poniedziałek, 19 sierpnia 2019

49. Znowu weekend w Hogsmeade

Bałam się, że jeśli zostawię Alex sam na sam z profesorem Moody’m, przyjaciółka wkopie się w coś strasznego. Balansowała na granicy, a ja zupełnie nie rozumiałam jej bojowego nastroju. Skoro jednak Szalonooki kazał mi zostawić ich samych, nie miałam wyboru. Opuściłam gabinet profesora od Obrony Przed Czarną Magią i bez przekonania ruszyłam w stronę schodów. Korytarze zdążyły opustoszeć, ale byłam pewna, że tak naprawdę szkoła nie była pogrążona we śnie. W końcu to piątek wieczór. W moich oczach weekend równoznaczny był z ogromem czasu na naukę. Skłamałabym jednak, gdybym miała przyrzec, że nie przeszło mi choćby przez myśl, czy nadal organizują te imprezy w pokoju życzeń… Właściwie nie chodziło tyle o imprezę, co o tajną kryjówkę ślizgonów. Tę samą, w której Draco pocałował mnie po raz pierwszy. Lucjan mówił coś o „planach” grupy. Czy mogło im chodzić o tamto miejsce?

Wiedziona jakąś głupią ciekawością, postanowiłam pójść do dormitorium, ale drogą okrężną. Dotarłam do korytarza, gdzie kiedyś pojawiały się drzwi do tajnego pokoju i stanęłam przed kamienną ścianą. Dotknęłam ją opuszkami palców, myśląc intensywnie o ujawnieniu sekretnych drzwi. Na szczęście lub nieszczęście, te się nie pojawiły. Im dłużej tak stałam, tym bardziej dochodziło do mnie, że przyjście tutaj było głupie. No bo co ja właściwie chciałam zrobić? Miałam się przecież nie wychylać. Miałam iść prosto do dormitorium. A jeśli ślizgoni poszli całą grupą, będzie tam Flint… będzie Pansy… Wpakowanie się między nich było jak samobójstwo. Tym bardziej, że nie było przy mnie Alex. Choć sama chciałam być aurorką, to przecież moja przyjaciółka zawsze ratowała mnie z różnych opresji. Co gorsza, nie miałam pewności, że Draco w ogóle chciałby mnie widzieć. W gruncie rzeczy nic nas przecież nie łączyło. Nie byliśmy parą, a ja zachowywałam się jak dziwaczka… Łaziłam za nim bezsensu, co ostatnim razem omal nie skończyło się źle. Tak, zdecydowanie dobrze, że te drzwi się nie pojawiły! Gwałtownie odsunęłam się od ściany i ruszyłam w stronę dormitorium. Gdy mijałam dziedziniec, zauważyłam grupkę uczniów stojących tuż pod drzewem. Choć robiło się coraz ciemniej, nie trudno było rozpoznać, że byli to ślizgoni – ci sami, którzy całkiem niedawno zaatakowali nas na korytarzu. Gdy zobaczyłam wśród nich Pansy, odruchowo złapałam się za szyję. Chwyciłam różdżkę, by mieć ją w pogotowiu i schowałam się za filarem, starając się, by mnie nie zauważyli. Ślizgoni czuli się tak pewnie, że nawet nie uznali za słuszne, żeby gdzieś się zaszyć. Zachowywali się też naprawdę głośno, dyskutując między sobą kto z nas jakie miał miny i jak łatwo było nas pokonać. Tak, uważali, że odnieśli rażące zwycięstwo. Przez myśl mi przeszło, że gdyby nikt nam nie przerwał tej bezsensownej walki, faktycznie mogliby wygrać.

W pewnym momencie do grupki dołączył Draco Malfoy. Dopiero teraz zauważyłam, że do tej pory chłopaka nie było wśród pozostałych sylwetek. Draco miał ręce w kieszeniach i szedł wolnym, spokojnym krokiem.

- Patrzcie kto wrócił! – Flint rozłożył ręce i wyszedł mu naprzeciw. – No Malfoy? Gdzie byłeś? – warknął. Widać było, że nadal go nosiło.

- Miałem coś do załatwienia – blondyn wzruszył ramionami.

- Do załatwienia? Zwyczajnie spieprzyłeś gdy zaczęło robić się ciekawie! – wściekły Flint doskoczył do Draco i pchnął go. Blondyn zjeżył się.

- Nie Twoja sprawa – Malfoy syknął w odpowiedzi. Wyjął ręce z kieszeni i poprawił koszulę. – Jedynie dbam o własny tyłek. Nie potrzebuje kolejnej wizyty starego. Z resztą też jesteś na cenzurowanym u Snape’a.

- I mam na niego wyjebane – odparł szczerze Flint.

- To widać. Wkurwiasz go, a później wszyscy mają przesrane.

- A Ty to taki święty? – Flint stanął tuż przed Malfoyem i spojrzeli sobie w oczy. Wyglądało, jakby mieli skoczyć sobie do gardeł.

- Tego nie powiedziałem – Draco zmrużył oczy.

- Właśnie – syknął Flint. - A wiesz co mnie najbardziej wkurwiło? Nie wsparłeś „swoich”.

Malfoy przewrócił oczami.

- Nie potrzebowaliście mnie. – wyjaśnił. – Sprawa była przesądzona. Sam położyłeś dwójkę już na starcie. I tak mieliście przewagę.

- Przewaga to nie wszystko.

- W sumie i tak wygraliśmy, prawda? - wtrąciła się Pansy, podchodząc do dwójki ślizgonów i ostrożnie ich rozdzielając. Spojrzała to na jednego, to na drugiego. – Może skończmy ten temat, co?

- Właśnie – przytaknął Lucjan, który do tej pory stał gdzieś z tyłu, oparty o drzewo. – Mieliśmy się zabawić. Od tych szlabanów w kozie czuje się, jakbym powoli umierał. Powinniśmy porządnie się schlać...!

Flint przeklął cicho, wyjął z kieszeni paczkę fajek, wyciągnął ostatniego papierosa, a paczkę zgniótł. Zapalił papierosa i dał znak reszcie, a grupka poszła za nim w przeciwnym do mnie kierunku. Zdecydowanie nie szli do pokoju życzeń. W tyle zostali tylko Draco i Pansy. Dziewczyna złapała ślizgona na krawat, bawiąc się nim. Wciąż spięty blondyn, stanowczo strzepnął z siebie jej dłoń.

- Wiesz… Znam pewien sposób na to żeby Cie odprężyć… - Pansy zmysłowo złapała chłopaka za krocze. Tym razem jej nie odgonił. Zawstydzona odwróciłam od nich wzrok.

- Idziecie? – warknął Flint. Para do niego dołączyła.

Odczekałam chwilę, aż ich sylwetki całkowicie zniknęły mi z oczu, a gdy droga wydawała się wolna, szybko popędziłam na schody. Pokonałam te kilka pięter tak szybko, że pod obrazem damy musiałam dać sobie chwilę na złapanie oddechu. Gdy weszłam do pokoju wspólnego, nadal panował tam gwar. Nasi przyjaciele zdążyli już wrócić i kontynuować biesiadowanie. Choć chciałam przejść niezauważona, tym razem się nie udało.

- Klaraaaa! – George podszedł do mnie chwiejnym krokiem i zarzucił mi rękę na ramiona, ciągnąc mnie w stronę reszty. Musiał być pijany. – W końcu Szalonooki was wypuścił? Robił wam przesłuchanie? Ciężko było?...

- Nie powinieneś być w skrzydle szpitalnym? – zapytałam z przestrachem przyglądając się jego głowie.

- Wypuścili go – wtrąciła uśmiechnięta Angelina. Uniosła butelkę piwa w geście toastu.

- Na szczęście to nic poważnego – dodał Fred. Angelina siedziała mu na kolanach. Chłopak głaskał ją po udzie.

George zrobił konspiracyjną minę, rozejrzał się podejrzliwie i zapytał mnie głośnym szeptem.

- Gdzie Alex?...

- Profesor Moody chciał z nią porozmawiać na osobności… - westchnęłam. No tak. Zawsze chodziło o nią.

George zrobił dziwną minę i posadził mnie na kanapie pomiędzy Harrym i Ronem, a później sam usiadł w fotelu przy kominku. Harry już przysypiał, a Ron miał mętny wzrok i zerkał na mnie niepewnie.

- Co on właściwie chciał? – zapytała Angelina, przyglądając mi się uważnie.

- Kto? – zapytałam zdezorientowana. - George?

– Nie – zaśmiała się. - Profesor Moody.

- A, tak… - naciągnęłam mocniej spódnicę na kolana, chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. – Chciał, żebyśmy chuchnęły, by mieć pewność, że nic nie piłyśmy.

- Ciekawe… czemu nie kazał chuchać reszcie? – Angelina uniosła lekko brwi.

Rozejrzałam się, zauważając, że wszystkie oczy wpatrują się we mnie. Wszystkie, poza oczami Pottera, bo ten już spał w najlepsze. Jego głowa opadła na moje ramię, a ja bałam się poruszyć, by go nie obudzić. Co ja im miałam powiedzieć? Nie siedziałam w głowie profesora. Mogłam jedynie zgadywać. Właściwie do tej pory nawet nie przyszło mi do głowy, że było w tym coś dziwnego.

- Może dlatego, że po was było widać, że piliście? – zaczęłam nieśmiało. – My z Alex miałyśmy już u niego na pieńku i obiecałyśmy, że zachowamy trzeźwość. Wy jesteście jednak starsi i…

- Ale Harry i Ron są w waszym wieku – drążyła Angelina. Czułam się jak na przesłuchaniu. Westchnęłam głośno.

- Jesteśmy? – zapytał zdziwiony Ron i zaczął liczyć coś na palcach, czym wywołał śmiech grupy. Patrzyłam na niego jak na dziwaka.

- No ale my jesteśmy dziewczynami – kontynuowałam. - Profesor ciągle powtarza o możliwych złych konsekwencjach…

- Alkohol pomaga się bawić – zaśmiał się Fred. – Co w tym złego?

- Nie to miałam na myśli – przewróciłam oczami.

Moje i Georga spojrzenia spotkały się. Przez chwilę pomyślałam, że on wie o czym mówię. Alex mu chyba powiedziała o ataku Flinta. Nie chciałam jednak podnosić tego tematu, szczególnie, że wszyscy mieli w miarę dobre humory. Na szczęście grupa zaraz zmieniła temat. Chwilę później do pokoju wspólnego weszła Alex. Dziewczyna wyglądała na markotną i tak jak ja chciała ulotnić się do sypialni. Choć ledwo przekroczyła próg, grupa zawołała ją do siebie. Pewnie by ich zignorowała, ale zauważyła mnie pomiędzy chłopakami i podeszła do kanapy, stając za oparciem.

- Dalej się bawicie? – zapytała zdziwiona.

- Noc jeszcze młoda – zaśmiała się Angelina. – Siadaj, dołącz do nas.

- Chcesz tu usiąść? - George ożywił się i złapał za podłokietniki fotela, gotów wstać. – Ekskluzywna miejscówka. Mogę odstąpić.

- Nie dzięki - Alex posłała mu krótki uśmiech, a później ostentacyjnie przetarła oczy. – Tak szczerze to jestem strasznie zmęczona. Klara, idziesz też? – wskazała ruchem głowy na schody.

Tylko na to czekałam. Poderwałam się z kanapy, przestając przejmować śpiącym Harrym. Chłopak przewalił się na bok, upadając na Rona.

- Co jest? - Ocknął się nagle, rozejrzał zdezorientowany i szybko poprawił okulary. -Pijemy?

- Tobie już wystarczy – zaśmiała się Alex i poklepała chłopaka po ramieniu. – Też idź odpocząć. Jutro wypad do Hogsmeade.

- Nie rozganiaj nam imprezy! – zażartował George.

– Dziś trzeba się napić, bo jutro będzie ciężej. Wiecie – Angelina rozejrzała się. – Pod „czujnym” okiem profesorów – mrugnęła.

- Znając was, na pewno coś wymyślicie – Alex posłała jej przesłodzony uśmiech.

Złapałam przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam w stronę dormitorium. Ron obrócił się, by spojrzeć za nami.

- Alex, oddasz mi mój sweter? – zawołał.

- Jutro! – zawołała Alex.

- Jaki sweter? – zapytał George.

Między braćmi wywiązała się dyskusja, ale już ich nie słuchałam. Z Alex weszłyśmy do sypialni. Hermiona dawno leżała w łóżku, a reszty dziewczyn nie było.

- Myślałam, że nigdy im nie ucieknę… - jęknęłam cicho i dobrałam się do stosu moich książek. – Chciałam się tylko pouczyć, a oni męczyli mnie cały wieczór… Dziwi mnie, że nie chciałaś z nimi zostać.

- Jakoś dziś nie mam ochoty - Alex zrzuciła buty, usiadła na swoim łóżku, krzyżując nogi i przytuliła do siebie poduszkę. – Pogadamy?

Spojrzałam na nią podejrzliwie. Zgarnęłam jeden podręcznik, ściągnęłam buty i weszłam na łóżko Alex. Przyjaciółka zasunęła kotary i za pomocą czaru wyciszyła je.

- Najlepiej powiedz mi, co z profesorem Moody’m – zaczęłam zmartwiona. – Bałam się, że dostaniesz kolejne szlabany. Nie wiem co w Ciebie wstąpiło, ale strasznie się go czepiałaś…

- Wieeem – jęknęła Alex, pocierając czoło. – Kiepsko wyszło, ale wszystko przez to, że jestem jakaś nerwowa. Wiesz, jest dobrym nauczycielem i lubię go, tylko irytuje mnie, że się we wszystko wtrąca. Nie masz wrażenia, że za nami chodzi? Nawet dziś jak napadli nas ślizgoni, to kto się pojawił? Profesor Moody. Jesteś pewna, że wyłączyłaś mu mapę?

- Jestem – kiwnęłam głową. - Zrobiłam tak jak kazaliście. A profesor na pewno był w pobliżu, bo akurat miał patrol czy coś.

- Może i tak, ale mimo, że byliśmy tam całą grupą, tylko naszą dwójkę zabrał do gabinetu.

- A wiesz… o to samo pytała Angelina – przyznałam zamyślona. – Powiedziałam jej, że już nam zwracał uwagę za picie i chciał nas sprawdzić, czy nie złamałyśmy obietnicy. – Zawahałam się, miętosząc w rękach skrawek spódnicy. - Osobiście uważam, że tak się o nas martwi, bo jesteśmy jego ulubienicami.

- No to ja już chyba nie jestem… - westchnęła Alex.

- Co? – zmarszczyłam brwi, przyglądając się jej. – Dlaczego? Co tam się stało gdy wyszłam?

- Pytałaś wcześniej o szlaban – przyjaciółka spojrzała mi prosto w oczy. – Moody dziś mnie niczym nie ukarał, ale po raz kolejny mówił te swoje moralizujące przemowy – przewróciła oczami. - Mówiłam Ci już, że zachowuje się czasem, jakby był naszym ojcem. Nie chcę tego, dlatego poprosiłam go, żeby przestał traktować mnie ulgowo, przejmować się mną i pomagać na każdym kroku.

- Naprawdę tak mu powiedziałaś? – przejęłam się. Alex jedynie kiwnęła głową. - I co on na to? – dopytywałam.

- Zgodził się – dziewczyna wzruszyła ramionami. – No ale mniejsza z nim. To co zrobił dzisiaj Flint i reszta… - pokręciła głową.

- Nie rozumiem co ich napadło – przyznałam smętnie. - Jesteśmy w tej samej szkole, nie możemy żyć w zgodzie?

- Wiesz, że nie. To ślizgoni – Alex skrzywiła się lekko. – Wiesz, na moment zapomniałam, jacy potrafią być śliscy. Nawet obiecałam Lucjanowi, że pójdę z nim na bal, ale po tym co dziś odwalił…

- To nie on zaczął – broniłam go. – Przecież próbował to załagodzić. I myślę, że nie miał za bardzo wyboru.

- Klara, on miał wybór – przyjaciółka stwierdziła twardo. - Widziałaś co zrobił Draco? Po prostu zniknął i tyle. Nie brał w tym udziału. Przy Flincie nagle im odbija. Jest jak zgniłe jajo zatruwające resztę.

- No Flint jest naprawdę dziwny… Mnie też zaczepiał. A dziś jak wracałam do wieży, widziałam jak pomiatał resztą. Oni chyba się go boją?…

- Możliwe. A wiesz co to znaczy? Że póki jest w szkole, może wciąż mieszać.

- Tylko nie wiem czemu ktoś miałby go słuchać – zastanawiałam się na głos. - Przecież on nie zdał aż dwukrotnie. Nie jest żadnym przykładem moralności, inteligencji, nie jest chyba nawet bogaty…

- Ale ma swoją reputację i jest walnięty. – Alex westchnęła i odłożyła poduszkę na miejsce. - Aż mi się odechciało iść na ten bal.

- Nie no, nie możesz nie iść – oburzyłam się. - Przecież to jedyna taka okazja!

- Byłam już na kilku balach – przyjaciółka wzruszyła ramionami. Położyła się, wpatrując w baldachim.

- Ale na pewno nie na balu w Hogwarcie. Wszyscy o tym mówią. Wszyscy tam będą. A jak nie chcesz iść z Lucjanem, to przecież George chciał z Tobą iść.

- To już wolałabym iść sama… - przyznała Alex. Po chwili zastanowienie spojrzała na mnie. – Właśnie. Ron pytał mnie, czy byś z nim nie poszła. Chciałabyś?

- Na bal? Z Ronem? – zaczerwieniłam się. – Rany… Nie wiem, nie gadaliśmy za dużo – powiedziałam spanikowana. – I poza tym wiesz z kim dokładnie chciałabym iść…

- A myślisz, że Malfoy Cie zaprosi? – Alex poruszyła brwiami. – Tak szczerze?

Cała czerwona opuściłam wzrok. W sumie nie zanosiło się na to, ale do balu było jeszcze trochę czasu. Czy to naiwność, sądzić, że mógłby to zrobić? Z drugiej strony, od razu przypomniało mi się, jak Pansy złapała Draco za krocze… Ich relacja była o wiele dalej posunięta. Nie było powodu, czemu nie miałby wybrać właśnie jej.

- Nie wiem… pewnie nie… - mruknęłam smętnie.

- Hej… - Alex podniosła się i pogładziła po ramieniu. – Nie chce Cie dobijać, tylko wiesz… musisz też myśleć realistycznie. Na tym balu możesz się dobrze bawić. Rozumiem, że nie chciałaś iść z Neville’m, bo on jest trochę dziwaczny, ale Ron jest naprawdę spoko. Gdyby nie był, nie kumplowałabym się z nim.

– Zastanowię się – powiedziałam w końcu.

- No chyba, że chcesz iść ze swoim ulubionym profesorem Moody’m – zażartowała przyjaciółka, poruszając przy tym brwiami.

- Ej! Alex! Nie! – obruszyłam się i popchnęłam ją na poduszkę. Alex zaśmiała się. – To chyba też wolałabym iść sama – przyznałam czerwona jak burak. – Lubię go, ale to by było dziwne! I żenujące! I każdy by nas obgadywał! I w ogóle to jest nauczyciel przecież…

- Dobra, żartowałam tylko! – przyznała Alex, próbując mnie uspokoić. – Nie musisz się tak tłumaczyć!

Zrobiłam nadętą minę i szybko otworzyłam podręcznik, kartkując go. Na bal z nauczycielem… ale pomysły. Alex przyglądała mi się uważnie. Wsparła się na łokciu i zapytała po chwili.

- Hmm… Właściwie to co wy robicie na tych waszych zajęciach, co?

- Nie mogę powiedzieć – odpowiedziałam od razu, nie podnosząc na nią wzroku.

- Możesz. Jesteśmy przyjaciółkami – przypomniała mi.

- W tym wypadku to niczego nie zmienia – podniosłam na nią wzrok. - Alex, ja mu obiecałam, że dochowam tajemnicy. Jeśli dowie się, że wygadałam, skończą się moje dodatkowe lekcje.

- To trochę dziwne, nie sądzisz? Dawać takie ultimatum…

- Po prostu zaufanie jest u niego bardzo ważne. Kluczowe – przyznałam z pewnością w głosie.

- A jak konkretnie miałby się dowiedzieć, że się wygadałaś? – przyjaciółka zmrużyła na moment oczy.

- Nie wiem… Ale on ma swoje sposoby, dlatego wolę mieć czyste sumienie.

- Widzisz, ja z nim miałam zajęcia z samoobrony. Takiej… fizycznej. Tak to chyba można nazwać. Chciał mnie nauczyć jak bronić się od takich ataków, jak ten od Flinta. To było trochę dziwaczne i niezręczne…

Słuchałam jej, ze zmarszczonymi brwiami.

- Łapał mnie, a ja miałam się wyswobadzać. Też z nim robisz takie rzeczy? – Alex wpatrywała się we mnie.

- Nie?... – odpowiedziałam niepewnie. – My ćwiczy… - urwałam, nagle zasłaniając usta dłonią. Prawie dałam się wrobić!

- O widzisz, chcesz mi powiedzieć! – Alex ożywiła się. - Po prostu to zrób.

Pokręciłam głową, zamykając buzię na kłódkę. Alex złapała mnie za ramiona i potrząsnęła mną lekko.

- Nic nie powiem! – pisnęłam i odsłoniłam kotary, przerywając zaklęcie wyciszenia.

- No mów!

- Nie powiem! – wróciłam na swoje łóżko.

- Dziewczyny, cicho! – oburzyła się Hermiona. – Ludzie tu próbują spać!

- Przepraszam! – pisnęłam.

Alex pokazała mi w żartach, że mnie obserwuje, a potem powolutku zasłoniła kotary swojego łóżka. Odetchnęłam z ulgą. Było blisko. Odłożyłam podręcznik na stolik nocny i odszukałam swój pamiętnik, zapisując w nim co mi przyszło na myśl. Później poszłam spać.



***



W sobotę rano na śniadaniu Alex cały czas zerkała na stół nauczycielski. Zastanawiałam się, czy to wyrzuty sumienia w związku z tym, co powiedziała profesorowi Moody’emu, ale nie zamierzałam jej o to pytać. Tuż po posiłku poszłam do skrzydła szpitalnego. Powinnam zrobić to już dawno temu. Miałam nadzieję, że Neville nie będzie miał mi za złe. Chłopak wyglądał już dobrze. Był zaskoczony moją wizytą. Pogadaliśmy trochę. Ja mu się przyznałam, że wcale nie idę na bal z Lucjanem i że zwyczajnie ktoś mi się podoba, dlatego nie mogłam zgodzić się z nim pójść. Longbottom nie był z tego faktu szczęśliwy, ale przyjął to do wiadomości. Powiedział mi też, że po prostu zasłabł ze stresu i nerwów, a że nie był to pierwszy raz, zrobili z tego raban i kazali mu leżeć. Jako że narobił sobie zaległości, nie wybierał się dzisiaj do Hogsmeade. Obiecałam dać mu swoje notatki i tak też zrobiłam zaraz po tym, gdy razem wróciliśmy do pokoju wspólnego. W wieży Gryffindoru panowała wesoła, luźna atmosfera. Większość szykowała się do wyjścia. Alex spędziła dobrą chwilę przed lustrem. Ostatecznie założyła czarne rajstopy, spódniczkę przed kolano, obcisłą, czarną koszulkę na ramiączkach i na to dżinsową kurtkę. Na koniec owinęła szyję szalikiem w barwach naszego domu. Ja ubrałam jasne, obcisłe dżinsy, biały, przylegający podkoszulek i ciemnoszary, rozpinany kardigan z godłem naszego domu. Po namowie Alex, także ubrałam szalik. Zaraz po obiedzie stanęłyśmy na dziedzińcu razem z innymi uczniami. Fred i George na szczęście chyba chcieli dać nam trochę wytchnienia, bo nie dołączyli do nas. Wyjątkowo trzymali się z uczniami ze swojego roku. Oczywiście nie przeszkadzało to Angelinie w zerkaniu w naszą stronę. Ogólnie do Hogsmeade miały wyjść wszystkie trzy szkoły. Dyrektorzy Beauxbatons i Durmstrangu zebrali swoich uczniów najszybciej i ruszyli przodem, prowadzeni przez Hagrida. My czekaliśmy jeszcze na kilka osób. Alex wydawała się nieco przygnębiona. Próbowałam ją zagadać.

- Myślisz, że będzie padać? – zapytałam, zerkając w niebo.

- Nie powinno – Alex również spojrzała na leniwie przesuwające się po niebie chmury. Było dość ciepło jak na październik.

- Lamberd – zagrzmiał koło nas głos profesora Snape’a. Obie spojrzałyśmy na niego. Mężczyzna był ubrany jak zawsze na czarno, co kontrastowało z jego przeraźliwie bladą twarzą. Stał z założonymi rękoma i przyglądał się nieprzychylnie mojej przyjaciółce, a dokładniej jej nogom. – Co to ma znaczyć? – nieznacznie uniósł brwi. – W tak nieprzepisowym stroju nigdzie nie wyjdziesz. Natychmiast wracaj do wieży i możesz zapomnieć o…

- Severusie… - McGonagall, która właśnie liczyła gryfonów, przerwała na chwilę. – Z całym szacunkiem, ale mamy weekend. Mundurki nie obowiązują. Pozwólmy uczniom na odrobinę wytchnienia.

- Wytchnienia? – Snape niebezpiecznie zmrużył oczy. – Oczywiście Minervo, Lamberd jest pod Twoją opieką i do Ciebie należy decyzja. Obyś jej nie żałowała – stwierdził sucho i obrócił się na pięcie.

Szybkim krokiem ruszył w kierunku czekających na niego ślizgonów. Widocznie każdy opiekun domu zajmował się „swoimi” uczniami. Pani profesor uśmiechnęła się do nas, a później krótko obcięła wzrokiem strój Alex. Widocznie w jej mniemaniu zastrzeżeń nie było, bo niemal od razu wróciła do liczenia. Coś jej się nie zgadzało. Zaczęło się zgadzać, gdy Harry, Ron i Hermiona dobiegli do nas zdyszani.

- Co tak długo? – zapytała Alex. Jej wzrok notorycznie uciekał w stronę grupy ślizgonów, a raczej w stronę profesora Snape.

- Wyobraź sobie – zaczął zdyszany Ron. - Filch się przyczepił, że dopiero co mył podłogę na korytarzu i kazał nam iść naokoło! Bałem się, że pójdziecie bez nas!

- No co Ty. Nie pozwoliłabym was zostawić – zaśmiała się Alex i przyjacielsko objęła Rona.

- Wszyscy już są?! – Zawołała pani profesor i ostatni raz nas przeliczyła.

Zaraz potem dała znak, że ruszamy. W trakcie drogi Alex dyskutowała z Harrym i Ronem. Harry był trochę zmęczony po wczorajszym piciu, ale to była kwestia czasu. Hermiona cały czas wodziła wzrokiem po uczniach. Zrównałam z nią krok.

- Szukasz Kruma? – zapytałam szeptem.

- Tak. Miał też dzisiaj iść, a go nie widzę…

- Ich szkoła ruszyła wcześniej. Chyba spotkacie się na miejscu.

Moje słowa uspokoiły dziewczynę. Gdy dotarliśmy na miejsce, odstawiono nas pod pubem i ogłoszono godziny ewentualnych zbiórek dla chętnych do powrotu. Rozpoczął się nas czas wolny. Większość od razu uderzyła do pubu. Zaczęliśmy zastanawiać się, czy zrobić najpierw rundkę po sklepach. Harry i Ron chcieli jak najszybciej zamoczyć usta w kremowym piwie. Nim ustaliliśmy co i jak, do naszej grupki podszedł profesor Moody. Mężczyzna ubrany był jak zwykle – w wysłużony, podróżny płaszcz, ciężką, skórzaną kurtkę pełną pasków i sprzączek, ciemne spodnie i solidne buty. Jego twarz wydawała się wypoczęta, ale jego oko skakało niespokojnie jak zawsze. Profesor stanął obok nas, krótko obciął wzrokiem Alex, ale nie poświęcił jej zbyt wiele uwagi, od razu skupiając się na mnie.

- Klaro? – położył mi dłoń na ramieniu, a ja obróciłam się do niego. - Możemy zamienić kilka słów?

- Naturalnie, profesorze – kiwnęłam głową i machnęłam do przyjaciół. - Zaraz wracam!

Profesor uśmiechnął się do mnie ciepło i poprowadził mnie w bardziej odludne miejsce, na tyły pubu. Miejsce to wydawało mi się dziwnie znajome, ale nie wiedziałam dlaczego. Rozglądałam się podejrzliwie, a Szalonooki oparł obie dłonie na lasce i obserwował mnie przez krótką chwilę. W końcu zwilżył językiem usta i odezwał się.

- Coś nie tak?

- Nie. Chyba nie – przestałam się rozglądać i stanęłam dwa kroki przed profesorem. – O czym profesor chciał rozmawiać?

- Właściwie to nie do końca chodziło o rozmowę. – Jego mechaniczne oko zerkało na wyjście z zaułka. – Chciałem Cię… przeprosić.

- Przeprosić? – zdziwiłam się. – Za co?

- Pewnie zauważyłaś, że ostatnimi czasy zdarzało mi się… zachowywać dziwnie. Byłem nerwowy. Roztargniony. To odbijało się na Tobie, Alex i innych uczniach.

- Ale ja nie mam Panu za złe – powiedziałam nieśmiało. - Przecież wszyscy wiedzą, że profesor wiele przeszedł…

- To nie ma nic do rzeczy. Nie miałem prawa się przy Tobie przebierać – stwierdził stanowczo. - Ani dotykać Twojej garderoby… - dodał.

Zawstydzona opuściłam wzrok. Wywaliłam tamten moment z głowy, a on mi go przypomniał. Faktycznie było to krępujące. Tyle, że nie zrobił tego po raz pierwszy.

- Ale na naszych zajęciach… - zaczęłam niepewnie.

- To coś innego – mężczyzna stwierdził twardo i złapał mnie za ramię. – Klaro. – Mruknął, a gdy wciąż nie podniosłam wzroku, przeniósł dłoń na mój podbródek, unosząc go lekko. – Mam świadomość tego, że bywam trudny w obyciu. Mam tylko nadzieję, że Cie to nie zrazi.

Nieznacznie kiwnęłam głową, bo tylko na tyle mogłam sobie pozwolić, gdy wciąż mnie trzymał.

- Poza tym Alex ma rację, bywam nadopiekuńczy – dodał Moody.

- Nie przeszkadza mi to – przyznałam szczerze i odruchowo złapałam za kraniec szalika, bawiąc się nim bezwiednie.

- Nie? – Szalonooki zmarszczył brwi. Puścił mój podbródek.

- Nie profesorze. To bardzo miłe… wiedzieć, że ktoś zawsze nam pomoże, że jest po naszej stronie, że mu zależy. Bardzo mi to pomaga. Dlatego cieszę się, że uczy Pan u nas w szkole.

Mina profesora Moody’ego była nieodgadniona. Mężczyzna chyba nie spodziewał się takich słów, bo przez dłuższa chwilę milczał wpatrzony we mnie. W końcu poruszył się lekko, odchrząknął i kilkukrotnie przytaknął mi ruchem głowy, jednocześnie sięgając za pazuchę po swoją buteleczkę.

- Tak… to bardzo… mhm… - wymamrotał i pospiesznie upił łyk z buteleczki.

- Profesorze?...

- Mimo wszystko, nadal Cię przepraszam – mężczyzna schował buteleczkę na miejsce i poklepał kieszeń.

- Skoro profesor tego potrzebuje, to przyjmuję przeprosiny.

- Świetnie – Szalonooki ruszył nagle w stronę wyjścia z uliczki i objął mnie ręką na wysokości połowy moich pleców, tym samym popychając mnie w tę samą stronę. – Wracajmy już. Przyszłaś spędzać czas ze znajomymi, a nie ze starym profesorem – zażartował.

Uśmiechnęłam się do niego i gdy byliśmy blisko wyjścia, sama przyspieszyłam kroku, by dołączyć do przyjaciół. Po Harrym, Ronie i Hermionie nie było śladu, ale Alex dzielnie na mnie czekała. Profesor posłał mi krótki uśmiech, a potem wszedł do pubu.

- Czego chciał? – zapytała Alex, odprowadzając Moody’ego wzrokiem.

- Przeprosił mnie – powiedziałam, wciąż zdziwiona. - Choć moim zdaniem niepotrzebnie.

Alex kiwnęła głową i skrzyżowała przed sobą ręce. Powiedziała mi, że reszta jest w pubie. Najpierw wyciągnęłam ją do sklepu ze słodyczami, żeby kupić coś Neville’owi na pocieszenie, że nie mógł z nami iść. Później dołączyłyśmy do reszty. W pubie było głośno i od gwaru i od muzyki. Nasz stolik znajdował się niemal na środku sali, na parterze. Chłopacy tłumaczyli, że tylko taki stolik był wolny. Zamówiliśmy po piwie kremowym i sączyliśmy je powoli, rozmawiając na różne tematy. Nauczyciele na zmianę krążyli po pubie i zaglądali na i pod stoliki w poszukiwaniu przemyconego alkoholu. Wydawało mi się, że nie robią tego szczególnie dokładnie. Swoją turę patrolu skończył właśnie profesor Moody. Mężczyzna ciężko zasiadł przy stoliku w rogu pomieszczenia, gdzie znajdowali się pozostali profesorowie i dyrektorzy. Razem z Alex miałyśmy dobry widok na ich stolik, co miało dobre i złe strony. Złą stroną było to, że profesor Snape siedział przodem do nas i miałam wrażenie, że cały czas patrzy w naszym kierunku. Jego przenikliwe spojrzenie było obezwładniające. Dziękowałam w duchu, że nie siedzimy z bliźniakami i że nie mamy nic na sumieniu, bo gdybym była czemuś winna, chyba od razu pobiegłabym się wyspowiadać od a do zet w nadziei, że Snape przestanie tak się gapić. Na szczęście gdy zaczęło robić się tłoczno, nie byłyśmy aż tak wystawione jak na tacy. W sumie sama odruchowo zerkałam co jakiś czas na stół w rogu, a dokładniej na Szalonookiego. Profesor skupiony był na rozmowie, ale od czasu do czasu zaglądał w moją stronę. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, mężczyzna uniósł swoją buteleczkę w geście toastu, a ja uniosłam kufel z moim kremowym piwem. Posłaliśmy sobie po uśmiechu i oboje się napiliśmy.

- Co się tak cieszysz? – zapytała Hermiona, rozglądając się podejrzliwie.

Zawstydziłam się i pochyliłam mocniej nad kuflem.

- Jest weekend. Czemu ma się nie cieszyć? – Broniła mnie Alex. Oparta była łokciem o stół i leniwie bawiła się pojemnikiem na serwetki. Jej wzrok również zjeżdżał na stół nauczycielski.

- Idziemy po jeszcze – Harry wstał od stołu. - Komuś coś?

Wszyscy mieli jeszcze napoje, więc Harry i Ron poszli sami. Chwilę po tym gdy zniknęli, do Hermiony dosiadł się Victor Krum. Gryfonka posłała mu nieśmiały uśmiech, a chłopak dał jej całusa, a później przywitał się z nami. Podejrzanie szybko przy najbliższym stoliku zrobiło się tłoczno od dziewczyn. Wszystkie zazdrośnie zaglądały na nasz stolik. Co jakiś czas któraś próbowała się przepchać obok, niby przypadkiem szturchając przy tym Kruma, a później posyłając mu przepraszający uśmiech. Chłopak za każdym razem przyjmował przeprosiny, ale i on i Hermiona wyglądali na zmęczonych tym zamieszaniem. Alex ostentacyjnie przewróciła oczami.

- Odbiło im… - mruknęła.

Spojrzałam w stronę baru, zastanawiając się, dlaczego chłopakom schodzi tak długo. Kolejka była ogromna. Zaczynałam żałować, że nie poprosiłam ich jednak o kupienie mi napoju. Bez dolewki z wódki, piwo kremowe było naprawdę smaczne i co najważniejsze, wcale nie uderzało do głowy. Nim zdążyłam się zdecydować, czy do nich podejść, do naszego stolika podeszło dwóch wysokich, dobrze zbudowanych uczniów ze szkoły Kruma. Obaj mieli na sobie rozpinane bluzy, t-shirty i jeansy. Jeden z nich miał długie do ramion, brązowe włosy, a drugi czarne i krótko przystrzyżone.

- Victorze, trzy dziewczyny naraz? To za dużo nawet jak na Ciebie – zagaił ten z dłuższymi włosami, a zaraz potem spojrzał na mnie i Alex. – Witajcie. Nazywam się Vasil Abramowicz – ukłonił się grzecznie. - A to mój kolega… – wskazał dłonią na kumpla.

- Ivan Drogo. Cześć – przywitał się drugi i bez pytania usiadł obok mnie. Najpierw stuknął się z Krumem kuflem, a później ostentacyjnie obciął mnie wzrokiem. Posłał mi uśmiech. Zawstydzona wbiłam wzrok w swój napój.

- Klara Amber - wydukałam.

- Alex Lamberd – moja przyjaciółka nie miała oporów przed rozmową. Usiadła wyprostowana i odgarnęła włosy za ucho, raz jeszcze posyłając spojrzenie w stronę stołu nauczycielskiego. Vasilij złapał za oparcie krzesła obok Alex.

- Można? – zapytał, a ta kiwnęła głową. Chłopak się dosiadł.

- Hermionę już znacie – powiedział Krum. Hermiona im pomachała. Chłopacy pokiwali głowami.

- Klara… bardzo ładne imię - zagaił Ivan i jakby nigdy nic zarzucił rękę na oparcie mojego krzesła. - Na którym jesteście roku? – zapytał.

- Czwartym – odpowiedziałam, nie podnosząc wzroku z kufla. – A wy?

- Szósty – odpowiedział Vasil i uniósł kufel. – Wypijemy wasze zdrowie?

Wszyscy się stuknęli i napili. Vasil próbował zagadywać Alex, a Ivan mnie. Gdy Harry i Ron w końcu wrócili do stolika, mocno się zdziwili.

- To nadal nasz stolik? – zapytał zdezorientowany rudzielec.

- Nadal - Alex zaśmiała się. – Siadaj, nie marudź. To Ivan i Vasil.

Uczniowie Durmstrangu zmierzyli wzrokiem naszych przyjaciół. Vasil uśmiechnął się jako pierwszy, tym samym przełamując lody. Znowu wszyscy stukali się kuflami. Krum cały czas przytulał Hermionę do swojego boku, co nie podobało się zgromadzonym wokół fankom. Ron nie mógł się zdecydować, czy bardziej cieszyć się, że może gadać z Krumem, czy lepiej zezować na siedzące nieopodal dziewczyny z Beauxbatons. Wygrywało to pierwsze. Harry od razu wczuł się w rozmowę o quiddichu. Krum chyba przez wzgląd na swoją dziewczynę zniósł setkę pytań od obu chłopaków. Gdy skończyli obgadywać etapy, dużo gadaliśmy o szkole naszych nowych kolegów. Między innymi powiedzieli nam, że bardzo by chcieli, żeby u nich były takie ładne dziewczyny. Też wypytywali nas o różne rzeczy. W pewnym momencie poczułam, że ktoś dotyka mojego kolana. Drgnęłam niespokojnie. Raczej nie spodziewałam się czegoś takiego po Alex, dlatego łypnęłam na bok, na Ivana. Chłopak poruszył do mnie brwiami, powoli zabrał dłoń i z uśmiechem napił się piwa.

- Ja… ja muszę do łazienki – cała czerwona szepnęłam do Alex.

Pospiesznie wstałam od stolika, a wtedy Ivan klepnął mnie w tyłek.

- Hej! – obruszyłam się i złapałam za pośladek.

- U nas tak wyraża się komplementy! – wyjaśnił chłopak. Był wyraźnie z siebie zadowolony.

- Różnice kulturowe, co? – Alex nie wyglądała na przekonaną.

Zawstydzona naciągnęłam mocniej sweter, próbując zakryć nim pośladki. Gdy tylko Alex wstała, zaczęłyśmy się razem przeciskać w stronę łazienki. Pod drzwiami była kolejka. Objęłam się ramionami i przez chwilę stałam w milczeniu. Alex zaglądała gdzieś w stronę wnętrza sali.

- Alex, czemu oni się do nas dosiedli? – zapytałam konspiracyjnym szeptem.

- Jak to czemu? – parsknęła przyjaciółka. - Chcą nas poderwać, to oczywiste.

- Poderwać? – zdziwiłam się. – Ale tak na serio, serio?

- Serio, serio. Przecież ten Ivan ciągle się w Ciebie wlepia. I to klepnięcie? Jasny sygnał, że mu się podobasz.

- Myślałam, że przyszli do Kruma, ale kiedy złapał mnie za kolano…

- Złapał Cie? – zdziwiła się Alex. – Kiedy?

- Teraz przed chwilą… – bąknęłam. – Dlatego chciałam pójść.

- Klara, to tylko kolano - Alex uśmiechnęła się do mnie i objęła mnie ręką. – Noga Ci nie uschnie, zapewniam.

Gdy w końcu wróciłyśmy do stolika, zostali przy nim tylko Harry i Ron. Choć podobanie się komuś było miłe, poczułam ulgę, że chłopaków z Durmstrangu już nie było.

- Towarzystwo się rozeszło? – zapytała Alex, choć tak jak ja, nie brzmiała na zawiedzioną.

- Ta – Harry kiwnął głową. - Hermiona i Krum poszli na spacer, bo przeszkadzała im widownia, a tamci ulotnili się, gdy długo nie wracałyście.

- No i dobrze – Alex usiadła na swoim miejscu. – Nie byli źli, ale ostatnio spędzam z wami za mało czasu i fajnie byłoby to sobie w końcu odbić.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz