wtorek, 23 czerwca 2020

96. Centaury


- Merlinie, i co teraz, i co teraz?! – Klara chwyciła się za włosy, chcąc wyrwać je sobie z głowy. Zaczęła chodzić tam i z powrotem, mamrocząc to samo pod nosem. – Zobaczysz, będzie wojna i to przez nas!

- Nic nie zrobiłyśmy! – Syknęłam, starając się uspokoić przyjaciółkę, ale po jej zachowaniu mogłam łatwo stwierdzić, że nie będzie to takie łatwe.

- Tam zostały nasze zapachy i moje chusteczki! – Prawie krzyknęła, chwytając mnie za koszulę. Ścisnęła ją z całej siły, dygocząc na całym ciele. Pierwszy raz widziałam ją w takim stanie. Klara przeważnie starała się być opanowana i myśleć trzeźwo, ale teraz zachowywała się, jakby to ona popełniła przestępstwo.

Zaczęłam gorączkowo się zastanawiać, co dalej? Centaury na pewno zwęszą, że byłyśmy obecne przy truchle ich kompana, a to powinno im wystarczyć by wydać osąd. Jak to powiedział Syriusz? Nie będą chcieli szukać winnego. Poza tym zmasakrowany nieszczęśnik został potraktowany czarną magią, a kto w ostatnim czasie pragnął się jej nauczyć? Nie byłam pewna, czy Moody uwierzyłby, że nie mam z tym nic wspólnego. Wolałam nie ryzykować. Zresztą, nie chciałam mieć z nim na razie do czynienia. Postąpił okropnie.

- Idź do wielkiej Sali – nakazałam nagle przyjaciółce, kładąc dłoń na jej ramieniu.

- Ale, ale… co ja zrobię?!

- Załatwię to – odparłam, przełykając głośno ślinę.

- Co?! – Zdenerwowała się. – Niby jak?! Alex, ja cię proszę! Przestań kombinować, bo ja tego nerwowo nie wytrzymam!

- Uspokój się! – Warknęłam na nią. – Idź tam i słuchaj tego, co Dumbledore ma do powiedzenia. I za żadne skarby świata nie idź do Moody’ego, rozumiesz?

- On by nam pomógł!

- Nie tylko on może nam pomóc – powiedziałam pewnie i pchnęłam ją w stronę wejścia do drugiego pomieszczenia, do którego powoli zaczęli się zbierać zdziwieni uczniowie. Dobrze, że były ferie świąteczna i była ich tylko garstka.

- Alex… - jęknęła raz jeszcze, patrząc na mnie ze strachem.

- Zaufaj mi.

- Kolejny raz?

- Tak, kolejny raz.

Nie czekając na jej odpowiedź, pobiegłam w stronę bocznego wejścia do wielkiej Sali, które przeznaczone było tylko dla nauczycieli. Stanęłam przy ścianie, mijając się z profesorkami. Nie musiałam długo czekać na Severusa, bo zaraz za kobietami, zza rogu wyszedł On we własnej osobie. Wyglądał na równie podenerwowanego jak Mcgonagall, ale mogłam to stwierdzić tylko po jego szybkich ruchach, ponieważ twarz w dalszym ciągu pozostawała bez wyrazu.

Snape chciał mnie wyminąć bez słowa, ale przeprosiłam go i poprosiłam na bok. Mężczyzna zmarszczył brwi, przepuścił wszystkich przed siebie, po czym stanął ze mną z boku, czekając aż większość grona pedagogicznego wejdzie do wielkiej Sali. Przyglądał mi się uważnie, jak przygryzałam wargi i mięłam rąbek spódnicy, po czym chwycił mnie mocno za ramię, odrywając moją dłoń od tego żałosnego nawyku.

- Tylko mi nie mów, że masz z tym coś wspólnego – warknął cicho, nachylając się.

- Musisz nam pomóc – wyszeptałam ledwo słyszalnie, patrząc na niego błagalnie.

- „Nam”?

- Mnie i Klarze – poprawiłam się.

- Co zrobiłyście? – Zapytał poważnym tonem.

- Byłyśmy dzisiaj rano na miejscu zbrodni. Widziałyśmy z Klarą tego centaura. Zostawiłyśmy tam nasze zapachy, a na dodatek Klara upuściła w tamtym miejscu chusteczki i zapewne te centaury co stoją przed wejściem zorientują się po zapachu, do kogo one należą – wyrzuciłam z siebie potok słów na wdechu, starając unormować swoje szybko bijące serce.

- Po co tam poszłyście? – Zadał kolejne pytanie mężczyzna, chociaż jego ucisk na moim ramieniu przybierał powoli na sile.

- Nie chciałyśmy iść konkretnie w tamto miejsce. To był przypadek, że się na niego natknęłyśmy! – Jęknęłam ze łzami w oczach. – Klara chciała z tym iść do Moody’ego, ale on mógłby pomyśleć, że to moja wina, dlatego przyszłam do ciebie.

- Twoja wina? – Zdziwił się. – Dlaczego to miałaby być twoja wina, Lamberd?

Próbowałam wyrwać rękę Severusowi, ale zakleszczyła się ona na dobre.

- Gadaj! – Warknął, szarpiąc mną. Zerknął tylko raz na korytarz, który w dalszym ciągu pozostawał pusty i na nowo utkwił swój wzrok na mnie. – Mów, natychmiast!

- Próbowałam wczoraj wypożyczyć księgę o czarnej magii. Chciałam odegrać się na dziewczynach za upokorzenie mnie i Klary, ale Moody nas przyłapał jak się włamałyśmy do działu ksiąg zakazanych. On wiedział, że chciałam nauczyć się czarnej magii i dlatego mógłby te dwie sprawy ze sobą połączyć – wyjawiłam ze łzami w oczach.

- I dlatego ten szlaban dzisiaj – skojarzył Snape.

- Tak. Przepraszam! – Rozpłakałam się. – Przepraszam, ja nie chciałam cię okłamywać. Po prostu bałam ci się powiedzieć, ale teraz musisz nam pomóc. Szczególnie Klarze. Te pieprzone chusteczki…

Snape w końcu puścił mnie, przykładając palce do nasady nosa. Przymknął na moment oczy, zastanawiając się nad czymś głęboko. Gdy je otworzył, w dalszym ciągu pozostały bez wyrazu. W momencie, gdy chciał się odezwać, drewniane drzwi otworzyły się lekko i stanął w nich Dumbledore.

- Severusie, czekamy na ciebie – przypomniał staruszek, po czym jego spojrzenie zatrzymało się na mnie. – Panienko Lamberd?

- Dyrektorze, Lamberd i Amber były na miejscu zbrodni dzisiaj rano i dlatego centaury wyczuły zapachy kogoś z Hogwartu – powiedział szybko Snape, nie spuszczając ze mnie wzroku. Zrobiłam krok w tył, natrafiając na ścianę i spuściłam szybko głowę.

- Rozumiem…

- Poszły na spacer – kontynuował mężczyzna bez cienia wątpliwości. – Zobaczyły truchło, przestraszyły się i uciekły. Panna Amber mogła upuścić w tamtym miejscu chusteczki.

- Czy to prawda, panienko Lamberd? – Spytał dyrektor, a zanim to zrobił poprosił jeszcze Mcgonagall, która stała tuż za dyrektorem o przyprowadzenie do nas Klary.

- Tak, dyrektorze – odparłam, spoglądając na niego niepewnie. – To nie my go zabiłyśmy.

- Tego jestem pewien. – Staruszek uśmiechnął się lekko, składając razem dłonie. – Musiałybyście umieć zaklęcia, których nie uczymy w tej szkole, a nawet gdyby, to i tak nie wiedziałybyście jak je rzucić. Martwi mnie tylko to, że tam byłyście.

- To zwykły zbieg okoliczności – zauważył Snape.

- Oczywiście, że zwykły zbieg okoliczności.

Drzwi ponownie skrzypnęły i przeszła przez nie wystraszona Klara cała we łzach. Usłyszałam tylko małe poruszenie dochodzące z wielkiej Sali i od razu rozpoznałam głos Moody’ego, który jak zwykle chciał wszystko wiedzieć. Spojrzałam twardo na Snape’a, chcąc mu dać jakiś znak, żeby nie wpuszczano tutaj drugiego nauczyciela.

- Zamknij za sobą drzwi, Amber – rozkazał ostro Snape, a dziewczyna posłusznie wykonała jego polecenie i stanęła przy mnie, trzęsąc się w dalszym ciągu. Chwyciłam ją mocno za rękę, pragnąć dodać jej otuchy. Już było prawie po wszystkim.

- Panienko Amber – zaczął mile dyrektor – czy to prawda, że byłaś dzisiaj rano z panną Lamberd na spacerze, na obrzeżach szkoły?

- Tak, profesorze – odparła potulnie.

- I natknęłyście się obie na tego nieszczęśnika, prawda?

- Tak, profesorze.

- Tyle mi wystarczy – odparł Dumbledore, uśmiechając się czule. Położył dłoń na ramieniu Klary i ścisnął je lekko. – Nie denerwuj się, Klaro. Nie ma w tym twojej winy.

- Ale… ale te centaury już znalazły winnego. Moje chusteczki… - załkała gryfonka.

- Spróbujemy im to wytłumaczyć z Severusem. Nie będzie to łatwe, ale wam na pewno nie stanie się krzywda. To mogę wam obiecać.

- To podobno zrobiło dwóch mężczyzn kilka dni wcześniej – wypaliła nagle dziewczyna. Ścisnęłam ją mocno za rękę, żeby zamilkła, ale Klara postanowiła dalej kontynuować. – Podobno jeden był niższy, a drugi wyższy. Oboje chudzi.

- Jak połowa ludzi w tej szkole – stwierdził Snape, prychając cicho i zakładając ręce na piersi.

- Skąd takie przypuszczenia? – Spytał Dumbledore spod swoich okularów połówek.

- Ja… - zawahała się dziewczyna.

- Lucjan Bole – wypaliłam nagle, przeklinając sobie w duchu za to, że ciągle w coś wplątuję tego biednego chłopaka. –

- Bole? – Zdziwił się Snape.

- Lucjan widział dwóch typów w dniu balu nieopodal lasu – brnęłam dalej. – Podobno targali za sobą gdzieś to biedne zwierzę. Znaczy się… centaura.

- Lucjan Bole – powtórzył Dumbledore pod nosem i podrapał się po brodzie. Spojrzał na nas uważnie, raz jeszcze uśmiechnął się przyjaźnie i wrócił na wielką salę. Przez chwilę panowała cisza. Klara próbowała unormować szybko bijące serce, a ja dziękowałam Severusowi z całego serca, że wstawił się za nami.

- Wracajcie do swojego dormitorium – rzekł po chwili Snape, po czym zamiótł swoją długą peleryną i ruszył za profesorem. Oparłam się o ścianę, wypuszczając z ust powietrze.

- Co za ulga – westchnęłam.

- Miałyśmy nikomu nie mówić – mruknęła Klara, w dalszym ciągu nie mogąc się otrząsnąć. – Zabroniłaś mi!

- Zabroniłam ci mówić Moody’emu – sprostowałam.

- A ty poszłaś do Snape’a! – Krzyknęła z wyrzutem i lekką nutą niedowierzania. – Do niego?! Upadłaś na głowę?

- Słuchaj – oderwałam się od ściany – Moody mógłby mnie podejrzewać.

- Nie zrobiłby tego! – Zaperzyła się przyjaciółka, a ja spojrzałam na nią sceptycznie.

- Chciałam bawić się czarną magią – przypomniałam jej. – Jak myślisz, kogo pierwszego by podejrzewał?! Nie trudno się domyślić.

- Alex, przecież on jest po naszej stronie.

- Po mojej już nie – odparłam pewnie. – Zaczynam przestać mu ufać.

- Nie mów tak! – Dziewczyna zatkała sobie uszy rękoma. – Jak możesz tak mówić! Wyciągnął nas z wielu kłopotów, a ty po prostu mu nie ufasz już? Bo co? Bo rzucił na ciebie zaklęcie, którego mogłaś uniknąć? Sama sobie jesteś winna.

- Wiesz co? – Prychnęłam. – Mam to w dupie. Chcesz, to dalej uważaj go za takiego zajebistego. Ja nie mam zamiaru.

Odwróciłam się na pięcie i już chciałam ruszyć w stronę wieży gryffindoru, ale obróciłam się jeszcze na chwilę do Klary, dodając:

- Aha. I powiedz Lucjanowi, że może będą chcieli go przesłuchać, więc lepiej by było, jakby wiedział w jakiej sprawie, bo oczywiście znowu musiałaś się wygadać!

- Mogłaś nie podawać jego jako świadka! – Oburzyła się Klara.

- A niby kogo miałam podać? Może jednak Łapę? Albo nie! Może Draco Malfoya!

- Przestań być taka wredna – jęknęła dziewczyna.

- Wkurwia mnie po prostu to, że tak bardzo starasz się wybronić Moody’ego ze wszystkiego, co nam robi! Pamiętasz jak mnie związał? To było chore!

- Należało ci się!

- A jak zabronił nam mówić o Śmierciożercach? – Kontynuowałam wyliczanie.

- To było dla naszego dobra!

- Jasne – zaśmiałam się głośno i perfidnie. – Dla naszego dobra – powtórzyłam, przewracając oczami. – Spierdalam stąd.

Tym razem już się nie odwróciłam. Czym prędzej udałam się do wieży gryffindoru, a stamtąd prosto do sypialni dziewczyn. Przez chwilę chodziłam tam i z powrotem wściekła na przyjaciółkę i nauczyciela, a potem zajrzałam przez okno, z którego dokładnie było widać całe błonia, a także obrzeża lasu. Zauważyłam jak spora grupka centaurów wraca z powrotem do swojego królestwa. Czyżby udało się ich przekonać? Miałam nadzieję, że tak.

Przez następne dni nie odzywałyśmy się z Klarą do siebie. Dziewczyna postanowiła przeznaczyć ten czas na naukę, a kiedy tylko miała wolną chwilę, wychodziła z gryffindoru i szła zapewne do Moody’ego na swoje durne lekcje. Ja w tym czasie również postanowiłam nie zawracać sobie nią głowy i bez zbędnych wymówek chodziłam do Severusa, siedząc czasami u niego po kilka godzin.

Sprawa z centaurami również ucichła. Wydawało się, że konflikt między nimi, a szkołą został zażegnany, tylko Lucjan miał pretensje, że znowu go w coś wpakowałam, ale to nie była moja wina, tylko Klary.

W końcu nadszedł Sylwester. Przy śniadaniu dosiadł się do nas Lucjan i nie dostrzegłszy, że między mną a blondynką doszło do kłótni, objął nas mocno ramionami, zapraszając na sylwestrową imprezkę, która miała odbyć się w ich pokoju wspólnym. Jako, że większość Ślizgonów wyjechała na święta, a została ich tylko garstka, sylwestrowa zabawa miała odbyć się w ich domu.

- Nie ma sprawy – zgodziłam się ochoczo. Miałam dość spędzania czasu w towarzystwie swojej przyjaciółki.

- A ty? – Zagadnął chłopak do blondynki.

- Wolę nie – odparła oschle.

- Nie daj się prosić – jęknął. – Jak zwykle mówisz nie, ale ostatnio ci się podobało, a też mówiłaś to samo. – Lucjan poruszył brwiami i mrugnął do Klary. Dziewczyna oblała się rumieńcem, ale nie skomentowała tego.

- Już powiedziałam.

- Alex, namów ją – poprosił chłopak, robiąc maślane oczy w moją stronę. – Chcemy po prostu wszyscy wyluzować. Niedługo wrócą pozostali i nie będzie już takiego luzu.

- Nie będę jej namawiać. Skoro nie chce, to jej strata – prychnęłam.

- Co? Ale jak to? Pokłóciłyście się? – Zdziwił się Ślizgon. – Wy?

- Niech ci sama powie, dlaczego – burknęłam. – No śmiało! – Spojrzałam na dziewczynę. – Powiedz mu.

- Nie będę nic mówić – odparła. – To ty jesteś narwana i dziwnie się zachowujesz.

- Merlinie, przestańcie! – Jęknął chłopak. – Wszystko zniosę, ale nie waszą kłótnię. Poza tym nie macie wyboru! – Przycisnął nas mocniej do siebie. – Wrobiłyście mnie w jakieś centaury, musiałem mówić o czymś, o czym nie miałem zielonego pojęcia, dlatego jesteście mi to winne. Obie! Obie macie do nas wpaść dzisiaj wieczorem. Hasło to „zgniła choinka”.

- Co to za hasło? – Zaśmiałam się gorzko.

- Tylko na czas świąt. – Ślizgon wzruszył ramionami, wstając. – Pamiętajcie, przysługa za przysługę. Jeżeli jej nie spełnicie, to już nigdy nie będziecie mogły wykorzystać mojego imienia i nazwiska w niczym!

- Ja na pewno będę! – Przypomniałam mu. – Więc to nie mój problem!

- Macie być obie, więc to też i twój problem! – Lucjan posłał mi siarczystego buziaka i odszedł do swojego stołu. Zauważyłam jak jego koledzy zaczęli go wypytywać jak mu poszło z nami, a ten uniósł bezczelnie kciuk do góry, jakby wiedział, że i tak wstawimy się u nich na imprezie.

- Teraz nie masz wyjścia – odezwałam się do niej pierwszy raz od kilku dni. – Musisz pójść.

- Nic nie muszę.

- Przysługa za przysługę – powtórzyłam jego słowa. – Dobrze powiedział, ale nie martw się. Później będziesz mogła pójść do Moody’ego i naskarżyć mu na nas, że się zajebiście bawimy i pijemy alkohol.

- Nigdy bym nie naskarżyła na coś takiego! – Oburzyła się, zaciskając dłonie w pięści. – Daj mi w końcu spokój!

Nagle nadleciała sowia poczta, roznosząc listy. Nie liczyłam na żadne od ojca, ale za to do Klary podleciała jej płomykówka, rzuciła kopertę i odleciała z powrotem. Dziewczyna zdziwiła się lekko, ale rozerwała pospiesznie papier, czytając zawartość listu. Nie miałam ochoty wypytywać jej o jego treść, ale nagle podszedł do nas profesor Moody. Powód, dla którego pierwszy raz się pokłóciłyśmy i nie odzywałyśmy do siebie tak długo.

- Dzień dobry, dziewczynki – przywitał się przyjaźnie, opierając dłoń na ramieniu Klary. – Mam nadzieję, że same dobre wieści dostałaś?

- Tak, profesorze – odparła ochoczo przyjaciółka. – Okazało się, że tata dostał jakiś kontrakt w fabryce. Ma nadzorować prace nad produkcją jednego ze swoich wynalazków.

- Doprawdy? – Zdziwił się nauczyciel. – To bardzo dobra wiadomość. O ile mi wiadomo, zależało mu na tym.

- Tak – uśmiechnęła się Klara do kartki, gładząc jej fakturę palcem. – Chyba tak. W końcu osiągnął to, czego pragnął.

- Widzisz, wszystko powoli się układa, a u ciebie Alex? – Nauczyciel przeniósł wzrok na mnie. Spojrzałam mu twardo w oczy, chwyciłam maślaną bułeczkę i czym prędzej wstałam, oddalając się od profesora.



***

Wieczorem zaczęłam przygotowywać się na Sylwestra. Osobiście, wolałabym go spędzić z Severusem, ale nie chciałam mu się naprzykrzać każdego dnia. Mężczyzna zapewne miał swoje plany na dzisiejszą noc. Swoją drogą, byłam ciekawa, co Severus porabiał w takie dni jak dzisiaj? Pił? Sam? A może spędzał ten czas w Hogsmeade? Była to kolejna rzecz, o jaką chciałabym go kiedyś zapytać.

- Dlaczego jesteś taka niemiła dla profesora Moody’ego? – Odezwała się nagle Klara, wchodząc do pokoju. Prychnęłam w odpowiedzi, spoglądając na siebie w lustrze. Obcisłe dżinsy i krótki, czerwony top były odpowiednim strojem na dzisiejszą zabawę. – Możesz mi odpowiedzieć?

- Już ci mówiłam – odparłam beznamiętnie, tuszując rzęsy maskarą.

- Gdyby to jeszcze była jego wina – kontynuowała oskarżycielsko. – Przejął się tym, że tak go potraktowałaś, wiesz? Powinnaś go natychmiast przeprosić.

- Przejął się? – Podchwyciłam, obracając przodem do przyjaciółki. – Czyli sobie z nim rozmawiałaś potem? A tak w ogóle – spojrzałam na zegarek – gdzie byłaś tyle czasu?

- Miałam zajęcia z profesorem – odparła dumnie. – Jutro Nowy Rok, więc musieliśmy nadrobić, bo potem nie będzie kiedy.

- A idziesz do Ślizgonów? – Zapytałam, chcąc aby mój ton brzmiał obojętnie. Poprawiłam fryzurę i nałożyłam na siebie kurtkę, ponieważ chcieliśmy wyjść na błonia przed dwunastą i popatrzeć na sztuczne ognie, które zawsze puszczano w Hogsmeade.

- Idę – odpowiedziała wojowniczo. – Ale nie mam zamiaru pić.

***

Większość wieczoru minęła nam bardzo przyjemnie. Oczywiście, podczas zabawy w dalszym ciągu nie miałyśmy ochoty odzywać się do siebie z Klarą, ale teraz jakoś nie przeszkadzało to Lucjanowi. Dla niego liczyło się tylko to, że miał nas obie przy sobie i jeżeli jedna mu się znudziła, szedł do drugiej. Reszta Ślizgonów również okazała się sympatyczna. Ich złośliwości nie były tak bardzo rażące i dało się z nimi normalnie porozmawiać, chociaż większość z nich upiła się zanim sylwester zaczął się na dobre. Ostatecznie, zostałam tylko ja, Klara i Lucjan, więc w takim gronie wybraliśmy się na błonia, żeby popatrzeć na fajerwerki.

Zauważyłam, że przyjaciółce od pewnego momentu bardzo dobrze rozmawiało się z chłopakiem. Gdy byliśmy w ich pokoju wspólnym ani razu nie spojrzała na młodego Malfoya, a gdy chłopak wyszedł gdzieś z Pansy, również nie przejęła się tym za bardzo.

Po wyjściu na świeże powietrze, zostawiłam ich samych, ponieważ zaczęli się sprzeczać o wystrzeliwanie fajerwerków. Ślizgon miał w nosie jej bogobojne nastawienie do wszystkiego i z premedytacją chciał wypuścić kilka potężniejszych iskier w stronę drzewa, na którym spało kilka wron. Ja w tym czasie stanęłam przy jeziorze, spoglądając na wielką kałamarnicę, która pływała sobie spokojnie pod powierzchnią grubej warstwy lodu.

Po drugiej stronie wody prezentował się Zakazany Las. Na samo wspomnienie centaura sprzed kilku dni poczułam nieprzyjemny chłód przechodzący mi wzdłuż kręgosłupa.

Nagle nieopodal sporej gęstwiny krzewów usłyszałam szelest. Po ostatnich wydarzeniach nie miałam ochoty na przygody, dlatego obróciłam się przodem do przyjaciół, chcąc zakończyć ich kłótnie i wrócić do zamku.

- Ej, to idziemy do środka, czy nie?! – krzyknęłam w ich stronę, zapinając kurtkę pod szyję. Zarówno Klara jak i Lucjan mieli w poważaniu moje nawoływanie. W dalszym ciągu zajęci byli kłótnią o fajerwerki. Westchnęłam więc głęboko, chcąc do nich podejść, gdy nagle zostałam pochwycona w pasie przez jakieś silne ramiona i wciągnięta pomiędzy zarośla, z których poprzednio słyszałam szelest. Chciałam krzyknąć, ale czyjaś ręka zakneblowała mi mocno usta.

- Zamknij się! – Warknął nieznajomy, wyłaniając się z mroku. Był to centaur.

Zaczęłam się wierzgać i kopać na oślep nogami. Stojąca przede mną kreatura zawrzała głośno, odsuwając się, po czym spojrzała złowrogo na tego, który mnie trzymał.

- Zwiąż ją, do cholery! – Rozkazał. – I zaknebluj. Musimy jeszcze zabrać tą drugą.

Pół człowiek, pół koń wyjrzał zza krzaków, obserwując dokładnie Klarę, a drugi ściągnął z ramienia grube sznury, którymi oplótł mi ręce i nogi. Do ust wepchnął mi brutalnie kawałek ścierki i przerzucił na swoje plecy, niczym worek ziemniaków. W dalszym ciągu próbowałam się szamotać oraz krzyczeć, ale nic to nie dało.

Na chwilę przestałam się ruszać, leżąc spokojnie. Spoglądałam ze strachem w oczach na swoich oprawców. Ten, który przewiesił mnie przez siebie miał rudą, bujną grzywę i potężne, mocne ramiona, natomiast drugi, który „polował” na Klarę miał czarne, długie włosy i węższe barki.

- Coś mi mówi, Falghar, że ona ma z tym coś wspólnego – mruknął ten, który mnie związał i parsknął cicho. Centaur zwany Falgharem odwrócił się na moment i uśmiechnął podstępnie.

- Dobrze znałem ten zapach – rzekł, oblizując się. – I tylko. Pamiętam je. Wdarły się na nas teren kilka miesięcy temu.

Chciałam zaprzeczyć, że to wcale nie było tak, jak mówił, ale z moich ust wydobył się jakiś niezrozumiały bełkot. Czarnowłosy centaur zignorował to i na nowo zaczął obserwować Klarę.

- Jest sama – powiedział do siebie, po czym wyszedł zza zarośli. Po chwili targał już za sobą wystraszoną dziewczynę.

- To nie tak! – Krzyknęła spanikowana. – Alex! Boże, Alex! – Próbowała doskoczyć do mnie, ale została od razu powstrzymana.

- Zamknij się! – Ryknął Falghar, chwytając ją mocno za włosy. Klara syknęła z bólu, a z oczu poleciały jej łzy.

- To nie my, przysięgam! – Odważyła się ponownie odezwać. – To naprawdę nie byłyśmy my!

- Jak śmiesz nam kłamać w żywe oczy! – Zdenerwował się rudzielec i splunął gryfonce pod nogi. – Kłamliwa suko!

- Nie my go zabiłyśmy! – Załkała, zalewając się łzami.

Brunet nie chciał jej słuchać. Klara również została związana i przerzucona przez tułów. Centaury chwyciły w ręce swoje łuki, po czym bez słowa skierowały się w głąb Zakazanego Lasu. Szli w milczeniu przez dłuższy czas, a ja powoli przestawałam widzieć księżyc, niebo a następnie zarysy drzew. Było tak ciemno, że ledwo mogłam dostrzec cokolwiek.

Nagle z oddali usłyszałyśmy dźwięki bębnów. Były to mocne, równomierne uderzenia. Chciałam spojrzeć na przyjaciółkę, żeby mi to jakoś wyjaśniła, ale w tej ciemności nie widziałam nawet jej konturów. Dopiero po chwili zarysowała się przed nami łuna potężnego światła. Im bardziej zbliżaliśmy się do tego miejsca, tym wszystko stawało się jaśniejsze, a dziwny blask okazało się być ogniskiem, którego płomienie sięgały kilku metrów.

Znajdowaliśmy się na polanie głęboko w lesie. Była to chyba ich wioska, ponieważ nieopodal paleniska postawione były szałasy. Okrążały one pole, jakby pilnowały do niego dostępu, a wszędzie pełno było centaurów, szczególnie przy ognisku. Wśród nich poznałam tego, który pozwolił ostatnim razem Moody’emu nas uwolnić i to właśnie do niego zostałyśmy podprowadzone.

Jeden z centaurów ściągnął nas z grzbietów pozostałych i postawił przed obliczem ich przywódcy. Nasze sznury zostały zerwane, a kneble wyjęte z ust. Tym razem nie chciałam grać odważnej. Wiedziałam, że znajdowałyśmy się w fatalnym położeniu, a nasze słowa przeciwko temu, czego oni byli już pewni były niczym.

- To one, Magorian – odezwał się ten z czarną czupryną. Wyciągnął z kołczanu strzałę i uniósł nią podbródek Klary, by spojrzała na centaura przed sobą, a następnie zrobił to samo ze mną. Podniosłyśmy głowy, spoglądając w napiętą twarz centaura. Magorian nachylił się nad nami, zaglądając nam prosto w oczy. Miał lekko skośne, żółte oczy i pociągłą twarz pełną owłosienia.

- Pamiętam je – stwierdził i zarżał głośno, a następnie wciągnął głęboko powietrze przez nos. – Ten sam zapach. To one. To one! – Powtórzył głośniej, prostując się. – To one!

Reszta centaurów zawyła głośno, unosząc ku górze swoje łuki. Przez chwilę zrobiło się spore zamieszanie.

- Nic nie zrobiłyśmy! – Próbowała przekrzyczeć tłum Klara, ale nikt jej nie słuchał. Centaury wydały już osąd. Byłyśmy zgubione. Objęłam się rękoma, chcąc sobie dodać otuchy i trochę odwagi. Rozejrzałam się dyskretnie, chcąc znaleźć jakieś miejsce, którego nie pilnowała reszta stada, ale każda możliwa droga ucieczki była dobrze obstawiona.

Nim dokładniej się rozejrzałam, Falghar chwycił mnie za kołnierz kurtki, uniósł kilka cali nad ziemią i siłą wepchnął do klatki, która ustawiona była tuż obok ogniska. Chwilę później zrobił to samo z rozhisteryzowaną Klarą. Dziewczyna została wrzucona z impetem do środka, wpadając na mnie, przez co obie przewróciłyśmy się na ziemię. Centaur zarechotał obleśnie, zamykając drzwi na cztery spusty.

- To nie my, do kurwy nędzy! – Wrzasnęłam, przylegając do krat. – Zrozumiecie to w końcu?! Tylko tamtędy przechodziłyśmy! Nie skrzywdziłyśmy tej kre…

Falghar zatrzymał się na moment, mrużąc oczy. Podszedł do mnie, chwytając przez szpary za kurtkę. Zostałam z całej siły przyciągnięta do niego.

- Dokończ – syknął.

- Ona nie miała nic złego na myśli – powiedziała nagle Klara, stając w mojej obronie. – Ale to naprawdę nie my zabiłyśmy waszego brata.

Zwierzę wypuściło powietrze nosem, puszczając mnie i podeszło do stada.

- Alex, musisz uważać na słowa. Centaury bardzo łatwo obrazić – przypomniała mi dziewczyna, kładąc rękę na ramieniu. Strzepnęłam ją szybko, spoglądając jej prosto w oczy.

- W obliczu naszej śmierci mam to w dupie – odparłam ponuro, siadając na ziemi. Podkuliłam pod siebie kolana, oplatając je rękoma i zaczęłam obserwować całą sytuację.

Centaury zachowywały się tak, jakby coś świętowały. Czyżby to miało związek ze złapaniem domniemanych morderców ich pobratymca? A może chodziło o Sylwestra? Ale czy centaury świętowałyby ludzkie święto w taki sposób?

Stoły, które okrążały ognisko pełne było alkoholu i świeżego mięsa, które pochodziło od mniejszych, leśnych zwierząt. Centaury upijały się powoli, śmiejąc głośno i próbując swoich sił między sobą w walce na pięści. Niektórzy przechadzali się po kilka razy koło naszego więzienia, przyglądając nam się zachłannie, jakbyśmy miały być ich daniem głównym. Coś mi podpowiadało, że nie przeżyjemy tej nocy w jednym kawałku…





10 komentarzy:

  1. Czułam, że nie odpuszczą, to nie w ich naturze. Haah, ale Klara ma teraz zadanie-wyzwanie, żeby opisać, co będzie dalej :) :*

    OdpowiedzUsuń
  2. A klara zrobi twk że opisze spotkanie z moodym i znowu ja będę musiała kontynuować xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, ja już mam trochę powalonych pomysłów na kontynuacje XD

      ~Klara

      Usuń
    2. No, ja mam nadzieję, że to się nie skończy kolejną interwencją Moody'ego :P magiczne oko magicznym okiem, ale ten człowiek musi też kiedyś spać albo nie wiem... Walić konia.xd Chociaż, w kontekście notki o centaurach to dziwna wzmianka, niemniej pasująca :P

      Usuń
    3. Mam inny pomysł, ale Alex koniecznie chce coś z Moodym XD

      ~Klara

      Usuń
  3. xsdefrgthyjukjyhgtfrej Ja chciałam Moody'ego w klatce!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę się zgodzić z Klarą, że dobrze
    byłoby zmienić nieco kierunek, Moody zacznie trącić autentyczność, jeśli będzie w każdej notce. Mam wrażenie, że nawet Snape jest dużo rzadziej. :) zrobicie oczywiście, jak chcecie i ja nie przestanę być fanką Waszej twórczości, ale jako czytelniczka dalej chciałabym czuć dreszcz, jaki mnie przechodzi gdy widzę nazwisko albo jednego, albo drugiego Pana, a jeśli M. będzie wszędzie, to i dreszcze będą słabsze. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Moody'ego nigdy za wiele :P Ale Kasiu, jak masz jakieś ciekawe pomysły,które moglybyśmy opisać, to śmiało się możesz nimi podzielić :D bo ja to ciągle bym coś pisała, ale nie mam pomysłow co konkretnie ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. Podesłałam parę pomysłów na Twojego maila, Kopciu, mam nadzieję, że któryś się przyda :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki :D skorzystamy na pewno z tego :D

    OdpowiedzUsuń