wtorek, 19 listopada 2019

70. Zadanie specjalne

Zajęcia Obrony Przed Czarną Magią dobiegły końca. Uczniowie powoli wychodzili z sali. Szybko spakowałam swoje rzeczy, unikając spoglądania na profesora. Gdy tylko wstałam z krzesła, usłyszałam jego głos.

- Klaro, zostań na moment.

Wzięłam głęboki wdech i powoli usiadłam na miejscu. Alex i Moody spojrzeli na siebie znacząco i kiwnęli do siebie głowami. Moja przyjaciółka wyszła z sali razem z innymi. Zostaliśmy z profesorem sam na sam. Szalonooki w skupieniu obserwował mnie z daleka. Zaraz potem powoli ruszył w moją stronę, stukając przy tym laską.

- Przesiadłaś się do tyłu – zauważył.

- Tylko na dzisiaj – odpowiedziałam szybko, nerwowo łapiąc za kraniec koszuli. - Alex poprosiła mnie, żebyśmy usiadły razem…

- I nie zgłosiłaś się do odpowiedzi – kontynuował.

- Ja… Chciałam dać szansę innym.

- Poza tym jesteś dziś wyjątkowo cicha – mężczyzna stanął tuż przy mojej ławce.

- Nie wydaje mi się… - niemal szepnęłam.

- Klaro… - Moody stuknął laską o posadzkę. - Nie musisz udawać. Widzę, że coś jest nie tak.

Odwróciłam wzrok, wciąż bezwiednie miętosząc koszulę. To prawda, wciąż dręczyły mnie wczorajsze zajęcia. I to co się na nich wydarzyło i to, że nie sprostałam postawionemu przede mną zadaniu. Momentami byłam zła na siebie, że pozwoliłam na tak dużo. Przez to wszystko wstydziłam się spojrzeć nauczycielowi w oczy. Nie dość, że zajęcia były porażką, to jeszcze Alex mówiła, że dotyk podoba nam się wtedy, gdy podoba nam się osoba od której go otrzymujemy… Wbrew całej tej otoczce wyzwania, tamta lekcja była całkiem… jakby przyjemna. Czy to znaczyło, że profesor… że Moody w jakiś sposób mi się podobał? Zacisnęłam mocno powieki, próbując odegnać od siebie tę myśl. To by było niedorzeczne! Szalonooki był moim nauczycielem i wszystko co robiliśmy, było tylko i wyłącznie na potrzeby zajęć. Wszystko miało mi ułatwić przyszłą pracę i radzenie sobie w trudnych sytuacjach. To musiał być zbieg okoliczności, albo jakaś pomyłka. Nie powinnam tego odczytywać w inny sposób. To, co było między nami, to jedynie relacja mentora i ucznia. Nic więcej…

- Klaro? – Moody zmarszczył brwi i położył dłoń na moim ramieniu. – Mów co się dzieje.

Spojrzałam na niego ze łzami w oczach. Mężczyzna spoważniał. Przejęty przyklęknął przy mnie złapał za moje ściskające koszulę dłonie. Spojrzał mi prosto w oczy.

- Zrobiłem Ci krzywdę?... – zapytał cicho.

- Nie profesorze - zdecydowanie potrząsnęłam głową. Wyswobodziłam jedną z dłoni i szybko otarłam łzy.

- To dobrze. - Widać było, że moja odpowiedź przyniosła mu ulgę. - Więc o co chodzi? – zapytał łagodnie.

Patrzyłam na niego w milczeniu. Moody zawsze powtarzał, że mogę się do niego zwrócić w każdej sprawie. Przez chwilę walczyłam z myślami. Uznałam jednak, że w żadnym wypadku nie mogę się podzielić z nim wszystkimi moimi myślami. Teoria związana z Alex była niedorzeczna, a ja sama nie byłam pewna co tak naprawdę czuję. Musiałam to przetrawić.

- Ja… nie wiem… - opuściłam wzrok. – Nie mogę przestać myśleć o wczorajszych zajęciach…

- Tak właśnie myślałem – Moody pokiwał głową i powoli się oblizał. Czułam, że jego mechaniczne oko prześlizguje się po moim ciele. - Wiesz ptaszyno, to zrozumiałe. Zrobiliśmy poważny krok.

- Ale nie czuję, jakbym zrobiła znaczące postępy. Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, jakbyśmy się cofnęli. Może gdybyśmy przerwali w połowie…

- Klaro – przerwał mi profesor, ściskając przy tym moją dłoń. – Ja doskonale wiem co robię. To nie było moje widzimisię. Pamiętasz, co kiedyś mówiłem o przyjemności? – sapnął i podniósł się na równe nogi.

Spojrzałam na niego nieśmiało.

- Przyjemność osłabia czujność – powiedział wykładowym tonem. – A bez stałej czujności łatwo o zgubę. Jest wiele rzeczy, w których można się zatracić. Gdybym nie stosował się do tej zasady, już dawno skończyłbym kilka stóp pod ziemią.

Kiwnęłam głową i zamyśliłam się. Wciąż miałam pewne wątpliwości.

- Ale profesorze… z tymi porywaczami było zupełnie inaczej.

- Do tego kiedyś też dojdziemy – stwierdził Szalonooki, spacerując w te i we w te. Nie spuszczał ze mnie oka. – Przede wszystkim musisz nauczyć się działać pod presją. Później przerobimy różne scenariusze. Wiadomo, wszystkich nie sposób przetestować… - sapnął i zatrzymał się. Obejrzał mnie od góry do dołu. - Mówiłem już, że wbrew pozorom dałaś sobie świetnie radę? Naprawdę widzę w Tobie potencjał. Może sama go nie dostrzegasz, ale na pewno podświadomie go czujesz. To jest w Tobie Klaro.

Mężczyzna przyłożył palce w okolicy mojego serca. Drgnęłam i speszona spojrzałam na jego dłoń. Mimo wszystko nie odsunęłam się.

- O tutaj – Moody zerknął na swoją rękę i szybko ją cofnął. – To siła, która napędza Cie do działania. Która zaprowadzi Cię na szczyt. Już raz jej zaufałaś. W innym wypadku nigdy nie przyszłabyś do mnie na dodatkowe zajęcia. Mam rację?

Ochoczo kiwnęłam głową. Słowa profesora brzmiały przekonująco i miały w sobie sporo racji. Skoro i on to wyczuł, dodało mi to otuchy. Jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy o tym wszystkim, a później profesor odprowadził mnie do drzwi. Otworzył je, puszczając mnie przodem.

- Pamiętaj, że nie od razu Hogwart zbudowano – mrugnął do mnie.

- Ma Pan rację. Dziękuję profesorze – odparłam z uśmiechem.

Pożegnaliśmy się i spokojniejsza ruszyłam do pokoju wspólnego. Niektóre moje wątpliwości zostały, ale zepchnęłam je na drugi plan. Tak należało zrobić.



***



W piątek po lekcji eliksirów, wyszłam z sali jako ostatnia. Współczułam Alex, że ciągle musiała męczyć się na szlabanach ze znienawidzonym profesorem. Moim zdaniem jej kara była niewspółmierna do przewinienia, ale w przypadku Mistrza Eliksirów, jakakolwiek ingerencja przyniosłaby odwrotny skutek. Miałam wrażenie, że Snape od zawsze robił co żywnie mu się podoba. Zaniżał oceny praktycznie bez powodu, przyczepiał się o nic i poniżał niemal każdego w zasięgu wzroku. Jakby tego było mało, zepsuł wszystkim weekend, zapowiadając na poniedziałek sprawdzian. Normalnie by mi to nie przeszkadzało, bo lubiłam się uczyć, ale ostatnio miałam problemy ze skupieniem. No i ledwo zdążyłam spisać wszystko z tablicy, tyle tego było! Powinnam od razu wziąć się za naukę. Było jednak coś, co musiałam zrobić najpierw. Zostawiłam większość swoich rzeczy w sypialni i jak co tydzień ruszyłam do biblioteki. Usiadłam w umówionym miejscu i rozłożyłam podręczniki. Co prawda Draco nie pojawił się na poprzednich dwóch spotkaniach, ale nie byłabym sobą, gdybym mimo wszystko się nie przygotowała. W końcu ślizgon nigdy oficjalnie nie odwołał swojej „prośby o pomoc”. Przez chwilę siedziałam sama, wpatrując się w stosik książek. Gdy już byłam pewna, że chłopak olał mnie po raz kolejny, westchnęłam smętnie, wyjęłam z torby notatki z eliksirów i zaczęłam je przeglądać. Część materiału była mi znana, ale niektóre szczegóły poznałam dziś po raz pierwszy. Pogrążyłam się w nauce, nie zwracając najmniejszej uwagi na otoczenie. Po jakimś czasie ktoś przeszedł obok stolika przy którym siedziałam i złapał za oparcie krzesła obok mnie, odsuwając je. Rozpoznając zapach męskich perfum Malfoy’a, zerknęłam w tamtym kierunku i zamrugałam zdziwiona.

- Jednak przyszedłeś? – ożywiłam się i wyprostowałam, szybko chowając notatki pod pergamin. – Po tym jak nie było Cie ostatnie dwa razy, nie byłam pewna, czy się zjawisz.

- Zwyczajnie miałem coś do zrobienia – chłopak wzruszył ramionami i usiadł.

- Mogłeś mnie uprzedzić… - opuściłam wzrok na pergamin i chwyciłam za pióro. – W każdym razie możemy od razu zacząć. Czytałam już o tym i wystarczy, że…

- Dobra, uspokój się – przerwał mi blondyn. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i rozsiadł się wygodnie. – Nie po to tu przyszedłem. Właściwie to w dupie mam ten referat.

- Co? - Zatrzymałam pióro w połowie drogi do kartki. - Jak to?

- Normalnie – przyjrzał mi się, mrużąc niebezpiecznie oczy. – Ostatnio zachowujesz się jakoś dziwnie…

- Ja? Dziwnie? – speszyłam się. Czyżby aż tak było widać?

- Mniejsza z tym – westchnął chłopak. - Pamiętasz jak Cie przyłapałem gdy włamywałaś się do Moodiego?

- Nie włamywałam się! – powiedziałam nieco za głośno i szybko rozejrzałam się, sprawdzając, czy nikt nas nie podsłuchuje. Zaraz potem przygarbiłam się. – To nie było tak – dodałam ciszej.

- No zwał jak zwał – Draco przez moment przyglądał się swojemu palcu serdecznemu lewej dłoni. Czegoś na nim brakowało. – Wiesz… Właściwie mógłbym zapomnieć o tym co widziałem, ale pod jednym warunkiem. – Ślizgon spojrzał mi prosto w oczy. - Włamiesz się do Filcha.

- Co? – pisnęłam. Sama propozycja wydała mi się absurdalna. Początkowo myślałam, że chłopak żartował, ale gdy przez dłuższą chwilę patrzeliśmy na siebie w milczeniu, a Malfoy wciąż miał tą śmiertelnie poważną minę, przestało mi się to podobać. – Co to w ogóle za absurdalny pomysł… Jeśli chcesz zrobić mu kawał, nie wciągaj mnie w to.

- Żaden kawał – syknął chłopak. Złapał za oparcie mojego krzesła i nachylił się w moją stronę, przyciszając głos. - Filch zgarnął coś, co należy do mnie i muszę to odzyskać. Jak najszybciej.

Gdy się przybliżył, serce zabiło mi mocniej. Zerknęłam na jego usta i przełknęłam głośno ślinę. Szybko odwróciłam wzrok. Starałam się na niego nie patrzeć.

- Więc dlaczego sam się tam nie włamiesz? – zapytałam cicho. Zaczęłam pakować książki. Nic tu po mnie, skoro nie zamierzał robić referatu.

- Słuchaj… - Malfoy wyraźnie się zawahał. Jakby od niechcenia odgarnął mi włosy za ucho. - To nie Twoja sprawa, ale mam już na pieńku z ojcem. Chyba wiesz jacy potrafią być starzy? Nie mogę ryzykować.

- Więc ryzykować mam ja?

- Bez obrazy, ale masz o wiele mniej do stracenia. Nie chcesz mi pomóc?

Znieruchomiałam i spojrzałam w jego stronę. Draco bardzo mi się podobał. Uwielbiałam jego pocałunki. Wciąż miałam w pamięci to, co działo się w kryjówce. Najbardziej mnie bolało, że temat urwał się po tym, jak chłopak odstawił mnie do profesora Moody’ego. Miałam ochotę zadać mu ze sto pytań, ale od tamtego czasu wszystko się tak skomplikowało… Chyba powinnam posłuchać Alex i dać sobie spokój. Jak jednak miałam to zrobić, jeśli on wracał jak bumerang? Siedział tak blisko. Czułam za sobą jego rękę. Przy nim dostawałam jakiegoś zaciemnienia mózgu. Wiedziałam, że powinnam wstać i wyjść, ale moje ciało nie słuchało. Do czego to doszło, że rozważałam złamanie regulaminu szkoły?

- A co jeśli mi się nie uda? – zapytałam cicho.

- Jesteś bystra. Zrobisz tak, żeby się udało – Draco poruszył brwiami.

Zastanowiłam się. Woźny na pewno nie miał magicznego zamka w drzwiach, dlatego zwykły czar powinien poradzić sobie z zamknięciem. Pozostała jeszcze jedna kwestia.

- A co z Filchem? Nie chce mieć z nim do czynienia. Jeśli mnie przyłapie… – gorączkowo potrząsnęłam głową. - Takie rzeczy nie przechodzą bez echa.

- Nie panikuj. Odwrócenie jego uwagi to najmniejszy problem. Zajmę się tym.

- O rany… - westchnęłam. Nie wierzyłam, że się na to godzę. - To po co mam iść… na pewno należy do Ciebie? – przyjrzałam mu się uważnie.

- W stu procentach – ślizgon odpowiedział bez zawahania.

- Dobra. To zróbmy to.

Wstałam szybko, nie pozwalając sobie na chwilę zawahania. Czułam się, jakby kierowała mną jakaś dziwna siła. Normalnie byłabym pełna wątpliwości i sprzecznych myśli, ale starałam się nie dopuszczać ich do głosu. Mimo wszystko ucieszyło mnie, że Draco dzisiaj się pojawił. Nawet, jeśli czegoś ode mnie chciał. Tak naprawdę poprosił mnie przecież o pomoc. To znaczyło, że w jakimś tam stopniu mi ufał. Nakręcona tą myślą, ruszyłam razem z nim pod gabinet Filcha. Po drodze omówiliśmy dokładniej plan. Zgodnie z nim, ukryłam się w pobliżu drzwi i obserwowałam jak Draco wykonuje swoją część. Chłopak poprawił swój nienaganny ubiór i zapukał do woźnego, informując o rzekomym problemie w lochach. Filch zaklął szpetnie, zawrócił do pomieszczenia, zgarnął wiadro i mopa, po czym ruszył za ślizgonem. Gdy zniknęli mi z oczu, zakradłam drzwi, trzymając różdżkę w gotowości.

- Alohomora – szepnęłam.

Zamek szczęknął, a ja szybko weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzałam się. Pomieszczenie kiedyś na pewno było kanciapą, ale teraz bardziej przypominało graciarnię. Te kilka mebli jakie stały w środku, jak i każda płaska przestrzeń zawalona była rupieciami. Z pudełek niemal wysypywały się mniej lub bardziej nielegalne rzeczy. Pełno było fajerwerków, butelek alkoholu czy napoczętych paczek papierosów. Leżało też tu pełno całkiem normalnych rzeczy, takich jak podręczniki, zeszyty, słodycze a nawet dziwnie znajoma miotła. Przespacerowałam się wokoło, nie mając bladego pojęcia, gdzie właściwie powinnam zacząć szukać. Rzeczy nie wydawały się być posegregowane. Zajrzałam do kilkunastu pudeł, a później zaczęłam przeglądać szuflady komody. W jednej z nich znalazłam stos kolorowych, mugolskich gazetek dla panów. Na okładkach znajdowały się powyginane panie w samej bieliźnie. Podniosłam jedną z gazetek i z wypiekami na twarzy, krytycznie przyjrzałam się zdjęciu, a później sobie samej. Usłyszałam na korytarzu kroki. Zawstydzona szybko odłożyłam gazetkę, zasunęłam szufladę i w panice rozejrzałam się, poszukując kryjówki. Bez lepszych opcji, wczołgałam się pod zabudowane biurko, cudem omijając dużą, klejącą plamę po rozlanej kiedyś kawie. Skuliłam się, objęłam kolana rękoma i nasłuchiwałam. Drzwi się otwarły, a do środka weszły dwie osoby.

- Co jest aż tak pilnego, że musisz mi to pokazać właśnie w tej chwili? – wyprany z emocji głos bez wątpienia należał do Mistrza Eliksirów.

- Proszę chwilę poczekać, zaraz to znajdę.

Filch odstawił wiadro z mopem, a potem podszedł do biurka i wysunął szufladę. Przyciągnęłam nogi bliżej ciała i siedziałam nieruchomo, modląc się, by nie zaglądali pod spód. Słyszałam, jak mężczyzna przerzuca zawartość szuflady.

- Gdzieś to było… nooo… O, proszę bardzo! – woźny znalazł coś i wręczył Snape’owi.

- Co to takiego?

- Mugolski sprzęt. Droga zabawka. Mówią na to aparat fotograficzny! – Filch mówił z takim podekscytowaniem, jakby właśnie przyłapał kogoś na gorącym uczynku. - Służy do robienia nieruchomych zdjęć. Takich samych jakie…

- …Rozwieszono po szkole? – dokończył Mistrz Eliksirów. – Interesujące. Czyli mamy dowód zbrodni. Brakuje tylko winowajcy.

- W odpowiednich warunkach można przejrzeć zdjęcia z kliszy, może któreś zdradzi tożsamość właściciela. Znalazłem to w męskiej toalecie w lochach. Było nieźle ukryte. Nie zdziwiłbym się, gdyby należał do kogoś ze Slitherinu!

- Powstrzymajmy się przed oskarżeniami – beznamiętnie rzucił Snape. - Jak wiemy, z tej łazienki mogą korzystać uczniowie wszystkich domów. Jeśli okaże się, że faktycznie to był ślizgon, zgłoś się prosto do mnie, zrozumiano?

- Tak jest Profesorze Snape.

- Świetnie.

Aparat wylądował z powrotem w szufladzie, a mężczyźni wyszli z kanciapy. Nie wiedziałam ile mam czasu, ale wiedziałam jedno. Aparat musiał należeć do Lucjana. Kto wie jakie jeszcze zdjęcia strzelali sobie on i Alex? Ich pomysł był idiotyczny, ale nie mogłam już nic zrobić, żeby powstrzymać ich przed wykonaniem. Mogłam za to zrobić coś, dzięki czemu nie wylądowaliby na świeczniku. Szybko wyczołgałam się spod biurka, sięgnęłam do szuflady i otworzyłam aparat. Wyjęłam kliszę i nie wiedząc co z nią zrobić, ukryłam ją w kieszonce szaty. Aparat odłożyłam na miejsce. Kliszę trzeba było zniszczyć, ale lepiej nie zostawiać dowodów właśnie tutaj. Postanowiłam, że w nocy wrzucę ją do kominka w pokoju wspólnym, albo oddam Alex. Przeszukałam szuflady biurka i na dnie jednej z nich, zauważyłam srebrny, bogato zdobiony sygnet z herbem rodu Malfoyów. Dokładnie tego szukał Draco. Nie miałam pojęcia, jakim cudem mógł zgubić coś tak ważnego, ale teraz nie miało to znaczenia. Schowałam przedmiot i szybko ruszyłam do drzwi. Wyjrzałam przez szparę. Wydawało się, że droga jest wolna. Myśląc, że mam sporo szczęścia, szybko wyszłam na korytarz. Zaraz potem wpadłam wprost na profesora Flitwicka. Zbladłam jak ściana i zatrzymałam się w pół kroku. Całe życie przeleciało mi przed oczami.

- Dzień dobry panienko – Flitwick zagaił z uśmiechem i wskazał ruchem głowy na drzwi. – Szlaban u Filcha, hm? Nawet w piątki nie dadzą wam odpocząć.

- Szlaban? – głos uwiązł mi w gardle. Musiałam odchrząknąć.

- Wychodzisz od niego z kanciapy, więc pewnie dręczył Cie jakimś sprzątaniem. Nigdy nie podobało mi się zmuszanie was do czyszczenia przy użyciu rąk. Od tego mamy odpowiednie czary – mężczyzna pokręcił głową.

- Jak chłoszczyc? – zapytałam, wciąż stojąc sztywno.

- Dokładnie. No ale to wtedy żadna kara. Taki impas – profesor rozłożył ręce. – W każdym razie masz sporo szczęścia. Niektórzy siedzą na szlabanie do późnego wieczora.

- To prawda… Przepraszam profesorze, ale mam trochę nauki – uśmiechnęłam się do niego przepraszająco, pożegnałam się i odeszłam na sztywnych nogach.

Gdy zniknął mi z oczu, rzuciłam się do biegu. Nie wierzyłam w to, co się właśnie stało. Miałam kolejnego świadka… ale jakimś cudem udało mi się uniknąć podejrzeń. Mimo wszystko ciężar nie opuścił mojego serca. Na pewno nie chciałam być przy tym, gdy Filch wróci do gabinetu, ani gdy się zorientuje, że brakowało kliszy. Na Merlina… będę przecież pierwszą podejrzaną! Po czymś takim na pewno wyląduje w gabinecie Dumbledore’a! Czułam, że ogarnia mnie panika. Cała w nerwach dopadłam do drzwi od starej sali zaklęć i weszłam do środka. Draco już na mnie czekał, oparty plecami o przykrytą prześcieradłem ścianę.

- Co jest? – zapytał, przyglądając mi się czujnie. – Masz to?

- Mam… - drżącą ręką podałam mu sygnet. Emocje we mnie buzowały. Przetarłam dłońmi twarz, a później spojrzałam na chłopaka z wyrzutem. – Mówiłeś, że zajmiesz się Filchem, a on prawie od razu wrócił do gabinetu! Do tego był z nim profesor Snape! Wiesz, że mogli mnie przyłapać?

- Przecież nic Ci nie jest – Malfoy wzruszył ramionami i założył sygnet. Pasował jak ulał. – Słuchaj, nie olałem sprawy – wyjaśnił beznamiętnie. - Zrobiłem swoje, ale gdy Filch zobaczył Snape’a, nagle stracił rozum. Słyszałaś o czym tak gadali?

- Znaleźli w łazience aparat i… - zasłoniłam usta dłonią i zamilkłam.

- Aparat Lucjana? – podłapał Draco. Uśmiechnął się pod nosem i wsunął dłonie w kieszenie spodni. – No proszę… Biedakowi się oberwie.

- To Ty wiesz? – zdziwiłam się.

- Niewiele mamy przed sobą tajemnic. Szczerze, to bardziej mnie dziwi, że Ty wiesz. Stałaś się jego powierniczką sekretów?

- Nie do końca… - westchnęłam. Wiedział o Lucjanie, ale czy wiedział o Alex? Nie chciałam jej w to mieszać, dlatego wolałam przemilczeć, skąd wiedziałam o zdjęciach. – Ale jak go zobaczysz, powiedz mu, że nic na niego nie mają…

- To znaczy? – Malfoy zmarszczył brwi, a zaraz potem spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Zwinęłaś aparat?...

- Tylko kliszę… - powiedziałam nieśmiało i złapałam za kraniec koszuli. – Ale zniszczę ją i nie będzie dowodów. Tak było mniej podejrzanie.

- No popatrz… zaskakujesz mnie – w głosie blondyna słychać było uznanie.

Przez chwilę miałam ochotę wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłam, albo wspomnieć o Flitwicku i moich obawach, ale ostatecznie nie powiedziałam nic. Malfoy też wyglądał, jakby się nad czymś wahał. Staliśmy jednak w milczeniu. W końcu Draco ruszył do wyjścia.

- Draco, jeśli chodzi o tamten wspólny wieczór… - zaczęłam, patrząc za nim.

- Masz na myśli ten, kiedy tak strasznie się naprułaś? – chłopak zatrzymał się i spojrzał w moją stronę. - Trochę mi to spieprzyło plany.

- Plany? – zdziwiłam się i potarłam policzek. Tamten dzień wydawał się teraz taki odległy. – Sam podawałeś mi alkohol. Poza tym wiesz… Ja chyba nie wszystko pamiętam…

- Nie pamiętasz, bo nie było czego zapamiętywać – ślizgon stwierdził z rozczarowaniem. Obciął mnie wzrokiem od góry do dołu. – Myślałem, że miło spędzimy czas.

- Co? – głośno przełknęłam ślinę. - Znaczy… No.. Wciąż możemy – odparłam nieśmiało.

- Myślisz? - Draco zbliżył się do mnie, a ja odruchowo cofnęłam się. Zatrzymałam się dopiero, gdy poczułam za plecami ścianę. Chłopak spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnął się wyzywająco. – Tyle że na trzeźwo brak Ci odwagi - powiedział.

Patrzyłam mu prosto w oczy. Serce waliło mi jak oszalałe. Przed chwilą sama tego chciałam, dlaczego więc panikowałam? Dlaczego przypominały mi się zajęcia z profesorem Moody’m? Musiałam przestać o tym myśleć. Musiałam wziąć się w garść. Gdy Malfoy chciał znów ruszyć do drzwi, złapałam go za nadgarstek, zamknęłam oczy i wspięłam się na palce, całując go w usta. Blondyn stanął w miejscu, pozwalając mi na przejęcie inicjatywy. Nie miałam pojęcia co robię. Przypominając sobie nasze poprzednie pocałunki, wsunęłam język, próbując go nim pieścić w trakcie. Miałam wrażenie, że coś robię źle. Draco odczekał chwilę, a później sam pogłębił pocałunek i objął mnie w pasie, przyciągając bliżej siebie. Jego ręce powoli, ale przy tym dość chaotycznie wędrowały po moim ciele. Ja nie wiedziałam co zrobić z moimi. W końcu chłopak odsunął się ode mnie.

- Kompletnie nic nie wiesz, co? – westchnął, przecierając palcami kąciki ust.

- Dlaczego?... – szepnęłam wpatrzona w niego.

- Zachowujesz się jak posąg, a w ten sposób to żadna przyjemność – Malfoy wzruszył ramionami. - Mówiłem, brak Ci odwagi.

- Ale… ja… - zająknęłam się. W sumie nie wiedziałam co odpowiedzieć. Stałam jak ofiara losu. To działo się tak nagle, a ja naprawdę nie wiedziałam co powinnam robić. Jak go dotykać. Myślałam, że może mnie olśni, gdy będziemy blisko… Ale nie olśniło.

- Teraz jeszcze Cie zatkało? Tego właśnie się spodziewałem. Spadam stąd. – mruknął ślizgon i ponownie ruszył do wyjścia. – Dzięki za sygnet. – Rzucił na odchodne, a potem zniknął za drzwiami.

- Rany… - jęknęłam zrezygnowana.

Znowu spieprzyłam moją szansę. Może faktycznie na trzeźwo nie nadawałam się do niczego? Za bardzo się skupiałam i niepotrzebnie analizowałam? Przygaszona i cięższa o kolejną tonę myśli, wróciłam do dormitorium. W pokoju wspólnym ludzie bawili się na całego. Było bardzo głośno. Myślałam tylko i wyłącznie o tym, żeby zabrać się za naukę do eliksirów. Gdy weszłam do sypialni, zauważyłam, że Alex siedziała na swoim łóżku kompletnie pijana. Oczy miała lekko zaczerwienione, jakby od płaczu. W jednej ręce miała butelkę alkoholu w drugiej zaś ściskała skrawek czegoś czarnego. Peleryny? Gdy mnie spostrzegła, od razu ukryła materiał pod poduszką.

- Gdzie byłaś?! – zapytała z wyrzutem i oparła się o poduszkę, jakby obawiając, że tam zajrzę.

- W bibliotece z Draco… - westchnęłam. Rzuciłam torbę na łóżko i usiadłam na nim zrezygnowana.

- Jak z Draco? Przecież nie przychodził już - Alex pociągnęła z butelki.

- Dzisiaj przyszedł. Musiałam włamać się do Filcha, żeby odzyskać jego sygnet…

- Jak to musiałaś? – przyjaciółka uniosła brwi.

- No… trochę musiałam, a trochę poprosił mnie o pomoc. Mniejsza z tym – machnęłam ręką. - Wiesz co znalazł Filch? Aparat Lucjana…

- Kurwa… - Alex otworzyła szerzej oczy. - Wiedzą już?

- Jeszcze nie doszli do tego czyj jest, ale zwinęłam im kliszę… nie sprawdzą po zdjęciach – wyjęłam z kieszeni przedmiot i podałam go przyjaciółce. – Nie ma za co – mruknęłam. Położyłam się, wtulając twarz w poduszkę.

Brunetka przez chwilę patrzyła na kliszę, próbując coś na niej dostrzec, a później wzruszyła ramionami i schowała ją do szuflady nocnej szafki.

- Obejrzymy to później. Wiesz co teraz powinnyśmy zrobić? Coś, co nas rozluźni. Zabawić się. Zaszaleć.

- Zaszaleć? – zerknęłam na nią. – Wręcz przeciwnie. Powinnyśmy się uczyć do testu z eliksirów.

- W dupie mam ten test – Alex dopiła alkohol i zwlekła się z łóżka. Poprawiła ubranie i wystawiła dłoń w moją stronę. – Chodź. Choć raz nie przymulajmy.

- To nie jest przymulanie, tylko…

- Przymulanie! – przerwała mi przyjaciółka. – Słuchaj, miałam chujowy dzień i chce żeby teraz było fajnie. Jak nie chcesz iść, to łaski bez.

Podniosłam się i spojrzałam na nią poważnie. Nie miałam ochoty ruszać się z sypialni, ale nie mogłam pozwolić, żeby Alex w takim stanie snuła się po szkole. Każdy wiedział, jakby to się skończyło.

- Dobra, idę! – zrzuciłam z siebie szatę i poprawiłam różdżkę. – Co właściwie się stało?

- Snape – mruknęła Alex i złapała mnie za dłoń.

Nie musiała mówić nic więcej. Westchnęłam przeciągle i razem z nią poszłam do pokoju wspólnego. Stolik zastawiony był piwem. Kilka osób grało w karty, reszta podzielona była na grupki i głośno dyskutowała lub żartowała. W oczy rzucili nam się stojący z boku Harry i Ron. Wyglądali, jakby się kłócili.

- Oni są nienormalni! – Rudzielec łapał się za głowę.

- Kto? I o co chodzi? – Alex popatrzyła to na jednego, to na drugiego.

- Fred i George stwierdzili, że robią dziś nalot na dormitorium Slitherinu – wyjaśnił Harry, poprawiając okulary. – Wiesz, zemsta za fotki.

- Wiedzą kto to zrobił? – zdziwiła się przyjaciółka.

- Nie, ale im to wisi. Na papierze od Rity był ślizgon, to wiesz… - Harry wzruszył ramionami.

- A mają hasło? – zapytałam, patrząc na wszystkich po kolei.

- Powiedzieli, że nie potrzebują – westchnął Ron. – Powinni to zrobić w tygodniu… Albo nie wiem. W nocy. O tej porze nikt pewnie nie śpi.

- Nie są na pewno tacy głupi. Z resztą zobaczymy – Alex przepchnęła się przez chłopaków. Ruszyłam zaraz za nią.

- Zamierzasz do nich iść? – zapytałam z paniką w głosie.

Przyjaciółka jedynie wzruszyła ramionami. Schodziłyśmy po schodach. Gdy lekkim slalomem skierowała się do lochów, było już pewne gdzie idzie. Korytarz wydawał się podejrzanie pusty.

- Nie jest za cicho?... – szepnęłam.

Drzwi za nami skrzypnęły. Wystraszona odruchowo złapałam za różdżkę, ale było za późno. Ktoś za nami złapał nas za ramiona i wciągnął do małej salki, zatrzaskując drzwi.





1 komentarz: