wtorek, 9 czerwca 2020

94. Czarna magia


Ruszyłyśmy w stronę wierzby bijącej z duszą na ramionach, zastanawiając się cały czas, do kogo mogły należeć ślady krwi. Nie chciałyśmy mówić tego głośno, ale wszystko wskazywało na to, że w chacie zastaniemy rannego Syriusza.

- Wszystko było z nim w porządku, jak wczoraj rozmawialiście? – Spytałam po chwili przytłaczającej ciszy. Odwróciłam się w stronę Klary, która szła za mną, trzymając w uścisku różdżkę. Była bielsza niż otaczający nas śnieg.

- Tak – mruknęła lekko drżącym głosem. – Chociaż był trochę zaniepokojony, ale nic nie wskazywało na to, że może być ranny. Jeżeli coś mu się stało…

- Cicho bądź! – Warknęłam na nią, ruszając dalej przed siebie. Śnieg skrzypiał przyjemnie pod nogami, niczym stare drewno, a w oddali wielkie drzewo łomotało swoimi grubymi konarami na wszystkie strony, szukając tylko celu, w który mogłoby uderzyć.

Nagle zatrzymałam się, a zrobiłam to tak gwałtownie, ze Klara wpadła na mnie z impetem. Obie runęłyśmy w zaspie, ale ja szybciej od niej pozbierałam się i na nowo zapatrzyłam w wielką, brązową plamę, która leżała koło zaschniętych już śladów krwi. W tym też miejscu trop się urywał, a raczej kończył. Zrobiłam kilka kroków do przodu, do momentu aż moje oczy były w stanie rozpoznać kształty leżące w śniegu.

- Ja pierdolę – szepnęłam do siebie, cofając się szybko i ponownie wpadłam na przyjaciółkę, która zdążyła się już podnieść o własnych siłach.

- Co się stało? – Spytała. Chwyciłam ją mocno za rękę i wysunęłam przed siebie, po czym palcem drugiej dłoni wskazałam na martwego centaura leżącego w kałuży krwi. Jego twarz zastygła w grymasie bólu, a oczy były szeroko otwarte. Na ciele miał liczne rany szarpane, z których w dalszym ciągu sączyła się krew i ropa. Podeszłam niepewnie do stworzenia, chcąc sprawdzić czy może jednak istnieje szansa, że żyje. Gdy tylko dotknęłam jego tułowia spod ciała wypełzły robaki, znikając w sączących się ranach. Odskoczyłam jak oparzona, powstrzymując się przed zwymiotowaniem.

Klara, która była o wiele słabsza psychicznie, podbiegła szybko do pobliskiego krzaka. Nachyliła się nad nim i zwróciła większość śniadania. Nim się podniosła, coś zaszeleściło koło niej, a następnie zza zarośli wyłoniła się postać Syriusza. W pierwszym odruchu chciałyśmy złapać szybko za różdżki, próbując się bronić, ale po chwili doszło do nas, z kim mamy do czynienia.

- Musicie stąd uciekać! – powiedział nerwowo mężczyzna, spoglądając to na nas, to na martwego centaura.

- Co? – Zdziwiłam się. – Dlaczego? Syriuszu, kto to zrobił?! Co się tu właściwie stało?! I dlaczego… - przełknęłam głośno ślinę, raz jeszcze spoglądając na martwe ciało – dlaczego z jego ran w dalszym ciągu sączy się krew?! Przecież on… przecież…

- Wszystko wam wyjaśnię, ale nie tutaj… - Huncwot rozejrzał się nerwowo, a jego wzrok zatrzymał się na obrzeżach zakazanego lasu. – Nie możemy tutaj zostać. Reszta jego pobratymców zacznie go szukać. Jeżeli nas zobaczą, nie będą chcieli słuchać.

Nim zdążyłam ponownie się odezwać, Syriusz chwycił nas obie za ramiona i ruszył w przeciwnym kierunku. Skręciliśmy do miejsca, gdzie znajdowała się duża gęstwina drzew i sporych rozmiarów krzewy. Black dopiero wtedy nas puścił, a sam usiadł na pobliskim kamieniu, przecierając twarz rękoma.

Od naszego ostatniego spotkania zbytnio się nie zmienił. W dalszym ciągu miał długie, brudne i poskręcane włosy oraz tygodniowy zarost.

- To była czarna magia, prawda? – Spytała po chwili Klara, która była bardziej rozumna niż ja i chociaż cała się trzęsła, to w dalszym ciągu starała się trzeźwo myśleć.

- Tak – odparł Syriusz zmęczonym głosem i przyjrzał nam się uważnie. – Dwa dni temu widziałem tego centaura w towarzystwie dwóch mężczyzn. Było dość ciemno, więc nie mogłem przyjrzeć się dokładnie ich twarzy, ale oboje byli wysocy. Jeden dobrze zbudowany, a drugi chudy. O tym właśnie chciałem opowiedzieć Harry’emu. Ta ich przechadzka nie wyglądała jak spotkanie towarzyskie. Centaur był gdzieś ciągnięty, zachowywał się, jakby był pod działaniem imperiusa.

- Myślisz, że to oni zrobili mu krzywdę? – zapytała czysto retorycznie Klara, po czym uroniła łzę. – Kto mógłby być na tyle okropny, żeby tak potraktować kogokolwiek?! To nieludzkie!

- Śmierciożercy – skomentował oschle mężczyzna. – Ten centaur był okrutnie torturowany przed śmiercią, a tylko Śmierciożercy bawią się w takie gierki. Poza tym czarna magia jest ich domeną, tylko w dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego centaur? Te bestie musiały sobie zdawać sprawę, co znaczy zadzieranie z centaurami, a jeszcze śmierć ich towarzysza? Te stworzenia nie puszczą tego płazem. Coś mi mówi, że Dumbledore będzie miał teraz ciężki orzech do zgryzienia. Będzie musiał je uspokoić jakoś, a ujarzmienie tych stworzeń nie jest łatwym zadaniem.

- Coś o tym wiemy – burknęłam cicho, kopiąc nogą w śniegu. W dalszym ciągu miałam przed oczami twarz tego centaura. W jak wielkich mękach musiał umierać?! Okropność.

- Wracajcie do zamku – rozkazał nagle Syriusz, podnosząc się ociężale. – Nie tak sobie wyobrażałem dzisiejszy dzień, ale lepiej nie ryzykować. Musicie być jak najdalej od tego strasznego miejsca, a dyrektora sam zawiadomię listownie o zaistniałej sytuacji. Nadchodzą ciężkie czasy, dziewczyny. Pamiętajcie o tym. Zło wisi w powietrzu. – Mężczyzna wskazał palcem na niebo, a następnie przygarnął nas do siebie, ściskając mocno.

- Kiedy znowu się zobaczymy, Syriuszu? – Spytałam z nadzieją w głosie. Bardzo polubiłam ojca chrzestnego Harry’ego, a przecież jeszcze zbyt dobrze go nie poznałam.

- Nie wiadomo – odparł zdawkowo, po czym zamienił się w dużego, czarnego psa i zniknął w zaroślach. Przez chwilę stałyśmy jeszcze wstrząśnięte, aż w końcu postanowiłyśmy ruszyć z powrotem do Hogwartu.

Przez całą drogę powrotną nie odzywałyśmy się do siebie ani słowem. Dopiero, gdy znalazłyśmy się w przytulnym dormitorium, Klara odezwała się jako pierwsza.

- A ty chciałaś się w to bawić.

Spojrzałam na nią jak na wariatkę.

- Daj spokój, co? – Warknęłam. – W życiu nie zrobiłabym nikomu czegoś takiego!

- Czarna magia, to czarna magia, Alex! – Syknęła, ściągając z siebie gruby płaszcz. Przewiesiła go przez oparcie fotela i podeszła do kominka z wyciągniętymi przed siebie dłońmi, które chciała ogrzać. – Wszystkie zaklęcia są takie same. Pragną zadać kolosalny ból. Im bardziej wymyślny, tym lepszy.

- Ja ją chciałam tylko nastraszyć jakoś – mruknęłam i również ściągnęłam wierzchnie ubranie. Rzuciłam je niedbale na sofę. – A swoją drogą, czemu na ciele tego centaura wciąż była świeża krew?

- Nie wiem. – Przyjaciółka wzruszyła ramionami, pocierając o siebie dłonie. – Może miał być to sposób na zwabienie zwierząt do ciała? Może osoba, która to zrobiła, liczyła na to, że jakiś stwór skuszony zapachem krwi rozerwie centaura na strzępy?

- Powiemy o tym Moody’emu? – Zadałam kolejne pytanie. Gryfonka obróciła się do mnie przodem, marszcząc brwi.

- A powinnyśmy?

- No przecież to leży w twojej naturze – uśmiechnęłam się kwaśno. – Kablować…

- Przestań! Nie gadam mu o wszystkim! Wczoraj go okłamałam, żeby ciebie ratować, więc przestań być już taka wredna, dobrze? Jest mi z tym bardzo źle i wątpię, aby profesor uwierzył w moją bajeczkę, ale najwidoczniej nie chciał ci wlepiać kolejnego szlabanu, więc przymknął na to oko. Poza tym, skoro Syr… Łapa napisze do dyrektora, to profesor Moody i tak się o tym dowie, więc może nie ma sensu się zamartwiać zawczasu? Już i tak ma z nami pod górkę.

- Jakby przestał łazić za nami, to może wtedy miałby spokojniejsze dni – stwierdziłam cicho, wzruszając ramionami. Jakoś niespecjalnie byłam przejęta losem profesora. Ostatnim czasy zbyt często na nas wpadał.

- A wiesz, że ten dział ksiąg zakazanych powinien być zamknięty wczoraj? – Przypomniała sobie po chwili dziewczyna. – Rozmawiałam o tym z profesorem, również był zdziwiony. Ktoś próbował przed nami się tam dostać.

- Tylko, że wszystkie książki były na swoim miejscu – oznajmiłam.

- Ktoś musiał nie zdążyć niczego zabrać. – Klara zastanowiła się przez moment, stukając palcem wskazującym po brodzie, po czym kichnęła głośno. Jęknęła przy tym niezadowolona, szukając w kieszeniach kurtki i spodni chusteczek higienicznych. Ja w tym czasie zapatrzyłam się w okno, do którego podleciała właśnie duża, czarna płomykówka z przywiązaną do nóżki wiadomością. Ptak usiadł na parapecie, czekając aż ktoś odbierze od niego list.

- Zgubiłam chusteczki – jęknęła przyjaciółka, nie zwracając uwagi na sowę. Raz jeszcze przejrzała wszystkie kieszenie bardziej dokładnie, ale nie znalazła tego, czego szukała. – Masz może chusteczkę? Chyba się przeziębiłam przez ten poranek.

- Nie – odparłam, uchylając okiennicę. Odebrałam od sowy mały, zawinięty rulonik i pogłaskałam ptaka pieszczotliwie po główce, który po tym czułym geście zahukał cicho, odlatując. Zamknęłam z powrotem okno.

- Zaraz mamy szlaban. Dostałaś list? Od kogo? – Zaciekawiła się Klara, wyciągając szyję. Rozwinęłam szybko papier, na którym znajdowało się tylko jedno słowo napisane pochyłym i cienkim pismem.

„Przyjdź.”

Przełknęłam głośno ślinę, czując jak robi mi się niesamowicie gorąco. Zerknęłam nerwowo na zegar. Rzeczywiście za kilka minut powinnyśmy stawić się na szlabanie u Moody’ego.

- Coś się stało? – Spytała przyjaciółka, marszcząc brwi. – Chyba ciśnienie ci skoczyło, zrobiłaś się cała czerwona.

- To… Lucjan – wymyśliłam naprędce. – Chce się spotkać teraz.

- Po co?

- No… chce porozmawiać. Planuje kolejny nocny wypad do łazienki Prefektów.

- Niech on sobie da w końcu spokój – prychnęła przyjaciółka, wzdychając głęboko. – Za bardzo wykorzystuje swoje przywileje, jako Prefekt Naczelny. Swoją drogą, dlaczego Snape powierzył mu tak odpowiedzialne stanowisko?

- Też uważam, że ty lepiej nadawałabyś się na tę fuchę – zaśmiałam się cicho, wodząc wzrokiem po każdej szybko napisanej literce w liście.

- W każdym razie, nie możesz się z nim spotkać – uśmiechnęła się dziewczyna. – Mamy szlaban. Chodź, bo się spóźnimy.

- Ja przyjdę później – odparłam szybko, mnąc w dłoniach papier, po czym wrzuciłam go do kominka.

- Co?! – Zdenerwowała się. – Alex, nie będę cię kryć!

- Powiedz mu, że się spóźnię najwyżej pół godziny! – Jęknęłam. Mój wybór był prosty. Nie mogłam przegapić okazji spotkania się z Severusem sam na sam, zważywszy, że sam tego żądał. – Porozmawiam z Lucjanem i będę z powrotem.

- Alex! – Krzyknęła za mną przyjaciółka, ponieważ ja nie czekając na jej zdanie, wybiegłam szybko z pokoju wspólnego, a następnie przeskakując po kilka schodów zeszłam z wieży, kierując się prosto do lochów. Nie ukrywałam, że byłam trochę podekscytowana i nawet martwy centaur nie mógł zepsuć mi tego uczucia.

Będąc pod gabinetem nauczyciela, zapukałam tylko raz, a drzwi otworzyły się jak na komendę. Wyglądało to tak, jakby Severus czekał po drugiej stronie aż przyjdę. Nim otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, mężczyzna chwycił mnie brutalnie za koszulę i pchnął przodem do ściany. Jedną ręką sięgnął do rozporka od moich spodni rozpinając go, drugą zrobił to samo ze swoim, a następnie chwycił mocno dżinsy, obsuwając mi je poniżej kolan wraz z majtkami. Po chwili miałam go już w sobie. Dużego, twardego i żądnego zaspokojenia. Pożądanie Snape’a dawało o sobie znać w ruchach, jakie wykonywał. Były one mocne i głębokie. Przy uchu poczułam jego szybki oddech, a także ciche jęki, jakie wydobywał ze swoich ust tylko w mojej obecności. Te dźwięki od zawsze były dla mnie rozkoszą samą w sobie. Odchyliłam głowę, kładąc ją na ramieniu bruneta i również stęknęłam z rozkoszy. Pragnęłam obrócić się do niego przodem, ale ciało nauczyciela przycisnęło mnie mocniej do ściany, przyspieszając tempo. Jego dłonie zacisnęły się boleśnie na moich biodrach, aż w końcu Severus doszedł warcząc gardłowo.

Snape zaczął się poprawiać, chcąc wrócić do swojej nienagannej aparycji, a ja dalej stałam przodem do ściany, próbując unormować oddech. Gdyby tylko Severus poczekał na mnie, mogłabym także z nim przeżywać tę chwilę, ale i tak byłam szczęśliwa. Podciągnęłam szybko spodnie i dopiero wtedy odwróciłam się do niego przodem.

- Wypij – rozkazał chłodnym tonem, wręczając mi fiolkę z eliksirem. Nie pytając o nic zażyłam miksturę.

- Muszę iść – jęknęłam, zerkając w stronę zegara wiszącego na ścianie.

Snape zmarszczył brwi.

- Przepraszam – dodałam. – Ja naprawdę chcę tu spędzać każdą wolną chwilę, ale mam szlaban.

- Szlaban? – Zainteresował się nauczyciel, podchodząc do biurka. Spostrzegłam, że przy stosie papierów, jakie na nim leżały, stał srebrny kałamarz i pióro. Od razu oczy mi zalśniły, a na usta wysunął się radosny uśmiech. Mężczyzna poszedł za moim wzrokiem, wzdychając głęboko.

- Nie ekscytuj się tak – skomentował.

- Cieszę się, że ci się podoba. Mam nadzieję, że będziesz z niego długo korzystał.

- Gadaj lepiej, w co się znowu wpakowałaś, Lamberd? – Snape oparł się o blat, zakładając ręce na piersi. Wyglądał uroczo w takiej pozie, z groźną miną i wciąż czerwonymi policzkami.

- To nic – odparłam zdawkowo, nie chcąc mieć jeszcze problemów ze swoim mężczyzną. – Po prostu złamałam regulamin jak zawsze.

- A z kim ten szlaban? – Próbował dopytać.

- No… z Moody’m.

- Mhm… Szalonooki wręczył szlaban swojej ulubienicy? No proszę… - Droczył się ze mną.

- Nie jestem jego ulubienicą, ale za to ty jesteś moim – odpowiedziałam, przybliżając się do niego. Nie wahając się, objęłam go czule i pocałowałam w policzek. Snape zmrużył oczy nie odzywając się.

- Za co ten szlaban? – Wciąż nie dawał za wygraną. – Nie próbuj mnie okłamywać, bo i tak dowiem się prawdy, wiesz o tym.

- No… - mruknęłam, ociągając się. Raz jeszcze spojrzałam na wiszący zegar, na którym wskazówki przesuwały się w zaskakująco szybkim tempie. Moody nie będzie zachwycony moim spóźnieniem.

- Chodzi o poranną bójkę?

- Tak! – odpowiedziałam. Z jednej strony poczułam ulgę, że Snape sam za mnie wymyślił wymówkę, ale z drugiej strony czułam się okropnie, okłamując go. Przecież związki powinny opierać się na szczerości. – Muszę już iść, Severusie.

- Idź – rzekł krótko i machnął lekceważąco ręką w kierunku drzwi.



***



Moody wpuścił mnie do swojego gabinetu. Na jego biurku leżała książka, którą próbowałam wypożyczyć wczorajszego wieczoru, a na kanapie obok siedziała Klara z miną zbitego psa. Chciałam do niej podejść, ale nauczyciel wystawił przed siebie laskę, zabraniając mi zrobić nawet kroku. Zdziwiłam się na to, ale spokojnie stanęłam w miejscu, czekając na rozwój wydarzeń. Jakoś nie byłam specjalnie przejęta tym szlabanem. Moją głowę zaprzątały myśli o Severusie i tylko to się liczyło.

- Nie powinnaś spóźniać się na szlaban, wiedząc jak bardzo mnie zawiodłaś wczoraj – odezwał się w końcu, stukając palcami dłoni o kolano. – Gdzie byłaś?

- Musiałam porozmawiać pilnie z Lucjanem, przepraszam – odparłam, nie wysilając się nawet na skruszony ton. Przyjaciółka spojrzała na mnie spode łba, a gdy tylko Moody odwrócił się na chwilę w jej stronę, ponownie spuściła głowę.

Mężczyzna nie ciągnął już tematu, tylko chwycił do ręki księgę, wertując ją powoli. Popatrzyłyśmy na siebie z Klarą nie wiedząc zupełnie, o co chodziło profesorowi.

- To… - zaczęłam niepewnie. – Co mamy posprzątać tym razem? Biurko? Znowu jakieś półki, a może co innego?

- Sprzątać? – Prychnął Moody, nie spuszczając wzroku z książki. W dalszym ciągu wertował na spokojnie kartki, co chwilę mrucząc pod nosem i unosząc brwi. – Chciałaś przecież uczyć się czarnej magii, czyż nie? – Dopiero teraz podniósł na mnie swój srogi wzrok, który daleki był od tego, którym nas obdarzał każdego dnia. Przełknęłam cicho ślinę.

- Profesorze, to nie tak, że Alex chciała się uczyć o tej dziedzinie… - Przyjaciółka próbowała zainterweniować, ale profesor uniósł tylko dłoń w jej kierunku, a od razu zamilkła na nowo spuszczając głowę.

- Zaklęcia – kontynuował Moody, aż w końcu przestał kartkować wolumin. – Roztapianie gałek ocznych – przeczytał. – Co ty na to? Może poćwiczymy takie zaklęcie?

- Co? – spytałam oszołomiona. – Ale ja…

- No dalej, Alex! – Zachęcał mnie nauczyciel, po czym podszedł do mnie szybko, nachylił się tak blisko, iż mogłam poczuć jego wodę kolońską i wysunął z mojej tylnej kieszeni spodni różdżkę. Obrócił ją między palcami, wciskając mi ją mocno do ręki.

- Nie będę używać takich zaklęć! – Oburzyłam się, patrząc na Moody’ego jak na wariata.

- No jak to nie? Przecież sama chciałaś. Słowa zaklęcia nie są proste, ale jak się postarasz może uda ci się uszkodzić oko. Klaro, spróbujemy na tobie.

- Słucham?! – Krzyknęłam, wypuszczając z dłoni broń, jakbym bała się, że ta sama z siebie wyrzuci zaklęcie, które ugodzi przyjaciółkę. Uniosłam szybko ręce w obronnym geście. – Nie rzucę żadnego zaklęcia na Klarę!

- A czym różni się Klara od dziewczyn z innych domów? – Moody skrzyżował dłonie za plecami, okrążając mnie powoli.

- Nie wybrałabym takiego zaklęcia – warknęłam, a mój wzrok podążał za profesorem. Opuściłam również ręce, ściskając je mocno w pięści.

- Nie takie? No dobrze… - Moody mruknął pod nosem i palcem dużej dłoni wskazał na księgę, którą położył na biurku. – Klaro, jak byś mogła?

Dziewczyna podniosła się niepewnie z kanapy i na lekko trzęsących się nogach podeszła do biurka, zabierając z niego księgę. Chciała ją podać Moody’emu, ale ten zacmokał niezadowolony i pokręcił szybko palcem.

- Ty wybierz zaklęcie, które byłoby odpowiednie dla panny Lamberd.

Moody stanął koło mnie wyprostowany, czekając aż Klara sama zacznie przeglądać podręcznik. Dziewczyna otworzyła go niepewnie, przeglądając poszczególne strony. Co kartkę robiła się coraz bledsza i bardziej zestresowana.

- Znalazłaś już coś? – Pospieszał ją nauczyciel.

- Ja nie wiem… - jęknęła cicho.

- Klaro, pospiesz się – upomniał ją.

- Tu nie ma nic odpowiedniego dla Alex.

- Na pewno coś się znajdzie. Szukaj dalej!

Wiedziałam, że Moody jej nie odpuści i będzie czekał tak długo, aż dziewczyna poda mu jakieś zaklęcie. Ona również o tym wiedziała, więc po kolejnej minucie przeglądania stron, odezwała się w końcu cichym głosikiem.

- Porażenie nerwów słuchowych – załkała.

- Hm, bardzo interesujące zaklęcie. Dziękuję ci, Klaro. – Nauczyciel skinął głową w jej stronę. Gryfonka odłożyła szybko księgę i tym razem, to ona zacisnęła mocno pięści. Zauważyłam również na jej policzku pojedynczą łzę. – W takim razie, Alex skoro ty nie masz zamiaru rzucać takiego zaklęcia na przyjaciółkę, to może ona rzuci na ciebie?

- Co?! – Pisnęłyśmy obie.

- Nie! – Krzyknęła Klara, a kolejne łzy pojawiały się na jej buzi. – Nie zrobię tego! Brzydzę się czarną magią! Nie rzucę żadnego zaklęcia!

- Nie stresuj się, Klaro – uspokoił ją Moody. – Jeżeli nie ty, to może ja.

- Nie może pan! – Warknęłam, patrząc mu wyzywająco w oczy. – Sam pan powiedział, że za takie rzeczy idzie się do Azkabanu!

- To tylko jedno małe zaklęcie – odparł niewzruszony. – Przecież sama chciałaś rzucić podobne. Nikt nie będzie wiedział.

- To niezgodne z prawem – szepnęła Klara. – Profesorze…

- Klaro, jeżeli to dla ciebie za dużo, to możesz już wyjść. Twój szlaban uważam za zakończony. Alex jeszcze trochę tu zabawi.

- Nie zostawię jej! Profesorze, my przepraszamy! Alex miała głupi pomysł, ale wie, że źle zrobiła!

- Czyżby? – Moody uniósł jedną brew i spojrzał na mnie pytająco. Jako, że zawsze byłam buntowniczką i nie umiałam się łatwo poddawać, nie odpowiedziałam nauczycielowi.

- Alex! – Krzyknęła zszokowana przyjaciółka. – Co ty wyprawiasz?!

- Masz ostatnią szansę, Alex – ostrzegł mnie nauczyciel.

Milczałam, nie chcąc dać satysfakcji Moody’emu. Profesor westchnął głęboko, po czym bez zastanowienia wypowiedział formułkę zaklęcia w języku łacińskim. Ręką wykonał w powietrzu skomplikowane ruchy, a fala czarnego światła uderzyła mnie prosto w pierś. Przez moment nie poczułam żadnej różnicy, ale gdy tylko usłyszałam tykanie zegara, skrzywiłam się mocno, próbując zatkać uszy rękoma.

- Co się stało?! – Przejęła się przyjaciółka, a ja ponownie się skrzywiłam, słysząc dźwięki tysiąc razy głośniej. – Alex, co ci jest?

Krzyknęłam cicho, zginając się w połowie. Cały czas miałam mocno przyciśnięte dłonie do uszu, ale to i tak nic nie dawało.

- Poziom natężenia dźwięku jest teraz przez Alex słyszalny nawet dziesięć razy głośniej. Można to porównać do eksplozji bomby atomowej w pobliżu – odparł Moody, nie przejmując się moim bólem.

- Proszę nic nie mówić! – Krzyknęłam, trzęsąc się cała. Klara od razu zatkała sobie dłonią usta, żeby nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

- Masz dość? – Spytał mężczyzna bez krzty emocji. – Czy może jednak poczekamy aż poleci ci krew z uszu, a następnie stracisz słuch?

- Dość! – Ryknęłam, czując łzy na policzkach. Każde słowo wypowiedziane przez kogokolwiek było bolesne dla moich uszu.

Moody świsnął różdżką w powietrzu i wszystko ustało. Wyprostowałam się z ogromnym grymasem na twarzy. Klara podleciała do mnie, przytulając z całych sił.

- Alex, jak się czujesz? – Spytała szeptem, odsuwając się po chwili na długość ramion. – To było okropne.

- Klara wybrała dla ciebie jedno z „lżejszych” zaklęć – odezwał się po chwili Moody, przygarniając mnie ramieniem do siebie. Starł kciukiem z policzka moje łzy i potarł mocno rękę, dodając mi otuchy. – W porządku?

- Już tak – jęknęłam, biorąc głęboki oddech.

- Teraz nie przyjdzie ci do głowy bawienie się czarną magią, mam nadzieję? Chyba, że chcesz zostać Śmierciożercą. – W oczach Moody’ego mignęło coś niebezpiecznego, a na usta wypłynął delikatny uśmiech. Mężczyzna odsunął się ode mnie, odchrząknął i podniósł z dywanu różdżkę, którą wypuściłam kilka chwil temu.

- Raczej nie – mruknęłam.

- W takim razie wasz szlaban uważam za zakończony – stwierdził, próbując poprawić nasze humory swoim szerokim uśmiechem, ale my w dalszym ciągu wyglądałyśmy, jakbyśmy miały do czynienia z dementorami; Klara trzęsła się cała, a ja wciąż odczuwałam skutki zaklęcia. W uszach brzęczało mi delikatnie, co nie było miłym uczuciem. Od razu przypomniałam sobie dzisiejszy poranek i centaura, którego znalazłyśmy. W tym momencie coś we mnie pękło i wbrew swoim ideom chciałam opowiedzieć nauczycielowi wszystko, co widziałyśmy, gdy nagle do gabinetu wpadła roztrzęsiona Mcgonagall.

- Alastorze! – Krzyknęła, próbując złapać oddech. – Dumbledore zwołuje pilne zebranie i och…dziewczynki. A co wy tu robicie? – Kobieta dopiero teraz nas zauważyła.

- Dziewczyny miały szlaban – odparł Moody, podchodząc szybko do nauczycielki. – Co się stało?

Mcgonagall wyglądała, jakby postarzała się o kilkanaście lat. Jej idealny kok poluzował się, a pojedyncze pasma włosów sterczały we wszystkich kierunkach. Również była blada jak ściana, a jej twarz jeszcze bardziej się pomarszczyła. Spojrzała raz jeszcze w naszym kierunku przez ramię Moody’ego.

- Możecie wracać do swoich obowiązków – odezwał się w końcu nauczyciel, przerzucając wzrok na nas…

2 komentarze:

  1. Moody psychol <3

    ~Klara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam jeszcze, ale zobaczyłam komentarz i Klara zrobiła taką reklamę, że zaraz się rzucam do czytania (jednym okiem czytając maile i klepiąc swoją kochaną robotę). :*

      Usuń