

- Znam cię – szepnął, przybliżając twarz blisko mojej. – Gdybyś nie chciała się komuś przypodobać, to ubrałabyś się bardziej wyzywająco.

- Uważasz, że moje całe odkryte plecy nie są wyzywające? – Zaśmiałam się głośno. – Bredzisz. Piłeś już coś?

- Troszeczkę – przyznał chłopak, ale nie chciał ustąpić. – To dla kogo ten strój?

- Dla nikogo – odpowiedziałam. – Masz jakieś paranoje. Nie odzywasz się do mnie od kilku tygodni, a potem urządzasz mi sceny zazdrości i robisz przesłuchanie. Zwariowałeś?

- Bo w dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego ze mną zerwałaś?!

- Przestań to wywlekać! – Warknęłam rozłoszczona do granic możliwości. Mój nastrój również zaczął ulegać obniżeniu i to bardzo szybko.

- Jak ty, kurwa, nic nie rozumiesz?!

Odepchnęłam go szybko od siebie, ponieważ Gryfon zaczynał robić się trochę natarczywy. Na szczęście po chwili pojawił się Lucjan. Stanął przy nas, niczym adwokat i skrzyżował ręce na piersi.

- Co tu się dzieje? – Zapytał, patrząc oskarżycielsko na swojego rywala. – Czemu naprzykrzasz się tej pani?

Jęknęłam głośno, kręcąc z niedowierzania głową. Chyba już rozumiałam, dlaczego Ślizgona nie było tak długo. Musiał przecież zaliczyć kolejną kolejkę ze swoimi przyjaciółmi ze Slytherinu. Policzki miał zarumienione, a jego nienaganna fryzura już dawno przestała taką być. Teraz jego niegdyś uczesane włosy były mocno zmierzwione i przeczesane byle jak palcami.

- Spieprzaj stąd! – Zdenerwował się George, zaciskając pięści. – Rozmawiam z nią.

- Ja już nie chcę z tobą rozmawiać – przypomniałam mu.

- Pani sobie nie życzy – stwierdził Lucjan – więc wypierdalaj.

- Kurwa, czemu ty mi tak działasz na nerwy?! – Spytał sam siebie rudzielec, podwijając rękawy koszuli. Patrzyłam na to lekko zaniepokojona, po czym chwyciłam Lucjana za ramię, chcąc go odciągnąć i zaprowadzić do stolika. Klara wypatrzyła nas w tłumie i również podeszła, próbując załagodzić sytuację.

- Może porozmawiamy wszyscy razem na spokojnie? – Zaproponowała, kładąc dłoń na ramieniu George’a. Rudzielec zepchnął jej rękę, patrząc wyzywająco na Ślizgona.

Wolny kawałek umilkł, ustępując miejsca kolejnemu dość skocznemu. Uczniowie ponownie wylali się na parkiet. Nikt nie zauważył czwórki studentów, która za moment miała skoczyć sobie do gardeł i gdyby nie pojawienie się nagle Freda, zapewne doszłoby do rozlewu krwi. Ślizgon na szczęście nie miał parcia na żadne bijatyki, ale George był w takim stanie, że mógł położyć chłopaka na łopatki.

- Hej – powiedział powoli bliźniak, podchodząc do nas ze swoją dziewczyną, która patrzyła nieprzychylnie zarówno na mnie, jak i na Klarę. Zapewne już obgadała nasze sukienki ze swoimi przyjaciółkami i wyśmiała nas. W końcu byłyśmy dla niej tylko gówniarami, chociaż jedynie o rok młodszymi. – Co wy wyprawiacie?

- Fred, uspokój swojego brata, proszę! – Jęknęła Klara. – My chcemy się tylko dobrze bawić.

- Twój brat nie rozumie, że jeżeli pani mówi NIE, to znaczy, kurwa, NIE – odezwał się Lucjan, obejmując mnie specjalnie ramieniem, jakby chciał w ten sposób pokazać, że jestem tylko jego. Odtrąciłam go szybko od siebie.

- Wracajmy do stolika – rozkazałam „swoim”, ciągnąc przyjaciół za ręce.

- Tak, uciekaj! Tylko tyle potrafisz! Uciekać od wszystkiego! Idź, puść się z nim albo z kim tam sobie chcesz! – Krzyknął za mną George. To był moment. Lucjan obrócił się na pięcie i przyrznął Gryfonowi z pięści w nos. Rudzielec zatoczył się do tyłu, wpadając na grupkę tańczących uczennic z francuskiej szkoły. Dziewczyny pisnęły, odsuwając się, przez co Gryfon upadł na podłogę.

- Tam jest twoje miejsce! – Zaśmiał się Lucjan. Fred pomógł swojemu bratu wstać, ale o dziwo nie wszczął żadnej kolejnej awantury, pomimo tego że George rzucał się jak wariat, próbując dosięgnąć Lucjana.

- Ona jest moja! – Wrzasnął.

- Jestem niczyja! – Przypomniałam mu. – Fred, weź go stąd zabierz. Wypił za dużo.

- Przestań mi mówić, co mam robić – obruszył się chłopak. – To wszystko jest twoją winą. Zabawiłaś się nim, a potem rzuciłaś dla jakiegoś Ślizgona.

- To nie tak! – Krzyknęłam, zaciskając mocno pięści.

- Alex, daj spokój! – Klara próbowała tym razem mnie odciągnąć. – Przecież nie będziesz mu się tłumaczyła. To jest sprawa między tobą, a George’em, a jak widać on teraz nie jest w stanie z tobą porozmawiać na spokojnie.

- Masz rację – westchnęłam. – Wracajmy do stolika.

Nagle podeszli do nas Ron z Harrym. Oboje wydawali się być w wyśmienitych humorach. Chwytali się pod ręce, kręcąc w kółko i robiąc piruety na palcach. Fred zamrugał szybko, nie dowierzając w to, co widzi.

- Banda debili – skomentował i zabrał ze sobą swojego brata. Angelina zrobiła głośne „phi” i ruszyła za bliźniakami w stronę wyjścia z wielkiej Sali.

- Nienawidzę ich! – Ryknęłam, wracając szybko do stolika. Nawet nie przejęłam się za bardzo swoimi przyjaciółmi. Oni jedyni byli w wyśmienitych humorach i nie dochodziło do nich, co się dzieje na około.

Usiadłam, obniżając się na krześle, wypijając na raz całą zawartość swojej szklanki. Lucjan przysiadł się obok i od razu zrobił mi nowego drinka.

- Nic im nie będzie? – Spytała przejęta blondynka, spoglądając co jakiś czas na Gryfonów.

- Nie – odparł szybko Ślizgon. – Oni teraz myślą, że latają, czują się bardzo błogo. Daj im się nacieszyć tym stanem przez jakieś 3 godziny. Później dalej będą mogli zrzędzić i marudzić. Drinka?

- W sumie, poproszę. Trochę mnie nastraszył George i Fred – przyznała dziewczyna, podając swoją szklankę, na której dnie wciąż był jeszcze alkohol.

- Kochana, ale tak się nie bawimy. – Lucjan pokręcił głową z dezaprobatą, przyglądając się szkłu, do którego miał nalać nowego drinka. – Do dna. Inaczej nie zrobię ci kolejnego.

- A jaka to różnica?

- Tak ma być i już – rzekł, ucinając rozmowę. Ponaglił dziewczynę ręką, żeby w końcu dopiła swój alkohol, po czym napełnił jej szklankę kolejnym. Wznieśliśmy wszyscy szklanki i napiliśmy się. Klara wzięła małego łyka, odstawiając szkło na blat, ja natomiast wypiłam zawartość duszkiem.

- Ostrożnie – poprosiła.

- A chuj z tym! – Warknęłam. – Myślałam, że on chce tylko zatańczyć. Miało być miło, a nie… znowu to samo.

- Przecież nie mogłaś tego przewidzieć – westchnęła Klara, spoglądając markotnie na stół. Chwyciła do ręki ciasteczko, wzięła kęs i odłożyła na tackę. – A było tak fajnie.

- Dalej jest! – Krzyknął Lucjan. – Dalej jest, moje drogie, seksowne panie. Proszę nie przejmować się jakimś tam pajacem, tylko tańczyć ze mną, a później zapraszam na trójkącik! – Brunet objął mnie mocno i pocałował w policzek. Odgoniłam go od siebie jak natrętną muchę i wstałam.

- Muszę się przewietrzyć – oznajmiłam, odchodząc w stronę dziedzińca.

- Iść z tobą? – Spytała Klara, ale pokręciłam głową.

- Zaraz wrócę.

- Dobrze, idź, a ja w tym czasie zabawię Klarę. – Lucjan puścił oko do przyjaciółki i bez zbędnych ceregieli również wstał, ciągnąć dziewczynę na parkiet. Miałam nadzieję, że chociaż on poprawi jej humor. Ja w tym czasie weszłam na dziedziniec. Zauważyłam wiele par poukrywanych w ciemnych kątach, przy kolumnach, obściskujących się namiętnie. Trochę zakuło mnie w okolicy serca, ale nie dałam się sprowokować. Wyminęłam wszystkich, wychodząc na świeże powietrze. Oparłam się o jedną z kolumn, spoglądając na stojące w rządku karoce. Wyglądały na puste, ale tak naprawdę nie miałam pojęcia, czy nie siedzą w nich jacyś uczniowie.

Nagle po drugiej stronie dziecińca zauważyłam sylwetkę profesora Snape’a. Mężczyzna przyświecał sobie różdżką drogę i zaglądał przez okna do poszczególnych karot. Jedne otwierał zaklęciem i wywlekał na zewnątrz speszonych uczniów, inne omijał bez słowa. Chciałam do niego podejść, ale za nauczycielem szedł dyrektor Durmstrangu. Od razu przypomniałam sobie słowa Harry’ego o tym, że mężczyzna jest Śmierciożercą. Czego on chciał od mojego Severusa?!

Schowałam się szybko za filarem, przysłuchując się ich rozmowie. Rzeczywiście były Śmierciożerca wyglądał na lekko spanikowanego. Za to od Severusa emanował spokój, chociaż zawzięcie sprawdzał każdy powóz, chcąc odjąć punkty wszystkim domom.

- Widzę, jak się boisz, Severusie! – Syknął niebezpiecznie Karkarow, idąc za nim krok w krok.

- Podsłuchiwanie to zła cecha, chociaż bywa przydatna – szepnął mi do ucha profesor Moody. W jednej chwili podskoczyłam wystraszona i obróciłam się szybko, chwytając za serce.

- Ja wcale… - zaczęłam, chociaż nie miałam za bardzo dobrej wymówki. Moody patrzył na mnie z góry i uniósł rozbawiony jedną brew. Opuściłam głowę, czując się głupio. Nauczyciel wyciągnął dłoń i pogłaskał mnie po ramieniu. – Przecież się nie gniewam.

- No wiem, ale głupio wyszło – westchnęłam.

Na dziedzińcu ucichło. Nauczyciele pewnie usłyszeli szepty dochodzące z boku i postanowili zaszyć się w jakimś innym miejscu, próbując dokończyć swoją rozmowę. Z jednej strony byłam nawet zadowolona, że nie udało mi się jej podsłuchać. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, chociaż z drugiej strony, może w końcu w taki sposób Snape uchyliłby rąbka tajemnicy o sobie. Dlaczego Karkarow tak go dręczy? Co on ma z tym wspólnego? Chciałam zapytać o to profesora Moody’ego, już otwierałam usta, ale nagle wyrosła przed nami sylwetka profesora Snape’a. Światło z jego różdżki padło na twarz drugiego nauczyciela, ale Moody niewzruszony odsunął od siebie broń Snape’a.

- Uważaj do kogo celujesz – powiedział, chociaż usłyszałam w jego tonie groźbę.

- Co tu się dzieje? – Spytał mrocznie mistrz eliksirów, widząc jak stoimy koło siebie. Nie chciałam, żeby źle połączył fakty, więc odsunęłam się od filara, stając z boku.

- Wyszłam się przewietrzyć, profesorze – odparłam zgodnie z prawdą.

- Dziewczynie zrobiło się słabo. Ktoś musiał jej pomóc wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza – skłamał Moody, a robił to wyśmienicie. Na twarzy nie drgnął mu ani jeden mięsień.

- Słabo? – Zdziwił się Severus i na nowo wyciągnął przed siebie różdżkę. Poświecił mi nią po twarzy. Skrzywiłam się nieco, mrużąc oczy. – Ona jest pijana.

- Jeden drink jeszcze nikomu nie zaszkodził – odparł Moody i odkaszlnął teatralnie. - Poza tym, jeżeli chcesz wiedzieć, ktoś wlał do ponczu całą butelkę wódki, a nie tylko Alex to piła, prawda?

- No… chyba nie tylko ja – burknęłam, nie wiedząc o jaki poncz chodzi profesorowi.

- Także radzę ci się tym zająć, a ja odprowadzę panienkę Lamberd z powrotem do wielkiej Sali.

Moody odsunął się, chcąc mnie przepuścić, gdy przez główne drzwi wyszła rozbawiona profesor Mcgonagall w towarzystwie profesora Flitwicka. Oboje wyglądali na bardzo zadowolonych i mocno pijanych. To nam nie wolno wypić nawet kieliszka, a grono pedagogiczne może zalewać się w trupa? Gdzie ta sprawiedliwość?

- Och, jak dobrze że was widzę! – Kobieta zauważyła naszą trójkę i klasnęła wesoło w dłonie. – Severusie, zapraszam cię na parkiet. Przez cały wieczór męczysz tylko tych biednych uczniów – zwróciła swój mętny wzrok w moją stronę i uszczypnęła delikatnie po policzku. – Piękna sukienka, panno Lamberd, chociaż bardzo dużo odkrywa. Następnym razem zgłoś się do mnie, jeżeli będziesz chciała ubrać taki strój. Coś bym poradziła na te odkryte części ciała.

- Eee… tak jest, pani profesor – odparłam oniemiała. Profesor Moody puścił mi oczko, również świetnie się bawiąc z zaistniałej sytuacji, ale kiedy zastępczyni dyrektora poprosiła jego do tańca, uśmiech zszedł mu z twarzy.

- Minervo, ja niestety, ale nie…

- Nie daj się prosić, Alastorze! – Mcgonagall chwyciła go za rękę, ciągnąc do środka. – Widzisz, że z Severusem nie wygram, to chociaż ty dotrzymaj mi towarzystwa.

- Tylko jeden taniec, Minerwo – westchnął Moody. Zerknął raz jeszcze w moją stronę i dał się zaciągnąć z powrotem na bal.

- Severusie, idziesz? – Zapytał dla pewności profesor Flitwick, chcąc zamknąć za sobą drzwi.

- Idź sam.

Gdy zostaliśmy zupełnie sami, ja również postanowiłam się ulotnić. Snape jeszcze kazałby mi chuchnąć lub cokolwiek i od razu wiedziałby, że wypiłam mnóstwo. Wolałam go nie denerwować bardziej.

- To ja też wracam na bal, profesorze – powiedziałam niepewnie, wskazując na drzwi, za którymi zniknęli nauczyciele.

- Ty idziesz ze mną – stwierdził ponuro. – Za mną.

- Ale ja nic nie zrobiłam! – Jęknęłam, patrząc z żalem na drzwi do wielkiej Sali, za którymi grała wesoło muzyka.

- Za mną – powtórzył i ruszył przed siebie.

Zeszliśmy razem do lochów, które w tym dniu wyglądały na jeszcze bardziej opuszczone niż zazwyczaj. Dudnienia z góry odbijały się delikatnym echem po ścianach, ale pomimo tego w tej części zamku panowała nieskazitelna cisza.

Severus chwycił mnie za rękę i wprowadził do swojego gabinetu. Gdy myślałam, że mnie puści, ten zaczął ciągnąć mnie dalej przez kolejne drzwi do bawialni, a następnie w stronę tych, które zawsze pozostawały dla mnie zamknięte – do sypialni. Przez chwilę nie wierzyłam w to, co się dzieje. Snape nigdy wcześniej nie pokazywał mi swoich prywatnych kwater, a teraz sam mnie do nich przyprowadził.

Gdy tylko przekroczyłam próg, próbowałam zapamiętać każdy detal tego pokoju, bo nie wiedziałam, ile jeszcze razy będę mogła go oglądać.

Sypialnia Severusa nie wyróżniała się niczym szczególnym od zwykłego dormitorium. Po lewej stronie stało duże, podwójne łóżko z baldachimem, z równo pościeloną satynową pościelą w kolorze butelkowej zieleni. Snape musiał nie przyjmować często gości do tego pokoju, ponieważ posiadał tylko jedną poduszkę w kolorze domu, którym zarządzał. Z boku przy ścianie stała komoda z orzechowego drewna, a naprzeciwko łóżka znajdował się rozpalony kominek jak w każdym innym pomieszczeniu, a obok niego mały hebanowy stoliczek, na którym stała taca z imbrykiem od herbaty i filiżanką. Nad kominkiem wisiało prostokątne lustro. W całym pokoju panował półmrok. Świeciło się tylko kilka świec, które lewitowały po każdej stronie ściany. Tuż obok kominka zauważyłam kolejne drzwi, które musiały zapewne prowadzić do łazienki mężczyzny.

Severus widząc, że już zbyt długo przyglądam się wnętrzu jego sypialni, podszedł do mnie pewnym krokiem. Zerknęłam mimochodem w taflę lustra nad gzymsem, widząc w nim swoją przerażoną twarz.

- Ja nic takiego nie zrobiłam – powtórzyłam raz jeszcze. – Nie wlepiaj mi żadnego szlabanu.

- Przecież nie po to tu przyszliśmy - powiedział mi wprost do ucha swoim niskim, gardłowym głosem, aż dostałam gęsiej skórki od tego. Zamrugałam zdezorientowania, czując jak moje wnętrzności opadają na dno żołądka. W jednej sekundzie zrobiłam się mokra i chętna dać mu wszystko, czego by tylko zapragnął, ale czy umiałam go zadowolić tak, jakby tego oczekiwał?

- Severusie, ja jeszcze…

- Wiem – przerwał mi stanowczo, dotykając opuszkami palców moich ramion. Odchyliłam delikatnie głowę, otwierając wilgotne usta, z których wydobył się cichy jęk. Jego dłonie przesunęły się na plecy i delikatnie sunęły po całej długości kręgosłupa, aż do małego zapięcia przy biodrach. Snape chwycił zamek, rozsuwając go powoli. W tym momencie serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Było to tak głośne dudnienie, że miałam pewne obawy, czy Severus aby na pewno tego nie słyszy. Spojrzałam mu ufnie w oczy, ale brunet skupiał się na moich ramionach, wracając do nich swoimi dłońmi. Ponownie zaczął ich delikatnie dotykać, chwytając przy okazji cienkie ramiączka od sukienki. Dopiero wtedy podniósł na mnie zimny wzrok i uśmiechnął się cwanie kącikiem ust, a następnie obsunął materiał wzdłuż moich ramion.

Sukienka bezszelestnie opadła poniżej szyi, zatrzymując się na krągłych biodrach. Zacisnęłam dłonie w pięści, spuszczając wzrok. Severus zrobił krok w tył, przyglądając się dokładnie mojemu ciału.

- Masz na mnie patrzeć – rozkazał, więc na nowo uniosłam głowę, czując jak palą mnie policzki. Odruchowo chciałam zasłonić piersi rękoma, ale to by tylko rozzłościło Severusa. Stałam więc posłusznie w blasku ognia z kominka i świec wiszących pod sufitem, patrząc na mężczyznę, który wyzwalał we mnie tyle emocji na raz. – Zdejmij ją całkowicie – dodał, przełykając cicho ślinę.

Zrobiłam jak kazał, pozwalając sukience wylądować koło moich nóg. Teraz stałam przed nim w czarnej, koronkowej bieliźnie, nie wiedząc jak się zachować. Nie miałam pojęcia, czy podejść do niego, czy to on pierwszy zrobi krok w moją stronę. Zagryzłam nerwowo wargę, sięgając lewą ręką do prawego ramienia. Zaczęłam je masować delikatnie, czując się jak małe dziecko.

- Podnieca mnie twoja niewinność – wyznał nagle i na nowo do mnie podszedł. Chwycił brutalnie podbródek, a następnie rzucił mną na łóżko. Pościel, na której wylądowałam była lodowata, ale materac wydawał się być wygodny. Na ramionach pojawiła mi się gęsia skórka, ponieważ zdałam sobie sprawę, że leżę w jego prywatnym łóżku, na którym spał każdej nocy, które było przesiąknięte jego zapachem.

Wsparłam się delikatnie na łokciach, obserwując jak Severus staje przede mną, niczym kat i rozpina guziki od swojej wierzchniej szaty. Gdy doszedł do ostatniego, odrzucił od siebie ubranie, zabierając się za swoją białą koszulę. Pozwoliłam sobie wziąć głębszy oddech, ślizgając wzrokiem po jego ciele. Snape jednak nie pozwolił sobie na zbytnie odkrywanie się przede mną. Rozpiął kilka guzików pod szyją, a następnie sięgnął do rozporka od spodni. Zanim wyciągnął jednak swojego członka, wsparł się kolanem o materac i wszedł na łóżko. Jego palce sięgnęły do mojej bielizny i leniwymi ruchami zsunęły ją z moich pośladków. Severus odrzucił ją w bok, a dłońmi ponownie zaczął błądzić po moim ciele, przesuwając palcami po udach. Wciągnęłam ze świstem powietrze, kładąc się płasko i rozkoszując tym dotykiem. W końcu poczułam jego ciało na sobie. Tym razem, to ja odważyłam się podnieść ręce, próbując rozpiąć koszulę mężczyzny i móc nacieszyć oczy jego nagą skórą, ale Snape chwycił mocno moje nadgarstki, przyciskając je do materaca.

- Nie ruszaj się – rozkazał cicho i poluzował ucisk, sięgając do kieszeni i wyciągając z niej prostokątne zawiniątko. Rozerwał opakowanie zębami i nałożył gumkę na penisa, ponownie przygniatając mnie do materaca i układając się wygodnie pomiędzy moimi biodrami. Nie czekając długo, wypchnął stanowczo biodra, zatapiając się we mnie. W pierwszej chwili poczułam ból. Ścisnęłam dłonie na prześcieradle, zaciskając mocno powieki. Snape dał mi chwilę na przyzwyczajenie się do tego uczucia, zamierając we mnie. Przyglądał się uważnie mojej reakcji, oddychając głęboko.

- W porządku? – Zapytał, starając się na oschły ton, ale mogłam wyczuć w jego głosie delikatność.

- Tak – odpowiedziałam, otwierając oczy i krzyżując je z jego srogim spojrzeniem. – Jest w porządku.

Snape kiwnął głową, westchnął cicho i na nowo zaczął się poruszać. Na początku robił to delikatnie, jakby sam pragnął rozkoszować się tym uczuciem. Słyszałam tylko jego ciche posapywania, kiedy próbował wchodzić we mnie rytmicznymi ruchami.

Ból powoli ustępował. Uczucie wypełnienia było tak stymulujące, że każde wypychanie jego bioder powodowało drżenie mojego ciała. Odrzuciłam do tyłu głowę, dając mu dostęp do swojej szyi, którą po chwili zaatakował swoimi zębami. Objęłam go mocno, zatapiając palce we włosach i wdychając głęboko jego zapach wymieszany z odrobiną alkoholu i potu. Cały czas pojękiwałam przy tym, nie mogąc się opanować, a kiedy Snape przyspieszył swoje ruchy, przed oczami wybuchło mi tysiące iskier. Wiłam się pod nim z rozkoszy, nie dając rady już dłużej wytrzymać. Poczułam, jak po policzku spływa mi pojedyncza łza. Zdawałam sobie sprawę, że jeszcze kilka słodkich ruchów tego mężczyzny, a osiągnę orgazm. Severus również musiał być bliski spełnienia, ponieważ odsunął w końcu twarz od mojej szyi i ponownie przycisnął moje nadgarstki do materaca, ale tym razem przytrzymał je nad głową. Wypychał mocno biodra, wydając z siebie pojedyncze jęki, aż w końcu doszedł, sycząc cicho i odsunął się ode mnie, kładąc się na plecach tuż obok. Przez pierwszych kilka minut oboje próbowaliśmy unormować swoje oddechy. Snape przyłożył rękę do czoła, próbując złapać kilka głębszych oddechów, po czym sięgnął do rozporka. Pomimo tego, że nie dał mi szczytować razem z nim, to i tak czułam się spełniona i tak bardzo szczęśliwa. Wsparłam się na trzęsących się łokciach i obróciłam bokiem do niego. Przyglądałam się jego napiętej, mokrej od potu twarzy i czerwonym policzkom, aż w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam to, co dusiło mnie już od dawna:

- Kocham Cię, Severusie.

Snape drgnął. Otworzył oczy, ale nie ujrzałam w nich nawet krzty odwzajemnionych uczuć. Mężczyzna wstał i sięgnął dłonią po moją sukienkę, którą rzucił bezceremonialnie na łóżko, po czym zniknął za drzwiami do łazienki. Usiadłam spanikowana, przeklinając w duchu na swoją głupotę. Dlaczego mu to powiedziałam?! Mogłam sobie darować. Zaczęłam powoli się ubierać, czekając, aż Severus wyjdzie w końcu z sąsiedniego pomieszczenia i porozmawia ze mną.

W końcu drzwi się otworzyły i Snape ponownie pojawił się w sypialni. Oczywiście wyglądał nienagannie, jakby to, co przed chwilą oboje przeżyliśmy, nie wydarzyło się w ogóle.

- Severusie… - zaczęłam niepewnie, przygryzając dolną wargę ze zdenerwowania. – Ja nie chciałam.

- Powinnaś już iść do swoich przyjaciół – odezwał się. – Mogą zacząć cię szukać.

- Nie… - zestresowałam się. – Nie wyganiaj mnie!

Doskoczyłam do mężczyzny, chwytając go mocno za ramię. Przytuliłam się do jego ręki z całych sił, nie mając zamiaru go puszczać. Potrzebowałam jego bliskości i ciepła. Przed chwilą oddałam mu się w całości. Widział mnie nagą, kochał się ze mną, a przez to jak się zachowywał, zaczynałam nawet wątpić, czy to, co przed chwilą miało miejsce, było prawdziwe.

- Spokojnie, Lamberd – uspokoił mnie. – Następnym razem będziemy mieć trochę więcej czasu.

Przyzwyczajona do ciągłych odtrąceń, chciałam otworzyć usta i prosić go o wybaczenie, ale gdy tylko usłyszałam „następny raz”, moje wnętrzności ponownie zrobiły salto i opadły na dno żołądka. Od razu między nogami poczułam przyjemne mrowienie. Rozszerzyłam oczy, wpatrując się w Severusa jak ciele na malowane wrota.

- Następny raz? – Wydukałam z siebie, łapiąc powietrze jak ryba bez wody. Snape zmarszczył brwi zdziwiony moją reakcją. Wyprostowałam się więc, udając poważną, chociaż usta same rozszerzały mi się w uśmiechu.

- Wracaj na górę – ponaglił mnie. Kiwnęłam szybko głową i bez słowa przeszłam przez kolejne pomieszczenia prosto do wyjścia. Rozglądnęłam się dla pewności po korytarzu i czmychnęłam na górę.

Przed oczami cały czas miałam zaczerwienioną twarz Severusa i jej wyraz, kiedy dochodził. Przez ten jeden, jedyny moment, Severus nie kontrolował mimiki twarzy. Jego oblicze robiło się łagodniejsze, pomniejsze zmarszczki znikały, a ciągle napięte mięśnie rozluźniały się. Objęłam się ramionami, pragnąc zapamiętać te chwile, kiedy był na mnie i wewnątrz mnie. To uczucie w dalszym ciągu sprawiało, że miałam ciarki na całym ciele. Czy ja właśnie kochałam się z Severusem Snape’em?! Nie mogłam w to uwierzyć, ale dalej czułam na sobie jego zapach.

- Alex, gdzie byłaś? – Zapytała nagle Klara, wychodząc mi naprzeciw przed wielką salę. – Miałaś się tylko przewietrzyć i zniknęłaś. Stało się coś?

- Co? – Spytałam, patrząc na nią jak na obce stworzenie. Uśmiech w dalszym ciągu nie chciał zejść mi z twarzy, ale musiałam się opamiętać, żeby się nie zdradzić.

- Jesteś cała rozpalona. Dobrze się czujesz? – Dociekała przyjaciółka. Dotknęłam dłońmi policzków, które rzeczywiście paliły żywym ogniem.

- To przez alkohol – odparłam wysokim tonem, nie mogąc się opanować. Te powolne ruchy Severusa, te oczy wpatrzone we mnie z takim skupieniem. On cały we mnie.

- … nie wiem, gdzie są – stęknęła, przecierając twarz rękoma. Ponownie na nią spojrzałam, nie wiedząc zupełnie, co mówiła.

„Alex, skup się!”

- Jeszcze raz – poprosiłam, biorąc głęboki oddech i próbując całą siłą woli skupić się na tym, co miała mi do powiedzenia przyjaciółka. – Kto nie wiesz, gdzie jest?

- Harry i Ron – odparła szybko. – Cały czas miałam ich na oku, bo nie do końca wierzyłam tym specyfikom od Kruma, ale wyszłam tylko na chwilę do toalety i oni zniknęli.

- Spokojnie – machnęłam na nią ręką. – Przewrażliwiona jesteś. Na pewno gdzieś poszli i zaraz wrócą.

- Nie ma ich od dłuższego czasu – jęknęła, przecierając zmęczoną twarz. – Alex, mam złe przeczucia.

- Spokojnie! – Powtórzyłam głośniej, zapominając na drobną chwilę o Severusie. Musiałam się skupić na czymś innym i pomóc spanikowanej Klarze. – Gdzie jest Lucjan? Pomagał ci ich szukać?

- Lucjan od kilkunastu minut leży głową w sałatce i chyba śpi.

- Co?! – Zdenerwowałam się. – Dlaczego on mi to robi?!

- Poszłaś gdzieś, to się opił.

- Nie zwalaj na mnie! – Wyciągnęłam przed siebie palec, grożąc nim przyjaciółce. – On nie potrzebuje pretekstu, żeby się najebać, ale mógł sobie darować chociaż ten jeden dzień!

Klara wzruszyła ramionami.

- Gadałaś z Hermioną? – Zapytałam, po krótkim zastanowieniu się. Dziewczyna pokręciła głową.

- Też gdzieś zniknęła ze swoim chłopakiem.

- W takim razie musimy iść do profesora Moody’emu. Powiemy mu całą prawdę i on nam pomoże ich znaleźć – wymyśliłam w końcu dumna z siebie. Klara ponownie pokręciła głową.

- Szukałam go – przyznała. – Ale on też gdzieś zniknął, dlatego kiedy i ciebie nie mogłam znaleźć, to naprawdę się przeraziłam.

Objęłam przyjaciółkę mocno, po czym postanowiłam, że pierwsze co musimy zrobić, to obudzić Lucjana. Chłopak był nam potrzebny. Nie chciałyśmy włóczyć się same po zamku. Poza tym im więcej par oczu, tym lepiej.

Weszłyśmy z powrotem do wielkiej Sali, gdzie w dalszym ciągu panowała wesoła atmosfera. Tam, gdzie siedziałyśmy nie było nikogo, oprócz śpiącego Lucjana, który rzeczywiście leżał głową w talerzu pełnej sałatki z awokado. Na sąsiadujących z nim krzesłach leżały marynarki naszych przyjaciół, czyli nie mogli zajść za daleko, albo byli tak naćpani, że nawet nie czuli zimna.

- Wstawaj! – Wrzasnęłam, podnosząc go do siadu. Chłopak chrapnął głośno z pomidorem przyklejonym do czoła, a głowa sama poleciała mu do tyłu. – No nie wytrzymam!

- Mam pomysł! – Rzuciła szybko Klara i czym prędzej sięgnęła po dzbanek z wodą, po czym wylała jego zawartość na twarz Ślizgona. Lucjan otworzył szeroko oczy, zanosząc się kaszlem. Pomidor sam odpadł i upadł z plaskiem na podłogę.

- Kurwa – wybełkotał.

- Obudź się! – Syknęłam, klepiąc go z całych sił po policzkach. – Gdzie jest Harry i Ron?

- Kto? – Burknął. – Merlinie, zerzygam się zaraz.

- To rzygaj! Ale masz nam pomóc! – Zdenerwowałam się. – Widziałeś ich? Gdzie oni są?!

- Skąd mam wiedzieć? – Jęknął. – Jestem cały mokry!

- Wysuszysz się zaklęciem – stwierdziła Klara, patrząc na niego wyczekująco. – Pomożesz nam ich szukać?

- Pewnie ruchają gdzieś na boku, ale wy baby zawsze musicie robić z tego wielkie halo! – Chłopak zaczął wymachiwać rękoma na wszystkie strony. Dałam znak Klarze, żeby sięgnęła po kolejny dzbanek z wodą, ale Lucjan uspokoił się nagle, wiedząc co go czeka za bycie wrednym chujem.

- Pomożesz? – Nacisnęłam.

- Pomogę – odparł niezadowolony i sięgnął po różdżkę, próbując się wysuszyć.

- Powinniśmy się rozdzielić i przeszukać poszczególne partie zamku – zaproponowałam. – Oni wzięli te tabletki jakąś godzinę temu, więc będą jeszcze pod ich działaniem przez kolejne dwie – westchnęłam. – Nie wiadomo, co im jeszcze do łba strzeli.

- Cześć – odezwała się nagle Lavender Brown uczepiona ramienia jakiegoś Bułgara. – Szukacie Pottera i Weasley’a?

Spojrzeli wszyscy po sobie, a następnie na dziewczynę.

- Wiesz, gdzie oni są? – Zapytała z nadzieją w głosie Klara.

- Byłam z Edmundem na Błoniach i widziałam ich jak szli w stronę Zakazanego Lasu – odparła.

- Co?! – Krzyknęłam. – I nie przyszło ci do głowy, żeby ich zatrzymać?!

- Po co? – Wzruszyła ramionami. – Przecież nie jestem ich niańką. Oni co chwilę gdzieś znikają, nie będę się wtrącała w ich życie. W każdym razie dziwnie się zachowywali.

Gdy odeszła, Klara zaczęła panikować.

- Powinniśmy to zgłosić jakiemuś nauczycielowi – powiedziała płaczliwym tonem, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś profesora.

- Zwariowałaś? – Prychnął Lucjan. – Wtedy wszystkich nas wywalą ze szkoły. Te tabsy były nielegalne. Sam Krum ci to powiedział. Wyrzucą nas na zbity pysk i nie dostaniemy się już do żadnej innej szkoły.

- To co mamy robić?! – Klara wyglądała, jakby się miała zaraz popłakać.

- Musimy iść ich poszukać. Sami. – Nacisnęłam na ostatnie słowo, podając przyjaciółce marynarkę Rona, żeby nie zamarzła. Ja nałożyłam na siebie ubranie Harry’ego.

- Alex – stęknęła blondynka, wpatrując się w część od garnituru rudzielca. – Pamiętasz, co się działo ostatnim razem, kiedy weszłyśmy do Zakazanego Lasu?

- Pamiętam – odparłam twardo. – Ale to są nasi przyjaciele. Musimy ich znaleźć i przyprowadzić całych do zamku.

- Dobra, dość tego. Obudziłyście mnie, to idziemy! – Zadecydował Lucjan, podnosząc się z krzesła. Zatoczył się trochę do tyłu, ale w ostateczności stanął sam na nogach. – Nie macie czego się obawiać, drogie panie. W lesie nic wam nie grozi. Jestem z wami.

- Tak samo, jak ostatnio? – Spytała z przekąsem Klara.

- Właśnie – przyznałam jej rację. – Pierdolę twoje zapewnienia, że nas obronisz.

Owinęłyśmy się szczelnie z Klarą marynarkami i ruszyłyśmy z Lucjanem w stronę hogwarckich błoń. Jeżeli miałam zginąć, to to był dobry dzień. Nic lepszego od dzisiejszego wieczoru nie mogło mnie już spotkać, dlatego z podniesioną głową ruszyłam na pomoc swoim dwóm, naćpanym przyjaciołom.


2 komentarze:

  1. Ahhh, nareszcie! <3 cudo, pięknie opisane, uwielbiam tę dbałość o szczegóły, orzechowe drewno, butelkowa zieleń <3 88. notka! Ale długo czekałam :( ale warto było.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z komentarzem powyżej, szczegółowość pierwsza klasa !!!

    OdpowiedzUsuń