piątek, 8 listopada 2019

68. Krok dalej...

Wpatrzona w niebo, nawet nie zauważyłam, kiedy Rita Skeeter podchodziła pod trybuny. Wzięła mnie całkowicie z zaskoczenia, od razu zalewając falą pytań. Drgnęłam wystraszona i spojrzałam na nią, przyciskając podręcznik do piersi. Dopiero po chwili zrozumiałam, co właściwie do mnie mówiła.

- …młode kobiety zawsze dużo plotkują. Pewnie wy uczennice macie już swoje teorie i domysły, mylę się?

- Przepraszam, ale o co Pani chodzi? – zamrugałam i odsunęłam się kawałek.

- Biedne dziecko… jesteś przygłucha? – zacmokała reporterka i przysunęła się bardzo blisko mnie. - Pytam o tamto porwanie na Pokątnej! Przecież wszyscy o tym wiedzą. Sensacyjny temat.

- O rany… Wszyscy…? – przełknęłam głośno ślinę i raz jeszcze się odsunęłam. Wyobraziłam sobie, jak cała szkoła pokazuje na nas palcem. Jak przyklejają nam łatkę ofiar. Wymyślają historie, co się z nami działo. Jak profesor Moody wylatuje ze szkoły za naszą wspólną tajemnicę… Nie, musiałam się otrząsnąć!

- Dosłownie. Nasza gazeta trafia do prawie każdego domu w magicznym świecie, ale dość o tym. Wróćmy do porwania! Ta historia rodzi wiele pytań, prawda? Dwójka śmierciożerców… groźby, szarpaniny… praktycznie zero świadków… Bardzo podejrzana sytuacja… – kobieta przyłożyła palec do ust i udała zastanowienie. – Cóż, dla mnie ta sprawa jest niewyjaśniona, ale nie zostawię jej w ten sposób. Muszę dotrzeć do sedna, a Ty dziewczynko - stuknęła mnie palcem w pierś. – mi w tym pomożesz. Powiedz mi teraz… Też jesteś nieletnia… jak myślisz, ofiary mogły być w Twoim wieku?

- Ja… nie wiem… - nerwowo złapałam za torbę i szybko spakowałam podręcznik. Nie patrzyłam na kobietę. Starałam się brzmieć na wyluzowaną i beztroską, ale bardzo mi to nie wychodziło. - A to w ogóle zdarzyło się naprawdę?...

- Oczywiście że tak! Dziewczynko, to było w gazecie! – kobieta brzmiała na pewną swego. Zaczęła wymachiwać palcem. - Załóżmy, że ofiary były w Twoim wieku. Bardzo niefortunnie, prawda? Powiedz mi, jak się czujesz z myślą, że w każdej chwili możesz zostać porwana? Zapewne wiesz, że śmierciożercy słyną ze swojej bardzo brutalnej natury. Jeśli to byli oni, na jednym wybryku się nie skończy. Do tego Ty jako uczennica półkrwi…

- Skąd Pani wie o moim statusie krwi? – przerwałam jej i zamrugałam zdziwiona. Nie podobało mi się, dokąd zmierza ta rozmowa.

- Dziecino – Rita złapała za swoje okulary i lekko je obniżyła, spoglądając na mnie sponad nich. – Ja wiem wszystko. W-S-Z-Y-S-T-K-O.

Przez chwilę patrzyłam jej w oczy. Doszłam do wniosku, że wbrew temu co mówiła, tak naprawdę nie wiedziała nic. Nie musiałam się obawiać, że odkryje prawdę, bo nie miała o niej pojęcia.

- Skoro Pani wie wszystko, po co zadaje Pani pytania? – zapytałam cicho i wstałam.

- Dziewczynko, nie bądź taka przemądrzała. – Zacmokała reporterka i teatralnym gestem dotknęła swojej piersi. - Oczywiście że po to, żeby wiedzieć WIĘCEJ. I dla fanów. Oni uwielbiają czytać wywiady!

Pokręciłam głową i chciałam odejść, ale kobieta złapała mnie za rękę. Odruchowo drgnęłam. Spojrzałam na nią niepewnie. Jej spojrzenie przybrało zaciętości i podejrzliwości.

- Zaraz, nie skończyłyśmy wywiadu. Chcesz się wymknąć? Założę się, że próbujesz coś ukryć! Od razu widać, że masz coś na sumieniu. Może znałaś ofiary, hm? Kryjesz je? To ktoś bliski?... – dopytywała Skeeter.

- Nie gadaj z nią! – zawołała Alex. Wszystkie trzy miotły podlatywały w naszym kierunku.

- To jedna z nich? – zapytała Rita, wskazując głową na moją przyjaciółkę. Pióro kobiety zaczęło tworzyć istną epopeje.

- Nie! – pisnęłam i mocnym szarpnięciem wyrwałam rękę z uścisku. Rita karmiła się niedopowiedzeniami. To co miała, to jedynie poszlaki. Musiałam na szybko zarzucić ją jak największą ilością faktów i przede wszystkim odsunąć od nas podejrzenia. Dla profesora Moody’ego. Dla mnie i Alex… – Nie mamy z tym nic wspólnego. Skąd w ogóle pomysł, że to ktoś ze szkoły? Że wiemy cokolwiek?... – wzięłam głęboki wdech i złapałam za pasek od torby, próbując ukryć zdenerwowanie. - Ja wiem tylko tyle, co było napisane w gazecie. Przecież jesteśmy setki kilometrów od Londynu i nie możemy opuszczać Hogwartu w trakcie roku szkolnego. Po pierwsze trudno byłoby nam się tam znaleźć, a po drugie, obieg informacji jest ograniczony…

- Mówisz tak, jakby teleportacja nie istniała… Ignorancja, czy świadome pominięcie? Koniecznie to zapisz! – Reporterka zadyrygowała palcem, choć nie wiem po co, bo pióro i tak pisało swoje. – Jeszcze do tego wrócimy… – Kobieta spojrzała na mnie. - Dziewucho, na pewno masz jakieś domysły. Każdy je ma!

Alex wylądowała niedaleko nas i szybko zeskoczyła z miotły, rzucając się w moją stronę. Chciała coś powiedzieć, ale wystawiłam rękę w jej stronę, by zamilkła. Miałam tego dość. Stałam wyprostowana i patrzyłam prosto w oczy reporterki, zaciskając mocno palce na pasku.

- Domysły, a fakty, to dwie różne rzeczy. Faktem jest, że w Londynie aż roi się od dzieci i nieletnich. To mógł być każdy. Jeśli miałabym obstawiać, powiedziałabym, że najprędzej porwali jakieś mugolki. Wszyscy wiedzą jak działali śmierciożercy. Niesławna wojna krwi… uczymy się o tym.

Alex patrzyła raz na mnie, raz na Ritę. Lucjan stanął z boku z miotłą w ręce i słuchając, podrapał się po tyle głowy. Bracia Weasley przyczaili się po drugiej stronie reporterki, gadając do siebie na ucho. Widocznie coś knuli. Zdradzały to ich uśmieszki.

- W tej chwili wojna krwi to przeszłość, ale w jednym masz rację – Rita ożywiła się i klasnęła w dłonie. - Porwanie na pewno miało jakieś drugie dno!

Alex uderzyła się dłonią w czoło. Ja otworzyłam szerzej oczy. Miałam wrażenie, że kobieta przesiewa wszystko przez sito i wybiera tylko to, co jej pasowało.

- A Ty pannico? – Rita znów złapała za okulary i spojrzała czujnym okiem na Alex. – Jak myślisz, dlaczego porwali te dziewczyny? Chodziło o zaspokojenie rządzy? Może okup?

Nagle George rzucił zapaloną petardę pod nogi reporterki. Wybuch odwrócił jej uwagę. W tym czasie Fred złapał za długi pergamin i pędem poszybował wysoko do góry, kradnąc notatki kobiety. Silny podmuch wiatru o mało nie wyrwał mu przedmiotu z rąk.

- Dziewczyny, dajcie sobie spokój z tymi wykładami! – wesoło zawołał Fred, prześlizgując wzrokiem po zawartości pergaminu. – Ona w ogóle nie słucha. Zapisała same bzdury!

- Hej! Oddawaj to dzieciaku! – Rita poprawiła okulary i wycelowała różdżką w niebo. – NATYCHMIAST z tym wracaj, albo ściągnę Cię siłą!

- Tylko, jeśli mnie trafisz! – zaśmiał się Fred.

George również wzbił się w powietrze, a później obaj bracia zaczęli swoje wygłupy. Ścigali się, robili piruety i śruby, co rusz przekazując sobie pergamin. Skołowana Rita celowała raz w jednego, raz w drugiego, parokrotnie ciskając zaklęciami w powietrze. Bliźniacy nic sobie z tego nie robili. Próbowała przyzwać pergamin, ale bracia nie zamierzali wypuszczać go z rąk. Ja i Alex spojrzałyśmy na siebie i korzystając z zamieszania, szybko uciekłyśmy do szkoły. Zatrzymałyśmy się w pierwszym lepszym zaułku.

- Głupia jesteś?! Po co z nią gadałaś! – cicho syknęła przyjaciółka, łapiąc mnie za ramiona. Wyglądała na trochę przejętą.

– Trochę mnie zaskoczyła… - speszyłam się. Faktycznie nie poszło po mojej myśli. Miałam wrażenie, że teraz nic mi się nie udaje. – Ona szuka sensacji. Pewnie wypytuje wszystkich. Chciałam zbić ją z tropu… - szybko tłumaczyłam się.

- Mogłaś zbyć ją milczeniem – przyjaciółka puściła mnie.

- To by było o wiele bardziej podejrzane – zastanawiałam się na głos. - Hermiona jej unikała i co? Wylądowała w gazecie.

- Harry miał z nią wywiad, a też w niej wylądował. Do tego wszystko przekręciła. Na nią nie ma sposobu. Wiesz co ona z tego stworzy?...

- …Trudno to przyznać, ale Weasley’owie mają jaja – wesoło skomentował Lucjan.

Obie szybko się obróciłyśmy. Okazało się, że beztroski ślizgon podążał za nami jak cień i właśnie wszedł w ten sam boczny korytarz co my.

- Szkoda tylko, że tak obaj spinają dupy – zaśmiał się chłopak i objął nas ramionami. - Wy też ostatnio jakieś spięte. Trzeba się rozluźnić! – przytulił nas do swoich boków, a potem spojrzał znacząco na Alex. - To co, przenosimy teraz randkę do jakiegoś przytulnego wnętrza?

- Nie. Randka skończona – dziewczyna wyślizgnęła się spod ręki bruneta.

- Ale jak to? – zdziwił się Lucjan. - Nawet nie doszliśmy do macanek, a to esencja każdej randki!

Ślizgon puścił mnie i nachylił się w stronę mojej przyjaciółki, próbując ją pocałować. Alex zrobiła zgrabny unik, przez co jedynie cmoknął ją w policzek.

- Wybacz, ale Skeeter zepsuła cały nastrój – powiedziała, uśmiechając się przepraszająco. – Z Klarą mamy jeszcze coś do załatwienia, więc do zobaczenia później!

- No ej… - Lucjan rozłożył ręce. Minę miał taką, jakby ktoś mu zwinął ostatni kawałek pizzy sprzed nosa.

- Wybacz! – rzuciła jeszcze Alex i pomachała mu na pożegnanie.

Dała mi znak głową i szybkim krokiem ruszyła w stronę wieży. Obejrzałam się jeszcze przez ramię, ale Lucjan za nami nie poszedł. Chłopak włożył ręce w kieszenie spodni i westchnął. Później zniknął nam z oczu.

- Alex, czy Ty go unikasz? – zapytałam półszeptem.

- Tylko trochę – przyjaciółka wzruszyła ramionami. – Obiecałam mu trzy randki, ale to nie znaczy, że wszystkie pójdą po jego myśli.

- W sumie racja… - zamyślona kiwnęłam głową. – Ale na bal z nim idziesz, tak?

- Taki jest plan. Też powinnaś zdecydować z kim pójdziesz. Zostało ile… miesiąc? – Alex przystanęła i spojrzała na mnie poważnie. – I co z Ronem? Trzeba mu odpowiedzieć.

- Myślisz, że jeszcze sobie nie znalazł pary?

- Biorąc pod uwagę jak się za to zabierał, na pewno nikogo jeszcze nie ma – mrugnęła Alex. – Czyli możecie pójść razem. Bo jeśli liczysz na to, że Draco zaprosi Cie w ostatniej chwili, to lepiej szykuj się, że pójdziesz tam sama. I uwaga, to by było naprawdę słabe.

- Ja… nie wiem… Chyba już na nic nie liczę. I jakoś nie potrafię myśleć o tym całym balu…

- To nie myśl za dużo, tylko zadecyduj i trzymaj się tej decyzji.

Westchnęłam i zamilkłam. Pójście z Ronem chyba nie byłoby takie złe. Chłopak był niegroźny, ale czy nie byłoby między nami dziwnie? Naprawdę nie byłam teraz w stanie podjąć żadnej decyzji. Ostatnio czułam się tak, jakbym nie była sobą. Mój wewnętrzny spokój był zmącony. Nie potrafiłam skupić się na zajęciach, a co dopiero na planowaniu przyszłości.

Z Alex wspinałyśmy się po kolejnych schodach. Gdy mijałyśmy drugie piętro, zatrzymałam się nagle.

- Alex, idź sama. Ja muszę porozmawiać z profesorem Moody’m.

- Tak teraz? – zdziwiła się przyjaciółka. – Jutro mamy z nim zajęcia.

- Nie wytrzymam do jutra – powiedziałam szczerze i skręciłam na jego piętro.

Profesor otworzył mi nieco zdziwiony, ale bez wahania wpuścił mnie do środka. Na jego biurku stała napoczęta szklanka z whisky oraz leżał stos różnych papierów. Zauważyłam wśród nich wycinki gazet. Mężczyzna był wyraźnie w połowie jakiegoś zajęcia.

- Klaro, coś się stało? – zapytał, przyglądając mi się czujnie.

- Nie, ale mogło… - Wzięłam głęboki wdech. - Ta reporterka… Rita Skeeter wpadła na mnie przed chwilą.

- Wścibska Skeeter? – mężczyzna spoważniał. – Co chciała? Mów.

Szalonooki wskazał mi na kanapę, pozwalając usiąść. Zrobiłam to. Byłam podenerwowana. Oparłam o kolana zaciśnięte w pięści dłonie i patrzyłam przed siebie. Bałam się, że mój długi jęzor wszystko zniweczy. Że zachowywałam się zbyt podejrzanie i Rita cudem odczyta moje myśli, a potem wszystko skrzętnie opisze.

- Ona… Chyba prowadzi śledztwo w sprawie tych dziewczyn z artykułu. Wypytywała mnie, czy znam ofiary i co o tym sądzę…

- Powiązała z tym Hogwart? – Szalonooki przysiadł obok mnie i mruknął do siebie. – To niemożliwe, żeby na to wpadła…

- Raczej błądzi po omacku, ale strasznie było usłyszeć takie pytania… Profesorze, ona jest taka zawzięta. Co jeśli dojdzie do prawdy? – spojrzałam na niego wystraszona.

- Mówiłem już, że nikt się o niczym nie dowie, jeśli Ty i Alex nie piśniecie ani słowa. Chyba nic jej nie powiedziałaś, hm?... – Moody zmrużył swoje zdrowe oko.

- Same ogólnikowe fakty i bzdury… - potrząsnęłam głową. – Ja… ja myślałam, że uda mi się ją zbić z tropu, ale ona myśli zupełnie nielogicznie… boje się, że zrobiłam gorzej. Profesorze…

- Nielogicznie… - mruknął mężczyzna.

Złapał za różdżkę i przywołał swoją szklankę. Od razu pociągnął z niej łyk. Później oparł ją o kolano. Palcem wystukiwał na szkle miarowy rytm. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał. Jego milczenie się przedłużało.

- Profesorze… - czułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy. – Co my teraz zrobimy? Ja przepraszam. Nie chciałam niczego zepsuć. Naprawdę…

- Niczego nie zepsułaś – powiedział w końcu, spoglądając w moją stronę. Zaraz potem objął mnie ramieniem, przytulając do swojego boku. – Klaro, Skeeter jest wścibska, ale już ma na pieńku z dyrektorem. Pójdę do niego w sprawie nękania uczniów i może coś się ruszy. Tak będzie najbezpieczniej.

Kiwnęłam głową i przetarłam palcami oczy. Dumbledore wiedział co robił. Wszyscy byli świadkiem tego, jak ostrzegał reporterkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby upomniał ją po raz kolejny.

- Obie musicie się od tego odciąć – Moody stwierdził z przekonaniem. - Historia z gazety niech będzie po prostu historią. Jedną z wielu. Bredzeniem głupca. Czymś, co was zupełnie nie dotyczy…

- Ale to się zdarzyło naprawdę…

- Było i minęło, Klaro. Wszystko jest w Twojej głowie – postukał mnie końcem różdżki w skroń. – Od Ciebie zależy jak to sobie poukładasz. Zadbaj jednak o to, żeby Cie nie przytłoczyło i nie przerosło. To coś, czego nie zapomnisz, ale co da się odłożyć na bok. Powiesić na ścianie doświadczeń, jak trofeum albo dyplom. Dałyście sobie radę. Wyszłyście z tego zwycięsko. Niemal bezstratnie. Rozumiesz, co mam na myśli?

- Chyba… chyba tak.

Moody przyjrzał mi się uważnie. Chyba zauważył, że wcale nie byłam spokojniejsza, bo podsunął mi swoją szklankę i wsunął mi ją do ręki. Spojrzałam zdziwiona na naczynie, a później na profesora.

- Napij się – powiedział spokojnie.

- Słucham?... – zamrugałam.

- No już, chociaż spróbuj – Moody uspokajająco pogłaskał moje ramię.

Patrząc mu prosto w oczy, zmoczyłam usta. Skrzywiłam się. Whisky było gorzkie i niedobre. Paliło mnie w gardło. Chciałam zwrócić szklankę, ale profesor pokazał, żebym wzięła drugi łyk. W moim mniemaniu Moody nigdy się nie mylił. Musiał mieć powód, żeby pozwalać mi pić. Być może miało mi to pomóc. Napiłam się więc ponownie.

- Świetnie – mężczyzna oblizał się, wyciągnął szklankę z mojej ręki i dopił zawartość. - Powiedz mi, jak sobie radzi Alex? Jej dzisiejszy wybuch nie wyglądał zbyt dobrze…

- Alex… Cóż. Później była już spokojniejsza. Nawet trochę wesoła… Zupełnie jakby nic się nie stało. - Zmarszczyłam brwi. Coś sobie przypomniałam. – Profesorze? Tak naprawdę, nie tylko Pani Skeeter pytała o ten artykuł…

- To znaczy? – profesor wpatrzył się we mnie.

- Gdy Profesor Snape wziął nas do gabinetu, nie zapytał o to co się stało między Alex i Marcusem. Zamiast tego rzucił gazetę na biurko i wypytywał co robiłyśmy w sobotę. Powiedziałam, że źle się czułyśmy i byłyśmy u Pana w gabinecie, ale nie wyglądał na przekonanego.

- Snape, ta?... - Moody odłożył szklankę na stolik i sięgnął za pazuchę, po swoją buteleczkę. Potrząsnął nią. – To dość… niefortunny zbieg okoliczności. Trochę się gryziemy. Jestem pewien, że chętnie pozbyłby się mnie ze szkoły. Każdy wie, że ostrzy sobie zęby na posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.

- Myśli profesor, że to przez to tak Pana nie lubi? – wpatrzyłam się w mojego mentora.

- Między innymi – Szalonooki wziął łyk z buteleczki i schował ją na miejsce. – Mieliśmy pewne… ekhm… zgrzyty w przeszłości. Nie mogę o tym mówić. Na razie nie. Ale się nie martw – poklepał mnie po udzie. – Niech sobie węszy. Trzymaj się ustalonej wersji, a wszystko będzie w porządku. Potraktuj to jako sprawdzian.

Zgodnie kiwnęłam głową. W buzi wciąż czułam gorzki posmak whisky. Zwilżyłam językiem usta i spojrzałam na pustą szklankę profesora. Moody zauważył gdzie patrzę.

- Chcesz jeszcze? – zapytał.

- Co?... – szybko opuściłam wzrok i potrząsnęłam głową. - Nie. Nie powinnam.

- To ja nie powinienem Ci proponować, ale alkohol czasem pomaga pozbyć się natrętnych myśli. Wyciszyć się. Gdyby miało Ci to pomóc…

Moody sięgnął po karafkę i napełnił szklankę do połowy, a później mi ją wręczył. Spojrzałam niepewnie na płyn.

- Nie mówię, że masz pić do nieprzytomności – mrugnął do mnie wesoło i ściągnął swój płaszcz, przewieszając go przez oparcie kanapy. Wskazał głową na moją kurtkę. – Nie jest Ci gorąco?

- Jest… - szepnęłam i ostrożnie zdjęłam kurtkę oraz szalik, odkładając je na bok. Pod spodem miałam mundurek. Patrzyłam w szklankę jak zaklęta. Mechaniczne oko profesora ciągle się we mnie wgapiało.

- Klaro, jako aurorka będziesz poddawana wielu próbom. Wiem, że presja jest duża i możesz mieć wrażenie, że wymagam od Ciebie niemożliwego… ale zapewniam, że nie jest to nic z czym byś sobie nie poradziła.

- Tak profesor myśli? – spojrzałam na niego z nadzieją.

- Czy tak myślę? – uśmiechnął się i zarzucił rękę na oparcie kapany. - Klaro, ja to wiem.

Odpowiedziałam mu uśmiechem i ostrożnie napiłam się alkoholu. Od czasu incydentu unikałam go, bojąc się, że stracę kontrolę nad tym co mówię lub robię. Chciałam w każdej chwili móc zareagować odpowiednio. Być przygotowaną na atak, który przyjdzie nie wiadomo kiedy, nie wiadomo skąd. Przy profesorze mogłam jednak czuć się bezpiecznie. Picie z nim było dziwne, ale też w pewnym sensie odciążające.

- Pamiętasz co mi obiecałaś? – Moody zapytał nagle, poprawiając się na siedzisku.

- Mówi profesor o…

- O naszych zajęciach – z namysłem postukał palcami w skórzane obicie kanapy. – W zeszłym tygodniu odpuściłem Ci nasze lekcje z wiadomych powodów, ale szczerze mówiąc, chciałbym je zrobić jak najszybciej. Jutro? Może nawet dzisiaj…

Spięłam się i przygarbiłam, mocno ściskając w rękach szklankę. Wciąż pamiętałam, że po porwaniu profesor chciał przerwać nasze lekcje. Mówił, że zrobiłby to dla mojego dobra, ale miałam wrażenie, że przyniosłoby to odwrotny efekt. Wydawało mi się, że jestem zbyt słaba, zbyt niezdecydowana, zbyt wolna... To profesor dawał mi nadzieję, że wkrótce wszystko się zmieni. Mimo że w szkole nie byłam zupełnie sama, to właśnie Szalonooki był moim światłem w ciemności. Prowadził mnie za rękę po krętych drogach popapranego umysłu śmierciożercy i zawsze pojawiał się w odpowiednim momencie, niczym anioł stróż. No kto to jak nie on mógł mnie nauczyć tego wszystkiego? Naprawdę wątpiłam, bym bez tych zajęć mogła sobie poradzić w przyszłości. Kiedy więc Moody postawił poprzeczkę nieco wyżej, tak naprawdę nie miałam wyboru. Musiałam się zgodzić. Nie sprawiało to jednak, żebym choć trochę mniej się stresowała. Byłam pewna, że widać to po mojej minie.

- Co jest ptaszyno? – Profesor przechylił się w moją stronę i przyciszył głos. - Na pewno przygotowywałaś się do tej lekcji.

- Ja… - zająknęłam się, nie patrząc w jego stronę. – Niby tak… Ale nie wiem czy to dobry pomysł…

- Wydaje Ci się, że nie jesteś na nią gotowa?

Energicznie pokiwałam głową.

- Więc napij się jeszcze na odwagę - Mężczyzna postukał palcami w moją szklankę, a później wstał. - Chcę Ci to jak najbardziej ułatwić. Myślę, że dużo wyciągniesz z tej lekcji. Pomoże Ci się ze wszystkim uporać. Zrozumieć parę rzeczy…

Zerknęłam na nauczyciela i przysunęłam szklankę bliżej ust, pociągając z niej łyka. Whisky wciąż było straszne w smaku, ale jedno trzeba jej oddać. Było naprawdę mocne. Miałam wrażenie, że moje reakcje były nieco spowolnione. Czułam się w pewien sposób błogo… ale bałam się, że jeśli wypije jeszcze więcej, alkohol za mocno uderzy mi do głowy. Ostawiłam więc szklankę na stół.

- Czuję się… - odchrząknęłam. Miałam wrażenie, że w moim gardle jest wielka gula. – Czuję się, jakby to było za dużo, ale czy nie o to chodzi profesorze? O przekraczanie własnych limitów? – spojrzałam na niego niepewnie.

- Dokładnie tak – mężczyzna uśmiechnął się do mnie. Stanął przede mną i złapał mnie za ramiona, spoglądając mi prosto w oczy. – Czyli co, jesteś gotowa pójść krok dalej? – spoważniał, marszcząc brwi. - Wciąż możemy to przerwać tu i teraz.

- Nie chcę tego przerywać – szepnęłam i przełknęłam głośno ślinę. - Te zajęcia są dla mnie naprawdę ważne.

- Wiem to. – Moody powoli się oblizał. Puścił moje ramiona. – Dobrze… To zaraz zaczniemy.

Patrzyłam jak mężczyzna podchodzi do zawalonej szpargałami półki, przestawia kilka rzeczy i sięga po kulę. Tę samą, która brała udział w poprzedniej lekcji. Szalonooki przesunął stolik na środek i postawił kulę na nim. Później rozsiadł się wygodnie na kanapie, wyciągnął różdżkę i odłożył ją na miejsce obok siebie.

- No, teorię już znasz. Wiesz co robić. - poklepał dłońmi uda, dając mi znać, bym usiadła.

- Tak profesorze… - kiwnęłam głową.

Złapałam za moją różdżkę i niepewnie wstałam z kanapy. Zerknęłam na kolana profesora. Siadanie na nim nadal wydawało mi się krępujące. Chyba zastanawiałam się zbyt długo, bo Moody złapał mnie za biodra i sam posadził sobie na kolanach.

- Tak jak wtedy – sapnął.

- Przepraszam – szepnęłam. – To nadal trochę dziwne…

- Klaro, nie myśl o tym jakie to jest. Skup się na swoim zadaniu – palcem wskazał mi na kulę.

Kiwnęłam głową, uniosłam różdżkę i wypowiedziałam zaklęcie, podnosząc przedmiot. Kula lekko kołysała się w powietrzu, ale ruch ten był delikatny. Chciałabym, żeby została w takiej pozycji, ale wiedziałam, że to nie będzie takie łatwe. Moody zaczął łagodnie, od pogłaskania moich pleców. Ten dotyk znałam. Zaraz potem przesunął rękami do przodu, na moje piersi. Spięłam się nieco, ale udało mi się utrzymać kulę we w miarę stabilnej pozycji. Tak jak na poprzednich zajęciach, próbowałam myśleć tylko o niej. Ignorować natrętne myśli oraz odruch, który kazał mi zrzucić z siebie ręce profesora. Nie chciałam go zawieść. Tak naprawdę byłam pełna obaw. Doskonale czułam, jak profesor złapał za guziki mojej koszuli i zaczął je odpinać jeden po drugim. Gdy odpiął wszystkie, jego ręka wsunęła się pod materiał, dotykając mojej nagiej skóry. Chwilę później pieścił mnie przez stanik. Czułam, że moje policzki zrobiły się czerwone. Gdy palce nauczyciela próbowały wślizgnąć się pomiędzy miseczkę a skórę, spięłam się jeszcze bardziej i odruchowo spojrzałam w tamtą stronę, tracąc panowanie nad kulą. Przedmiot zatrząsł się, powodując wewnątrz brokatową burzę.

- Patrz na kulę – przypomniał Moody, na moment przestając się ruszać.

- Przepraszam – pisnęłam. Moja ręka drżała lekko, ale udało mi się uspokoić przedmiot.

– Nie spuszczaj jej z oczu – kontynuował nauczyciel. Nachylił się blisko mojego ucha i instruował mnie półszeptem. - Musisz się wyłączyć. Myśleć tylko o niej. Potraktuj ją, jakby była Twoim przeciwnikiem, którego nie możesz zdjąć z muszki. Niech nikt i nic Cie nie rozproszy, Klaro.

Kiwnęłam głową, próbując zastosować się do polecenia. Utkwiłam wzrok w przedmiocie i oczyściłam umysł. Gdy to zrobiłam, profesor bez zawahania wślizgnął się w miseczkę mojego stanika i palcami zatoczył koło wokół sutka. Zaczął się nim bawić. Czułam, jak ten stwardniał. Stał się bardziej tkliwy. Uczucie to było bardzo dziwne. Nikt jeszcze nie dotykał mnie w taki sposób. Z jednej strony jakby przyjemne, z drugiej zaś było jak coś nieodpowiedniego i zakazanego. Przyszło mi na myśl, że dotyk profesora był zupełnie inny niż ten, jakim „uraczył” mnie blond włosy śmierciożerca. Nauczyciel był bardzo delikatny, wręcz staranny. Choć nie robił tego ani mocno, ani chaotycznie, czułam, że moje serce przyspiesza. Profesor będąc niego tak blisko, zapewne też to poczuł. Mimo wszystko nie przerywał. Trącał mój sutek tak długo, aż zauważył, że moje ciało i kula przestają podrygiwać za każdym razem, gdy to robił. Tak. Choć wciąż czułam się zawstydzona, w końcu udało mi się zapanować nad kulą i odruchem. Zauważyłam, że im bardziej przewidywalne były jego ruchy, tym łatwiej było mi się z nimi pogodzić.

- Świetnie Ci idzie, ptaszyno… – Moody sapnął mi do ucha. – Może podnieśmy poprzeczkę?

- Jeszcze wyżej?... – jęknęłam odstawiając kulę na stolik. Rozmasowałam nadgarstek. Od ciągłego napięcia, czułam, że moje mięśnie są nieco zmęczone.

- Robisz postępy, nie ma powodu, żeby przerywać – uspokoił mnie i wskazał palcem na stolik. - Teraz zamiast tylko lewitować kulą, spróbuj przenosić ją ze stolika na biurko i z powrotem. Równie proste.

Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze. Tak. W teorii było to banalnie proste, ale w praktyce, dochodziło jeszcze całe to przeszkadzanie. Najtrudniejszy element. Mimo wszystko chwyciłam pewnie różdżkę i raz jeszcze zmusiłam kulę do lotu. Za pierwszym razem zrobiłam to powoli, ładnie ustawiając ją na środku biurka. Moody patrzył uważnie, na moje poczynania.

- Dokładnie tak – mruknął i oblizał się.

Zadanie faktycznie było nieco bardziej angażujące. Poderwałam kulę do lotu i zmusiłam ją do powrotu na stolik. W tym samym czasie Szalonooki położył dłonie na moich udach i zaczął je głaskać. Początkowo robił to niewinnie, ale przy kolejnej wędrówce kuli, jego dłoń wjechała na wewnętrzną stronę mojego uda, skąd szybko znalazła drogę do moich majtek. Moody dotknął mnie przez nie. W pierwszej chwili drgnęłam i wystraszona mocno zacisnęłam nogi. Kula zdecydowanie za szybko uderzyła w blat biurka, ale nie roztrzaskała się. Znieruchomiałam, nie odważając się jej podnieść, ani w ogóle ruszyć.

- Nie przerywaj – szepnął profesor. Drugą ręką złapał mnie za nadgarstek i ostrożnie wycelował moją różdżką w kulę. – Skup się na zadaniu. Nie uratujesz nikogo, jeśli dasz się zaskoczyć, albo wyprowadzić z równowagi. Po to właśnie ćwiczymy.

Mężczyzna puścił mój nadgarstek, a ja przełknęłam ślinę i cicho wypowiedziałam zaklęcie, unosząc kulę. Jego druga dłoń wjechała na mój brzuch. Moody objął mnie w pasie, przyciągając bliżej siebie. Uda wciąż miałam zaciśnięte.

- A teraz wpuść mnie Klaro – sapnął mi wprost do ucha. - Obiecuję. Nie zrobię Ci krzywdy.

- Ale ja… - szepnęłam.

- Po prostu mi zaufaj…

Było mi strasznie gorąco i przez alkohol i przez sytuację. Czułam, że cała drżę. Bałam się jak cholera. To wszystko odbijało się na kuli, która trzęsła się tak jak ja.

- No już. Rozszerz uda – profesor pospieszył mnie łagodnym tonem.

Nie mogłam się wycofać. Nie teraz. Nie po tym wszystkim, co się stało. Oddychałam płytko, próbując się uspokoić. Po chwili siedzenia w bezruchu, posłusznie wykonałam polecenie. Lekko rozszerzyłam nogi, a profesor ponownie dotknął mnie przez majtki. Ich materiał był już wilgotny, co krępowało mnie jeszcze bardziej. Moody nic sobie z tego nie robił. Przesuwał palcami w górę i w dół, pocierając moją kobiecość. Poczułam, jak moje ciało przeszywa przyjemny dreszcz. Próbowałam się od tego odciąć, ale wrażenia były zbyt intensywne, bym mogła je całkowicie zagłuszyć. Zupełnie nie potrafiłam zapanować nad kulą. Przedmiot ponownie gwałtownie uderzył w blat, a ja jęknęłam cicho, szybko zasłaniając usta dłonią. Otworzyłam szeroko oczy, zaskoczona tym, co właśnie się ze mnie wydobyło. Zawstydzona chciałam poderwać się z kolan mężczyzny, ale ten wciąż trzymał mnie w pasie.

- Nie uciekaj… - sapnął, dociskając mnie do siebie. – Już prawie dotarliśmy do końca lekcji.

- Ale kula… - zaczęłam panikować. Wierciłam się, próbując wyswobodzić z uścisku. Coś twardego gniotło mnie w pośladki. - Nie mogę… nie dam rady…

- Klaro… - Moody ścisnął mnie mocniej w pasie i oparł brodę o mój bark. – Uspokój się. Jest wręcz przeciwnie. Dasz sobie radę. Jesteś zdolna – mruknął i oblizał się. – Po prostu próbuj do skutku.

Dam sobie radę. Dam sobie radę… Powtarzałam to w głowie, ale nie czułam, jakby robiło to jakąś różnicę. Na karku czułam szybki oddech profesora. Wciąż mnie dotykał, a wrażenia nie traciły na intensywności. Na moment zacisnęłam powieki, próbując się skupić. Otworzyłam je i chciałam unieść kulę, ale gdy tylko profesor zmienił taktykę na zataczanie kręgów, znowu straciłam kontrolę. Tym razem kula potoczyła się po ziemi. Byłoby o niebo łatwiej, gdyby nie to, że Moody był bardzo skupiony na swoim zadaniu. Chyba mężczyzna znał się na rzeczy, bo ciągle wybijał mnie z rytmu. Raz za razem próbowałam unieść kulę, ale ciągle traciłam skupienie. W końcu z przerwami udało mi się ją przenieść na stolik. Oddychałam płytko. Moje ciało drżało. Miałam wrażenie, że w gabinecie jest piekielnie gorąco. W pewnej chwili mężczyzna bez zapowiedzi odchylił na bok moje majtki i wsunął we mnie palec, rozpychając nim moje ciasne wnętrze. Byłam tak mokra, że wszedł we mnie z łatwością. Zaskoczona jego ruchem, wypuściłam z rąk różdżkę i ponownie jęknęłam. Obiema rękami zasłoniłam usta, by uchronić się przed wydobyciem kolejnych dźwięków. Profesorowi chyba się to nie spodobało, bo na moment przestał mnie obejmować i odciągnął mi ręce od ust.

- Nie wstydź się, to naturalna reakcja – powiedział szybko.

- Ale… Prze… praszam… - znowu jęknęłam.

- Klaro, kula – przypomniał.

Brzmiał, jakby był mocno nakręcony. Poruszał we mnie palcem, a kciukiem drażnił moją łechtaczkę. Czułam się tak, jakby moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Moje mięśnie napinały się. Przygryzłam wargę i wygięłam się do tyłu, mocno łapiąc profesora za kolano. Miałam ochotę uciec, a jednocześnie nie chciałam się ruszyć. Czy byłoby łatwiej, gdybym wyobraziła sobie, że dotyka mnie ktoś inny? Może Draco?... Po omacku próbowałam sięgnąć po różdżkę, ale ta spadła na ziemię. Moody szybko podał mi swoją w zastępstwie. Zacisnęłam na niej palce i spojrzałam przed siebie spod wpół przymkniętych powiek.

- Profesorze… Ja nie mogę… To jest… to… Za trudne…

- Więc poddaj się temu – sapnął.

Nie wiedzieć czemu, zamiast dłoni Draco, wyobraziłam sobie dłoń tajemniczego znajomego profesora… Tego, który był w gabinecie w noc po porwaniu. Choć zachowywał się jak nawiedzony, było w nim coś magnetycznego… Cóż. Dziwny moment, by o nim myśleć. Potrząsnęłam głową i zebrałam się w sobie. Zadanie… Po to tu byłam. Palec wciąż się we mnie poruszał, ale robił to rytmicznie. Czy uda mi się od tego odciąć? Skupiłam się na kuli i uniosłam ją. Cała drżała, tak samo jak moja ręka. Wbrew temu o czym myślałam, moje niedoświadczone ciało reagowało na wszystko na swój sposób. Przyjemność całkowicie zagłuszała mi zmysły. W momencie gdy profesor próbował wsunąć we mnie drugi ze swoich dużych palców, przez moje ciało przeszła paraliżująca fala przyjemności. Mój pierwszy orgazm. Nie byłam na niego gotowa. Przez nagłą dawkę energii, kula wystrzeliła do góry, rozbijając się o sufit. Nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Napięłam się cała. Mocno zacisnęłam powieki i zęby, tłumiąc jęk jaki chciał się ze mnie wydostać. Ta chwila zdawała się trwać wieczność. Zaraz potem opadłam z sił i oparłam się plecami o profesora. Mężczyzna pieścił mnie jeszcze przez chwilę, a później wycofał rękę i poprawił moje majtki. Mokre palce wytarł w wewnętrzną część mojego uda. Czułam, że mi się przyglądał. Jego spojrzenie aż paliło. Nie miałam odwagi otworzyć oczu. Policzki mnie piekły. Moje nogi drżały. Mój oddech był płytki i gwałtowny. Nawet nie byłam w stanie utrzymać w palcach jego różdżki. Przez chwilę oboje trwaliśmy w bezruchu.

- Całkowicie straciłaś kontrolę… - zadowolony szepnął mi do ucha. Dyszał, jakby sam przebiegł właśnie maraton. – Jakie to uczucie?...

Słyszałam co mówił, ale miałam wrażenie, że ledwo kontaktuje. Jakie to uczucie? Choćbym chciała, nie mogłam mu odpowiedzieć. Nie do końca wiedziałam co się stało. To było takie nagłe, takie oczyszczające... Jak do tego doszło?... Dlaczego teraz spłynęło na mnie poczucie winy? Było ciężkie, jakby ważyło tonę. Przydusiło mnie.

- Przepraszam… - Zawstydzona ukryłam twarz w dłoniach.

- Nie masz za co, ptaszyno. - Moody złapał mnie w pasie i ostrożnie zsadził z kolan, na miejsce obok siebie. Zaraz potem pospiesznie sięgnął do płaszcza, po swoją buteleczkę. Pociągnął z niej spory łyk. Cały czas patrzył w moją stronę.

Miałam w głowie multum sprzecznych myśli. To było takie przyjemne… ale jednocześnie nie spełniłam polecenia. Jedyne co miałam zrobić, to skupić się na tej przeklętej kuli. Nie dałam sobie rady. Odczytywałam to jako porażkę. Wolałam myśleć o tym, niż o tym, że pozwoliłam profesorowi na tak dużo. 


- Naprawdę chciałam dać z siebie wszystko… - powiedziałam łamiącym się głosem. Łzy zbierały mi się do oczu.

- Dałaś z siebie naprawdę sporo. Wytrzymałaś dłużej, niż się spodziewałem.

- Dłużej…? – spojrzałam na niego spomiędzy palców.

Moody kiwnął głową. Poprawił spodnie i przysunął się do mnie, przytulając mnie do swojego boku. Tak jak ja, uspokajał właśnie oddech.

- Dłużej – powtórzył. – Wiesz… Pierwsze próby są zazwyczaj najtrudniejsze, ale gdy raz zapanujesz nad sytuacją, później będzie Ci z tym o wiele łatwiej. Myślę, że to była bardzo pouczająca lekcja… Na tym ją zakończymy, dobrze?

- Dobrze… - szepnęłam i opuściłam ręce. Twarz ciągle mnie piekła. Moje ciało cały czas było wrażliwe na dotyk. Bliskość profesora działała na mnie uspokajająco. Przytuliłam do niego głowę i przez chwilę tak siedzieliśmy. Patrzyłam na rozrzucony po całym gabinecie brokat. – Znowu ją zepsułam…

- Naprawię to – odparł beztrosko Moody.





Niedługo potem zebrałam swoje rzeczy i na drżących nogach wróciłam do wieży Gryffindoru. Czułam się jak zamroczona. W jednym profesor miał rację. Całkowicie zapomniałam o porwaniu, teraz myśląc tylko i wyłącznie o tym, jak wyglądała nasza lekcja. Jakie uczucia we mnie wzbudziła. Jak niepoprawnie przyjemna była. Jeśli to był orgazm o którym rozmawiałam z Alex, musiałam nauczyć się robić go sobie sama. To był jedyny sposób, żeby móc nad tym zapanować. Żeby nie dać się zaskoczyć na kolejnych zajęciach z kulą. Wzięłam głęboki wdech i przeszłam przez obraz. Tak jak się spodziewałam, w pokoju wspólnym było mnóstwo osób. Alex siedziała na kanapie pomiędzy Harrym i Ronem. Ogólnie przy kominku było istne zgromadzenie. Wszyscy siedzieli i stali w półkolu, skierowani w jedną stronę. Patrzyli na Freda i Georga. Bracia mieli w rękach niepoprawnie długi pergamin i ze śmiechem czytali go na głos. Notatki Rity Skeeter! Spojrzałam ze strachem na Alex. Przyjaciółka pomachała mi, a potem szturchnęła Rona, żeby zrobił mi miejsce.

- Chodź, siadaj. Fred i George czytają co Rita napisała na każdego w szkole.

- Napisała coś strasznego?... - Przełknęłam głośno ślinę i podeszłam do kanapy. Alex pociągnęła mnie za rękę. Wcisnęłam się pomiędzy nią i Rona, a później wpatrzyłam w bliźniaków. Bałam się tego, co usłyszę.

- W większości bzdury – Alex wzruszyła ramionami. – O stadionie napisała, że dzieci w naszej szkole są ograniczone umysłowo i przygłuche.

- Rany… - szepnęłam. Normalnie pewnie bardziej bym się tym przejęła, ale w głowie miałam zupełnie coś innego.

- No to uwaga, uwaga! – George odchrząknął i uniósł pergamin, by był bliżej światła. Zmrużył, a potem otworzył szeroko oczy. – O kurwa… Znalazłem fragment o zdjęciach! – rudzielec łypnął na swojego brata bliźniaka, a ten spróbował mu wyrwać pergamin z rąk.

- Jest o tym kto je powiesił? – zapytał ożywiony Fred. – Dorwiemy chuja!

- To jakiś koleś. Napisała, że nie mógł działać sam…

Otworzyłam szeroko oczy i powoli spojrzałam na Alex.






8 komentarzy:

  1. Mrrr, aż się rumienię na myśl moich odczuć po przeczytaniu tej notki 😍😍😍 cudowna, Kopcik dobrze podsumowała - nareszcie! Ale to, że to tak długo trwało, miało swoją zaletę, bo smakuje to dużo bardziej intensywnie (mistrzynią tutaj zawsze była Kopeć, ukłon, ukłon i jeszcze raz uklon, teraz przekonałam się, że obie jesteście w tym genialne, już myślałam przez jakiś czas, że Klara umrze dziewicąxd). Dżizas, jesteście takie świetne obie 😍😍😍❤️💕💓

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało XD Moody zna się na rzeczy hahahaha

      ~Klara

      Usuń
  2. Moje Mistrzynie suspensu😍😍 aaa mnie ogólnie trudno zawstydzić i wywołać rumieńce, Klarze się udało i to jeszcze jak 😄😙

    OdpowiedzUsuń
  3. HAHAHAHHAHAHAHA umrze dziewicą. No weź! Powiedziałam jej, że ma byc orgazm i chuj :D HAHAHHAHA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałaś, że ma się akcja posunąć :D Ta opcja była najlepsza ^^

      ~Klara

      Usuń
    2. Był i orgazm, i chuj też w sumie xdxdxd

      Usuń