wtorek, 13 sierpnia 2019

47. Nie taka normalna środa

Zauważyłam, że Alex mnie już nawet nie słucha. Westchnęłam cicho i schowałam swój list do koperty, a tę ukryłam głęboko w torbie. Czemu moi rodzice chcieli przyjechać razem? Ojciec często przesadzał z alkoholem, a gdy był pod wpływem, totalnie nie potrafił się zachować. Po prostu wiedziałam, że ta wizyta skończy się katastrofą. Musiałam to jakoś odwołać. Postanowiłam, że później napiszę list do mamy. Do spotkania i tak było jeszcze sporo czasu, więc wszystko mogło się jeszcze zmienić. Niechętnie wciskałam w siebie resztę śniadania, zastanawiając się jak najlepiej ubrać to wszystko w słowa. Gdy jadłam, do Alex podeszła Angelina. W pewnym momencie, bliźniacy dosiedli się po obu strona Neville’a i zaczęli z nim żywo rozmawiać. Później poklepali go po plecach i wręcz zepchnęli z ławki. Fred pokazał ruchem głowy w naszą stronę. Neville zerknął nerwowo w naszą stronę, przygarbił się, poprawił marynarkę i w końcu podszedł do nas sztywnym krokiem.

- Cześć dziewczyny – zaczął, stając nam za plecami. – Klara, możemy pogadać?

Odsunęłam od siebie pusty talerz i powoli obróciłam się w stronę chłopaka.

- O co chodzi? – zapytałam, niczego się nie spodziewając.

Neville zerknął na bliźniaków, a ci zaczęli mocno gestykulować. Chłopak zaczerwienił się aż po czubki uszu. Splótł ręce za plecami i zaczął szurać butem po posadzce.

- Bo wiesz… nie wiem jak Tobie, ale mi się bardzo podobało jak ostatnio tańczyliśmy razem na zajęciach u profesor McGonagall…

Alex zerknęła na Neville’a, a później szturchnęła mnie łokciem i poruszyła brwiami. Łypnęłam na nią podejrzliwie.

- No… no było całkiem fajnie – odpowiedziałam z wahaniem. – Na pewno lepiej niż się spodziewałam.

- O, no widzisz – Neville wyglądał na zaskoczonego. Znowu zerknął na bliźniaków. Zachęcony ich gestami, odchrząknął głośno. – W takim razie chciałbym… chciałbym… - Wziął głęboki wdech i cały czerwony przyklęknął na jedno kolano, jednocześnie wystawiając w moją stronę dłoń, jakby zapraszał mnie do tańca. – Chciałbym zaprosić Cie na bal! – powiedział szybko.

Przerażona otworzyłam szeroko oczy. Harry i Ron momentalnie ryknęli śmiechem, a cały stół gryfonów spojrzał w naszą stronę. Ludzie zaczęli szeptać między sobą i się śmiać. Fred i George aż wstali, by lepiej widzieć. Czułam na sobie wzrok wielu ludzi. Bałam się rozglądnąć.

- O rany… ja… ja nie wiem… - zająknęłam się.

- No dawaj! Odpowiedz mu! – krzyczał Fred, tym samym ściągając na nas kolejne spojrzenia.

Spojrzałam panicznie na Alex. Neville też wyglądał na przerażonego, ale dzielnie trwał w tej dziwnej pozie. Nie chciałam gasić go przy wszystkich, ale nie wyobrażałam sobie nas razem, ani na balu, ani poza nim. Chłopak był miły, ale nie podobał mi się. Z resztą przy Draco każdy wydawał się nijaki. Być może było to tylko chwilowe zauroczenie, ale zauroczenie na tyle mocne, że w jego obecności odbierało mi rozum. Draco był jedyną osobą, z którą chciałabym pójść na bal, więc po prostu nie mogłam się zgodzić. Ta chwila zaczynała się już robić niezręcznie długa. Przyjaciółka w końcu postanowiła mnie uratować.

- Oświadczasz się? – Alex próbowała rozładować atmosferę. Klepnęła Neville’a w ramię. - Weź wstań i nie rób z siebie głupka. Tamci Cie namówili? – ruchem głowy wskazała na bliźniaków.

Neville gorączkowo pokiwał głową i szybko podniósł się z ziemi, otrzepując kolano. Cały czas patrzeliśmy na siebie. Fred i George dopingowali z daleka.

- Klara niestety z Tobą nie pójdzie, bo… - Alex rozejrzała się na szybko i wypaliła. - Bo idzie już z Lucjanem!

Spojrzałam na Alex równie zaskoczona co Harry, Ron i Neville. Nic mi nie było wiadomo o tym, żeby Bole mnie zapraszał. Już chciałam o to zapytać, ale przyjaciółka kopnęła mnie pod stołem i spojrzała na mnie znacząco, dając do zrozumienia, żebym przemilczała. Zmieszana opuściłam wzrok.

- Z tym ślizgonem?! – Ron zakrztusił się jedzeniem, aż Harry musiał poklepać go po plecach, by ten się nie udusił.

Jak za dotknięciem różdżki, wszyscy zgodnie spojrzeli na stół Slytherinu. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

- Zaprosił Cie?... – Neville jęknął i wyraźnie przygasł, garbiąc się jeszcze bardziej niż poprzednio.

- Przepraszam – wydusiłam z siebie i szybko wstałam z ławki, jednocześnie przewieszając torbę przez ramię. – Naprawdę przepraszam!

Ten poranek stawał się coraz gorszy! Popędziłam do drzwi, mając nadzieję, że we wszystkich uderzy jakiś piorun wymazujący pamięć. Alex dogoniła mnie na korytarzu.

- Nie wierzę, że to zrobił – przyjaciółka zamrugała z niedowierzaniem.

- Nie wierzę, że tak go okłamałaś! – spojrzałam na nią z wyrzutem.

- A co, źle? – obruszyła się Alex. - Przynajmniej da Ci spokój. Twoja mina mówiła wszystko. Po prostu mu to przetłumaczyłam z twarzowego na słowne.

- Ale ja z Lucjanem?! – jęknęłam, nerwowo pocierając dłońmi twarz. – On mnie nawet nie zapraszał… ciągle gada, że chce pójść z Tobą.

- Daj spokój. To Lucjan! Najlepszy kandydat do takiego kłamstwa. Wszystkim rozpowiadał, że jesteś jego dziewczyną, nie pamiętasz już?

- Pamiętam… - westchnęłam. - Wczoraj nawet wypalił tak przy profesorze Moody’m. On jest niemożliwy… – pokręciłam głową. – Gdybyś tylko widziała minę profesora…

- Wyobrażam sobie. Ale wiesz, tak naprawdę, to co mu do tego z kim chodzisz? – Alex wzruszyła ramionami.

- Najwidoczniej dużo. Wiem, że profesor ma rację, przy Draco mi naprawdę odbija – potrząsnęłam głową. Walczyłam z myślami. Powinnam powiedzieć Alex, że wygadałam się Draco? Byłam pewna, że by jej się to nie spodobało. I ona i profesor Moody ostrzegali mnie przed ślizgonem, ale te ostrzeżenia spływały po mnie jak po kaczce.

- Bo się zabujałaś. Słuchaj – Alex spojrzała na mnie poważnie. - Moody nie jest Twoim ojcem, żeby Ci rozkazywać. Nie musisz go słuchać w każdej kwestii. Też mi się nie podoba, że się pakujesz w sprawy z Malfoyem, ale to Twoja decyzja – przyjaciółka wzruszyła ramionami.

- Nawet gdybym chciała, nie wiem, czy potrafiłabym udawać, że on nie istnieje. Codziennie go widzę, a przez to że się całowaliśmy… - zarumieniłam się.

– Chciałabyś więcej? – Alex dokończyła za mnie. – Wiesz, myślę, że gdybyś dała sobie z nim spokój, pewnie prędzej czy później by Ci przeszło… Ale jeśli będziesz brnąć w to dalej, to w końcu się na nim przejedziesz.

- Hej… - spojrzałam na Alex z wyrzutem. -Dlaczego nie przewidujesz dobrego zakończenia?

- Bo to Malfoy. Nie spodziewam się po nim niczego dobrego.

Stanęłyśmy pod salą do Obrony Przed Czarną Magią. Alex wpatrzyła się w pusty korytarz i zamyśliła się. Nie minęła chwila, a Harry i Ron do nas dołączyli. Ich rozmowa od razu przypomniała mi o akcji w Wielkiej Sali.

- Ale to było żenujące – komentował rudzielec, uderzając się dłonią w czoło. – Na jego miejscu chyba bym umarł! Wszyscy to widzieli.

- Żal mi go. Tak się zbłaźnić – przytaknął Harry.

- Przynajmniej miał odwagę kogoś zaprosić – powiedziała Hermiona, wyłaniając się zza nich. – Wy dalej nie macie pary, prawda? – skrzyżowała przed sobą ręce i kolejno spojrzała na przyjaciół.

- Nooo… eeee… - Ron spojrzał na Harrego i oboje wzruszyli ramionami. – No ale tyle czasu jest jeszcze…

- Bal ogłosili dawno temu – Przypomniała Hermiona. - Sporo dziewczyn ma już parę.

- Najwyżej pójdą ze sobą nawzajem – Alex rzuciła półżartem i mrugnęła do chłopaków.

Harry i Ron spojrzeli na siebie nawzajem z pewną rezerwą. Hermiona tylko pokręciła głową i stanęła pod ścianą. Atmosfera powoli się rozluźniała, ale i tak czułam, że ciągle wszyscy na mnie patrzą. Stanęłam blisko drzwi, starając się wtopić w tłum. Po chwili pojawiło się moje wybawienie – profesor Moody. Przyjrzałam się twarzy profesora. Jego mechaniczne oko łypało na każdego po kolei, ale sam mężczyzna wyglądał na spokojnego. Miałam wrażenie, że biła od niego pogoda ducha. Tęskniłam za nim w tym właśnie wydaniu. Mężczyzna przeszedł przez tłum odpowiadając na powitania uczniów i przystanął przy Alex, przyglądając jej się czujnie.

- Panienka Lamberd… - w zdrowym oku profesora pojawił się błysk. – Mam nadzieję, że dziś czujesz się lepiej?

- Tak, profesorze – przytaknęła Alex. – O wiele lepiej. Leki bardzo mi pomogły. Z samego rana wypuścili mnie ze skrzydła szpitalnego.

- Czyli mam rozumieć, że jesteś zdrowa i gotowa do zajęć?

Alex lekko kiwnęła głową. Profesor uśmiechnął się na moment i ruszył do drzwi. Gdy mnie wymijał, przywitał mnie, poklepując przyjacielsko po ramieniu. Zaraz potem otworzył drzwi sali, odsuwając się z przejścia. Z zapałem weszłam do sali i zajęłam miejsce w pierwszej ławce. Chwilę po mnie wszedł mój ławkowy kompan – Draco. Ślizgon rzucił swoją torbę u stóp ławki, a później zamiast jak zwykle rozsiąść się jak król, spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się pod nosem. Podszedł bliżej, złapał za oparcie mojego krzesła i powoli nachylił się nade mną.

- Niezłe przedstawienie, Amber.

Poczułam przechodzące po plecach ciarki. Zaczerwieniłam się i speszona zerknęłam na Malfoya. Czyli też widział wydarzenia z Wielkiej Sali? Czy mogło być gorzej?...

- Żałuj, że nie zostałaś do końca. Ominęło Cie najlepsze. – Ślizgon wyprostował się, puścił moje krzesło i dopiero teraz usiadł.

- Co? – zmarszczyłam brwi i przechyliłam się w jego stronę, pytając konspiracyjnym szeptem. - Co masz na myśli?

- To chyba oczywiste? – Malfoy zakpił. - Longbottom nie poradził sobie z porażką.

Szybko rozejrzałam się po sali. Alex jak zawsze siedziała na tyle razem z Ronem. Ogólnie wszyscy zajęli swoje miejsca. Wszyscy poza Neville’m! Chłopaka nie było w sali. Nie byłam jedyną osobą, która to zauważyła.

- Gdzie pan Longbottom? – zapytał profesor w momencie, gdy jako ostatni wszedł do sali i zamknął za sobą drzwi.

- Neville rozchorował się, profesorze! – szybko wypalił Seamus.

Ślizgoni zaśmiali się. Draco spojrzał do tyłu i posłał uśmieszek w stronę swoich znajomych. Ja złapałam się za głowę i oparłam łokciami o blat ławki, wpatrując się w nią. Jeszcze przed chwilą Neville wyglądał normalnie, a teraz… Skoro nie przyszedł na zajęcia, musiało stać się coś poważnego. Byłam pewna, że ta nieobecność, to moja wina. Musiał się mocno przejąć. Najgorsze było to, że nie chciałam go wcale urazić. Było mi strasznie głupio.

- To niedobrze… niedobrze… - Moody oblizał się z namysłem. – Cóż, ta nieobecność trochę miesza nam szyki, ale jakoś sobie z tym poradzimy.

Profesor stanął tuż przy mojej ławce. Gdy dostrzegł, że zamiast go słuchać siedzę przybita, uderzył otwartą dłonią w blat, aż podskoczyłam. Od razu usiadłam normalnie, starając się chociaż wyglądać na skupioną. Profesor posłał mi przydługie, czujne spojrzenie, a później przeniósł wzrok na pozostałych uczniów.

- Przejdźmy do rzeczy. Zaplanowałem na dziś ćwiczenia w parach. Będzie to coś, co już znacie, a czego praktyczna umiejętność będzie wam niezbędna w przyszłości. – Mężczyzna sięgnął za pazuchę, wyciągając znaną wszystkim buteleczkę. - Żeby nie robić zbędnego zamieszania, powiedzmy, że dobieracie się w pary z osobą, z którą siedzicie.

Po sali przeszedł cichy szmer. Uczniowie spojrzeli na swoich kompanów. Ja spięta zerknęłam na Draco. Malfoy nie patrzył na mnie. Znudzony bawił się swoją różdżką. W tym czasie profesor pociągnął spory łyk z buteleczki, którą zaraz potem schował.

– To kto zostaje bez? Pan Finnigan? - Magiczne oko Moody’ego cały czas skakało z ucznia na ucznia.

Seamus spojrzał na puste miejsce obok siebie i kiwnął głową. Bez Neville’a nie miał pary.

- Zrobimy tak… – sapnął Moody, pokazując różdżką na kolejne osoby. –Seamus poćwiczy z Ronem, a Alex zmierzy się ze mną.

Wszyscy spojrzeli do tyłu. Ron szturchnął Alex, bo ta zdawała się nie skupiać w ogóle na tym, co do tej pory mówił profesor. Przyjaciółka podniosła wzrok na Moody’ego, a rudzielec szybko jej coś szepnął. Profesor podszedł bliżej ich ławki.

- Profesorze, czemu tak? – zapytała Alex, zerkając przy tym na boki.

- Chyba nie boisz się zmierzyć z profesorem, co Alex? – Moody uśmiechnął się kącikiem ust. – Ja doskonale wiem co się wczoraj wydarzyło... – mężczyzna przymrużył na moment oko.

Alex miała minę, jakby zobaczyła ducha. Też się wystraszyłam. Patrzyłam na plecy profesora, nerwowo ściskając własną różdżkę. Co miał na myśli? Wiedział, że jej omdlenie było podpuchą? I wyciągałby to teraz, przy wszystkich?

- …I zgaduję, że nie powinnaś się forsować – kontynuował mężczyzna. – Ze mną będziesz mieć taryfę ulgową. Tym razem.

Alex wcale nie wyglądała na szczęśliwą z jego decyzji. W końcu Ron też mógłby dawać jej fory. Profesor wrócił na przód klasy, uderzył laską w posadzkę i spojrzał poważnie na wszystkich.

– Teraz posłuchajcie mnie bardzo, bardzo uważnie. Jesteście tylko uczniami, więc trochę wam pobłażam, ale w przypadku ataku czy wojny, nikogo nie obchodzi, czy czujecie się źle, czy przechodzicie żałobę, czy nie jedliście od tygodni. Musicie być gotowi w KAŻDYCH okolicznościach. Dlatego to takie ważne, by wyrobić w sobie nawyki i by zachować stałą czujność.

Moody kazał wszystkim wstać, machnięciem różdżki porozstawiał ławki po kątach, robiąc w sali dużo wolnej przestrzeni. Profesor wyjaśnił Alex co ma robić i razem wyszli na środek, demonstrując nam jak mają przebiegać zajęcia. Po krótkiej walce na spojrzenia, przyjaciółka wykonała atak, który Moody sprawnie zablokował czarem.

- Właśnie tak! – oznajmił Szalonooki i wystrzelił w Alex czarem, ale dziewczyna sprawnie go zablokowała. – Dokładnie! Będziecie wykonywać ataki i obronę na zmianę. Jakieś pytania?

Profesor ustalił, że powinniśmy używać jedynie czaru rozbrajającego i obronnego, a zaraz potem wyznaczył każdej parze rejon ćwiczeń. Z Alex wykonał jeszcze kilka rund, a później zostawił ją samej sobie i zaczął przechadzać się po sali, oglądając jak nam idzie. Tu kogoś przestawił, tam coś doradził, tych rozsunął, tamtych zrugał. Nie zwracałam na niego uwagi, bo w tym czasie stanęłam naprzeciw Draco. Spięta wpatrywałam się w niego. Nie czułam się pewnie w pojedynkach, nawet pomimo tego, że profesor ćwiczył je ze mą. Na domiar złego musiałam ćwiczyć akurat z Malfoyem… Chciałam być blisko niego, ale chyba w tym wypadku wolałabym mniej wymagającego przeciwnika. Ślizgon wyglądał na bardzo pewnego siebie. Miał zaatakować jako pierwszy, więc nie czekając na nic, wykonał atak. Siła czaru odepchnęła mnie lekko do tyłu, a moja różdżka wyskoczyła mi z ręki.

- Co jest Amber? – blondyn poruszył brwiami. - Nie możesz się skupić?

Szybko podniosłam różdżkę i wykonałam atak. Malfoy bez problemu zablokował mój cios i błyskawicznie wyprowadził swój, znowu mnie rozbrajając.

- Tylko na tyle Cie stać? – westchnął ślizgon.

Zacisnęłam zęby. Znowu podniosłam różdżkę i wróciłam na swoje miejsce. Profesor miał rację, nie ma znaczenia czy źle się czujemy, jak bardzo jesteśmy dobici, ani z kim walczymy… Musiałam wziąć się w garść. Skupić. Wpatrzyłam się w oczy Draco i wykonałam atak. Obronił się, a później błyskawicznie wyprowadził swój cios. Równie błyskawicznie użyłam czaru obronnego, tym razem nie pozwalając mu się trafić. Chłopak przymrużył na moment oczy. Uśmiechnęłam się niepewnie. Draco odbił moje zaklęcie, a ja znów odbiłam jego. Nie przerywając kontaktu wzrokowego wymieniliśmy się tak kilkoma czarami. Wpadłam w rytm. Byłam tak skupiona, że nie zauważyłam morderczego spojrzenia Pansy. W pewnym momencie podszedł do nas profesor i położył dłoń na moim ramieniu.

- Dobrze wam idzie – oznajmił Szalonooki, zerkając na nas naprzemiennie. – Radzicie sobie z szybkością, ale może spróbujcie być bardziej nieprzewidywalni?

Kiwnęłam głową. Profesor ruszył do kolejnej pary. Spojrzałam na Draco i gdy już mieliśmy kontynuować w klasie rozległ się huk, a zaraz po nim dźwięk tłuczonego szkła. To Ron nie zdążył obronić się przed expelliarmusem, a siła uderzenia odrzuciła go aż na przeszkloną szafkę. Moody szybko do niego podszedł, sprawdzając czy nic mu nie jest.

- Patrz, kolejna ofiara Gryffindoru – Pansy rzuciła do swojej koleżanki, tej samej, która kiedyś pomagała jej mnie pobić. - Zaraz się sami pozabijają i kłopot z głowy.

Obie się zaśmiały. Wokół rudzielca zrobiło się małe zamieszanie. Hermiona zadawała Ronowi setki pytań, a Harry razem z Alex pomagali mu wstać. Wszyscy zaczęli się tam kotłować. Próbowałam zobaczyć czy wszystko w porządku, ale wtedy szarpnęło mną, a moja różdżka wyskoczyła z ręki.

- Hej! Co jest? - Spojrzałam zaskoczona na Draco.

- Mieliśmy być nieprzewidywalni – ślizgon stwierdził beztrosko, rozkładając przy tym ręce. – Jak widać przegrałaś.

- Bo to nie było fair… - Zmarszczyłam brwi i zebrałam różdżkę z podłogi.

- Przecież nie masz problemu z łamaniem zasad – Malfoy patrzył mi prosto w oczy.

- Wręcz przeciwnie…

- Mam Ci przypomnieć fakty? – blondyn obrócił różdżkę w palcach.

Potrząsnęłam głową i dyskretnie rozejrzałam się, sprawdzając, czy ktoś słyszy naszą rozmowę. Na szczęście wszyscy kłębili się wokół Rona.

- Rozejść się! – huknął Moody. – Zróbcie przejście! Nie ma na co patrzeć!

Szalonooki trzymał Rona za ramiona i prowadził… nie, wręcz pchał go w stronę drzwi. Rudzielec był poraniony od szkła, ale jego rany nie były bardzo głębokie. Sądząc po minie chłopaka, był nieco skołowany.

- Na dziś koniec zajęć. Kto zaprowadzi Pana Weasleya do skrzydła szpitalnego? – Moody rozejrzał się po sali i widząc las rąk, wybrał Harrego.

Gdy Harry i Ron zniknęli za drzwiami, zerknęłam kontrolnie na Draco, szybko zebrałam moje rzeczy i podeszłam do Alex.

- Jesteś pewna, że zajmiesz się Malfoyem? – zapytałam szybko.

- Ron właśnie miał wypadek, a Ty tylko o nim?! – Alex przewróciła oczami.

- Bo właśnie mi przypomniał, że wszystko widział – przerażona gestykulowałam. - On o tym gada, Alex. Co jeśli rozpowie?

Obie łypnęłyśmy na blondyna. Malfoy zgarnął swoją torbę i nie patrząc w naszą stronę, wyszedł z sali.

- Chyba gdyby chciał, już by to zrobił – stwierdziła Alex.

Zacisnęłam usta. Wcale mnie to nie pocieszyło. Po szybkim namyśle, biegiem ruszyłam do drzwi. Przyjaciółka tylko rozłożyła ręce w niemym pytaniu. Została w tyle. Na korytarzu rozejrzałam się i gdy dostrzegłam blond czuprynę, ruszyłam za ślizgonem. Nie szedł w stronę sali od historii magii, ale że do zajęć zostało jeszcze trochę czasu, nie wydało mi się to dziwne. Malfoy nie obrócił się ani razu. Nim zdążyłam go dogonić, zniknął za drzwiami męskiej łazienki, blisko zejścia do lochów. Stanęłam przed drzwiami, wahając się chwilę. Wiedziałam, że nie powinnam tam wchodzić, ale możliwe, że była to jedyna okazja, żebyśmy pogadali na osobności. Złapałam za klamkę i ostrożnie weszłam do środka. Łazienka podzielona była na dwie części, ta za drzwiami była wyposażona w rząd umywalek i luster, zaś po lewej znajdowało się przejście do części z kabinami. Pierwsze pomieszczenie było puste, a z drugiej części dobiegły mnie męskie głosy. Draco z kimś rozmawiał. Nie był tu sam… Zawstydziłam się i chciałam zawrócić. Było jednak za późno, bo gdy zamknęłam za sobą drzwi, te głośno zaskrzypiały, tym samym zwracając na mnie uwagę.

- Mamy gościa? – zapytał Flint, jednocześnie wystawiając głowę z drugiego pomieszczenia.

Gdy mnie zobaczył, na jego twarzy momentalnie pojawił się wredny uśmiech. Chłopak od razu przeszedł do części z umywalkami i ruszył w moim kierunku. W ręce trzymał na wpół spalonego papierosa, którym się zaciągnął.

- Zgubiłaś się? – zagaił, strzepując popiół na ziemię.

- Przepraszam. Nie powinno mnie tu być. – Pisnęłam i rzuciłam się w stronę drzwi.

Flint był jednak szybszy. Dopadł do nich i mocno oparł się o nie ręką, tym samym uniemożliwiając mi ich otwarcie.

- Gdzie?! – warknął. – Zostań jak już przyszłaś.

Szarpnęłam za klamkę, ale drzwi prawie nie drgnęły. Marcus obejrzał mnie od stóp do głów, raz jeszcze zaciągnął się papierosem i dmuchnął mi dymem prosto w twarz. Skrzywiłam się i rozkaszlałam, próbując rozwiać dym ręką.

- Twoja koleżaneczka też tu jest? – zapytał. – Ta dziwka Snape’a?

- Co?... – zmarszczyłam brwi. - Nie… jestem sama… - wydukałam.

W sumie chyba nie powinnam tego mówić. Cofnęłam się pod umywalkę, a Flint ruszył za mną. W końcu oparłam się o umywalkę tyłem i nie miałam już drogi manewru. Flint stanął niebezpiecznie blisko, praktycznie mnie do niej przypierając. Znowu dmuchnął mi dymem w twarz.

- Szkoda – syknął i zgasił papierosa na umywalce, po mojej prawej stronie. - Ale też się nadasz – obleśnie poruszył brwiami i mocnym chwytem złapał za moją koszulę, jakby miał zamiar ją rozerwać.

Pisnęłam wystraszona i próbowałam odepchnąć od siebie jego ręce. Mocno mnie trzymał.

- Nie wierć się. Zaraz będzie po wszystkim – Flint zarechotał. Wyraźnie się ze mną bawił.

- Starczy już, co? – powiedział Draco, wyłaniając się z drugiego pomieszczenia. Jakby nigdy nic podszedł do rzędu umywalek, puścił wodę i umył dłonie. Nawet na nas nie spojrzał.

- Pytał Cie ktoś o zdanie? – Flint zerknął na blondyna, wciąż trzymając moją koszulę w garści.

- Nie, ale wiesz, że Snape znowu się przypieprzy. Nie jest tego warta. – rzucił Malfoy i przejrzał się w lustrze, przylizując i tak dobrze ułożone włosy.

Zamarłam. Flint znowu mi się przyjrzał. Poluźnił uścisk na koszuli.

- Stać Cie na więcej. – Kontynuował Draco. Rozmawiali o mnie tak, jakby wcale mnie tutaj nie było. - Mamy przecież lepsze dupy wśród ślizgonek i do tego chętne.

- Racja. – Marcus uśmiechnął się obleśnie i ostatecznie mnie puścił.

Gdy tylko się odsunął, rzuciłam się w stronę drzwi i szybko wypadłam na zewnątrz. Nie oglądając się za siebie, ze łzami w oczach popędziłam pod salę od Historii Magii. Żałowałam, że poszłam za Malfoyem. Moja wymiętoszona koszula to był najmniejszy z problemów. Mogło się skończyć o wiele gorzej… Do tego słowa Draco… „Nie jestem tego warta.” „Wśród ślizgonek mają lepsze dziewczyny.” Czy mówił tak, bo naprawdę tak uważał, czy mówił tak, by spławić Flinta? Jedno było pewne, śledzenie nie wychodziło na dobre.

Jeszcze przed salą od Historii Magii przetarłam oczy, by nie było po mnie nic widać. Zwolniłam kroku i powoli wtopiłam się w tłum czekających na lekcje uczniów. Do grupy dołączył też Harry i Ron. Rudzielec miał na sobie kilka plastrów. Seamus od razu zaczął go rzewnie przepraszać, a gdy Ron uznał, że nie było sprawy, zaczęła się dyskusja o Neville’u. Choć miałam na głowie tysiąc spraw, odruchowo stanęłam bliżej grupki, by podsłuchać co o nim mówili. Jedni gadali, że zasłabł, inni że doznał szoku. Faktem było, że ciągle leżał w skrzydle szpitalnym. Czy powinnam go przeprosić? Czy to cokolwiek by zmieniło?...

Pod salą znalazł się też Draco. Spojrzał na mnie przelotnie i stanął z resztą uczniów Slytherinu. Alex gdy tylko mnie dostrzegła, stanęła blisko mnie.

- Gdzie tak wystrzeliłaś? – zapytała przyjaciółka.

- Chciałam pogadać z Draco…

- I udało się?

Jedynie potrząsnęłam głową. Zaczęły się zajęcia. Profesor ocenił w końcu nasze referaty. Ci, co przyłożyli się mniej – w tym Alex – dostali oceny powyżej oczekiwań. I ja i Malfoy otrzymaliśmy wybitne oceny. Dobry stopień na moment poprawił mi humor. Przynajmniej z jednego się wywiązałam. Profesor zadał kolejny referat, a potem poprowadził długie, monotonne zajęcia, na których prawie każdy przysypiał. Po lekcji - biorąc pod uwagę wydarzenia ze śniadania - postanowiłam odpuścić sobie obiad. Zaszyłam się w dormitorium, nie mając w ogóle ochoty wychodzić z łóżka. Kartkowałam kolejne podręczniki, ale miałam wrażenie, że nie dociera do mnie to, o czym czytam. Nie mogłam się skupić. Neville, Flint, Draco, rodzice… Alex wróciła z obiadu i przypomniała mi o jeszcze jednym – Moody’m i mapie Harrego. To zadanie wciąż było przede mną.

- Jeśli wypowiesz hasło, nie musisz wcale kraść tej mapy. To idealny plan – zasugerowała przyjaciółka.

- I tak zauważy, że to ja przy niej majstrowałam – westchnęłam nieprzekonana.

- Ale nie wyciągnie z Ciebie hasła aktywującego, bo go nie znasz. Z resztą możesz zrobić to tak, by wyglądało na wypadek.

- Nie mam pojęcia jak – mruknęłam i zwlekłam się z łóżka.

- Wymyślisz coś – Alex poklepała mnie po plecach.

Razem zeszłyśmy do pokoju wspólnego. Alex odprowadzała mnie do obrazu. Na drodze stanęła nam Angelina. Dziewczyna nie miała już lima pod okiem i ogólnie wyglądała dobrze.

- Cześć Alex. Masz chwilę?

- Nie bardzo – mruknęła moja przyjaciółka i próbowała wyminąć czarnoskórą dziewczynę.

- To ważne – stwierdziła Angelina, znowu zastępując jej drogę. – Ja… chciałam Cie przeprosić za wtedy. Głupio się zachowałam.

Alex stanęła w miejscu, wpatrując się w gryfonkę. Patrzyłam na nie naprzemiennie.

- Jak wariatka – skomentowała Alex.

- No trochę tak – zaśmiała się Angelina. – Odbiło mi, ale już wszystko sobie poukładałam w głowie. Wiesz, nie miałam prawa tak na Ciebie naskakiwać. Twoja decyzja z kim chodzisz. Chciałam Ci tylko powiedzieć, że nie będę się już wtrącać – uniosła ręce w obronnym geście. - Zrobisz co chcesz.

Alex przymrużyła oczy i kiwnęła głową.

- Pamiętasz nasze wspólne mecze? – kontynuowała Angelina. - Dogadywałyśmy się do tej pory i chciałabym, żeby to wróciło.

- No, zawsze cie lubiłam – Alex wzruszyła ramionami. – Dlatego zdziwiła mnie tamta akcja.

- Zapomnij o tym – Angelina uśmiechnęła się. – Chcę, żeby było po staremu. Żebyś mogła na mnie liczyć, gdybyś potrzebowała rady i tak dalej.

Dziewczyny przytuliły się krótko. Ja zamrugałam zdezorientowana. Widocznie to co tak szybko eskalowało, równie szybko upadło. Ale to dobrze, że konflikt w Gryffindorze nie trwał długo. Powinniśmy trzymać się razem.

Wyszłam przez obraz i ruszyłam pod gabinet profesora Moody’ego. Mężczyzna czekał już na mnie. Wpuścił mnie do środka i zamknął za mną drzwi. Jego gabinet wyglądał jak zawsze. Nic nie zdradzało tematu naszych dzisiejszych zajęć.

- Herbaty? – zapytał Szalonooki. Jego mechaniczne oko nie przestawało na mnie patrzyć nawet gdy mężczyzna mnie wyminął.

- Poproszę. – Kiwnęłam głową i nerwowo potarłam łokieć. - Nie miał profesor problemów przez wypadek Rona? – zapytałam.

- Wypadek? – Moody zajął się parzeniem herbaty. – A tak… nie, żadnych problemów. To przecież nic poważnego. Wypadki się zdarzają.

- No tak… - podeszłam do kanapy i usiadłam na niej ciężko.

Profesor podsunął stolik i postawił mi na nim herbatę. Sam sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza po swoją buteleczkę i upił z niej łyk.

- Coś Cie trapi, ptaszyno? – zapytał, siadając obok mnie.

Gdy chował buteleczkę, zauważyłam, że z wewnętrznej kieszeni wystawało mu coś, co wyglądało jak mapa. Od razu usiadłam bardziej wyprostowana. Teraz wiedziałam gdzie ją miał. Musiałam tylko znaleźć sposób, by się do niej dostać…

- Mam trochę na głowie, profesorze – wyjaśniłam, ponownie opuszczając wzrok.

- Co konkretnie? – dopytał Szalonooki, podsuwając herbatę bliżej mnie.

Spojrzałam na napój i westchnęłam. Mężczyzna oblizał się, przysunął bliżej mnie i przyjacielsko objął mnie ramieniem.

- Wiesz, że mogę Cię wysłuchać, prawda? – Przypomniał.

– Wiem profesorze… - mruknęłam i wzięłam głębszy wdech. – Chodzi o to, że… Ta nieobecność Neville’a… boje się, że to przeze mnie.

- Jak to? – Szalonooki przyglądał mi się uważnie.

- Rano zaprosił mnie na bal, a ja mu odmówiłam. Jeszcze Alex skłamała, że idę z kimś innym. Potem Neville nie pojawił się na zajęciach…

- Rozumiem – sapnął profesor. Poczułam, że poruszył palcami obejmującej mnie ręki, jakby wystukiwał na moim ramieniu rytm. – Tyle, że to nie Twoja wina, jeśli chłopak nie potrafi sobie poradzić z odrzuceniem, czyż nie? Na swojej drodze trafisz na o wiele większe problemy niż niespełnione uczucia innego nastolatka.

- Ale on wylądował aż w skrzydle szpitalnym… - powiedziałam przejęta.

- I to nie jest Twój problem, Klaro – Moody stwierdził twardo. – Poza tym Neville przetrwał o wiele gorsze rzeczy. Słyszałaś o jego rodzicach?

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na profesora. Lekko potrząsnęłam głową.

- Ach… - Moody uśmiechnął się lekko i zabrał rękę, którą mnie obejmował. Potarł swoje udo. – To stara historia… Jego rodzice byli aurorami. Mniej więcej w czasach śmierci Voldemorta dopadli ich śmierciożercy. Najwierniejsi słudzy mrocznego pana… - mężczyzna oblizał się. – Straszne typy… Nie chciałabyś na nich trafić.

Zerknął na mnie. Zasłuchana sięgnęłam po herbatę i upiłam łyk. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i kontynuował.

- Właściwie to nie ma co tego rozwlekać. W skrócie mówiąc, śmierciożercy dopadli rodzinę Longbottomów.

- I zabili ich?... – dopytałam wystraszona.

- Nie do końca – profesor zarzucił rękę na oparcie. - Męczyli ich klątwą cruciatus na tyle długo, że Longbottomowie postradali zmysły. Zapomnieli jak się co robili, kim byli, nawet jak się nazywali… Przestali reagować na bodźce. Stali się warzywami – Moody oblizał się i znowu sięgnął za pazuchę, do swojej buteleczki.

- To straszne… - szepnęłam, mimowolnie zezując na mapę. Wpadł mi do głowy luźny pomysł. Podsunęłam się bliżej mężczyzny razem z trzymaną w rękach herbatą.

- Tak. Dlatego mówiłem Ci, że są gorsze rzeczy od śmierci. -Profesor upił łyk. Tym razem mniejszy.

Gdy chciał schować buteleczkę, przypadkowo uderzył łokciem w moją filiżankę, a ja, choć mogłam ją utrzymać, specjalnie pozwoliłam naczyniu wypaść z mi z rąk. Pisnęłam, czując jak ciepły napój rozlał się na nas oboje. Pusta filiżanka wylądowała na podłodze.

- Cholera! – warknął profesor, automatycznie wstając z kanapy.

Resztki napoju poleciały na kanapę i podłogę. Ja rozłożyłam szeroko ręce i złapałam za materiał swojej koszuli, odklejając ją od ciała. Chyba jednak nie przemyślałam tego wszystkiego. Powoli wstałam.

- Przepraszam profesorze… - szepnęłam zawstydzona.

- Nie, nie, spokojnie – sapnął Moody. – Nic się nie stało. To tylko herbata.

Jego mechaniczne oko wlepiało się w moją prześwitującą, poplamioną koszulę. Mężczyzna szybko zdjął z siebie mokry płaszcz i rzucił go na oparcie kanapy. Jego koszula również była mokra. Bez namysłu zaczął ją przy mnie rozpinać, odsłaniając swój lekko umięśniony tors pokryty różnorakimi bliznami. Zawstydzona od razu zaczerwieniłam się i odwróciłam wzrok.

- Daj mi chwilę, ptaszyno – mruknął profesor i ściągając koszulę do końca, zniknął na moment w sypialni.

To była moja szansa. Złapałam za różdżkę i szybko sięgnęłam do płaszcza profesora, uderzając końcem różdżki w wystającą z kieszeni mapę. Szepnęłam zaklęcie „koniec psot” i wetknęłam różdżkę na miejsce, wracając do poprzedniej pozycji. Dosłownie kilka sekund później w gabinecie pojawił się profesor ubrany już w świeżą, białą koszulę z długim rękawem. Dopiął ostatnie guziki i poprawił mankiety.

- Też powinnaś się przebrać – stwierdził, podchodząc bliżej mnie.

Moody stanął tuż przede mną i bez ceregieli złapał za guziki mojej koszuli, rozpinając je jeden po drugim. Jego reakcja tak mnie zaskoczyła, że stałam oszołomiona, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Dopiero gdy był w połowie, odsłaniając mój jasnoróżowy, koronkowy stanik, ocknęłam się.

- Profesorze! – pisnęłam, zasłaniając się rękoma. – Nie może profesor użyć czaru czyszczącego?

Szalonooki zamarł patrząc mi prosto w oczy.

- A tak. Tak. Racja - sapnął. - Wybacz, ostatnio bywam trochę roztargniony - wyjaśnił z niewinnym uśmiechem i załapał za różdżkę. - Chłoszczyć! – z ociąganiem wypowiedział zaklęcie, uderzając różdżką w moje ubranie.

Koszula wróciła do pierwotnego stanu. Obróciłam się tyłem do profesora i gorączkowo zaczęłam zapinać guziki. Serce waliło mi jak oszalałe. Gdy ja się ubierałam, Moody odchrząknął i wyczyścił zaklęciem resztę bałaganu.

- Dziś dobrze szło Ci na pojedynkach – rzucił mimochodem.

- To… to zasługa profesora – powiedziałam, siadając z powrotem na kanapie. Starałam się nie patrzeć na mężczyznę.

- Czyli jednak coś wynosisz z naszych lekcji – skomentował Moody.

Choć miałam nadzieję, że jak najszybciej wyjdę z gabinetu i powiem Alex o zwycięstwie, profesor nie zamierzał wcale tak szybko mnie wypuścić. Gdy nieco ochłonęliśmy, ćwiczyliśmy pojedynki w różnych formach. Zajęcia wydawały mi się podejrzanie zwyczajne jak na ekscesy jakie wymyślał Szalonooki. Być może była to cisza przed burzą.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz