środa, 3 czerwca 2020

93. Wiadomość

Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, Alex poluźniła swój krawat i nie przejmując się tym, że nie byłyśmy tutaj same, zaczęła rozpinać koszulę.

- To rozumiem! – Lucjan uśmiechnął się szeroko i pozwalając jej się samej rozebrać, odsunął się nieco na bok.

Na ziemi wylądowały kolejno wszystkie wierzchnie ciuchy mojej przyjaciółki, a ona została w samej bieliźnie. Niewiele myśląc, weszła do wody i zanurzyła się po samą szyję. Bole pożerał ją wzrokiem do samego końca. Nawet Draco zerkał w jej stronę, co wyraźnie nie podobało się Pansy. Parkinson złapała Malfoya za podbródek i odwróciła jego głowę, całując go namiętnie w usta. Puchonka też zrobiła naburmuszoną minę. Podpłynęła do brzegu basenu, oparła się biustem o krawędź i puściła zalotne spojrzenie w stronę starszego ze ślizgonów.

- Lucjan skarbie, wracaj do wody! – powiedziała przesadnie słodkim głosikiem.

- Zaraz – chłopak machnął do niej ręką i obrócił się przodem do mnie. Uśmiechnął się szeroko i skrzyżował przed sobą ręce. – Klara, Twoja kolej. Bierz przykład z Alex i wskakuj – ruchem głowy wskazał na basen.

- Co? – pisnęłam i zaczerwieniłam się. – Ja… Nie mam ze sobą kostiumu kąpielowego.

- Nikt nie ma stroju – puchonka ostentacyjnie przewróciła oczami.

- Nie ma mowy, że wejdę bez stroju! – szybko pokręciłam głową.

- Wchodzisz, tylko jeszcze o tym nie wiesz – zaśmiał się Lucjan. – Pomóc Ci?

Lucjan błysnął białymi zębami i złapał za guziki mojej koszuli. Szybko odepchnęłam jego ręce. Zasłoniłam się rękoma i odwróciłam bokiem do reszty, zapinając to co zdążył rozpiąć.

- Klara, przestań grać taką cnotkę – mruknęła Alex. Dziewczyna oparła się plecami o brzeg basenu i przymknęła powieki. – Woda jest naprawdę przyjemna.

- Tracicie tylko czas. Jak coś jej nie pasuje, to niech stąd wyjdzie – mruknęła Pansy, oglądając swoje paznokcie.

Popatrzyłam kolejno na wszystkich w łazience. Puchonka chciała mnie zabić wzrokiem, Alex miała na mnie wywalone, po prostu się odprężała, Draco był obojętny jak zwykle, Pansy uśmiechała się pod nosem, a Lucjan wystawiał do mnie ręce, całym sobą zapraszając mnie do wspólnej zabawy. Niestety wizja paradowania prawie nago w takim gronie jakoś do mnie nie przemawiała. Nie chciałam też ryzykować, że mnie wrzucą do niej siłą. Zacisnęłam usta w wąską linię i potrząsnęłam głową.

- Ja wracam do dormitorium. Bawcie się dobrze – wydusiłam z siebie.

Alex potrząsnęła głową, zatkała sobie nos i zanurkowała w ciepłej wodzie, znikając pod warstwą piany. Miałam pewne obawy przed zostawianiem jej tutaj, ale przynajmniej była trzeźwa, więc wiedziała co robi. Szybko zawróciłam na pięcie i ruszyłam do drzwi. Słyszałam za sobą śmiech dziewczyn, a później kroki, ale nie przejęłam się tym zupełnie. Gdy tylko wyszłam na korytarz, dogonił mnie Lucjan. Chłopak położył mi dłoń na ramieniu, zatrzymując mnie. Zerknęłam na niego i szybko opuściłam wzrok. Samo patrzenie Lucjanowi prosto w oczy było dla mnie trudne. Pamiętałam co robiliśmy dnia poprzedniego i wiedziałam, że gdyby nie alkohol, sprawy nie zaszłyby wcale tak daleko. Trochę było mi wstyd, że pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia i przyjemności. Jasne, Lucjan był przystojny, tego nie można było mu odmówić… bywał też przekonujący. Nie dawał szybko za wygraną, co w moim przypadku było jak strzał w dziesiątkę. Byłam pewna, że gdybym teraz pozwoliła mu pomęczyć mnie wystarczająco długo, przekonałby mnie do niemal wszystkiego. Musiałam mu się wymknąć. Przecież i tak miał tam już jakąś koleżankę… A może właśnie dlatego chciałam uciec? Czy to możliwe, że zżerała mnie pewnego rodzaju zazdrość? Owładnięta natłokiem różnych, sprzecznych myśli, nie usłyszałam nawet, że chłopak cały czas mówił jakiś monolog o tym, dlaczego powinnam zostać. Zareagowałam dopiero, gdy złapał mnie za dłoń i próbował z powrotem wciągnąć do łazienki.

- Lucjan, puść mnie – jęknęłam, zapierając się nogami. - Nie chcę, żeby ktokolwiek widział mnie bez ubrania.

- Przecież nie masz czego się wstydzić. Trochę już widziałem, a reszta na pewno jest jeszcze lepsza – ślizgon mrugnął i dla jaj udał, że podciąga mi spódniczkę. Zawstydzona uderzyłam go po łapach. - Poza tym to tylko bielizna. Na plaży też się boisz rozebrać? – zapytał z przebiegłym uśmieszkiem.

- No… no nie… ale bielizna po zmoczeniu prześwituje!

- To tym bardziej wracasz do łazienki!

Lucjan dostał nagle kopa do motywacji. Szybkim ruchem wziął mnie na ręce, a ja pisnęłam. Gdy próbował mnie wnieść z powrotem do łazienki, wierzgałam jak opętana, chcąc mu się wyrwać. Ratunek pojawił się niespodziewanie. Usłyszeliśmy znany wszystkim odgłos laski profesora Moody’ego. Ja i Bole momentalnie znieruchomieliśmy i spojrzeliśmy na siebie. Musiały go zwabić moje wrzaski. Chłopak przekalkulował sobie wszystko w głowie i szybko odstawił mnie na podłogę. Jakoś nie chciałam być przyłapana z prawie nagim chłopakiem tuż przed drzwiami łazienki i to tuż po tym, kiedy obiecałam profesorowi, że po prostu wrócę grzecznie do sypialni. Wiedziałam, że nie dam rady się ukryć, więc zareagowałam odruchowo – wepchnęłam Lucjana za drzwi, a potem odsunęłam się od nich, pozwalając przejściu się zamknąć. Odgłos kroków był coraz głośniejszy. Złapałam za moją różdżkę i celując nią w podłogę, trzymałam ją w gotowości, wyczekując tego, co ma nadejść. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, wyszukując dla mnie dogodnej wymówki.

- Klaro, to Ty?... – usłyszałam głos profesora Moody’ego. – Co to za krzyki? Nic Ci nie jest?...

W miarę, gdy profesor się zbliżał, jego mechaniczne oko rozglądało się nerwowo, jakby wyszukując zasadzki. Uważnie zlustrowało też drzwi łazienki, ale widocznie nic nie dostrzegło za nimi. Mężczyzna był w pełnej gotowości bojowej. Podszedł bliżej, oświetlając mnie swoją różdżką i chowając do kieszeni coś, co wyglądało podobnie do mapy Huncwotów. Moje źrenice zmniejszyły się boleśnie. Odwróciłam głowę i przysłoniłam oczy ręką. Machnęłam różdżką na różne strony, jakbym próbowała w coś wycelować.

- Przepraszam profesorze… - powiedziałam cicho. - Nie chciałam Pana wystraszyć. Te krzyki, to byłam ja, ale nic mi nie jest. Wszystko w porządku…

- Mam nadzieję, że nie takie „w porządku” jak dzisiaj rano, co? – zapytał z przekąsem Moody, jednocześnie odsuwając nieco światło od mojej twarzy. Jego oko wciąż obserwowało korytarz.

- Nie. Tym razem to takie całkiem prawdziwe „w porządku” – przyznałam i zaraz potem skruszona opuściłam wzrok. – Ja.. Przepraszam, że na śniadaniu nic nie powiedziałam, ale dziewczyny zabroniły…

- Spokojnie, wiem jakie układy miewa młodzież – Moody oblizał się i dodał po chwili. - Szczerze mówiąc, nie dziwię się, że dzisiaj Alex była na Ciebie zła. Konfidenci nigdy nie mają łatwego życia –przyznał i z jakiegoś powodu głęboko się zamyślił.

- Kon… co? - przełknęłam głośno ślinę. Nie spodziewałam się takich słów z ust profesora. Spojrzałam na niego z lekkim wyrzutem. - Ja… ja nie jestem konfidentem… Po prostu nie chce profesora okłamywać. Czy to źle?

- Wręcz przeciwnie – odpowiedział od razu. - Cieszę się, kiedy mówisz mi prawdę, ale w oczach innych nie wygląda to najlepiej. Po prostu rozumiem punkt widzenia Alex. Pod pewnymi względami… - Profesor rozluźnił się. – Wszystko zależy od sytuacji. Następnym razem jeśli myślisz, że coś ją zezłości, to może powiedz mi wszystko, gdy będziemy sam na sam, hm?

Potrząsnęłam głową, nic z tego nie rozumiejąc. Nie wiedziałam jak miałam ocenić, co mogę mu powiedzieć od razu, a co dopiero w sekrecie. Przecież wyjawienie tajemnicy tak czy owak zrobiłoby ze mnie konfidenta. Z resztą sytuacja w dziale ksiąg zakazanych wydawała mi się na tyle poważna, że musiałam wtedy powiedzieć, co tam robimy. Za tę książkę naprawdę można było trafić do Azkabanu. To już nie były młodzieńcze zabawy. Profesor może i traktował nas ulgowo, ale na jego miejscu poważnie zastanowiłabym się nad tym, czy osoby sięgające po czarną magię pod wpływem emocji nie skończą prędzej czy później jako poplecznicy Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Od samej tej myśli przeszedł mnie dreszcz. Stałam tak milcząc i przerabiając w głowie czarne scenariusze. Moody przyjrzał mi się uważniej. Językiem zwilżył wargi.

– Czemu właściwie jeszcze nie jesteś w sypialni? I gdzie jest Alex? – zapytał nagle.

- Alex…

Zacisnęłam mocniej dłoń na różdżce i całą sobą zmusiłam się do tego, żeby odruchowo nie zerknąć na drzwi od łazienki. Mogłam wydać ją w sekundę i zniszczyć całej piątce świetną zabawę w basenie, a pewnie i połowę przerwy świątecznej. Mogłam to zrobić, ale nie zrobiłam. W końcu konfidenci nie mają łatwego życia, prawda? Nie rozumiałam tego, ale postanowiłam grać według nowych reguł.

- Alex wróciła do dormitorium – powiedziałam bez zająknięcia. – A ja… ja chciałam się upewnić, że gdy zasnę, ona nie wróci do tego działu ksiąg zakazanych. Chciałam sprawdzić, czy profesor naprawdę zamknął te drzwi na dobre…

Moody zmrużył zdrowe oko, przyglądając mi się z coraz większym sceptycyzmem. Nic jednak nie mówił.

- … ale po drodze usłyszałam czyjeś głosy – kontynuowałam. – Nie chciałam na nikogo trafić. Schowałam się w tym korytarzu i wtedy się okazało, że czaił się tutaj Irytek. Dlatego tak krzyknęłam.

- Irytek? – zdziwił się profesor. - Jak na ofiarę Irytka, jesteś zaskakująco czysta.

- Chyba nie planował pułapki – wzruszyłam ramionami, odruchowo uciekając wzrokiem na posadzkę. Kłamstwo to było szyte grubymi nićmi. Bałam się, że profesor szybko je wyłapie po samym moim spojrzeniu. – Po prostu znalazłam się w złym miejscu o złym czasie. Wyskoczył tak nagle… Jeszcze raz przepraszam.

- No tak… - Moody potarł podbródek i mruknął jakby do siebie. – Ten sukinkot potrafi być naprawdę irytujący. Pojawia się tam gdzie nie trzeba… Wściubia nos w… Zaraz, zaraz – spojrzał na mnie poważnie. - Co z tym działem ksiąg zakazanych? Czemu drzwi miałyby nie być zamknięte „na dobre”? – zdziwił się profesor.

- No bo… no bo gdy tam dzisiaj poszłyśmy, były otwarte. Przecież nie złamałybyśmy same zamka.

Moody zrobił minę, jakby usłyszał właśnie coś nowego. W głowie pewnie miał już swoich podejrzanych.

- Dziwne. Pince nie powinna zapomnieć o tak podstawowej rzeczy, jak zamknięcie tego działu. Zapytam ją później, kto ostatni pożyczał klucz. W każdym razie, teraz jest na pewno zamknięty, a więc nic tym książkom nie będzie.

- Mam taką nadzieję… - kiwnęłam głową.

- Skoro Twój problem jest rozwiązany, możesz chyba iść spać, prawda?

Profesor pospieszył mnie gestem ręki, sugerując, że powinnam już iść. Pożegnałam go i ruszyłam w stronę schodów. Obejrzałam się jeszcze przez ramię i zauważyłam, że Moody wcale nie ruszył za mną, a obrócił się przodem do drzwi od łazienki prefektów i wypowiedział hasło. Otworzyłam szeroko oczy. Czyżby Szalonooki nie uwierzył w moją historię o Irytku? Mogłam się tego domyślić, była tak głupia! Skarciłam się w myślach za to, że w ogóle próbowałam coś zmyślić. A może jednak to nie moja wina, tylko profesor zobaczył Lucjana przez drzwi? Nikt z nas nie był pewien ile dokładnie widziało jego mechaniczne oko. Jeśli wiedział że kłamałam, jeśli przyłapał mnie na kłamstwie… Bałam się tego, co będzie mnie czekało jutro. Nagle poczułam się tak słabo, jakbym miała zaraz zemdleć. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zatoczyłam się, obróciłam w stronę korytarza i szybko, acz niezgrabnie ruszyłam w stronę Moody’ego.

- Profesorze! Profesorze, jeszcze jedna sprawa! – pisnęłam.

Wystawiłam dłoń w jego stronę, chcąc go zatrzymać. Szalonooki widział, że biegnę. Poczekał, aż się zbliżę, a później bez słowa pochwycił mnie za nadgarstek i wciągnął ze sobą do łazienki z taką miną, jakby zamierzał mi właśnie coś pokazać. Przez to jak mocno mną szarpnął, omal nie wywróciłam się o własne nogi. Szedł strasznie szybko. Próbując za nim nadążyć, stawiałam małe kroczki. Wkrótce gorąca para buchnęła mi prosto w twarz. Byliśmy w łazience. Przerażona bałam się spojrzeć na to, co dzieje się w basenie… ale gdy profesor się zatrzymał, zapadła cisza, przerywana jedynie odgłosem leniwie kapiącej wody. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Sceneria nie bardzo się zmieniła. W basenie nadal była woda i kłęby białej, pachnącej piany, na ziemi zaś było trochę mokrych śladów stóp urywających się w połowie drogi do drzwi oraz skłębione, zużyte ręczniki. Nigdzie jednak nie było widać ani Alex, ani ślizgonów, ani puchonki. Zamrugałam zdezorientowana. Jakim cudem udało im się stąd wymknąć? Czyżby z łazienki było jeszcze jedno wyjście, a ja przypadkiem kupiłam im wystarczająco dużo czasu, by z niego skorzystali?... Profesor był chyba równie zaskoczony, co ja. Mężczyzna wydał z siebie niezadowolony pomruk. Gdy cisza się przedłużała, zadałam pytanie.

- Profesorze, coś nie tak? Dlaczego mnie Pan tutaj wciągnął?

- A jak myślisz, Klaro? – mężczyzna obrócił się do mnie przodem i popatrzył na mnie z góry. Było w nim coś dziwnego. Obcego. Ogólnie ostatnimi czasy profesor zachowywał się inaczej.

- Nie wiem. Szuka profesor Irytka? – zapytałam niepewnie, udając głupią.

Mężczyzna zerknął na basen, na mnie, a później sięgnął za pazuchę płaszcza. Klepnął mnie w ramię, dając znak, że wychodzimy.

- Dokładnie. Wydawało mi się, że coś tutaj słyszałem, ale nie ważne. Musiał odlecieć gnębić kogoś innego.

Moody napił się z buteleczki i wyprowadził mnie na zewnątrz. Na korytarzu odetchnęłam z ulgą. Nie wiem, gdzie podziała się Alex, ale chyba wszystko było lepsze, niż przyłapanie jej tutaj z chłopakami.

- A co to za sprawa? – zapytał jeszcze profesor, tym razem podążając ze mną w stronę schodów.

- A tak… Chciałam zapytać, czy naprawdę musimy przychodzić na ten szlaban?

- Klaro, mówiłem o nim śmiertelnie poważnie. Zjawicie się obie.

- A co z naszymi zajęciami? Mieliśmy do nich wrócić po balu.

- Jeśli nie będziesz mieć dość, zrobimy je po szlabanie – profesor zatrzymał się przy schodach i schował buteleczkę. - Dobranoc Klaro – mrugnął do mnie i pospiesznie udał się na dół.

- Dobranoc profesorze.

Złapałam za poręcz i pobiegłam po schodach prosto do wieży. Miałam nadzieję, że Alex wróciła po prostu do sypialni. Gdy jej tam nie zastałam, usiadłam na łóżku zrezygnowana. Nie miałam pojęcia, gdzie w ogóle miałabym jej szukać. W sumie nie zdziwiła mnie jej nieobecność. Była wkurwiona na Angelinę i na pewno chciała odreagować. Skoro łazienka odpadała, może Lucjan zaproponował wspólne picie? O ile tamta puchonka nie zrobiła mu sceny zazdrości. W mojej głowie pojawiła się myśl, że może poszli do pokoju życzeń. Odczekałam dwadzieścia minut i gdy wciąż Alex nie było, wyszłam po cichu z sypialni z zamiarem ponownego wyjścia z wieży. Pusty, pogrążony w półmroku pokój wspólny wyglądał tak nienaturalne, że aż poczułam się nieswojo. Gdy przechodziłąm obok tlącego się kominka, ogień na moment się powiększył, nabierając nietypowego kształtu.

- Psst… - usłyszałam od strony kominka.

W pierwszej chwili pomyślałam, że to tylko syk drewna kurczącego się pod wpływem temperatury.

- Hej… psst… - głos teraz bardziej przypominał ludzki.

- Kto tu jest?... – zapytałam, rozglądając się.

- Kominek – szepnął głos.

Zbliżyłam się do ognia i zauważyłam, że ten układał się w dziwnie znajomą twarz. Czyżby był to Syriusz? Wujek Harrego?

- Ty jesteś koleżanką Harrego, prawda? Jak Ci na imię? Lara? Laura?

- Klara, proszę Pana – powiedziałam, klękając przed kominkiem i siadając na piętach.

- Klara, wybacz – zaśmiał się mężczyzna. – Błagam, nie Panuj mi, bo czuję się staro.

- Przepraszam – kiwnęłam głową. - Szuka Pan… znaczy… szukasz Harrego? Pojechał z Ronem na święta.

- Tak jak mówił… - mruknął Syriusz. – Cóż, umówiliśmy się na wczorajszą noc, ale Harry się nie zjawił. Wszystko z nim było w porządku?

Zrobiłam dziwną minę, myśląc o tym, jak Harry najpierw się zjarał, później upił i jeszcze znarkotyzował. Z jednej strony Harry i Syriusz byli blisko, więc pewnie mężczyzna chciałby wiedzieć o nim takie szczegóły. Z drugiej strony wciąż miałam w głowie gadkę o wyjawianiu tajemnic. To ich sprawy, niech załatwią je sami. Szybko potrząsnęłam głową.

- Wszystko było z nim dobrze. Przynajmniej gdy widziałam go ostatni raz. A stało się coś?

- I tak i nie… - Syriusz westchnął. – Widziałem wczoraj coś niepokojącego. Chciałem powiedzieć Harremu przed odjazdem, bo to się nie nadaje na sowę. Z resztą nie chce ryzykować…

Usłyszałam za plecami skrzypnięcie schodów. Obejrzałam się przez ramię, ale nie dostrzegłam nikogo.

- Ja muszę kończyć – powiedziałam półszeptem. – Chyba ktoś idzie.

- Lara… znaczy, Klara, dobra. Ale słuchaj, może powiesz Alex, żeby przyszła do mnie w wolnej chwili? Albo wpadnijcie obie. Przekażecie mu informacje.

Nim zdążyłam się zgodzić, płomień przygasł i stracił swoją nienaturalną formę. Uderzyłam pięścią w podłogę i wstałam. Co mogło być tak niepokojącego, że Syriusz chciał nas widzieć? Przepełniona złymi przeczuciami, ruszyłam w stronę obrazu. Ten otworzył się, nim byłam dostatecznie blisko, a po drugiej stronie stała Alex. Minę miała błogą i czułam od niej zapach podobny do tego, jaki miały skręty Lucjana. Przyjaciółka była zaskoczona tym, że mnie widzi. Wycelowała we mnie palcem.

- Wkurwiłaś mnie! – powiedziała, uderzając mnie palcem w pierś, a potem od razu się uśmiechnęła. – Ale też mnie nie, nie wkurwiłaś.

- Znaczy że co? – zdziwiłam się, nie rozumiejąc o co jej chodzi.

- Znaczy, że jestem zła, ale tak trochę mniej niż byłam.

Razem wróciłyśmy do pustej sypialni. Alex powiedziała mi jak zwiali z łazienki i poszli odreagować w inne miejsce, a ja opowiedziałam jej o Syriuszu. Przyjaciółka uznała, że musimy do niego koniecznie pójść, bo sprawa musi być pilna, skoro wujek Harrego tak ryzykował, że ktoś go odkryje. Bałam się tego, co nam powie. Tej nocy miałam problemy, żeby zasnąć.



***



Z rana zaraz po śniadaniu ubrałyśmy się z Alex ciepło i upewniając się, że nikt nas nie śledzi, wyszłyśmy na błonia. Zima skutecznie zniechęcała ludzi do przebywania na dworze. Nic dziwnego, było tak chłodno, że aż szczypała mnie twarz. Opatuliłam się szczelniej szalikiem, naciągnęłam czapkę niemal na oczy i ledwo cokolwiek widząc, zacierałam różdżką ślady za naszą dwójką.

- Zdążymy wrócić na szlaban? – pytałam przyjaciółkę, co rusz oglądając się za nas.

- Skończ panikować. Do szlabanu jeszcze trochę jest, a jak nie przyjdziemy, to odbębnimy go jutro.

- Wątpię, żeby profesor Moody był szczęśliwy, że tak sobie same go przekładamy. To w końcu kara.

Alex jęknęła, nie mogąc już dłużej słuchać mojego marudzenia. Wepchnęła mnie w zaspę. Nie spodziewając się takiego ataku, zachwiałam się i wpadłam w grubą warstwę, puszystego, białego śniegu.

- Ej! – pisnęłam, podnosząc się i otrzepując.

- Jak zamarzniesz, może przestaniesz jojczyć – zaśmiała się Alex.

Zrobiłam śnieżną kulkę i rzuciłam przyjaciółce prosto w głowę. Była jednak szybsza i uchyliła się. Zaczęłyśmy się ścigać i rzucać w siebie nawzajem. Dobra zabawa szybko się skończyła, bowiem w pewnym momencie, gdy Alex schowała się za drzewo, zauważyłam, że jego pień ma nienaturalny kolor.

- Ej, stop! Stop! – krzyknęłam, wystawiając przed siebie rękę.

Alex rzuciła mnie jeszcze jedną śnieżką, a dopiero potem niepewnie wyszła zza drzewa. Widocznie zrozumiała, że moja poważna mina, to nie żarty.

- Zobacz na to… - powiedziałam, pokazując na pień.

- Krew?... – zdziwiła się Alex.

- Chyba tak…

Ślad na pniu wyglądał, jakby ktoś miał okrwawioną dłoń i odepchnął się od drzewa. Złapałam za różdżkę i zaczęłam nią celować dookoła w poszukiwaniu źródła niebezpieczeństwa. Wokół nie było widać żywej duszy. Alex również wyjęła swoją różdżkę. Choć minę miała zaciętą, widziałam po jej oczach, że też się niepokoi. Szybko zauważyłam, że takich śladów jest więcej. Nie były to duże plamy, ale i tak wyglądało to podejrzanie. Czy krew była ludzka, czy zwierzęca? Nie wiedziałyśmy nawet jak mamy to sprawdzić. Najgorsze było to, że ślady wydawały się prowadzić wprost do Bijącej Wierzby. Gdy ta pojawiła się przed nami, pobladłam.

- Myślisz, że to o tym chciał powiedzieć Syriusz? – zapytałam cicho.

- Nie wiem... Przekonamy się.




4 komentarze:

  1. Klaaaaara, jak możesz przerywać w tak emocjonującym momencie notki ;(? Ehh i tak Was uwielbiam <3 tak swoją drogą, ciekawe, co na ujaranego Harry'ego powiedziałaby Rowling? 😃

    OdpowiedzUsuń