wtorek, 16 czerwca 2020

95. Podejrzenia

Gdy zobaczyłam profesor McGonagall i to w jakim była stanie, na myśl od razu przyszedł mi straszny widok, którego byłyśmy świadkami jeszcze dziś rano. Informacja musiała już dotrzeć do dyrektora… Na wspomnienie oszpeconego truchła, poczułam, że robi mi się niedobrze. Dlaczego moja wyobraźnia była aż tak bardzo plastyczna?

- Możecie wracać do swoich obowiązków – odezwał się Moody.

- Profesorze, a co z naszymi zajęciami? – zapytałam słabym głosem.

- To sytuacja nadzwyczajna. Dam Ci później znać – Szalonooki wskazał ruchem głowy na drzwi, jakby w ten sposób chciał nas pospieszyć.

Nie czekałyśmy ani chwili dłużej. Złapałam Alex pod rękę i szybko wyszłyśmy. Na korytarzu wzięłam kilka głębszych wdechów. Przyjaciółka wciąż wyglądała na oszołomioną karą jaką wykonał na niej profesor. Pocierała swoje uszy, jakby w strachu, że bolesny czar powróci ze zdwojoną siłą.

- Znaleźli go, prawda? – zapytałam cicho. – O to musi chodzić.

- No przecież, że o to.

- Albo stało się coś jeszcze gorszego… - zamyśliłam się. - To nie byłby pierwszy raz, kiedy wszystko się nawarstwia. Alex, co mogłoby być gorszego, od tego co tam się wydarzyło? – zapytałam, patrząc na zamknięte drzwi do gabinetu.

- Kartkowałaś tę księgę, to chyba lepiej wiesz… Cholera, Klara, jakim cudem nadal chcesz mieć z nim lekcje? – oburzyła się przyjaciółka. - Po tym, co mi zrobił?!

- To nie było jego widzimisię! – złapała się pod boki. - Profesor powiedział jasno, że to miała być dla Ciebie nauczka za głupie pomysły.

- Klara, on się nawet się nie zawahał! – Alex uderzyła mnie palcem w pierś. - Robił to z przyjemnością!

- Na pewno nie! – odepchnęłam jej rękę. - Robił to, bo musiał! Wyglądał, jakby wcale nie chciał!

- Czemu go bronisz?! – wściekła Alex pchnęła mnie. – Wiesz jak to cholernie bolało?! Wiesz?!

- Wyobrażam sobie, ale wiesz co? Miałaś przecież szansę zaprzeczyć wszystkiemu i przeprosić, ale wolałaś milczeć! I zamiast przyjść na czas, koniecznie chciałaś spotkać się z Lucjanem!

Alex znieruchomiała na moment, ale szybko się opamiętała.

- To… to było ważne! – żachnęła się.

- Moim zdaniem Lucjan mógłby spokojnie poczekać – powiedziałam, krzyżując przed sobą ręce.

- Nie będę zmieniać wszystkich planów, bo nagle profesorowi się ubzdurało, że zrobi nam szlaban – Alex machnęła rękami. - Z resztą… Na szczęście mamy to już za sobą. - Wkurzona odwróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem.

- Alex, wszystko było w Twoich rękach – wołałam za nią. - Jedno słowo przepraszam! Odrobina szczerości. Nie obwiniaj wszystkich za to, że nie umiesz tego wydusić.

Przyjaciółka pokazała mi środkowy palec. Westchnęłam przeciągle i opuściłam głowę. Dlaczego traktowała Profesora Moody’ego jak zło konieczne? Dlaczego nie dostrzegała, jak bardzo się starał, ile dla nas robił, jak się poświęcał? Ja widziałam to wszystko. Postanowiłam, że dam jej trochę czasu na ochłonięcie. Pewnie też nie byłabym zbyt szczęśliwa, gdybym właśnie przeżyła coś takiego. Mimo że powinnam wrócić teraz do swoich zajęć, coś nie dawało mi spokoju. Koniecznie chciałam wiedzieć, czy rozmowa nauczycieli na pewno dotyczy centaura. Tym bardziej, że podejrzanie długo nie wychodzili z gabinetu. Kiedy przysunęłam ucho do drzwi, ku mojemu zdziwieniu, słyszałam głosy za nimi. Czyżby z pośpiechu zapomnieli ich wyciszyć?

- Słyszę co mówisz, Minervo, ale sama rozumiesz… zabić dorosłego centaura? – zastanawiał się Moody. – Kto mógłby zrobić coś takiego?

- Na pewno żaden z naszych uczniów. Nikt tutaj nie para się czarną magią, a właśnie takich zaklęć użyto na tej istocie. Dyrektor ma złe przeczucia…

- Jesteście pewni, że to czarna magia, a nie zwykła broń? Może to porachunki pomiędzy nimi? Atak innej istoty z Zakazanego Lasu?

- Obrażenia wskazują na czary, ale najlepiej gdybyś Ty Alastorze, jako nauczyciel obrony przed czarną magią przyjrzał się sprawie. Na pewno bezbłędnie rozpoznasz te zaklęcia. Na Merlina… - Mcgonagall jęknęła słabym głosem. – A co jeśli mamy do czynienia ze śmierciożercami?

- Znaczyłoby to, że działają coraz aktywniej. Cóż… Nie zapominajmy, że mamy w szkole kilku byłych popleczników Czarnego Pana. Mam nadzieję, że znajdują się na liście podejrzanych?

- Tak, będziemy ich przesłuchiwać. Centaury bardzo chcą wziąć w tym udział. Ponoć na miejscu wyczuły znane sobie zapachy ludzi. Albus zastanawia się jeszcze, czy pozwolić im na śledztwo. W pierwszej kolejności wolałby poprowadzić je sam. Jeśli podejrzenia okażą się prawdą i winny jest w szkole…

- Chodźmy – przerwał jej Moody. - Porozmawiajmy z dyrektorem. Muszę wiedzieć wszystko.

Odskoczyłam od drzwi jak oparzona. Po pierwsze, nie spodobało mi się to co usłyszałam. Wyczuli jakieś zapachy… też tam byłyśmy i to chyba jako ostatnie. Co, jeśli chodziło o nas? Niby nie dotykałyśmy ciała, ale nie wiedziałam jaki węch mają centaury. Po drugie, głupio byłoby być przyłapanym na podsłuchaniu. Zdążyłam odsunąć się kilka metrów od drzwi i stanąć pod ścianą. Moody przepuścił Panią Profesor przodem, a później zamknął za sobą drzwi. Jego mechaniczne oko łypnęło w moją stronę. Po tym spojrzeniu wiedziałam, że musiał widzieć mnie przez drzwi, gdy podsłuchiwałam. Nie skomentował jednak tego ani słowem. Wystawił łokieć w stronę McGonagall pozwalając, by kobieta się na nim oparła, a później razem ruszyli w stronę schodów. Odczekałam chwilę, a później popędziłam do wieży, licząc na to, że tam spotkam Alex. Nie znalazłam jej w pokoju wspólnym, ale gdy wpadłam do sypialni, zauważyłam, że kotary jej łóżka były zasunięte. Robiła tak wtedy, gdy chciała być sama. Wiedziałam, że jest na mnie obrażona, ale wydało mi się, że mój powód by jej przeszkodzić jest naprawdę sensowny.

- Alex! Cholera… Alex! – nerwowo złapałam za kotartkę.

Zdążyłam ją tylko uchylić i nim dokładnie zobaczyłam co dzieje się za nią, dostałam książką w twarz.

- Ała! – krzyknęłam, łapiąc się za nos.

- Kurwa, powinnaś pukać! – wrzasnęła Alex.

Zauważyłam tylko tyle, że schowała pod poduszkę coś czarnego. Ostrożnie przyłożyłam palce do spodu nosa i odsunęłam je od twarzy, sprawdzając, czy jest na nich krew. Na szczęście jej nie było.

- Mogłaś mi złamać nos! – jęknęłam i podałam jej książkę, gdy już mocniej odsłoniła kotarę.

- Nie przeżywaj, bo zasłużyłaś. Miałam dzisiaj o wiele gorzej! – Alex podciągnęła się do siadu, skrzyżowała nogi w kostkach i ręce na piersiach, po czym odwróciła wzrok gdzieś w bok.

- Masz rację, przepraszam… - westchnęłam i usiadłam na skraju łóżka. – Ale muszę porozmawiać z Tobą o czymś ważnym. Podsłuchiwałam jak rozmawiali w gabinecie…

- Podsłuchiwałaś? – przyjaciółka wysoko uniosła brwi. Następnie przyjrzała mi się podejrzliwie.

- Po prostu chciałam wiedzieć, czy na pewno chodzi o centaura – wyjaśniłam szybko, nieco zmieszana. Tak, podsłuchiwanie nie było w moim stylu, ale dorośli lubili nic nam nie wyjaśniać, a jeśli miałam stresować się nie wiadomo ile czasu… No. W mojej głowie miało to sens.

Opowiedziałam Alex o wszystkim co mówili. Historia o „wyczuciu” zapachu też jej się nie spodobała. Nasze zapachy były przecież znane tym leśnym istotom o czym dyrektor nie powinien wiedzieć. Przecież ostatnie nasze spotkanie zakończyło się niemal tragicznie, zarówno dla nas jak i dla sytuacji politycznej między Hogwartem i Lasem. Od razu zaczęłyśmy zastanawiać się, kto wtedy był na felernym ognisku.

- Są święta, mało kto jest teraz w szkole. – Alex zastanawiała się na głos. Wyglądała, jakby trochę przeszła jej złość. – A skoro znają ten zapach, to mógł być na przykład Malfoy?

- No bez przesady – przewróciłam oczami. - On by nie zrobił czegoś takiego.

- A skąd wiesz? Nie znasz go za bardzo.

- Zaraz powiesz, że jest ze Slitherinu i oni tak robią – potrząsnęłam głową. – Jak już, prędzej obstawiałabym Pansy… Też jest w szkole, a pamiętasz, że kiedyś z koleżankami zabiła tego ptaka? To było na początku roku…

- On nie był już martwy wcześniej? – Alex objęła poduszkę i przytuliła ją do siebie.

- Nie był… znaczy… no w sumie nie wiem. Rany – złapałam się za głowę. – To przecież nie Crabbe i Goyle! Oni są za głupi! – potarłam palcami skronie, myśląc intensywnie. - No to kto zostaje? Lucjan… Gadałaś z nim dzisiaj! Wyglądał, jakby miał coś do ukrycia? – patrzyłam na nią intensywnie.

- Yyy… co? – zdziwiła się Alex. Zastanowiła się chwilę. – Nie. Wiesz jaki on jest. Z resztą to nie mógł być on, da się z niego czytać jak z otwartej księgi.

- Ale zaginął na śniadaniu świątecznym… - powiedziałam cicho.

- To z centaurem, to się chyba stało później… - Alex również się zamyśliła.

Przez chwilę trwała grobowa cisza. Czy Lucjan byłby do tego zdolny? Zawsze był wesoły i pozbawiony zmartwień, ale może to tylko była maska? Może pod nią był chytry i bezwzględny… Nie, nie pasowało mi to do niego. Potrząsnęłam głową.

- Bezsensu – powiedziałam. - Jeśli nie on… No to co, chodzi o nas? Niby tam byłyśmy, ale wiesz… Nic nie dotykałyśmy.

- No właśnie. A to chyba niemożliwe, żeby wyczuli zapach ze śniegu – Alex spojrzała na mnie. – Oni wyczuli kogoś, kto był obok, czy sprawców?

- Nie wiem dokładnie, ale jeśli sprawca użył magii, to raczej jego zapachu nie byłoby na ciele. Magia przecież nie zostawia takich śladów… - potrząsnęłam głową. – Musiałby zostać jakiś włos, albo przedmiot osobisty. Sama nie wiem.

- Zaraz, zaraz… - Alex potarła skronie. W końcu spojrzała na mnie poważnie. - A Ty nie zgubiłaś dzisiaj chusteczek?

- Zgubiłam, ale nie wiem gdzie… - odruchowo dotknęłam kieszeni spodni.

- A kiedy miałaś je ostatnio?

- No przed naszym spacerem do bijącej wierzby.

- A kiedy ich nie miałaś? – drążyła przyjaciółka.

- W pokoju wspólnym.

- Nie chcę Cię straszyć, bo to niby kawał terenu, ale co jeśli zgubiłaś je w pobliżu? Wtedy, gdy się wygłupiałyśmy we śniegu?

Spojrzałam na nią. Najpierw uznałam, że to nieprawdopodobne. Potem, że w sumie możliwe. Im dłużej o tym myślałam, tym gorsze się to wydawało.

- O rany… - Pobladłam. Złapałam się za głowę i gdybym już nie siedziała, pewnie teraz bym to zrobiła. – O rany… Błagam, oby to był przypadek!

- Jakoś przestałam wierzyć w przypadki… - westchnęła Alex. – Może jednak trzeba było powiedzieć profesorowi, co znalazłyśmy?

Byłam zła na siebie. Chciałam działać według nowych reguł i moje milczenie najprawdopodobniej odbije się na mnie jeszcze gorzej! Próbowałam sama siebie pocieszyć.

- To będą tylko poszlaki. Nic nam nie mogą zrobić. Najwyżej sprawdzą nasze wspomnienia i … - zamilkłam.

I ja i Alex zrobiłyśmy dziwne miny. Wpuszczenie kogoś do głowy może nie wydawałoby się takie złe, gdyby nie fakt, że było tam kilka informacji, których na pewno nie chciałam upubliczniać. Po pierwsze – zdradzenie kryjówki poszukiwanego Syriusza, po drugie zaś cała akcja z Lucjanem. Gdyby ktokolwiek dowiedział się, co wyprawialiśmy podczas balu… Poczułam, jak moje policzki oblewają się rumieńcem.

- Nie zajrzą nam do głowy, prawda? – zapytałam panicznie, łapiąc Alex za ramiona. – Nie zrobią tego?

- Pomyśl – przyjaciółka postukała się palcem w czoło. - Dopiero Moody przetestował na mnie zakazane czary! Co to za problem, żeby zajrzeli nam do wspomnień?

Poderwałam się z łóżka i biegiem ruszyłam do drzwi.

- Gdzie idziesz?! – zawołała za mną Alex.

- Powiem im o wszystkim! – krzyknęłam na odchodne.

Gdy byłam już przy obrazie, Alex złapała mnie za rękę. Miała poważną minę.

- Klara, sama nie chciałaś nic mówić! Jak teraz wyskoczysz z tym, że masz coś do powiedzenia, to myślisz że jak to będzie wyglądać? Jak przyznanie się do winy!

- Ja im wyjaśnię i będzie wszystko z głowy! – czułam, że pod powiekami zbierają mi się łzy. – Nie chcę, żeby przeszukiwali mi głowę!

Wyrwałam się z uścisku i wybiegłam na zewnątrz. Alex ruszyła za mną wkurzona. Zbiegałyśmy po schodach w stronę gabinetu.

- Nie taki był plan! I to był Twój pomysł! – wołała za mną, zaciskając pięści.

- To nie Ty zgubiłaś chusteczki! – rzuciłam przez ramię. - Pewnie nawet Cie nie przesłuchają!

- Może nawet nie chodzi o Ciebie, co? Może o nauczycieli?! Kto był wtedy z nami w lesie, hm? Oczywiście profesor Moody… - Alex powiedziała lekceważąco. - Jak z resztą wszędzie.

Zatrzymałam się i obróciłam gwałtownie, przez co Alex na mnie wpadła. Spojrzałam jej prosto w oczy. Byłam pewna, że mówi o tym tylko po to, żeby mi zrobić na złość.

- Nawet nie mów, że mógłby mieć z tym coś wspólnego! – powiedziałam, a łza popłynęła mi po policzku. Szybko przetarłam ją wierzchem dłoni. – Nie ma takiej opcji. Profesor nigdy by nie zrobił czegoś złego.

- Nigdy? A zapomniałaś, że dzisiaj… - przyjaciółka wskazała na swoje ucho.

Nie dałam jej dokończyć, doskonale wiedząc co chce powiedzieć. Przewróciłam oczami i ruszyłam pod gabinet dyrektora.

- Rany… - Alex uniosła ręce w obronnym geście, ale poszła za mną. – A Tobie co? Zabujałaś się w nim, że tak się wściekasz?

- Nie zabujałam – pisnęłam, ucinając temat.

- On nie jest idealny, rozumiesz? Jest dziwny, za bardzo się wtrąca i… - wyliczała przyjaciółka.

Ostentacyjnie zatkałam uszy. Gdy byliśmy już pod rzeźbą prowadzącą do gabinetu, zauważyłam, że przejście było zamknięte. Nie znałyśmy hasła, więc nie mogłyśmy go otworzyć. Nerwowo przestępowałam z nogi na nogę, czekając aż narada się skończy. Wkrótce jednak okazało się, że na daremno. W korytarzu pojawił się profesor Flitwick. Mężczyzna w pośpiechu przebierał drobnymi nogami, jakby gdzieś go oczekiwano. Minął jednak rzeźbę i nas, dopiero po chwili jednak zdając sobie sprawę z tego, kogo zobaczył. Zatrzymał się i obrócił.

- Panienki! – sapnął i otarł z czoła pot. – A wy na co czekacie?

- Chciałam porozmawiać z dyrektorem… - zaczęłam nieśmiało, trzymając ręce za plecami.

- Oj cukiereczku… wszyscy zbierają się w Wielkiej Sali. Też powinnyście dołączyć, bo to bardzo ważna sprawa – jakby na dowód tego, machnął krótkim liścikiem zapisanym na pergaminie, a później wcisnął go do kieszeni szaty.

- A o co chodzi? – Alex zapytała jakby dla zmyłki.

- Dyrektor wszystko wyjaśni – powiedział profesor i uśmiechnął się do nas blado. Następnie kontynuował swój zabawny bieg.

Czyli było za późno. Spojrzałam na Alex, a ona wzruszyła ramionami. Ręce miała skrzyżowane przed sobą. Przełknęłam głośno ślinę i-już z mniejszym zapałem-ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. Po drodze przechodziłyśmy przez hol. Przy drzwiach wyjściowych zauważyłyśmy jakieś zamieszanie. Woźny zasłaniał własnym ciałem wyjście, a Draco i Pansy koniecznie chcieli z niego skorzystać.

- Nie można wychodzić! – powiedział niespokojnie Filch. Jego kotka siedząca u jego stóp, jakby na potwierdzenie wydała z siebie syk.

- Nie macie prawa zabraniać mi wychodzić ze szkoły – Draco chciał go wyminąć. - To mój czas wolny.

- Taki jest nakaz dyrektora! – Filch nie dawał za wygraną.

- Co im dzisiaj odbiło? – zdziwiła się Pansy.

- Zaraz napiszę o tym do mojego ojca – wkurzył się Malfoy. - Ciekawe co powie na to, że ograniczacie nam prawa do swobodnego przemieszczania się? Dumbledore i tak ma problemy z Ministerstwem…

- Nie obchodzi mnie to! Zjeżdżaj! – Filch machnął ręką, co tylko bardziej wkurzyło Draco. Gdy wyglądało, że może zaraz sytuacja pójdzie za daleko, przerwała im Alex.

- Hej – zawołała. - Ponoć mamy być w Wielkiej Sali. Mówił wam to ktoś?

Pansy skrzyżowała ręce przed sobą i spojrzała na nas spod byka. Ja stałam blada jak ściana, omal nie płacząc. Alex uniosła dumnie brodę, nic sobie nie robiąc ze spojrzenia ślizgonki.

- Nikt nie mówił – powiedziała Pansy. - Po co znowu?

- Jakieś zebranie nadzwyczajne – kontynuowała Alex. – Ale my wiemy od Flitwick’a. Nie przechodził tędy?

- Nie było go tu – Draco łypnął na woźnego i odsunął się od drzwi. - Mam nadzieję, że na tym spotkaniu wyjaśnią nam, dlaczego nagle nie możemy wychodzić.

Gdy ślizgoni odeszli od wyjścia i ruszyli na Wielką Salęm, Filch uchylił na moment drzwi i łypnął na zewnątrz. Szpara jaka w ten sposób powstała, wystarczyła, żebym zobaczyła, co przerażającego znajdowało się po drugiej stronie… Było tam mnóstwo centaurów, stojących ramię w ramię i kopyto w kopyto. Na sam widok tej ilości istot poczułam, jakby moje serce stanęło. Wszyscy byli uzbrojeni w łuki i dzidy i wszyscy stali w pewnej odległości od wejścia, tworząc półokrąg. Ich miny nie były radosne, ale kto byłby szczęśliwy, gdyby jego bliski został znaleziony w tak tragicznym stanie? Gdy McGonagall mówiła, że chcieli być tutaj w trakcie śledztwa, ani na moment nie pomyślałam, że nas otoczą. Że będzie ich tak wielu… i że będą wyglądali, jakby szykowali się na wojnę.

- Niech to… - zaklął Flich.

Gdy woźny pospiesznie zamknął drzwi, zerknął na nas i zauważył po naszych minach, że też to widziałyśmy. Nic jednak nie skomentował. Zaryglował miotłą drzwi, jakby miało to jakkolwiek pomóc, a potem znowu oparł się o nie plecami. Widziałam, że pot ścieka mu po twarzy.

- Będzie wojna?... – zapytałam, patrząc na Alex szeroko otwartymi oczami.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz