środa, 6 listopada 2019

67. Artykuł

- Na kiedy ją potrzebujesz? – Zapytał Moody przyjaznym tonem, uśmiechając się. Popatrzyłam zapłakanymi oczami na jego uśmiechniętą twarz, a następnie przeniosłam spojrzenie w głąb korytarza. Snape’a już dawno nie było w zasięgu wzroku. Westchnęłam cicho, w dalszym ciągu czując mocny zawód. Tak bardzo potrzebowałam teraz bliskości mężczyzny, a on wciąż zachowywał się jak najgorszy dupek. Nie mogłam przeboleć tego, że według niego łączył nas tylko jakiś układ. Z każdym kolejnym spotkaniem z profesorem, moje serce zaczynało bić mocniej i szybciej. Pragnęłam go każdą komórką swojego ciała. Chciałam, żeby mnie pocałował, żeby robił ze mną rzeczy, jak każda normalna para.

- Alex? – Moody widząc, że odleciałam daleko myślami, na nowo próbował do mnie dotrzeć. – Na kiedy ją potrzebujesz?

- Na dzisiaj, profesorze – odparła za mnie Klara, przyglądając mi się ze smutkiem. – Harry mówił, że potrzebuje jej na dzisiaj.

- Dobrze, a mówił po co mu ona? – Dopytywał Moody.

- Nie – odpowiedziałam szybko, wracając do rzeczywistości. – Uda się panu ją odzyskać?

Nauczyciel przyglądał mi się chwilę w ciszy, a następnie kiwnął głową, na nowo się uśmiechając.

- Do wieczora będziesz ją miała z powrotem, ale nie ładuj się przez jakiś czas w kłopoty. Wiem, że w twoim przypadku będzie to trudne, ale postaraj się chociaż.

Podziękowałam mu i obiecałam nie ładować się w kłopoty.



***

Wieczorem odzyskałam pelerynę. Nie miałam pojęcia, jak udało się to Moody’emu, ale mnie zajęłoby to dwa razy więcej czasu niż jemu. Przekazałam w końcu własność Harry’emu, który niecierpliwie czekał na swoją rzecz, po czym wymknął się wraz z Hermioną i Ronem z zamku. Przy okazji kazałam im pozdrowić Syriusza. Resztę wieczoru spędziłyśmy z Klarą w dormitorium, wrzucając do toreb potrzebne podręczniki na poniedziałkowe zajęcia, a wypakowując te z piątku. Cały czas miałam w głowie to, jak pocałowałam Snape’a. Naprawdę niewiele brakowało, a profesor Moody dowiedziałby się wszystkiego o mnie i Snapie. Z drugiej strony, co kierowało Mistrzem Eliksirów, żeby zamykać się ze mną w takim miejscu? Przecież to było do przewidzenia, że ktoś mógł nas nakryć! Owszem, chodziło mu o seks, ale czy nie mogło to poczekać do kolejnego piątku? Zresztą, i tak pewnie przyszłabym do niego wcześniej. Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi.

Klara również zdawała się być jakaś milcząca. Zapewne przeżywała w kółko to całe porwanie. Nie dziwiłam jej się. Przecież sama nie mogłam wybić sobie tego z głowy i chociaż bardzo się starałam, udając że mam to w dupie, to i tak łatwo nie było. Obie bałyśmy się nagłego szmeru za nami lub wyciągałyśmy szybko różdżki, kiedy ktoś niespodziewanie znalazł się za naszymi plecami. Nie mogłyśmy sobie z tym poradzić. Nawet, pomimo całego wsparcia, jakie okazywał nam Moody, pragnęłam wygadać się komuś innemu, a teraz po tym cholernym pocałunku bałam się nawet podejść do Snape’a. Nie chciałam drażnić go bardziej niż powinnam. Poza tym miałam nie pakować się w kłopoty, więc wolałam siedzieć potulnie w dormitorium, niż włóczyć się po zamku.

***

Minął tydzień. Starałyśmy się z Klarą nie myśleć zbytnio o tym, co miało miejsce ponad tydzień temu. Chciałyśmy żyć tak, jak dawniej, bo przecież nic takiego nam się nie stało. Nikt nas nie skrzywdził, wciąż mogłyśmy cieszyć się naszym nastoletnim życiem.

Musiałam powiedzieć, że prawie nam to się udało. Zajęłyśmy się na nowo nauką, przygotowaniami do balu oraz świąt Bożego Narodzenia.

Ze Snape’em nie widziałam się od składziku. Mężczyzna wręcz idealnie mnie ignorował, a piątkowy szlaban odwołał. Sprawił mi tym ogromną przykrość, ale może tak było lepiej? Chciałam go przeprosić nawet za ten pocałunek, ale nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Zachowywaliśmy się tak, jakby zupełnie nic nas nie łączyło.

Kolejny poranek przy śniadaniu zdawał się przebiegać tak samo, jak każdy inny. Wszyscy szczebiotali wesoło, opowiadali sobie kawały, przepychali się żartobliwie. Niestety, te codzienne rytuały zostały mocno naderwane, gdy nad sklepieniem pojawiła się chmara sów z codzienną prasą. Wszyscy zaczęli wystawiać do góry ręce, próbując chwycić w locie pocztę, która miała do nich przylecieć.

- Przysięgam, jeżeli znowu pojawił się jakiś kompromitujący artykuł tej zołzy Skeeter, to osobiście wszystko jej wygarnę! – Syknęła zezłoszczona Hermiona, czekając aż jej sowa wyląduje na stole.

- Ale przecież dobrze napisała, że ty i Krum jesteście razem – stwierdził Ron, wzruszając ramionami. Poranna prasa niezbyt go interesowała. Dla rudzielca o wiele bardziej liczyły się świeże, jeszcze ciepłe, maślane bułeczki niż jakiś tam Prorok Codzienny.

- Ronaldzie, jakbyś czytał artykuł, wiedziałbyś, co było w nim nie tak! – Odparła pretensjonalnie dziewczyna, po czym jedna z płomykówek wylądowała zgrabnie przed jej talerzem. Wypuściła z dziubka gazetę, dostała ciasteczko w ramach podziękowań i odleciała szybko.

- Siema dziewczyny! – Przywitał się nagle Lucjan Bole, siadając koło mnie. Klara wzdrygnęła się lekko, po czym przymknęła oczy, policzyła do trzech i na nowo je otworzyła. Chwyciła swoje wydanie Proroka Codziennego i zaczęła kartkować strony. Prenumerowała gazetę odkąd pamiętałam. Zawsze lubiła być na czasie z nowinkami, z czarodziejskiego świata. Mnie to nigdy nie interesowało. W mojej głowie od zawsze był tylko Quiddich.

- Hej – odparłam, chwytając się za serce. Jednak musiałyśmy przyznać same przed sobą, że jakiś tam strach dalej w nas siedział, bo każdy gwałtowny ruch z czyjejś strony odbierałyśmy, jako atak na nas. Tak samo było ze Snape’em. Mężczyzna miał szczęście, że nie dostał ode mnie w nos.

- A co wy takie wystraszone? – Zapytał Ślizgon, śmiejąc się. Fred i George spojrzeli krzywo na chłopaka i prychnęli głośno.

- A ten jak zwykle pomylił stoły – skomentował George. – Ej Bole! Spieprzaj do reszty swoich dennych przyjaciół. Tutaj mają prawo przebywać tylko Gryfoni!

- Nie słuchaj go – szepnęła cicho Klara. – To nieprawda.

- Jednym uchem wleciało, a drugim wyleciało – skomentował chłopak i puścił oczko do dziewczyny, a następnie całą swoją uwagę skupił na mnie. Wyciągnął rękę, obejmując mnie ramieniem i przysuwając bliżej siebie. – To kiedy w końcu się umówimy?

- Lucjan, nie mam głowy na żadne randki – mruknęłam, próbując zrzucić jego rękę.

- Ale jak to? – Ślizgon wyraźnie się zasmucił. – Przecież pomogłem ci, mieliśmy układ.

- Idę z tobą na bal! – Przypomniałam mu, podnosząc brwi.

- I do tego miały być trzy randki!

Przewróciłam oczami.

Nagle po całej Sali rozległy się podniecone szepty. Niektórzy siedzieli z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się w gazetę, inni rozmawiali ze sobą żywo, również wskazując na Proroka.

- Co się dzieje? – Zdziwiłam się.

- Może rozmawiają o nas, jako o najbardziej atrakcyjnej parze na balu – stwierdził Lucjan, przejeżdżając wolną ręką w powietrzu, jakby chciał mi wskazać jakiś napis.

- Obawiam się, że to nie to – odparła Klara, blada jak ściana. Przysunęła swoją gazetę bardziej na środek, żebyśmy wszyscy mogli przeczytać obszerny artykuł.


Kolejne ataki Śmierciożerców czy zwykły napad rabunkowy? 

Jednej z naszych wysłanniczek udało się dotrzeć do paru osób, które w poprzedni weekend widziały, a także słyszały o niepokojących rzeczach, które miały miejsce na jednej z bardziej niebezpiecznych dzielnic ulicy Pokątnej – ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Według świadków, doszło tam do pewnego rodzaju aktywności Śmierciożerców, czyli sługów Tego – Którego – Imienia – Nie – Wolno – Wymawiać. Jeden z naszych świadków widział, jak dwóch mężczyzn średniego wzrostu próbowało w dość brutalny sposób zastraszyć dwie dziewczyny. Postanowiliśmy przeprowadzić wywiad z owym świadkiem, żeby przybliżyć naszym czytelnikom obraz sytuacji. 



Redakcja: Panie M. czego tak właściwie był pan świadkiem? 



Świadek: Wie pani, jak to jest (drapanie się po brodzie). Każdy pilnuje swojego nosa, nie wścibia się tam, gdzie nie powinien. Nokturn jest niebezpieczną ulicą. Od lat wiadomo, że kręci się po niej wielu podejrzanych typów. Normalnie bym olał sytuację, która miała tam miejsce, bo często dochodziło tam do bójek, ale nikt się nie wtrącał. Jak się nie wtrącaliśmy, to było w porządku, ale te dwie dziewczyny wyglądały na przerażone. 



R: Skąd pan wie, że były przerażone? 



Ś: Trzęsły się, szarpały z nimi. Nie wyglądało to na spotkanie przyjaciół. 

R: Skąd wiadomo, że był to atak Śmierciożerców? Na ulicach Londynu każdego dnia dochodzi do rozbojów. 

Ś: Jeden pokazał im coś na lewym przedramieniu. Wie pani, co Śmierciożercy mają na tym ramieniu akurat, co nie? Ci dwaj wepchnęli je potem do jednego ze sklepów. Przez chwilę panowała tam cisza, a potem dopiero usłyszałem krzyki jednej z dziewczyn. 

R: Dlaczego nie zawiadomił pan Ministerstwa? Czy wie pan, kim były te dziewczyny? 

Ś: Pani! Każdy broni swojego tyłka! Jeżeli to rzeczywiście byli Śmierciożercy, to wolałem trzymać się od tego z daleka! Nie mam pojęcia, kim były te dwie, ale wyglądały na nieletnie. 

R: W takim razie, dlaczego był pan gotów do udzielenia nam wywiadu? 

Ś: Być może te dwie to przeczytają (wzruszenie ramionami). Chciałbym wiedzieć, czy są bezpieczne, bo nie mogę spać po nocach. Ciągle słyszę to błagalne wołanie o pomoc. 

Drodzy czytelnicy, sami oceńcie, czy rzeczywiście miało to związek ze Śmierciożercami, czy był to kolejny zwykły atak na obywateli Londynu? Policja czarodziejska dokładnie zbadała sprawę i po zgłoszeniu przestępstwa od razu pojawiła się na miejscu. Niestety, we wskazanym przez świadka sklepie na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, nie odnotowano żadnych, dziwnych śladów, które mogłyby dokładnie określić, czy wewnątrz budynku mogło dojść do przemocy fizycznej. Odcisków palców również nie znaleziono. W takim razie, czy cała czarodziejska społeczność ma się czego obawiać, czy w dalszym ciągu może spać spokojnie? Plotki o rzekomym powrocie Tego – Którego – Imienia – Nie – Wolno – Wymawiać ciągle pozostają niejasne, ale drodzy Czarownice i Czarodzieje, Prorok Codzienny skrupulatnie będzie Was informował o kolejnych nietypowych atakach. 

Klara zamknęła trzęsącą się dłonią gazetę i spojrzała przerażona w moją stronę. Starałam się udawać, że wcale mnie to nie dotyczy, ale również podenerwowałam się tym artykułem. Teraz cały czarodziejski świat, który czytał Proroka, a była to zdecydowana większość, będzie wiedział, co się stało na Nokturnie. Owszem, nikt nie wymienił naszych nazwisk, ale przynajmniej jedna osoba spośród wszystkich zebranych w Hogwarcie mogła połączyć te dwie „małolaty” ze mną i Klarą.

Uniosłam głowę ponad uczniów i spojrzałam na stół nauczycielski. Tak jak przypuszczałam, tylko jeden wzrok utkwiony był we mnie, łącząc już zapewne wszystko w jedną całość.

- No i co tak zamilkłyście? – Zdziwił się nagle Lucjan, przypatrując się zarówno Klarze jak i mnie. – To tylko kolejne porwanie -wzruszył ramionami i na nowo zaczął się uśmiechać. – Cała masa ich jest każdego dnia.

- Nie denerwujesz się tym, że Sam – Wiesz – Kto może powrócić? – Klara przełknęła głośno ślinę, mnąc w dłoniach rąbek gazety.

- Eee… - Lucjan nie wiedział, co powiedzieć. – Zawsze istnieje takie ryzyko, ale po co się tym przejmować? Życie jest zbyt krótkie, żeby przejmować się takimi głupotami. – Na nowo objął mnie ramieniem.

- Właściwie masz rację – zgodziłam się z nim. – Przecież ten artykuł nie mówi jasno o niczym, więc czym tu się przejmować?

- O to chodzi! – Lucjan puścił do mnie oczko. – A co do randki, to dzisiaj jeszcze o tym pogadamy – dodał, podnosząc się ze swojego miejsca. Posłał w stronę braci Weasley minę w stylu „nara frajerzy!” i oddalił się w kierunku swojego stołu, przy którym panowała zadziwiająca cisza w porównaniu z innymi stołami. Ślizgoni również mieli wyłożone przed sobą gazety, ale większość nawet na nie, nie spoglądała.

Powoli wszyscy zaczęli opuszczać Wielką Salę i kierować się na zajęcia. Razem z Klarą wstałyśmy od stołu jako ostatnie, ruszając za pozostałymi. Jakoś nie miałam ochoty wysłuchiwać przejętej artykułem Hermiony i podnieconego Rona. Wolałyśmy z przyjaciółką poczekać chwilę, aż wszyscy wstaną, a dopiero wtedy również samemu się podnieść.

Pierwszą lekcją dzisiejszego dnia miała być Historia Magii, dlatego nie za bardzo spieszyłam się na te zajęcia, ale Klarze bardzo zależało na tym, aby się nie spóźnić. Dla niej każde zajęcia były tak samo ważne, jak cała reszta. Oczywiście, oprócz tych z profesorem Moodym. Te, Klara ustawiła sobie na piedestale i były dla niej priorytetem.

- Nie podoba mi się, że wszyscy wiedzą o tym porwaniu przez Śmierciożercow – mruknęła cicho Klara. – Nie wiem, skąd mieli tych świadków? Wydawało mi się, że ulica była wtedy pusta.

- Pusta, nie pusta, ale echo naszych krzyków trochę się rozniosło. Zresztą, nie panikuj. Wszyscy są przejęci, bo to kolejna napaść ze strony Śmierciożerców. Ludzie się boją, że Sama – Wiesz – Kto powróci. W dupie mają jakieś tam dziewczyny z artykułu.

Nagle podszedł do nas Moody. Stanął pomiędzy nami, więc wyrównałyśmy z nim krok.

- Mam nadzieję, że nie przejęłyście się tym artykułem? – Zapytał półszeptem, a jego magiczne oko obracało się we wszystkie strony. Wzruszyłam ramionami. Ja obawiałam się tylko jednej osoby, ale za to Klara nie była już tak wyluzowana, jak ja.

- Profesorze, a co jeżeli w końcu ktoś się dowie, kim były te dziewczyny? – Również zadała pytanie, chwytając mocno pasek od swojej torby.

- Nikt się nie dowie – stwierdził nauczyciel. – Jeżeli same nikomu o tym nie powiecie, to na pewno nikt się o tym nie dowie, prawda? – Moody zwrócił głowę w moją stronę. – Chyba nikomu o tym nie powiedziałaś Alex, co?

- Ja? – Zdziwiłam się. – Czemu miałabym komuś o tym opowiedzieć? Nienawidzę swojego ojca, ale śmierci mu nie życzę. Chcę, żeby był bezpieczny. Tak samo, jak i mój brat.

- Dokładnie Alex. Bezpieczeństwo przede wszystkim.

- Ja milczę jak grób! – Dodała Klara, szukając uznania w oczach swojego mentora. Moody odpowiedział jej uśmiechem, poklepując nieznacznie po ramieniu, a następnie pożegnał się z nami, udając się powoli na kolejne zajęcia.

My również chciałyśmy ruszyć dalej, gdy nagle usłyszałyśmy huk tuż obok naszych głów. Większość uczniów, co była na korytarzu, obróciła się wystraszona w stronę dochodzącego dźwięku. Moody również przystanął, odwracając się szybko. Wyciągnęłyśmy z Klarą różdżki i w tym samym czasie obróciłyśmy głowy w stronę Flinta, który z wrednym uśmieszkiem pompował kolejnego balona, którego chciał nam wystrzelić koło uszu.

- Bum – zaśmiał się cicho. – Czytałyście artykuł? Jakbym ja był pośród tych Śmierciożerców, wybrałbym sobie ciebie Lamberd na swoją kolejną ofiarę.

- Jak możesz tak mówić! – Pisnęła Klara, zaciskając jeszcze mocniej dłoń na rękojeści różdżki.

Siedziałam cicho, mrużąc oczy i próbując uspokoić swoje mocno bijące serce. Bardzo chciałam zignorować jego zaczepki, ale po kolejnych słowach, jakie popłynęły z jego ust, nie wytrzymałam: 



- Jebana dziwka Snape'a! - Syknął cicho.

Coś we mnie pękło. Zamachnęłam się, przywalając Flintowi prosto w twarz. Usłyszałam dźwięk łamiących się kości. Po chwili pół twarzy chłopaka zalało się krwią spływającą z jego nosa.

- Ty pierdolona… - nie dokończył, ponieważ rzuciłam się na niego, przygniatając do podłogi.

- Ja jestem popierdolona?! A ty, to co?! – Wrzasnęłam, okładając go pięściami. Klara, która przez chwilę stała w szoku w dalszym ciągu z wyciągniętą przed siebie różdżką, ocknęła się, próbując mnie odciągnąć od leżącego Flinta.

- Przestań! Nie możesz tak!

- Jebany gnój!

- Złamałaś mi nos, głupia suko! – Ślizgon zakrywał się rękoma, próbując uniknąć moich ciosów.

- ALEX! – Zagrzmiał nagle profesor Moody, przeciskając się przez zbiorowisko gapiów. Doskoczył do mnie, obejmując mocno w pasie i odciągając od chłopaka, który dyszał szybko, próbując podnieść się z podłogi. – Uspokój się! Miałaś nie ładować się w kłopoty!

- Mam już dość tego idioty! – Krzyknęłam, siłując się z nauczycielem. Próbowałam wyszarpnąć się z jego uścisku, ale trzymał mnie zbyt mocno.

- Flint, idź do skrzydła szpitalnego! – Warknął Moody w kierunku Ślizgona, który zaplamił krwią całą podłogę, a następnie odchylił lekko głowę, wpatrując się we mnie z mordem w oczach.

- Ta kretynka oszalała!

- Bez dyskusji! – Syknął Moody.

Nagle z Wielkiej Sali wyłonił się Snape. Również podszedł do zbiegowiska, które odsunęło się szybko, przepuszczając go na sam środek. Mężczyzna zmierzył swojego podopiecznego od stóp do głów.

- Co tu się dzieje? – Zapytał cicho.

- On… - Klara wskazała trzęsącym się palcem na Flinta – groził Alex. Mówił okropne rzeczy!

- Jakie? – Dopytywał Snape, podchodząc bliżej do blondynki, która w panice cofnęła się gwałtownie.

- Severusie, ja się tym zajmę – odezwał się w końcu Moody, puszczając mnie. – Flint niech idzie do Pomfrey, a dziewczyny dostaną szlaban w moim gabinecie.

Snape słuchał drugiego profesora w ciszy, a następnie przeniósł wzrok na mnie. Starałam się nie spoglądać na bruneta. Skupiłam się bardziej na swojej pięści, która bolała mnie po zderzeniu z nosem Ślizgona. Nie przypuszczałam, że to mogło aż tak boleć.

- Ta sprawa dotyczy kogoś ze Slytherinu, czyli ja się tym zajmę – odparł bezdyskusyjnym tonem Snape. Raz jeszcze przyjrzał się Flintowi. – Rusz się do tego skrzydła szpitalnego. Na co czekasz?

Chłopak zagryzł zęby ze złości, ale bez słowa sprzeciwu udał się w kierunku szpitalika. Z kolei Moody’emu nie podobało się to, co Mistrz Eliksirów wcześniej powiedział i również próbował jakoś zaprotestować.

- Myślę Severusie, że masz zbyt dużo na głowie teraz – zrobił pauzę, również uśmiechając się cynicznie. Snape zmrużył niebezpiecznie oczy, nie spuszczając wzroku z Moody’ego, ale nie pozwolił sobie na docinki z jego strony.

- Jeżeli tak bardzo chcesz się tym zająć, to spisz raport ze zdarzenia. Byłeś w końcu naocznym świadkiem. Resztą zajmę się osobiście. Lamberd, Amber, do mojego gabinetu. Teraz.

- Ja nic nie zrobiłam! – Jęknęła spanikowana Klara. Od bardzo dawna nie miała pogawędki ze Snape’em, a on każdego przyprawiał o nerwowe bóle brzucha.

- Natychmiast – warknął dodatkowo, nie przejmując się jękami dziewczyny i odwrócił się na pięcie. Klara spojrzała błagalnym wzrokiem na profesora od Obrony, ale ten nie był w stanie jej teraz pomóc. Stuknął tylko gniewnie laską o podłogę, ruszając w przeciwnym kierunku. Nie mając wyboru musiałyśmy iść za brunetem.

Stanęłyśmy potulnie przed biurkiem Mistrza Eliksirów, czekając na najgorsze. Klara z nerwów zaczęła skubać pasek od swojej torby, obserwując wystraszonym wzrokiem profesora, który obszedł biurko, stając koło swojego fotela, po czym rzucił na blat dzisiejsze wydanie Proroka. Zamarłyśmy. Czyli wcale nie chodziło tu o Flinta. Zlękniona zerknęłam na przyjaciółkę. Wyglądała, jakby miała zaraz wyzionąć ducha; cała blada z szeroko otwartymi, zaszklonymi oczami. Przecież nie trzeba było być detektywem, żeby zorientować się, że coś jest nie tak. Szturchnęłam ją niezauważalnie, aby się opamiętała.

- Amber – odezwał się nagle Snape, aż dziewczyna podskoczyła. – Powiedz mi, co robiłaś tydzień temu w sobotę?

Przeraziłam się. Jeżeli Klara odpowie inaczej niż ja, będziemy miały podwójnie kłopoty.

- Czemu… czemu pan pyta? – Zająknęła się dziewczyna, trzęsąc się jeszcze bardziej. Zacisnęłam dłonie w pięści, wpatrując się w podłogę i błagając w duchu Klarę, żeby w końcu się opamiętała i nie dała nas zdradzić. W końcu tego oczekiwał od nas Moody. Dlaczego w ogóle Snape tak się uparł, żeby wiedzieć, co się z nami działo tydzień temu? Na co była mu ta informacja?! To zaczynało robić się nienormalne. Dodatkowo, uczepił się biednej Klary, która nie była dobra w okłamywaniu nauczycieli, a już w szczególności jego samego. Snape musiał o tym wiedzieć, inaczej nie brałby jej do swojego gabinetu i nie przesłuchiwał!

- Nie ty tu jesteś od zadawania pytań! – Skarcił ją nauczyciel, nachylając się nad biurkiem. – Zadałem ci proste pytanie, a teraz oczekuję odpowiedzi.

Blondynka przełknęła cicho ślinę.

- Byłam… byłyśmy z Alex na zakupach w Hogsmeade, a potem wróciłyśmy do szkoły z profesorem Moodym, bo… źle się poczułyśmy – odparła niepewnie, a następnie odchrząknęła cicho, próbując uspokoić swój głos. – Profesor Moody zaprowadził nas do swojego gabinetu i naparzył nam ziółek.

- Ziółek? – Zdziwił się mężczyzna, unosząc brwi. Zmrużył oczy, obserwując bacznie dziewczynę.

- Dlatego nie mogłam przyjść na szlaban – dodałam, unosząc głowę. – Bardzo rozbolał nas brzuch. Pewnie po tych słodyczach, co nie? – Szturchnęłam przyjaciółkę.

- Zjadłyśmy zdecydowanie za dużo – poparła mnie Klara, starając się unormować oddech, jednakże Snape’a to nie przekonało.

- Amber, wiesz co grozi za kłamanie nauczycielowi prosto w oczy?– Zmienił taktykę, co sprawiło że dostałam gęsiej skórki. Klara bardzo dobrze wiedziała, co groziło za opowiadaniu bzdur nauczycielom, a już w szczególności takim, jak Snape; odebranie wszystkich punktów, a może i nawet wydalenie ze szkoły. Bałam się, że dziewczyna w końcu nie wytrzyma, pęknie i wyśpiewa wszystko profesorowi.

- Wiem, profesorze Snape – odparła pewnie, czym mnie zaskoczyła. – Nie ma w zwyczaju okłamywać nauczycieli. Nie wiem, co mogłabym panu jeszcze powiedzieć? – Rozłożyła drżące ręce – naprawdę byłyśmy u profesora Moody’ego. Może pan go zapytać.

- Nie będzie takiej potrzeby – mruknął Snape. – Możesz iść, Amber. O ile mi wiadomo, zaczęła się właśnie Historia Magii. Chyba nie chcesz stracić żadnej cennej minuty z tego przedmiotu?

- Profesorze, to znaczy, że profesor mi wierzy? – Spytała zdziwiona dziewczyna, przerzucając wzrok z mężczyzny na mnie. W odpowiedzi wzruszyłam jej tylko ramionami. Snape’a nigdy nie można było być pewnym.

- Powiedziałem, że możesz już iść – zignorował jej pytanie. – Lamberd ma zaległy szlaban.

Rozszerzyłam oczy, bojąc się odezwać.

- Ale lekcja… - zaczęła niepewnie, nie wiedząc co zrobić.

- Zrobisz dla niej notatki – odparł Snape, odprowadzając dziewczynę wzrokiem.

Gdy Klara wyszła z gabinetu, profesor odczekał jeszcze chwilę, a następnie rzucił zaklęcie zamykające i wyciszające na drzwi. Spojrzałam zdziwiona na jego różdżkę i cofnęłam się szybko, żeby być jak najdalej od jego gniewu, który już był widoczny w tych czarnych i jakże seksownych tęczówkach.

- I co? – Zapytał złowrogo. – Zadowolona jesteś z siebie? Myślisz, że skoro Amber nic mi nie powiedziała, to nie znajdę sposobu, żeby dowiedzieć się, jaka jest prawda?

- Byłyśmy u Moody’ego – szłam dalej w zaparte, stojąc w bezpiecznej odległości od nauczyciela.

- Nie wierzę wam – warknął, obchodząc swoje biurko. Przytrzymał się ręką kantu, jakby próbował sam siebie zatrzymać. W dalszym ciągu nie spuszczał ze mnie wzroku, co nieco mnie krępowało. Nie miałam pojęcia, do czego mógłby być zdolny profesor. Słyszałam, że bywał nieobliczalny, a jak coś wyprowadzało go z równowagi, to stawał się istną bestią. Jak dotąd nie doświadczyłam tego na własnej skórze.

- Bądź pewna, że się dowiem wszystkiego. Nie dziś, nie jutro, ale się dowiem – dodał, zniżając głos do niebezpiecznego tonu. – Kłamstwo nie wyjdzie ci na dobre.

- Nie kłamię – odparłam pewnie, chociaż zaczynałam lekko się trząść. Zrobiłam krok do tyłu, natrafiając plecami na ścianę. Przełknęłam głośno ślinę, widząc jak Snape rusza z miejsca, idąc w moją stronę. Oparł dłonie po obu stronach mojej głowy, nachylając się. Jego głowa znajdywała się bardzo blisko mojej, ale nie miałam odwagi ponownie go pocałować. W dalszym ciągu nie wyglądał na usatysfakcjonowanego, więc po co drażnić lwa?

Przełknęłam głośno ślinę, kontemplując jego twarz w ciszy. Kiedy się złościł, między brwiami pojawiała mu się pionowa zmarszczka, a kiedy uśmiechał ironicznie, w kącikach ust mogłam dostrzec nikłe dołeczki. Doprawdy, nie powinien znajdować się tak blisko mnie, bo traciłam grunt pod nogami.

- Niech cię, Lamberd!- Przeklął pod nosem i chwycił moją rękę, pociągając ją do swojego krocza. Poczułam pod palcami stojącą męskość i na nowo spojrzałam mu w oczy, mrugając pospiesznie. Otworzyłam lekko usta, nie wiedząc co powiedzieć. Mężczyzna posłał mi szyderczy uśmiech, masując delikatnie kciukiem drugiej ręki moje wargi.

- No dalej – zachęcił mnie.

Nie musiał dwa razy powtarzać. Klęknęłam przed nim, rozpinając mu rozporek. Mój umysł wyparowywał w obecności tego faceta. Traciłam przy nim swoją godność, wszystkie lęki znikały. Liczył się tylko on i to wszystko, na co mi pozwalał. Cały świat mógłby przestać istnieć.

Wyciągnęłam na wierzch pulsującego z niezaspokojenia penisa i włożyłam go do ust, ssąc zachłannie. Pomagałam sobie przy tym ręką, dając mężczyźnie jeszcze więcej przyjemności.

Snape stęknął cicho, wypychając do przodu biodra. Starałam się jak mogłam przyjmować jego penisa w całości, ale moje gardło w dalszym ciągu nie było przystosowane do takiego rozmiaru. Odsunęłam się na moment, łapiąc oddech, po czym przejechałam językiem po całej długości członka, drażniąc końcówkę. Dłonią objęłam jądra bruneta, masując je delikatnie. Snape ponownie stęknął, zaciskając dłonie w pięści. Poczułam w ustach słonawy smak. Mężczyzna odsunął się w ostatniej chwili, chwytając mocno za trzon swojego członka i doszedł na podłogę, tuszując swoje jęki w ramię.

Podniosłam się powoli, strzepując z kolan niewidzialny kurz i uśmiechnęłam się szczerze do Snape’a. Nauczyciel zapiął rozporek, użył zaklęcia czyszczącego i przybrał nienaganną postawę.

- To tyle na dzisiaj, Lamberd – odezwał się w końcu. – Do poprzedniej rozmowy wrócimy w swoim czasie, a teraz możesz iść na zajęcia.

Ponownie się uśmiechnęłam. Snape wpatrywał się we mnie zdziwiony, ale nie skomentował tego, a ja bez zastanowienia podeszłam do niego, chwyciłam za ramiona i pocałowałam lekko w policzek. Mężczyzna zmarszczył brwi, spoglądając na mnie jak na wariata. Już otwierał usta, chcąc coś powiedzieć, ale odezwałam się pierwsza:

- Do zobaczenia, profesorze – powiedziałam i posłusznie wyszłam na korytarz. Przeszłam kilka kroków, a za zakrętem oparłam się o zimną ścianę lochów, wzdychając głęboko. Przymknęłam na moment oczy, dalej uśmiechając się do siebie jak kretynka.

- Maglował cię jeszcze o ten artykuł? – zapytała nagle Klara, pojawiając się nie wiadomo skąd. Wzdrygnęłam się mocno, otwierając oczy i przybierając zbolały wyraz twarzy.

- Już nie. Musiałam tylko czyścić kociołki – skrzywiłam się, chociaż miałam ochotę wyściskać dziewczynę. Byłam przekonana, że Snape mnie zruga za ten cholerny pocałunek, a on nie dość, że pozwolił mi się dotknąć, to jeszcze nie miał nic przeciwko buziakowi w policzek. Byłam przeszczęśliwa! – A tak właściwie, dlaczego nie poszłaś na zajęcia? – Zdziwiłam się.

- Musiałam na ciebie poczekać – odparła. – Źle mi z tym, że musiałam okłamać nauczyciela.

- Moody’ego też czasami okłamujesz i jakoś żyjesz – zauważyłam.

- Ale też nie czuję się z tym dobrze! Raczej fatalnie! Poza tym, to było niewinne, a teraz sprawa jest poważna! Jeżeli profesor Snape zacznie jeszcze węszyć… - zatrzymała się na moment i jęknęła cicho. Zapewne wyobrażała sobie wszystkie okropności, jakie mógł zrobić nauczyciel.

***

Postanowiłam opuścić sobie historię magii i przygotować się do Zielarstwa. Klara natomiast popędziła ile sił w nogach na zajęcia, chociaż tak naprawdę jej obecność, czy też brak obecności w żaden sposób nie wpłynąłby na jej końcową ocenę. Każdy wiedział, jaki jest Binns. Ciężko było mu zauważyć cokolwiek. Chyba, że miało to związek z wojną Goblinów lub innych stworzeń.

Kolejne lekcje minęły nam spokojnie, aczkolwiek zauważyłam, że przyjaciółka była na nich jakaś przygarbiona i nieaktywna. Przeważnie wyrywała się do odpowiedzi razem z Hermioną, a teraz tylko Granger podnosiła rękę do góry. Domyślałam się, że miało to związek ze Śmierciożercami, więc nawet nie zadawałam pytań. Tak jak powiedział Moody, każda z nas musiała na swój sposób się z tym zmierzyć. Nie było innej rady. Ja dzięki Snape’owi odzyskałam trochę wigor i chęci do życia. W końcu, miałam dla kogo.

Plotki o artykule w Proroku Codziennym nie ucichały. Wszyscy w dalszym ciągu obawiali się, że takie ataki ze strony popleczników Voldemorta mogą stać się codziennością. Każdy bał się o bezpieczeństwo swoje i swoich najbliższych. Na szczęście, uczniowie przestali się przejmować tym, kim mogły być dwie nieznajome dziewczyny, które zostały porwane przez Śmierciożerców. Miałam także nadzieję, że Snape również sobie to odpuści.

Wieczorem po kolacji, kiedy zbierałyśmy się do wyjścia, podszedł do mnie Lucjan, oznajmiając że mam się ubrać ciepło i przyjść od razu na stadion Quiddicha. Z początku nie chciałam się zgodzić, ale przecież obiecałam mu, a Gryfoni nie łamią danego słowa.

- Pójdziesz ze mną – powiedziałam do Klary, wyciągając z kufra gruby szalik i rękawiczki.

- Co?! – Przeraziła się blondynka. – Nie ma mowy! Nie będę robiła za przyzwoitkę! Skoro mu obiecałaś randkę, to teraz sama się z tym męcz!

- Chodź ze mną – nalegałam, zawijając gryfoński szal na około szyi. Przyjrzałam się sobie w lustrze, akceptując swój wygląd. – Posiedzisz na trybunach, pouczysz się trochę, a ja spędzę z Lucjanem trochę czasu i tyle.

- Nie chcę patrzeć, jak będziecie się całować – skrzywiła się lekko, a następnie zaróżowiła. – To głupie.

- Nikt się nie będzie całował – prychnęłam i postukałam się palcem po głowie. Wręczyłam dziewczynie ciepłe rzeczy, czekając aż również przygotuje się na wyjście.

- Nie podoba mi się to – mruknęła. – Wolałabym się pouczyć na Obronę. Moody będzie teraz wymagał od nas więcej, wiesz dlaczego.

- Moody nie zając, nie ucieknie – zaśmiałam się. Założyłyśmy na siebie kurtki i wyszłyśmy z dormitorium, udając się na stadion Quiddicha. Listopadowe wieczory nie należały do przyjemnych, a w połączeniu z dużą, otwartą przestrzenią, doskwierały dwa razy mocniej. Na boisku wiał silny, mroźny wiatr, a nad trybunami świeciła się tylko jedna lampa, która oświetlała mniej niż połowę stadionu.

- No nareszcie jesteś! – Odezwał się nagle Lucjan, wychodząc ze szatni zawodników z miotłą pod pachą. Gdy zobaczył Klarę, zmrużył oczy, zatrzymując się na moment.

- Klara miała zamiar pouczyć się na trybunach – powiedziałam szybko, zanim chłopak się odezwał.

- Wcale nie – mruknęła cicho dziewczyna, ale dostała kuksańca w bok.

- W sumie, wszystko mi jedno. – Lucjan wzruszył ramionami. – Jak chcesz, to łap miotłę i polatasz z nami. – Wskazał głową na schowek, gdzie znajdowały się starsze modele mioteł do treningów.

- Ja i latanie? – Zdziwiła się dziewczyna. – Dziękuję bardzo. Wolę wykuć Obronę. – Otworzyła swoją skórzaną torbę, wyjmując z niej gruby podręcznik. Pokazała nam książkę i ruszyła pospiesznie na trybuny. Usiadła na najniższych ławkach, ponieważ wyżej mocniej wiało, owinęła się szczelnie szalikiem i zatopiła w lekturze.

- Chyba nie dopracowałeś sobie tej randki – odezwałam się, kiedy byliśmy już sami i wskazałam dłonią na jego miotłę.

- W sensie? – Lucjan poprawił swój ślizgoński szalik i zapiął kurtkę pod szyją.

- Mam szlaban na Quiddich do końca roku – oznajmiłam. – Nie mogę nawet wsiąść na miotłę.

- Myślisz, że nie wziąłem tego pod uwagę? – Chłopak uśmiechnął się szelmowsko. – Po pierwsze, to nie Quiddich, a zwykłe latanie. A po drugie, to moja miotła, a szlaban dotyczył chyba tylko twojego ekwipunku, co nie?

- Nie wiem. Trochę to ryzykowne – burknęłam, drapiąc się po brodzie, chociaż nie ukrywałam, że perspektywa poszybowania w powietrzu jak za dawnych czasów, była kusząca. Taki pomysł na randkę był naprawdę niezły. Szkoda tylko, że nic z tego nie wyjdzie. – No dobra! Dawaj!

Ślizgon wyszczerzył do mnie zęby, po czym wszedł na miotłę, przesuwając się jak najbliżej pęku rózeg. Widząc moje pytające spojrzenie, wskazał dłonią na miejsce przed sobą.

- Ty z przodu – wyjaśnił.

Gdy już oboje siedzieliśmy wygodnie, chłopak odbił się nogami od murawy i poszybowaliśmy w górę. Chwyciłam pewniej trzon miotły, nachylając się lekko do przodu, ale Lucjan objął mnie mocno w pasie, dosuwając do siebie. Klara natomiast spoglądała na nas z dołu, nie mogąc skupić się na swojej lekturze.

- Nie pozwalaj sobie za bardzo – upomniałam chłopaka, czując się trochę niekomfortowo, przyciskając swoje plecy do umięśnionej klatki piersiowej Ślizgona.

- To w ramach bezpieczeństwa, Alex – odparł Lucjan, po czym zaśmiał się perliście. – Dawaj! Zrób kilka rundek na około boiska. Chyba to potrafisz, co?

- A widziałeś mnie podczas meczów? – Prychnęłam, skręcając z całej siły miotłą w lewą stronę. Zrobiłam ostry zakręt koło jednego z okręgów do gry i wzbiłam się jeszcze bardziej w górę, chcąc poczuć na twarzy mocniejsze powiewy wiatru. Przymknęłam na moment oczy, rozkoszując się zapachem nocy i uczuciem wolności.

Oblecieliśmy stadion kilka razy, gdy nagle podleciały do nas dwie inne miotły, na których siedzieli bliźniacy Weasley. Zatrzymaliśmy się w powietrzu, obserwując jak rudzielce zataczają koła na około nas. Lucjan jeszcze bardziej przycisnął mnie do swojego ciała i zmrużył niebezpiecznie oczy.

- Czego oni tu chcą? – Warknął mi do ucha.

- Nie mam pojęcia – odparłam zgodnie z prawdą, przyglądając się podejrzliwie George’owi. Weasley’owie z początku się nie odzywali, jakby zastanawiali się nad tym, co chcieliby powiedzieć, ale mój były chłopak nie wytrzymał i odezwał się, jako pierwszy:

- Bratasz się z wrogiem, Alex.

- O co ci chodzi? – Syknęłam. – Dobrze wiesz, że Lucjan jest moim kolegą.

- Trochę słabe określenie mojej osoby – przerwał mi wyżej wspomniany chłopak, wzdychając teatralnie. – Wolałabym określenie, że jestem twoim chłopakiem.

- Nie przeginaj – skarciłam go, nie spuszczając wzroku z George’a, który nagle złagodniał i podrapał się po głowie.

- Właściwie, to myśleliśmy, że jesteś tutaj sama. Widzieliśmy na dole Klarę i pomyśleliśmy, że złamałaś szlaban, co byłoby do ciebie bardzo podobne, ale jak widać, ta gnida jest tutaj z tobą, więc nasza rozmowa musi poczekać.

- Hohoho! – Skomentował Lucjan, zaśmiewając się. – Gryfońskie tajemnice? Parszywe ucho Ślizgona nie ma prawa ich usłyszeć?

- Zamknij się, leszczu! – Warknął Fred, podlatując bliżej.

Chłopcy zaczęli się obrażać nawzajem, a ja w tym czasie zerknęłam w dół na trybuny i zamarłam. Do Klary dosiadła się Rita Skeeter ze swoim samopiszącym piórem i długą rolką pergaminu. Dziewczyna wyglądała na przerażoną. Co chwilę odsuwała się od kobiety, a ta na nowo przysuwała się bliżej niej, zadając masę pytań. Nie czekając długo, skierowałam trzon miotły w dół, podlatując szybko do przyjaciółki…


11 komentarzy:

  1. Nie wiem czemu, ale jak w gazecie było, że świadek drapał się po brodzie, to pomyślałam o Moody'm :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Moją uwagę też przykuł ten fragment o drapaniu się po brodzie :D bardzo, bardzo mi się spodobał, to było takie Rowlingowe :D Kopciu, skąd Ty bierzesz inspiracje do tego wszystkiego po tych wszystkich blogach, które pisałaś? :) to wszystko dalej jest takie wciągające, przez te wszystkie lata... Always💖

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo snape dalej jest number one dlatego :) poza tym moody też jest inspiracją moja do dalszych notek :) kocham pisać! Czytam sobie co chwilę stare notki jeszcze z Nadine jak pisałam i aż się łezka w oku kręci :) teraz bym to wststko jeszcze raz napisała używając innych słów i bardziej skupiając się na rozwinięciu dialogów itp

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu, a jak Ci się podobał Barty ? : D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, byłam w szoku, że się pojawił, mimo to, jakoś tak podejrzewałam, że to się może zdarzyć, skoro Klara i Alex lądują w jego gabinecie od czasu do czasu na noc, a przecież eliksir wielosokowy trzeba pić co godzinę. Liczyłam trochę, że naprawdę będzie ostro się przystawiał do Klary, bo przecież w jej oczach to nie jej kochany mentor Moody, więc mogłoby się obyć bez konsekwencji. Ja niestety w przypadku Moody'ego ciągle żyję notką z kulą i tą, jak się położył obok Klary, kiedy pierwszy raz były u niego na noc xD ale ja jestem zboczona, więc wiesz :p

      Usuń
    2. Sam Moody miał być większym perwersem, ale Alex mówi, że to creepy jeśli na nieświadomce obmacuje :D

      ~Klara

      Usuń
  5. Ja też wole Moodyego ale Klara się napalila ma Bartyego. Xd nie wiem czemu I z jakiej racji ale Moody mnie jara w tych notkach xd nawet jeżeli to zagrywka Bartyego to i tak jako Moody jest zajebisty xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jest młodszy, ładniejszy i bardziej popaprany niż Moody, oryginał :D

      ~Klara

      Usuń
    2. Łeeeee tam, ja trzymam sztamę z Alex. Przystojniejszy był w filmie (bo w książce, jak wiemy, wyglądał inaczej), w mojej wyobraźni, jak czytam Waszego bloga, to Moody ma nadal przerażający wygląd, ale za to bardzo intrygującą osobowość i jest często nieprzewidywalny, nieszablonowy.💖 I to sprawia, że uwielbiam tę postać.

      Usuń
    3. Moody jest najlepszy, ale jak się rok szkolny skończy, to jego przygoda też musi dobiegnąć końca. To jest najsmutniejsze :(

      ~Klara

      Usuń
  6. No Moody wygląda tak jak w filmie <3 nie jest ładny ale Alex widzi w nim coś czego jeszcze nie Dopuszcza do siebie xd

    OdpowiedzUsuń