środa, 14 sierpnia 2019

48. Fighting


Gdy Klara poszła na swoje zajęcia z Moodym, podczas których miała za zadanie „wyciszyć” mapę, ja postanowiłam posiedzieć trochę w Wielkiej Sali i przejrzeć podręcznik od Zaklęć. Nie ukrywałam, że trochę przejmowałam się tym, czy da radę ponownie odnaleźć mapę Harry’ego, ale miałam nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie po naszej myśli.

Będąc już w Wielkiej Sali, usiadłam przy stole Gryffindoru, położyłam obok siebie torbę z książkami i wyciągnęłam z niej wyżej wspomnianą książkę. Zanim jednak ją otworzyłam, przysiadł się do mnie Lucjan. Łypnęłam na niego złowrogo, próbując skupić się na tym, na czym chciałam, ale chłopak w dalszym ciągu nie chciał odejść.

- Czego? – Warknęłam cicho, rozglądając się po sali. Na szczęście, większość gryfonów rozproszona była po całym zamku, a w ceremonialnej sali znajdowało się kilkoro uczniów z młodszych roczników.

- Jesteś zła? – Zdziwił się Ślizgon. – To chyba ja powinienem być.

- Nie wiem, o co ci chodzi – westchnęłam, obracając się przodem do chłopaka.

- Najpierw Moody, teraz Klara? Co jest? Ładujesz mnie w jakieś gówna i nawet słowem nie piśniesz?

Zesztywniałam na moment, przeklinając w duchu swoją tępotę. Właściwie, nie dziwiłam się Ślizgonowi, że tak zareagował. Dobrze wiedziałam, że będzie miał o to wszystko pretensje. Nie mogłam mieć mu tego za złe.

- Przepraszam, ale coś musiałam powiedzieć – przyznałam się.

- Dostałem reprymendę o wyciąganie młodszych koleżanek z łóżek po ciszy nocnej. – Lucjan zrobił minę, jakby nie wiedział w ogóle o co chodzi. – Może i chciałbym cię gdzieś wyciągnąć na nocne schadzki, ale również chciałbym o tym wiedzieć. W dodatku Klara… z tobą chciałem iść na bal, a nie z nią.

- Nie dramatyzuj – jęknęłam. – Przepraszam za tamto, ale nadajesz się idealnie do kłamstw.

- Świetnie – mruknął, wspierając się łokciem o stół. – Nie uznaję tego za komplement.

- Dobrze! – Warknęłam, patrząc mu wyzywająco w oczy. – Pójdę z tobą na ten cholerny bal!

- Serio? – Zdziwił się, prostując.

- Tak, ale posłużysz mi jeszcze do kilku kłamstw! – Zagroziłam mu palcem. – Zgadzasz się?

- Czy mogę zapytać, co takiego próbujesz ukryć?

- Oczywiście, że nie możesz zapytać – prychnęłam, stukając się palcem po czole. – To moja sprawa, a Moody wszystko pięknie łyknął, dlatego jeżeli w dalszym ciągu będzie cię tym męczył, mów że to wszystko w imię miłości.

- W imię miłości? – Powtórzył chłopak, śmiejąc się głośno. – Jasne, poudaję dla ciebie Romea.

- Bez dramatyzmu, idioto! – Warknęłam, ale również się zaśmiałam. – Zdajesz sobie sprawę, że do balu został ponad miesiąc i jeszcze dużo może się zmienić.

- Romeo i Julia zostali ze sobą na wieczność, dlatego o bal nie muszę się martwić. Mam już parę, to zaklepane! Nie wywiniesz się z tego! – Również zagroził mi palcem i puścił perskie oczko, a następnie objął ramieniem. – A co z Klarą?

- Powiedziałam to specjalnie, żeby Neville dał jej spokój – odparłam, marszcząc na moment brwi. – Ale chyba nie wyszło tak, jak chciałam.

- Longbottom zakochał się w naszej niewinnej dziewczynce? – Lucjan wydawał się być rozbawiony do łez. – Kto by pomyślał, ale pasują do siebie, co nie? – Wzruszyłam ramionami. Właściwie, sama przecież uważałam, że Neville i Klara byliby idealną parą, ale nie chciałam rozmawiać na takie tematy z Lucjanem. To byłoby nie w porządku w stosunku do przyjaciółki.

Posiedziałam z chłopakiem jeszcze przez jakiś czas. Bole wydawał się być bardzo w porządku i pomimo tego, że zostawił nas w lesie, myśląc tylko o swojej dupie, to zawsze bardzo przyjemnie mi się z nim rozmawiało.

Dopiero, gdy nadszedł czas kolacji, a do Sali zaczęli się schodzić pozostali uczniowie, Lucjan opuścił moje towarzystwo, wracając do swoich przyjaciół ze Slytherinu. Patrzyłam za nim przez chwilę, obserwując cały stół jego domu. Draco jak zwykle usadowił się koło wianuszka dziewczyn, a miejsce po jego prawej stronie zajęła Pansy. Nasze spojrzenia skrzyżowały się przez moment, po czym dziewczyna pokazała mi środkowy palec i objęła mocno Malfoya. Doprawdy, wydawało mi się, że ta dziewczyna ma bardziej poukładane w głowie, a była pusta niczym łupina po orzechu.

Przejechałam wzrokiem po reszcie stołu, natrafiając na przydupasów Malfoya, a także Marcusa Flinta. Po tym, co widziałam w korytarzu, starałam się zwrócić na niego bardziej uwagę, ale chłopak nie wykazywał żadnej agresji pod moim adresem. Ba, nawet się do mnie nie zbliżał. Ślizgon przeszedł koło Draco, szturchając go mocno łokciem i zasiadł obok swojego rocznika. Malfoy posłał mu złowrogie spojrzenie, a Pansy naskoczyła na Flinta, niczym wilczyca w obronie swoich dzieci, ale Marcus nie przejmował się tym w ogóle. Udawał, że nie zwraca na nich uwagi i zabrał się za obgryzanie kurczaka z mięsa.

Nagle do wielkiej Sali weszła Klara. Nie czekając, aż podejdzie do stołu, wstałam i podbiegłam do niej, odsuwając ją na bok od wchodzących do pomieszczenia uczniów. Przyjaciółka wyglądała na zadowoloną.

- Udało się?! – Pisnęłam cała podekscytowana. – Powiedz, że się udało!

- Tak! – Odparła, uśmiechając się. Nie czekając długo, przytuliłam ją do siebie z całych sił. Momentalnie, cały ciężar spadł mi z serca. Poczułam olbrzymią ulgę. Miałam ochotę już teraz pobiec do Snape’a, ale musiałam grzecznie czekać. Najważniejsze, że Moody nie był w stanie śledzić mnie na mapie.

- Musimy teraz powiedzieć Harry’emu, żeby za żadne skarby świata nie podawał Moody’emu jak odblokować mapę – dodałam, dalej się szczerząc, po czym moją uwagę przykuło kilka rozpiętych guzików w koszuli przyjaciółki. Klara podążyła wzrokiem za mną i sięgnęła ręką do swojej szyi.

- Zapomniałam się zapiąć – wyjaśniła pospiesznie, czerwieniąc się.

- Zapiąć po czym? – Zdziwiłam się. – Nie mów, że byłaś gdzieś z Malfoyem? – Poruszyłam gustownie brwiami.

- Nie, nie. Nigdzie nie byłam – odparła. – Musiałam przecież jakoś dostać się do tej mapy, prawda?

- I co? Rozbierałaś się przed nim?

- Wylałam na nas herbatę – wyjaśniła szybko, stukając się palcem po głowie. – Nie wiem, skąd ty bierzesz takie głupie pomysły?

- Nie wiem, same mi się tworzą – wzruszyłam ramionami. – Ale pomysł bardzo sprytny.

- Dobrze, że profesor miał dobry humor – westchnęła, po czym wyminęła mnie i ruszyła w stronę naszego stołu. Już chciałam do niej dołączyć, ale ktoś położył swoją dłoń na moim ramieniu. Obróciłam głowę lekko w bok, zdając sobie sprawę, do kogo też należy ręka. Westchnęłam w duchu, odwracając się przodem do nauczyciela od Obrony.

- Klara bardzo dobrze sobie radzi na naszych zajęciach – rzekł nagle, uśmiechając się do siebie, po czym oblizał wargi językiem. – Możemy porozmawiać?

- Ale kolacja… - jęknęłam. Bądź, co bądź, byłam dość głodna.

- To zajmie tylko chwilę – obiecał, więc zgodziłam się i oboje wyszliśmy za drzwi od Wielkiej Sali, żeby uczniowie nie przypatrywali się nam zaciekawieni.

- Słucham? – Zaczęłam, spoglądając lekko za profesora, czy aby przypadkiem Snape się gdzieś tutaj nie kręcił. W końcu była pora kolacji i zapewne chciał się na nią wybrać.

- Od kilku dni jesteś bardzo rozkojarzona, Alex – powiedział z troską w głosie Moody. – Czy coś się stało? To ma coś wspólnego z twoim omdleniem?

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, profesorze – odparłam, uśmiechając się, aczkolwiek mężczyzna w dalszym ciągu nie był przekonany, ale przestał zadawać pytania.

- Dobrze – odchrząknął. – W takim razie, miłej kolacji, Alex.

- Dziękuję, profesorze. Nawzajem – odparłam i czym prędzej wróciłam do przyjaciółki.



***



W piątek rano wstałam jako pierwsza ze wszystkich dziewczyn i wzięłam długi, orzeźwiający prysznic. Umyłam włosy, wysuszając je szybko zaklęciem, a następnie ubrałam na siebie spódniczkę, którą nosiłam na początku roku szkolnego, a która przeszkadzała Snape’owi. Miałam nadzieję, że dzisiaj również będzie mu zawadzać i dostanę długi szlaban. Uśmiechnęłam się na samą myśl o karze.

Wszystkie zajęcia przesiedziałam grzecznie, starając się nie wpakować w jakieś świństwo. Większość uczniów była podekscytowana zbliżającym się weekendem i możliwością spędzenia tych dwóch dni w Hogsmeade. Osobiście, nie miałam zamiaru nigdzie wychodzić, ale wiedziałam, że Snape również będzie obecny w wiosce. Dla niego mogłam nawet iść na sam kraniec świata.

Po południu razem ze Ślizgonami zebraliśmy się pod salą Eliksirów. Nikt nie przejmował się tym, że czekały nas jeszcze dwie godziny ze Snape’em. Uczniowie rozmawiali o tym, z kim się napiją, gdzie pójdą i co będą robić w ten weekend. Tylko Klara i Hermiona zdawały się być podenerwowane, co miało zapewne związek z wypracowaniem, które musieliśmy napisać na poprzedniej lekcji. Ja i tak wiedziałam, że go nie zdałyśmy i uświadomiłam w tym przyjaciółkę, dlatego nie bardzo rozumiałam, dlaczego jest taka spięta.

- To, co? – Zagadnął Ron, który w dalszym ciągu poobklejany był plastrami na całym ciele i twarzy. – Gdzie jutro idziemy? Świński Łeb czy jak zwykle Trzy Miotły?

- Masz zamiar w końcu się z nami wybrać? – Zapytałam z przekąsem, szturchając go lekko łokciem.

- Teraz nie przepuszczę żadnej okazji! – Dodał, przypatrując mi się przez chwilę. – Miałem już pytać wcześniej… czemu ubrałaś znowu tę spódniczkę? Nie, żeby mi się nie podobała, bo jest fajna, ale wiesz… Snape się wkurzy.

- Nie będzie mi mówił, jak mam się ubierać – warknęłam, uśmiechając się w duchu i rozejrzałam się po zebranych. – Neville w dalszym ciągu jest w skrzydle szpitalnym?

- Tak. Trochę głupio wyszło, ale nie nasza wina, że tak się tym wszystkim przejął.

- Nie sądziłam, że tak zareaguje – westchnęłam, drapiąc się po głowie.

- A Klara na serio idzie z tym Lucjanem na bal? – Dopytywał Ron.

- Nie. Powiedziałam to specjalnie, żeby Neville dał sobie spokój. Klara by mu nie odmówiła, bo taka jest, a nie chciała z nim iść.

- A z kim chce? Bo, jeżeli nie ma pary, to wiesz… mogłaby ze mną pójść. Chyba, że ty byś chciała iść ze mną? – dodał nieśmiało, czerwieniąc się po same koniuszki uszu.

- Wybacz, Ron, ale obiecałam już pewnej, denerwującej osobie, że z nią pójdę i ciężko mi się teraz z tego wykręcić.

W końcu usłyszeliśmy stukot butów o posadzkę. Ron odsunął się minimalnie ode mnie, czekając na pojawienie się czarnej, łopoczącej peleryny. Snape wyłonił się zza rogu, a wszyscy rozstąpili się, niczym Morze Czerwone w mugolskiej opowieści.

Weszliśmy pospiesznie do sali, ale zanim usiedliśmy, Snape rzucił na stół stos wypracowań z poniedziałku.

- Jesteście bandą niemyślących nieuków! – Warknął podirytowany, wychodząc na środek sali.

- Nic nowego nie powiedział – szepnął mi do ucha przyjaciel, co nie obeszło uwadze mężczyzny.

- Masz coś do powiedzenia, Weasley? – zapytał Snape, podchodząc do nas pewnym krokiem. Starałam się nie podnosić wzroku na profesora, ale cała aż drżałam od jego bliskości. – Przez ciebie, Lamberd trzęsie się jak osika.

Ślizgoni wybuchli śmiechem, a ja starałam nie brać sobie tego do siebie. To wszystko było na pokaz, żeby nie zdradzić, że coś nas łączy.

- Wszyscy dostajecie N – kontynuował profesor. – Wszyscy, oprócz Amber i Lamberd. Wypadły najgorzej ze wszystkich.

- To niemożliwe! – Pisnęła Klara.

- Śmiesz negować mój system oceniania? – Zdziwił się brunet jej nagłym wybuchem. Dziewczyna pokręciła szybko głową, garbiąc się.

Snape nie powiedział nic więcej, tylko zasiadł za biurkiem, wyciągając uprzednio jednym ruchem różdżki duży rzutnik. Przez całe dwie godziny mężczyzna prowadził wykład o właściwościach chemicznych niektórych roślin. Był to chyba jeden z najnudniejszych wykładów w życiu. Większość nie miała nawet siły notować; siedzieli wsparci na łokciu, udając, że słuchają, co Snape mówi. Nawet ja nie mogłam skupić się na dzisiejszych zajęciach. Poza tym byłam zła, że brunet nie ukarał mnie w żaden sposób, nie zwracając również uwagi na nieprzepisową spódniczkę.

Po skończonych zajęciach, większość była zaspana, ale perspektywa weekendu powoli ich ożywiała. Zaczęłam się ociągać, zgarniając wszystkie podręczniki do torby. Klara przystanęła przy mnie, czekając aż w końcu się zbiorę.

- Możesz iść – powiedziałam niepewnie do przyjaciółki.

- Poczekam – odparła. Widziałam, że była nieco rozżalona. Może nie napisała swojego wypracowania na PP, ale na ocenę Nędzny na pewno zasługiwała. Niestety, Snape musiał pokazać swoje pazury i potraktować nas najgorzej ze wszystkich.

- Nie musisz – jęknęłam, udając jeszcze, że czegoś szukam w torbie. – Naprawdę, nie musisz.

- Alex, poczekam, ale wydaje mi się, że specjalnie chcesz to przedłużyć, ale po co ? – Zdziwiła się przyjaciółka, więc westchnęłam cicho w duchu, zakładając torbę na ramię.

Gdy przechodziłyśmy obok profesora, myślałam, że znowu będę musiała czekać nie wiadomo ile na kolejną konfrontację. Możliwe również było, że Snape znowu się wszystkiego wyprze i będzie udawał, że ostatnie nasze spotkanie nie miało miejsca. Miałam nadzieję, że tego nie zrobi, bo ja nie potrafiłam już udawać, że między nami do niczego nie doszło.

- Lamberd, masz nieprzepisową spódnicę – warknął nagle, zatrzymując nas.

- Noszę to, co lubię, profesorze – odparłam podekscytowana.

- Alex chciała powiedzieć, że już więcej jej nie założy – zaczęła bronić mnie przyjaciółka, ciągnąć za rękę. – Alex, chodź!

- Amber, możesz wyjść – rzekł spokojnie Snape, kładąc na swoim biurku dłonie, które splótł ze sobą.

- Ale profesorze, ona nie wie, co mówi! – Jęknęła blondynka, w dalszym ciągu próbując wybronić mnie z tej sytuacji. Gdyby tylko wiedziała, że wcale tego nie chciałam. Robiłam wszystko specjalnie, żeby dostać ten cholerny szlaban i spędzić trochę czasu ze Snape’em.

- Wyjdź – rozkazał. – I naucz się na poprawę. W przeciwieństwie do Lamberd, masz trochę więcej oleju w głowie.

Kątem oka widziałam, jak Klara chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w ostateczności zrezygnowała i pożegnała się z profesorem. Gdy tylko zamknęła drzwi, zrzuciłam torbę z ramienia, podchodząc bliżej nauczyciela, ale Snape ani drgnął, więc przystanęłam na moment, czekając.

- Tak jak przypuszczałem, nie umiesz kontrolować swoich emocji – warknął na wstępie, spoglądając na mnie nieprzychylnie. – Prowokujesz mnie, żebym dał ci szlaban? Uważaj, dziewczyno, bo stąpasz po cienkim lodzie.

- Nie mogłam się doczekać…

- To ja ustalam zasady! – Warknął, podnosząc się powoli ze swojego miejsca. – Powiedziałem, że w swoim czasie się doczekasz, to oznaczało, że w swoim czasie. Nie ty będziesz mi mówiła, kiedy będę miał ochotę zerznąć twoje usta.

- Ale…

- Zamilcz – syknął niebezpiecznie, zbliżając się do mnie. – Najlepiej będzie, jak znajdziesz sobie jakiegoś chłopaka.

- Nie chcę! – Jęknęłam, chcąc go dotknąć, ale Snape odsunął się. – Nie chcę nikogo innego.

- Nie wyobrażaj sobie za dużo, Lamberd. Znajdź sobie kogoś, żeby odwrócić uwagę innych od tego, co wyprawiasz, kiedy myślisz, że nikt nie patrzy.

- I co? – Jęknęłam ze smutkiem. – Mam się oddać komuś innemu?

- Nie moja sprawa, co będziesz robiła – prychnął.

- Nie chcę tak!

- To staraj zachowywać się normalnie, dziewczyno! A ta cała szopka ze skrzydłem szpitalnym? Domyślam się, że specjalnie doprowadziłaś się do takiego stanu. – Snape zmrużył niebezpiecznie oczy. – O co chodziło? O mapę Pottera?

- Moody nie mógł się dowiedzieć, że przychodzę do pana, profesorze – odpowiedziałam z płaczem w oczach. – Robiłam to wszystko dla nas!

Snape zaśmiał się szyderczo, okrążając mnie.

- I co? Udało się wam ją odebrać? – Zapytał od niechcenia, wyciągając różdżkę. Jej końcem zaczął dotykać moich nóg, zbliżając się do granicy, gdzie zaczynała się spódniczka.

- Nie, ale mapa jest już nieaktywna. Profesor Moody nic nie zobaczy na niej, tylko że Malfoy widział jak Klara włamuje się do jego gabinetu i chce ją szantażować – zaczęłam niepewnie, wodząc wzrokiem za Snape’em. – Myślałam, że może pan mógłby…

- Nie mieszaj mnie w swoje bagno, Lamberd – uciął krótko brunet. – Ta spódnica zdecydowanie jest nieprzepisowa. Myślę, że szlabany w każdy piątkowy wieczór oduczą cię jej noszenia.

- Słucham? W każdy piątek?! – Zachłysnęłam się powietrzem, patrząc z niedowierzaniem na Snape’a. Zaczęłam szczerzyć się jak mysz do sera.

- Panuj nad sobą! – Skarcił mnie. – O tym właśnie mówiłem, zachowujesz się irracjonalnie! – Snape mruknął pod nosem zaklęcie, a następnie poczułam lekkie liźnięcie prądem na pośladku. Rozszerzyłam oczy, łapiąc się za pupę.

- Zachowuj się, bo następnym razem będzie boleć – mruknął, odsuwając się ode mnie. Skrzyżował ręce na piersi, przyglądając mi się uważnie od stóp do głów. Usłyszałam dźwięk rozpinanego rozporka i już wiedziałam, co mam zrobić…

Po wszystkim Snape wyczyścił zaklęciem podłogę, część mojej garderoby i podszedł do swojego biurka. Pragnęłam się do niego przytulić albo chociaż dorwać się do jego szaty, ale bałam się wykonać jakikolwiek ruch. Od nauczyciela emanowała złowroga aura i każdy mój ruch mógłby się okazać ostatnim. Wolałam nie denerwować Snape’a. Dopiero co mi odpuścił i pozwolił się do siebie zbliżyć. Nie chciałam niszczyć tego na nowo. Podeszłam więc do drzwi, chcąc wyjść na korytarz.

- Twoje rzeczy, Lamberd – rzucił oschle, nawet na mnie nie spoglądając. Cofnęłam się więc i sięgnęłam po torbę, spoglądając raz jeszcze na mężczyznę, jak wypisuje jakieś notatki na kartce. Jedną rękę miał położoną swobodnie na stole, więc bez zastanowienia sięgnęłam do niej, przykrywając na moment swoją. Snape drgnął, a zaraz potem wyswobodził się spod mojego dotyku i kontynuował swoją pracę. Nie ukrywałam, że było mi trochę smutno z tego powodu. Myślałam, że pozwoli mi na taki drobny gest, a on po prostu zabrał rękę, jak gdyby nigdy nic.

- Do zobaczenia, profesorze – odezwałam się więc i na nowo podeszłam do drzwi. Czekałam chwilę na odpowiedź Snape’a, ale gdy ta nie nadeszła, wyszłam grzecznie na korytarz. Byłam zadowolona z naszego dzisiejszego spotkania, ale również przepełniała mnie gorycz. Troszeczkę inaczej sobie to wyobrażałam, ale przecież nie miałam co narzekać.

Powoli z pewnym ociągnięciem, wyszłam z lochów, kierując się do wieży naszego domu. Po drodze minęłam kilkoro pijanych Puchonów z szóstego roku. Zataczali się delikatnie, chichocząc między sobą. Gdy mnie zobaczyli, zaczęli udawać poważnych, ale niezbyt im to wychodziło. Wyminęli mnie pospiesznie i na nowo wybuchli śmiechem. Miałam nadzieję, że nikt ich nie przyłapie, bo chociaż nie było jeszcze ciszy nocnej, to picie w szkole było zabronione. Jeżeli już tak bardzo chcieli się nawalić, mogli to zrobić w swoim pokoju wspólnym.

Nagle ze schodów zaczęła schodzić garstka, głośno zachowujących się uczniów. Gdy bliżej się im przyjrzałam, spostrzegłam swoich przyjaciół, a także bliźniaków, Angelinę, a na szarym końcu Klarę, która jako jedyna była cicho.

- Co jest? – Spytałam, zbita z tropu. Rozłożyłam szeroko ręce, zastanawiając się, co też takiego wymyślili Gryfoni.

- O, Alex! – Ucieszył się George. Zauważyłam, że wszyscy byli pijani, oprócz Klary, co było oczywiste. Dziewczyna nie chciała już narazić się Moody’emu. Teraz, to ja byłam tą nieodpowiedzialną w jego oczach, a nie ona. – Snape cię nie zjadł? Podobno dostałaś opierdol za swoją sexy spódniczkę.

- Właściwie, to trochę mu napyskowałam i dostałam szlabany w każdy kolejny piątek – westchnęłam, udając niepocieszoną. – Ale wy? Gdzie wy się wybieracie i to na dodatek pijani?

- Lekko wstawieni – poprawił mnie Harry, ustawiając prosto swoje okulary, które lekko mu się przekręciły. – A idziemy do Neville’a. Biedaczek ma złamane serce. Klara musi go przeprosić. Spojrzałam niepewnie na przyjaciółkę, ale ta tylko potwierdziła ruchem głowy.

- Chodź z nami, będzie fajnie – dodał Ron, obejmując mnie ramieniem. Był w takim stanie, że nawet nie przejmował się swoim bratem, który łypał na niego złowrogo, ale słowem się nie odezwał. Zapewne chciał mi zapunktować, ale to już nie miało żadnego znaczenia.

- Wiecie, że Pomfrey was nie wpuści – stwierdziłam, dając się prowadzić grupce w stronę skrzydła szpitalnego.

- Jak ona już pewnie dawno śpi – zaśmiał się Fred, trzymając mocno za rękę swoją dziewczynę. Wyswobodziłam się na moment z uścisku przyjaciela i podeszłam do Klary.

- Jesteś pewna, że chcesz o tej porze go przepraszać? – Szepnęłam cicho, żeby reszta nas nie usłyszała.

- Nie mam wyjścia, zmusili mnie. Znaczy się… chciałam go przeprosić, ale fakt, nie teraz!

- To może się ulotnimy? – Zaproponowałam. – Oni są tak pijani, że nawet nie zauważą.

- O czym tam gadacie? – Zapytała Angelina, puszczając dłoń Freda. Podeszła do nas i objęła mocno, przyciągając do siebie. – Pospieszcie się. Nie chcemy, żeby Neville długo na nas czekał.

- Możemy odwiedzić go jutro z samego rana – zaproponowałam, zrzucając rękę Angeliny ze swojego ramienia.

Nagle z drugiego końca korytarza wyłoniła się kolejna grupka lekko podpitych uczniów. Modliłam się w duchu, żeby to byli Puchoni, których spotkałam chwilę temu, ale gdy podeszli bliżej, zauważyłam wśród nich Draco Malfoya. Jego jasna fryzura wyróżniała się na tle ciemnych włosów pozostałych.

- No proszę – odezwał się nagle Flint, wychodząc przed szereg. – Jakie doborowe towarzystwo.

- Zostaw ich, Marcus. – Lucjan podszedł do kolegi, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Mamy swoje plany na dzisiejszy wieczór. Chodź.

- No nie wiem. Mamy tu Pottera, całą rodzinę Weasleyów, Johnson, a także Amber i Lamberd – wyliczał Ślizgon zadowolony z zaistniałej sytuacji. – Jakże mógłbym teraz odpuścić?

- Odpierdol się! – Warknął George, wyciągając niepotrzebnie różdżkę, bo gdy tylko to zrobił, Ślizgoni jak na zawołanie wyciągnęli swoje. Nie mieliśmy więc większego wyboru i również wymierzyliśmy w przeciwników swoimi różdżkami.

- Nie możemy się po prostu rozejść? – Zapytała podenerwowana Klara, celując różdżką we Flinta.

- Jak to idealna okazja, żeby pokazać ci, kto jest kim w tej durnej szkole – warknęła w jej stronę Pansy.

- Po co te nerwy? – Jęknął Lucjan, pragnąc załagodzić sytuację. – Przecież nie przyszliśmy się tutaj pojedynkować.

- Tobie się należy za wiele rzeczy, tak samo jak i jemu! – Warknął George, wskazując głową na Flinta. – Podłe gnojki!

- Nie mam ochoty na durne rozmowy – prychnął nagle Flint, rzucając Drętwotą w Harry’ego i Rona, którzy stali na przodzie naszej grupy. Niczego nie spodziewający się chłopcy, dostali zaklęciem prosto w pierś i padli jak dłudzy na podłogę.

- Ty jebany skurwielu! – Wrzasnął George, rzucając kolejnym zaklęciem w Ślizgona. Fred również nie pozostał bierny i także dołączył do brata. Przez moment chłopcy odpierali nawzajem swoje ataki. Kątem oka zauważyłam jak Draco opuszcza swoją różdżkę i ulatnia się z miejsca zdarzenia. Pansy również chciała iść, ale Flint rozkazał jej, żeby została, a dziewczyna posłuchała go, mając ku temu powód. Jej wzrok utkwił na moment w Klarze, po czym Ślizgonka podbiegła do nas, przeskakując przez naszych przyjaciół, leżących nieprzytomnie na podłodze i wbiła różdżkę prosto w gardło blondynki. Klara pisnęła wystraszona, opuszczając broń.

- Dosyć tego! – Wrzasnęłam do wszystkich, ale pozostali w dalszym ciągu ze sobą walczyli. Nawet Lucjan nie zaprzestał ataków na moich przyjaciół. – Zostaw ją – zwróciłam się do Pansy.

- Depulso! – Krzyknął Lucjan, a zaklęcie odepchnęło George’a na ścianę. Chłopak dostał mocno w głowę i również stracił przytomność.

- Pojebało cię?! – Zdenerwowałam się, chcąc podbiec do przyjaciela, ale Flint zacmokał głośno, celując we mnie swoją różdżką. – Stój spokojnie.

- On pierwszy zaczął! – Żachnął się Lucjan, ocierając strużkę krwi z kącika ust.

Nagle usłyszeliśmy czyjeś przyspieszone kroki. To było do przewidzenia. Narobiliśmy takiego hałasu, że cała szkoła powinna się tu zlecieć.

- Spierdalamy! – Rozkazał najstarszy Ślizgon, wycofując się. Pansy od razu odsunęła się od Klary, a ta chwyciła się spanikowana za szyję, nie odzywając się ani słowem.

- Przepraszam – rzucił Lucjan i również pognał za swoimi kompanami.

- W dupę sobie wsadź swoje przepraszam! – Warknął za nim Fred i razem z Angeliką przykucnęli przy drugim bliźniaku. Ja w tym czasie objęłam mocno przyjaciółkę, chcąc jej dodać otuchy.

Po chwili z końca korytarza wyłonił się Moody. Widząc pobojowisko, jakie pozostawili po sobie Ślizgoni, podszedł do nas pospiesznie, mocno podenerwowany. Jego magiczne oko sprawdziło najpierw, czy wraz z Klarą jesteśmy bezpieczne, a następnie przeniosło się na pozostałych. Mężczyzna stanął nad Harrym i Ronem, wypowiedział zaklęcie, a oboje chłopców zerwało się nagle z podłogi, chcąc dalej walczyć, ale już nie mieli z kim.

- Gdzie oni są?! – Piszczał przejęty Ron, rozglądając się na boki.

- Kto, panie Weasley? – Zapytał go nauczyciel, mrużąc zdrowe oko. – Wyjaśnicie mi, co się tu właściwie stało?



Wszyscy stanęliśmy jak wryci, tylko Fred i Angelina próbowali podnieść biednego George’a, który jęczał co chwilę, ale nie wyglądał (na szczęście) na mocno poturbowanego. Dostał w głowę, ale wszystko było z nim w porządku.

- No… - Moody zastukał nerwowo laską w podłogę. – Ktoś ma odwagę otworzyć usta?

Właściwie, to nie byłam pewna, czy powinniśmy mówić profesorowi o tym, kogo spotkaliśmy. Zresztą, po części była to nasza wina, ponieważ Ślizgoni nie wyciągnęliby różdżek, gdyby George, jako pierwszy nie próbował wykazywać się durnym heroizmem. Tak przypuszczałam. Poza tym, jakby jeszcze Snape miał się w to wszystko mieszać, to mogłoby to źle wpłynąć na naszą relację, dlatego wolałam milczeć. Klara opuściła w końcu ręce, spuszczając wzrok. Dobrze, że chociaż ona nie zgrywała prymuski przy Moodym. Zauważyłam za to, że Harry pragnął coś powiedzieć, ale reszta również nie wykazywała inicjatywy, żeby się odzywać, dlatego chłopak wolał skapitulować, żeby później nikt na niego nie naskoczył niepotrzebnie.

- Ćwiczyliśmy sobie – odezwał się nagle Fred, co chyba wypadło dwa razy gorzej, niż jakby powiedział, że rzeczywiście ktoś na nas napadł.

- Ćwiczyliście? – Powtórzył nieprzekonany nauczyciel, a jego magiczne oko na nowo spoczęło na mnie i Klarze. – Chyba trochę zbyt zuchwale, sądząc po poszkodowanych.

- Poniosło nas – ciągnął dalej Fred, przekładając sobie rękę brata przez swoje ramię. – Możemy już iść?

- Mhm – mruknął profesor, mrużąc niebezpiecznie oczy. – Po nowy alkohol, czy może jednak do skrzydła szpitalnego?

Zamarliśmy. Właściwie, to ja i Klara nie miałyśmy się czego obawiać. Nie byłyśmy pijane. Nawet nie tknęłyśmy alkoholu, ale wzrok Moody’ego sugerował, że jesteśmy prawie tak samo nawalone jak nasi towarzysze.

- Eee… - bąknął Fred, rozglądając się po zebranych, jakby liczył na jakieś wsparcie.

- Pozwól, że odpowiem za ciebie, młody chłopcze. – Moody zaczął stukać nerwowo laską o podłogę. – Zabierz Rona i Harry’ego do skrzydła szpitalnego. Niech Pomfrey zobaczy, czy nie uszkodziliście sobie czegoś, a wy… - wskazał na mnie i Klarę palcem – do mojego gabinetu.

- Nic nie zrobiłyśmy! – Warknęłam zdenerwowana.

- Alex! – Syknęła na mnie przyjaciółka, szturchając łokciem w bok. - Uspokój się, proszę cię...

- Tak, tak. Posłuchaj jej lepiej – mruknął, wyprzedzając nas. Spojrzałam zawiedziona na przyjaciółkę.

- No, co?! Przecież dobrze wiesz, że nie miałyśmy z tym nic wspólnego! Ja chciałam wrócić spokojnie do Wieży!

- To powiemy mu tu na spokojnie i wszystko się wyjaśni – szepnęła Klara, ruszając grzecznie za mężczyzną.

- Serio myślisz, że uda nam się na spokojnie wszystko mu wyjaśnić?! – Odpisnęłam. – Jak on już uważa, że zapewne byłam prowodyrką tego całego zamieszania.

- Przecież to Moody, o co ci chodzi? – Westchnęła zdziwiona Klara i na nowo chwyciła się za szyję. – To było straszne.

- Wiem – odparłam i skinęłam głową, a następnie poklepałam dziewczynę po plecach. – Nie przejmuj się. Osobiście dopilnuję, żeby dziwka dostała za swoje. Niech sobie nie myśli, że wolno jej wszystko.

Odwróciłam na chwilę głową, spoglądając na pozostałych, którzy powoli zbierali się w stronę skrzydła szpitalnego. Ron również na moment odwrócił głowę, posyłając mi pokrzepiający uśmiech. Mrugnęłam do niego okiem, a chłopak na nowo oblał się rumieńcem, obracając się szybko przodem do swoich przyjaciół.

Moody w końcu stanął przed swoim gabinetem i otworzył nam drzwi. Wpuścił nas pierwsze, po czym pospiesznie wszedł za nami. Stanęłyśmy na środku, nie wiedząc, co nas czeka.

- No, moje panie… - zaczął na wstępie, chwytając za krawędź drzwi, po czym pchnął je lekko, aż same zamknęły się z głośnym trzaskiem. – Proszę mi tu chuchnąć.

- Słucham?! – Zdenerwowałam się na nowo.

- Nie piłyśmy! – Pisnęła Klara ze łzami w oczach. Dopiero co odzyskała jego zaufanie, a tu proszę. Nawet nic nie zrobiła, a zaraz jej się dostanie za innych.

- Jeżeli nie piłyście, to nie macie czego się obawiać – zauważył mężczyzna, opierając swoją laskę o ścianę. Założył ręce na piersi, spoglądając na nas wyczekująco. Klara zbliżyła się do jego twarzy, ale chwyciłam ją mocno za ramię, odciągając od nauczyciela.

- Klara, nie musisz tego robić! – Warknęłam upominająco. – Nic nie zrobiłaś, nie musisz tego udowadniać nikomu!

- Alex, co ty wyprawiasz? – Zdziwiła się, przecierając oczy, ponieważ łzy zaczęły jej spływać po policzkach. – Jeżeli pan profesor każe, to należy tak zrobić.

- Mądra dziewczyna – zauważył Moody, uśmiechając się lekko pod nosem, po czym przeniósł swój wzrok na moją osobę, przestając się uśmiechać. – Mam rozumieć, że nie wykonasz mojego polecenia?

- Nie – odpowiedziałam, patrząc mu wyzywająco w oczy. – Nie może nam pan profesor zaufać?

- Po raz kolejny, mam rozumieć?

- Alex, ja nie mam z tym problemu. Mogę cuchnąć i ty też powinnaś. Przecież nie piłyśmy nic. – Klara za wszelką cenę chciała pokazać nauczycielowi, że nie ma nic do ukrycia. Nim zdążyłam jej raz jeszcze powiedzieć, że ma tego nie robić, dziewczyna przybliżyła się do Moody’ego, stanęła na palcach i dmuchnęła mu powietrzem w twarz. Nauczyciel zmarszczył brwi, po czym uśmiechnął się miło do dziewczyny, poklepując ją po ramieniu.

- Jesteś trzeźwa – powiedział. – I co, Alex? Po co tyle krzyku o nic? Teraz twoja kolej.

- Nie! – Powtórzyłam uparcie. – Nie jestem jak Klara, znam swoje prawa! Nie może mnie pan do niczego zmusić.

- Owszem, nie mogę, ale za niewykonywanie poleceń nauczyciela, mogę wlepić ci kilka szlabanów. Co powiesz na co piątkowe spędzanie swojego czasu z woźnym Filchem?

Przestraszyłam się. Spojrzałam mu niepewnie w oczy, nie odzywając się.

- Klaro, mogę cię prosić, żebyś wróciła już do dormitorium? – Nauczyciel zwrócił się do mojej przyjaciółki i uśmiechnął. – Alex dojdzie do ciebie za chwilę. Muszę z nią porozmawiać w cztery oczy.

- Ja też chcę już iść – mruknęłam cicho, spuszczając wzrok. Musiałam trochę przytemperować swój wybuchowy nastrój. Nie chciałam spędzać każdego piątku w towarzystwie Filcha. Przecież już od Snape’a dostałam serię szlabanów, a jeżeli mężczyzna dowiedziałby się, że przez własną głupotę popsułam mu szyki, na pewno nie byłby zadowolony i zapewne nie zrobiłby nic, żeby wyplątać mnie z tego.

- Musimy porozmawiać, Alex – powiedział spokojnie Moody, odprowadzając Klarę do drzwi. Pożegnał się z nią i poczekał, aż dziewczyna wyjdzie z gabinetu.

Gdy zostaliśmy sami, Moody westchnął głęboko.

- Co się z tobą dzieje? – Zapytał zdziwiony. – Tylko mi nie mów, że nic, bo przecież widzę. Cały czas chodzisz podenerwowana, na lekcjach jesteś nieobecna, zrezygnowałaś z naszych zajęć… - wyliczał. – A teraz próbujesz za wszelką cenę się buntować i namawiasz do tego Klarę.

- Profesor nam nie ufa – odparłam ze spuszczoną głową.

- Uważasz, że nie mam ku temu powodów? – Zapytał, unosząc jedną brew.

- Kilka razy zdarzyło nam się robić to, co większość uczniów w tej szkole, a pan tylko nas się czepia ciągle! Poza tym, dzisiaj jesteśmy trzeźwe!

- Wiem, że jesteście trzeźwe, dlatego tym bardziej się dziwię, że nie chciałaś wykonać mojego polecenia – odparł Moody, próbując mnie objąć. Kątek oka zauważyłam jego uniesioną rękę i odsunęłam się delikatnie. – Ktoś ci coś zrobił?

- Nic mi nie jest – odparłam, siląc się na spokój i w końcu spojrzałam mu w oczy. – Jestem trochę rozkojarzona, bo dostałam list od ojca, że pojawi się tutaj z moim bratem na święta, a ja nie mam zamiaru się z nimi widzieć.

- I o to, to wszystko? – Zdziwił się.

- Nie tylko – dodałam. – Chciałabym, żeby nie traktował mnie pan ulgowo.

- Uważasz, że kiedykolwiek tak cię traktowałem?

- Czasami – wzruszyłam ramionami. – Nie musi się pan o mnie troszczyć, ani udawać przyjaciela. Nie potrzebuję tego. Sama sobie bardzo dobrze daję radę.

- Hmm… - mruknął Szalonooki, słuchając mnie w ciszy. W jego oczach mignęło coś drapieżnego, ale nie byłam w stanie tego zauważyć. W każdym razie, jakby za dotknięciem różdżki, mężczyzna nagle zmienił swój stosunek do mnie o 90 stopni. – Dobrze, Alex. Skoro uważasz, że jesteś samowystarczalna, proszę bardzo. Nie ukrywam, że trochę mi przykro z tego powodu, ale szanuję twoje zdanie. Jesteś już prawie dorosłą kobietą i sama odpowiadasz za swoje wybryki, ale pamiętaj, że następnym razem, kiedy zrobisz coś równie głupiego, jak wejście Do Zakazanego Lasu, poniesiesz tego takie konsekwencje, na jakie sobie zasłużysz.

Przyglądałam mu się w ciszy, a kiedy skończył, kiwnęłam głową i bez słowa skierowałam się do wyjścia z gabinetu. Moody przepuścił mnie, otwierając drzwi.

Gdy znalazłam się na zewnątrz, oparłam się plecami o zimną ścianę, próbując unormować bicie serca. Nie miałam pojęcia, dlaczego potraktowałam Moody’ego w ten sposób. W dalszym ciągu uważałam go za najlepszego nauczyciela w szkole, ale również bałam się reakcji Snape’a. Ostatnio wprost mnie zapytał, czy nie spałam z Moodym. Nie wiedziałam dlaczego przyszły mu do głowy tak absurdalne rzeczy, ale wolałam nie prowokować go bardziej. Lepiej było, kiedy nie spoufalałam się tak z nauczycielem od Obrony. To na Snapie zależało mi najbardziej na świecie, chociaż to nie on ratował mnie z każdej opresji.



Spojrzałam niepewnie na drzwi od gabinetu profesora i przygryzłam dolną wargę. Miałam ochotę wrócić tam i przeprosić nauczyciela, ale przypomniałam sobie, w jaki sposób mnie ostatnio potraktował, wiążąc jak niewolnicę i ogarnęłam się, ruszając z powrotem do wieży Gryffindoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz