poniedziałek, 11 maja 2020

90. Koniec balu

Wróciłam z przyjaciółmi na salę, każąc Lucjanowi zostać na dziedzińcu i czekać na Klarę. Faza Gryfonów powoli ustępowała, bo zrobili się nagle przygaszeni i markotni. Usiedli oboje na swoich stałych miejscach i z wisielczymi humorami wpatrywali się w pełne półmiski z jedzeniem. Nie minęła chwila, a chłopcy rzucili się na mięsne paszteciki, sałatki i dyniowe tarty z bitą śmietaną, jakby nie jedli od roku. Nie starali się nawet wziąć talerzy, tylko palcami wkładali do buzi wszystko, co udało im się dosięgnąć. Oczywiście zrobili przy tym ogromny chlew wokół siebie. Przewróciłam oczami, odwracając się w drugą stronę. Zaczęłam rozglądać się po sali w poszukiwaniu Severusa, ale mężczyzna nie wrócił jeszcze z lochów. Ogólnie, przy stole nauczycielskim jakby się przerzedziło. Profesor Mcgonagall zniknęła w najlepsze razem z profesorem Flitwickiem, dyrektor zabawiał nauczycielkę od zielarstwa swoimi żartami, a miejsce Moody’ego również było puste. Byłam ciekawa, gdzie podział się profesor, ale nie było mi dane dłuższe zastanawianie się nad tym, ponieważ Fatalne Jędze przestały grać, ogłaszając wybór najlepszej pary tego wieczoru. Wszyscy z powrotem usiedli na swoich miejscach. Do naszego stolika wróciła Ginny z Neville’em oraz Hermiona z Krumem. Mężczyzna obejmował czule ramieniem swoją towarzyszkę, a ta wtulała się w niego szczęśliwa do granic możliwości. Uczniowie spojrzeli na Harry’ego i Rona, którzy nie przejmując się nikim w dalszym ciągu pożerali ze stołu wszystko, co się dało.

W momencie, kiedy zespół wyciągnął wszystkie głosy ze skrzynki, na salę weszła Klara w obecności Lucjana. Chłopak ruszył prosto przed siebie i usiadł koło mnie, zarzucając mi rękę na ramiona. Dziewczyna ruszyła tuż za nim, siadając cicho koło Rona. Rudzielec spojrzał przelotnie na swoją partnerkę, chcąc podać jej kawałek tarty, ale odmówiła.

- Gdzie byliście? – Spytałam cicho Lucjana.

- Wszystko byś chciała wiedzieć – odparł, wzdychając teatralnie, po czym sięgnął po całusa, ale odsunęłam od siebie jego twarz.

- No, no! Pierwsze miejsce wygrywają Alex Lamberd i Lucjan Bole! – Krzyknął nagle gitarzysta zespołu, a wokół niego kręciło się z tysiąc głosów oddanych na nas.

- Co?! – Pisnęłam przerażona. Spojrzałam na Klarę, ale ta zaczęła głośno klaskać i pokazywać mi kciuki uniesione w górę. Reszta stołu również zaczęła bić nam brawa, chociaż Hermiona Granger robiła to z nieco mniejszym entuzjazmem niż pozostali.

- Wiedziałem – prychnął Lucjan, podnosząc się. Poprawił swoją marynarkę, podał mi rękę i razem ruszyliśmy w stronę sceny. Trochę się opierałam, ponieważ nie chciałam robić z siebie pośmiewiska, ale jeszcze bym zrobiła, gdybym tuż pod sceną sprzeczała się ze Ślizgonem. Posłusznie więc weszłam z nim na podium. Wokalista Fatalnych Jędz pogratulował nam serdecznie. Lucjan zaczął machać do wszystkich, jakby był królem, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Ze sceny miałam podgląd na całą salę. Rozejrzałam się więc w poszukiwaniu Severusa, ale w dalszym ciągu nie wrócił na bal, za to profesor Moody wszedł bocznym wejściem i lekko pospiesznym krokiem podszedł do stołu nauczycielskiego, siadając na miejscu Mcgonagall. Zachowywał się jakoś dziwnie, nerwowo. Nawet nie spojrzał w moją stronę.

- Brawo, kochani, brawo! – Odezwał się ponowie wokalista zespołu. – Ale oprócz was mamy jeszcze jedną parę! Otrzymali tyle samo głosów, co wy i też muszą pokazać się nam wszystkim. Zapraszamy na scenę pana Harry’ego Pottera i Rona Weasley’a!

Sala zamilkła na moment, po czym wszyscy wybuchli gromkim śmiechem, zaczynając szybko klaskać. Nawet Dumbledore był rozbawiony i on również postanowił dopingować swoich uczniów. Gryfoni próbowali ulotnić się z Sali, ale jakiś Ślizgon zastąpił im drogę, wymachując pięścią przed nosami. Chłopcy nie mieli więc wyboru i z minami zbitych psów doczłapali się pod podium.

- Przepraszam! – Krzyknął Harry do wokalisty. – Zaszło chyba jakieś nieporozumienie. My nawet nie jesteśmy parą! – Wskazał na siebie i przyjaciela, który przytakiwał mu głową we wszystkim.

- Wolimy dziewczyny! – Dodał Ron.

- Cioty – zarechotał pod nosem Lucjan, prężąc się na scenie jak jakiś Adonis.

- Daj spokój! – Warknęłam. – Chcę stąd zejść. Mam tego dość.

Skupiłam się przez moment na profesorze Moodym. Mężczyzna w końcu zauważył, że stoję na podium, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Nie uśmiechnął się, nie dodał otuchy, nic. Tylko patrzył na mnie obojgiem oczu, nerwowo uderzając palcami ręki o blat stołu, przy którym siedział.

- Przestań tyle marudzić i się uśmiechnij. Nie chcę, żeby pomyśleli potem, że poszedłem na bal z jakąś nudziarą. 

Przewróciłam więc oczami, uśmiechając się szeroko do wszystkich uczniów. Pod sceną natomiast Harry w dalszym ciągu próbował wytłumaczyć wokaliście, że nie jest gejem i na scenę nie wejdzie pod żadnym pozorem. Na szczęście Fatalne Jędze ustąpiły. Raz jeszcze nam pogratulowano i mogliśmy zejść spokojnie na parkiet. Muzyka znowu rozbrzmiała w całym pomieszczeniu. Ludzie zapomnieli o Harrym i Ronie, wychodząc na środek sali i bawiąc się w najlepsze. Dochodziła północ, wiec wszyscy chcieli wykorzystać ten czas jak najlepiej.



***



Do dormitorium wróciłyśmy w środku nocy po cichu na palcach, nie chcąc nikogo obudzić, ale gdy tylko otworzyłyśmy drzwi od sypialni, zauważyłyśmy jak wszystkie współlokatorki siedziały na swoich łóżkach z poduszkami przyciśniętymi do piersi i przy słabym świetle rozmawiały żywo o wydarzeniach sprzed kilku godzin. Dziewczyny chichotały między sobą, w dalszym ciągu będąc ubrane w wieczorowe kreacje i z pełnymi makijażami na twarzach, chociaż lekko rozmazanymi. Zarówno umalowanie jak i fryzury zdradzały, że bal dawno się skończył.

Gdy tylko nas zobaczyły, zamilkły na chwilę, ale zaraz ponownie zaczęły między sobą rozmawiać.

- Ci Bułgarzy byli tacy szarmanccy! – Pisnęła szczęśliwa Lavender Brown, jeszcze mocniej przyciskając poduszkę do piersi. Westchnęła głęboko, kopiąc nogami w materac. Zmarszczyłam brwi, ale nie odezwałam się ani słowem. Usiadłam ciężko na swoim łóżku, zdejmując z nóg szpilki, które powoli zaczynały mi ciążyć. Klara zrobiła to samo, po czym usiadła po turecku na swoim łóżku, przysłuchując się rozmowom koleżanek.

- Byli bardzo delikatni – dodała Parvati, również zachowując się, jakby była w siódmym niebie. – Tacy, to wiedzą jak obchodzić się z kobietami.

- Krum postawił na romantyczność – odezwała się po chwili Hermiona, zdejmując z włosów wszystkie ozdoby. Zachichotała niczym głupia nastolatka, co trochę mnie zdziwiło, ponieważ ta dziewczyna nie zachowywała się jak nabuzowana hormonami uczennica.

- O czym rozmawiacie? – Zapytała nagle Klara, za co byłam jej wdzięczna. Sama byłam ciekawa, o co chodziło, ale za żadne skarby świata nie przyznałabym się przed nimi, jak bardzo mnie to interesuje. Dziewczyny natomiast spojrzały na moją przyjaciółkę, jakby przeszkodziła im w, co najmniej, obradach okrągłego stołu.

- O chłopakach – zreflektowała się po chwili Parvati, obdarowując Klarę pokaźnym uśmiechem.

- O Bułgarach – poprawiła ją Lavender, kiwając energicznie głową. Jej poduszka zamieniała się powoli w niekształtny twór. – Wszystkie dzisiaj przeżyłyśmy swój pierwszy raz!

Zatrzymałam rękę w połowie drogi do szafki nocnej, na której leżała butelka wody mineralnej i rozszerzyłam z niedowierzania oczy. Starałam się, żeby moja twarz wyrażała słowa „wcale mnie to nie obchodzi”, ale zaczynałam coraz bardziej interesować się tematem.

- Serio? – Zdziwiła się Klara, chociaż zauważyłam na jej policzkach delikatny rumieniec. – Ale wszystkie naraz czy jak?

- Nie, głupia! – Zaśmiała się Hermiona i machnęła ręką w stronę blondynki. – Ja właśnie mówiłam, że Krum postawił na romantyczność, bo znalazł dla nas ustronne miejsce, w którym zapalone były świeczki, a po środku stało duże łoże małżeńskie.

- Pięknie! – Westchnęła Lavender. – Nasi by tak nie potrafili, co nie?

- Nasi myślą tylko o szybkim seksie i tyle – prychnęła Parvati, zakładając ręce na piersi. – Są niedojrzali. Bułgarzy z Durmstrangu są pełnoletni i doświadczeni. To po prostu inna liga.

- Chociaż Dimityr szybko doszedł – mruknęła Lavender, a jej zapał osłabł na chwilę. – Nie wiem, czym to było spowodowane.

- Nie przejmuj się. Krum również szybko doszedł. – Hermiona starała się pocieszyć współlokatorkę. – Później mi powiedział, że to dlatego, że bardzo mnie kocha i jestem śliczna.

Po tych słowach Lavender ożywiła się na nowo, wyobrażając sobie pewnie, że jej chłopak zachował się tak samo z identycznych powodów. Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie Severusa. To dopiero była inna liga! Mężczyzna, nie dość że nie doszedł od razu jak głupi szczeniak, to jeszcze sprawił, że i ja prawie osiągnęłam orgazm. Na samą myśl o nauczycielu ponownie zrobiłam się wilgotna. Miałam ochotę wybiec z dormitorium wprost do jego komnat i kochać się z nim cały następny dzień, ale jak na razie musiałam powstrzymać swoje emocje na wodzy. Po pierwsze – nie mogłam sobie wyjść teraz z pokoju i iść od tak do lochów, a po drugie – Seveurs zajmował się zapewne niedobitkami po balu.

- A wy? – Spytała nagle Parvati. Pozostałe Gryfonki zamilkły, wpatrując się w nas intensywnie. Granger zaczęła uśmiechać się szyderczo pod nosem.

- Co my?! – Klara zdawała się być autentycznie przerażona pytaniem koleżanki. Zwróciła swoje błękitne oczy w moją stronę, szukając pomocy, ale ja obserwowałam Hermionę, która zdecydowanie chciała coś powiedzieć, ale brakowało jej odwagi.

- No, czy do czegoś doszło między wami, a waszymi partnerami dzisiaj? – Sprecyzowała pytanie Hinduska, przewracając oczami.

- Wątpię, żeby Ron Weasley umiał zabrać się za cokolwiek – powiedziała z przekąsem Lavender. – On jest taki dziecinny i ta szata! Widziałyście to?! Totalny brak gustu!

- Zostawcie go! – Warknęła Hermiona, zwracając się w końcu do swojej koleżanki. – To była tradycyjna szata wyjściowa. Jego mama chciała, żeby utrzymał tradycję, dlatego ją ubrał.

- Mógł powiedzieć, że ubiera a tak naprawdę jej nie zakładać – stwierdziła Parvati, po czym ponownie powróciła do nurtującego ją pytania. – To jak, dziewczyny? Alex? Lucjan Bole jest bardzo przystojny i widać było jak mu się podobasz.

- Nie jesteśmy razem – odezwałam się pewnie. Ile razy miałam to jeszcze powtórzyć, żeby wszyscy dali mi spokój? – Przyjaźnimy się tylko. Obiecałam, że z nim pójdę na bal, to poszłam. Tyle w temacie.

- To wy serio nic „ten-teges”? – Zdziwiła się dziewczyna, nie dowierzając. Poprawiła się na łóżku, siadając na kolanach i wychyliła nieco do przodu. – Nie wierzę. Cały Hogwart mówi, że jesteście razem.

- Daj jej spokój – powiedziała nagle Lavender Brown, odczuwając powolne znużenie. – Jeżeli się z nim przyjaźni, to lepiej dla niej. Słyszałam, że Bole chciałby zaliczyć każdą laskę w tej szkole i wcale się z tym nie ukrywa. Nieważne, czy gruba, czy chuda, ładna a może brzydka. Dla niego bez różnicy, byleby zaliczyć.

- Nieprawda! – Krzyknęła nagle Klara, a wyglądała, jakby słowa same wypłynęły z jej ust. Gdy tylko zorientowała się, że powiedziała to na głos, wystraszyła się, zakrywając twarz rękoma. Wszystkie dziewczyny, łącznie ze mną, spojrzały na nią zdziwione. Nastała grobowa cisza przerywana pohukiwaniem sów na zewnątrz.

- Co? – Zdziwiłam się, marszcząc brwi. – Jezu… Klara…

Po pokoju rozniosło się ciche „uuuu”. Gryfonki zaczęły piać z zachwytu. Raz jeszcze poprawiły się na swoich łóżkach, czekając aż blondynka oderwie w końcu ręce od buzi i uchyli rąbka tajemnicy. Tylko ja i Hermiona nie podzielałyśmy entuzjazmu pozostałych współlokatorek. Granger przestała szyderczo się uśmiechać, kręciła głową z niedowierzania, wpatrując się uważnie w dziewczynę.

- Bronisz go! – Rzuciła głośno Lavender, wskazując oskarżycielsko palcem w Klarę. – Bronisz, a to coś znaczy!

- Co ty z nim robiłaś? – Spytałam, bojąc się usłyszeć odpowiedzi. Oczywiście, chciałam dla przyjaciółki jak najlepiej, ale uważałam że Lucjan nie był dla niej dobrą partią. Dziewczyna była wrażliwą i cichą osóbką, a Ślizgon ze swoim ekstrawertycznym podejściem do wszystkiego zdecydowanie do niej nie pasował.

- Doprawdy, stać cię na lepszego, Klaro – dodała poważnym tonem Hermiona, wstając powoli z łóżka. – Nie wiem, czy chcę tego słuchać.

Dziewczyna odłożyła wszystkie błyskotki na nocny stolik, zasłoniła kotary od swojego łóżka, rzucając wszystkim „dobrej nocy” i zniknęła za nimi, kładąc się i zakrywając kołdrą. Niestety, reszta Gryfonek nie chciała tak szybko odpuścić, próbując wyciągnąć z Klary tyle, ile to było możliwe.

- No mówże! – Zachęciła ją Parvati, uśmiechając się głupkowato. – Spałaś z nim? – Zaczęła ciągnąć ją za język. – Poszłaś z nim do łóżka, prawda? Inaczej nie zachowywałabyś się tak!

- Jak niby?! – Pisnęła spomiędzy palców, po czym odsłoniła swoją purpurową twarz.

- Właśnie tak! – Lavender wskazała na nią dłońmi od stóp do głów. – Gadaj! My też wszystko opowiedziałyśmy, teraz twoja kolej!

- Ale ja wcale o to nie prosiłam! – Jęknęła płaczliwym tonem.

- No mów! – Syknęły obie na raz, więc Klara chcąc, nie chcąc, postanowiła uchylić rąbka tajemnicy z tego, co działo się podczas balu.

- Spędziłam z nim trochę czasu w jakimś nieużywanym gabinecie – zaczęła niepewnie, a rumieniec nie schodził z jej policzków. Dziewczyny wyglądały na bardziej podjarane niż ona sama. Kotara, za którą miała spać Hermiona poruszyła się nieznacznie. – Całowaliśmy się.

-I?

Nastała cisza, ale po chwili dziewczyna ponownie zaczęła kontynuować swoją opowieść, a z każdym kolejnym słowem jej głos stawał się coraz cichszy. Gdy w końcu doszła do finału, musiałyśmy wytężyć słuch, aby ją zrozumieć, co chciała nam powiedzieć.

- I skończyło się na tym, że doszedł na moją rękę.

Ponownie nastała cisza. Materac Hermiony zaskrzypiał złowrogo, ale dziewczyna nie wyjrzała na zewnątrz. Reszta Gryfonek zdawała się być zadowolona z opowieści Klary.

- Zmusił cię? – Zapytałam, nie uważając tego wszystkiego za jakiś wyczyn. Lucjan wykorzystał po prostu jej naiwność, ale nie miałam zamiaru mu tego wytykać, a tym bardziej komentować. W tym momencie zależało mi tylko na tej jednej odpowiedzi.

- Sama chciałam – odparła, spuszczając głowę. – Nie jesteś na mnie zła?

- Nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Aczkolwiek powinnaś starannie dobierać sobie partnerów. – Pokiwałam jej palcem przed nosem, jakbym była jej matką.

- Przepraszam.

- Nie musisz! – Zdenerwowałam się. – Nie przepraszaj mnie. Jeżeli sprawiło ci to radość, to super.

Klara zamyśliła się na moment. Ja już dobrze wiedziałam, co chodziło jej po głowie. Ona nie uważała tego za jakiś intymny epizod w swoim życiu, a raczej jak doświadczenie. Żeby tylko nie próbowała innych doświadczeń, bo to mogłoby się źle dla niej skończyć.



***



Obudziłam się wczesnym rankiem, wpatrując się ze skupieniem w sufit. Wyznanie Klary lekko zniszczyło mi humor, ale nie chciałam ingerować za bardzo w jej życie. Była na tyle dorosła, aby odpowiedzialnie podejmować decyzje sama za siebie.

Moje myśli jednak nie umiały dłużej skupiać się na dziewczynie, a pognały w zupełnie innym kierunku. Poprzedni wieczór był magiczny. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego, co do tej pory wypełniało mnie, unosiło ponad wszystkich i sprawiało, że miałam ochotę wykrzyczeć całemu światu, jak bardzo jestem szczęśliwa.

Zakochałam się. Bez pamięci. Od dawna wiedziałam, że to co do niego czuję, to miłość, ale po wczorajszym jej akcie, to uczucie umocniło się. Pragnęłam być z nim w tej chwili. Obudzić się koło niego albo zbudzić go swoimi delikatnymi pocałunkami. Każda sekunda bez niego była udręką. To było gorsze niż narkotyk. Nie umiałam nad tym zapanować. Musiałam go zobaczyć, dotknąć.

Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Dochodziła szósta. Świąteczne śniadanie zaczynało się o ósmej. Zerknęłam na współlokatorki. Wszystkie spały w najlepsze. Niektóre nawet się nie przebrały w piżamki, tylko padły na łóżka w sukienkach i pełnych makijażach. Wstałam po cichu i weszłam do łazienki. Na jednej z półek leżała moja różdżką, którą dzień wcześniej suszyłam włosy. Wyciszyłam więc pomieszczenie i pozwoliłam sobie na krótki prysznic, a po wszystkim chwyciłam prezent dla mężczyzny i wyszłam z dormitorium. Przeszłam na palcach do drugiej części dormitorium, przeznaczonej dla chłopców i uchyliłam drzwi do pokoju przyjaciół. Właściwie, trochę się obawiałam, bo nie wiedziałam, co mogłabym zastać po balu w ich sypialni, ale musiałam pożyczyć pelerynę niewidkę. Nie mogłam przecież spacerować sobie nad ranem po szkole, a tym bardziej chodzić na szlabany do lochów.

Gdy tylko przekroczyłam próg ich sypialni, poczułam nieprzyjemny odór niewietrzonego pokoju, pomieszanego ze smrodem papierosów, alkoholu i potu. Skrzywiłam się mocno, zatykając nos palcem i po cichutku otworzyłam kufer, który stał przy łóżku Harry’ego. Chłopak spał jak zabity, zakryty pod nos kołdrą, a obok chrapał jego przyjaciel Ron, leżący na wznak w samych gaciach.

Peleryna leżała zwinięta na wierzchu, więc nie było problemu z jej odnalezieniem. Zanim jeszcze od nich wyszłam, nakryłam się płaszczem i dopiero wtedy mogłam odetchnąć z ulgą.

Drogę do lochów pokonałam bardzo szybko. Przechodząc koło wielkiej Sali zauważyłam, jak Filch z profesorem Flitwickiem próbowali okiełznąć cały rozgardiasz po wczorajszym balu. Mieli na to niecałe dwie godziny, więc robili to ze spokojem. Woźny zamiatał pod stołami, a profesor przy użyciu czarów próbował ustawić jeden duży stół na podium. Oprócz tej dwójki w pomieszczeniu znajdowały się również skrzaty domowe, które przynosiły zastawę świąteczną i ozdoby bożonarodzeniowe, którymi miały udekorować stół.

Zeszłam w końcu do lochów i stanęłam pod gabinetem swojego mężczyzny. Serce waliło mi jak oszalałe, w podbrzuszu czułam przyjemne ciepło, a w dłoni ściskałam mocno prezent dla Snape’a. Zapukałam kilka razy, przestępując z nogi na nogę i czekając aż Severus w końcu mi otworzy. Przez chwilę panowała cisza, ale zaraz potem usłyszałam poruszenie po drugiej stronie. Drzwi otworzyły się i stanął w nich Severus Snape w czarnych dresowych spodniach i koszulą zarzuconą na ramiona. Uśmiechnęłam się do niego promiennie, zdając sobie po chwili sprawę, że zakryta jestem peleryną. Nie czekając więc na zaproszenie czmychnęłam pod jego ramieniem do gabinetu i zsunęłam z siebie niewidkę. Snape musiał zorientować się, że to ja do niego zapukałam, ponieważ powoli zamknął drzwi, odwracając się do nich tyłem.

- Zdajesz sobie sprawę, która jest teraz godzina?! – Syknął niebezpiecznie, wskazując głową na zegar ścienny.

Już chciałam mu odpowiedzieć, ale mój wzrok zatrzymał się na jego odkrytej klatce piersiowej. Snape sięgnął szybko po poły koszuli, zapinając ją prawie pod samą szyję. Tym samym wyrwał mnie z letargu. Otrząsnęłam się szybko, wystawiając przed siebie średniej wielkości zawiniątko zapakowane w ozdobny papier.

- Wesołych Świąt, Severusie – powiedziałam, uśmiechając się na nowo do mężczyzny. Byłam w nim tak zakochana, że zachowywałam się irracjonalnie. Szczerzyłam zęby w pokaźnym uśmiechu, nie spuszczając oczu z jego surowego oblicza, które przybrało jeszcze poważniejszy wyraz, kiedy tylko zobaczyło prezent.

- Nie obchodzę świąt – odparł beznamiętnie, sięgając ponownie po klamkę od drzwi.

- Czekaj! – Pisnęłam spanikowana, widząc jak mężczyzna chce wyrzucić mnie ze swojego gabinetu. – Po prostu to weź. Jestem pewna, że ci się spodoba. Długo tego szukałam, ale w końcu się udało. Weź to.

Jeszcze bardziej wyciągnęłam przed siebie ręce i siłą wepchnęłam pakunek wprost do jego rąk. Severus spojrzał beznamiętnie na paczuszkę, odkładając ją na biurko. Zrobiło mi się przykro. Oczywiście, nie wyobrażałam sobie, że Snape będzie skakał z radości albo chociaż wyrazi zachwyt prezentem, ale byłam przekonana, że chociaż go otworzy, a ten po prostu odłożył go na bok. Spuściłam więc głowę, kierując się w stronę wyjścia, ale nauczyciel w ostatniej chwili chwycił mnie mocno za nadgarstek, zaciskając na nim swoje długie palce i szarpnął mną w swoją stronę.

Wylądowałam na blacie jego biurka, tyłem do niego. Chciałam podnieść głowę, ale Severus przytrzymał mi ją w jednej pozycji, po czym podwinął moją spódniczkę od mundurku i zsunął majtki. Nie minęła chwila, a poczułam go w sobie. Jęknęłam głośno, odczuwając tylko przyjemność. Severus wypychał mocno biodra, nie starając się już na delikatność. Bez słowa brał mnie w sposób, jaki mu odpowiadał, a ja nie narzekałam. Byłam szczęśliwa. Tylko tego mi brakowało. Jęczałam cicho, kiedy dociskał mnie do blatu rżnąc ostro i zdecydowanie. Słyszałam jego posapywania, co jeszcze bardziej mnie podniecało, doprowadzając na skraj obłędu. Po wszystkim zostałam wygoniona z jego gabinetu, ponieważ niedługo miało odbyć się śniadanie, a Severus musiał się na nim pojawić, inaczej Dumbledore nie dałby mu spokoju.

Trzymając pelerynę pod pachą, ruszyłam w stronę wielkiej Sali, znowu czując się jak w niebie. Nie wiedziałam, w jaki sposób miałam opanowywać swoje emocje, kiedy były one tak wielkie i naprawdę ciężko było nad nimi panować. Byłam tak bardzo szczęśliwa! Najchętniej wykrzyczałabym całemu światu jak bardzo Go kocham!

- O! Alex! – Krzyknęła nagle za mną Klara i podbiegła, dorównując kroku. – Czemu tak wcześnie wstałaś? – zdziwiła się, patrząc prosto na Niewidkę, którą ściskałam pod pachą.

- Znalazłam ją przy lochach – skłamałam szybko. – Ja nie wiem, co oni wczoraj robili, ale peleryna leżała przy schodach.

- Musimy sobie obiecać, że nigdy nie pozwolimy im zażyć nieznanych substancji, dobrze?

- Niech będzie – pokiwałam głową. Mnie również zależało na tym, aby nasi przyjaciele nie wpadali w większe kłopoty niż dotychczas. Poza tym Harry musiał skupić się na turnieju. – Chociaż może chcieli ukryć się przed wszystkimi, co ich potem do gejów wyzywali, co?

- To było okropne! Biedni. A przy okazji, Parvati i Lavender właśnie pojechały na święta do swoich domów – zmieniła temat. – Hermiona jest w trakcie pakowania.

- Czyli nie będzie ich na śniadaniu?

- Nie. Harry i Ron też się pakują, tak samo jak Geogre i Fred. Chyba rzeczywiście zostaniemy same w Gryffindorze – zaśmiała się dziewczyna, po czym zmarkotniała. – Słuchaj, Alex. Nie gniewasz się za wczoraj? To w końcu ty z nim poszłaś na ten bal.

- To twoja sprawa – odpowiedziałam i westchnęłam. Objęłam przyjaciółkę wolną ręką, gdy nagle zostałyśmy brutalnie oderwane od siebie. Klara krzyknęła wystraszona, ale ktoś założył jej worek na głowę i zaczął ciągnąć za sobą. Ja upuściłam pelerynę. Chciałam sięgnąć po różdżkę, ale ktoś wykręcił mi ręce i również założył czarny worek.

- Co jest, kurwa?! – Wrzasnęłam, ale dostałam w brzuch, więc zgięłam się w pół, próbując złapać oddech. Przez chwilę pomyślałam głupio o Niewidce. Jeżeli znajdzie ją ktoś niepowołany, to zarówno ja, jak i Harry będziemy mieć przejebane. Ja bardziej, ponieważ „pożyczyłam” ją bez pytania.

Ktoś zaczął nas prowadzić przed siebie, wbijając boleśnie różdżkę w moje plecy. Dopiero, gdy wepchnięto nas do jakiegoś pomieszczenia, ściągnięto nam worki z głów. Przez chwilę próbowałam przyzwyczaić oczy do jasnego światła, a potem zdałam sobie sprawę, że jesteśmy w dziewczęcej łazience na drugim piętrze, która była nieużywana od lat ze względu na Jęczącą Martę – ducha byłej uczennicy Hogwartu, która zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach.

Spojrzałam przed siebie, stając twarzą w twarz z najstarszymi dziewczynami z Gryffindoru, a także Angeliną oraz jej koleżanką, która była na balu z George’em. Wszystkie Gryfonki stały blisko siebie, krzyżując ręce na piersiach. Klara przysunęła się bliżej mnie, chwytając za ramię. Czułam jak trzęsie się ze strachu.

- Pojebało cię?! – Wrzasnęłam w stronę Angeliny. – Co ty odpierdalasz? W jakieś nędzne porwania się bawisz? O co ci chodzi?!

Dziewczyna bez słowa kiwnęła głową na swoje starsze koleżanki, które ponownie oderwały ode mnie piszczącą Klarę, którą pochwyciła dziewczyna George’a, trzymając mocno. Blondynka próbowała jej się wyrwać, szarpała się, ale nie miała wystarczająco dużo siły. Ze mną sprawa miała się nieco inaczej. Bez walki nie mogłam się poddać. Zaczęłam kopać na oślep Gryfonki, próbując ugryźć, ale gdy dopadły mnie we trzy, unieruchamiając, nie miałam już jak się bronić.

Zostałam pociągnięta w stronę jednej z toalet. Dziewczyna George’a zrobiła to samo z Klarą, ale o wiele sprawniej jej to szło. Angela podeszła do kibla i otworzyła klapę. W środku znajdowała się stojąca, brudna woda. Na sam widok zrobiło mi się niedobrze. Usłyszałam krzyk Klary z kabiny obok, a potem odgłos podtapiania i na nowo krzyki.

- Przestańcie! – Wrzasnęłam na śmiejące się do rozpuku dziewczyny. – Co wy wyprawiacie?!

- Mała kąpiel, Lamberd – odezwała się nagle Angelina, a pozostałe dziewczyny zmusiły mnie do klęknięcia. Dziewczyna Freda chwyciła mnie za pukiel włosów i siłą wepchnęła mi głowę do muszli klozetowej. Zacisnęłam mocno powieki i usta, czując jak moja głowa zatapia się w tej śmierdzącej brei. Gdy ponownie poczułam szarpnięcie, znowu byłam nad powierzchnią. Starałam się nie otwierać ust, aby nie dostała się do nich woda, ale po kolejnym uderzeniu w brzuch syknęłam z bólu. Zaczęłam się krztusić i łapać powietrze jak woda.

- Nie, proszę nie! – Krzyczała Klara, a następnie jej głos umilkł wewnątrz kibla.

- Kurwa! – Ryknęłam i na nowo się szarpnęłam, ale koleżanki Angeliny były dość silne. Szczególnie jedna siedemnastolatka, która wyglądała niczym zawodnik sumo. Ta dopiero miała siłę. Zaciskała swoje grube palce na moim ramieniu z taką mocą, że ledwo czułam swoją rękę. – Powiedz chociaż za co to wszystko, ty pojebana suko!

Angelina stanęła nade mną niczym kat, uśmiechając się szyderczo pod nosem. Raz jeszcze zostałam podtopiona, ale tym razem nie udało mi się w porę zamknąć ust i cała śmierdząca szambem woda wlała mi się do płuc. Po ponownym wyłowieniu mojej głowy miałam odruch wymiotny. Do oczu napłynęły mi łzy. Oprawczyni Klary przyciągnęła ją na naszą stronę i stanęła z dziewczyną w drzwiach. Młodsza Gryfonka wyglądała okropnie. Jej blond włosy miały teraz kolos brunatny i poprzyklejane były do całej twarzy, a sine usta drżały niesamowicie.

- My nic nie zrobiłyśmy! – Wyjęczała, krztusząc się wodą. – Puśćcie nas, proszę!

- Naprawdę uważacie, że nic nie zrobiłyście? – Zapytała zdziwiona Angelina, podchodząc do Klary. Dziewczyna próbowała się wyrwać, ale starsza Gryfonka trzymała ją mocno za koszulę. – Uważacie się za lepsze od starszych dziewczyn, co?

- Co ty gadasz? – Wychrypiałam, plując na podłogę. Chciałam za wszelką cenę pozbyć się tego ohydnego odoru z ust.

- Kręcisz się wokół Freda, co? – Angelina zignorowała mnie, podchodząc coraz bliżej do Klary.

- Ja?! Ja nigdy… nie!

- Widziałam was wczoraj! – Syknęła niebezpiecznie, podnosząc jej drżący podbródek. – Masz mnie za głupią, co?!

- Tylko rozmawialiśmy! – Pisnęła przerażona Klara. Zmarszczyłam brwi. O tym też mi nie powiedziała. Czyżby moja własna przyjaciółka miała coraz więcej tajemnic przede mną?

- Przytulał cię! – Krzyknęła szaleńczo. – Myślisz, że ja nie widzę, co się dzieje?! Dam ci dobrą radę, głupiutka zdziro. Nie tykaj tego, co nie twoje! Wiem, że on by nie poleciał na takie coś, jak ty… - Klara została zmierzona srogim spojrzeniem od dołu do góry – ale i tak sobie uważaj!

Angela spojrzała na swoją koleżankę i kiwnęła głową, dając jej jakiś znak. Ta druga również odpowiedziała kiwnięciem, po czym ponownie wepchnęła ją do kabiny, gdzie wcześniej się znajdowały i na nowo zaczęła podtapiać dziewczynę. Gdy Klara krzyczała, krztusiła się i tak w kółko, Angelina podeszła do mnie i raz jeszcze uderzyła mnie w brzuch.

- A ty się odpierdol od George’a – szepnęła mi do ucha jego nowa dziewczyna i uderzyła moją głową o kant muszli. Poczułam tylko trzask łamanych kości, a następnie moją twarz zalała ciepła, czerwona posoka. Jęknęłam głośno, czując zawroty głowy. Gryfonki puściły mnie w końcu, ponieważ przestałam napinać mięśnie i osunęłam się po ścianie kabiny na brudną podłogę.

- Do zobaczenia po świętach – powiedziała dumnie Angelina, wychodząc z pomieszczenia, a następnie z łazienki. Jej towarzyski ruszyły za nim, niczym wierne psy.

- Alex! – Krzyknęła nagle Klara, wbiegając do mojej kabiny. – Jezu, Alex! Twój nos! O boże, ile krwi! Alex! Słyszysz mnie?!

- Zabiję je wszystkie – mruknęłam ledwo słyszalnie i otworzyłam oczy, patrząc na przerażoną przyjaciółkę. Poza mokrą i brudną twarzą, wyglądała normalnie. – Pomóż mi, kurwa, wstać! Musimy je złapać!

- Alex, uspokój się! – Poprosiła błagalnie Klara, nie podając mi ręki. Kucnęła tylko przy mnie i sięgnęła dłonią po rolkę papieru toaletowego. Oderwała kilka listków, przykładając mi je do nosa. – Odchyl głowę.

- Kurwa! – Odgoniłam ją od siebie, próbując podnieść się o własnych siłach. Krew kapała mi po brodzie wprost na śnieżnobiałą koszulę. – Kurwy nie żyją. Gwarantuje im to!

- Alex, nie! – Warknęła Klara, próbując mnie zatrzymać. – Zaraz będzie śniadanie, a my nie możemy się tak pokazać!

- Wszystko mi zniszczyły! – Zezłościłam się ponownie.

- Alex, nie dość że mamy wrogów w Slytherinie, to teraz jeszcze w Gryffindorze. Daj spokój! One odpuszczą!

Spojrzałam na nią jak na wariatkę i na moment odchyliłam do tyłu głowę.

- Chcesz ponownie wylądować głową w gównie?! Ja im tego nie daruję!







2 komentarze:

  1. Oh, shit i to dosłownie 😮 a to szmaty, ja się rozpływałam nad szybkim numerkiem z Sevem, a tu takie coś😠

    OdpowiedzUsuń